15.01.2019, 19:23 | #21 |
Zarejestrowany: Aug 2016
Miasto: Zakopane
Posty: 393
Motocykl: NAT
Online: 1 tydzień 6 dni 1 godz 35 min 34 s
|
Jakie macie opony ?
|
15.01.2019, 19:37 | #22 |
Zarejestrowany: Jun 2017
Miasto: Gdynia
Posty: 95
Motocykl: CRF1000
Przebieg: rośnie
Online: 1 tydzień 2 dni 2 godz 8 min 12 s
|
Opony mieliśmy K60 scout, według mnie najsłabsza opona jaką miałem założoną na Afryce. Do 10 tys jakoś wyglądała, później było zdecydowanie gorzej. Przy 14 tys pojawiły się pęknięcia które przyprawiały mnie o gęsia skórkę,a le starałem się nie myśleć o pęknięciach długości kilku centymetrów. W sumie przejechałem na nich podczas wyprawy prawie 18 tyś i pierwsze co zrobiłem na drugi dzień po powrocie to wymieniłem opony na nowe
|
15.01.2019, 19:41 | #23 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
K60 po takim nalocie robią się kwadratowe.
|
15.01.2019, 19:52 | #24 |
Zarejestrowany: Jun 2017
Miasto: Gdynia
Posty: 95
Motocykl: CRF1000
Przebieg: rośnie
Online: 1 tydzień 2 dni 2 godz 8 min 12 s
|
Kilka słów odnośnie przejścia granicznego z Rosją i spędzonych na nim niepotrzebnie kilku dodatkowych godzin. Motocykl mam w leasingu i przygotowałem się pod względem wymaganych dokumentów wzorowo. Miałem upoważnienie z firmy leasingowej przetłumaczone na język rosyjski przez tłumacza przysięgłego i potwierdzone notarialnie, było upoważnienie z mojej firmy na mnie i również przetłumaczone i potwierdzone. Na granicy jednak okazało się że trafiłem na mistrza. Gość dopatrzył się że upoważnienie jest napisane przez firmę z adresem w Warszawie (gdzie znajduje się centrala firmy) natomiast w dowodzie rejestracyjnym jest adres z Gdańska gdzie znajduje się ich oddział. No i dla niego moje upoważnienie było nie ważne, bowiem nie było wystawione przez firmę z dowodu rejestracyjnego. Starałem się zachować spokój, wiedziałem że mam wszystko w porządku. Po dwóch godzinach marudzenia, dzwonienia, kserowania wszystkich dokumentów w końcu kazał jechać. Nauczka na przyszłość aby zwracać na to uwagę podczas starania się o dokumenty. W dalszej części podróży nikogo już nie interesowało czyj jest motocykl, upoważnienie pokazywałem dopiero przekraczając granicę KAZ-ROS ale tam już nikt nie był tak skrupulatny.
|
15.01.2019, 20:08 | #25 | |
Zarejestrowany: Jun 2017
Miasto: Gdynia
Posty: 95
Motocykl: CRF1000
Przebieg: rośnie
Online: 1 tydzień 2 dni 2 godz 8 min 12 s
|
Cytat:
Przejazd przez Rosję i Kazachstan traktowaliśmy jako tranzyt i w momencie kiedy jakość drogi uniemożliwiała zrobienie do godziny osiemnastej 800-1000km to były powody do marudzenia. Nie wiem co Ci się w tym odcinku podobało ? tam były tylko pola i nieużytki, w zasadzie nie można było ich "podziwiać" bowiem skupić trzeba było się na jezdni która miała dziury jak po bombardowaniu. Czasami jakość asfaltu był tak słaby że na poboczach były alternatywne drogi piaskowe na których przemieszczali się kierowcy samochodów. |
|
15.01.2019, 20:47 | #26 | |
Asia
Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Złotoryja/ Wrocław
Posty: 2,289
Motocykl: XL750, CRF300RALLY
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 3 tygodni 6 dni 3 godz 47 min 6 s
|
Cytat:
Nie mówię tu o podziwianiu widoków bo rzeczywiście nie było zbytnio co podziwiać. A sam stan drogi był dla mnie miłą odmianą od równego nudnego asfaltu. W ogóle nie wspominam go jako tak tragiczny jak przedstawiasz. Nie mówię, że był to idealny asfalt bo nie był. Ale mi to pasowało i wręcz w drodze powrotnej czekałam na ten odcinek. Tak samo droga do Uralska była spoko. W pierwsza stronę po ciemku i w kurzu było trochę gorzej ale na powrocie było już fajnie bo udało się przed zachodem słońca dobić do granicy. P.S też traktowałam tą drogę tranzytowo. Takich przebiegów niestety nie robiłam bo było nas w grupie 5 osób i nie udało się utrzymać dyscypliny. Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
__________________
https://www.facebook.com/zaczekajnamotorze https://www.instagram.com/asia_moto/ XL750 + crf300rally |
|
15.01.2019, 21:09 | #27 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reszel
Posty: 680
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 4 miesiące 4 dni 3 godz 1 min 14 s
|
Wilku. Pozwolisz, że się ustosunkuje.
Leciałem na powrocie z północnych "stanów" sojuza tą drogę i w sumie się z Tobą zgadzam. Nawet pomarudziłem o niej koleżance na jednej z przygranicznych "zaprawek" przy ROS/UKR "miedzy". Jednakże co do obiektywnej oceny to zależy czym lecisz i kiedy suniesz (pora dnia). Mój foch wynikał, że mając za sobą przeszło 700 km zamarzyła mi się wieczorna eksploracja Saratowa. Więc moto spacer po tym city. Jakieś bezalkoholowe piwko nad Wołgą. Może jakiś kontakt z miejscowymi bajkerami, czy "podzidowanie między puszkami" (to się akurat udało). A tu po sprawnym przekroczeniu "miedzy" drogowa rozpierducha. Może nie tyle dziury co głębokie koleiny i ostre przełomy, że często trzeba było uciekać na pobocze, ale tam od czasu do czasu były wyżłobione po wodzie dość głębokie rowy na których przedni zawias twardo zestrojonego deela nie dawał rady. Za sprawą ciężkiego przodu manetą nie do odciążenia. W konsekwencji spadku "średniej" wjazd do Saratowa "po ciemku". Jako, że stawki u Ormian w ichnich "gołębniczkach" na przedmieściach Engels mało akceptowalne mimo targów. Musiałem szukać noclegu w samym Saratowie, co ostatecznie się udało za sprawą wsparcia miejscowego bajkera na Harrym. Reasumując: kolezanka leciała z rana w dodatku dośc lekko zapakowana transalpem. Miękki bagaż itp. Po zrobieniu dwóch tyś krajówkami mogła inaczej odebrać ten odcinek zwłaszcza z rana. Co by nie mówić wymagający trochę życia na kanapie. |
15.01.2019, 21:28 | #28 |
Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Łomżewo
Posty: 909
Motocykl: AT-NAT
Przebieg: 80000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 14 godz 2 min 46 s
|
Bajkonur i Ałmaty Poranny odprawa czyli kawa, owsianka na śniadanie, kupka w plenerze i pakowanie się do drogi. Zwijamy camping, jest rześko, bezchmurne niebo i wstaje słońce. Kolejny nudny dzień na stepach Kazachstanu, krajobraz nam się zmienia bardzo szybko. Pustynie, wielbłądy, nawet czasami pojawi się drzewo. Większość to bezkresne puste stepy bez oznak ludzkości, po części przerażające i ciągnące się setki kilometrów. Dla nas to tylko tranzyt co prawda bardzo atrakcyjny ale jadąc czwarty dzień jest to nudne, a nawet męczące i usypiające. Wspomagamy się kawą i energetykami bo innej rady nie ma, wspaniałym wymysłem technologicznym jest interkom. Gadamy na przemian, czasem ja bardziej czasem Michał to nas ratuje na długich nudnych przelotach. Trzymamy się przepisów to i policja nas nie zatrzymuje co ponoć jest nagminne w Kazachstanie. My żeśmy tego do doświadczyli. Ale jak wspomniałem nasze prędkości nie przekraczały 100 km/h. Kolejny nocleg z przypadku na wysokości Szymkentu stacja i Motel, klasyka o której się nie będę rozpisywał. Na kolacje zjadamy Michałową mielonkę z lepioszką lokalną. I idziemy spać w miarę wcześnie. I znowu: „poranna odprawa, kawa z Polski, owsianka itp.” Obieramy kurs na Ałmaty. Klasycznie droga nudna, długa, ale dobra. Przedmieścia przypominają mi trochę mix Warszawy i Tirany, ale przeżyliśmy. W navi wbity nocleg który udało się ogarnąć noc wcześniej z internetem. Hostel nawet nie drogi, w centrum, przyjazny motocyklistom. Ale nawigacja przegoniła nas po samym centrum Ałmaty, korek, 36 stopni. Mimo że były światła szło płynnie. Wylądowaliśmy w samym centrum. Co prawda pięknie, czystko, ciut nie ameryka. Nie wiem co to był za budynek ale nazwaliśmy go parlament i nie był to nasz nocleg. Postój na mega wkurwie bo jest gorąco, centrum miasta, korki. Czyli to czego nienawidzę najbardziej, jak przypadło na chłopka mało miasteczkowego. Zaczepiam pierwszego lepszego napotkanego kolesia i razem znajdujemy nasz cen, nasz hostel wcześniej zaplanowany. Wbrew pozorom miasto trudne do przejechania nie jest, trochę się wciskamy. Trochę naginamy przepisy, trochę też ludzie nas puszczają może z litości bo jest 36 stopni, a my opakowani w stroje motocyklowe. Ałmaty to piękne miasto, czułem się prawie jak w Chicago, mocno zachodnie, nowe czyste auta. Piękne budynki, kfc, prada, starbucks. Ale widok zaśnieżonych gór i tak bije wszystko na łeb. To co uwielbiam, bliskość z naturą. Co prawda dziwny kontrast bo po części wdycham spaliny z Land Cruisera V8, a z drugiej strony mam prawie na wyciągniecie ręki ośnieżone szczyty. Pięknie jest, w końcu znajdujemy nasz hostel, czysto, trzeba mieć laczki na zmianę. Pani prowadzi nas do grupowego pokoju, wracam po Michaiła i z bagażami wracamy na górę. Będzie śmiesznie, zrzuciliśmy bagaż do pokoju i mówię że towarzystwo się rozbiegnie jak zaczną czuć że ‚bajkersi’ przyjechali. Tak też było, zasadniczo buty musieliśmy zdjąć na zewnątrz ale skarpeta dalej oddawała aromat długiej podróży po stepach oraz zgiełku zatłoczonego centrum pareset kilometrów stopy w bucie motocyklowym nawet skarpeta z kosmicznej technologii nie wytrzyma. Ale na szczęści prysznic i szorowanie kopyt poprawia moje i innych domowników nastroje. Jak zawsze jedziemy na głodzie ale chłopak z łóżka obok mówi że może nas zaprowadzić do baru i marketu na zakupy. Tak tez napełniamy brzuszki i robimy zakup tego co najważniejsze w podróży. Woda, chleb i lokalny koniak u nas takich rzeczy niema tym bardziej za takie pieniążki i niepowtarzalnym smaku. Jak to było w reklamie ‚poezja smaku i aromatu’. Korzystając z dobrego internetu trochę zarywamy nockę i poranek zaczynamy późno na mega kacu. Ale w hostelu mamy śniadanie i czas za ogarnięcie z grubsza motocykli. Na liście tylko Kanion Szaryński i granica z Kirgistanem nie cale 400 km do zrobienia. W zasadzie dla nas ‚pestka’ po takich długich dziennych przebiegach. Teoretycznie tak, ale złamaliśmy wszystkie dotychczasowe zasady które mówiły ‚obiad o 14’ i ‚nie jedziemy po zmierzchu’. Daliśmy dupy na całej linii. Do granicy Kazachstan- Kirgistan zajechaliśmy na styk czyli 17:50, całe szczęście że nas odprawili. Poznaliśmy kilku Rosjan przed kanionami i zasadniczo na kanionach spotkaliśmy się i mieliśmy jechać na wspólną integrację nad Issy-kul tym bardziej że byli z Irkucka i jeden miał polskie korzenie z Wierszyny, tak to tam gdzie miałem być w zeszłym roku :/ No mimo wszystko jeden jechał z nami drugi nie zdążył. Pogoda się psuła, droga też była jak ta z trasy Saratow- Ozinki, a robiło się ciemno i przed nami 120km drogi. Mogę mieć pretensje sam do siebie że byłem na tyle nie odpowiedzialny że nie zarządziłem noclegu wcześniej bez parcia na dotarcie do jeziora bo już był zmierzch i zasadniczo jechaliśmy 80km prze około 2 godziny. Zrobiło się czarno, roboty na drodze, lokalni zrobili sobie zabawę żeby nam świecić długimi przez cały czas. Głodni, zmęczeni godzina była już 22, byliśmy pośrodku niczego. Po drodze był hotel który nie miał wolnych miejsc. Ja byłem już na totalnym wycięczeniu, jakimś cudownym szczęściem udało się, braliśmy co dali, fakt warunki były na pierwszy rzut oka idealne, kolacja pyszna. Ale kibel odstawał od podłogi, w prysznicu wrzątek, deska jakby pogryziona przez psy i jeszcze nasz oszukali na 250som. No trudno. Co nie zmienia faktu że w pokoju byliśmy o 23 padałem na pysk. 8 dni jazdy pobudka 5 rano, jazda cały dzień. Daje to ostro w kość tym bardziej że nasza dieta jest mocno uboga. Teraz jesteśmy już na miejscu, nie mam setek kilometrów do pokonania. Zostało napawać nam się widokami i wspólnie dzielić emocje które nam towarzyszą. Ostrzegano nas przed jazdą po zmroku, niestety parcie na cel odjęło rozum. Było to niebezpieczne mocno, nie polecam i ostrzegam. Kirgizi mają tendencję do zabawy światłami długimi dalej lub w same oczy. Co w zasadzie oślepia całkowicie. Nie dość że ja sam ślepy jestem to lokalesi sprowadzili mnie na ziemię i dali do zrozumienia że głupi jestem decydując się na dalszą jazdę która łamała naszą główną zasadę. Także przestrzegam. Trzymać się wcześniej ustalonych zasad, a nie że ‚damy radę, tylko kawałek’. Jesteśmy nad Issy Kul, miałem się kąpać, a tu z noclegami ciężko, wszystko pozamykane. Miałem morsom wrzucić foto z delegacji. A deszcz leje i daleko do wody. Klimat nie sprzyja nam u celu. A może to znak że czas odpocząć?! Zobaczymy jutro!
__________________
www.grzechunakolach.pl Ostatnio edytowane przez Grzechu2012 : 16.01.2019 o 16:58 |
15.01.2019, 21:44 | #29 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Miszka a ta harleyoska kamizelka to na wyposażeniu stałym czy tylko do fot ? Kozacka
|
16.01.2019, 16:33 | #30 |
Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Łomżewo
Posty: 909
Motocykl: AT-NAT
Przebieg: 80000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 14 godz 2 min 46 s
|
Gangus haha
kapota robiła robotę jak się zjechały kluby motocyklowe ze wszystkich 'stanów' OK next episode..... PS> Dlaczego nie działają linki jak robię ten myk do youtuba Kirgistan Ostatnie dni były totalnie bez zasięgu. Coś ciężko nam idzie ogarnięcie lokalnej karty sim z internetem. Ale od początku.. Rano zwijamy się wcześnie i jedziemy na południową część jeziora Issy Kul, trochę błądzimy u celu bo okazało się że jeszcze nie sezon i jest problem żeby znaleźć nocleg, na spanie pod namiotem niema pogody ani chęci po ostatnich długich przelotach. Widoki są rewelacyjne, jezioro, góry i wszystko na wyciągnięcie ręki.. Krążymy trochę po okolicy wszystko co wyszukaliśmy wcześniej w internecie jest pozamykane, ale udało się znaleźć w końcu nocleg co prawda kawałek od jeziora ale za to blisko gór na które planujemy jechać dnia następnego do Kara Say, a stamtąd do Karakol jeśli pozwolą warunki pogodowe które zmieniają się dynamicznie. Druga sprawa że też nie jest jakoś super ciepło co zasadniczo nam nie przeszkadza. Nasz nocleg to camping i jak się później okazało przedszkole. Bardzo zadbane miejsce i sympatyczni ludzie. Była okazja rozdać trochę prezentów, od Hexa Banku dostałem kamizelki odblaskowe dla dzieci i muszę przyznać że się przydały pomimo tego że miałem ich tylko kilka sztuk to każde dziecko musiało mieć zdjęcie w kamizelce na motocyklu. Jedne były jakby wystraszone, a inne chwytały od razu za kierownice. Fajnie dać trochę radości takim małym ludkom. Miejsce było bardzo schludne ale niestety dopiero co się rozkręcali i nie mieliśmy wody żeby się umyć. No trudno tak to już bywa w drodze.. Poznaliśmy też chłopaka który pomagał ogarniać obiekt, student informatyki z Biszkeku. Nawet udało mi się porozmawiać trochę po rosyjsku, podszkolić swój niski poziom języka.. Bardzo sympatyczny chłopak.. Panie na kuchni robiły "bliny" coś jakby nasze placki z mąki. Były tak pyszne że zamówiliśmy jeszcze porcję na jutro na śniadanie i na drogę. Bo niestety ale poprzednie danie było wręcz nie zjadliwe.. Najedzenie idziemy przejść się z nowo poznanym kolegą nad jezioro i tym razem korzystam z i wskakuję do wody. Być w Kirgistanie i nie kąpać się w Issy Kul?! Niema szans, musiałem, ciepło nie było, woda też letnia. Ale mimo wszystko było bardzo przyjemnie tym bardziej że nie było prysznica. Idziemy spać w miarę wcześnie, poranna tradycja zachowana. Czyli wstajemy rano i w drogę. Niestety opóźnia nas kuchnia i placki które zamówiliśmy, były jeszcze nie gotowe. Rozliczamy się, żegnamy się i kasują nas jak prawdziwych turystów. Ale mimo wszystko było żarcie dobre i też dostaliśmy w prezencie flagi Kirgistanu. Pora ruszać na podbój gór! Z asfaltu zjeżdżamy w drogę szutrową im wyżej jechaliśmy robiło się coraz piękniej, zielono, górskie serpentyny. Po prostu pięknie. Droga była coraz gorsza, pogoda też im bliżej szczytu zaczynało się od deszczu, później śnieg i błoto. Mijające nas ciężarówki dodatkowo rozjeżdżały tą błotnistą drogę. Na szczycie zarządzamy odwrót. Pada śnieg, jest mgła i okrutne błoto, niema co ryzykować i pchać się dalej bo nic nie wskazywało na polepszenie pogody. Jedziemy nad Song Kul! Po drodze z Michałem rozmawiamy że strasznie mało motocyklistów jest ostatnich spotkaliśmy w Kazachstanie. A Polaków to już w ogóle niema. Gdybam może nie sezon, może zimno jeszcze, może nikt nie jeździ w te rejony o tej porze roku?! I parę minut później, pojawiają się 3 motocykle pod sklepem, co się okazało Polacy! Heh gdzie jeszcze przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Okazuje się że to zorganizowana ekipa Kowala jest ich 18 osób i też mają się rozbijać nad Song Kul. Super, fajne spotkać "naszych" tak daleko od domu, w pięknych okolicznościach przyrody. Kierujemy się na Song Kul oni w przeciwnym kierunku jeszcze zwiedzać. Po drodze spotykamy kolejnego z ekipy i dalej już lecimy razem do ich miejsca noclegu. Droga jest niesamowita, góry, zakręty. Widoki niesamowite, ciężko to opisać. Na miejsce dojeżdżamy wcześnie bo nikogo jeszcze niema oprócz kolegi Leona który nam wskazał miejsce noclegu. Jest tylko Kowal z Basią, bardzo sympatyczni ludzie oczywiście nie mają nic przeciwko że przenocujemy w jurtach z resztą towarzystwa jak i podepniemy się pod ich plan podróży. Co i dla nas jest ułatwieniem bo pomimo podobnego planu były miejsca w które byśmy się nie zapuścili. Drogi nie były łatwe miejscami, ale za to przygoda była na najwyższym poziomie. W Osh robimy dzień przerwy, dzień bez motocykla. Pranie, suszenie namiotów oraz inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Bardzo dziękuję Piotrowi i Basi za przygarnięcie. Fantastyczne osobowości miło poznać takich ludzi gdzieś daleko w środkowej Azji.. https://drive.google.com/drive/folde...fh?usp=sharing
__________________
www.grzechunakolach.pl Ostatnio edytowane przez Grzechu2012 : 16.01.2019 o 18:39 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Enduro - biwak 2018-08-11 -->2018-08-12 Fotorelacja | chemik | Polska | 5 | 15.08.2018 14:23 |
Enduro - biwak. Powtórka. 2018-08-11 -->2018-08-12 | chemik | Umawianie i propozycje wyjazdów | 6 | 14.08.2018 08:31 |
Enduro-biwak: 2018-08-04 --> 2018-08-05 | chemik | Umawianie i propozycje wyjazdów | 6 | 03.08.2018 09:20 |
At-2018 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 65 | 16.05.2018 14:09 |
Medzugorie 2018 | BlackDragon | Umawianie i propozycje wyjazdów | 5 | 04.01.2018 10:33 |