11.02.2021, 11:48 | #21 |
Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Kerry :-)) Ireland
Posty: 487
Motocykl: RD07a
Przebieg: 61.000
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 7 godz 27 min 13 s
|
Rewelacja, czyta sie
|
11.02.2021, 12:31 | #22 |
Zarejestrowany: Dec 2017
Miasto: Poznań
Posty: 1,254
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 15 godz 9 min 42 s
|
Zgrzałem się i zmarzłem czytając :-) pozdr adam
|
11.02.2021, 16:34 | #23 |
Zakonserwowany
|
Bardzo fajnie opowiadasz, poczułem zapach błota tej rumuńskiej paryji.
__________________
Proszę siadać, się nie wychylać, się nie opowiadać I łaskawie i po cichu i bez szumu i bez iskier Wypierdalać. |
11.02.2021, 23:33 | #24 |
Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Sulejówek
Posty: 1,045
Motocykl: Fiddle
Online: 6 miesiące 2 tygodni 10 godz 38 min 27 s
|
Materiał pierwsza klasa, nie wypada poganiać autora, cierpliwie czekam
|
12.02.2021, 00:10 | #25 |
Zarejestrowany: May 2011
Miasto: Parczew
Posty: 179
Motocykl: Yamaha XT 1200 Z Super Tenere
Online: 1 miesiąc 1 dzień 23 godz 21 min 49 s
|
Absolutny TOP.
__________________
Suzuki DR 650 SE 97r -> Honda XL 650 V -> Suzuki DL 650 K7 -> BMW R 1200 GS K25 -> Yamaha XT 1200 Z Super Tenere |
12.02.2021, 16:36 | #26 |
I ja zacieszam na myśl o kolejnych odcinkach.
Pozro dla brata. A może tu jest? |
|
12.02.2021, 22:11 | #27 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 55 min 24 s
|
5 dzień. 24 kwietnia. Rumunia. Licznik 93709 – 93873 164 km Zimna to była noc. Oprócz starej farelki suszącej całą noc ciuchy, buty, rękawice, nic nie grzeje przestronnego wnętrza. Mimo dachu nad głową spaliśmy w śpiworach. Chyba z wrodzonego lenistwa, długo trwało zbieranie się do wyjazdu. Do jedzenia nic. Kawy nie ma. A jeszcze jak się pomyśli, że do jedzenia nic i kawy nie ma… Trudno wyściubić nos ze śpiwora. Dopiero perspektywa przejrzenia motocykla po wczorajszych „skrótach” wygoniła mnie z ciepłego legowiska. Młodszemu wystarczy jeden kopniak, żeby otworzył zaspane oczy i drugi, żeby podniósł się z podłogi. Przez małe okno z widokiem na stertę złomu i śmieci przykrytych resztkami śniegu, widać, że zła chmura z wczoraj zniknęła zupełnie, pozostawiając czyste niebo. Prysznic z pewnością pozbawi mnie tego rozleniwienia. Pozbawił. Nie ma ogrzewania, nie ma ciepłej wody. Lodowaty strumień ściska mózg do bólu. To podobne wrażenie do tego, kiedy łapczywie pije się zmrożony napój przez słomkę. Skóra na całym ciele kurczy się jakby była o rozmiar za mała. Mam wrażenie, że zaraz popęka i się rozpadnie. Do tego zakwasy po wczorajszych zmaganiach. Mimo to chyba jeszcze nigdy tak szybko się nie kąpałem. Wynoszenie bagażu po wąskich schodkach ze zbyt małymi stopniami na pół buta, pozwala mi całkowicie zapomnieć o niedawnej krioterapii. Jeszcze ścieżka przez zaniedbany ogródek i wąska jak schody, metalowa furtka. Stoi. Kępy trawy zaciśnięte między ślizgiem łańcucha a wahaczem. Trochę jej i pod gmolami. Błoto na obręczach kół i przy silniku. Niewielka gałąź wbita między gmol i zbiornik. Cały wysmarowany brązową substancją, łącznie z kanapą. Wiem od czego. Miałem na sobie przeciwdeszczówki i kiedy jechałem i kiedy leżałem w szlamie. Wczoraj całkiem dobrze wyceniłem straty. Złamane lusterko mam przy sobie. Pęknięta osłona dłoni smętnie zwisa z kierownicy. No i kilka niewielkich rys na jednym ze zbiorników. Zupełnie niewielkie to zniszczenia, zważywszy na ilość przewrotek, kamieni i gałęzi pokonanych taranem. U podstaw każdej, porządnie wykonanej naprawy, leżą dwa narzędzia. Trytytki i srebrna taśma. Dodając do tego metalową część można wiele naprawić. Rozkładany śrubokręt, wzmocnił złamane lusterko. W zestawie narzędziowym mam taki niby klucz niby otwieracz do kapsli. Ten nibyotwieracz wzmocnił osłonę dłoni. Słońce jest na tyle wysoko, że czuć jego przyjemne ciepło przez warstwy ubrania. Młodszy czeka. Udaje, że cierpliwy, ale już widzę, jak noga mu pracuje, jak zerka co mi do zrobienia zostało, jak kręci się już spakowany, jak złapał bakcyla. Cieszę się. Od półtora roku ma uprawnienia A1 i w zeszłym roku wsiadł pierwszy raz na motocykl. Niewiele za nim doświadczenia, ale chyba ma do tego dryg. Jego skrywane zniecierpliwienie tylko upewnia mnie, że lubi, że chwycił o co w tym chodzi. Że wczorajsze ćwiczenia umocniły gorączkę zwaną motocyklozą. Prawie suchy asfalt, przejrzyste powietrze pozwalające słońcu jeszcze tak po zimowemu razić oczy, pasmo gór pokryte coraz rzadszym śniegiem pokazujące się zza przydrożnych drzew. W tych wszystkich dobrach dwóch głodnych motocyklistów marznących z każdym kilometrem. Wiatr wiosną zawsze odejmuje stopnie z termometru, kiedy się jedzie. Marzniemy, ale który pierwszy się zatrzyma, żeby się doubrać? Wiejski sklep spożywczy. To dobry sposób na zażegnanie niegasnącego, cichego współzawodnictwa. Inaczej prędzej któryś zamarznie, niż się zatrzyma. Sklep jako przykrywka do postoju sprawdził się doskonale. Nie najemy się w nim jednak. Karty użyć nie można, a w kieszeni znalazłem monet na pół chleba. Pół chleba sprzedawczyni sprzedać nie chce, a nic mniejszego nie ma. Każdy wyszedł z twarzą i cel został osiągnięty. Pozakładaliśmy na siebie więcej ciuchów i da się komfortowo jechać mimo głodu. Skręcamy z asfaltu. Droga od razu prowadzi w górę. Jest dość twarda z krótkimi odcinkami kolein samochodowych. To łatwy podjazd. Przy drodze małe chałupki, stare auta i trochę złomu. Czasem widać człowieka. Wyżej tylko las, las i las. Jest na wpół zamarznięte. Częściowo żółte, częściowo może lekko turkusowe. Oba kolory nienaturalnie kontrastują z ośnieżonymi szczytami gór w tle. Rzeczywiście mieszkają tutaj ludzie. Domy poustawiane nad samym brzegiem, psy, kury. Wszystko jak to na wsi. A skąd woda do picia? Chyba przyjechaliśmy nie od tej strony co wszyscy, których zdjęcia oglądałem w sieci. Nie widać nigdzie na wpół zatopionego kościoła, którego wieża wystaje nad taflę kolorowej wody. Przejechaliśmy jakiś kawałek nieubitą drogą wzdłuż linii brzegu. Tej drogi zostało jeszcze sporo, a brzuchy domagają się swoich praw. Wracamy do asfaltu tą samą drogą, a potem na południe. Lusterko nawet się trzyma, tylko wiatr je przemieszcza tak, że staje się bezużyteczne. Znowu wiejski sklep. Znów kartą się nie da. Jest za to lepiej zaopatrzony. Za jedyny Lej, kupuję mały chleb czy może raczej bułkę chlebową. Stara jest i twarda, ale smakuje z zimną wodą jak najlepsze danie. Tak powinienem przedstawić sprawę jako zagłodzony motocyklista. Nieprawda. Jest niesmaczna, ale łykamy kęsy jak indory. Lepsze to od samej wody. O dziwo, nawet taka porcja niczego, potrafi zmienić nastrój. Wpadamy w serię, zdawałoby się, nieskończonej ilości zakrętów. Młodszy znów mnie zadziwia. Wcale nie oszczędzam gazu, a ten jak przyklejony trzyma się za mną. Na krótkiej przerwie na poboczu ustaliliśmy tylko, że będę dotykał klamkę hamulca, żeby widział kiedy hamuję silnikiem. Niezmiennie reaguję szybszym biciem serca na widok bankomatu. W Abrud są dwa obok siebie i reprezentują różne banki. Nic z tego. Udaje mi się wypłacić 10 Lei, a muszę ich mieć około 3600, żeby zamienić na Dolary, które są mi przecież niezbędne. Nie bankomaty są jednak najważniejsze w Abrud. W Abrud jest sklep spożywczy, gdzie można kupować za pomocą kart płatniczych. I tyle widziałem Młodszego. Za 10 minut wychodzi ze sklepu, zwycięsko popychając butem blaszano-szklane drzwi. Gęba rozpromieniona jakby znalazł piątaka. W obu rękach dzierży różnorakie zakupy spożywcze Nie będziemy jednak przed sklepem urządzać pikniku. Trzeba pojechać za miasteczko. Ledwo trąciłem manetkę gazu a tu reklama pizzerii. Coś ciepłego, coś dużego, z mięsem i serem. Ta wizja kazała skręcić mi między bloki, nie bacząc na sukces Młodszego odniesiony w spożywczaku. Krzywił się na tę rozrzutność do pierwszego kęsa pożywnej, wielkiej pizzy ze wszystkimi możliwymi dodatkami W Alba Iulia znowu próbuję ogołocić bankomat, ale efekt ten sam. Pieniędzy wyjąłem tyle, że może starczy na nocleg. Z powodu wysokiego współczynnika oporu przed opuszczeniem Rumunii, po tych wszystkich asfaltowych atrakcjach, stacjonujemy we wsi Petrești. Odkąd pierwszy raz trafiłem przypadkowo w to miejsce, będąc w Rumunii, zawsze zatrzymuję się tu na noc. Właścicielem Casa Iris, jest Mircea. Bardzo pozytywny człowiek. Mimo że sam motocyklem nie jeździ, rozumie nasze zamiłowanie i ma wiele do powiedzenia, jeśli chodzi o drogi czy ciekawe miejsca w okolicy. Różne nalepki na jednych z drzwi świadczą o tym, że wielu motocyklistów znalazło tu swoją przystań. Z Polski też. Zarządziłem postój w tym miejscu z jeszcze kilku powodów. Naiwnie liczyłem na to, że mimo pory roku, Transfogaraska jest otwarta i przejezdna i zamiast tłuc się górami po nocy, pokażę Młodszemu za dnia, gdzie trzeba być przynajmniej jeden raz. Dwa — Mircea ma komputer, a ja chciałbym zgrać materiał z kart na dysk twardy. Po trzecie, w Petrești jest bardzo dobra restauracja, więc na kolację nie będę musiał jeść chleba z parówkami, pomidorami i puszkami z rybą. Na tyle starczyło wyobraźni wygłodniałemu Młodszemu W sprawie Transfogaraskiej oczywiście Mircea wyprowadził mnie szybko z błędu. Ulubiona trasa wszystkich motocyklistów jest jeszcze zamknięta. Jego laptop wprawdzie zawiódł niedawno i jest w naprawie, ale to w niczym nie przeszkadza. Zmyliśmy z siebie trudy krótkiej dziś drogi. Mircea zapakował nas do samochodu i zawiózł do swojego kolegi, który laptop ma. Przy tej okazji nie obyło się bez małej próby jakościowej koniaku z własnej produkcji. Po zgraniu kart pamięci tym samym samochodem dostaliśmy się do pobliskiej restauracji. Ponieważ odległości są tu niewielkie, wrócimy pieszo. I tak się też stało. Sapiąc od przejedzenia, na koniec dnia pomaszerowaliśmy od razu do łóżek. No… Prawie od razu. Mapy. CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
13.02.2021, 17:32 | #28 |
Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Kerry :-)) Ireland
Posty: 487
Motocykl: RD07a
Przebieg: 61.000
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 7 godz 27 min 13 s
|
Jakis krotki opis do foty ze sloikami?
|
13.02.2021, 18:38 | #29 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
|
13.02.2021, 18:40 | #30 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 55 min 24 s
|
Słoiki stoją w otwartej piwniczce, w przedsionku prowadzącym do jedynej restauracji w Petrești. Kiełbasy tak samo. Myślę, że jakby tam zamknąć kogoś na kilka lat to by z głodu nie zszedł
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Junakiem po świecie | Neo | Kwestie różne, ale podróżne. | 8 | 23.12.2021 09:34 |
Kraina krętych dróg – Korsyka 2018 | Hermes | Trochę dalej | 5 | 09.04.2020 18:00 |
Polskie zakątki na świecie | QrczaQ | Przygotowania do wyjazdów | 8 | 22.10.2014 23:11 |
50 najleszych dróg motocyklowych na świecie | sambor1965 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 10 | 24.06.2010 22:39 |