19.12.2013, 12:48 | #21 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Tabliczka jest na murze posesji w Namadgut. Tuż obok miejsca gdzie Izi zginął.
A kamienie? No cóż, zdarza się coraz częściej. Z bezmyślności jednak, nie ze złośliwości. Świat się zmienia na gorsze. Po afgańskiej stronie jeszcze kamieniami nie rzucają
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
19.12.2013, 18:38 | #22 |
Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Poznań
Posty: 628
Motocykl: DR650SE
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 1 dzień 14 godz 52 min 55 s
|
tabliczka jest moim zdaniem tu: https://maps.google.com/maps?q=N36+4...k&z=15&iwloc=A
|
19.12.2013, 19:18 | #23 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
Jeśli to na głównej drodze to faux pas z naszej strony , że jej nie zauważyliśmy.
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
22.12.2013, 02:45 | #25 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
A kamienie? No cóż, zdarza się coraz częściej. Z bezmyślności jednak, nie ze złośliwości. Świat się zmienia na gorsze. Po afgańskiej stronie jeszcze kamieniami nie rzucają [/QUOTE]
I mnie sie zdarzylo byc trafionym.. Ja zostalem trafionu na drodze M41 a dokladnie na odcinku drogi pomiedzy Osh a Gulcha, dostalem w zebra. Ot kolejna wioska i machanie maluchom, nagle cios w bok i bol, kiera mocniej i chamowanie. Szok, co sie stalo? W czasie jazdy katem oka zauwazylem dzieciaka, ktory cisnal we mnie , zatrzymalem sie i zawrocilem. Chlopak zaczal uciekac i wbiegl w zabudowania, wjechalem tam i tylko widzialem jak zmyka gdzies w kierunku stodol. Rodzice wyszli zaskoczeni z domu. Ja grzecznie przywitalem sie "Salam" po czym opisalem zdarzenie i wytlumaczylem im, iz mam otwarty kask i to ze mnie trafil w zebra to szczescie, jednak kolejna ofiara moze miec mniej tegoz to szczescia. Poprosilem o ukaranie chlopaka( bylem tak wku...) ojciec powiedzial,ze to sie stanie. Troche mi glupio, bo prosilem o zlojenie mu skory. Dostalem jablkiem nie kamieniem, mialem duzo szczescia, jednak siniec na zebrach byl spory i ciemny, nie spodziewalem sie,ze przez kurtke i ubrania moze tak bolec, chocial bardziej bolalo to,ze odmachnelem mu reka a on chwile pozniej rzucil. Dziwnie sie po tym czulem, nie chciany jakis taki. Chociaz wiem,ze to calkiem typowe dla malolatow.
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 23.12.2013 o 01:40 |
23.12.2013, 19:13 | #26 |
Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Gdańsk
Posty: 177
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 tydzień 5 dni 12 godz 6 min 9 s
|
Taaaa to chyba ten rejan tak ma, w tej samej okolicy gówniarz rzucił we mnie półmetrowym drągiem, na szczęście odbił sie od koła i gmola.
Podobnie, nawrotka i pościg ale odpuściłem między zabudowaniami... Jego i moje szczęście że obyło się bez strat. |
28.12.2013, 14:39 | #27 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Kolejne dni to gonienie terminów. Wspinaczka autem na pamirskie przełęcze zabiera trochę czasu niż motocyklem i kilometry pokonuję wpatrzony bardziej we wskaźnik temperatury niż w pamirskie widoki. Na przełęczy Ak Bajtal (4655 m)spotykamy grupę motocyklistów z Kujaw, którym transportowałem motocykle. Kilka beemek i moja DR650, na razie bez żadnych problemów. Jedziemy w przeciwne strony. Robimy sobie kilka fotek i zmykamy niżej. Pogoda fantastyczna, ale na północy jakieś dziwne ciemne chmury. Oj, chyba coś popadaâŚ
Wszyscy czekają na mnie w Karakul, wyciągamy Jarkową beemkę i odpalamy ją na pych. Ron zostaje w aucie, a ja wsiadam na kapryśnego adwenczera i ruszam w stronę granicy. Filip pojechał pierwszy, reszta ruszy za mną. Wiem, że beemka przerwie i gdzieś stanie. Mam nadzieję, że stanie się to, gdy droga będzie prowadziła już pod górę, ciężko się odpala beemkę na pych. Zwłaszcza na wysokości 4000 metrów. Spróbujcie przebiec w motocyklowych ciuchach kilkanaście metrów pchając ćwierć tony, a będziecie wiedzieli o czym piszę. Beemka była naprawdę kapryśna, nie przerwała aż do granicy pomimo tego, że asfalt się skończył i zaczęły wertepy typowe dla gruntowych dróg. Po angielsku to to corrugation, a po polsku? Nie wiem, nazywamy od lat te nierówności kurwikami. Określenie się przyjęło. Jeszcze przed granicą zaczął padać śnieg. Gdy wjeżdżaliśmy na Kizyl Art to nic nie było kizyl (czerwone), a wszystko było ak (białe). Granica poszła szybko, na przejściu była znajoma zmiana. Trochę się obawiałem zjazdu do doliny Ałajskiej â jak mocno popada, to te kilkanaście kilometrów potrafi zabrać kilka godzin. Tym razem nie było jednak źle â pół godziny i byliśmy na kirgiskim posterunku. Beemka raz przerwała, ale szarpnięcie za âlejceâ przywróciło jej moc. Zaraz za granicą niebo zrobiło się stalowe, nadciągała burza. Nie było szansy byśmy uciekli przed nią do Sary Tasz. Z góry sypnęło lodem. Grad walił o szyby kasków i szybko pokrył nawierzchnię kulistymi kawałkami. Planowaliśmy zajrzeć tego dnia do base Campu pod Pikiem Lenina, ale burza ostudziła nasze zapędy. Cała dolina Ałajska była pokryta śniegiem i lodem. Pchanie się pod Lenina ciężkimi motocyklami było proszeniem się o kłopoty, przenocowaliśmy w Sary Tasz. Jarek był wściekły na beemkę, pod nim nie chciała jechać, a pode mną nie płatała psikusów. Przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie zabierać jej do Chin, ale ryzyko było zbyt duże, mogła stanąc na amen w każdej chwili, nie miała rozrusznika. W zatłoczonym Kaszgarze byłaby problemem. Pchanie jej na pustyni Taklamakan było średnią atrakcją. Nie, definitywnie musieliśmy się z nią rozstać. Załatwiłem transport do Osz i następnego ranka pojechała do znajomego wynajętym autem. Jarek wsiadł na beemkę, a ja z Ronem zabraliśmy dwóch autostopowiczów z Izraela i ruszyliśmy na wschód. Droga prowadząca do Irkesztam jest idealna. 5 lat temu, gdy po raz pierwszy jechaliśmy do Chin zabrała nam kilka godzin, teraz prowadzi tam idealny asfalt. Wokół biała sceneria. Musimy się jednak zatrzymać, Ron uzupełniał wodę i źle zakręcił korek od chłodnicy. Temperatura błyskawicznie skoczyła. Gdy dojechaliśmy do granicy naszych motocyklistów już nie było. Przekroczyli granicę. Trochę nas to zaskoczyło, ale wiedziałem, że i tak muszą na nas poczekać. Tymczasem na kirgiskim posterunku przerwa obiadowa. 2 godziny. Czekamy, nic się nie dzieje. W końcu nadjeżdżają 3 rowerzystki. Polki. Jedna dość mocno pokiereszowana. Ron wchodzi w rolę lekarza, decyzja jest jasna. Dziewczyna do auta, a Ron na rower. Z jednego na drugi posterunek jest pewnie ze 3 kilometry â Ron na pewno zapamięta je na długo. Granica chińska jest otwarta o określonych godzinach, w sobotę czy w niedzielę jest zamknięta. Przekroczenie granicy własnym pojazdem to wciąż spore wyzwanie. To konieczność załatwiania chińskich dokumentów na motocykl, praw jazdy itp. A żeby było jeszcze weselej to nie wpuszczają tam motocyklistów samodzielnie tylko w towarzystwie przewodnika. Gdy jechałem tam pierwszy raz oburzało mnie to trochę, teraz doceniam towarzystwo Musy. Spędziliśmy razem sporo czasu, zaprzyjaźniliśmy się i ze szczerą radością witamy się na granicy. Na przełęczy jest kontrola dokumentów i bagaży, ale prawdziwe przejście znajduje się 150 kilometrów dalej. Nie zdążymy tam chyba dzisiaj się odprawić. Droga jest koszmarna, zaczął znów padać śnieg, później deszcz, a w końcu grad. Jedziemy każdy sobie wśród setek ciężarówek i maszyn, które budują drogę. My poruszamy się głównie objazdami. W końcu po 4 godzinach dojeżdżamy do właściwego przejścia granicznego. Tu wielkim kłopotem staje się⌠brak zepsutej beemki. Wszystkie papiery były przygotowane na całą grupę i oczywiście nie można po prostu wykreślić jednego motocykla z listy - potrzebny jest nowy dokument. Póki co motocykle muszą zostać na przejściu, my pakujemy się całą ekipą w dwa auta i ruszamy do hotelu. Wuqia jest nowe, wzniesione praktycznie od zera. Poprzednie zmiotło trzęsienie ziemi. Kolejnego dnia łazimy po nim sprawdzając siłę nabywczą juanów. Dokumenty udaje się załatwić dopiero kolejnego dnia i w końcu docieramy do Kaszgaru. Jest wreszcie ciepło, ba gorąco. Z ujgurskimi gospodarzami idziemy na kolację. Trwa właśnie ramadan, Ujgurzy są muzułmanami i w tym czasie jeść mogą wyłącznie po zachodzie słońca. Knajpy się zapełniają błyskawicznie, ale o alkoholu nie ma mowy. Jednak w sklepach bez kłopotów można go kupić. Uczestnicy imprezy szybko przyswajają sobie niezbędne słownictwo. Chiński nie jest taki trudny â każdy bezbłędnie potrafi zamówić sobie piwoâŚ
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
06.01.2014, 09:41 | #28 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Patrzę na pozostałych uczestników imprezy, z wyjątkiem Marka wszyscy są po raz pierwszy w Chinach. Jakoś ich na ten pierwszy raz przygotowywałem, ale każdy ma w głowie jakieś stereotypy, wyobrażenia. Wiadomo – Chiny to skośne oczy, rowery, ryż no i chiński mur. No i zamordyzm. Xinjang, bo w tej właśnie prowincji jesteśmy, jest inny. W ogóle Chiny są już mniej ryżowo-rowerowe, a Xinjang to już wcale. To największa i najbiedniejsza prowincja tego wielkiego kraju. Patrząc na to co ma w ziemi być może też najbogatsza. Przyroda niezwykła, w końcu graniczy i z Pakistanem i z Mongolią. Jest tu K2 i olbrzymia piaszczysta pustynia Taklamakan. Drogi tez niezwykłe: w końcu w Kaszgarze biere początek Karakoram Highway, stąd też prowadzi słynna G219 do Lhasy.
Prowincja jest 5 razy większa od Polski, a mieszka tu połowę mniej ludzi niż u nas. Z każdym rokiem więcej i więcej Chińczyków, którzy wciąż kolonizują te tereny. Ujgurzy, którzy są rdzennymi mieszkańcami tracą większość w kolejnych miastach. Wciąż się buntują i przeciwstawiają Chińczykom, często dochodzi do rozruchów, wręcz powstań. Przed kilkoma laty w zamieszkach zginęło ponad 2000 osób. Jednak Ujgurzy to muzułmanie, łatwo im przypiąć łatkę terrorystów. Darka dziwią te arabskie napisy w Kaszgarze, Ron chyba o Xinjangu wie najwięcej, albo przynajmniej udaje znawcę i niczemu się nie dziwi. Jankes wciąż pstryka foty, a swą posturą wzbudza zachwyt Chinek. Ujgurki pochowane za swoimi firankami są mniej wylewne. Trwa Ramadan, od świtu do nocy nie można niczego zjeść w ujgurskich knajpach. O i oczywiście nie ma mowy o żadnym alko. Łazimy po Kaszgarze i żywimy się w chińskich miejscach. Musa, nasz chiński przewodnik, wydaje się tym trochę oburzony. Pierwszy raz zobaczyłem go wczoraj z wąsami. Zażartowałem, że kiepsko wygląda. Dziś przyszedł już ogolony. Działamy w podgrupach, szwendamy się po mieście, a wieczorem idziemy do knajpy. Zapraszają nasi przewodnicy. Kaczka po pekińsku wygląda nieco inaczej niż to znamy z Polski. Po kolacji masaż. Stóp oczywiście. Chyba wszystkim się podobało, niektórzy poszli jeszcze raz W Kaszgarze na każdym niemal kroku czuje się napięcie. Duże grupy bardzo dobrze uzbrojonych policjantów i żołnierzy robią na nas wszystkich wrażenie. W Wuqia co pół godziny przez centrum miasta przejeżdżał konwój wojskowy. Typowa manifestacja siły. Podobnie było w Hotanie. Ruch w Kaszgarze jest spory, ale ja w Azji w moim życiu pewnie spędziłem około 2 lat, więc coraz mniej mnie tu zadziwia i szokuje. Na kolegach wrażenie robią elektryki. Skutery poruszają się niemal bezszelestnie, nocami mkną po chodnikach bez świateł oszczędzając akumulatory. Trochę szokują ich też wyczyny niektórych kierowców, którzy na dwupasmowych drogach potrafią jechać pod prąd. Autostradami motocykle jeździć nie mogą, bo są zbyt wolne. Dotyczy to też obwodnicy Kaszgaru. Gdy dojeżdżamy do bramek motocykle muszą przejechać bramki bokiem, ścieżką za barierami. Później wypadają jakby nigdy nic na autostradę. W powietrzu wisi mgiełka i nie widać niedalekich gór. Wyjeżdżamy na południe. Karakoram Highway od kilku lat ma na chińskim odcinku idealną nawierzchnię. Co jakiś czas przyroda jednak pokazuje, że jesteśmy tylko gośćmi na Ziemi i zmywa rzeką drogę, albo zsuwa górę na asfalt. Robimy ostatnie zakupy w pierwszym miasteczku, kupujemy zapas piwa i jedziemy stronę Muztagh Aty. Musa, nasz przewodnik, jedzie z nami w aucie. Motocyklistów puszczamy przed siebie nakazując im zatrzymać się przy jeziorze po lewej stronie. To będzie Karakul, ten „chiński”. Tadżycki Karakul leży ze sto kilometrów stąd. Musa nie je cały dzień. Ramadan. Również nie pali i nie pije. Nawet wody. Niezbyt mi się to podoba. Ramadan nie obowiązuje muzułmanów w podróży. Mamy spędzić razem kolejny tydzień. Obawiam się, że Musa głodny, to Musa zły. Tymczasem wciąż pisze smsa za smsem. I czatuje na jakimś chińskim Facebooku ze swoją laską. Oryginalny FB jest w Chinach zablokowany. Ślub planują w październiku przyszłego roku. Musa będzie prowadzić ten internetowo-telefoniczny romans przez następny tydzień. Gdy w końcu przyparłem go do ściany okazało się, że nigdy tej swojej panny nie widział, a małżeństwo jest zaaranżowane przez bliskich. Tymczasem ściany doliny zbliżają się z każdym metrem pokonywanej drogi. Wkrótce jedziemy wąską, ale dobrą drogą uczepioną skały. Z lewej lub prawej strony huczy woda. Droga wiedzie wyżej i wyżej, wciąż sporo chińskich ciężarówek wywożących urobek. Po 4 godzinach dojeżdżamy do Muztagh Aty. Nie sposób pomylić tej góry z żadną inną. Widziałem ją kilka dni temu ze stacji benzynowej w tadżyckim Murgabie. Wielki siedmiotysięcznik wyrasta wprost z jeziora, jego szczyt chowa się jeszcze w chmurach, ale wiem że rankiem przywita nas w pełnej krasie. Po lewej stronie widac pasmo Kongur Shana (7719 m), bardzo trudnego do zdobycia siedmiotysięcznika. Tak trudnego, że jeszcze żaden Polak nie stanął na jego szczycie, a góra po raz pierwszy została zdobyta w 1981 roku. Zachód jest fenomenalny. Muztagh Ata odbija się w jeziorze. Mamy rozbite namioty, pijemy piwo. To jedno z najładniejszych miejsc jakie widziałem. Następnego dnia lądujemy na granicy pakistańskiej. Wyżej i wyżej. W końcu posterunek i szlaban. Parę fot i na dół. Po 6 godzinach jesteśmy w Kaszgarze. Jedziemy trochę na partyzanta. Musa siada na jeden z motocykli, przed Kaszgarem trochę dróg się krzyżuje. Nie można niczego wyczytać z plątaniny znaczków ujgursko-chińskich. W efekcie do hotelu dojeżdżamy w podgrupach. Następnego dnia ruszamy na wschód. Autostradą, bo tak szybciej. Droga jest nudna. Jedziemy między pustynią, a nieznanym Polakom ogromnym pasmem górskim Kunlun. Właściwie droga bez historii, nic się nie działo. Znów hotel, wieczorne buszowanie po targu, jedzenie z lokalesami odreagowującymi całodzienny post ramadanu i piwo Sinciang wypite w chińskiej knajpie. Gdy jesteśmy w hotelu zrywa się wiatr. Burza piaskowa, może i dobrze, że zmitrężyliśmy dziś sporo czasu i nocleg wypadł w Hotanie, a nie na pustyni jak planowałem.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
06.01.2014, 10:54 | #29 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 45 min 49 s
|
miałem coś innego robić i na dwa czytania mnie wciągnęło
__________________
Agent 0,7 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Azja 2013 | zielony | Przygotowania do wyjazdów | 49 | 11.04.2014 11:57 |
O Damie w Kirgistanie, czyli Azja Centralna lipiec 2013 | kowal73 | Trochę dalej | 37 | 19.09.2013 16:44 |
kazachstan/kirgizja/tadzykistan - 15 czerwca - 10 lipca 2013 | robinson | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 08.04.2013 12:19 |
Kirgizja-Chiny 2012 część pierwsza | kowal73 | Trochę dalej | 33 | 10.12.2012 01:12 |
Pamir w 4x4 | Elwood | Umawianie i propozycje wyjazdów | 3 | 07.04.2012 08:30 |