19.11.2013, 13:34 | #21 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
mauro w piątki o 20 pod arkadami w opolu sie spotykamy wpadnij kiedyś, może coś z tego wyniknie.
PS. Sorki za opóźnienia ale inwentaryzacje przygotowuje w piątek na pewno coś popchnę.
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
19.11.2013, 21:11 | #22 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: OOL-OPOLSKIE
Posty: 377
Motocykl: RD07
Online: 4 miesiące 2 tygodni 18 godz 37 min 32 s
|
Dzięki Jak tylko powrócę z wygna... - tfu "dobrowolnych" ciężkich robót (które rozwaliły mi tegoroczny moto-sezon) - to odrazu się tam zamelduję
Póki co, z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek -oby jak najdłuższego "serialu" ...
__________________
-szerokości, przyczepności i powodzonka!... MAURO |
27.12.2013, 10:38 | #23 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
Następnego dnia trochę nam się przeciąga pobudka, śniadanie i pakowanie też. Żegnamy się z Jackiem, Adamem i Dorotą i umawiamy się że będziemy
wracać jakoś pod koniec tygodnia â mamy zaproszenie na nocleg w drodze powrotnej. Jedziemy dalej zgodnie ze śladem kierunek Soroka, po drodze jakaś fajna cerkiew albo monastyr i pagórkowate widoki. Do Soroki wjeżdżamy od dzielnicy cygańskiej, same pałace ale żaden nie skończony, droga się malowniczo wije schodząc w dół do Dniestru i Zamku. Robimy przerwę, fotki - bo tu kiedyś była Polska trudno w to uwierzyć, jemy (czyli Krzychu i Przemo, oni chyba jakieś tasiemce hodują). Jedziemy dalej humory dobre słonko świeci, świat wydaje się piękniejszy, nawet ta Mołdawska bieda wydaje się być na miejscu bo pasuje do tej natury. Po drodze dzięki śladowi trafiamy takie perełki jak Monastyr Ukrzyżowania w Cuselauca (Kuszelovka). Zbliżenie tynku jak by ktoś na chałupę potrzebował. Oczywiście odbywają się też zawody w narysowaniu śladu naszej wycieczki sikając . Znów wracamy nad Dniestr tym razem w Rezinie znów fajne serpentyny ku dolinie stajemy na fotkę bo fajna tęcza, chłopaki zaczynają wspominać coś o obiedzie, przypominam sobie że za paręnaście km na tracku był punkt âObiadâ, wiec jedziemy po drodze jeszcze odbicie pod kaplice na skale i dalej szutrem. Dolatujemy do skrzyżowania i ślad prowadzi w pola patrzymy na siebie porozumiewawczo - Będzie off ? !!! tym razem z bagażami . Dojeżdżamy do punktu o nazwie obiad i nic jakiś zamknięty barak i stawy musi być że chłopaki z 4x4 albo trafili na imprezę rybaków albo sami se ten obiad zgotowali . Jak są stawy to jest i blotko nie ma zawodu najpierw Krzychu cos na chwile utknął w błotku potem ja się poślizgam i kładę, nie dam rady dźwignąć mastodonta czekam na chłopaków. Na głodniaka budzi się we mnie dusza artysty Potem pola wioski, znowu fotki tęczy. Widzę że chłopaki zaraz zagryzą jakąś kozę żeby ją zjeść wiec jak trafiamy na asfalt to w pierwszym miasteczku pod sklepem pytamy o knajpę, zauważamy taką tendencję ze choćby nikt nie wiedział to każdy chce pomóc, gada i pokazuje głupoty. Objeżdżamy całe miasteczko i ani śladu baru. W sklepie chłopaki kupili jakieś pieczywo i robimy przerwę żeby się podratowali. Decydujemy się wrócić do Reziny te 20 km i poszukać noclegu bo jest już koło 19-ej. W Rezinie pytam taksiarza o hotel każe jechać za nim, zawozi nas do tak ukrytego hotelu ze w życiu byśmy nie znaleźli ale standard jest ok ze 3 gwiazdki. Dziękujemy i pytamy co się należy a on mówi ze nic więc jeszcze raz dziękujemy i meldujemy się w hotelu. W hotelu oczywiście restauracji niema a do najbliższej z kilometr pod górę, wiec czym prędzej idziemy, w pierwszym barze jest tylko kiełbasa i wódka jest ok ale jakby nie tego na dziś szukamy . Rychowy garniak pokazuje niedaleko inna wiec idziemy, jest nawet wzbudza zaufanie i fajna kelnerka, więc zaczynamy grzebać po menu które nam nic nie mówi ale cos wspólnie z panienką kelnerką ustalamy ma być regionalne i dobre i dużo , nagle ktoś trafia na kartę z pizzą jest pięć rodzajów wiec bierzemy pięć pizz bo to przecież prawie pewniak co można sknocić w pizzy No pewnie w pizzy niewiele ale to co przynoszą to pizzy nie przypomina, twarde gumowate ciasto jak by smażone w głębokim tłuszczu z szynką i serem, zjadamy góre bo ciepła ciasto jeszcze nie ro, Pejter bierze jeszcze jakiś kotlet z piersi drobiowej i najpierw sie z nas śmieje ale też nie daje rady tego zjeść na szczęście trafia się wybawca bezdomny pies który ma imprezę życia i zjada dwie cale pizze i wiele innych rzeczy boimy się ze trzaśnie ale daje rade. Śmiejemy się trochę z Rycha bo próbował na początku wytłumaczyć pani żeby pizze potrzymała dłużej w piecu, ale po 10min zrezygnował bo nic nie kumała, teraz wiemy czemu â jak to dłużej w mikrofalówce?. Jednogłośnie stwierdzamy że to najgorsza pizza na świecie, i jak Mołdawia chciała by podbić Włochy to po tym jak im zaserwują takie cuś i nazwą to pizza to włosi padną z przerażenia, na koniec wychylamy parę piwek. [Nie dam żadnego zdjęcia bo obawiamy sie zemsty mafii mołdawskiej za krytykę i włoskiej za nazwanie niechcący tego czegoś pizzą ] Odprowadzani przez wykarmionego psa, wracamy do hotelu. Chwila rozmowy i spać bo Rychu odgraża się ze kto nie będzie gotowy o 8.00 do wyjazdu jedzie sam. Jak wstałem po 6.00 i schodziłem po śniadanie do motorów to jeszcze pies spał na schodach. O dziwo wszyscy żyjemy po tej kolacji wiec kanapki, zupki, kawka, herbatka i na koń. Śmialiśmy się że ten pies to do Polski będzie za nami biegł i kto wie czy jeszcze nie biegnie . Dziś kierujemy się do stolicy podłodze oczywiście trochę szutrów, jakaś autostradka (?), pogoda się ustabilizowała wieje (ale tu zawsze wieje ) i co rusz zza chmur wygląda słońce. Trafiamy w piękne miejsce, kompleks klasztorny i starożytne miasto wykute w skale w Orheiul Vechi z IX wieku. W tej wykutej wiosce pod monastyrem to nawet ktoś pomieszkuje. Odkrywam ze wszystko to zbudowane jest z muszelek. No i z serii moja królowa na krańcach świata. Godzinka pstrykania fot i zwiedzania i jedziemy dalej. Przed Kiszyniowem trafiamy do Cricovej â największa winiarnia w Mołdawii, robimy zakupy w sklepie przyzakładowym żeby po testować to co oni tu fermentują . Trochę jesteśmy wpędzeni w kompleksy przez pana który ładuje do auta ze 20 kartonów wina, my skromniej po buteleczce różności, no bo gdzie wsadzić karton? Gadamy z panem od 20 kartonów i mówi, że możemy spróbować załatwić zwiedzanie winiarni a w zasadzie jaskiń gdzie się magazynuje wino, prowadzi nas na miejsce. Po krótkiej dyskusji okazuje się że trzeba dzwonić i rezerwować 3 dni wcześniej i nie da rady dziś. Trudno jedziemy dalej, spotykamy pierwszych bikerów mołdawskich pytamy o knajpę dla motocyklistów w Kiszyniowie i dostajemy namiar. Miasto spore, korki spore, dezorganizacja kompletna, łamiemy wszelkie przepisy a i tak policja zatrzymuje się i nakłania nas do przejazdu przez podwójną ciągłą!!!? Znaki, pasy i przepisy są dla frajerów taka jest zasada poruszania się po mieście. Szczęśliwie trafiamy na ulice gdzie powinien być biker-pub, ale jest remont drogi i 50m całkowicie wyłączone z ruchu, robotnicy każą jechać chodnikiem, spoko jedziemy . Ulica okazuje się jednokierunkowa ale ma 2-3 pasy ruchu, zlokalizowane przy niej jest chyba kilkadziesiąt knajp i kilka ambasad. Główna zasada ruchu to jak nie stoisz na światłach to trąbisz. Idealnie tu pasuje z Hugo-Badera wytłumaczenie co to jest milisekunda- to czas jaki upływa miedzy zapaleniem sie zielonego swiatła a naciśnięciem klaksonu przez kierowce z tyłu. Jest też na co trąbić bo kierowcy potrafią rezolutnie zostawić auto na jednym z pasów i wyjść coś załatwić. Pytam policjanta o motocyklową knajpę mówi, że za światłami po lewej stronie, jedziemy dojeżdżamy do następnych świateł i nic, jeszcze jedne i dalej nie ma pubu, stajemy i szukamy z buta, nikt nic nie wie kilku słyszało, kilku dzwoni do znajomych motocyklistów którzy też nie wiedzą !!!!? Odpuszczamy znajdujemy regionalna knajpkę z super żarełkiem i objadamy się do pełna. Trudno się zebrać jak brzuch pełen ale trzeba noclegu szukać, jedziemy pod hotel "Kosmos" (ceny też kosmos ale standard już nie koniecznie), łapiemy wifi i na bloking.com szukamy noclegu. Jest, tani i niedaleko centrum jakaś willa, jedziemy znajdujemy, niestety nie ma miejsc ale za to naprzeciwko też jest taka willa z pensionem pytamy, ok trafiony, jest nocleg i można powiedzieć, że dość ekskluziw. Dwa pokoje łazienka do dyspozycji sauna i basen w podziemiach. Oczywiście rzucamy się na basen jak szczerbaty na suchara, plum i zdziwko woda ma chyba z 10 stopni, trudno trochę się pomoczyliśmy i pod prysznic. Dalej drobne naprawy, relaksik, winko, mtv i jakieś tam pierdoły. Chłopaki stwierdzają że idą w miasto mnie i Rychowi się nie chce i dobrze bo wracają dobrze po północy okazało się ze taksiarz ich obwiózł po mieście za prawie 100 pln i 2h błądzili żeby wrócić. Oczywiście mamy lekką bekę z nich i idziemy spać. Trzeba uważać bo jeszcze 2 może 3 odcinki zostały
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
03.01.2014, 01:09 | #24 |
Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Szydłów k. Opola
Posty: 36
Przebieg: ze 100k
Online: 1 dzień 15 godz 32 min 25 s
|
Poprawka, całe 60zł za taksę daliśmy
Trafić nie było łatwo choć Kiszyniów na nawigacji nokii ma tylko 3 ulice... A na basen to się nie rzuciłem tylko mnie wrzucono z impetem, aż okulary zgubiłem i jakby nie Piotrek pewnie do dzisiaj leżały by na dnie Tak było... w mordę |
14.01.2014, 15:03 | #25 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
Ty Przemo psujesz dramatyzm
oj te parę lei w te czy we w te.
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
31.03.2014, 16:16 | #26 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
Rano pobudka decydujemy, że zjemy śniadanie typu bułka i jogurt pod sklepem. Tam też oczywiście wzbudzamy sensacje bo o ile oczywiście motocykliści są to
rzadko w takiej (?) grupie a już z zagranicy to w ogóle, są zdjęcia, filmy i rozmowy. Kupujemy śniadanie i jedziemy szukać stacji benzynowej z kawą. Po drodze Krzysiek się gubi choć w zasadzie to myli drogę bo na światłach my w lewo a on prosto, tak wystartował, że nie udało mu się skręcić . Czekamy, jak wraca to oczywiście jest lekka beka . Stacja, kawa, śniadanie. Dziś czwartek, mamy plan pojechać jeszcze ok. 80km na południe wg śladu, znaleźć i obejrzeć monastyr i coś tam jeszcze po drodze a wieczorem wrócić do Cupcini. To coś tam jeszcze okazuje się drugą co do wielkości winiarnią w Mołdawii. Mileştii Mici to wioska w Mołdawii, położona 18 km na południe od Kiszyniowa. Znana z 250 km piwnic wydrążonych w miękkim wapieniu i największej w Europie kolekcji wina zawierającej 1,5 miliona butelek.(Wiki) Najważniejsze że nie są megalomanami jak Cricova i wycieczkę można załatwić prawie od reki, a po tym jak okazuje się, że będziemy zwiedzać jaskinie na motorach to nie ma opcji żebyśmy nie pojechali. Nakazujemy tylko Krisowi założenie db-killera pod groźbą niejechania, robi to ochoczo . Jedziemy w grupie z Litwinami, Rosjanami i Niemcami oni jadą autami, pani przewodnik opowiada po rosyjsku a my po tych kilku dniach w Mołdawii to bez problemu władamy tym językiem, przydało się teraz te 9 lat nauki . Żeby nie było że tak spokojnie to na którymś zakręcie na jakiejś śliskiej plamie Krzychu się kładzie, na szczęście prędkość jest minimalna więc szybko stawiamy motor, ponieważ rezolutnie przypiął kask go gmola to go trochę poturbował wywracając się na niego ale po oględzinach okazuje się że skorupa wytrzymała. Zwiedzamy dalej oglądamy podziemne rzeki, ogromne dębowe beczki, i stalowe cysterny. Trzeba się pilnować bo korytarze tworzą istny labirynt. Dowiadujemy się że magazynują tam ok. 6,5 miliona litrów wina!!! Na koniec degustacja przekąski i ludowa muzyka. Było tam tez kilku znanych gości ale trochę wcześniej. Żegnamy się z naszymi współtowarzyszami wycieczki i wracamy na coś w rodzaju autostrady. Na najbliższej stacji przerwa kawowa na ocucenie po degustacji i jedziemy dalej drogą M3 na południe. Ruchu praktycznie niema z rzadka wyprzedzamy jakieś auto a najwięcej omijamy ich na odcinkach gdzie naprawiają lub budują nowe kawałki drogi. W jednym z takich miejsc kierujący ruchem dali ciała na wąskiej i błotnistej mijance spotkały się dwa tiry, nie czekamy jedziemy trochę świeżym asfaltem a trochę poboczami po błotku omijamy ten problem, ale widzę, że inni to jeszcze postoją, dobrze mieć motor . Zjeżdżamy z tej dwupasmówki po kilkudziesięciu km i wbijamy na szutry. przepraszam za pływający kadr ale wszystko kręcone z reki na ślepo Szukamy tego monastyru pytamy po drodze kilka osób i udaje się, jest nieźle ukryty wśród wzgórz i lasów, na kompletnym odludziu. Pstrykamy oglądamy rozmawiamy z popem chwila odpoczynku i jedziemy dalej, ale żeby nie było, że wracamy tą samą drogą to oczywiście kierujemy się przez las inną dróżką początek jak zwykle jest fajny środek jeszcze fajniejszy a końcówka to już miód malina . Najpierw zaczynają się koleiny a potem koleiny z wodą i błotem, jakoś wspólnymi siłami i mimo obładowania przebijamy się na przód. Gdy Rychu, ja, i Pejter jesteśmy już przed końcowym podjazdem okazuje się że Krzychu znów zakleił sobie koło i powtarza akcje że zdejmowaniem błotnika. Dobrze że trochę to trwa bo można odpocząć. Rychu pierwszy zwiadowczo atakuje podjazd i DRka świetnie sobie radzi, ja żeby nie być gorszym jadę za nim pod koniec podjazdu Afryka wpada mi w wyoraną skibę ale nie zwracam już uwagi na takie przeszkody i dzielnie dojeżdżam na górę. Z góry widać monastyr w którym byliśmy jest jakieś 2 km od nas patrzę na zegarek minęły 2 godziny no cóż jest pewien progres w naszej technice pokonywania mołdawskiego błota . Reszta chłopaków dojeżdża także bez trudu. Wjeżdżamy na szuter i wracamy do asfaltu dalej M3 tym razem w drugą stronę. Tankujemy, nawet myjemy dwa motory, bo przy tankowaniu 5 motorów jest ok. godziny czasu ponieważ obsługa stacji jest jedno osobowa i nie da się samemu zatankować bo trzeba mieć chip do uruchomienia pompy a po każdym tankowaniu płacący musi się udać do biura żeby zapłacić na szczęście karty działają. Zaczynamy się rozglądać za jakimś obiadem. Mamy na tracku zaznaczony punkt sugerujący jedzenie ale docieramy tam z opóźnieniem bo ktoś skręcił i nie poczekał na następnych, efektem czego Przemek i ja (ponieważ jechaliśmy ostatni ) pojechaliśmy dalej, no tak z 10km dalej. No ale jak się po zdzwanialiśmy i odnaleźliśmy to już prosto na obiad. Nauczyliśmy się w Mołdawii, że jak na mapie jest napisane obiad to nie koniecznie oznacza restauracje, a jak pisze restauracja to też nie koniecznie musi nas zachwycić albo być czynna. Ponieważ dalej jesteśmy w okolicach Kiszyniowa to trochę jednak postępu tu trafiło. Restauracja faktycznie jest i nawet jak na nasze warunki całkiem ciekawa ładnie położona, wybieramy obiad na tarasie zamawiamy tutejsze specjały (nauczeni pizzą), i jesteśmy zadowoleni z tego co dostajemy, pojedliśmy i odpoczęliśmy wiec czas się zbierać, oczywiście płacić można czym kto chce karta, leje, euro, dolary no problem . Kierujemy się na północ drodą E581 do miejscowości Capriana obejrzeć ostatnią na dziś atrakcje kompleks monastyrów malowniczo położony w dolince. Klasztor Căpriana â położony jest w Mołdawii, 40 km na północny wschód od Kiszyniowa, na wzgórzach o nazwie Codrii Lăpuşnei. Wzmiankowany w dokumencie Aleksandra Dobrego w 1429. Odbudowany przez Piotra Raresza w latach 1542 - 1545.(Wiki) Zwiedzamy, podziwiamy, robimy zdjęcia, i na koń, bo droga cały czas bardziej przed nami niż za. Zaczyna się ściemniać, Rychowy garniak funduje nam trochę offa co prawda szutrami ale w górach, niestety tylko parę kilometrów, dojeżdżamy do głównej drogi R1 . Wieczór jest przepiękny gdzieś za wzgórzami zachodzi słonko w jego ostatnich promieniach widać malownicze chmurki na północy, pomimo że wieje ( jak zawsze) to jes ciepło ok. 19 st C. Biorę się za prowadzenie bo światła w DRce słabe. Droga jak na oznaczenie R1 to trochę wąskawa ale dojeżdżamy do Balti tam przeskakujemy na znaną nam M14 do Edinetu i wio. Mniej więcej w połowie drogi do celu spotykamy Mołdawskich bajkerów na Kawasaki, gadamy, palimy, robimy pamiątkowe fotki i w drogę bo na nas czekają. Na około 20 km przed Cupcini przypomniały o sobie ów pięknie podświetlone chmurki na północy, ponieważ nie było ich od kilku godzin widać wiec nie postrzeżenie zmieniły się w fragment jakiegoś armagedonu. Nagle zerwała się wichura. Wiatr zaczął dmuchać z każdej strony naprzemiennie, walczyliśmy z motorami żeby je utrzymać na właściwej jezdni, potem oczywiście zaczęło lać dopóki miałem pustą drogę i utrzymywałem prędkość na poziomie 90km/h wszystko było ok. ale jak tylko dogoniłem jakieś auta i zwolniłem do 40 to miałem mokre wszystko łącznie z telefonem który robił za nawigacje. Po jakiejś chwili tej pompy okazało się, że się rozdzieliliśmy, ja jako prowadzący i Pejter za mną milcząco zdecydowaliśmy że i tak już jesteśmy mokrzy i nie stajemy żeby ubrać przeciw deszczówki, reszta domyślałem się że jednak się na to zdecydowała. Do bazy zostało jakieś 5 km wiec czekać tez nie było sensu bo wszyscy znają drogę. Podjechaliśmy już na miejscy pod sklep żeby zrobić zaopatrzenie w piwo i pojechaliśmy do cukrowni, deszcz ustał lub zelżał drastycznie. Wszyscy już byli na miejscu i ponieważ prysznic już mieliśmy za sobą to zaczęliśmy organizować suszarnie i opróżniać nasze zapasy zupek w ramach kolacji. Opowieści, rozmowy i degustacje trunków trwały tradycyjnie do późna ale to w końcu ostatnia noc w Mołdawii.
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. Ostatnio edytowane przez igi : 31.03.2014 o 16:25 |
31.03.2014, 20:29 | #27 |
Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Opole
Posty: 354
Motocykl: RD07c
Przebieg: ???
Online: 2 miesiące 2 tygodni 2 dni 19 godz 34 min 48 s
|
Elegancko. Pierwsza kategoria
|
06.06.2014, 13:24 | #28 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
Rano śniadanie, toaleta bo rzeczy już suche, pakowanie i pożegnania. Na koniec oczywiście pamiątkowe zdjęcie z gospodarzami.
Obieramy kierunek na zachód do Rumunii na Botosani, po drodze przejście graniczne z granicą unii, pięknie położone nad sztucznym jeziorem Costeşti a między odprawą mołdawską i rumuńską jedzie się grzbietem tamy. Bardzo widokowa trasa którą spokojnym tempem jedzie się ok. 3,5 minuty.Na odprawie rumuńskiej celnik przechodzi na angielski po tych kilku dniach w Mołdawii i rozmowach po rosyjsku chwile trwa zanim się przestawiamy się na inny język. Pan jest bardzo miły ale u każdego szuka kontrabandy, taki Job, w osłupienie wprowadzam go pokazując że mam kilka paczek papierosów i to jeszcze z polski, Pejter wygląda najbardziej podejrzanie i ma najwięcej bagaży przetrzepanych łącznie z kontrolą baku . Zaraz za granica stajemy żeby się dobrze spakować po kontroli okazało się że na jednej potem drugiej granicy i wreszcie na pakowaniu zostawiam moto na światłach i to długich, nie odpala ;( , chłopaki pchają, odpalił . Jest piękna słoneczna pogoda nawet jakby przestało wiać ( widać inny klimat ), jedziemy cały czas na zachód drogą 29 potem w Suceavie odbijamy trochę na północ żeby jakieś góry zahaczyć jeszcze przed Karpatami stajemy cos zjeść, wybór padł na pizzerie, wszyscy pomni przygód pizzowych w Mołdawii upewniamy się że wszystko będzie ok, ale knajpka sprawia bardzo dobre wrażenie jest nawet wifi Krzychu szczęśliwy bo „fejs sam się przecież nie przejrzy”, a do tego wszystkiego piec jest opalany drewnem !!! Bierzemy zupkę ktoś jakiś gulasz i po pizzy. Ooooo taaak to jest to odzyskujemy wiarę w pizze. Po drodze dowiadujemy sie skąd sie bierze milka. Generalnie jest co oglądać Za Margineom zaczynają się piękne góry i serpentyny, na przełęczy robie chłopakom małego offa i odnajduje bardzo fotogeniczne miejsce. Zjazd w dół tak samo fajny w dolinie trafiamy na piękną cerkiew obronną całą w obrazkach bodajże z żywotów świętych i innych tematach związanych z Cyrylem i Metodym. Monastyr Moldoviţa – obronny monastyr z 1402r. z malowaną cerkwią pod wezwaniem Zwiastowania znajdujący się w miejscowości Watra Mołdawica w Rumunii, położonej na Bukowinie. Cerkiew monastyru wraz z innymi malowanymi cerkwiami Bukowiny wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.(Wiki) Jest jedyny w swoim rodzaju, po prostu oglądamy z rozdziawionymi gębami. I oczywiście pstrykamy milion fotek. .Zjeżdżamy w dolinki, serpentyny wiją się pod kołami, widoki przepiękne niewiadomo kiedy robi się wieczór, na stacji benzynowej stwierdzamy, że czas rozejrzeć się za noclegiem. Szczęśliwym trafem znajdujemy noclegi 100 m, dalej kwota nie jest wysoka a warunki bardzo godne do dyspozycji mamy dwa pokoje z prysznicami kuchnie i olbrzymi bo z 200 metrowy jadalnio-salon. Szybki prysznic i idziemy do piwnicy budynku gdzie chłopaki odkryli Pub robimy kilka rumuńskich piwek trochę gadamy i zespołowo walimy się w wyrka !! każdy w swoje !!. Wracając do pokoi odnotowujemy spadek temperatury. Miało być ATF ale co robi zmęczenie i kilka piwek
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Wenezuela - Los Polacos tropicales [sierpień-wrzesień 2013] | JARU | Trochę dalej | 32 | 16.09.2013 16:17 |
Co na Wrzesien 2013 na 2 pierwsze tyg. | Beny | Umawianie i propozycje wyjazdów | 5 | 18.04.2013 22:46 |