07.12.2019, 22:16 | #21 |
Moderator
|
Tyrol jest specyficzny, a przy tym fantastyczny.
Jeżeli ktoś włada językiem niemieckim to na Tyrolu nie musi pytać czy może mówić po niemiecku - oni na co dzień mówią po Tyrolsku, czyli to taka miękka wersja języka niemieckiego. Napisy są najpierw po niemiecku, a dopiero np. po włosku A'propos tankowania - paliwo tankuje się Austrii, przed wjazdem do Niemiec lub Włoch - jest najtańsze. Niechlubną cenę za litr Pb mają Italiańcy.
__________________
Wreszcie mam swój kawałek szczęścia w całym tym gównie dookoła |
07.12.2019, 22:20 | #22 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Wszystko prawda.
|
08.12.2019, 15:56 | #23 |
Zarejestrowany: Jul 2018
Miasto: Krosno Odrzańskie
Posty: 116
Motocykl: RD07
Online: 1 tydzień 23 godz 15 s
|
Czyta się
|
08.12.2019, 17:34 | #24 |
No pięknie, ale co z tymi wibracjami? Na moim ATASie nie mam takich problemów.
|
|
08.12.2019, 18:48 | #25 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
U mnie wibracje ustąpiły mniej więcej po 3-4 dniach wyjazdu. Później coś tam delikatnie było ale nie tak jak na samym początku. Obecnie w zasadzie ich nie ma, nie licząc "normalnego" drgania. Zobaczę jeszcze na wiosnę przy załadowanym motocyklu.
|
08.12.2019, 23:08 | #26 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzień 5
Dzień piąty rozpoczął się do kłopotu. Powodem była komórka, moje jedyne źródło pozyskiwania zdjęć. Aby oszczędzić Czytelnikom opisu żmudnych prób odblokowania elektronicznego ustrojstwa napiszę tylko tyle, że wymagały one telefonu do domu wykonanego z recepcji w celu ustalenia kodu. Było to zarazem pretekstem do porozmawiania ze Słowaczką pracownicą hotelu mieszkającą na stałe w Tyrolu. Żyje się jej tam dobrze, mieszkańcy są przyjaźni oraz niekonfliktowi, a chleją więcej niż Słowacy. O Polakach dyplomatycznie nie wspominała. Z niewiadomych do dzisiaj przyczyn komórki nie udaje się uruchomić. Może bym i przymknął na to oko jestem w końcu w centrum europejskiej cywilizacji, ale jak tu utrwalać wspomnienia? W miejscowości Bolzano uszczuplam znacząco swój budżet kupując mały aparacik i jadę na przełęcz Jaufenpass. Na przełęczy Jaufenpass (Włochy, Tyrol) 1. Na przełeczy Jaufenpass.jpg Afryka na przełęczy Jaufenpass 2. Na przełeczy Jaufenpass.jpg Postój na fotkę na przełęczy Jaufenpass, na szczęście jest gdzie się zatrzymać 3. Na przełeczy Jaufenpass.jpg Postój na obiad wybrałem spontanicznie. Nagle na winklu pojawił się mały taras mieszczący knajpkę. Odbijam i robię sobie short time. Miejsce dawało zarówno możliwość podziwiania malowniczej doliny jak i umożliwiało dogodną obserwację jednośladów pokonujących agrafkę. Słyszę jak siedzący obok mnie motocykliści wymieniają między sobą komentarze: zły tor, o ten nieźle, za szeroko, dobrze itd. Dzięki uprzejmości kelnera, który użyczył mi swojego telefonu próbuję kontaktu z Polską w celu ustalenia właściwego kodu. Moja komórka już od dawna żyła własnym życiem, dlatego jej ostateczne uruchomienie kosztowało mnie sporo nerwów i zmarnowanego czasu. Widok na dolinę z tarasu knajpki na przełęczy Jufenpass 4. Na przełeczy Jaufenpass.jpg Popijając kawę można jednocześnie przyglądać się jak kolejni motocykliści pokonują agrafkę 5.jpg Myślę jednak, że o wiele ciekawszy dla Forumowiczów będzie wątek rzadko widywanego sprzętu, jakim jest Afryka z bocznym wózkiem. Zobaczyłem ją zaparkowaną na parkingu obok lokalu. Całość wyglądała z zewnątrz bardzo solidnie, prawie jak z fabryki. Dodatkowo zamontowano w niej specjalne połączenie umożliwiające pochylanie w zakręcie. Od razu wróciły miłe wspomnienia, gdyż dojeżdżałem kiedyś takich zestawów. Czerwona jawa 350 z koszem była moim pierwszym motocyklem w ogóle, później pojawił się jeszcze na krótko Trensalp. Niestety właściciela zmodyfikowanej Afryki nie zastałem w pobliżu, wiec nie sposób przekazać jego opinii. Afryka z bocznym wózkiem 6.jpg Wiem, że trochę odbiegam od tematu wycieczki ale pozwolę sobie wkleić zdjęcia moich byłych wózków, o których wspominam w tekście relacji. Transalp rok 2012, Jawa 350 rok 1999 7.jpg8.jpg Tym razem za najbliższy cel obieram muzeum motocykli. Na szczęście aby się tam dostać muszę wjechać na przełęcz Timmelsjoch, a następnie stamtąd wrócić tą samą drogą. Na szczyt docieram stosunkowo szybko. Parkuję kulturalnie po stronie włoskiej przełęczy aby nie płacić myta w Austrii, przechodzę grzecznie na druga stronę piechotą i udaje się do muzeum. Polecam szczerze ten przybytek każdemu miłośnikowi motoryzacji. Eksponatów jest multum. Co więcej, wiele pochodzi z okresu dwudziestolecia międzywojennego, są obecne również białe kruki motocykle sprzed I wojny światowej. Eksponaty cechuje pedantyczny stan utrzymania. Dzięki nim można prześledzić różne drogi, jakimi zdążała koncepcja jednośladu napędzanego silnikiem spalinowym. Po wizycie odnoszę nieodparte wrażenie, że konstruktorzy mieli dawniej nieco więcej odwagi w projektowaniu konstrukcji. Wiele z rozwiązań uchodzących współcześnie za standard kiedyś wcale nie było oczywistą oczywistością. Stad rodziły się oryginalne pomysły, ponieważ motocykle projektowano trochę metodą prób i błędów. Na przełęczy Timmelsjoch (Włochy) 10.jpg Na przełęczy Timmelsjoch przed bramkami 11.jpg Replika konstrukcji uważanej za najstarszy motocykl na świecie 12.jpg Motocykle z początku XX w. przypominały trochę rowery 13.jpg Oryginalny patent na umiejscowienie silnika z 1921 14.jpg Japońszczyzny jest mało ale za to w najlepszym wydaniu 15.jpg Muzeum jest perfekcyjnie utrzymane 16.jpg Przed wejściem do muzeum 17.jpg Na przełęczy Timmelsjoch 18.jpg Zjeżdżam z wysokich przełęczy w dolinę rzeki Adyga. Droga jest kręta i wiedzie głównie przez obszar zabudowany. Jedyne na co musiałem uważać to wszechobecne włoskie fotoradary, od których roiło się po drodze. Są odmienne od naszych, mają wygląd grubych, niskich pomarańczowych słupów. Podobno w Italii jest ich najwięcej w całej Europie. Wątpię jednak aby wszystkie funkcjonowały zgodnie z przeznaczeniem. Część jest ewidentnie zdezelowana i tylko niepotrzebnie straszy przyjezdnych. Z resztą jak przyjdzie zdjęcie-pamiątka to nie omieszkam zamieścić je ku przestrodze. W okolicach Merano nieodłącznym elementem krajobrazu są liczne sady owocowe z dominującą uprawą jabłek. W końcu samo patrzenie przestaje mi wystarczać i w przydrożnej budce „u chłopa” dokonuję zakupu większej ilości miejscowych produktów (jabłka, winogrona, suszona szynka). Starczą na dwa dni. Afryka w dolinie Adygi, w tle góry i wszechobecne sady jabłkowe 19.jpg Sady jabłkowe w Tyrolu 20.jpg Noclegu zacząłem wypatrywać w małym miasteczku Schlunders. Tu potwierdziły się po raz kolejny „dogmaty” motocyklowej turystyki. Primo, im mniejsza miejscowość na nocleg, tym lepiej. Secundo, im mniejszy hotelik, tym mniej zbędnej papirologii oraz taniej. Tercio, jeśli tylko wysilisz się na kilka zwrotów grzecznościowych w miejscowym narzeczu, to niemal zawsze jest przyjaźniej, ciekawiej i bezproblemowo. Niech jako dodatkowy przykład posłuży następująca sytuacja, że dzięki mojej krótkiej rozmowie po niemiecku z właścicielką pensjonatu dowiedziałem się o planowanym za 2 dni zamknięciu przełęczy Stelvio z powodu jakiegoś kolarskiego wyścigu. Pod koniec dnia udaję się na krótki spacer połączony z kolacją. Tym razem wybór padł na pizzę tyrolską. Kościół w Schlunders (Włochy) 21.jpg Tyrolska pizza 22.jpg c.d.n. |
12.12.2019, 00:12 | #27 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzień 6.
Po kilku dniach od rozpoczęcia wyjazdu znalazłem się szczęśliwie w sercu alpejskiej krainy, gdzie niemal każda trasa jest ciekawa. Aby dostać się w okolicę Turynu miałem, więc kilka możliwości. Wybrałem wariant z przejazdem przez Stelvio, a później krótki wypad do Szwajcarii i z powrotem Italia. Ruszyłem stosunkowo wcześnie pomimo tego, że do rozpoczęcia podjazdu dzieliło mnie zaledwie kilkanaście kilometrów. Chciałem przede wszystkim uniknąć korków i jazdy w kolumnie, które w sezonie turystycznym zdarzają się nader często skutecznie ograniczając przyjemność z jednośladu. Plan udał mi się tylko częściowo i połowa drogi na szczyt przebiegała bardzo ślamazarnie. Postanowiłem sobie, że będę podchodził to tego z pełnym zrozumieniem, ot normalna sytuacja drogowa. Poza tym nie ma co narzekać. Mam tu przecież wszystko, czego tak bardzo brakuje mi w Polsce. Trasa jest wymagająca technicznie, co rusz pojawiają się wąskie, strome agrafki. Winkle są z prawdziwego zdarzenia. Po zaparkowaniu na wzniesieniu spotykam rodaków na motocyklach i ucinam sobie z nimi prawie godzinną pogadankę. Bite pół godziny zajmuje omówienie wad oraz zalet DCT i nie przeczuwam jeszcze, że będzie to główny temat moich rozmów z kolejnymi motocyklistami. Niektórzy są za, inni z góry krytykują ale mało kto właściwie próbował. Dwóch sympatycznych Polaków przyjechało z województwa świętokrzyskiego. Jeden z nich planuje wypad do Azji centralnej na trzy miechy. Też bym tak chciał kiedyś chciał… Afryka na przełęczy Stelvio (Włochy), jak widać pogoda dopisywała 61. 22.09.2019. Włochy, przełęcz Stelvio..jpg Spotkanie z Polakami na szczycie Stelvio 63. 22.09.2019. Włochy, przełęcz Stelvio i motocykliści z Polski..jpg Po wjeździe do Szwajcarii miejsce dominujących motocyklistów zajęli kolarze. Droga robi się szersza i można przyspieszyć w granicach prawa. Robię parę fotek pasących się krów i resztek lodowców po czym udaję się z powrotem w głąb Italii. Wyjeżdżam z wysokich gór, ponieważ zmierzam tego dnia dotrzeć pod Mediolan. Poruszałem się jakąś drogą szybkiego ruchu albo momentami autostradą (w sumie to już nawet nie pamiętam) wiodącą wzdłuż jeziora Garada. Okazała się ona w miarę szybka, jednakże ceną za to była jazda w tunelach i ekranach bez specjalnych widoków. Topniejący lodowiec (Szwajcaria) 67. 22.09.2019. Szwajcaria widok na lodowiec..jpg Na tle lodowca (Szwajcaria) 69. 22.09.2019. Szwajcaria przystanek na fotkę..jpg Szwajcarskie krowy 70. 22.09.2019. Szwajcaria. Miejscowe krowy..jpg Szwajcarskie krajobrazy 72. 22.09.2019. Szwajcaria. Jezioro Bianco..jpg W okolicach późnego popołudnia zrobiłem się trochę głodny ale od czego mamy wspaniałą włoską kuchnie. Zajeżdżam do pierwszej lepszej knajpki – zamknięte. Trudno, próbuję dalej. Wariant powtarza się kilkakrotnie i w końcu przypominam sobie, że kiedyś słyszałem coś o tzw. sjeście. Zwyczaj ten ma się we Włoszech całkiem dobrze i jest niewątpliwie elementem tamtejszego stylu życia. Po prostu, żeby przekąsić coś na ciepło (pizzę, spaghetti itp.) trzeba czekać do samego wieczora albo trwonić czas na szukanie knajp, co na wycieczce mija się z celem. Pomijając ten drobiazg muszę przyznać, że kierowcy włoscy zrobili na mnie pozytywne wrażenie. W tej części kraju jeżdżą spokojnie. Generalnie wszystko w miarę z przepisami, nie trąbią, nie gestykulują przesadnie, nie krzyczą. Z konieczności zjadam ostatnie tyrolskie jabłka i zaczynam wypatrywać noclegu. Znajduję go na obrzeżu miasteczka średniej wielkości. Ku mojemu zdziwieniu cena jest zdumiewająco atrakcyjna w stosunku do jakości. Dostaję naprawdę dużo, płacę mało. Po paru chwilach od zameldowania w moim pokoju pojawił się recepcjonista z misą wypełnioną po brzegi różnymi owocami jako prezent. Nieśmiało przyjmuje. Następnego dnia gdy chciałem uregulować rachunek z wypite piwo z hotelowego minbaru dostałem kolejną niespodziankę „dla ciebie przyjacielu alkohol za darmo”. W tym miejscu ostatecznie upadł stereotyp Włocha – hotelarza bezwzględnie łupiącego obcokrajowców na wszystkie możliwe sposoby. Co prawda moi domownicy z uporem twierdzą, że to nie był prawdziwy Włoch ale ja zostaję przy swojej wersji. Na koniec dwa słowa o kolacji, ponieważ ta włoska różni się nieco od jej polskiego odpowiednika. Jest złożona z trzech lub czterech dań: przystawka, sałatka, danie główne i deser. Mi z tego rogu obfitości smakowały najbardziej pierożki ze szpinakiem, może dlatego, iż knajpa hotelowa była przeznaczona dla lokalsów. Stołowały się w niej brygady miejscowych robotników. A może dlatego, iż po całym dniu byłem zwyczajnie głodny. Mówią „głód najlepszy kucharz”. Włoskie pierożki ze szpinakiem 98..jpg |
12.12.2019, 18:06 | #28 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 1,118
Motocykl: RD07a
Online: 4 tygodni 15 godz 56 min 57 s
|
Dzieki za relacje i foty. Zacnie sie czyta
|
12.12.2019, 20:35 | #29 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Cała przyjemność po mojej stronie
W miarę wolnego będę wrzucał opisy dalszych dni wyjazdu. |
12.12.2019, 22:02 | #30 |
Zarejestrowany: Mar 2019
Miasto: Leśna Dzicz
Posty: 582
Motocykl: KTM R
Przebieg: jest
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 6 dni 23 godz 50 min 24 s
|
Tego kolesia starszego ze zdjęcia na Stelvio, spotkałem w Rumuni wracał sam,wesoły ziomek
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
III zlot na SZLAKU WYGASŁYCH WULKANÓW | kwasNIKT | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 6 | 14.05.2015 12:36 |
Krew, pot i łzy czyli moje spotkanie z Czarną Afryką [2012] | Neno | Trochę dalej | 52 | 07.03.2013 14:42 |
Rajd Szlakiem gen. Andersa | zbyszek_africa | Trochę dalej | 92 | 27.03.2011 01:00 |