03.12.2008, 10:09 | #332 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
W Kirgizji to spoko, ale rzeczywiscie w takim Tadzykistanie to sie kiepsko czulem na posterunku dojezdzajac do 17 latka z kalachem. A juz zupelnie slabo poczul sie moj syn, ktory nie chcial sciagnac majtek na kontroli osobistej i jakis sk...syn pomogl mu lufa kalacha.
|
09.12.2008, 15:13 | #333 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 13 godz 47 min 35 s
|
Dzisiaj wtorek
|
09.12.2008, 16:42 | #334 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
osz cholercia, krótko dziś bedzie bo zarobiony byłem, a bede jeszcze bardziej... dajcie z pol godziny
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
09.12.2008, 16:58 | #335 | |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Chiny cd.
19 sierpnia. KKH_trasadnia_800x.jpg Właściwie spędziliśmy cały dzień w autobusie, tą samą drogą (innej nie ma) i na wczesne popołudnie wróciliśmy do Kaszgaru. Tutaj jeszcze zdążyliśmy zjeść obiad w znajomej westernerskiej knajpie (ceny tez raczej zachodnie) Przemek postanowił również uzupełnić trochę relację na www.variant-adventure.pl Osuch w knajpie.jpgObiad w knajpie.jpg Znalazła się też chwilka, aby zaznajomić się z chińskim Internetem i napisać kilka słów na naszym forum. Chinski Internet.jpg dla przypomnienia tekst historyczny za ktory nie dostalem w ryja. Cytat:
Na zakończenie dnia zostaliśmy zaproszenia na full wypas mega kolację przez właściciela biura turystycznego, który chciał nam jakoś wynagrodzić niemożność pojechania na motocyklach na pustynię Taklamakan. W końcu cała nasza kasa poszła na unieważniony permit, a reszta na tę czterodniową wycieczkę, która właśnie dobiegała końca. Trzeba przyznać, że facet zachował się, obiad był naprawdę wykwintny obfitujący we wszelakie dobra, których nazw nie potrafię nawet wymówić. Z tego, co rozpoznałem – to była kaczka po pekińsku, w wyśmienitych placuszkach sułtańskich. Upieczone kaczki sprawiali panowie w takich oto strojach: Oprawianiekaczki.jpg Kawałeczki lądowały w miseczki na obrotowym stole, gdzie pomieszanie z różną zieleniną, sosem Hoisin i zawinięte we wspomniane naleśniki, znikały pochłonięte przez nasze żołądki. Pychota. Po stole kręciły się całe mnóstwa dodatków, różnych noodli, sałatek wędlin i pieczonych mięs. W okolicach końca wjechała też duszona ryba. Na moje oko – leszcz. Ryba raczej podła, ale za to ładnie podana. Obrotowy stol1.jpgObrotowy stol2.jpg Obrotowy stol3.jpgObrotowy stol4.jpg Na koniec wykazałem się nie lada odwagą – zjadłem sławetne chińskie zgniłe jajo. Zgniłe jajo.jpg Jakie ono było, to zostawię tą wiedzę dla siebie – jak będziecie – spróbujcie sobie sami! O dziewczętach teraz będzie. Dzieci do spania! Wybraliśmy się na chiński masaż stóp. Znaczy zostaliśmy zabrani, wiec nie zdążyliśmy się pozbyć naszych kobiet. Siedliśmy sobie rzędem na fotelach w pokoju hotelowym a tu jak na komendę wchodzi siedem chińskich lasek. Identycznych. No może dla nas. Każda się przedstawiła w następujący sposób: - Dobry wieczór –wydeklamowała po chińsku - mój numer to 253, jestem masażystką i jestem do pańskich usług. No, po takim tekście tez chciałem coś powiedzieć o numerkach, ale się trochę mojej bałem, więc tylko durnie się uśmiechnąłem i zrobiłem zdjęcia żebyście uwierzyli. Masaż1.JPGMasaż2.JPG Masaż3.JPG Potem kazały się rozbierać i smyrały nas włosami tu i ówdzie, aż nas prądy jakieś dziwne przechodziły, no znały się na tym… ech… A wiec masaż stóp to tylko ściema facetow wracających z delegacji...
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez podos : 11.12.2008 o 10:08 |
|
10.12.2008, 23:28 | #337 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 1,420
Motocykl: RD07a
Przebieg: 43k+
Online: 3 tygodni 3 godz 22 min 21 s
|
Alez emocje! O zesz ty! Piwo mi sie skonczylo, a tu w gardle zaschlo!!! Chyba jeszcze w garazu kszynka stoi ? ? ?... Ufffff! Stala No dobra mozna czytac dalej :b...
To juz? Taki temat i jedno zdanie? ? ? Ostatnio edytowane przez samul : 10.12.2008 o 23:43 |
16.12.2008, 00:56 | #338 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
kuźwa, zaraz wtorek!
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
16.12.2008, 01:01 | #339 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
Online: 12 godz 42 min 27 s
|
no kurcze ja myslałem,że jakiś falstart i się naczytam przed snem a tu dupa :] no nic tydzień temu była niespodzianka bo nim wróciłem z pracy już było co czytać więc będzie bez rękoczynów
|
16.12.2008, 01:01 | #340 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Chiny cd
20 sierpnia Po ciemku jeszcze zebraliśmy się na recepcji naszego hotelu. Zasady są tu takie, że zanim wyjdziesz przez drzwi, obsługa dokładnie sprawdzi „straty” w pokoju. Zatem nie wystarczy powiedzieć, co się skonsumowało z mini baru, recepcjonistki zresztą nie mówiły ani słowa po angielsku. Zatem nasz TW Ujgur, po kolei informował nas, co żeśmy zużyli, a co zabrudzili, w sposób uniemożliwiający powtórne użycie. Podnieśliśmy sobie nieco ciśnienie, płacąc za brudny ręcznik czy prześcieradło, chcąc już mieć to za sobą uregulowaliśmy rachunki i wskoczyliśmy do busa. Przed nami 5-cio godzinna podróż na granicę z Kirgizją, gdzie oczekiwały na nasz nasze sprzęty. Te 4 dni bez naszych dwóch kółek, wypościły się nas wystarczająco mocno, byśmy bez żalu opuszczali Chiny. Co innego gdybyśmy poruszali się tu sami, ale w tej sytuacji te 4 dni to było maksimum naszej wytrzymałości. Smutna jest też ta ciągła kontrola naszych opiekunów nad tym, co robimy i gdzie jesteśmy. Zaskakujące sytuacje „przypadkowych” spotkań z kawiarenkach internetowych w 4mln mieście świadczą chyba same za siebie o totalitarnym charakterze tego państwa. Podróż minęła nam dość szybko, w okolicach południa byliśmy z powrotem w Irkeshtam. Cała cyrkowa procedura odprawy miała miejsce ponownie, tyle ze w kolejności odwrotnej niż pod czas wjazdu. Znów o dziwo z naszego tłumu wyłowiony został Przemek, i poddany nieco bardziej szczegółowej kontroli, wraz z przeglądaniem zawartości komputera i zdjęć w aparacie. Przypadek, prawda? Po odprawie z drżącymi sercami ruszyliśmy w kierunku hali, gdzie stały nasze sprzęty. W milczeniu, przyspieszaliśmy kroku, wyciągając szyję by pierwsi zobaczyć czy mamy, po co wracać. Już nie kamień z serca a łomot skalnej lawiny będzie najlepiej opisywał wielkość naszej ulgi gdy zobaczyliśmy nasze sprzęty tak jak je zostawiliśmy. Wszytko się zgadzało, nic nie zginęło, najwyżej robotnicy siadali i robili sobie zdjęcia, co ostatecznie możemy im darować. To przecież błahostka, w porównaniu z opcją otwarcia fabryk Afryk w Chinach, opartych na rozebranych 5-ciu prototypach z Polski… Zdolność tej nacji do kopiowanie wszystkiego jak leci, powodowała, iż jeszcze w autobusie z Kaszgaru na granicę zakładaliśmy się czy nie zobaczymy jakiejś wiernej kopi HRC pędzącej po szosach Xinjiangu. Pakowanie1.jpg Pakujemy sprzęty i przejeżdżamy do znanego już nam postu kirgiskiego. Na granicy kirgiskiej mamy mały przestój, w czasie którego zaznajamiam się z kolesiem ważącym chińskie TIRY z towarem. Jeden po drugim wjeżdżają na wagę towarową i uiszczają łapówkę za przekroczenie wagi. Np. w naturze, ręczną pompką ściągają mu 20 litrów ropy do agregatu obsługującego post. Ryzykuję łapówkę za przeładowanie i pytam czy też możemy się zważyć. - Dawajte- mówi – więc nie czekając jak się rozmyśli, odpalam i pakuję się na płytę. Zaraz po mnie Jojna. - Wy – 400, Wasz drug, 420 - poinformował No ładnie, mam dokładnie cały bagaż, plus przytroczone ciuchy Irmy, ważymy 460 kilo i to mamy góra pół baku. I przed nami wyrypiasta droga powrotna do Sary tasz, która tak dała nam w dupę, że Irma zapobiegliwie zasiadła w Patrolu z Gizmem. I ma rację, też bym się przesiadł, gdyby nie 4 dniowy motocyklowy post. Ponownie jesteśmy podnieceni perspektywą jazdy i wkrótce po kontroli sanitarnej i epidemiologicznej u naczalnowo wracza jesteśmy wolni! Piękna pogoda, biały Pamir po lewej i nitka wijącej się drogi przed nami poprawia nam humory. Droga do ST1.jpgDroga do ST2.jpg Przed nami znany już nam odcinek do Sary Tash a za nim, około stówy do bazy pod Pikiem Lenina – jednego z najwyższych szczytów niegdysiejszego związku radzieckiego. Tam właśnie planujemy nocleg i spróbujemy dowiedzieć się coś o losie naszego formowego przyjaciela- Adama (Tutaj Link), który na Afryce przyjechał tu aż z Polski by zdobyć ten pierwszy z siedmiotysięczników . Nasza samochodowa ekipa wiozła za nim dodatkowy sprzęt wysokogórski, który nie zmieścił mu się już na motorze. Jojna podał mu go nad Song Kulem i tyle go widzieliśmy. mapadnia20sierpnia.JPG Na razie jednak przyjdzie się zmierzyć ze wspomnianymi wybojami autostrady międzynarodowej. Kirgizja 20 sierpnia cd Kluczem do powrotu jest zjechanie z głównej drogi zaraz za ostatnim postem kirgiskim (na końcu asfaltu) w prawo na ziemną drogę. Takie objazdy wytyczone na nowo przez ciężarówki i inne pojazdy omijają zniszczoną kamienistą drogę i łąką zakładają nowy trakt, objeżdżając wzgórza i pagórki zupełnie inną drogą. Jadąc w drugą stronę, nie zjechałem na taki objazd, ponieważ wyglądało ze wjeżdża w inną dolinę, okazał się jednak, że prowadził sobie żółto zielonymi łąkami, i jeśli nie był krótszy to na pewno równiejszy. Droga do ST3.jpgDroga do ST4.jpg Jechałem dodatkowo bez Irmy, miałem możliwość jazdy na stojąco i łatwiejszego manewrowania, motocykl prowadził się zupełnie inaczej, nie dobijał na dziurach i jechał zupełnie dobrze. Makabryczna droga zmieniła się w przyjemną przejażdżkę w samo południe. Po 1,5h z bananami na twarzy byliśmy w Sary Tash. Wszystkim świetnie się jechało, nikt nie zauważył jakiś dramatycznych dziur czy utrudnień. To, o co chodziło? Sarytash podsklepem.jpg Tutaj nasz Prezes oddziela się od nas i swoimi ścieżkami będzie podążał dalej. Wjedzie do Tadżykistanu już dziś, a potem przez trzy morza – Aralskie, Kaspijskie i Czarne wróci do Polski. Prezespozegnanie.jpg Tradycyjnie tankowanie i zakupy w Sary Tash, i podążamy dalej drogą wzdłuż pasma pamirskiego. Do bazy pod pikiem jest 100km, z czego najbliższe 60 prostą drogą asfaltowo szutrową. Faktycznie najbliższe 60 km to dziurawy asfalt, dość kiepski, trzeba uważać, ale bez przesady, po drodze jest kilka małych wiosek, klasyczne zadupia, bez żadnego zaplecza, więc trzeba być przygotowanym i samodzielnym. Rozciągnęliśmy się nieprzyzwoicie, bo dzipy szukały ropy w Sary tasz, potem lali ją przez sitko, a na koniec gdzieś jeszcze obiedali, więc skończyło się to czekaniem na nich 2h na moście na rozjeździe pod Pik Lenina. Most na rozjeżdzie1.jpgMost na rozjeżdzie2.jpg Okazuje się że z tego miejsca jest około 40km do widocznych jak na dłoni gór. Niesamowite jak czyste jest tutaj powietrze, wydaje się, że są na wyciągniecie dłoni, a tu do nich jeszcze dwu godzinna wyprawa… W dodatku szlak rozdziela się już na starcie 3 razy i bardzo łatwo się pomylić. W dodatku można jechać wszędzie po zielone pagórkowate łąki są równe jak stół i mozna sobie po nich jeździć do woli. To raj offroadowy, tak tylko do czystej zabawy, na pusto i solo. Szkoda ze nigdy nie ma się czasu… Zrobiła się już 5 po południu jak w końcu zjechaliśmy się do kupy. Sambor za przewodnika wziął Kirgizkę, która z podwiezienie do swojej jurty obiecała poprowadzić pod bazę. Sambor z Kirgizką1.jpgSambor z Kirgizką2.jpg Jazda w popołudniowym słońcu, wprost na biały Pamir, z cudownie oświetlonymi górami za plecami, zielonożółtymi łąkami na zawsze zostanie mi w pamięci. To jeden z najpiękniejszych dni spędzonych w Kirgizji. Dolenina1.jpgDolenina2.jpg Dolenina3.jpgDolenina4.jpg Szutrówka na dwa koła wiła się pomiędzy pagórkami, tak ze po paru minutach jazdy wszyscy potraciliśmy się z oczu. Cały czas jechałem w ślady TKC odbite na ziemi lub piasku, nie mogąc uwierzyć w piękno otaczającego krajobrazu. Sielankową drogę przerwał nam jednak bród. To potok z roztapiającego się lodowca, w kolorze kawy z mlekiem. Tutaj dogoniłem Jojnę, który właśnie zamierzał przeprawiać się, instruowany z drugiego brzegu. Jojna – najlepszy z nas jeździec - instrukcji posłuchał i wrąbał się w najgłębsze koryto rwącego nurtu. Przód jeszcze jakoś przeskoczył, ale tył utknął. JEEEB! Afryka weszła z kuframi pod wodę, i siła napierającej wody przewróciła motocykl na bok. Walka jojny z nurtem1.jpgWalka jojny z nurtem2.jpg Walka jojny z nurtem3.jpgWalka jojny z nurtem4.jpg Max coś strasznie się awanturował, na to nasze polskie przeprawianie potoku, na bo my, kawalek powoli, ale potem zaraz Dzida! To kłóciło się z jego amerykańskim 30 letnim doświadczeniem pokonywania brodów, czego nie omieszkał skwitować przekleństwami na „F" Mało nas to obchodziło, bo przecież chcieliśmy mieć fajne zdjęcia z wodowania kolegi. To już doprowadziło Maxa do białej gorączki, nie mógł wyobrazić sobie, ze nie stoimy rzędem w rzece i nie pomagamy sobie przejechać. Ale mieliśmy go już serdecznie dość, on nas chyba też, na Najepce też się kompletnie nie znał, tylko z Trzodą był zaprawionyczego dał wyraz łuskając łupki z orzeszków na ziemię w autobusie. Na złość mu chyba kolejno przejeżdżamy „na dzidę”. Ja na dzide.jpg Marcin na dzide.jpg Za potokiem znajdowała się już jurta naszej Kirgizki, której lapsnęła się dwudziesto kilometrowa przejażdżka Afryką. W rewanżu zaproponowała nocleg, na co oczywiście nie przystaliśmy, za to objedliśmy ją z chleba maczanego w gęstym jogurcie. Pychota. Jurtakirgizki.jpgObrzeraniekirgizki.jpg Maczanie.jpg Za nami pogoda wyraźnie się psuła, co tylko dodawało urody do pięknego już i tak krajobrazu. Zaciągnięte czarnymi chmurami niebo na pólnocym wschodzie – podświetlone zachodzącym słońcem i wzmagający się wiatr był sygnałem do odjazdu. Widok na masyw tienszanu1.jpgWidok na masyw tienszanu2.jpg Widok na masyw tienszanu3.jpgWidok na masyw pikulenina4.jpg Kirgizka wskazała kierunek na czerwonawą górę i zaczęliśmy kombinować jak do niej dojechać. Czerwonagora.jpg Dróg było kilka i znów nie wiadomo było, na którą się kierować, więc na siagę, przez pagórki jechaliśmy w kierunku wskazanej czerwonej góry. U jej stóp znajdowała się wyraźnie główniejsza droga, wjeżdżająca w dolinę zamkniętą olbrzymim masywem gór i wiecznego śniegu. Dolinalenina.jpg Kolejne kilka kilometrów wspinaczki w wjeżdżamy do rozległego kotła w dolinie, upstrzonego namiotami, jurtami i kilkoma budynkami. Zachodzące słońce odbija się w jeziorze, podczas gdy my szukamy miejsca na obóz. Zachod w bazie pod pikiem.jpg Dojeżdżamy do samego końca rozległego obozowiska, zerkając czy nie zobaczymy gdzieś Afryki Adama. Ponieważ się ściemnia zatrzymujemy się przy jurcie turystycznej, gdzie część z nas decyduje się nocować. Reanimujemy też Jojnę, który po lodowatej kąpieli z Afryką jest przemarznięty do szpiku kości. Bez gadania przysysa się do piersiówki 80% rumu Stroh, którą woziłem na czarną godzinę, a jeśli taka nie nadchodziła, podpijałem z niej wieczorami zdrowie Pastora. Dziś w ramach czarnej godziny podratował się nią Jojna. Jest zimno i wieje, pakujemy się do jurty, gotujemy jakiegoś viet-conga zagryzamy chlebem, zapijamy koniakiem i zaszywamy się w rozkosznie ciepłych śpiworkach. --------------------------------------------------------------------------------- Endday panorama.jpg
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 16.12.2008 o 23:45 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dlaczego lubię KTM-a | puszek | KTM | 4121 | 27.10.2024 20:14 |
Dlaczego nie kupić DL-650 | Pils | Suzuki | 83 | 30.08.2021 23:14 |
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej | czosnek | Trochę dalej | 230 | 08.11.2020 11:17 |