27.08.2021, 21:08 | #331 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
4 lipca
Rankiem poranne rytuały. Śniadanie, kawa, pakowanie. Pogoda nam sprzyja. Jest słonecznie i przyjemnie. Leniuchujemy trochę i mamy kilku gości. Najpierw odwiedza nas pastuch, prowadzący krowy. Był u nas też wczoraj. Poprosił o papierosa, podziękował, chwilę zagadał i odjechał. Ledwo się trzymał w siodle taki był narąbany. Dziś zdecydowanie w lepszym stanie choć skacowany mocno. Wysępił fajkę i podążył za krowami trawersem niemal po pionie. Przychodzą też koniki. Później zjeżdża do nas starszy jegomość chyba z córką. Podchodzi, wita się, chwilę rozmawiamy, kręcą się trochę wokół jeziora i jadą dalej. Kolejny pojazd to G klasa AMG z czterema jegomościami. Zjeżdżają nad wodę, rozkładają manele i zajadają się czymś. Trochę czasu spędzają nad jeziorem a następnie odjeżdżają. Ruszamy i my. Zgodnie z założeniami ruszamy dalej w głąb doliny zobaczyć co tam dalej w trawie piszczy. Dojeżdżamy do tego miejsca i zawracamy. Szlaban jest tylko dla picu, da się dalej wjechać w głąb doliny ale mamy dziś plan lekko napięty i nie chcemy pchać się po ciemku w góry. Bardzo ładna dolina. Można stamtąd przebić się nad Issyk choć podobno to tylko trasy piesze ale kolesie zaznali że na motocyklach da się przebić. Nie próbowaliśmy więc nie mam pewności. Zawracamy i lecimy w kierunku Tok-Mok bo chcemy skoczyć zobaczyć wieżę â Burana Tower. Kolejny raz w Kirgistanie i nie luknąć choćby to trochę nie wypada. Wracamy szuterkiem potem asfaltem do trasy na Biszkek. Mamy w sumie koło sówki do Burany. Droga nudna i nic się nie dzieje. Mijamy Tok Mok przedzierając się przez jakieś tereny przemysłowe, które wyglądają jak opuszczone. Upał tutaj jest zajebisty. Po dupie się leje. Dojeżdżamy do wieży. Sama wieża jest w jakimś mini parku a za wjazd trzeba zapłacić. Jebitna ta wieża. Na szczyt można wejść. Z tyłu mamy góry i przełęcz Kegety, nasz dzisiejszy cel. Pakuję się na wieżę ale przejście jest tak kalustrofobiczne że odpuszczam. Michał nie odpuszcza i pcha się do góry. Ja tymczasem garuję na dole. Oblukane, zwiedzone to postanawiamy skoczyć na paszę do Tok Mok. Musimy też zatankować. Znajdujemy knajpę, w knajpie pusto. Właściciel zaprasza do środka, dyryguje kelnerkami. Zamawiamy paszę. Bardzo smaczne żarcie, naładowaliśmy telefony. Wychodzimy i po drugiej stronie ulicy mamy sklep gdzie chcemy zrobić zakupy na wieczór. Pakupki sdiełano to walimy w dolinę Kegety. Jesteśmy tuż przed wjazdem jak Michał, który jedzie pierwszy nagle zwalnia i się zatrzymuje. Wiem o co kaman. Nie zatankowaliśmy a jesteśmy już sporo za ostatnią stacją. Nie chce nam się zawracać i postanawiamy że poszukamy w wiosce przed zjazdem. Zajeżdżam do sklepu zapytać o paliwo. Gdzieś nam wskazują jakieś namiary, jedziemy ale pudło. Następny strzał w dychę ale niestety paliwa nie ma. Znaczy jedzie. Trzeba chwilę poczekać. Kobitka zaprasza nas na kanapę , częstuje kompotem więc czekamy sobie w cieniu komfortowo. Za chwilę podjeżdża cysterna czyli Merc. Tankujemy po 10 literków coby starczyło na dojazd na przełęcz i powrót. Zalani pod korek ruszamy w dolinkę. Mamy tam parę kilosów do właściwej doliny. Przejazd przez rzeczkę i jesteśmy u wrót doliny. https://www.google.com/maps/place/42...6!4d75.1365287 Od tego momentu oczy stawiam w słup widząc ogromne rzesze ludzi oblegające oba brzegi doliny. No tyle narodu w górach to nie widziałem nigdy. Kolejka na Morskie Oko czy na Giewont ostatnimi czasy to pikuś. Naród dosłownie zalał dolinę i biesiaduje na trawce wkoło jak okiem sięgnąć. Postanawiamy przebić się możliwie jak najdalej aż ludzi nie będzie żeby spokojnie postawić gdzieś pałatki. Łatwe to nie jest. Auta latają w obie strony i jest bardzo ciasno aż do pierwszego podjazdu a którym jest jakaś knajpa czy coś takiego. Mniej więcej tutaj. https://www.google.com/maps/place/42...9!4d75.1130002 Dalej ludzie też są ale jest ich zdecydowanie mniej. Pytałem Sambora czy zna domek leśników który tam namierzyłem na maps me licząc że to jakaś wiata czy coś takiego. Postanawiamy tam podjechać. Mijamy schronisko czy jak to zwać. W każdym razie kumyzoterapia i ludzi sporo. Dalej droga jest raz lepsza raz gorsza (kamerdolce) ale ogólnie luz. Dojeżdżamy do miejsca gdzie ten domek leśników miał być i faktycznie jest. Ale zamieszkały chyba przez strażników parku bo widzę kilka osób kręcących się na koniach. Tutaj jest już dość wysoko i postanawiamy zjechać w dół bo tam było kilka miejscówek na namiot. Wybieramy jedną, pod drzewami bo chyba zacznie padać. Faktycznie zaczyna. Szybko rozstawiamy namioty i chowamy się pod drzewami. â Drzewo zapewnia nam niemal całkowitą ochronę przed deszczem. Nie mamy za wiele opału ale pozbieraliśmy resztki niedopalone z innych ognisk wkoło i udaje nam się odpalić ognisko. No to piwko i luzujemy. Nie ma tutaj zasięgu więc postanawiam wysłać inreachem wiadomość do Marty że biwakujemy i wszystko gra. Tak też robię i chowam garmina do kieszeni w kurtce. Ściemnia się ale jeszcze szarówka i pojawia się jeden konny. Łebek lat może z 12-13 zapytuje czy pomocy nie potrzebujemy bo ktoś o pomoc prosił. No to jak widzisz kolego nam nikakowaj pomocy nie nada wsio normalna. Ale widzieliśmy w górze kilka aut i pomyślałem że może tam ktoś ma jakąś awarię, więc mówię gościowi że widzieliśmy ludzi w górze i może tam komuś coś trzeba. U nas wsio OK. Gość odjeżdża ale za jakieś 40 minut , może godzinkę wraca z powrotem bo przejeżdża obok nas a nasza miejscówka znajduje się jakby tuż za turbazą z kumyzoterapią bo jak poszedłem szukać opału to wlazłem tam na podwórko. Taka sytuacja, jak się okaże znamienna. Piwkujemy jeszcze dobre 2 godzinki i w dobrych humorkach kładziemy się do spania. |
28.08.2021, 18:57 | #332 |
Moderator
|
Emek - jaką pierwotnie funkcję pełniła ta wieża?
__________________
Wreszcie mam swój kawałek szczęścia w całym tym gównie dookoła |
28.08.2021, 19:02 | #333 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
To był chyba minaret. Obecnie wysokość wieży to koło polowy tego co było pierwotnie.
|
28.08.2021, 19:26 | #334 |
Moderator
|
Podziękował
__________________
Wreszcie mam swój kawałek szczęścia w całym tym gównie dookoła |
30.08.2021, 19:16 | #335 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
5 lipca.
Ranek jest ładny. Słonecznie ale dość rześko. Wczoraj konsultowaliśmy się z Samborem, który polecał nam wjechać na Kegety nawet jeśli ich nie przejedziemy. Bez pośpiechu wciągamy śniadanie i zbieramy się do jazdy. Droga na Kegety od północy podobno jest lajtowa. Lecimy pomalutku do góry. Faktycznie droga jest znośna a występujące po drodze sekcje z większymi kamerdolcami są dość krótkie i raczej łatwe. Utrudnienia stanowią stada krów na trasie, które przeszkadzają w jeździe bo krowa ma w dupie motocykl w przeciwieństwie do baranów czy koni, które dźwięki silnika płoszą jak należy. Pomalutku zbliżamy się do partii gór, których szczyty są ośnieżone. Sama przełęcz znajduje się lekko na prawo od tej góry ze śniegiem w tle. Jedziemy sprawnie, ja prowadzę a Michał z tyłu. Przed właściwym podjazdem jest lekki fakap bo coś tam się poobsuwało i jest sekcja dość kamienista z luźną nawierzchnią , dość nieprzyjemna ale nie ma żadnych fragmentów na tyle trudnych żebyśmy mieli jakieś problemy. Po drodze mamy dość urokliwy wodospadzik. Jesteśmy dość wysoko i jest chłodno mimo że słońce daje mocno. Widoczki ładne. Po wyrypie na Przełęczy Terek powiedziałem sobie że nie będę się pchał w góry jak na trasie stanie nam na drodze śnieg. Właśnie do niego dojechaliśmy. To mały jęzor, który nawet nie przeszkadza w kontynuowaniu jazdy ale widzę w dali że kolejny łuk jest pod śniegiem na całej długości do szczytu przełęczy. Mówię Michałowi, że widzę dalej szit i w te klocki to ja się już więcej nie bawię. Michał postanawia, że podjedzie do kolejnego zakrętu oblukać temat z bliska. OK. Ja zostaję na tym zakręcie bo gdyby była potrzebna jakaś asekuracja to mogę do niego szybko podjechać. Daleko Miszka nie zajechał. Stanął dobry kawałek od jęzora tak aby na tej ścieżce mógł spokojnie zawrócić i poszedł obadać temat z buta. Tu go widać jak dyma z buta do zakrętu. A tak było z jego perspektywy u góry. Droga pod górę cała pod śniegiem. Widzę z dołu , że Michał zawraca i zaczyna zjeżdżać w dół, więc i ja gonię. W dół jedzie się przyjemniej. Jestem na dole i obserwuję czy Michał pokonał bez problemów te trudniejsze sekcje. Widzę , że ma je za sobą to lecę w dół. Znacznie niżej zatrzymuję się i postanawiam poczekać i chwilę odpocząć. Jest tutaj taki mostek a za nim pod drzewem duży kamień. Palę fajkę ale Michał za chwilę dosłownie do mnie dojeżdża. Zgodnie z tym co widziałem z dołu Michał potwierdza jęzor do szczytu przełęczy. Nawet konni zawrócili z tego śniegu, być może z obawy że cały ten jęzor runie pod ich ciężarem. Z tego co wiem to od 2019 roku Kegety są nieprzejezdne bowiem z drugiej strony jest osuwisko łupków, które zabrały drogę i do tej pory tego nie naprawiono. Nagle nie wiadomo skąd pojawia się konny. To strażnik parkowy. Jest ich w sumie czterech i bazują w tej chatce, o którą pytałem Sambora. Pilnują żeby nie polować w tym rejonie bo jest zakaz. A chętnych ponoć nie brakuje. Chwilę gawędzimy ale czas goni i trzeba ruszać w dalszą drogę. Wracamy pomalutku mijając nasze obozowisko i zjeżdżając w dół doliny. Ludzi jakby wymiotło. W porównaniu z dniem wczorajszym jest ich niewielu ale i tak dość sporo. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do wioski i mamy tutaj sklep. Postanawiamy zatrzymać się na picie i jakiegoś batona. Cały czas od wczorajszego wjazdu w dolinę nie mieliśmy zasięgu i tela miałem w trybie samolotowym. Teraz odpalam bo chcę spróbować złapać Sambora i podpytać co tu jeszcze można lunkąć. Patrzę na ekran i mam 80 nieprzeczytanych wiadomości i kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. Włączam wattsappa i patrzę na wiadomość od Sambora o treści: âJuż chyba wieszâ No jeszcze nie wiem. Lukam na resztę wiadomości. Okazuje się że poszła jakaś wiadomość że potrzebujemy pomocy. Ja pierdolę. O co kaman? Najpierw dzwonię do Marty i daję cynę że wszystko gra, jakaś pomyłka, totalny kataklizm z przyczyn nieznanych. Wysyłam też meila do ojca Michała że wszystko gra ale o co chodzi? Nic nie wysyłałem, jedynie info że mamy bazę i śpimy w górach. Sprawdzam Garmina. Mam 2 wysłane wiadomości. Jedną wysłałem ja o treści: âBaza namiot w dolinie Kegety. Jest OKâ godzina 14.15 naszego czasu Ale jest też druga wiadomość wysłana o tej samej godzinie o treści: âPreset Message Content 1â Nawet nie wiem co tam jest zaszyte pod tym tekstem. Dowiaduję się później. Zapis wiadomości był taki: âMamy problem powiadom ambasadę PLâ. Pożyczałem kiedyś inreacha koledze z tego forum on sobie ustawił wiadomość zdefiniowaną, która jakimś przypadkiem wysłała się z Garmina. Musiało się coś wcisnąć lub ja to zrobiłem nieświadomie. Dowiadujemy się też, że ten pastuch który nas wczoraj namierzył i pytał czy nie potrzebujemy pomocy szukał faktycznie nas. Masakra. Awantura jak cholera, bliscy i znajomi w nerwach a my sobie sączymy piwko pod Kegetami i spuszczamy w kiblu ekipę poszukiwawczą, którą wysłał jak się okazało Sambor. Na szczęście pastuch poinformował że tych leszczy z Polski spotkał i wszystko OK. No ale nerwów było sporo. Ogromne podziękowania dla Sambora za tą akcję bo znaleźć pastucha pod Kegetami żeby nas odszukał to było mistrzostwo świata. Uspokoiło to nasze rodziny, że z nami wszystko OK i to najważniejsze Siedzimy pod tym sklepikiem dłuższą chwilę śląc informacje do zaangażowanych że wszystko u nas gra. Po tej wpadce lecimy dalej. W sumie niedaleko bo planujemy wjechać do Parku Ala Archa, który jest jakieś 40 km od Biszkeku. Lecimy. Droga jest bardzo ładna. Biegnie wśród pięknych pagórków. Przystajemy pyknąć jakieś fotki i Michał zdobywa dwie wielbicielki. Foteczki obowiązkowe. W końcu podjeżdżamy pod wrota parkowe. Wygląda to jak bramki na autostradzie. Szlaban się otwiera, wjeżdża się, szlaban się zamyka. Płaci się a następnie drugi szlaban się otwiera i można jechać dalej. Pytamy co tam jest , czy są jakieś sklepy czy knajpy. Niby są. Jedziemy. Knajpy są sklepu nie ma. Znaczy w końcu się znajduje. Podjeżdżamy pod hotel o kształcie piramidy. Są wolne pokoje to bierzemy bo chcemy skoczyć w góry z buta. Okazuje się że piwa nie ma i chcemy zjechać z powrotem do sklepu ale koleś przed hotelem wskazuje mi obok jakiś budynek mówiąc że tam wszystko kupisz. Idę i kupuję. Pakujemy się do pokoju, pranie, kąpiel i pifko. W końcu lecimy w góry. Od obiektu idzie się asfaltową alejką. Jest kilka tras ale patrząc na nasz czas i czasy dojścia do poszczególnych atrakcji szybko się okazuje że nie mamy szans na wielką eksplorację. Idziemy jednak oblukać co i jak. Dolina jest naprawdę bardzo ładna. Mieliśmy iść pod tą skałę w tle. Chyba pęknięte serce to się zwie czy jakoś tak. No ale słonce spadło i daleko nie zaszliśmy. Generalnie jakby ktoś był w Biszkeku to polecam sobie skoczyć tutaj. Jest bardzo, bardzo ładnie. Sporo szlaków pieszych pod lodowce, których tutaj jest dwadzieścia parę i mamy około 50 szczytów do wysokości prawie 5 tysi. Klimat jak dla mnie ciekawy bo taki jakby alpejski. Naprawdę spoko miejsce. Minus jest taki że ludzi tam w ciul, miejscówka mocno turystyczna. Ciemno się robi, wracamy na bazę. Walimy mikro Biszkeka bo tylko taki był ;-) i do spania. Dość emocji jak na jeden dzionek. |
31.08.2021, 12:13 | #336 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 2,862
Motocykl: RD04
Online: 3 miesiące 1 tydzień 3 dni 3 godz 26 min 0
|
To ładny numer z tym wzywaniem pomocy , współczuję Waszym bliskim
__________________
WSK125>XL650V Transalp>XR650R>TE450>DR800big>XR750VAfrica Twin>XR400R>VFR800fi>TE450ie>Bandit1200S |
31.08.2021, 16:49 | #337 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Super relacja, dzięki ! Aż się łezka kręci patrząc na drke Michała. Cieszę się, że ma godne życie
|
31.08.2021, 16:52 | #338 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Ja wiem czy godne? Poniewiera ją jak się tylko da. 😁
|
01.09.2021, 00:16 | #339 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
No właśnie o tym piszę
|
01.09.2021, 17:59 | #340 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
6 lipca
Wstajemy i walimy na śniadanie. Niby jest w cenie. Niby z karty. Ale na niby. Jest tylko jakaś kasza na mleku bo jajek nie dowieźli i ogólnie jakiś kataklizm. Jemy to co jest i zabieramy się do odlotu. Kompletnie nie mamy już koncepcji na jakąś trasę w pobliżu ale niezawodny Sambor wskazuje na ścieżkę wokół ośrodków narciarskich. Spakowani i ruszamy. Wczoraj nie odebrałem paszportu z recepcji i idę go zawinąć. Dostaję ale za chu nie mogę znaleźć tego etui w którym go trzymałem, miałem też tam kasę. Szukamy. Przetrzepaliśmy dosłownie wszystko, łączne z Michałowymi betami bo może gdzieś rzuciłem. No, raczej nie. Analiza wskazuje że wyjąłem wczoraj do registracji paszport z tej pedałówki. Paszport został, pedałówkę zabrałem i poszedłem do sklepu. Nie ma nigdzie. W poszukiwaniach towarzyszy mi wiewiór. Nic się nie boi, siedzi na moim plecaku tuż obok i cwaniaczy. Wścieklak jakiś czy co? Nie wiem. Poszukiwania nie dają rezultatu. Na szczęście że ocalał paszport to będzie jak wrócić. Trudno, godzę się ze stratą bo nic innego nie zostaje. Lecimy zatem. Mam jeszcze nadzieję że może ktoś znalazł i zostawił na dole przy szlabanie. Jedziemy ale nic z tego. Zawsze coś mi się przytrafia. Tym razem zguba. Chujewaja chujnia jak to się mówi. Jedziemy dalej, asfaltem ale zaraz odbijamy i ruszamy całkiem fajną ścieżką. Pojawiają się takie czerwonawo – rude elementy. Jest całkiem przyjemnie ale wkurw pozostał. Droga jest całkiem łatwa, taka samochodowa szutrówka. Kręci się cały czas pomiędzy ośrodkami narciarskimi. Może ośrodek to za dużo powiedziane. Wokół są wyciągi i na tym można poprzestać. Trasa typowo widokowa, bez stromych podjazdów czy zjazdów. Niestety to krótka traska i do obiadu mamy to objechane w całości. Zatrzymujemy się przy sklepie na picie i coś do chrumknęcia. Plan zakładał że wracamy do Biszkeku jutro , kolejny dzień poświęcamy na zakupy i ogarnięcie motocykli a w piątek z rana wylatujemy. Jako że koncepcji na dalszą jazdę w pobliżu już nie mamy to postanawiamy, że na siłę nie będziemy szukać to dalej offa i wracamy do Biszkeku dzień wcześniej. Może to i dobrze bo jeździmy już 3 tygodnie i nie mieliśmy ani jednego dnia wolnego całkiem od jazdy. Trzeba się trochę wyluzować. Postanawiamy że jedziemy na bazę. Po drodze jeszcze mojka. Motki czyste , zajeżdżamy pod hotel. Jak już mamy luz to zamawiamy banię na wieczór. To był świetny pomysł. Oczywiście zabraliśmy sobie arbuza i koniaczek. I w taki sposób kończymy jazdę po Kirgistanie. Zrobiliśmy 5500 km. 23 dni w siodle co daje średnio około 240 km dziennego przebiegu. Najwięcej machnęliśmy 500 km w jeden dzień. Dzięki wszystkim, którzy nas wspierali i pomagali. Szczególne podziękowania dla Sambora za organizację akcji wyjazdowej (bo wisiała na włosku), za pomoc w organizacji trasy i akcję ratunkową. Sambor jesteś MISTRZ. No i wam Panowie – Rafale i Michale dziękuję za Wasze towarzystwo. To był zaszczyt być tam z Wami i liczę na kolejne wspólne wypady bo jesteście zajebiści i jazda z Wami to czysta przyjemność jakby nie było chujowo na szlaku. Do kolejnej wyrypy. Planów jest wiele i mam nadzieję że uda się zrealizować je wspólnie. No i oczywiście podziękowania dla El Partona za inspirację i nadzór zdalny. |