Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05.01.2009, 17:39   #361
ltd454
 
ltd454's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Białystok
Posty: 671
Motocykl: RD03
Przebieg: 116.000
ltd454 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 9 godz 39 min 16 s
Domyślnie

Kajman foty na prawde rewelacja, chyba lepszych z tych miejsc nie widzialem.
ltd454 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 00:46   #362
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
Domyślnie

To jest doświadczalna relacja. Żeby wiedziec jak było trza przeczytać ją do końca i wyciągnąc wnioski.

KANAŁ LEWY
No więc kurde zaczyna się dzień i wstajemy. Łeb napieprza, bo wczoraj był jak co dzień ochlaj na maxa i oddawanie czci najważniejszej na tej imprezce afrykańskiej furii czyli Najebce. Rano jakaś kawa i ketanol zapity piwem, wrzucamy bety na sprzęty i heja w drogę. Już na starcie znad tej rzeki wypieprza się Waldek, ale to gleba parkingowa niemal i całkiem bez strat.
Napierdzielamy do przodu ile fabryka daje gdzieś kur... w strone Chin czy Afganistanu. Nie bardzo wiadomo po co i gdzie dokładnie, ale co tam. Alleluja i do przodu jak mawia pewien księżulo. Popierdzielam całkiem zdrowo, bo moja kobita ulżyła mi i przesiadła się do terenówki i pojechała gdzieś rano cholera wie po co w inną stronę. No więc napieramy, kurzy się zajebiście, bo Marcin i Waldek jadą z przodu a my z Podoskiem w tumanach za tumanami. Normalnie się kur.. nie da tak. Czuje po pol godzinie, że filtr mam tak zaj... że normalnie nie mogę jechać. Wkoło jednak zajebioza taka., że normalnie łeb odpada. Czacha wciąż mnie napierd... po wczorajszej najebce i nie bardzo te klimaty do mnie trafiają. Dzida i do przodu. Podosy gdzieś znikają więc zatrzymuję się. Nie ma ich długo, chyba z kwadrans. W końcu podjeżdżają i mówią, że Irmę tez wszystko napier... i dalej nie jadą. Wracają do Qsmy, któremu w ogóle nie chciało się dupy ruszyć. Mamy się trafić nad jakimś jeziorem. Z mapami tak się porobilo ze nie mamy ani jednej, bo wszystkie pojechały z dżipami na Afganistan. Podos ma zdjecie jednej w aparacie więc się wypieniamy sprzetem. Podosy zawracaja a ja napierd... dalej w kierunku chińskiej granicy. Waldek i Marcin czekają wkur.. ze nas tak dlugo nie ma, no ale nie ma co się wkurw... Jedziemy.



Skrecamy z glownej drogi do Chin i zamiast na Kulma jedziemy na Tochtomysz i Shaymak. Jade pierwszy, kurz jest tak zajebisty ze nic w lusterkach nie widac. Staje po pol godzinie i czekam. Po 5 minutach nadjezdza Waldek z Kubą. Troche klna pod nosem, zsiadamy z bajkow i czekamy i czekamy. Po 15 minutach zawracamy i zapierd... z powrotem. Marcina z Kaska ani sladu. W koncu są... Kompletnie mu się rozj... oslona lancuha, która napier... po tylnym kole. Podos pojechal w p.. z narzedziami i wyglada ze jestesmy w dupie. Na szczescie wygrzebuje gdzies jakiegos imbusa i po 5 minutach dzida.



Dojezdzam do tego samego szlabanu i czekam, bo jestem sam. Po 10 minutach zawracam. Waldek z Marcinem stoja i cos grzebia przy motorku. Normalnie chujnia jakas... pekla obejma mocujaca slizgacz do wahacza... Cos naprawiaja, ale widac ze to popelina, patent wytrzymuje pierd... 5 minut.
W koncu uzywamy tasmy na gada, która wytrzymuje już do konca eskapady. Droga jest plaska jak stol, zjaebiscie się kurzy, ruchu zadnego tak ze można zapieprzac stowka po tych kamykach. Można i szybciej tylko kur... strach.



Wpadamy w koncu do jakiejś wiochy z chatami rozrzuconymi po obu stronach drogi. Bieda aż jęczy. Po ch... ci ludzie tu miejszkają, nie lepiej bylo się w Bangladeszu urodzić?
Podjeżdżamy do jakiegoś autochtona, który spod chaty cos tam w naszą stronę kiwa. Wsiowy nauczyciel zaprasza nas do środka i podaje jakieś specjały. Nie wiadomo kto i jakimi łapami to przygotowywał, mięcho jakieś tłuste z kozy czy ch.. wie z czego. Udajemy, że jemy i na odchodne rzucamy mu parę groszy.



Napieramy dalej choć podobno dalej już nic nie ma. Ale jest droga więc czemu nie. Wahy nam jeszcze starczy na powrót jakby co...
W końcu po 15 kilometrach zatrzymuje nas jakiś oberwaniec udający żołnierza. Stop, nie lzjia i coś tam jeszcze. Dokąd? Do Indii to którędy? Do Indii? Tu Tadżykistan a tam Afganistan, Chiny tam, ale Indie?
Nie będziemy z tumanem gadać i każemy sobie komendanta przyprowadzić.
Facio odradza nam dalszą jazdę, ale proponuje byśmy spróbowali ich lokalnej specjalności czyli kąpieli w jakimś gorącym błocku. Gość ryje mi się na tylne siedzenie i jedziemy. Po 200 metrach facet pokazuje na rzekę i mówi, że spokojnie damy radę. Z ułańską fantazją napieram na wodę i po 10 metrach jeeeb. Leżymy. Ledwie zdążyłem ją zgasić. Babcia leży na lewej stronie, tej od filtra, facio w galowym mundurku i pantofelkach cały w wodzie. No będzie zaraz z tego wojna...



Ale jakoś się upiekło i po 15 minutach już z nim pływamy w jakiejś syficznej wodzie, która jak wierzą Ci troglodyci ma właściwości lecznicze. Na szczęście udało się poźniej z tego spłukac w rzece i żadne wspomnienia na skórze nie pozostały. Waldkowi zginął telefon, nie wiadomo czy mu wypadł czy któryś z tych sk.. synów go zapier...



Wsiadamy na maszymy i przez bite półtora godziny napierdzielamy z powrotem. Wreszcie asfalt i dojeżdżamy do Murgabu, na przedmieściach Marcin łapie gumę i kiblujemy dobrą godzinkę zanim ją naprawimy. Robi się ciemno jak w d... u Murzyna i trzeba szukać spania na miejscu.



Waldek znajduje tuż obok jakąś dziurę, oczywiście kibel na zewnątrz, zero łazienki. Syf jakich mało. Chyba sami rozrzucili te gwoździe żeby mieć klientów. Rano tankujemy i po 30 km znowu stajemy, Marcin znów złapał dziurę. Nie znajdujemy jej jednak, więc wymieniamy dętkę. 20 km i znowu stajemy. Dojeżdżają Podosy i Qsma z kompresorem. Jesteśmy uratowani. Napierd... w pompkę na tej wysokości jest k... zajebistym przeżyciem.

KANAŁ PRAWY
O podróży do Shaymaku marzyłem od dawna. Kiedyś znalazłem na mapie ten najbardziej chyba odizolowany punkt w całym Tadżykistanie i zamarzyłem by do niego zajrzeć. Cóż bardziej centralnego może być w Azji Centralnej niż Shaymak. Stąd tylko 20 kilometrów do Chin, 10 do Afganistanu. Ze 40 do Pakistanu i nie więcej niż 120 kilometrów do Indii. Pępek Azji.



Ranek jest piękny, ruszamy chwilę po świcie. Słońce kładzie nieprawdopodobne cienie na okolicznych wzgórzach. Wzgórzach – jak można tak myśleć o okolicznych górach jadąc drogą na wysokości 3500 metrów. Droga jest piękna, jedziemy wzdłuż rzeki zgodnie z mapą trzymając się jej lewego brzegu, zatrzymuję się na moment, by nie łykać kurzu wzbijanego przez Marcina i Waldka. Gaszę silnik, i tak muszę czekać na Podosa.



Motocykle kolegów nikną za zakrętem. Zapalam papierosa i słysze jak palą się drobinki tytoniu. Nie znam takiej ciszy, wokół śladu człowieka. Jedziemy już pół godziny i nie minęlisy się z żadnym pojazdem i nie spotkaliśmy żadnego człowieka. Doświadczam piękna Pamiru w najczystszej postaci. Jakże inny jest ten świat od tego, który zostawiliśmy hen w Polsce. Godzina przeżyta tutaj równa jest emocjom, których nie sposób znaleźć przez całe dni w Krakowie czy Warszawie. Nie, nie myślę tam o korkach i kolejkach. Chłonę tę otaczającą przestrzeń i szukam spokoju, który tak bardzo będzie mi potrzebny w kolejnych miesiącach.



Z daleka rozbrzmiewa warkot motocykla nadjeżdżającego przyjaciela. Narasta i wypełnia przestrzeń decybelami niszcząc spokój i nastrój chwili. Zastanawiam się nad naszą inwazją w to otaczające nas piękno.
Krzysztof ma złe wieści: Irma źle się czuje i postnawiają wracać do obozu. Żal, zawsze emocje które dzielę z Krzysztofem powodują że jest ich więcej. Paradoks.
Rozjeżdżamy się zamieniając aparatami. Troche to symboliczne, dzięki temu czuję że utrwalę również dla niego te chwile które mnie czekają...
Waldek i Marcin czekają na rozdrożu. W lewo droga wiedzie na Kulma Pass, W prawo do Toktomyszu i dalej do Shaymaku. Obie nieznane, pociągają nas bardzo obiecując doznania i prawdziwą przygodę. Jedziemy w prawo. Prowadzę. Za mną Waldek z synem – przyjemnie jest patrzeć na wzrastającą przyjaźń między nimi. Dzisiejszy świat nie pozostawia nam czasu na takie kontakty z dziećmi jakie mieć powinniśmy, jakich chcielibyśmy mieć. Obaj próbują nadrobić stracony czas na tej wyprawie budując relacje jakie niegdyś łączyły rodziców z dziećmi. Wzajemny szacunek, odpowiedzialność i przyjaźń. Marcin z Kasią jadą na końcu, miło obserwować tę zakochaną parę, tę troskę zauważalną na kempingach, ogień płonący w ich oczach, odpowiedzialność za kochaną osobę... Poruszamy się wzdluż rzeki mając ją wciąż po prawej stronie.



Zatrzymuję się przy jakiejś opuszczonej wartowni i czekam na kolegów. Cisza, wszytko wygląda surrealistycznie, walają się wokół szczątki jakiejś wanny, wartownia sprawia wrażenie jakby ktoś na chwilę odszedł i zapomniał opuścić szlabanu.
Nadjeżdża Waldek, Marcina długo nie ma więc zawracamy. Stoi 15 minut dalej na poboczu czekając na nas. Jesteśmy tu razem i dla siebie. Nie trzeba nikogo prosić o pomoc, o klucz, łatkę...



Tak buduje się przyjaźnie, które przetrwają złe czasy. Naprawa nie trwa długo. Mamy zresztą czas. Ruszamy na południe napawając się widokami. Prosta droga prowadzi pamirską wyżyną dziesiatkami kilometrów na tej samej wysokości. Przyroda wydaje się okiełznana, ale co kilkanaście kilometrów zerwana przez ledwie dziś widoczny strumyk droga daje wyobrażenie co tu się dzieje gdy żywioły dochodzą do głosu...



Dojeżdżamy wreszcie do Shaymak i podjeżdżamy pod schludne obejście z którego wyszedł młody mężczyzna. Okazuje się być Kirgizem, podobnie jak większość mieszkających tu osób. Nauczyciel chemii, który tuż po studiach wrócił do swojego aułu. Zaprasza do wnętrza domu, rozsiadamy się w gościnnym pokoju i już po chwili przed nami stały misy pełne jedzenia. Czym chata bogata...



Rozmawiamy o trudach tutejszego życia. Nauczyciel opisuje nam jak wygląda tu zima. Cóż, że niemal bezśnieżna skoro 40stopniowym mrozom towarzyszą porywiste wichry. Na zimę do wsi ściągają Kirgizi z okolicznych pastwisk, przybywa dzieci, ale trudno dostac się do Murgab. Bywa że auto jedzie raz na tydzień.



Żegnani przez całą rodzinę podążamy w kierunku strażnicy granicznej górującej nad okolicą. Jest położona tak, że nie sposób się niepostrzeżenie przez tę dolinę przemknąć.



Młody oficer który pełni obowiązki zastępcy dowódcy posterunku odradza dalszą podróż, wymagane jest na nią specjalne zezwolenie i trudy drogi wykluczają byśmy mogli dotrzeć bezpiecznie do Murgab dziś wieczorem.



Zaprasza nas jednak na kąpiel do gorących źródeł. Żołnierze zbudowali budyneczek w któym zmęczeni po całym dniu jazdy zażywamy relaksu. Gorąca woda przenika nasze ciała i koi zmęczone mięśnie.



Wchodzimy do drugiego źródła na zewnątrz budynku. Temperatura wody prawie 40 stopni. Tuż obok szumi rzeka, a wokół bieleją ośnieżone szczyty Pamiru i Hindukuszu. Zamykam oczy. Chwilo trwaj...



Na pożegnanie sięgam do kieszeni i wyciągam mój składany nóż, ofiarowuję go na pamiątkę dowódcy. Przyjmuje podarunek z zakłopotaniem i odwzajemnia się ściągając ze swej ręki zegarek. To nieważne, że to chińska podróbka elektronicznego zegarka adidasa, oto gest godny oficera...
Myślę o nim jadąc z powrotem. Czy się jeszcze spotkamy?
Zachodzące slońce kładzie coraz piękniejsze cienie na okolicznych górach. Kontemplujemy przyrode stając co chwila i łapiąc w obiektyw ułamki tadżyckiego piękna, by się móc nim z wami podzielić.







To jednak nie koniec przygód. Tuż przed samym Murgab ratujemy jakiegoś biednego Kirgiza polską łatką, by mógł dotrzeć do swej rodziny. Sami już na przedmieściach mamy awarie gumy Marcina i ostatecznie stajemy na noc w miłym rodzinnym hoteliku, który chyba niebiosa zesłały nam tutaj.


PS. Dla tych co maja klopoty z czytaniem ze zrozumieniem. Jaja se robilem 2razy a nie raz...
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 01:01   #363
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,966
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 6 dni 7 godz 57 min 2 s
Domyślnie

Masz Pan dar. kanał lewy mnie zirytował a przy 1/3 kanału prawego mnie zemdliło
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 10:17   #364
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Well, znamy już swoje miejsca w szeregu. Dziekuję za te relacje. Mocne.
Wkrótce zapodam mój przedostatni kawałek opowieści i mam nadzieję niedługo zacznie się wiosna.

Powroty są do dupy [cyt. Wieczny]
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 11:32   #365
kajman
 
kajman's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
kajman jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
Domyślnie

No powiem szczerze, że jak zacząłem czytać Sambor tą "opowieść" to sobie pomyslalem - "najarał się czegoś czy co"

Ale powiem że niezłe

Ostatnio edytowane przez kajman : 20.01.2009 o 11:44
kajman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 11:49   #366
puszek
 
puszek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,763
Motocykl: RD07a
puszek jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 5 godz 51 min 11 s
Domyślnie

To chyba miał być pastisz na Iziego i Movistara....Niestety Samborku nie potrafisz "tak jak oni, tak jak oni" Ale drugi kanał... całkiem dobrze się czytało..Do kogo to przykleić?

To nie do Lewara było?A może Elwooda...

Ostatnio edytowane przez puszek : 20.01.2009 o 12:14
puszek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.01.2009, 01:41   #367
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Tadżykistan
23 sierpnia cd – Wariant Podoskowy

Poranek to jak zwykle w tych okolicach lampa! Błękitne niebo, przejrzyste powietrze i poranny chłodek towarzyszy składania namiotów i śniadaniowej krzątaninie. Grupy ustalone wieczorem dogrywają ostatnie szczegóły tras, omawiają jedyne ksero co mamy mapy i umawiają się na wieczór. Początkowo my z Irmą startujemy z ekipą Samborową i w 4 motocykle przemieszczamy się w kierunku Chin. Bardzo szybko kończy się asfalt a szeroka szutrówka prowadzi równolegle dnem doliny rzeki Murgab. Pusto i dziko. Surowe skały zamykają szeroką dolinę po obu jej brzegach.

tadz23-0.JPGtadz23-1.JPG

Szczęśliwie dla nas w weekend granica chińska jest zamknięta, więc ruch całkowicie zamiera. I droga jest cała dla nas. Po 40km chłopaki odkręcają manetki i znikają w tumanie kurzu za horyzontem. Nas ta szybka jazda mocno męczy, Irma też się czuje niespecjalnie, więc zatrzymujemy się.

tadz23-2.JPG

Czy ja mam Déja vu? Co jest z tymi drogami w jedną stronę? Identyczna historia zdarzyła nam się w Indiach. Też pod koniec trasy, ciężka wyboista droga kończąca się w sercu Zanskaru – Padum. 250 km w jedną stronę. Miejsce marzenie do odwiedzenia. 12 h jazdy w jedną stronę, po dzikich wertepach Himalajów. Czy to świadomość konieczności powrotu tą samą drogą czy uczucie bezsensowności jazdy tam i z powrotem zabija przyjemność jazdy, choć otaczające krajobrazy powalają na kolana? Czy niewypowiedziane cierpienia ukochanej osoby na tylnim siedzeniu potęgują ten efekt? Do dziś nie wiem skąd to się bierze, ale wiem, że są to miejsca dla mnie jeszcze niespełnione, że jeszcze muszę tam wrócić…

Sambor jakby wyczuwa sytuację i zawraca, rozumiemy się bez słów. Oddaję zestaw do naprawy opon, im może się bardziej przydać. Wymieniamy się aparatami, zwłaszcza, iż w moim jest wycinek mapy sfotografowany poprzedniego wieczora. Ten patent uratował mi dupę w Rumunii niech teraz pomoże im. Wtedy zapomniałem jak się nazywa polska wioska (Kaczyca) i miałem tylko zdjęcie zrobione z monitora komputera, sprzed wyjazdu. Ale to był wyjazd na wariata, a to zupełnie inna opowieść. Umawiamy się wieczorem nad jeziorkiem Rangkul, 25km za Murgabem, lub rano następnego dnia, gdzieś na drodze do Sary Tash.

Śmigamy gładko do Murgabu i tam spotykamy zaskoczonego Qśmę, jeszcze na targu, na zakupach. Tradycyjnie wrzucam mu do lodówki piwko, ciepłego nie będziemy przecież pili. Irma też wsiada do Bizona. Odnajdujemy jeszcze chętnego sprzedać nam benzynę, a raczej to on znajduje nas, i zalewamy bak do pełna. Podobno to 93-ka. Musi nam to starczyć na drogę powrotną do Sary Tash, gdzie planujemy nocleg w naszej sprawdzonej dziurze nad potokiem. Za chwilę wyjeżdżamy z Murgab, i kierujemy się w stronę Kirgizji, gdzie po 20 km ma odchodzić boczna droga w kierunku malej miejscowości Rangkol. Po drodze znajduje się jezioro o tej samej nazwie – i tam planujemy założenie biwaku.

od piku Lenina do Tashkurgan.JPG

Faktycznie po około 20 km w bok odchodziła szeroka dolina a wraz z nią droga, oczywiście szutrowa, o wyraźnie gorszej jakości niż dotychczasowa. Jej podła nawierzchnia, a głównie cholerna pralka, zmusiła mnie do zjechanie z niej i zacząłem jechać drogami alternatywnymi, wytyczonymi przez inne pojazdy, które doszły chyba do tego samego wniosku, co ja.

tadz23-3.JPGtadz23-4.JPG

Były to ścieżki wąskie, lecz równe, czasem mocno piaszczyste i wymagające dla obładowanej Afryki. Przydały się zaprawy na Błędowskiej…
Dotarłem w końcu do pozostałości radziecko –chińskiej granicy. Na betonowym poście widniał ledwo już widoczny napis:

„Granica CCCP, święta i nieprzekraczalna”

Uśmiechnąłem się pod nosem, jedynka, i grzmot silnika Afryki poniósł się między skałami.

tadz23-5.JPG

Chwilę później po lewej ukazało się jezioro. W zasadzie to dwa, rozciągnięte na przestrzeni jakiś 5 km. A ich wąski łącznik dawno wysechł a dno pokryte skrystalizowaną solą dodawało kolorytu temu i tak kosmicznemu krajobrazowi.

tadz23-6.JPG

Dojechałem do końca drugiego jeziora i zawróciłem w poszukiwaniu najlepszego możliwego miejsca. Oczywiście szukałem miejsca nieprzeciętnie pięknego, skoro mamy tu spędzić kilka miłych godzin popołudnia i noc.

tadz23-7.JPGtadz23-8.JPG

Dojeżdża ekipa w Bizonie i zjeżdżamy suchym jak wiór i płaskim stokiem do jeziora. To Tutaj.

tadz23-9.JPG

Pozornie wyglądający równo teren pokryty był maleńkimi i kamyczkami i równie kłującymi roślinkami. Długo szukałem czegoś, na czym można by było bez przeszkód rozbić namiot, tak, aby nie uszkodzić podłogi. W końcu znalazłem stawek czegoś, co wyglądało jak piasek pokryty skrystalizowaną solą. Postawiliśmy tam namiot, a Qśma po prostu otworzył dach Patrola i jego namiot już stał. Sprytne.

tadz23-10.JPGtadz23-11.JPG
tadz23-12.JPGtadz23-13.JPG

Leniwe popołudnie minęło nam na pogaduchach z Kasią i Quśmą, o ich dalszych planach podróży z Kazachstanu do Mongoli. Mieli tam rozbić za obstawę żaglowozów przemierzających pustynię Gobi (http://www.mongolia.info.pl/) i wrócić do Polski jeszcze chyba miesiąc później niż my. Co ciekawe, dopiero w ostatni dzień, można było się bliżej poznać, pogwarzyć. Duża grupa i napięty program nie sprzyja integracji. Aż dziw, że do tej pory obeszło się praktycznie bez żadnych konfliktów.

Zrobiliśmy małe gotowanie i ostatnią przepierkę przed ostatnim ponad tysiąc kilometrowym przelotem do Kazachstanu.

tadz23-14.JPGtadz23-15.JPG

Feria kolorów i niespotykanych barw rozpoczęła się równo z zachodem słońca. Czerwonawe narośla na słonym gruncie nabrały jeszcze bardziej wyrazistego koloru, a nasz skromny biwaczek prezentował się na tym tle wyśmienicie. Wyobraźcie sobie jak musiało nam smakować piwo!

tadz23-16.JPGtadz23-17.JPG
tadz23-18.JPGtadz23-19.JPG

Po cichu liczyliśmy, że zjawi się jeszcze wariant chiński z Samborem na czele, ale plan mieli napięty, i gdy całkiem się ściemniło – wiedzieliśmy, że śpią gdzieś po drodze i zobaczymy ich jutro na Pamir Highway.

tadz23-20.JPG
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.01.2009, 22:44   #368
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Tadżykistan
24 sierpnia

Oto, nieubłaganie, kończy się nasza tegoroczna, trwająca 4 tygodnie, eskapada. Od 10 lat nie byłem na tak długich wakacjach, Z trudem przypominam sobie pierwsze dni z wyjazdu. Góry, nazwy i zdarzenia mieszają mi się, w głowie mam mętlik. Czy będę w stanie to potem odtworzyć? Ktoś mówi, że takie podróżowanie ładuje akumulatory… Nic bardziej mylnego, im częściej je ładujesz tym krócej trzymają. Za parę dni znowu zasiądziemy za biurkiem – i tak aż do następnego razu…
A zatem: powroty są do dupy… Przed nami ponad 1300km, jedna cztero i dwie ponad trzytysięczne przełęcze, dwie granice, trzy państwa. Trzy dni. Wracamy.
Skoro ekipa nie dotarła do nas wczoraj wieczorem wykoncypowałem, że będą się chcieli zebrać się wcześniej, minąć skrzyżowanie na Rangol i poczekać na nas po drodze. Nie musieliśmy się więc jakoś drastycznie wcześnie zrywać. Irmie tylko w to graj.

Irma nad Rangol.jpg

Wstające słońce ukazało nam dolinę w równie pięknej formie, w jakiej rozstaliśmy się z nią o zachodzie. Qśma jeszcze zostaje, chce odpocząć – żle spał i teraz źle się czuje. Po śniadaniu spakowaliśmy manatki, przytroczyliśmy wszystko do naszego motocykla i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Tuz za skrzyżowaniem faktycznie stoi ekipa chińska z Samborem na czele. Marcin zaliczył kapcia w tylnym kole i jest właśnie w trakcie demontażu.

Kapecmarcina1.jpgKapecmarcina2.jpg

Cieszymy się na ich widok, wszyscy są w jednym kawałku. Zachwyceni dzielą się wrażeniami z dnia wczorajszego. Wczoraj, już po ciemku, Marcina złapał gumę w tylnym kole – teraz drugi raz. I głupia sprawa – na 4 motocykle i osiem kół mamy 1 (słownie jeden!) kapturek do wykręcania wentyli! Co gorsza kolejny raz macamy oponę od środka i nie ma żadnego gwoździa. Dętka, wyściskana na dziesiąta stronę też nie wykazuje śladu przebicia. Wkurzeni składamy wszystko do kupy. Teraz to cholerne pompowanie… Nienawidzę pompek rowerowych. Ręce mdleją, kolejno zmieniamy się. W końcu uznajemy, że ciśnienie jest wystarczające i Marcin składa motocykl do kupy. Chcemy już odjeżdżać ale widzę, jak szybko schodzi powietrze z tylniego koła. Co jest grane?!?!

Konsylium detkowe1.jpgKonsylium detkowe2.jpg

Zsiadamy i znowu zbieramy konsylium. Chłopaki idą z dętką do potoku, jeszcze raz macamy oponę. Znowu nic. Decydujemy się na wymianę dętki na inną i już z przerażeniem myślimy o czekającym nas pompowaniu. Mam szczerze dość i wątpię czy ręczna pompka, a właściwie jej uszczelka, wytrzyma jeszcze jedno pompowanie. Jak na zawołanie podjeżdżają do nas pozani wcześniej w Murgabie Lars i jego kumpel. Mają elektryczną pompkę. Hi tech motopump, za 100 dolarów – psuje się zanim dobrze ją podpinamy. Pęka plastikowa koncówka na wentyl.

Lars z pompką.jpg

Wreszcie, zza zakrętu dochodzi miarowe buczenie 6cio- garowego silnika bizona – i pojawia się Qśma. Nasze zbawienie. Jego kompresorem załatwiamy definitywnie sprawę w mniej niż minutę i każdy z nas obiecuje sobie rozwiązać temat elektrycznych pompek w swoim ekwipunku – raz na zawsze! Sprawa ostatecznie wyjaśniła się dwa miesiące później, w Krakowie, kiedy podjechał do mnie Krystek z kapciem. Miał identyczną dętkę Heidenau’a i brak dziury. Okazało się, że to puszczał wentyl, ale dopiero przy pełnym ciśnieniu i obciążeniu motocyklem. Czyli tak ja teraz.

Jedziemy. Mamy w plecy 2h, drogę znamy, – choć na pamięć wszystkich dziur nie pamiętamy. Nad Karakolem, nie decydujemy się na wczesny obiad w naszej knajpce – bo kolejne dwugodzinne opóźnienie murowane. Tymczasem zatrzymujemy się, kilkadziesiąt kilometrów dalej na piaszczystej równinie i gotujemy szybki obiad, co kto jeszcze ma. Słońce przypieka, nic się nam już nie chce. Czuć, że wracamy…

Rowninanad Karakolem.jpgKarakol last view.jpg

Na granicy, odbywamy tradycyjne pogawędki najpierw z antynarkotykową, potem celną i na końcu paszportową kontrolą. Piękne poroże kozła Marco Polo znalezione przez Qśma ulegają konfiskacie, mimo szczerych chęci oficjalnego ich wywozu. W grę wchodziła tylko łapówka, bez pokwitowania, więc Qśma się nie zdecydował. I słusznie, bo 10m dalej już pytali gdzie te rogi schował, by skasować swoją dolę.

Qsma z rogami.jpg
Bez dalszych przeszkód przekraczamy granicę, kilkanaście kilometrów dalej również bez kłopotów zaliczamy post kirgiski i meldujemy się w starym poczciwym Sary Tash w znajomej dziurze nad potokiem przy drodze do Irkeshtam. W promieniach zachodzącego słońca afryczka wygląda bosko na tle chińskiego Pamiru.

Boska afri1.jpgBoska afri2.jpg

Skaczemy na motorki i kręcimy kółka jak oszalali po króciutkiej trawie doliny alajskiej.

Sesja foto1.jpgSesja foto2.jpg
Sesja foto3.jpgSesja foto4.jpg

Po ciemku już, dopada nas ekipa Afgańska, w zasadzie to sam Kajman z załogą, bo Gizmo chce jeszcze nocą dotrzeć do Osh. Opowiadamy sobie, cośmy widzieli, co przeżyli, przy kirgiskim koniaku Calvados. Impreza symboliczna, bez wielkich szaleństw– jutro mamy przecież do przejechania dobrze ponad 400km, z tego niełatwe 180 km do Osh.

zachod nad sary tash.jpg
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 29.01.2009 o 22:48
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.01.2009, 23:07   #369
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Kirgizja
25 sierpnia

mapa dnia25.jpg

Bardzo wczesna pobudka, przenikliwie zimno i ciemno. Niby koniec sierpnia, ale to już jak końcówka jesieni. Nie ma wprawdzie ani jednego drzewa, ale pożółkła trawa, zimny oddech zaśnieżonych Pamirów i przenikliwe zimno tego poranka, zdają się to potwierdzać. Formujemy kolumnę i naprawdę już wracamy.

ostatni rzu oka na pamir.JPG

Praktycznie nie robimy już fotek – drogę przecież dobrze znamy. Zatrzymujemy się tylko na przebranie, gdy zrobiło się w naprawdę gorąco, sikanie i tankowane jeszcze przed Gulczą. Na stacji dość długo czekamy na Waldka i Sambora. W końcu są, okazuje się, ze Waldek zaliczył lot na zjeżdzie serpentynami z przełęczy Taldyk i unużał się potwornie w białym i sypkim jak mąka pyle. Na szczęście nic się nikomu nie stało, przygiął się lekko kufer. Umawiamy się, ze od teraz nie łapiemy już gum, nie przewracamy się, nie gubimy i takie tam…
Kilkadziesiąt kilometrów przed Osh czeka na nas niespodzianka. Nadziewamy się na jadącą w przeciwną stronę ekipę www.singapore2poland.com. Iza i Kamil – mają się świetnie, chwilę gadamy o ich dalszych planach, ściskamy i pomykamy dalej do Osh.

sinapore2poland.jpg

W Osh, nasze lejdis, nie chcą słyszeć o nieskorzystaniu z prysznica w hotelu, w którym zatrzymał się w nocy Gizmo i Przemek. Pielgrzymki ludów trwają dobrą godzinę, pozwalamy sobie z Jojną, w tajemnicy na browara. Potem przenosimy się do knajpy, gdzie pałaszujemy doskonały obiad. Szaszłyki, kebaby manty, żarene, sałatki. Pychota. Od wyjazdu z Chin, od sześciu dni, nie mieliśmy tak naprawdę nic sensownego w ustach…

No ale jest koło 16, więc pora na nas, Trzeba ujechać ile się da...

Tutaj rozdzielamy się z samochodami. Ich plan, to jazda non-stop do Almaty. My zaś jedziemy do zmroku i szukamy miejsca na biwak.
Od Osh nieprzerwanie mamy asfalt, na radar łapie mnie miejscowa milicja. 80 na 60. Miło gawędzimy i puszczają nas wolno. Tankujemy za Jalalabadem i umawiamy się ujechać jeszcze maczymalnie do ósmej wieczorem. Suniemy dostojnie dalej. Otaczają nasz szerokie pola uprawne, pocięte kanałami irygacyjnymi. Niedaleko stąd, przecinając ogromną dolinę Fergana, przecież płynie wielki, 800 kilometrowy Naryń, zapewniając wodę tym żyznym terenom, jedynemu bogactwu Kirgizji. Raz po raz mijamy mniejsze i większe skupiska wsi i miasteczek..
Spotyka nas jeszcze nieprzyjemna sytuacja. Często w Kirgizji stojąca na poboczu młodzież machając nam, pozdrawia, a my im odpowiadamy tym samym. Zdarzało się też niestety, że dzieci rzucały w nas drobnymi kamyczkami. Teraz jednak jakieś szczyle rzuciły mi pod koła duży płaski kamień, który lotem koszącym tuż przy ziemi trafił mnie w przednie koło. Motocykl podskoczył, kierownicą szarpnęło na bok, na szczęście duża prędkość i efekt żyroskopowy koła nie pozwoliły na większy niekontrolowany skręt i katastrofę. Skończyło się na nogach z waty i cieple rozlewającym się po kolanach i kostkach…

W tym czasie ekipa zniknęła mi z oczu a pogoń nie przynosiła żadnego efektu. Dawno minęła ósma i zacząłem się zastanawiać czy nie stanęli już gdzieś a ja ich nie zauważyłem. Zły na siebie za nieuwagę, a na chłopaków, że nie czekają, jadę dalej, ogarnięty coraz to większymi wątpliwościami. Ordynarnie się ściemnia… Staję więc przy drodze, zapytać zajętych pakowaniem ciężarówki Kirgizów:

- Izwienite, wy nie widzieli 3 motocykli? – pytam z siodła.
- Da, jechali 5 minut nazad – odpowiada jeden.

No to jestem już zły tylko na nich, że nie trzymają się ustaleń. W międzyczasie dojeżdżamy do rzeki płynącej w głębokim skalnym kanionie. To dolny bieg znanego nam już Narynia, zamknięty trzema ogromnymi zaporami na długości około 150km. Przy jednej z takich pionowych ścian, stoją motocykle. Ustalamy, że stajemy przy pierwszym możliwym zjeździe do wody lub jakiegokolwiek terenu na namioty. Jadę pierwszy. Przerąbane. Pionowe skały, w dole sztucznie podniesiony Naryń, a droga wycięta w skale….
Kilkaset metrów dalej, odnajdujemy jakiś szutrowy zjazd w stronę jeziora… Skręcamy i…. o mało co nie giniemy pod kołami wyprzedającego nas lewą stroną samochodu! Kurwa. Było blisko. Marcinowi zimny pot skroplił się pod kaskiem…

Jeżdzamy 50 metrów od drogi i…. Nieprawdopodobne! Zielona płaska łąka schodzi do samej wody, ławki i stoliki, drzewka, chatynka obsługi. Normalny najprawdziwszy kemping! Pierwszy i chyba jedyny w Kirgizji! Cena 100 somów za wszystkich, jest tak śmiesznie niska, że nawet nie dyskutujemy. Upewniamy się tylko, czy właściciele mają piwo. Mają! Definitywnie zostajemy! Rozstawiamy namioty w świetle reflektorów Afryk.

Tutaj następuje zwyczajowa najepka…
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 29.01.2009 o 23:22
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30.01.2009, 01:54   #370
Marcin SF
 
Marcin SF's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
Marcin SF jest na dystyngowanej drodze
Online: 12 godz 42 min 27 s
Domyślnie

no nie znowu się nie wyśpię;D

ech ta zwyczajowa najepka byle do następnego weekendu
Marcin SF jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Dlaczego lubię KTM-a puszek KTM 4121 27.10.2024 20:14
Dlaczego nie kupić DL-650 Pils Suzuki 83 30.08.2021 23:14
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej czosnek Trochę dalej 230 08.11.2020 11:17


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:30.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.