26.07.2016, 18:05 | #31 |
Zarejestrowany: Sep 2014
Miasto: Lublin
Posty: 2,306
Motocykl: LC8-950ADV,EXC 450, ROAD KING EVO
Online: 2 miesiące 2 tygodni 1 dzień 23 godz 27 min 44 s
|
Super relacja ! W ogóle kozaki jesteście. Duży szacun !!!
|
26.07.2016, 19:13 | #32 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Łódź
Posty: 312
Motocykl: DRZ
Online: 4 tygodni 20 godz 52 min 39 s
|
przygoda !
|
26.07.2016, 19:21 | #33 |
Asia
Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Złotoryja/ Wrocław
Posty: 2,290
Motocykl: XL750, CRF300RALLY
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 3 tygodni 6 dni 4 godz 18 min 2 s
|
Nie mogę się doczekać aż wrócę z pracy i obejrzę :-)
wytapatalkowano
__________________
https://www.facebook.com/zaczekajnamotorze https://www.instagram.com/asia_moto/ XL750 + crf300rally |
26.07.2016, 21:16 | #34 |
trampkarz emeryt
|
Super! Czekamy na ciąg dalszy
|
26.07.2016, 21:31 | #35 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wrocław
Posty: 91
Motocykl: AT - nisz nisz.
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 2 dni 5 godz 51 min 59 s
|
Słabszej opowieści już tu dawno nie było! Czekam z nie cierpliwością na ciąg dalszy w celu potwierdzenia mojej tezy :-)
__________________
-- Gonzik |
09.08.2016, 01:50 | #36 |
Zarejestrowany: Mar 2014
Miasto: Łódź
Posty: 16
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 3 dni 10 godz 15 min 6 s
|
I co dalej z opowieścią
|
09.08.2016, 14:19 | #37 |
Zarejestrowany: Dec 2014
Miasto: Myślenice
Posty: 601
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 8 godz 37 min 58 s
|
No dawać dawać dalej !!!
|
09.08.2016, 22:40 | #38 |
Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 436
Motocykl: DR 650 SE
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 3 dni 1 godz 32 min 53 s
|
Od trzech tygodni nie ma mnie w domu. Jeżdżę dalej i nie ma kiedy zabrać się za pisanie. Postaram sie coś wrzucić jak najszybciej!
|
19.08.2016, 02:17 | #39 |
Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 436
Motocykl: DR 650 SE
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 3 dni 1 godz 32 min 53 s
|
Nie było mnie w domu sporo czasu, nie było kiedy pisać. Posiedzę na dupie teraz pewnie chociaż z tydzień więc postaram się nadrobić zaległości.
Po przygodach na dagestańskiej plaży zawinęliśmy się popołudniem i ruszyliśmy dalej. Jakoś podświadomie zaczynałem mieć dosyć Rosji i tak jak wcześniej chciałem ją zwiedzić dokładnie tak teraz w głowie miałem tylko żeby uciekać stąd czemprędzej. Przez to, że przeleżeliśmy cały dzień na kacu nie udało się dojechać do gruzińskiej granicy. Dojechaliśmy w sumie tego dnia do granicy ale czeczeńskiej. W Dagestanie mocno czuć wschodni klimat, bałagan na ulicach, wszędzie stragany, mnóstwo samochodów. Po wjeździe do Czeczeni wszystko inaczej. Szerokie, zadbane drogi, trawniki i żywopłoty równo przystrzyżone no i to co mi najbardziej rzucało się w oczy - meczety i symbole religijne. No i oczywiście na każdym kroku przywódcy narodu Ostatnią noc w Rosji śpimy gdzieś w krzakach w nadziei, że jutro w końcu wjedziemy do Gruzji. O poranku Grozny Mijamy kolejną granicę, tym razem Osetia Północna. Standardowa kontrola paszportów i jedziemy dalej. W końcu na drodze pojawia się znak. Jedziemy w lewo! Prujemy prosto w środek Kaukazu, długo czekałem aby zobaczyć te góry. Wjeżdżamy na granicę, po tych wszystkich kontrolach wewnątrz kraju, po przygodach z lokalnymi służbami mam pewne obawy jak pójdzie tym razem. Na przejściu straszny tłok, mnóstwo samochodów i ciężarówek. Mimo wszystko poszło sprawnie, okienko za okienkiem aż w końcu jest - celniczka wbija w paszport pieczątkę wyjazdową z kraju. Jesteśmy wolni! W Gruzji to już jak w domu Dalej nie musiałbym już nic pisać tylko wrzucić te setki zdjęć, które zrobiłem. Pisać o tym jak tam pięknie, że zapiera dech i chce się patrzeć godzinę w jedno miejsce mimo, że za zakrętem jest pewnie jeszcze lepszy widok? Coś tam jednak napiszę. Kawałek za granicą widzę jadącego z naprzeciwka rowerzystę, w oczy rzuca mi się czerwona czapka. W końcu spotykamy kogoś mówiącego po polsku Jedziemy dalej drogą wojenną. Dojeżdżając do jakiegoś miasteczka rozglądam się i po prawej stronie widzę znajome miejsce. Znajome ze zdjęć, całkiem o tym zapomniałem planując trasę - to przecież klasztor Cminda Sameba. Nie możemy odpuścić tego miejsca. Drogę do góry łatwo znaleźć gdyż idą nią tłumy turystów próbujących dotrzeć tam na piechotę. Niektórzy bardziej leniwi wybierają podwózkę Delicą. Do góry prowadzi dosyć wąska droga, ruch jednak jest tam straszny. Mnóstwo ludzi idących piechotą i samochodów wiozących turystów do góry. Na motocyklach podjazdy idą nam sprawnie ale mocno trzeba uważać żeby w kogoś nie wjechać. U góry tak samo jak na trasie - tłok. Klasztor ładny, w urokliwym miejscu ale to nie dla mnie, czuje się jak na Giewoncie pośród tłumu turystów. Robimy kilka zdjęć i jedziemy na dół. Robi się popołudnie i pogoda zaczyna się psuć. Tak tutaj będzie już codziennie, poranek i południe w pięknym słońcu a po południu burza. Na zjeździe dosyć mocno gnoi nas deszczem. Zatrzymujemy się na dole żeby obgadać sprawę czy jedziemy dalej czy w miasteczku szukamy jakiejś kwatery. Od początku wyjazdu codziennie spaliśmy po krzakach więc może dobrze w końcu się solidnie wymyć i wyprać gacie. No i może warto też by wysuszyć ciuchy. Szybki rekonesans i mamy spanie w dobrej cenie. Babuszka zapewnia, że wsio jest i tiepla woda i kuchnia i nawet jest Haj-Fi ! Sprzęt grający faktycznie stał na regale ale bardziej jako eksponat a pani jednak chodziło o Wi-Fi - dobre i to. Każdy zabiera się za swoją robotę, ja robię się za pranie a Marcin zmienia przedniego laczka na coś bardziej terenowego Wiedziałem, że w tym samym czasie w Gruzji jest duża ekipa z Polski. Kowal zawoził swoim zestawem kilkanaście motocykli a między nimi sprzęty Leszka zwanego Lewarem i Żony zwanej Zofią. Korzystając z dobrodziejstw internetu klikam coś sobie w komórce i myślę gdzie by tu zadzwonić. O, świeci się zielona lampka znaczy się, że jest dostępny. - Dziś w końcu wjechaliśmy do Gruzji, śpimy gdzieś w miasteczku niedaleko granicy u baby na kwaterze a wy gdzie jesteście? - W sumie to nie wiem ale też gdzieś niedaleko granicy. A jak nazywa się to miasto w którym jesteście? - Nie mam pojęcia, coś Stepamce.... jakoś tak - To my chyba też tu jesteśmy ! wyślij mi namiary GPS Przypadek ale faktycznie też tu byli, trzy ulice dalej... Pół świata trzeba przejechać żeby się spotkać. Umawiamy się na jakieś harce po knajpach jak tylko przestanie lać deszcz. Padało długo więc odpuściliśmy miasto i poszliśmy w odwiedziny do chatki w której spali. Im więcej wina tym więcej cennych rad otrzymywaliśmy od bardziej doświadczonych kolegów którzy już od tygodnia byli w Gruzji. Tam uważaj bo głęboka kałuża, tam rzeka a tam leży śnieg. Wszystko okazało się i tak całkiem inne ale najbardziej jestem wdzięczny za namiar na termalne źródła ale o tym później (dzięki Lewar!). Musieliśmy się zbierać bo od rana zaczynamy intensywnie zwiedzanie. Kolejny dzień przywitał nas już pięknym słońcem. No i znowu nie ma co pisać, trzeba oglądać. Jedziemy Drogą Wojenną w głąb kraju. Po drodze odbijamy jeszcze w dolinę Sno Nie pisałem o tym wcześniej ale Maciej praktycznie od początku wyjazdu miał problemy z odpalaniem motocykla. Gdzieś ginął prąd, po kliknięciu rozrusznika nie było kompletnie żadnej rekcji, jakby próbował odpalić na wyłączonym zapłonie. Raz działało raz nie. Dziwna to była sytuacja bo jego motocykl nie chciał działać jak on to robił, kiedy ja dotykałem rozrusznika odpalał od strzała. Zrozumiałbym gdyby to stało się raz czy dwa ale tak było dwadzieścia, trzydzieści razy? Maciej klika i nic, ja podchodzę wciskam sprzęgło start i działa. Doszliśmy do wniosku, że mam magiczny kciuk i tylko on może odpalać jego DRa. Niby da się tak jechać ale stało się to upierdliwe bo za każdym razem musiałem mu pomagać. Maciej z mechaniką jest na bakier więc cały czas mówił, że trzeba jechać do serwisu suzuki żeby to naprawili a najchętniej to on kupiłby nowy rozrusznik bo na pewno to się zepsuło. Trzy dni go sprowadzaliśmy na ziemie żeby najpierw wszystko posprawdzał. Pewnego wieczoru w Rosji dostał przykaz, że ma przejrzeć kable, czujniki sprzęgła, stopki itp. Niby wszystko gra a motocykl znowu raz odpala raz nie. Na płaskim nie było z tym dużego problemu bo zawsze można było odpalić na pych ale teraz byliśmy już w Gruzji w górach i jak zgaśnie mu na podjeździe to dopiero będzie w dupie. Wyjeżdżając z doliny właśnie to się stało, zgasł i koniec, nawet mój magiczny kciuk już nic nie pomagał. Trzeba coś działać. Zaczęliśmy wszystko na nowo przeglądać, po godzinie padła diagnoza na jakiś przekaźnik. Wszystko wskazywało, że to on się posypał i raz daje prąd raz nie. Zaczęło się drapanie po głowie skąd teraz zdobyć jakiś zamiennik i wtedy Marcin zapytał Macieja czy aby na pewno wcześniej poczyścił dobrze wszystkie styki. Twierdził, że to zrobił. Było jednak inaczej. Mocno podniosło mi się ciśnienie kiedy okazało się, że tracimy kolejne godziny na szukanie usterki której faktycznie nie było. Zasyfiony czujnik przy klamce sprzęgła, pół minuty roboty i motocykl odpala od strzała do teraz. Wracamy na Drogę Wojenną i jedziemy na przełęcz. Widoki rekompensują wszystko Widziałem kiedyś zdjęcie dwóch motocykli zrobione na tym balkonie widokowym. Tylko dwa motocykle i nic, też chciałem takie ale niestety aktualnie widok psują stragany z tandetą. Miałem plan tego dnia dojechać do Shatili, wioski położonej daleko w górach. Dojazd do niej zajmuje kilka godzin a przez te poranne naprawy jest już popołudnie a my nawet nie jesteśmy jeszcze na początku drogi w góry. Nie ma co się długo zastanawiać, najwyżej dojedziemy po nocy. Mamy zostać na noc w górach więc robimy zakupy, śmierdzący ser, chleb w kształcie gitary no i jakiś alkohol. Na półkach pusto ale baba spod lady oferuje czaczę, czemu nie. Bierzemy pół litra jak się później okazało okropnej berbeluchy która miała może ze 20%. Pewnie do dziś się z nas śmieje, że tak nas zrobiła w konia. Dojeżdżamy do Sprintera pełnego ludzi, który dzielnie pnie się w górę. Są miejsca gdzie my na motocyklach mamy co robić a on jedzie tam jak gdyby nigdy nic. Może my cieniasy jesteśmy albo może kierowca autobusu szalony i nie boi się przepaści. Zaczyna się zabawa w wyprzedzanie, w końcu udaje się i jedziemy dalej ale nie na długo. Jak to zazwyczaj popołudniu na niebie zebrały się gęste chmury i zaczyna solidnie padać. Ubieramy się w płaszcze i w tym czasie wyprzedza nas bus. Kurde, znowu będzie problem żeby go minąć. W dolinie zakisły solidne chmury i oprócz deszczu zaczęły latać jakieś pioruny w sumie całkiem blisko nas. Robi się na prawdę nieciekawie bo ani tu się gdzieś schować, ani wracać ani jechać dalej. Nie poddajemy się i ciśniemy dalej. Drogą zaczynają płynąć rzeki, grunt robi się mocno śliski a podjazdy coraz bardziej strome. Na jednym z nich wywijam solidnego orła. We trójkę nie możemy podnieść motocykla. Pod nogami mokra glina, nie da się stać nie mówiąc już o szarpnięciu do góry maszyny. Ślizgamy się jak po gównie ale jest to na naszą korzyść bo udaje się przeciągnąć motocykl po ziemi żeby chociaż kołami był do dołu a nie jak do tej pory w górę stoku. Bus nas znowu wyprzedza.. Dalej zdjęć już nie robiłem, myślałem tylko o tym żeby jakoś wyjechać z tej chmury. Na szczęście burza zatrzymała się na szczytach i za przełęczą było już trochę lepiej. Mokro i ślisko było dalej ale już przynajmniej nie padało na głowę. W sumie i tak nie robiło mi to różnicy bo byliśmy morzy do gaci. Warunki są już lepsze więc już ostatni raz wyprzedzamy busa i grzejemy dalej. Po deszczu woda płynęła wszędzie i małe strumyczki zrobiły się ciut większe Dojechaliśmy na szczęście jeszcze jak było jasno Jesteśmy zgnojeni na wylot i nie uśmiecha mi się spać dziś w namiocie więc kolejną noc serwujemy sobie w luksusie i bierzemy pokój. Po godzinie dojeżdża bus. Szukają kwater we wsi. Okazało się, że to wycieczka szkolna. Dzieciaków było tam tylko kilku reszta to nauczyciele no i nauczycielki... |
19.08.2016, 07:01 | #40 |
trampkarz emeryt
|
Się czyta i ogląda Super wyprawa i relacja
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Kaukaz przez Turcję. | chemik | Przygotowania do wyjazdów | 14 | 28.01.2018 18:20 |
“LT Enduro season opening 2016”, 2016 April 16-17 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 07.03.2016 16:01 |