11.11.2016, 16:16 | #31 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Piwniczna-Zdrój
Posty: 1,019
Motocykl: RD04
Przebieg: 53000
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 22 godz 22 s
|
Się czyta się czeka
|
13.11.2016, 11:29 | #32 |
Dzień IV
Pobudka około szóstej, pakowanko, śniadanie, kawa i w drogę. Asfalt świeży aż do przełęczy. Później już w dół szutrowymi zawijasami z rewelacyjnymi widokami na dwutysięczniki. Jedziemy spokojnie i lajtowo suniemy w kierunku Theth. IMG_0131.jpg IMG_0134.jpg IMG_0139.jpg IMG_0142.jpg IMG_0150.jpg Do celu docieramy przed południem. Na moście podziwiamy widoki gór i bardzo żwawego potoku. IMG_0161.jpg IMG_0164.jpg IMG_0194.jpg Postoju nie przedłużamy tylko jedziemy w kierunku Prekal. Zaczyna się bardzo ciekawie. Droga raz w dół raz w górę, luźne kamienie czasami dosyć wąsko, urwiska dosyć poważne. Spokojnie napieramy. IMG_0207.jpg IMG_0209.jpg IMG_0211.jpg IMG_0218.jpg IMG_0230.jpg IMG_0230.jpg IMG_0234.jpg W pewnym momencie po przejeździe przez most na potoku zaczynamy się wspinać cały czas. Na niebie niepokojąca czarna chmura która mi się nie spodobała. Blisko przełęczy zaczęło siurać. zatrzymujemy się żeby trochę odsapnąć, może przeczekać, może ubrać przeciwdeszczówki. Gasimy silniki i po chwili słyszymy że z przeciwka jadą trzy motorki. Świnka 650 (xr) i dwie Super Tenery 750. Skąd? Z Polski a dokładnie z Łodzi ekipa. Pogadalismy chwile, pośmialiśmy się, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie (notabene czekam cały czas na tą fotkę) i rozjechaliśmy się w swoją stronę. Po deszczu już nie było tak wesoło na K60 scout ale jakoś dotłukliśmy się (dosłownie bo ja zaliczyłem glebę i Grzesiek też dosyć widowiskowo położył bejce na skraju przepaści) do Prekal. DSC_0655.jpg 20160606_134203.jpg Na zdjeciu z leżącą beemką widać taki czarny pomnik. To prawdopodobnie ofiary tej drogi które chyba zginęły w samochodach lecących w przepaść. Przelatujemy koło małej knajpki do które zaraz musimy wrócić bo przed nami kolejna burza. No trudno przeczekamy sobie pod dachem. Przy barze stoją dwie deerki starszej pary z Niemiec. Piją sobie colę. Coś tam dyskutują z lokalesem ale wyjatkowo im się gatka nie klei. Nie wtrącam się do rozmowy bo niemiecki jest dla mnie rzeczywiście językiem obcym. Chcemy od właściciela kupić trochę chleba i okazuje się że albański też jest dla nas obcy. Finał był taki że właściciel uznał że wie o co nam chodzi i kazał nam czekać. Po jakichś 15-20 minutach przynosi trzy talerze z mięsem, świeżymi pomidorami i serem typu feta. Na dodatek świeżutkie pajdy chleba. Skubaniec rzeczywiście wiedział co nam trzeba. Mięso z kością pieczone chyba na jakimś oleju, trochę twardawe ale nikt się nawet nie zająknął że coś jest nie teges. Pomidory soczyste a w połączeniu z feta i chlebem okazało się że przez chwile nic nie mówiliśmy tylko każdy przeżywał to wewnętrznie. IMG_0239.jpg IMG_0254.jpg DSC_0685.jpg Niemcy jak to zobaczyli to czym prędzej zamówili to samo. Jak się później okazało Niemiecki rachunek był ciut wyższy w przeliczeniu. Przypadek? Gdzieś później rozmawialiśmy z kimś i potwierdził że Niemcy są inaczej traktowani ale też oni inaczej traktują tubylców. W międzyczasie pod knajpę podjeżdżają dwa busy Mercedesa napakowane na maksa ludźmi do tego stopnia że mieli specjalną metodę żeby zamknąć drzwi tylne i boczne. Jedna osoba po prostu miała za zadanie jebnąć drzwiami na ful zapakowanego merca bo od wewnątrz się tego nie da zrobić. Jak wcześniej pisałem odczuwaliśmy pewien dyskomfort jadąc na Heidenau-ach scoutach ale jak się przekonaliśmy niepotrzebnie bo busy przyjechały z tego samego kierunku i bieżnika na oponach nie zaobserwowaliśmy. Burza jakoś się uspokoiła albo przeszła bokiem no to ciągniemy do Shkoder. Nie mamy planu na nocleg. Jedziemy zrobić zaopatrzenie w mieście. Trochę sie kręcimy po mieście tam i z powrotem. Zatrzymujemy się i chłopaki idą po chleb powszedni. Po chwili podjeżdża samochód i gościu pyta czy potrzebujemy noclegu bo ma w mieście Hostel i za 10€ od osoby będziemy mogli przenocować i jeszcze rano zjeść śniadanie. Długo się nie zastanawialiśmy. Okazało się że Hostel (AT Home Hostel) był jakieś kilkaset metrów dalej. Podjeżdżamy a tam otwierają dwie niczego sobie młode Albanki: Rafaella i Romina. Ustawiamy motorki na podwórku i strzelamy powitalną Raki przyniesioną przez jedną z dziewczyn. Meldunek, kasa i mycie. Później zjawia się właściciel - Gregor i do późna trwają różne rozmowy Polaków z Albańczykami (znowu się okazało że świetnie gadają po angielsku). Raki jeszcze kilka razy pojawiała się w kieliszkach. IMG_0265.jpg IMG_0267.jpg |
|
13.11.2016, 13:01 | #34 |
Dzień V
Umówione śniadanie zrobił sam Gregor. Świeże bułeczki, dżem figowy, jakiś ser, i pyszna kawa z kawiarki. Serdeczne pożegnanie z Gregorem i w drogę. Jeszcze szybkie tankowanie i pogawędka z sympatycznym Albańczykiem raz po rosyjsku a raz po angielsku. Narzekał że duże jest bezrobocie szczególnie wśród osób młodych i na korupcję na każdym kroku. DSC_0698.jpg Kierujemy się drogą SH5 przez Puka żeby w pewnym momencie wbić się na SH22. Spokój na drodze. Koło szkół grupki dzieci maszerują z tornistrami. Tereny piękne mimo że ubogie w roślinność. Droga się wije wspaniale na zboczach z których co chwilę widać coraz to lepsze widoki. W miarę jazdy pojawia się gdzieniegdzie niebieskie lustro jeziora Fierze. Obserwujemy w jakich miejscach można sobie wybudować dom w Albanii. Dla mnie czasami nie ma to nic wspólnego z logiką. IMG_0270.jpg IMG_0282.jpg IMG_0333.jpg IMG_0343.jpg IMG_0353.jpg Docieramy w końcu do zapory która spiętrza wody jeziora i jest jednocześnie elektrownią wodną. IMG_0360.jpg IMG_0364.jpg DSC_0740.jpg Lecimy dalej i przez nieuwagę okazuję się że dojeżdżamy do granicy z Kosowem. Jak się okazało na granicy, to całkiem dobrze wyszło bo właśnie w momencie jak byliśmy pod zadaszeniami granicznymi to przetoczyła się dosyć gwałtowna burza. Pogranicznicy pozwolili nam wepchnąć motocykle pod wejście do budynku i poczekać aż się uspokoi. Zaraz za granicą przy odświeżonym powietrzu przez burzę robimy posiłek i oczywiście kofeinę też trzeba uzupełnić. 20160607_151146.jpg Dalej już lecimy do Djakove a później szybki przelot przez Pirane i z powrotem w kierunku Albanii. Przejeżdżamy przez przejście graniczne Morinë - Vërmicë. Później kierujemy się na Kukës żeby wskoczyć na SH31. Cały czas mam ustawioną opcję trasy najkrótszej i czasami zwiedzamy niewielkie wioski w których robimy trochę hałasu ale zawsze jesteśmy mile witani przeważnie przez dzieci i młodzież. Przeciskamy się wąskimi drogami między domami, między maszerującymi krowami, słuchamy ćwierkania małych ptaszków ukrytych w krzakach. Na co zwróciłem uwagę w Albanii to były te ptaszki które były prawie wszędzie. Wielkości wróbla ale ich ćwierkanie było tak głośne że jadąc w kasku i przy przelotowym wydechu było je zawsze bardzo wyraźnie słychać. Spotykamy w pewnym momencie grupkę chłopaków którzy jak się okazało kojarzyli nazwisko Lewandowski. Pozując do zdjęć bardzo chętnie dłońmi pokazują albańskiego orła który widnieje na ich fladze. Później jeszcze wielokrotnie widzieliśmy ten znak pokazywany przez dzieci i młodzież. IMG_0379.jpg IMG_0377.jpg Po jakimś czasie wracamy na asfalt. Jak się niedawno okazało nie jedziemy SH31 tylko drogą przez Lusen i Shumat do Peshkopi. Droga górska z wieloma serpentynami i z pięknym asfaltem. Widoki super. Ruch na drodzę symboliczny. IMG_0388.jpg Wieczorem docieramy do Peshkopi. Zatrzymujemy się przy jakimś barze i spotkanego starszego Pana pytam o camping. On jednym gestem przywołuje młodego Albańczyka do nas. Świetnie gadający po angielsku młodzieniec mówi że nas podprowadzi na miejsce swoim Golfem. Super. Krążymy trochę po mieście po czym Albańczyk zatrzymuje się i pyta czy nie chcemy jednak spać w Hostelu bo dzwonił do swojego kumpla i ma miejsca. Jeszcze lepiej. Prowadź. Dojeżdżamy do Peshkopia Backpacker Hostel i za 10 euro za osobę + śniadanie mieszkamy w domu jakiegoś komunistycznego dygnitarza. Dom już trochę zaniedbany z zewnątrz ale w środku niczego sobie. Dosyć przestronny ze specyficznymi meblami i stolarką. Położony na lekkim wzniesieniu z widokiem na meczet i resztę miasta z tarasem gdzie można wypoczywać spoglądając na góry graniczące z Macedonią. Formalności załatwiamy z młodym chłopakiem który jak się później okazuje jest bardzo uczynny gdyż nie odmówił mi spaceru do sklepu po zaopatrzenie w różne artykuły potrzebne do wieczornych podsumowań dnia. Z meczetu tylko raz gdzieś koło dziewiątej lub dziesiątej imam wzywa nas do kosztowania zimnego piwa Peja ;-). IMG_0395.jpg 20160608_065646.jpg DSC_0758.jpg DSC_0755(1).JPG Ostatnio edytowane przez Zet Johny : 13.11.2016 o 22:45 |
|
13.11.2016, 22:41 | #35 |
Pisz Pan, pisz.
Jechaliście SH31 tylko nową. Stara idzie tak jak opisywałem. Nową otworzyli chyba w 2013 czy 2014 roku. |
|
14.11.2016, 23:13 | #36 |
Dzień VI
Pobudka dosyć wcześnie bo już o siódmej umówione śniadanie które składa się z omletu (lekko przypalonego ale nikomu to nie przeszkadza) herbata/kawa świeżutki chleb ser żółty i dżem figowy (ten dżem chodził za mną później jeszcze parę dni - bardzo smaczny i słodki - później sobie zakupiłem do domu). Rano pakujemy sprzęty i ruszamy do miasta zatankować. Niestety tylko gotówka za paliwo. Robi się dosyć ciepło i już w mieście, a jest przed ósmą gotuje nas w ubraniach motocyklowych. Szybko staramy się opuścić Peshkopi żeby przede wszystkim się schłodzić i opuścić jak najszybciej miasto. Ruszamy na zachód w kierunku rzeki Czarny Drin. Koncepcja na ten dzień jest taka żeby przedostać się do Burrel jak najkrótszą trasą najlepiej górską drogą. Niestety za Muhurr włócząc się po wioskach tak się zakręciliśmy że w pewnym momencie skończyła się nam droga. Po ocenie sytuacji (a decydujące do odwrotu były też wycieki z lag przedniego zawieszenia beemki) postanowiliśmy odpuscić i jechać inną drogą do Burrel. Dzisiaj to nie wiem dlaczego navi poprowadziła nas na SH6 a nie SH36. Upał i lekkie zmęczenie po nawrotach w szczerym polu nie pozwoliły spokojnie wyciągnąć mapy papierowej i sprawdzić która droga krótsza. Stanęło na SH6. Wróciliśmy do Peshkopi i po przejechaniu miasta pojechaliśmy na południe drogą która kierowała nas do Burrel. SH 6 nie wywarła na mnie jakiegoś wrażenia może dlatego że wcześniej już się napatrzyliśmy. Upał był ponad 30 stopni i raczej chcieliśmy się już przemieszczać w stronę wybrzeża. Jednym z ciekawszych miejsc to Ulza Regional Nature Park. Bardzo malownicze jezioro Ulza które jest sztucznym jeziorem a sam Park niedawno został utworzony. My jechaliśmy SH6 ale na papierowej mapie widzę wiele interesujących dróg bocznych zakręconych jak ogon takiego małego prosiaczka (cycaczka) :-). Warto by tam kiedyś się pokręcić. IMG_0405.jpg IMG_0401.jpg IMG_0476.jpg IMG_0478.jpg To tam zatrzymujemy się pod drzewami żeby odpocząć i zauważamy w klatce niedźwiedzia. Po jakimś czasie właścicielka misia postanowiła mu pomóc i polewała go ładną chwilę wodą z węża ogrodowego. Wydawał mi się ten niedźwiedź dosyć młody gdyż to jak się bawił oponą samochodową podczas polewania mogło wskazywać na jego młodzieńczy wiek. Ale nie często spotykam niedźwiedzie tak że mogę się mylić. DSC_0767.jpg DSC_0769.jpg Przy zaporze wjeżdżamy w krótki tunel i dalej walimy doliną rzeki na której przełomie wyżej stworzono elektrownie. Padł pomysł żeby pomału myśleć o jakimś miejscu na nocleg i za cel jeden kolega zaproponował tajemniczy cypelek na wybrzeżu. Dokładnie chodzi o przylądek Rodon. Niewiele się zastanawiając lecimy chwilkę czymś takim autostradopodobnym co prowadzi do Tirany aby później wskoczyć na długą płaską szutrówkę pomiędzy polami uprawnymi. Tam w cieniu wielkich topoli spożyliśmy jakieś konserwy turystyczne i chyba nawet chińska zupka się pojawiła. IMG_0829.jpg Biwak trwał już ponad godzinę więc trzeba się zwijać. Szutrówka zmieniła się początkowo w drogę poligonową z dziurami na pół motoru a później w wydeptaną przez krowisie drogę gruntową. Co jakiś czas trzeba manewrować żeby nie wpakować się do kałuży o nieznanym podłożu. Tam to kolega dosiadający geesa adwenczera pomyślał sobie że da radę przeciąć taką wysychającą kałużę. Metoda żeby to zrobić miała być bardzo prosta: bieg niżej i pełna kur……… . Niestety gęsta maź i grawitacja powstrzymała ciężką bawarkę i jej jeźdźca przed osiągnięciem sukcesu. DSC_0781.jpg DSC_0782.jpg Trochę musieliśmy się namęczyć żeby sprzęta wyciągnąć z tej brei, ale daliśmy radę. Później droga którą spacerowały krasule zmieniła się w dwa pasy pośród szuwarów i naszym oczom ukazał się nie las a Adriatyk. Jedziemy wzdłuż brzegu i nie powiem że nie sprawiało to problemów. Lawirowanie między kupą pustych butelek plastikowych i szklanych a kępami jakichś traw które wysokością sięgały nawet do pół łydki było dosyć wymagające. Po kilku minutach takiej nierównej walki dojechaliśmy do wzniesienia które niestety pokryte piaskiem okazało się dla nas barierą nie do przebycia. Dopiero tam przypomniałem sobie z geografii fizycznej jak powstają takie cypelki. Przeważnie są to skały o większej twardości jak poza cypelkiem i ich wysokość też jest ciut wyżej niż poziom morza. Był pomysł żeby zostać pod namiotami w tych szuwarach ale upadł. Wracamy Panowie do cywilizacji. DSC_0783.jpg DSC_0784.jpg Po dojeździe do asfaltu ciągniemy się na północ wzdłuż wybrzeża. Już przed samym zachodem słońca docieramy na plaże do Shenjin. Miasto z wieloma szkieletorami - zaczęte wielopiętrowe budynki i to nad samym brzegiem morza. Nie robi to miłego wrażenia. Ale przecież nie jesteśmy tutaj dla przyjemności. IMG_0831.jpg IMG_0832.jpg Szukamy noclegu. Zmęczony po walce na cypelku mam dość. Jedziemy się przejechać wzdłuż plaży. Po kilkuset metrach zauważam mały bar przy którym krząta się młody chłopak. Trwają przygotowania do sezonu, mycie różnych sprzętów gastronomicznych. zatrzymujemy się i próbuje się podpytać o możliwość rozłożenia dwóch namiotów. Chłopak okazał się kelnerem obsługującym ten lokal. Po rozmowie z jego szefem mamy zgodę na rozłożenie namiotów (i to za free) i jak się później okazało nawet mieliśmy pilnowane sprzęty całą noc. Szybka kąpiel w morzu bo już niewiele słońca widać. IMG_0834.jpg DSC_0802.jpg IMG_0839.jpg IMG_0843.jpg Później długie rozmowy polaków z albańskim kelnerem. Komary dawały się nam we znaki i na tej podstawie Zygmunt wytłumaczył Albańczykowi że to nie komary tną tylko komarzyce. Później jeszcze długo chłopak szlifował wymowę “komarzyca, komarzyca , komarzyca”. Było już dawno ciemno jak kładziemy się spać a kelner przeistoczył się w stróża nocnego całego przybytku. |
|
16.11.2016, 15:47 | #37 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 40 min 31 s
|
czyta sie czyta sie!
__________________
Agent 0,7 |
24.11.2016, 18:20 | #38 |
Dzień VII
Poranek w Sengjin bardzo słoneczny i dlatego wyskakujemy szybciutko z namiotów. Robimy śniadanie i pijemy z naszym stróżo/kelnerem kawę. Po jakimś czasie zjawia się właściciel. Wysoki mężczyzna pod 50-tkę, wysportowany, i bardzo elegancki. Jak się później przyznał podczas rozmowy o piłce nożnej, jest byłym reprezentantem Albanii w piłce nożnej. Jego marzeniem jest to żeby Niemcy na trwającym właśnie Euro 2016 zostali czym prędzej wyautowani :-). Jest dosyć ciepło. Termometr pokazuje 40 stopni w słońcu. Nieśpiesznie kręcimy się i pakujemy motocykle bo już do niektórych dotarło że zaczął się jakby nie patrzeć powrót do domu bo będziemy się ciągnąć na północ. Jedziemy w kierunku Szkodry. Jest słoneczny poranek i na drodze SH29 jest dosyć duży ruch. Na tym krótkim odcinku spotykamy chyba ze 3 kontrole policyjne które zbierają na śniadanie ale nie od nas. Dojeżdżamy do Szkodry i tam zobaczyliśmy w końcu jedyną ładną Albankę która w szpileczkach pomykała sobie na rowerze. Kilkukrotnie ją wyprzedzaliśmy i nie mogliśmy się nadziwić jakie miała kształty i z jakim wdziękiem przemieszczała się. W Shkodra robimy dosyć duże zakupy gdyż musimy się pozbyć wspólnej kasy albańskiej - leków. Długo się zastanawiamy co się nam najbardziej przyda i oprócz różnych bzdetów wzięliśmy dużego Smirnoffa. Pokręciliśmy się jeszcze trochę po mieście i kierujemy się na granice Muriqan - Sukobin. Przed granicą kupujemy kilka suwenirów, w tym koszulki z albańskim ptakiem, jakieś oliwki i dżem figowy (uwielbiam). Na granicy dosyć długa kolejka (kilkanaście samochodów). Podjeżdżamy delikatnie boczkiem żeby nie wzbudzać za bardzo gniewu puszkarzy i zatrzymujemy się jak tylko blisko sie da pograniczników. Kolejka nie przesuwa się szybko. Całe szczęście jeden z pograniczników zaproponował nam żebyśmy wjechali na taki boczny wąski pas zaraz koło budynku głównego służący chyba dla ruchu pieszego. Motory mieściły się tam swobodnie. Chwila moment i już wietrzymy się jadąc powoli po czarnogórskiej ziemi. Nie śpieszymy się dzisiaj nigdzie. Cieszymy się słońcem i kilometrami wolno nawijającymi na koła. Dzisiaj postanowiliśmy na spokojnie znaleźć jakąś miejscówke nad Adriatykiem i odpocząć. Jak się później okaże nie do końca każdemu się to uda. Ktoś znowu wpadł na pomysł żeby znaleźć miejsce pod namiot na jakimś cypelku :-) ale po wizji lokalnej okazało się że znowu do wody jest kilka metrów i to w pionie. IMG_0488.jpg IMG_0490.jpg Czasami zjeżdżamy ostrymi zjazdami nad samo morze ale tam jakieś małe bary, parasolki no to szukamy dalej. Przed Budvą zjeżdżamy w dół drogą w stronę morza. Znajdujemy plażę z jeszcze nie uruchomionymi lokalami na plaży. Jest jeszcze przed sezonem. Jedziemy drogą do końca i zajmujemy ostatnią budę dla siebie. https://goo.gl/maps/dNvDRKYWhx82 Jest bardzo sympatycznie szczególnie po odbezpieczeniu piwka butelkowego 0,33, później już tylko sikacz pod nazwą Tirana w butelce pet. IMG_0494.jpg IMG_0499.jpg Jest już wczesne popołudnie i bardzo wolno kosztujemy jakiś ser kupiony jeszcze w Albanii, chleb i oczywiście konserwa. Zalewamy wszystko Tiraną i jest nieźle. Kąpiel w morzu jest dosyć szokująca bo temperatura morza dosyć niska i niedługo da się wytrzymać. Natomiast na plaży, jak na patelni. Grzegorz decyduje się na małe opalanko a ja uciekam do budy do Zygmunta schować się przed promieniami. Doświadczony zeszłorocznym doznaniami z Chorwacji jak po dłuższym plażowaniu po pierwsze moja skóra nabrała koloru różowego (identycznego jak mała świnka - wspominałem o niej wcześniej - cycaczek) a po drugie już wieczorem dostałem dreszczy i napadów zimna (prawdopodobnie to był udar słoneczny). Tym razem chciałem sobie tego oszczędzić. Zachód słońca nadciąga pomalutku i my myślimy żeby jakoś zakończyć ten dzień. Smirnoff smakował wyjątkowo. Nasza buda jest takiej wielkości że po bokach stawiamy Beemkę i moją Afrykę a między nimi rozkładamy trzy śpiwory a Afrykę Zygmunta stawiamy u wejścia żeby maksymalnie ją schować coby bez potrzeby się nie rzucać w oczy. IMG_0545.jpg IMG_0856.jpg Po wszystkich posiłkach i płynach robi się czekoladowo ale na niebie zaczyna się pojawiać coraz więcej chmur. Nie wyglądało to jakoś dramatycznie ale noc minęła dosyć ciekawie gdyż o 10 wieczorem zaczęła się przetaczać burza która trwała chyba do czwartej rano, dodatkowo komary były wyjątkowo aktywne a i fale ładowały o brzeg mało subtelnie. To była długa noc. IMG_0502.jpg IMG_0505.jpg IMG_0531.jpg Ostatnio edytowane przez Zet Johny : 24.11.2016 o 18:25 |
|
24.11.2016, 18:34 | #39 |
Dzień VIII
Uradowani że noc się wreszcie skończyła grzejemy się w porannych promieniach i szybko pakujemy motocykle. Lecimy nadmorska trasą E65 do Kotoru zeby tam wpakować się na prom który skróci nam drogę do granicy z Chorwacją. Trochę nas deszcz pokropił ale tylko symbolicznie. Za parę euro pakujemy się na prom i podziwiamy piękno krajobrazu i architekturę. DSC_0859.jpg 20160610_081441.jpg 20160610_081447.jpg 20160610_081451.jpg IMG_0878.jpg Przybijamy do Kamenari i później już zaraz przy brzegu Boki Kotorkiej jedziemy w kierunku Herceg Novi a później już na granicę z Chorwacją. Chwilę suniemy Jardarską trasą ale dosyć duży ruch szczególnie kamperów które ciężko wyprzedzić za Dubrownikiem skręcamy w górska alternatywną trasę. Jest świetnie. Ruch niewielki, widoki super, drogi kręte, temperatura elegancka. Na chwilę zjeżdżamy w dół tylko po to żeby przekroczyć podwójna granicę w miejscu gdzie Bośnia ma dostęp do morza i z powrotem ciśniemy po górach. Chwilami jedziemy równolegle wzdłuż autostrady chorwackiej ale cały czas najkrótszą drogą na północ. Wspominam tą trasę rewelacyjnie. Małe wioski ze swoistym klimatem, miejscami dużo drzew oliwnych, między wioskami proste dobrze utrzymane drogi, ruch symboliczny. Mimo że w kilku miejscach nas przelewa to jest świetnie. Jedziemy trasą 1 przez m.in Sinj w kierunku północnym. DSC_0864.jpg DSC_0865.jpg DSC_0866.jpg 20160610_141756.jpg Wieczorem dojeżdżamy do Gradina Korenička i po krótkich negocjacjach za 10 euro od łebka lądujemy na pięterku w pewnym gospodarstwie. Łóżka wygodne, ciepła kąpiel to jest to co nam potrzeba po nocy na plaży :-). Co prawda zapachy docierające z pobliskiej stajni są specyficzne ale nikomu to tak strasznie nie przeszkadza. IMG_0881.jpg |
|
24.11.2016, 18:45 | #40 |
Dzień IX
Wczesna pobudka jak to regulamin wycieczki nakazuje i bez śniadania lecimy. Plan jest taki żeby najkrótszą drogą dojechać do Balatonu i tam przenocować. Po krótkim czasie jazdy wbijamy się na granicę bośniacką. Zaraz za granicą przeciskamy się czasami prowincjonalnym drogami o małym ruchu ale za to z fotoradarami. Robimy sobie wszyscy po jednej fotce przy zwiększonej prędkości (całe szczęście z przodu) i gdzieś koło dziesiątej zatrzymujemy się na popas w małym miasteczku. DSC_0877.jpg Bośnia moim zdaniem niewiele odbiega od reszty swoich bałkańskich sąsiadów. Widać dużo nowych domów, dużo firm, coraz więcej nowych dróg. Nowych dróg do tego stopnia że moje zumo pokierowało nas na świeżo otwarty płatny odcinek autostrady (mimo że wyraźnie mu tego zabroniłem i zaktualizowałem mapy przed wyjazdem). To było jakieś 20 km autostradami - jedyne jakimi jechaliśmy na tej eskapadzie. Później wjeżdżamy do Chorwacji i Węgry. Jedziemy grzecznie zwracając uwagę na ograniczenia - całe szczęście nie ma w ogóle kontroli prędkości. Przecinamy pola uprawne. Bardzo lubię obserwować jak Chorwaci i Węgrzy gospodarują na swoich chyba żyznych polach. Bardzo często mijamy/wyprzedzamy olbrzymie ciągniki rolnicze. Niedaleko Keszthely odwiedzamy jakiś market żeby kupić tradycyjną kiełbasę węgierską z dużą ilością papryki. Okazała się dosyć płona i z dużymi kawałkami zmielonej słoniny bez smaku :-). Późnym popołudniem docieramy nad Balaton do Keszthely. Balaton przy brzegu koloru dziwnego (przyzwyczajeni do błękitnego koloru wody) nie zachęcał do skosztowania kąpieli. DSC_0881.jpg Po analizie mapy decydujemy się przemieścić na drugi koniec jeziora po pierwsze jest dosyć wcześnie a po drugie będziemy mieć jutro mniej kilosów do domu. Nocleg znajdujemy tuż przed burzą w miasteczku Balatonkenese. Domek trzyosobowy na campingu za bodajże 25 euro. Pustki w całym ośrodku. Wszyscy czekają na sezon. Korzystamy z natrysków w budynku obok i po szybkim posiłku zachęcam kolegów do snu żeby zrobić pobudkę wcześniej niż do tej pory. Chcemy mieć jakąś rezerwę czasową żeby jutro do domu zbyt późno nie pojawiać się w objęciach żon i dzieci. Dzień X Pobudka o godzinie piątej. Mimo że bardzo wcześnie to żwawo pakujemy się. Motocykle mokre po wieczorno-nocnej burzy. Powietrze świeże i rześkie. Kilkanaście minut po piątej opuszczamy ośrodek i mkniemy w kierunku Szekesfehervar a później na granicę słowacką w Komárno. Za granicą jakieś 15 km przełączając na rezerwę a silnik w mojej Afryce nie chce podjąć dalszej pracy - uuuuuu i zatrzymujemy się. Robimy komisyjnie rozeznanie i okazuje się że pompa nie daje paliwka tak jak trzeba. Co tu teraz zrobić? DSC_0883.jpg DSC_0884.jpg Podczas gdy ja się grzebałem na kolanach przy Królowej która strzeliła focha, podjeżdża do nas młody chłopak na stareńkiej Hondzie (lata 80-te). Zatrzymuje się i pyta czy może pomóc. Niestety nie ma przy sobie pompy paliwa do AT :-). Okazało się że to Słowak który pracuje na Węgrzech a akurat jedzie do Opola do znajomych i zachęca nas żebyśmy z nim pojechali. Nikt z nas nie dał się namówić na wizytę w stolicy polskiej piosenki, więc się pożegnaliśmy. Dalej zostaliśmy sami z niedziałającą pompą paliwa. Niewiele się zastanawiając wyciągam z kufra zapasową oryginalną pompę i montuję w odpowiednie miejsce. Afryka dostaje nowe życie i gnamy dalej. Nie ujechaliśmy daleko i znowu spotkaliśmy naszego znajomego Słowaka którego złapał na prędkość mobilny pojazd z takim grzybem na dachu (ten grzyb to chyba fotoradar). Jak przejeżdżaliśmy obok, zauważyłem u policjanta specyficzny uśmieszek potwierdzający to że jest bardzo zadowolony z całej sytuacji. Jako że już byłem na rezerwie, po różnych przygodach zarządzam o godzinie 9.15 w miejscowości Veľký Kýr tankowanie, śniadanie i kawę bo morale zostało nieznacznie nadszarpnięte :-). Zatrzymujemy się na stacji na której tankujemy ostatni raz do pełna a za stacją pod takimi zgrabnymi wiatkami odpalam kuchenkę benzynową i rozpoczyna się śniadanie. IMG_0889.jpg Do domu mamy niecałe 400 km tak że wolno się ciągniemy różnymi zakamarkami w kierunku Polski. Kolejny raz Słowacja a raczej gps nas zaskoczył prowadząc po różnych szutrach i rozwalonych asfaltach w lesie. Nie wiem dlaczego nas gps poprowadził do Limanowej przez Zwardoń ale chyba chciał nam pokazać najlepsze tereny. Na Słowacji jak się tylko da to uważamy żeby nie dostać pokuty (mandatu) bo podobno są wysokie. Przed granicą jeszcze jeden postój żeby kupić to bez czego nie mogę się pokazać w domu. Naturalnie chodzi o czekoladę Studencką. Wjeżdżamy do Polski a tutaj to już raj. Wszyscy wokoło zapierdalają ile im się chce, wyprzedzają na podwójnej i w ogóle pełen lajt. Przecież to niegodziwe, jawne łamanie kodeksu drogowego :-). Ciśniemy do domu i zatrzymujemy się tylko gdzieś na orlenie na podwójne espresso i w Mszanie Dolnej na zajebiste lody lokalnego cukiernika. Ostatnie 30 km leci już jak z zamkniętymi oczami ale pamiętając że te ostatnie kilometry są zawsze najtrudniejsze dojeżdżamy do domu bodajże koło 17-ej cali i zdrowi. Podsumowanie: Czas: 10 dni Dystans: 3838 km Spalanie: zawsze poniżej 5 litrów/100 km. Koszt podróży: około 1600 zł Czy było warto? Hmmmm, no nie wiem. Absolutnie było warto i chcę tam wracać. Teraz powinienem wrzucić te filmiki które są w pierwszym poście. Sorki że wyszło od d... strony. |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Albania Gëzuar Expedition 2016 | zaczekaj | Trochę dalej | 121 | 09.01.2017 18:28 |
Czarnogóra i Albania, wrzesień 2016 by Śluza | sluza | Trochę dalej | 22 | 01.11.2016 22:34 |
Albania 2016 maj-czerwiec na 10 dni | davidoff24 | Przygotowania do wyjazdów | 11 | 23.03.2016 08:57 |
kanapa od ZETA | barnej | Wszystko dla Afryki | 13 | 14.11.2013 01:58 |