Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11.01.2013, 19:44   #31
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,063
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 18 godz 4 min 46 s
Domyślnie

ktoś już wcześniej wspomniał o tem, ale muszę to ponownie napisać ja: dawno nie czytałem tak dobrze, lekko i z jajem napisanej relacji.
pięknie się czyta.
gratuluję takiego pióra no i wycieczki!
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.01.2013, 20:24   #32
Vertus72
 
Vertus72's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Łódź
Posty: 603
Motocykl: Ansfaltowy pedał
Vertus72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 10 godz 51 min 0
Domyślnie

Też jestem pod wrażeniem,tym bardziej, że na ADV nie mogę się zarejestrować bo mnie tam chiba nie chcą bo już czekam na aktywacje konta i czekam, jeszcze przed końcem świata sie rejestrowalem,a tak mam świetną relacyje tutej ło.....
Vertus72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.01.2013, 21:05   #33
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,063
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 18 godz 4 min 46 s
Domyślnie

sorry za offtop - przestań Vertus z tym naszym polskim .adv
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 11:29   #34
Louis
 
Louis's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Louis jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 42 min 22 s
Domyślnie

Krzystof zawiódł nieco oczekujących, bo nie opuścił auta. Trudno mu się dziwić, ze złamanym obojczykiem to spore wyzwanie. W odwecie dzieciaki poprzylepiały nosy do szyb auta.
Główny Drwal powiedział nam, że zadzwonił po miejscowego mądralę co zna angielski. Za chwilę przyjdzie tylko się musi przebrać, bo do gości nie wypada wyjść w roboczym ubraniu. Zjawił się szybko, faktycznie wystrojony jak na ślub pierwszej żony. Doceniliśmy jednak, ze zrobił to ze względu na nas, to było miłe.
Po krótkich konsultacjach z Naczelnym Drwalem, Tłumacz Elegant zreferował nam sprawy. Lekarza nie ma, bo jest w terenie i ma sporo roboty. Stado krów się czymś zatruło. Weterynarza w okolicy nie ma od kilku miesięcy więc miejscowi w swej skrajnej desperacji zwrócili się o pomoc do lekarza ludzkiego . Generalnie lekarze mają tu mniejsze notowania od weterynarzy, bo co to za sztuka leczyć pacjenta, który sam opowie co mu dolega. Żeby skutecznie pomóc bydlęciu, to trzeba być kimś, trzeba być WETERYNARZEM. Skoro jednak obdarzyli go , znaczy tego lekarza, kredytem zaufania, to on nie chciałby tej misji przerywać. Zresztą to bez znaczenia, bo bez zdjęć RTG diagnoza jest równie trudna jak przy krowim zatruciu.
Najbliższy rentgen jest w szpitalu w Velingradzie, ok 2 godzin jazdy stąd. Niedobrze. Pytamy czy są tu jakieś taksówki. Tubylcy odebrali to jako żart, równie dobrze mogliśmy spytać o UFO. Pytamy więc czy ktoś nie zawiózłby nas prywatnie. Dobrze zapłacimy. Lekkie poruszenie. Naczelny Drwal nas zawiezie. Za darmo. Tylko paliwo musimy mu kupić, bo go zwyczajnie nie stać. Nie ruszyliśmy jednak od razu, bo drwal musiał pójść się przebrać. Nie pojedzie do miasta w tym w czym chodzi “drewno robić”.
Pozostała kwestia motocykla. Gdzie go zostawić? Restaurator tłumaczy, że to wioska muzułmańska i można motocykl zostawić na środku placu i nikt go nie ruszy. Tu Allah pilnuje.
No masz. My na to, że po co od razu Pana Allaha fatygować, sami nie wiemy przecież kiedy po motor wrócimy, może jutro, a może za trzy miesiące. Po co plac blokować, może lepiej jakaś szopka, garaż jakiś... Ok, jest garaż. Szwagry toczą tam DRZ-etę. W międzyczasie wrócił drwal możemy jechać. Ruszam w konwoju za Polo. Szwagry na własną rękę będą musieli odnaleźć szpital.



Po kwadransie jazdy burza wróciła. Standard. Następne dwie godziny nieustannie nasiąkam, a woda penetruje najintymniejsze części mego ciała.
Docieramy do Velingradu. To dosyć duża miejscowość, porównywalna do polskich większych miast powiatowych. Mieszanka architektoniczna. Nowoczesne kwartały wypierają z centrum starą zabudowę. Szpital też trzyma ten klimat. Część budynków, ta od ulicy, jest wyremontowana i wygląda całkiem przyzwoicie ale już w podwórzu cofamy się do lat 70-80-tych poprzedniego wieku. Tam tez jest izba przyjęć adoptowana z części jakiegoś korytarza. Długo nie czekamy. Wychodzi jakaś lekarka, szybko się orientuje kto potrzebuje pomocy i wciąga Krzysztofa do środka, a nam każe czekać. Wraca za 20 minut, patrzy na mnie i pyta - “Polak?”. “Polak” - odpowiadam. Kieruje do mnie ze sto zdań po bułgarsku ale nie do końca łapię o co idzie. Próbuję posiłkować się rosyjskim ale teraz z kolei ona patrzy na mnie jak ja przed chwilą na nią. Do akcji wkracza Tłumacz Elegant przekłada na jakiś taki english basic słowa lekarki. Wiele to nie wnosi, bo moja znajomość angielskiego jest porównywalna ze znajomoscią bułgarskiego, jednak zbitka słów angielskich i bułgarskich, wzbogacona językiem migowym pozwala jakotako rozszyfrować przekaz.
Kobieta mówi, żebym przyniósł suche rzeczy Krzyśka, bo on z zimna dostał już dreszczy. Odpowiedziałem, że jego bagaż został w górach.
- W takim razie ściągaj swoje rzeczy i oddaj koledze - zadysponowała.
No ale moje rzeczy były jeszcze bardziej mokre niż jego, jechałem 2 godziny za autem w ulewie. Praktycznie w tempo zwróciła się do moich bułgarskich pomocników, instruując żeby zaprowadzili mnie na targ, a ja tam mam kupić ubrania dla Krzyśka. Od razu wpadłem na pomysł, że kupię mu ciuchy jak na Love Parade, zrobię mu potem kilka fot, idealnych do szantażu ale rzeczywistość zweryfikowała mój projekt. Wcale nie było łatwo znaleźć rzeczy na pacjenta ze złamanym obojczykiem, czyli koszule lub bluzy rozpinane na guziki czy też zamek. Kurtka, buty to był już pryszcz. Problemem było jednak znaleźć sprzedającego posiadającego wszystkie te produkty, który zgodziłby się przyjąć zapłatę w euro. W końcu mój czar złamał opór młodej kobiety, która dysponowała wszystkim czego oczekiwałem. Zupełnie ja za dawnych lat. Bardzo dawnych.
W drodze powrotnej Tłumacz Elegant wytłumaczył mi, jak to tłumacz, że mieszkańcy Europy Wschodniej nagminnie starają się rozmawiać z Bułgarami po rosyjsku, sugerując się używaną przez tubylców cyrylicą. Owszem litery mają te same ale słowa zupełnie różne. To podobnie jak u nas, używamy alfabetu łacińskiego jak np. Portugalczycy ale weź człowieku takiego zrozum.



Oddałem rzeczy lekarce i spytałem o stan Krzysztofa, odpowiedziała tylko, że ordynator wszystko nam dokładnie opowie. Z tym “dokładnie”, biorąc pod uwagę barierę językową, to chyba przesadziła.
W drodze na prześwietlenie zwolniliśmy naszych bułgarskich przyjaciół, jeszcze raz dziękując im za okazaną pomoc. Rentgen wykazał, że złamanie obojczyka jest dosyć niebanalne. Czekamy w ambulatorium na chirurga. Burza przybrała na sile. Co jakiś czas gaśnie światło w szpitalu i załączają się agregaty prądotwórcze. Zadzwoniły szwagry. Są już w mieście, w barze 300 metrów od szpitala i póki co tam zostaną, bo ostatni odcinek drogi do szpitala to jedna ściana wody.
Przyszedł chirurg, którego w lesie spokojnie można by pomylić z niedźwiedziem właśnie. Rosłe, brodate chłopisko, kruczoczarno umaszczone. może to i lepiej, że Bartek został w barze. Brodacz w kitlu spojrzał na Krzyśka, spojrzał na zdjęcia i wypisał mi receptę. Na dwie rolki bandaża elastycznego. Serio. Zamurowało mnie. Dostrzegł to oczywiście i oświadczył, że jak przyjdzie ordynator, to nam wytłumaczy.
Szpital od apteki dzieliło 200m i wspomniana ściana wody. Pokonałem akwen sprawnie. Po zakupach spotkałem się na chwilę w barze ze szwagrami. Ustaliliśmy, że nie ma na co czekać, trzeba tu ściągnąć nasz samochód z lawetą z Sofii. To tylko 130-150 km w jedną stronę ale za to przez góry podrzędnymi drogami i w burzy. Wracając mieli odbić do muzułmańskiej wioski po motocykl Bacy. W zależności od posiadanych pokładów optymizmu, prognozowaliśmy przewidywany czas operacji. Ex na 4, Bartek na 6, a ja na 8 godzin. Standard.

Wróciłem do szpitala. Chirurg z siłą adekwatną do swojego wyglądu zrobił z Krzyśka mumię. No prawie.
Do gabinetu wszedł ordynator. Niewysoki, łysawy, szeroko uśmiechnięty, rubaszny jegomość. Eksplodował słowotokiem tak dynamicznym, że dopiero po chwili załapaliśmy, że mówi po polsku. Płynnie, bez akcentu, no może z lekkim lwowskim zaśpiewem. Pytam skąd tu Polak. Mówi, że nie Polak. Bułgar, ale studiował medycynę we Wrocławiu. W moich Międzyzdrojach też był. Przeprosiłem, że go nie pamiętam ale miałem wtedy 3 lata.
Zwięźle wyłożył nam w czym rzecz. “Nasze” złamanie do najprostszych nie należy. Nie jest to oczywiście nic co by ich tu przerastało ale warunki tu mają jakie mają. Jakby na potwierdzenie jego słów od jakiegoś czasu szpital był już zasilany wyłącznie z agregatów, bo burza konsekwentnie demolowała okoliczną infrastrukturę energetyczną. W zasadzie mamy dwie opcję. Albo oni go tu zoperują, chętnie zresztą, bo sami są ciekawi, jak to chirurdzy, jak to tam wygląda w środku, albo przetransportujemy Krzyśka do Polski i tam podda się operacji. Każda z opcji ma swoje zalety i wady. Transport do Polski będzie bardzo męczący i bolesny. Obecnie Krzysztof jest tak mocno opakowany przez Chirurga-Niedźwiedzia, że co prawda nic nie ma prawa się przemieścić ale ból i pieczenie spowodowane przez ten opatrunek po 24-ech godzinach staną się trudne do zniesienia. Gdybyśmy się zdecydowali na transport, to mamy wrócić do szpitala na zmianę opatrunku przed wyjazdem.



Opcja operacji na miejscu też nie powala. Tutejszy szpital nie dysponuje takimi warunkami jakie mają polscy koledzy ordynatora. Ordynator wie, bo ma z nimi stały kontakt. Nawet rehablitacja w Polsce przebiega sprawniej, np. w Bułgarii w zasadzie są niedostępne specjalistyczne temblaki stosowane w skomplikowanych złamaniach obojczyka.
Jestem trochę zaskoczony. Bułgaria była zakodowana w moim umyśle jako lider dobrobytu wśród państw tzw. “demokracji ludowej”. Największy na świecie producent olejku różanego, Złote Piaski, Warna, to działało na wyobraźnię. Bułgarska prowincja wygląda zupełnie inaczej. Jest tu chyba jeszcze skromniej niż w Rumunii. Za to ludzie wspaniali. Na całych Bałkanach, a szczególnie tam gdzie my się zapuszczamy stroniąc od asfaltu. W takich miejscach turysta to ciągle rzadkość i tam właśnie jesteśmy witani najserdeczniej.

Właściciel obojczyka decyduje, się na na naprawę powypadkową w Polsce. Pytamy czy mamy uiścić jakąś opłatę za pomoc ambulatoryjną. Były wrocławski student odpowiada, że jeśli nam się nie przelewa, to możemy jechać i nie płacić, nikt nas ścigać nie będzie, bo tu co prawda już Unia ale ludzie ciągle Słowianie. Natomiast jeżeli nas stać, to tu jak widać każdy grosz, znaczy stotinka, się przyda. Żegnamy półrodaka i udajemy się do kasy. I tu pojawia się problem. Kasa znajduje się w nowym budynku oddalonym o 200m, a z nieba wali wiadrami. Na 100% na tym dystansie cała wcześniejsza misja zakupu suchych ubrań dla Krzysztofa straci sens. Naszą konsternację przerywa znajomy brodaty chirurg. Podwozi nas swoim samochodem te 200m. Pan chirurg podwozi dwóch zabłoconych, zapewne pachnących mocno naturalnie, obszarpańców swoim autem! Wyobrażacie sobie taką akcję w kraju na Wisłą? Mało tego zawozi Krzyśka również do hotelu. Ja niestety “jestem motocyklem” więc kolejne parę minut jadę w deszczu tak intensywnym, że nie opuszczam szyby kasku, Z opuszczoną nie widzę nic.

Na jasnej podłodze korytarza w przytulnym małym hotelu zostawiamy nasz trop. Błotne odciski podeszw Sidi Crosfire’ów. Nie sposób do nas nie trafić. Szwagrom będzie lżej. Wydzwaniam do nich co jakiś czas. Bez sukcesów. Minęło kilka godzin powinni już być w Sofii.
W hotelu Krzsztof wyjawił mi swój noblowski plan. Geniusz wymyślił, że on tu w tym hotelu przeczeka 3-4 dni, a my będziemy mogli dokończyć swoją motocyklową podróż i w drodze powrotnej go zabierzemy. Postanowiłem nawet tego nie komentować. Jedynie spojrzałem na niego wymownie. To znaczy, tak mi się wydaje, że wymownie, bo w efekcie porażenia nerwu twarzowego, którego dostąpiłem dwa lata temu, dysponuję obecnie twarzą pokerzysty. W połowie. Druga połowa jeszcze emituje jakiś wyraz. I ta właśnie ½ wymowności wystarczyła. Kandydat na Nobla nie wrócił więcej do tego tematu. Zresztą zaledwie kilka chwil później, niedorzeczność swej propozyzji geniusz przełknął w milczeniu gdy poległ podczas próby samodzielnego zdjęcia butów.

Zszedłem po resztki bagażu do KTM-a. W drodze powrotnej zatrzymał mnie właściciel hotelu. Przez głowę przemknęła mi myśl, że będzie zaraz zgrzyt o to błoto na korytarzu. On natomiast zaproponował, żebym schował motocykl do jego prywatnego garażu, po co ma moknąć całą noc. Jest tylko jeden warunek, abym go wystawił rano, bo on będzie musiał wyjechać swoim autem. Moim myślom zrobiło się głupio. Tak trudno mi się przyzwyczaić do bezinteresowanej ludzkiej życzliwości, której tu doświadczam na każdym kroku.

Po powrocie do pokoju zastałem Krzysztofa śpiącego. Zasnął na siedząco oparty o wezgłowie łóżka. To był dla niego bardzo wyczerpujący dzień.
Zadzwonił Ex. Jest źle. Po kilku godzinach jazdy w koszmarnej ulewie są dalej od celu niż byli na początku. Ulewa spowodowała w górach osuwiska. Większość przełączy jest zamknięta, ale oni dowiadują się o tym dopiero docierając na miejsce. Halsują więc tak coraz bardziej oddalając się od Sofii. Do tego trudno o zasięg telefonów, a przy tej pogodzie GPS często traci kontakt z satelitą nie tylko w wąwozach. Już jakiś czas temu zapadł zmrok ale jadą dalej, bardziej już przecież nie przemokną. Obiecuje zadzwonić jak sytuacja się zmieni.



Po raz pierwszy zaczynam się martwić. Znam Exa i wiem, że w każdej chwili może zignorwać kolejny szlaban i ruszyć nocą na przełaj przez góry. To z nim jeżdżę najczęściej po górach i w tym duecie, to ja jestem Wielkim Hamulcowym. Cała nadzieja w Bratku i jego niskiej tolerancji na choćby hipotetyczną obecność niedźwiedzi.
Po prysznicu życia, wyczołgałem się z łazienki i w żenującym stylu wgramoliłem się na łóżko. Obok spał Krzysztof, niezmiennie na siedząco. Korzystając z tego, że jest prąd, włączyłem telewizor. Bałkańskie programy nocne bywają bardzo interesujące dla mężczyzny w średnim wieku. Niestety, na wszystkich kanałach królował ten sam news. Eksplozja w zakładach utylizacji amunicji. Kilkadziesiąt kilometrów od miejsca ostatniego kontaktu telefonicznego z Ex-em. Wybuch, a właściwie kilkugodzinna seria eksplozji, pochłonęła już ofiary śmiertelne, jest sporo rannych. Pożaru nie można opanować, bo akcja gaśnicza w tych warunkach jest niewykonalna. Ewakuowano kilka wsi. W powietrze wylatuje 10 ton amunicji. Sejsmografy notują wstrząsy o sile 1,5 stopnia w skali Richtera. Na górskie drogi walą się kamienno-błotne osuwiska. Policja i wojsko zamyka wszystkie przełęcze. Milion razy dzwonię do Ex-a, milion razy na próżno.
Siedzę tak na hotelowym łóżku i nie mogę wyjść ze zdumienia nad tym przedziwnym rozwojem zdarzeń. Czytałem nie tak dawno z wypiekami na uszach o kłopotach naszych kolegów w Tunezji ale to było w Afryce i trafili w sam środek rewolucji. A my się wybraliśmy w zasadzie za miedzę. Jesteśmy zaledwie o 30 godzin jazdy od domu. W środku Europy. Pojechaliśmy na lajtową wycieczkę. Miała być tak lajtowa, że nawet wzięliśmy ze sobą kompletnego nowicjusza, a efekt jest jaki jest. Siedzę z połamanym kumplem, z którym nie wiadomo co robić. Operować, transportować czy dobić. Szpital wygląda jak lazaret, nawet prądu brak. Teraz zresztą mają chyba większe problemy, niż obojczyk polskiego turysty. Transport do Polski będzie długi i męczący o ile w ogóle możliwy. Póki co, przełęcze są zablokowane. Motocykl Krzyśka i jego bagaże zostały porzucone w małej górskiej wiosce daleko stąd, do której prawdopodobnie dojazd obecnie jest też niemożliwy. Szwagry zaginęli w akcji.
Okazuje się, że nie musi być daleko, ani nie musi być hardcorowo, żeby się znaleźć w czarnym odbycie. Rzec by można, że to taka "fizjologia podróży".



Nie mogę zasnąć do rana. I myślałbym tak do dziś gdyby świtem bladym nie obudził mnie telefon od Ex-a. Żyją, właśnie dotarli do Sofii. Wyglądali tak żałośnie, że obsługa hotelu pod którym stacjonował nasz samochód z lawetą, wpuściła ich natychmiast do pokoju, nie żądając żadnych dokumentów czy pieniędzy. Zła wiadomość jest tak, że nie są w stanie kontynuować podróży. Są przemoknięci, zziębnięci i bardzo zmęczeni. Muszą się przespać chociaż 2-3 godziny.

Wyglądam przez okno, na niebie nie ma śladu po burzy. Słońce bezczelnie świeci mi w twarz. Jedynie wiadomości w ciągle nie wyłączonym telewizorze, przypominają o atrakcjach ostatniej nocy.
8 godzin później pod hotelem meldują się szwagry. Po drodze zabrali od muzułmanów Suzuki, więc do zapakowania pozostał jedynie mój KTM. Po 15 minutach jesteśmy gotowi do drogi. Krzysztof wcześniej został oprawiony przez lekarzy. Ruszamy do domu z lekkim niedosytem i z mocnym postanowieniem, że jeszcze tu wrócimy. Z drugiej strony wszyscy jesteśmy zgodni, że wrażeń jak na te klika dni, było aż nadto.



P.S.
Krzysztof jest bogatszy o tytanową płytkę i dzwoni na lotniskach. Oczywiście już jeździ na motocyklach i nie może się doczekać kolejnego wyjazdu.





************************************************** ************************************************






100 dni później wróciliśmy, w nieco zmienionym składzie (Baca jeszcze się zrastał), dokładnie w miejsce, w którym przerwaliśmy poprzednią podróż. Tym razem nie tylko przejechaliśmy offem wzdłuż wszystkie górskie pasma Rodopów ale dotarliśmy nawet na greckie plaże Morza Egejskiego ale to już zupełnie inna historia...




















Więcej zdjęć tutaj:
https://plus.google.com/u/0/photos/1...20789967071409

...
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały.
Louis jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 12:13   #35
chemik
 
chemik's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,425
Motocykl: Husqvarna 701 Enduro
chemik jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 15 godz 23 min 25 s
Domyślnie

Wyczes...
chemik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 12:36   #36
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,063
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 18 godz 4 min 46 s
Domyślnie

łał. pięknie się czytało. aż smutno, że to już koniec.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 13:57   #37
puntek
 
puntek's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Raczyce/Wrocław
Posty: 2,015
Motocykl: RD04
Przebieg: 3 ....
puntek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 53 min 22 s
Domyślnie

przygody i wydarzenia które budują tą... chęć i tą zazrdość ... Pięknie opisane i super klimat .

ale klimat nie staje się bo coś się dzieje TEN klimat tworzą LUDZIE !!!!!

Pełen szacun
__________________
AKTUALNIE SZUKAM PRACY!!! ale nadaję się tylko na szefa
puntek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 14:34   #38
danek-dr
 
danek-dr's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2009
Miasto: Gorzów n.Wartą
Posty: 174
Motocykl: nie mam AT jeszcze
danek-dr jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 13 godz 7 min 46 s
Domyślnie

Myślę że jest szansa na drugą część tej wycieczki. Tylko musicie Louisa zmotywować.
__________________
EXC 450

"Jestem synem wolnego i walecznego narodu i nie mam zwyczaju drżeć przed kimkolwiek"
A.F.Ossendowski
danek-dr jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 14:35   #39
piotr_3miasto
 
piotr_3miasto's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Gdańsk Olszynka
Posty: 483
Motocykl: RD07
piotr_3miasto jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 3 tygodni 3 dni 11 godz 39 min 48 s
Domyślnie

Żal, że to już koniec.
Wciągający był to serial, bardzo!

Chciałbym kiedyś postawić swoją stopę właśnie w takich miejscach.
Dzięki Waszej historii, wielu z nas może snuć teraz marzenia...
piotr_3miasto jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.01.2013, 14:42   #40
bajrasz
świeżym warto być:)
 
bajrasz's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
bajrasz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
Domyślnie

Dziękuję, przednia lektura.
__________________
pozdrawiam
Pan Bajrasz





bajrasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Relacja z podróży dookoła świata MXT 2012-2013 mirek Imprezy forum AT i zloty ogólne 1 05.05.2014 11:09
Szkocja 2012 - tam podobno pada deszcz... - relacja Tymon Trochę dalej 132 11.04.2014 13:20


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:08.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.