Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05.01.2018, 18:12   #31
Vlad Palinka
 
Vlad Palinka's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2017
Miasto: Krosno, Bukowiec
Posty: 69
Motocykl: XT660Z Tenere
Vlad Palinka jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 21 godz 28 min 50 s
Domyślnie

film super, ale relacja wciąga.
Vlad Palinka jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.01.2018, 21:43   #32
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 2 godz 37 min 45 s
Domyślnie

Piąty dzień wyprawy przynosi kolejną awarię. Okazuje się, że nie tylko Africa ma swoje furie (znawcy tematu wiedzą o co chodzi). Jedna z nich dotyka właśnie Roberta Transalpa. Od jakiegoś czasu ma problem z ładowaniem. Na jednym z postojów trzeba częściowo rozpakować bagaż , by dokładnie obadać problem. Przyczyną okazuje się ... Tak, tak!! Przypalona kostka regulatora napięcia. Wycięcie nadtopionej kostki, połączenie kabli na skrętkę i owinięcie taśmą izolacyjną przywraca prawidłowe ładowania , a maszyna gotowa jest do dalszej drogi.








Licząc wcześniejsze wyjazdy, to miał być piąty przejazd przez rzekę Wołgę. Poprzednio nie było okazji, a może nawet chęci, by zatrzymać się i zrobić kilka zdjęć. Tym razem niestety łamiąc przy tym przepisy nie odpuszczamy. Pomimo zakazu zatrzymywania, motocykle ustawiamy na poboczu przy barierkach. Rzeka swą wielkością robi na nas wielkie wrażenie. W oddali widać płynący sporych rozmiarów statek, są też żurawie rozładunkowe w portach. Rzeka jest ważnym w tym regionie szlakiem wodnym. Szerokość Wołgi to kilkanaście szerokości "Królowej Polskich Rzek" - Wisły. Miejsce postoju do robienia zdjęć okazuje się beznadziejne. Na pierwszy plan wbijają się kable i wielkie słupy energetyczne. Nie bez powodu zresztą zostały tam posadowione. Na rzece jest sporych rozmiarów elektrownia wodna a szpetne słupy przesyłają prąd z ów elektrowni, do bliskich oraz dalszych miast i wiosek. Przerwę na podziwianie rzeki, ograniczamy do kilku minut, nie chcąc zatargu z tutejszą policją. W końcu złamaliśmy przepisy, zatrzymując się w niedozwolonym miejscu.




Późnym popołudniem robimy zakupy w małym przydrożnym sklepie. Świeże piwo ze sklepowego nalewaka, zapas wody na kolejny dzień, pieczywo i coś do obkładu.





Tego dnia przejechaliśmy ponad 700 km. Jesteśmy już za Ufą. Namioty rozbijamy na skraju lasu, w wysokiej trawie na terenie , który przypomina niewykoszoną łąkę. Już kilka sekund po wyłączeniu silników, w ich pobliżu kłębią się chmury komarów. Skubańce wiedzą jak szukać ofiary. Lecą do ciepła, lub wydychanego dwutlenku węgla. Istna masakra. Komarów są tysiące , a nawet pierdyliony . Jest ich tyle, że nie mamy ochoty na kolację przy namiotach. W pośpiechu popijamy piwo, opędzając się od natrętów. Technika picia jest różna. Ja, na ten przykład, na chwilę podnoszę moskitierę, wciskając w siebie kilka łyków piwa. Paweł i Robert nie dając szansy komarom, piją przez siatkę. Czegoś takiego jeszcze było !! Po opróżnieniu butelki, Robert nakręca na nią korek i energicznie wymachuje nią, to w prawo, to w lewo. Rozlega się wyraźny dźwięk odbijanych o plastik komarów !!!!!! Odgłos podobny do posypywania piaskiem pustej butelki, może lepiej uzmysłowi wam ilość tych owadów w miejscu naszego biwaku.





Lepioszka i suszona cholernie słona ryba, która nie przypadła mi do gustu.



Kolację jemy oddzielnie, każdy w swoim namiocie przy dźwiękach , które bez przesady nie ustępują hałasowi dochodzącego z ula.



Dzień 6 WITAJ AZJO !

Wracając na główną drogę, zatrzymujemy się przy kiwonach. Pompy nie pracują. Z Pawłem, zastanawiamy się, czy to awaria, czy po prostu złoże zostało już wyeksploatowane. Robimy kilka zdjęć, a ja dodatkowo schodzę z motocykla by przyjrzeć się urządzeniom z bliska. Dupa ze mnie bo słysząc w interkomie poważny głos Roberta "jedźmy stąd, mogą tu być kamery, a oni nie lubią intruzów przy tym sprzęcie", dosyć szybko wsiadam ponownie na motocykl i jedziemy dalej.





Zapowiada się ładna pogoda. Na błękitnym niebie nieliczne chmury. Dzisiaj jedzie się wyśmienicie. Jest ciepło, ale nie upalnie. Powiedziałbym, warunki są optymalne. Robimy przerwy na tankowanie, na "małą czarną", rozmawiamy przez interkomy. Na drodze sporo remontów. Przy tak sporym ruchu, to jak "walka z wiatrakami". Tutaj za chwilę zakończą prace, przeniosą się na inne miejsce, by po jakimś czasie wrócić na ten odcinek ponownie. Krótko mówiąc,duży kraj, długie drogi, duży ruch, to i remontów musi być sporo.
Właśnie dojeżdżamy do kolejnego "wahadła". Aut nie ma sporo, więc tym razem -dodam pierwszy raz- chcąc pokazać jak to "polscy ułani" są kulturalni, zatrzymujemy się tuż za naczepą TIR-a. Mija kilka sekund, gdy z prawej strony omija nas załadowana stalą ciężarówka z przyczepą. Wzbija się tuman kurzu, a w słuchawkach kasku ktoś rzuca krótko: "widzieliście to !" . Schodzi z nas powietrze i dopiero teraz dociera do naszych głów co się stało, lub co -o zgrozo- mogłoby się stać. Nie jesteśmy pewni, czy kierowca ratował nasze życie nie chcąc zmiażdżyć nas pomiędzy swoją kabiną, a stojącą przed nami naczepą, czy raczej chciał ochronić przede wszystkim siebie. Prędkość którą jechał w mojej ocenie w zderzeniu z naczepą byłaby zabójcza również dla niego. Różnica byłaby taka, że jego wyciągano by z kabiny, a nas z ów kabiny trzeba byłoby zdrapywać żyletkami. Ktoś czuwa nad nami i dał w tym miejscu szerokie pobocze. Ech... nie ma co gdybać.



Przed nami pasmo gór Ural. Jeszcze przed południem zjeżdżamy na parking. Dodam nie byle jaki parking, bowiem stoi na nim "słup" oznaczający umowną granicę Europy i Azji. Od 2011 roku nie wiele w tym miejscu się zmieniło. Jedyna zauważalna różnica, to brak straganów z pamiątkami. Kilka zdjęć, krótki odpoczynek i ruszamy dalej.







Czelabińsk to pierwsze duże miasto za Uralem. Słynie między innymi z tego, że jest tu bodajże największa fabryka czołgów, którą zbudowano z rozkazu Stalina w czasie II Wojny Światowej. Przez to nazywany był również Tankogrodem. W 2013 roku o Czelabińsku usłyszał cały świat, gdy serwisy informacyjne pokazywały filmiki z przelatującego w okolicach miasta meteoru. Masę "gościa z kosmosu" oszacowano na ok 10 ton, a średnicę 17 metrów. Meteor na szczęście rozpadł się wysoko w powietrzu, a fala uderzeniowa w mieście wybiła setki szyb lekko raniąc ludzi. Nie planujemy wjeżdżać do miasta i znaleźliśmy się tu w zasadzie przypadkiem dzięki nawigacji. Miasto brzydkie, typowo przemysłowe. Robert ma problem z cieknącym paliwem, które kapie tylko podczas postoju. W upale odkręcamy zbiornik i dokonujemy prowizorycznej naprawy.






O nudzie nie ma mowy. Nawet jeśli teoretycznie niczego ciekawego się nie spodziewamy, "przygoda" sama dba o to, by nie wiało nudą. Również Paweł ma problemy z układem paliwowym. Przy pełnym zbiorniku wszystko działa prawidłowo, jednak gdy poziom paliwa spada poniżej połowy, motocykl traci moc i nie chce wchodzić na obroty. Już kilka dni temu, kilkukrotnie zaglądaliśmy w filtry i kranik. Nic co byłby tego powodem nie odnajdujemy. No cóż. Trzeba będzie częściej tankować.

Wracając do dnia dzisiejszego. Po sytym obiedzie i chwili błogiego lenistwa czas ruszyć tyłki. Ciuszki ubrane, kaski zapięte i już mamy ruszać, gdy słyszymy głos Roberta "panowie złapałem gumę". Kapeć w przednim kole wydłuża nam pauzę dwukrotnie. Jak mówią "pośpiech wskazany jest przy łapaniu much i sraczce". Ściągnięcie koła, wyciągnięcie dętki i zaklejenie łatką dziury nie trwa długo. Wspomniany pośpiech spowodował jednak, że za pierwszym razem klej nie zdążył związać łatki z dętką na tyle mocno, by uszczelnić dziurę. W konsekwencji wszystkie wymienione czynności Robert musi zdublować.





Słońce już prawie zaszło, a my wciąż nie możemy znaleźć miejsca godnego naszych namiotów. W efekcie odjeżdżamy prawie 18 km. od głównej drogi. Krętym wąskim asfaltem mijamy wioskę , która wygląda jakby w większości została wyludniona. Umawiamy się, że juto wracając wjedziemy tam w małe odwiedziny. Miejscówkę do spania znajdujemy kilka kilometrów od wioski. Łączka, skraj lasu, komary ...zaraz, zaraz. Skądś już to znamy.



Dobranoc.
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 07.01.2018 o 16:26
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.01.2018, 21:50   #33
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 2 godz 37 min 45 s
Domyślnie

Zgodnie z wczorajszym postanowieniem, wracając do głównej drogi, odwiedzamy mijaną wczoraj wioskę. Miejsce nie jest całkowicie wyludnione, jak wcześniej przypuszczaliśmy. Co prawda sporo domów jest pustych, jednak w kilku gospodarstwach nadal mieszkają ludzie. Większość budynków jest starych, zbudowanych z drewna i w bardzo złym stanie. Przy jednym z nich zatrzymuję się by zrobić kolejne zdjęcie. Stara drewniana chata pokryta eternitem wygląda na opuszczoną. To jednak tylko pozory. Po chwili otwiera się furta, a przez nią wychodzi gospodarz z rowerem. Zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda taka zagroda od wewnątrz. Niestety nie było takiej okazji.







Jesteśmy przed Omskiem. Nie ma w nim jednak nic na tyle ciekawego, co skłoniłoby nas do wjazdu do centrum. Miasto zatem omijamy obwodnicą. Paweł ma cały czas problemy z motocyklem. Pojawiają się różne diagnozy i różne patenty na rozwiązanie problemu, jednak jak na razie skutecznie problemu nie możemy wyeliminować.





Przerwa na tankowanie i kontakt z rodziną. Robert ma rosyjską kartę z internetem, a jego telefon służy za ruter. Dzięki temu w bardzo przyzwoitych kosztach możemy kontaktować się z bliskimi przez komunikatory.



Nic godnego podkreślenia dzisiaj się nie dzieje. Namioty rozbijamy ponad 100 km. za Omskiem. Wieczorem nad ogniskiem pieczemy kiełbasę „Krakowskąâ€, popijając "napojem orzeźwiającym" . Jeszcze tylko toaleta chusteczkami dla niemowlaków i lądujemy każdy w swoim śpiworze. Pomimo wiatru nie zawodzą komary, które bzyczą nam do snu








Hybryda

Dzień dobry ! Bynajmniej tak właśnie ten dzień się zapowiada. Po zwinięciu obozowiska i zapakowaniu motocykli jedziemy kilka kilometrów, by zatrzymać się w przydrożnej caffe. Pełna kultura. Cieplutko, czyściutko, jest też TV. Dwa sadzone jajca, kilka grubych plastrów smażonej kiełbasy i czarna kawa. Czy dzień może rozpocząć się lepiej ? Korzystamy z dobrodziejstwa jakim jest ciepła woda i po małej toalecie, wsiadamy na motory, by ruszyć na Novosybirsk. Dobry humor, który udzielił się po pysznym śniadaniu trwa niespełna godzinę.







Wyprzedzamy kolejny rząd samochodów, gdy nagle rozlega się ryk. Pierwsza myśl- db killer wypadł z tłumika. Informuję o problemie będących z przodu Pawła i Roberta, by zatrzymali się na poboczu. Zsiadam z motocykla, zaglądam pod kufer i oczom nie wierzę. Renomowany LeoVince po prostu rozpadł się. Nie ma db killera, nie ma tylnego zakończenia tłumika, nie ma też karbonowej obudowy. Została reszta waty wygłuszającej i "goły" wydech Rzadka to awaria i chyba raczej z tych, o jakich nikt by nie pomyślał, że może się wydarzyć. Wpierw wielkie zdumienie, później kiwanie głową z niedowierzania, by po chwili Robert jako "przodownik-mechanik" wyjazdu obwieścił nam swoje przemyślenia:

-Pojedźmy do miasta Kargat. To w zasadzie po drodze i tylko170 km. stąd. Tam poszukamy sklepu z częściami samochodowymi. Kupimy tłumik od Łady i dopytamy o warsztat , w którym go zamontują.



Nie ma na co czekać. Wsiadamy na sprzęty i ruszamy. Hałas jest ogromny. Po kilku kilometrach zatrzymujmy się, bym mógł wcisnąć w uszy stopery. Nie słyszę przez to nic w interkomie, ale jazda staje się jako tako znośna. Nieco po dwóch godzinach jesteśmy w sklepie. Tu ogromne zdziwienie. Sklep zaopatrzony jest naprawdę dobrze. W sporym asortymencie są również tłumiki do Łady. Wybieramy ten najładniejszy, najlepiej dopasowany kształtem i wielkością. Pytamy również o warsztat. "Jest tylko jeden ze spawarką" słyszymy w odpowiedzi. Jeden z kolesi jest tak miły, że prowadzi nas na miejsce. Nikolaj, bo tak ma na imię właściciel warsztatu, patrzy chwilę na tłumiki i bierze się do pracy. Widać fach ma w ręku i wie co robić. Sprawnie demontuje pozostałości starego tłumika, wycina z niego potrzebny odcinek, wymiaruje stary odcinek z nowym tłumikiem łącząc go spawem. Włala, gotowe !!! Mnie, jako czynności przedostatniej, przypada w zaszczycie określenie długości i konta przycięcia wylotu. Dokładność jak w F1. By nie zaburzyć aerodynamiki Africy, kont przycięcia 40 stopni, a długość zmienia się o 7,521 cm.















Wszystkiemu z zaciekawieniem przygląda się Pan Kot.




Nadeszła chwila kulminacyjna. Przekręcam kluczyk w stacyjce, wciskam start, a sekundę później wydobywa się kojący dla uszu dźwięk. Jest jak oryginał z drobną domieszką metalicznej nutki. Na prawdę jest dobrze, a w dodatku wiem, że nie zakończę tu podróży. Pierwsza "hybryda" techniki japońskiej z techniką rodem z ZSRR działa !!!



Pełne ręce roboty ma również Paweł. Podczas gdy Nikolaj walczy z wydechem przy mojej "Królowej", Paweł demontuje zbiornik paliwa w swoim Trampku. Jest okazja, by skorzystać z wyposażenia warsztatu, wykręcić ze zbiornika rurki z kranikiem i sprawdzić czy nie jest zatkana siatka którą rurki są osłonięte. Siatka nie była specjalnie zasyfiona. Profilaktycznie jednak zostaje przedmuchana, wszystko ponownie skręcone, a zbiornik zamontowany na swoim miejscu.





Mijają nie całe dwie godziny, gdy z Nikolajem pozujemy do pamiątkowego zdjęcia, gotowi do dalszej drogi. Obeszło się bez kosmicznych kosztów, bowiem za tłumik zapłaciłem 420 rubli, a koszt montażu wyniósł równego tałzena.



"Łada" wciąż jedzie





Wrażeń na dzisiaj wystarczy. Wieczorem ze szczęścia, że udało się wyjść z tej sytuacji powinniśmy się upić, ale odpowiedzialne z nas chłopaki i ostatecznie piwko przygryzane kiełbasą nam wystarcza. Miejsce noclegu zmierzch wyznacza nam za Novosybirskiem. Okoliczności jakże znane i lubiane. Jest las, pole, są komary...





Dobranoc. Do jutra
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 08.01.2018 o 16:10
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.01.2018, 22:23   #34
skarp
 
skarp's Avatar


Zarejestrowany: May 2011
Miasto: Parczew
Posty: 179
Motocykl: Yamaha XT 1200 Z Super Tenere
skarp jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 dzień 23 godz 6 min 15 s
Domyślnie

Szczęka mi opadła, zmyślna transformacja Leo Lada Vince, bravo.
__________________
Suzuki DR 650 SE 97r -> Honda XL 650 V -> Suzuki DL 650 K7 -> BMW R 1200 GS K25 -> Yamaha XT 1200 Z Super Tenere
skarp jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.01.2018, 17:41   #35
killjoy
 
killjoy's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2011
Posty: 92
Motocykl: RD07a
killjoy jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 5 godz 10 min 22 s
Domyślnie

hahaha!! elegancko się uporaliście!
killjoy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.01.2018, 19:06   #36
Sławekk
 
Sławekk's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Strzelin
Posty: 1,677
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Sławekk jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 9 godz 21 s
Domyślnie

pojechał Afrą w wrócił Ładą
Sławekk jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.01.2018, 20:01   #37
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 2 godz 37 min 45 s
Domyślnie

Widzielibyście ten błysk w oku, szczególnie Roberta, że jednak w Afryce też się coś skopało
Do końca wyjazdu musiałem tłumaczyć, że to się nie liczy, bo tłumik był akcesoryjny, a nie od pana Hondy. Tłumik oryginalny przeprosiłem i zamontowałem ponownie.
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 08.01.2018 o 20:15
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.01.2018, 00:22   #38
northb
 
northb's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2016
Miasto: Dębica
Posty: 120
Motocykl: RD07a
Przebieg: 27k+
northb jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 10 godz 36 min 47 s
Domyślnie

Panowie gratuluje wyprawy!. Chciałbym nieskromnie zapytać jak zmienił się wasz światopogląd i przyjaźń po przebytych kilometrach. Gdzie planujecie następny wypad ?
northb jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.01.2018, 12:13   #39
zz44
 
zz44's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
zz44 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 32 min 44 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał northb Zobacz post
Panowie gratuluje wyprawy!. Chciałbym nieskromnie zapytać jak zmienił się wasz światopogląd i przyjaźń po przebytych kilometrach. Gdzie planujecie następny wypad ?
Northb, zaczekajmy może z pytaniami do końca relacji i pozwólmy historii rozwijać się:-)

Niezły patent z tym tłumikiem!
Ale właśnie to jest to - przygoda sama was znalazła!
zz44 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.01.2018, 22:05   #40
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 2 godz 37 min 45 s
Domyślnie

Następne dwa dni, to nawijanie na licznik kolejnych setek kilometrów. Odległości są spore, a pogoda zmienia się co kilka godzin. Czasami jedziemy w deszczu, by na kolejnym odcinku drogi osuszyły nas promienie słońca. Przerwy robimy tylko na tankowanie i posiłki. Kolejnym większym miastem jest Krasnojarsk, który omijamy obwodnicą. Miejscówka do spania wypada nam tuż przed Kańskiem (Канск).









Prasówka przy śniadaniu.





Dzisiejsze miejsce do spania znajdujemy bardzo późno. Przed wioską zjeżdżamy w boczną dróżkę i wjeżdżamy w brzozowy lasek. Namioty rozbijamy o zmroku podświetlając sobie latarkami. Miejscówka bardzo słaba. Teren nie równy, porośnięty krzakami, z których część ma drobne kolce. Łatwo uszkodzić maty samopompujące. Przez moment zastanawiamy się, czy ktoś nas nie obserwuje z drogi, którą jeszcze przed chwilą jechaliśmy. Były jednak to tylko samochody, które jechały do wioski przed którą my zjechaliśmy w bok. Na dłuższe pogaduchy przy piwku dzisiaj nie mamy ochoty. Szybka kolacja i do spania.








Kolejne dni, to kolejne przygody. Ale czy wszystkie są pozytywne

Mijamy przydrożne stragany, na których prywatny, zazwyczaj rodzinny biznes sprzedaje domowe wyroby. Stajemy przy jednym z nich, by przyjrzeć się z bliska bogatej ofercie. Sympatyczne małżeństwo zachęca do kupna swoich produktów. Na prowizorycznym stole stoi sporo słoików i butelek. Są różne rodzaje miodów, dżemy owocowe, soki w butelkach i zioła w foliowych woreczkach. Mąż sprzedawczyni proponuje "czaj" z oryginalnego samowaru, w którym woda ogrzewana jest małymi kawałkami drewna. Jest gorąco, więc nikt z nas nie ma ochoty na ciepłą herbatę . Dajemy się skusić na sok i rogalik wypełniony bardzo słodkim kremem.










Pani nieśmiało podaje butelkę i pyta czy chcemy. Odkręcam nakrętkę, przykładam do otworu w butelce nos i czuję rasowy rosyjski samogon z dodatkiem soku z jakiegoś owocu. Zapach rzekłbym, bardzo przyjemny. Paweł również "obwąchuje" zawartość butelki wyrażając przy tym swoje uznanie. "Charoszyj, 50 gradusow, nie zamjorza" zachęca wciąż kobieta. Te kilka słów sprawia, że dalej przekonywać nas nie trzeba. Bierzemy z Pawłem po flaszce na głowę. Będzie na chłodniejsze dni. By nie uronić ani jednej kropli, Paweł końcówkę zakrętki owija taśmą izolacyjną. Teraz jesteśmy pewni jej szczelności.







Ponowne problemy Pawła z układem paliwowym



Robert zdecydowanie prowadzi w ilości złapanych kapci. 2-0-0






Motocykle zatankowane, w kasie zapłacone. Czarna kawa i Twix na pokrzepienie. Szykujemy się do dalszej jazdy .Zapinając kurtki wychodzimy z budynku "zaprawki" – stacja benzynowa po rosyjsku- . Nagle słyszymy "Kurde, kufer zgubiłem !!! " Na motorze Roberta w miejscu gdzie powinien być lewy kufer, widać tylko ochlapany od błota stelaż. Jak to się mogło stać Wracamy drogą w kierunku z którego dopiero co przyjechaliśmy. Jedziemy powoli siedząc, lub stojąc na przemian, by móc lepiej widzieć. Obserwujemy rowy, pobocze i samą drogę, czy nie ma na niej jakiś śladów, lub kawałków plastiku. Dwadzieścia kilometrów mija, a my nawet nie domyślamy się, gdzie kufer mógł się wypiąć. W końcu trzeba podjąć decyzję, by zakończyć poszukiwanie. Trochę kluczy i kilka narzędzi można przeboleć, ale membrany i podpinek docieplających kurtkę i spodnie będzie Robertowi brakować. Na północy z pewnością będzie chłodniej. Później coś wymyślimy.

Przed Angarskiem na wysokości Novogromova (Новогромово) zjeżdżamy z "Drogi Bajkalskiej". Jedziemy do Svirska (Свирск). Jest tutaj przeprawa promowa, która zawiezie nas przez rzekę Angarę do Kamenki (Каменка). Stamtąd już tylko 80 km. do Wierszyny. Przed wyjazdem rozmawiałem z Wojtkiem, który kilka lat temu jechał tą drogą. Po deszczu, z żoną musieli zamówić Uaza, bowiem motorem nie dało się jechać. Nie wiemy, czego możemy się spodziewać po drugiej stronie rzeki, ale fajnie, że pierwszy cel naszej podróży jest już tak blisko.

















Cdn..
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Magadan 2016 Brt Umawianie i propozycje wyjazdów 49 15.04.2016 15:32
Magadan 2012 Granda Trochę dalej 90 29.01.2013 23:36
Na Magadan kropek Kwestie różne, ale podróżne. 28 06.01.2011 15:09


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:58.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.