18.04.2024, 19:55 | #31 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 godz 6 min 58 s
|
Dzień 8 – sobota, 23 lipca
W nocy budzi nas dźwięk alarmu motocykla – jest on bardzo charakterystyczny, więc jesteśmy prawie pewni, że to nasz. Zanim zdążyłem naciągnąć spodnie na tyłek i wyjść na klatkę schodową, skąd widać naszego osiołka, ten, który uruchomił alarm zdążył się ulotnić. Zdejmuję pokrowiec, ale nie widać żadnego śladu ingerencji. Najmniej optymistycznym akcentem byłoby, gdyby ktoś stuknął go samochodem, ale raczej nie miało to miejsca. Budzę się chwilę po 4:00 , za chwilę budzi się Dominik. Słychać adhan, który jest wyraźnie dłuższy niż ten w Turcji. Jest jeszcze ciemno, więc nie ma co wstawać. Wylegujemy się w łóżku do piątej, startujemy o 6:00. Ponieważ wczoraj śniadanie nie było porywające, nie czekamy na nie aż do 7:00. Jedziemy! 121.jpg Miasto jeszcze śpi, mijamy ledwie kilka samochodów. Po drodze zauważamy designerski budynek, bardzo kontrastujący z tutejszą zabudową. 119.jpg W Kazwinie chcemy zobaczyć drugą ze starych bram miasta - Darb-e-Koushk Gate. Fota i w drogę. 120.jpg Jak na razie nie jest za gorąco – raptem 20 stopni. Poza tym bardzo wieje. Krajobraz monotonny, trochę upraw i traw, w oddali majaczą górki. Na drodze bardzo dużo ciężarówek. Wyglądają one dla nas bardzo malowniczo: stare mercedesy z otwartą z przodu paszczą wyglądają jakby się uśmiechały. Generalnie są jednak dzielne – przeładowane prą do przodu, widać tylko jak na dziurach i garbach podskakują ich „wąsy”. Niestety mają jednak jedną wadę: strasznie śmierdzą spalinami! Zdecydowanie odwykliśmy w Polsce od takich śmierdzieli. Wśród ciągników siodłowych prym wiodą amerykańskie Mac’i. Jeśli zobaczymy lub wyczujemy któryś z takich sprzętów, mamy opracowaną metodę: zatrzymujemy oddech i wyprzedzamy. Oddychać można dopiero po zakończeniu manewru . 122.jpg 123.jpg 125.jpg 132.jpg 133.jpg Słońce wstaje późno, ale bardzo szybko. W ciągu 15 minut temperatura wzrosła o co najmniej 7 stopni. Poranny chłodek pozostał miłym wspomnieniem, wielka lampa grzeje całkiem dobrze. Zatrzymujemy się na tankowanie oraz śniadanie, które sami sobie przyrządzamy. Zamiast chleba kupuję słodkie bułki z sezamem – słabe, ale niczego innego nie ma. Nawet wróble nie chciały jeść okruchów z tego pieczywa . Rozlokowujemy się przy betonowym stoliku z ławeczkami, przy kolejnym siedzi irańska rodzina. Widząc mizerotę naszego śniadania, sprezentowali nam pomidory i ogóry! Niedaleko nas, w cieniu drzewa rozsiada się kolejna rodzina: kocyk, kosz piknikowy, itp. Mam na głowie chustę, ale oprócz tego zwykły t-shirt, więc nieraz patrzą na mnie nieprzychylnie. Wiem, że nie wpasowuję się idealnie w kanon, ale bez przesady! W Iranie obowiązuje usankcjonowany prawnie kanon mody kobiecej. Obowiązkowa chusta na włosy, koszula z długim rękawem i jakiś element stroju, który sięga za pośladki. Ja na tę okoliczność kupiłam jeszcze w Polsce specjalnie długie koszule, spełaniające te wszystkie wymogi. O ile dobrze pamiętam, kostki u stóp również powinny być zakryte, ale z tym akurat nie mam problemu w długich spodniach. Co do mody męskiej kojarzę jedynie wymóg, aby kolana były zakryte. Z jego spełnieniem ja także nie mam problemów, bo nie noszę krótkich spodni. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia motocykla i dzieci na motocyklu i możemy jechać dalej. Obok autostrady mijamy budowle, których przeznaczenia tylko możemy się domyślać. Widać, że buduje się dużo. Generalnie dominuje jednak krajobraz pustynny. Jest sucho, bardzo sucho. Tylko dzięki gps-owi i mostom możemy domyślać się, którędy – zapewne w zimę – przepływają rzeki. 127.jpg 126.jpg 128.jpg 129.jpg 131.jpg Kolejny postój robimy po pokonaniu blisko 100 kilometrów. Są w końcu psy, my zaś wieziemy dla nich jedzenie. Widziane przez nas te bezpańskie były biedne: raczej nie wiedziały co to znaczy głaskanie. Kilka z nich nas pogoniło, ale nie winimy ich za to: wiemy, że taka już jest psia natura. Cmokam na takiego bydlaka na oko 50kg z przekrwionymi oczami. Idzie powoli, jedynie powąchał położony dla niego ryż z mięsem. Nagle podchodzi do mnie i kładzie się do góry łapami. Nie wiem: głaskać czy nie głaskać. Trudno – ryzykuję – wyciągam rękę. Pies zamyka oczy i się nie rusza. Po głaskaniu wreszcie zabiera się za jedzenie. W międzyczasie dostajemy od chłopaka z ciężarówki po oranżadzie. Potem jeszcze dostajemy śliwki. Zbliżamy się do Isfahanu. Z bilboardów spoglądają na nas ajatollahowie z zapewne światłym przesłaniem, którego jednak nie rozumiemy. 130.jpg Z każdym kilometrem przed Isfahanem ruch się zagęszcza. W samym mieście jest już zupełnie słabo – jak w ulu. Do tej pory myślałem, że jakoś radzę sobie z jazdą motocyklem, ale irański ruch drogowy weryfikuje moje mniemanie. Wcale nie idzie mi to tak dobrze, jakbym sobie życzył. Nie czuję się z tym komfortowo – z każdej strony ktoś na nas jedzie. Czujemy się jak w filmie „Oszukać przeznaczenie”. Baba, która chciała w nas wjechać (tzn. włączyć się do ruchu nagle bez migacza i patrzenia w lusterko) jest mocno zaskoczona, że ktoś na nią trąbi. W momencie jak kierowcy usiłują nagrać nas telefonem albo zrobić zdjęcie puszczają kierownicę i samochód jedzie gdzie chce. Pół biedy, gdy jedzie w pole, gorzej jak zmienia kurs w naszym kierunku. Jak na tak bezmyślną jazdę, bardzo nas dziwi, że do tej pory nie widzimy co chwila wypadku. Przydrożne bilboardy nie pozostawiają jednak złudzeń – to motocykliści stanowią zagrożenie 136.jpg 135.jpg 134.jpg Obieramy kierunek: hotel. Jest on w granicach medyny – tutejszego starego miasta. Uliczki robią się coraz ciaśniejsze, trzeba przeciskać się pomiędzy pieszymi. Ma to ten plus, że jazda jest mniej wariacka, bo 2 samochody nie są w stanie się tu minąć, a w niektóre zaułki nawet wjechać. Mam tylko nadzieję, że GPS nas dobrze prowadzi, bo nie chce mi się pokonywać drugi raz tej samej trasy. 137.jpg Docieramy do celu - Isfahan Traditional Hotel. Dominik idzie zobaczyć hotel, ja pilnuję motocykla. Gdyby nie to, że samochodowe lusterka sięgają ponad kufer, miałabym ich kilka w zapasie. Wraca i relacjonuje: hotel okazuje się naprawdę fajny. Ciekawie, klimatycznie urządzony w starym domu bogatego kupca. Chcą za 1 noc 60$ z łazienką, a za drugą noc 35$, ale już bez łazienki. Chwilę debatujemy, bo nie bardzo nam pasuje wspólna łazienka i łażenie w nocy gdzieś, żeby się załatwić. Zanim się namyśleliśmy przychodzi do nas dziewczyna z hotelu. Mówi, że lubi motocyklistów i finalnie dostajemy cenę 65$ za 2 noce. Hotel piękny, pokój ogromny. Łazienka na korytarzu okazuje się 5 metrów od pokoju i w zasadzie prawie do naszej wyłącznej dyspozycji. Bierzemy. 138.jpg 139.jpg Temperatura daje trochę w kość, więc włączamy klimę i idziemy spać. Zresztą, chyba nie tylko my – część stoisk na bazarze czy knajpek jest zamkniętych – pewnie ludzie mają coś w rodzaju sjesty. |
21.04.2024, 14:35 | #32 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 godz 6 min 58 s
|
Skoro nikt w temacie nie pisze - to sam napiszę
Gdy już odsapnęliśmy – ruszamy połazić trochę po suku, a przede wszystkim: znaleźć coś do jedzenia. Zagłębiamy się wobec tego w bazar: w takich miejscach najlepiej czuć klimat. Zdaje się, że trafiliśmy na tę część, w której handluje się ubraniami. Fajnie się to obserwuje, ale za to nie widać nigdzie knajpek. Tłum za to tak duży, że nie idzie nawet zrobić zdjęcia. Nic to – obieramy azymut na plac Imama – ponoć drugi co do wielkości plac na świecie, mniejszy tylko od Tienanmen. Niestety szukanie żarcia nadal nam nie wychodzi – skazani jesteśmy na irański fastfood w postaci ziaren kukurydzy z przyprawami i sosem majonezowym. W sumie nienajgorsze, a na pewno w Polsce takiego nie dostaniemy Na placu tłum. Centralnie usytuowana jest na nim fontanna wielkości boiska, która trochę pomaga znosić upał. Ponieważ jest już późne popołudnie, słońce daje trochę luzu i idzie żyć. Ludzie piknikują, na trawie siedzą całe rodziny, w fontannie kąpią się dzieci. Ktoś puszcza latawiec. Atmosfera wesoła, ludzie uśmiechnięci, wydają się szczęśliwi. Na pewno potrafią łapać chwilę. Biedne konie ciągną bryczki z tłumem chętnych na takie przejażdżki. Nie podoba nam się to, ale taki widać „wakacyjny standard”. Zapewne u nas w Zakopanem czy nad morzem jest podobnie, ale my unikamy jak ognia takich miejsc, więc nie mamy porównania. 140.jpg 141.jpg 142.jpg 143.jpg 144.jpg Do pałacu szacha Ali Qapu nie idziemy – ponoć poza sufitem nie ma tam nic ciekawego. 145.jpg Musimy wyróżniać się z tłumu, gdyż natychmiast wyławiają nas naciągacze: przewodnicy oferujący swe usługi oraz natręt w postaci chłopca. Z tym ostatnim nie możemy sobie poradzić. Jest jak zaraza – nie boi się nawet obiektywu aparatu wycelowanego prosto w niego. 146.jpg Wreszcie widać, tak chętnie uwieczniane na zdjęciach i charakterystyczne dla Iranu niebieskie kopuły meczetów i także niebieskie, bardzo zdobne ajwany. 147.jpg 148.jpg 149.jpg Postanowiliśmy wejść do meczetu Jameh Abbasi. Musimy wysupłać za to 2 miliony Niestety w środku czeka nas niewielkie rozczarowanie – trwa remont i rusztowania psują widok. Mimo to ogrom budowli i pieczołowitość zdobień robią wrażenie. 150.jpg 151.jpg 152.jpg 153.jpg Facet z obsługi wyraźnie ochrzanił dwie młode dziewczyny i wywalił je z meczetu – najwyraźniej dostało im się za brak chust, a raczej za to, że zsunęły im się z głów na ramiona. Powoli zamykają – wychodzimy i my. Zachodzące słońce pięknie eksponuje kolory ścian. Zaaferowani oglądaniem zupełnie zapomnieliśmy, że poszukujemy żarcia! Odchodzimy kawałek od głównego plac i udaje się wreszcie znaleźć knajpkę. Jedzenie jednak znowu będzie niespodzianką – ni pierona nie możemy się dogadać, a menu jest wyłącznie po persku. Dostajemy mięcho z zieleniną – całkiem smaczne. Do tego pijemy coś na wzór piwa (oczywiście bezalkoholowego) – słodkie, ale dobre. Czytałem, że w Iranie da się kupić „na melinie” pędzony z rodzynek bimber, nazywany tutaj „psi pot”. My jednak dajemy bez tego spokojnie radę, więc nie poszukujemy. Poza głównym traktem zdarzają się też bardziej zapuszczone, stare rewiry. 157.jpg Idąc po bazarze co chwila dostrzegamy jakiś ładny szczegół. 154.jpg 155.jpg 156.jpg 158.jpg Wracając do hotelu przechodzimy znów przez plac Imama. Jest już ciemno, a ludzi jeszcze przybyło. Zabytki są zaś ładnie podświetlone. 159.jpg 160.jpg Po drodze trafiamy jeszcze na parking dla motocykli. U nas takich raczej mało. Ale sprzętów to im nie ma co zazdrościć! 161.jpg Wracamy do hotelu i idziemy spać. Niestety, pokój jest bardzo nagrzany, więc bez klimatyzacji nie da się żyć, a włączona maszyna hałasuje okrutnie, na co nie zwróciliśmy wcześniej uwagi. Trzeba wobec tego skorzystać ze stoperów – od pewnego momentu naszego obowiązkowego wyposażenia podróżnego Tego dnia pokonaliśmy 448 km. |
22.04.2024, 00:26 | #33 |
__________________
kto smaruje ten jedzie |
|
22.04.2024, 05:33 | #34 |
Zarejestrowany: Nov 2018
Miasto: Ustroń
Posty: 134
Motocykl: TA600
Online: 2 tygodni 6 dni 21 godz 54 min 36 s
|
Czyta się, czyta, z zapartym tchem czekając na następną część.
Dawaj Panie dalej ... |
22.04.2024, 11:25 | #35 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: ? nie Wieś kole Bełchatowa
Posty: 510
Motocykl: RD07a
Przebieg: 50500
Online: 2 miesiące 2 dni 5 godz 41 min 48 s
|
Sobie nie myśl ! ....
|
22.04.2024, 13:30 | #36 |
Super się czyta. Rozwalił mnie wasz pokój hotelowy, kosmos
__________________
Niepuszczone bąki wędrują do mózgu i tak rodzą się posrane pomysły. |
|
22.04.2024, 13:35 | #37 |
Zarejestrowany: Jun 2020
Posty: 1,545
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 10 godz 58 min 9 s
|
|
26.04.2024, 19:36 | #38 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 godz 6 min 58 s
|
Dzień 9 – niedziela, 24 lipca
„Jeśli widziałeś Isfahan, to jakbyś zobaczył pół świata” – mówi przysłowie irańskie. Mamy nadzieję te pół świata także obejrzeć Na pewno chcemy pójść na plac Imama i zobaczyć go w promieniach wschodzącego słońca. Oprócz tego, ciekawi jesteśmy jak wygląda to miejsce bez tłumów. Niestety, plan spala na panewce, bo budzimy się o 7:00 Jednak nie wszystko stracone – idziemy czym prędzej na plac, a potem wrócimy na śniadanie. Bazar przez który przechodzimy, powili zaczyna budzić się do życia, pierwsi kupcy otwierają rolety, zaczynają rozkładać towar. Teraz, bez ludzi, dostrzegamy ile jest tu ciekawych zakamarków, źródełek, ozdobnych elementów. 162.jpg 164.jpg 165.jpg 166.jpg 167.jpg Na samym placu też pusto. Jest kilka osób: ktoś podlewa rośliny, sprząta po wczorajszym tłumie, dziewczyny rozłożyły się pod meczetem i jedzą śniadanie. Wreszcie możemy dostrzec ogrom i monumentalizm tego miejsca: robi wrażenie. Ciekawy jest dzisiejszy spokój – zupełne przeciwieństwo wczorajszego rejwachu i życia, jakim tętnił wieczorem. Przyznam, że opustoszały plac także wygląda ładnie. 168.jpg 169.jpg 170.jpg 171.jpg 172.jpg Zarządzamy szybki odwrót do hotelu – nie możemy pozwolić, żeby ominęło nas śniadanie! Miasto zaczyna żyć: parking motocyklowy powoli się zapełnia, sklepikarze uruchamiają swoje biznesy, motocykliści szybko dostarczają na miejsce nawet najdziwniejsze przedmioty. 173.jpg 174.jpg 175.jpg Jednak, nawet zapuszczając żurawia w co ciekawsze zakątki, musimy pamiętać, że cały czas jesteśmy pod czujnym okiem ojców narodu. 176.jpg Skręcając w boczne uliczki odkrywamy także te mniej reprezentacyjne, co nie znaczy mniej ciekawe, rewiry Isfahanu. 177.jpg Śniadanie było warte powrotu na nie Jadalnia urządzona na dziedzińcu domu, choć przykrytym – jest całkiem przyjemnie. Wybór potraw także niezły. Do gustu przypada nam słodki specyfik tradycyjnej irańskiej kuchni – fereni. 178.jpg 179.jpg Po śniadaniu zalegamy na pięknym, hotelowym dziedzińcu, pełnym roślinności. Przed każdym z pokoi stoi coś w rodzaju podestu wyłożonego dywanami i poduszkami, aby można było się tam wylegiwać. Przyjemnie szumi fontanna, tworząc lekki mikroklimat. Bez tego temperatura nie pozwoliłaby na komfortowy odpoczynek na zewnątrz. Choć - powiedzmy to uczciwie, wytrzymać na zewnątrz idzie wyłącznie rano, późnym popołudniem i wieczorem. 180.jpg 181.jpg Idziemy walnąć w kimę, a później wyskoczymy jeszcze na miasto. Otwieram drzwi do naszego pokoju: pachnie starym drzewem i historią. Ciekawe, kto tu mieszkał i jak żył? Klimatyzator hałasuje, ale daje przyjemny chłód, który pozwala zasnąć. Nie wyobrażam sobie życia tu bez klimatyzacji… Wstajemy około południa. Wypoczęci możemy stawić czołu skwarowi dnia. O tej porze ludzie raczej chowają się w cieniu: w domach czy w pracy. My też próbujemy iść krytym bazarem, aby słońce nie prażyło nas bezpośrednio. Trafiamy do meczetu; jest w remoncie, ale dzięki temu w środku nie ma ludzi. Z boku leżą powyrywane z Koranu strony i połamane kamienie modlitewne. Chętnie wzięlibyśmy sobie coś takiego na pamiątkę, ale jak na złość nie ma nikogo, żeby zapytać, czy można. W pewnym momencie pojawia się mała, ok. 7 – letnia dziewczynka. Z miną cwaniaka pyta nas po angielsku jak mamy na imię. Chwilę z nami stoi i ucieka. Tymczasem idziemy na szamę. Do tej pory nie mamy szczęścia do knajp. Wreszcie znajdujemy ciekawy lokal i do tego z menu po angielsku. Karta nie jest za bogata, bo jest w niej raptem 4 dania. To nic – bierzemy dwa z nich i do tego napój o nazwie duk – okazał się pyszny. Jedzenie też niezłe, choć nie bardzo umiem powiedzieć, co jedliśmy. W sumie to nieważne Rachunek za wszystko: 1.600.000 riali. 182.jpg 183.jpg Szwendamy się po mieście. Przy poszczególnych ulicach sklepy poukładane są tematycznie: artykuły dziecięce, kuchenne, części samochodowe, hurtownie spożywcze, itd. 189.jpg 190.jpg Nauczyliśmy się przechodzić przez ulicę na czerwonym świetle W sumie kolor światła na sygnalizatorze nie ma znaczenia. I tak trzeba być czujnym. Nawet na chodnikach, bo Irańczycy jeżdżą tamtędy pierdziochami. Zresztą jazda motocyklami/motorowerami to wolna amerykanka: walą bez stresu po pasach, chodnikach, po ulicach pod prąd. Na chodnikach są specjalne barierki, uniemożliwiające wjazd motocyklem. Oprócz tego są bilboardy piętnujące niebezpieczną jazdę. Tutejsi motocykliści i tak są sprytniejsi 184.jpg 185.jpg 202.jpg Trafia się także sprzęt tutejszego fana pomarańczy 191.jpg 192.jpg 193.jpg 194.jpg Trafiamy także na stoisko, na którym sprzedawane są – jakby to określić – dewocjonalia… Służą one bowiem do świętowania Aszury. 195.jpg Wchodzimy na bardzo ciekawy, autentyczny fragment bazaru – w maleńkich zakładach rzemieślniczych tworzy się cuda. Pan wybija na metalowym wazonie wzór, są na nim postaci jeleni. Bez problemu pozwala się sfotografować przy pracy oraz swoje, niedokończone jeszcze, dzieło. 186.jpg 187.jpg Choć bariera językowa ogromna – mało kto mówi tu po angielsku, chęć poznania gości jest ze strony Irańczyków ogromna. Zagadują nas, witają i pozdrawiają. Przed meczetem spotykamy kobietę z córką i ogromną różową panterą. Panie wyprzytulały się i wyściskały – u nas jest to nie do pomyślenia z obcą osobą, a tutaj – bynajmniej w damskich relacjach – jest to chyba normalne. Kobieta dostaje jednak ochrzan za takie zachowanie od matki czy teściowej, zakutanej w czarny czador. 188.jpg Jako, że jestem starym pazerniakiem, szukam lodziarni, choć na razie bez powodzenia. Za to trafiamy na piękny sklep z bakaliami – cuda w ogromnych kielichach. Nie ma szans, żeby cokolwiek z tego przewieźć motocyklem do Polski. Gość ze sklepu zachwala towar, ale tłumaczymy, że przyjechaliśmy motocyklem i za dużo nie kupimy. Nie chce to do niego dotrzeć. Dopiero jak Ania pokazuje mu zdjęcie, zapakowanego GS-a, przez chwilę dopytuje czy to na pewno prawda i odpuszcza. 196.jpg 197.jpg Upał skutecznie wyciąga z człowieka energię; trzeba też powiedzieć, że dziś uczciwie pospacerowaliśmy. Odpoczywamy chwilę w hotelu i idziemy ostatni raz na plac Imama. Nie zdążyliśmy na zachód. Szkoda, bo mogło być malowniczo. Widać, że ludzie lubią przychodzić tu wieczorami – trochę piknik, trochę spacer, trochę spotkanie towarzyskie. Przyjemnie jest na to popatrzeć. Iranki mają bardzo ładne, ciemne oczy i lubią się malować. Oprócz tego mają paskudne buty. 198.jpg 199.jpg 200.jpg Wracając na nocleg przy jednym ze stoisk czujemy piękny owocowy zapach. To mango. Lepszej reklamy nie można sobie wyobrazić. Kupujemy 2 sztuki za 10zł. Po drodze wstępujemy jeszcze do knajpki, która okazuje się pizzerią. Pizza kosztuje 15zł i okazuje się bardzo… folklorystyczna 201.jpg 203.jpg 204.jpg Ostatnia noc w pokoju z tysiącem luster. Zabieramy się za mango, bo widać, że jest już dojrzałe i nie wytrzyma trudów podróży motocyklem. I to jest temat na osobną historię: okazuje się wyśmienite! Te owoce, które jedliśmy do tej pory nie powinny nawet nazywać się mango! Po prostu niebo w gębie! Suma kilometrów dnia: 0. |
28.04.2024, 10:40 | #40 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 godz 6 min 58 s
|
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
IRAN wiosna 2022 | syncronizator | Azja | 18 | 20.10.2022 23:53 |
"PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND" | adamsluk | Polska | 36 | 18.03.2016 19:48 |
Ile naprawdę kosztuje SHOEI Hornet ?:) | MChmiel | Kaski | 7 | 27.01.2010 11:38 |