26.12.2019, 00:37 | #41 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzień10.
Budzę się niespiesznie. Zgodnie z wczorajszą prognozą pogody dzień ma być ładny. Rzeczywiście w telewizji nie kłamali. Pogoda dopisuje, a ja rozkoszuje się urokami Prowansji. Jadę sobie spokojnie, gdzieniegdzie mijam pola lawendy. Nie jest chyba w pełni dojrzała, ponieważ więcej tam koloru zielonego niż lawendowego ale nic to. Kończą się góry i robi się już płasko. Może nie była by to tragedia, lecz pojawił się wyjątkowo silny wiatr zwany Mistral. Niestety jest on stałym elementem tego regionu Francji i motocyklista niewiele może przeciwko niemu zdziałać. To wredne wiatrzysko dmucha zawzięcie centralnie na moją prawą rękę. Afryką steruje się wówczas nieprzyjemnie, strasznie rzuca, znosi, trzeba kontrować, jechać wolno, często zjeżdżać na pobocze puszczając przodem ciężarówki, które tak jak polskie mają manierę dojeżdżania na centymetry do poprzedzającego pojazdu. Sytuację pogarszają dodatkowo trzy zacnych rozmiarów kufry. Jazda przypomina trochę walkę z wiatrakami (wiatrem), dlatego z radością zatrzymuję się w niedużej miejscowości Orange. Pola lawendy (jeszcze niedojżałej) w Prowansji (Francja) 1.jpg W Orange postanawiam zwiedzić zabytki starożytności. Parkuję maszynę i udaje się do centrum. Nabywam łączoną wejściówkę, która umożliwia mi wejście do teatru rzymskiego, zwiedzenie sąsiedniego muzeum archeologicznego, a także obejrzenie w specjalnej sali multimedialnej prezentacji 3D ukazującej wznoszenie budowli. Aby rozumieć na co patrzę wyposażam się dodatkowo w audioguide (języka polskiego rzecz jasna nie ma). Teatr pochodzący z I w n.e. zachował się w dobrym stanie i nie trzeba się szczególnie domyślać jego oryginalnego wyglądu. Dodatkowo robi wrażenie swoim ogromem, trudno nawet uchwycić całość prymitywnym aparatem. Przy wyjeździe z miasta zatrzymuje się przy łuku triumfalnym liczącym 2000 lat. Zbytek został niedawno odnowiony, usytuowany jest centralnie na środku dużego ronda w otoczeniu platanów. Całość wespół z jaskrawo niebieskim niebem tworzy iście malowniczą kompozycję. Nie dziwie się teraz dlaczego liczni malarze tak chętnie upodobali sobie ten rejon Francji. Sam mam wrażenie jakby kolory są tu bardziej intensywne. Teatr rzymski w Orange (Francja) 2.jpg Teatr rzymski w Orange 3.jpg Zabytki z muzeum archeologicznego w Orange 4.jpg Łuk triumfalny w Orange. Nie było żadnego Photoshopa. Niebo i kolory są wyjątkowo jaskrawe. 5.jpg Mój triumf przy łuku triumfalnym. Szkoda, że nie można przejechać pod nim motocyklem... 6.jpg Orange. Gra w bule ma się całkiem nieźle. 7.jpg Po opuszczeniu Orange zdążam na północ do krainy wulkanów. Pojawiają się lekkie wzniesienia, Mistral wreszcie ustaje. Około 18 docieram do przepięknego miasta Le Puy-en-Velay, które wyznaczyłem sobie w Polsce jako główną atrakcję wyjazdu. Standardowo uzupełniam wiktuały mające posłużyć mi na śniadanie i przegryzki następnego dnia, po czym rozpoczynam szukanie noclegu. Znajduje go za drugim podejściem w jakiejś budżetowej sieciówce. Do zachodu zostało mi jeszcze trochę czasu, więc nie zwlekając udaję się na rekonesans. Wreszcie przydały się po raz pierwszy normalne sportowe buty do chodzenia. Pakując je miałem spory dylemat – brać czy nie brać. Warto – niewarto. W końcu zabrałem. Zajmuje to trochę cennego miejsca, nie przeczę ale do chodzenia - perfekt. Taka miła odmiana względem butów enduro. Miasto położone jest na szczytach wulkanicznych, dlatego nie dziwi fakt, że tamtejsze romańskie zabytki budowano z hojnym wykorzystaniem różnorakich skał. Wieczorem odbywają fantastyczne pokazy typu światło i dźwięk. Za pomocą laserów puszczanych na ratusz, katedrę oraz kościół św. Michała opowiadane są legendy oraz wydarzenia z dziejów le Puy-en-Velay. Obejrzawszy po kolei wszystkie udaje się na spoczynek. Le Puy-en-Velay. Wiele zabytków zbudowanych jest z wykorzystaniem skał wulkanicznych. 8.jpg Miasto Le Puy-en-Velay położone jest na bardzo stromych zboczach. Wejście do katedry miało dawnej ułatwiać zastosowanie porowatej skały, przypominającej pumeks. To ten wąski czerwony pas kamieni pośrodku. 9.jpg Uliczki Le Puy-en-Velay nocą. 10.jpg Kościół św. Michała położony malowniczo na szczycie skały. 11...jpg Pokazy światło i dźwięk na tle kościoła św. Michała 11..jpg Poniżej link do pokazów w internecie. https://www.youtube.com/watch?v=zgTk2xGm1h8 Pokazy światło i dźwięk na tle katedry 12.jpg Poniżej link do pokazów w internecie. https://www.youtube.com/watch?v=JXMjzv7mQKA Pokazy światło i dźwięk na tle ratusza 13.jpg Poniżej link do pokazów w internecie. https://www.youtube.com/watch?v=7LvoiNCwZbs c.d.n. |
26.12.2019, 14:52 | #42 |
Zarejestrowany: Sep 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 2,497
Motocykl: CRF1000
Przebieg: 149 000
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 46 min 22 s
|
jak Ci się jeździło z DCT? w jakim trybie jeździłeś w bardzo krętym i zróżnicowany wysokościowo krajobrazie? u mnie zazwyczaj wygląda to tak
S1 niewielkie wzniesienia bez ostrych podjazdów S2 gdy jest już ostro pod górę ale zazwyczaj i tak przechodzę na manual jak już S1 nie daje rady. (solo z bagażami bez pasażerki) przy zjazdach S1 z drobnymi ręcznymi korektami. Tryb D parę razy próbowałem użyć ale w krótkim czasie podnosi mi ciśnienie i chętnie bym to zlikwidował całkowicie (w roczniku 2016 nie pamięta ostatnich ustawień) Ostatnio edytowane przez mdxmd : 26.12.2019 o 14:57 |
26.12.2019, 16:04 | #43 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Z DCT jeździło mi się bardzo dobrze, głównie dlatego, że dawało różne opcje.
Czasem trzeba było się skoncentrować maksymalnie na drodze (w nocy, w deszczu, w koleinach) i wtedy DCT zdejmowało za mnie dodatkowy problem zmiany biegu. Sprzęt posiadam zaledwie od lipca, więc jeszcze "odkrywam" jego możliwości. Ja jeżdżę standardowo na S2, poniżej nie schodzę. Tylko parę razy jechałem trochę ostrzej na S3. Większość tras pokonywałem na automacie. Wtedy moto "jechało samo", a mnie nic nie obchodziło. Oprócz tego często pomagałem sobie przyciskami w zależności od sytuacji np. redukcja przy wyprzedzaniu albo przed wejściem w zakręt itp. W krętym, zróżnicowanym terenie zawsze staram się przechodzić na manual. Głownie dlatego, że jest większa frajda i moto nie zmienia biegu w zakręcie. U mnie jest tylko jeden problem, często zapominam zrobić to przed wjazdem na przełęcz. Później oczywiście przełączam ale mam krótkie palce i muszę za bardzo przesuwać dłoń w lewo. Przycisk A/M powinien być wg mnie umieszczony bardziej po prawej stronie. Tryb D - do likwidacji, albo ukryć go głęboko w menu tak aby nie dało się przypadkowo włączyć |
26.12.2019, 20:21 | #44 |
Zarejestrowany: Sep 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 2,497
Motocykl: CRF1000
Przebieg: 149 000
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 46 min 22 s
|
dla mnie zmiana biegu w zakręcie nie stanowi problemu ponieważ zazwyczaj nie jadę na granicy przyczepności i niech sobie zmienia ale chcieć bardziej ambitnie się pobawić to tylko manual, S2 przy rozpędzaniu jest ok..natomiast przy hamowaniu silnikiem zbyt szybko redukuje biegi.
Nie wiem czy zauważyłeś, że jeżeli zamkniesz gaz i hamujesz silnikiem to wystarczy "dotknąć" klaki hamulca a skrzynia redukuje o jeden bieg niżej, często to wykorzystuję przed zakrętami widząc iż jadę zbyt szybko albo zakręt i tak wymagał będzie redukcji biegu. Klamka hamulca jest pod ręką a przycisk po lewej wymaga jednak odrobinę uwagi . W górach DCT to super sprawa, czasem trzeba przejść na manual ale to margines... podczas jazdy nieraz grzebie w telefonie, nawigacji czasem włączam kamerkę lub ją przestawiam nawet na krętej trasie.... Zastanawiam się, skąd były te wibracje może to kwestia paliwa czekam na dalszą część relacji samotne wyjazdy to "reset do ustawień fabrycznych". Ostatnio edytowane przez mdxmd : 27.12.2019 o 22:50 |
26.12.2019, 23:58 | #45 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzięki za radę. Kiedy tylko zrobi się znośnie to spróbuję pojeździć jak radzisz.
Ostatnio to mnie wręcz roznosi aby się gdzieś ruszyć tylko, że ma być coraz zimniej.... Wibracje są dla mnie do dzisiaj zagadką. Ostatnio na początku grudnia pokonałem dystans około 280 km po średnim asfalcie bez bagażu, jedynie z centralnym kufrem i było ok. Coś tam drgało ale wg. mnie to raczej normalka jak w każdym innym jednośladzie. Zgadzam się co do resetu. Wyjazd miał być z kolegą ale jak zawsze coś tam wypadło. Nie wiem jakim cudem ludzie jeżdżą większymi grupami..... Dalsza część będzie za chwilę, już wstawiam. |
27.12.2019, 01:22 | #46 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzień 11
Po śniadaniu typu self service miałem do wyboru dwie opcje. Pierwsza to zwiedzić miasto w krótkich spodenkach, a następnie wrócić do hotelu jeszcze przed godziną 12. Druga, spakować się szybko, zaparkować poza strefą i działać bez żadnych ograniczeń czasowych, wolna amerykanka. Decyduje się na wariant nr 2, znajduje dyskretny parking, niby coś tam pisze o max 2 godzinach ale sądząc po kilku zakurzonych samochodach można bez większej obawy zostawić moto na dłużej. Na początek udałem się do kościółka św. Michała znajdującego się na szczycie stromej wulkanicznej skały. Dla mnie osobiście widok jak z bajki. Sam zabytek liczy mniej więcej tyle ile polska państwowość. Wewnątrz uwagę przyciągają romańskie freski i ciekawe detale architektoniczne. Oprócz nich w części muzealnej jest masa multimediów oraz interaktywnych wystaw, np. kręci się korbką, a na ekranie oglądamy wizualizacje pokazującą zmiany otoczenia kościółka począwszy od wybuchu pierwszego wulkanu, aż do XXI wieku. Kościół św. Michała w Le Puy-en-Velay (Francja). 1.jpg Kościół św. Michała w Le Puy-en-Velay. 2.jpg Archanioł Michał zaprasza gestem do wejścia. 3.jpg Freski romańskie sprzed 1000 lat w kościele św. Michała. 4.jpg W niedalekim sąsiedztwie znajduje się jeden z symboli miasta XIX-to wieczna figura NMP, podążam tam i ku swojemu zdumieniu odkrywam, że pomnik wykonano z metalu. Konstrukcyjnie przypomina statuę wolności w miniaturce. Oczywiście ładuję się do środka, jest ciasno, zwłaszcza w ciuchach motocyklowych i mam wrażenie jakbym poruszał się w łodzi podwodnej. Robię kilka fotek, w sklepiku zaopatruję się w parę pamiątek dla domowników, po czym schodzę w dół do rozległego kompleksu kościelnego. Znajduje się tam kilka muzeów, niestety nie mam czasu na wszystkie, odwiedzam, więc część klasztorną z urokliwym wirydarzem i samą monumentalną katedrę. W muzeum spodobał mi się patent na proste wyjaśnienie zwiedzającym jak nazywają się różne elementy służące do sprawowania liturgii. Jest rysunek przedmiotu i nazwa, dajmy na to pastorał, a obok jego wizerunek. Widok na górującą nad miastem figurę NMP. 5.jpg Figura NMP jest wykonana z metalu. 6.jpg Środek figury NMP przypomina nieco łódź podwodną. 7.jpg Widok na katedrę i klasztor w le Puy-en-Velay. 8.jpg Walka płci. Mnich i opatka wyrywają sobie pastorał symbol władzy. 9.jpg Nagrobek opata. Pucołowata twarz świadczy o zamożności i dobrobycie. 10.jpg Krużganki klasztorne. 11.jpg Tablica informacyjna w muzeum, aby było wiadomo co jest co. 12.jpg Polski akcent. 13.jpg W le Puy-en-Velay uliczki są bardzo strome i dlatego na wielu z nich ustawiono pośrodku poręcze ułatwiające wspinaczkę. 14.jpg Podróżnicza rutyna, smarowanie łańcucha i coś na zabicie małego głodu. 15.jpg Żegnam się z uroczym Le Puy-en-Velay. Dalej naprzód. Mam zamiar zobaczyć jeszcze jeden z licznych romańskich kościółków, których według tego co piszą przewodniki jest w Owernii ponad setka. Wybór padł na Saint Nectaire, bo leżało po drodze. Kościół bez wątpienia interesujący, ponieważ utrzymano go w całości w jednorodnym stylu romańskim, dzięki temu znacznie lepiej odczuwa się âklimatâ kilkusetletniej budowli. Zwiedzanie na szczęście bezpłatne. Kościół Saint Nectaire (Francja) 16.jpg Pozłacany relikwiarz nieznanego u nas świętego - św. Baudyna w Saint Nectaire. 17.jpg Kieruje się w stronę niedalekiego kompleksu wygasłych wulkanów. Zmienia się krajobraz, coraz mniej pól, coraz więcej pastwisk. Droga przebiega łagodnymi łukami, z rzadka przelatuje się przez maleńkie wioseczki z opustoszonymi domami i wszystko byłoby fajnie, gdyby w ustawili w każdej fotoradaru. Ten region Francji jest generalnie żadko zaludniony. Chwila spokoju, daje to mi to pewną odmianę w stosunku do tego, czego na co dzień doświadczam w Małopolsce, gdzie dom stoi na domu. Wreszcie dostrzegam sylwetki wulkanów. Jadę pod najwyższy z nich Puy de Dome (1464 m.), zatrzymuje się na jakimś mega parkingu i wypatruję szlaku. Patrzę na drogowskaz, cholera nie jest najlepiej. Mamy godzinę 17, na szczyt trzeba maszerować jakieś 2 godziny, plus tyle samo z powrotem. Będę na dole na 22. Jakoś mi się to nie uśmiecha. Z chwili zadumy wydobywa mnie widok pociągu jadącego w stronę wulkanu. Czyżby można było się tam dostać kolejką? Idę do centrum informacji turystycznej, które przypomina sporych rozmiarów nowoczesną stację metra. Zakupuję bilet i po chwili ładuje się do pociągu. Kolejka jedzie jakieś 20 min. objeżdżając górę dookoła. Wreszcie jestem na szczycie skąd w spokoju, niespiesznie podziwiam pomniki przyrody. Kilka z nich bezsprzecznie wygląda jak klasyczne wulkany, mają charakterystyczne kratery, natomiast co do innych (mniejszych) to polemizował bym. Najwyższy z wulkanów Puy de Dome 1464 m. n.m.p. 18.jpg Stacja kolejki wiozącej na szczyt wulkanu wygląda jak na pełnowymiarowym dworcu w dużej aglomeracji. 19.jpg Wagony kolejki. 20.jpg Widok na pasmo wygasłych wulkanów. 21.jpg Tu nie ma żadnych niedomówień, widoczne są wyraźne kratery. 22.jpg Krater Puy de Pariou. 23.jpg Tu trochę trudniej doszukać się wulkanów, ale są. 24.jpg Na szczycie Puy de Dome znajdują się ruiny świątyni Merkurego z czasów rzymskich. 25.jpg Jestem z powrotem na parkingu. Teraz trzeba zastanowić się co czynić dalej. Ponieważ jutro chciałbym zwiedzić katedrę w Clermont-Ferrand to teoretycznie najroztropniej było by zaokrętować się właśnie tam. Jadę. Miasto nie jest maga duże, jakieś 150 tys. Francuzów i Bóg wie kto jeszcze, ale od razu wyszły na jaw jego upierdliwości. Generalnie im większe skupisko, tym więcej problemów. Tu zakaz wjazdu motocykli, tam zakaz zawracania, tu nakaz skrętu, tam z kolei niemożna parkować i tak w koło Macieju. Wreszcie znalazłem hotelik. Drogo, a na dodatek zaczynają cudować. - Płatność tylko kartą kredytową. - Nie mam karty, płacę gotówką, macie wolny pokój, ja mam ważny paszport, akceptuję cenę, gdzie jest problem? - Płatność tylko kartą kredytową. Gada babsko jak zacięta płyta. - Dlaczego tylko kartą? - Tam jest mini bar, możesz wypić i nie zapłacić. - Nie będę nic pił, możecie sobie zabrać te napoje. - Nie będziemy niczego zabierać. Złość we mnie narasta ale się hamuję. - To proszę sobie sprawdzić rano ten pokój przed moim wyjazdem, czy nic nie zginęło. - Nie. - To zostawię depozyt w gotówce. - Nie przyjmujemy depozytu, chcemy wyłącznie twoją kartę kredytową, możesz przecież zdemolować minibar, ukraść poduszkę albo wzniecić pożar. To już gruba przesada, babę naprawdę poje.... Na takie dictum obracam się na pięcie. Jestem generalnie bardzo tolerancyjny, szanuję lokalne zwyczaje ale żeby na wstępie zrównywać turystę ze złodziejem-wandalem to chyba nie fair. W następnym hoteliku powtórka z rozrywki. Dowiaduję się o długiej liście nieszczęść oraz plag egipskich, które za sprawą mojej skromnej osoby zwalą się niechybnie z całą mocą na ten obiekt noclegowy, jeśli tylko nie dostaną magicznej karty. W końcu udaje mi się jakoś zagadać recepcjonistkę. Młoda kobietka rozglądając się na boki czy nikt nie widzi nieśmiało wydaje mi klucze. Wchodzę do pokoju i parskam śmiechem. Tu nie ma nawet gwoździa, na którym można zawiesić spoconą kurtkę, a rzeczy są tak miernej jakości, że nie wręczył bym ich nawet wrogowi, a pilnują jak najcenniejszych skarbów. Gdybym wiedział wcześniej jak wygląda baza hotelowa w Clermont-Ferrand, to ominął bym miasto szerokim łukiem i zanocował normalnie na prowincji. Zaoszczędziło by się w ten sposób masę kasy i czasu. Nie wiem co na to inni podróżnicy ale ja na wyjazdach motocyklowych mówię dużym miastom oraz rozpuszczonym sieciom hotelowym moje stanowcze NIEEEEE! c.d.n. Ostatnio edytowane przez Freedom : 27.12.2019 o 20:26 |
27.12.2019, 20:45 | #47 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzień 12
Jedyny plus noclegu w tym mieście jest taki, że przebrany na sportowo mogę spokojnie pozwiedzać, zaopatrzyć się w jedzenie i wrócić do hotelu przed godziną 12. Najpierw kieruję się do czarnej katedry. Jej nazwa pochodzi od specyficznego koloru kamienia wulkanicznego użytego do budowy. Rzeczywiście wygląda niebanalnie. Odnoszę wrażenie, że jest okopcona od ognia lub strasznie zaniedbana wzorem niektórych krakowskich kamienic. Mam szczęcie, ponieważ ten ranek jest wyjątkowo słoneczny i witraże znajdujące się we wnętrzu mienią się różnymi kolorami. Zwiedzanie ułatwia darmowy przewodnik - broszura w języku polskim. Miłe zaskoczenie, tego zupełnie się nie spodziewałem. Z ciekawości patrzę czy ktoś się modli, czy tylko wpadł na chwilę jak ja. Są może dwie, góra trzy osoby, reszta od rana okupuje kawiarenki. Na placyku obok katedry znajduje się pomnik papieża Urbana II, który w roku 1095 ogłosił właśnie tutaj wezwanie do pierwszej krucjaty. Zastanawiam się, co o tym sądzi miejscowa społeczność muzułmańska. Oglądam posąg ze wszystkich stron czy aby nie ma śladów graffiti ale nie na razie stoi czysty. Czarna katedra w Clermont-Ferrand (Francja) 1.jpg Gotyckie witraże w katedrze. 3.jpg Pomnik papieża Urbana II inicjatora pierwszej krucjaty, ciekawe co o nim sądzą miejscowi muzułmanie? 2.jpg Skoro już tu jestem to robię mały spacer do schowanej na uboczu romańskiej bazyliki Notre Dame du Port. Wewnątrz o dziwo znajduje kolejny przewodnik w moim macierzystym języku. Modlących zero. Po drodze do hotelu robię małe zakupy spożywcze na lokalnym bazarze. Bardzo smakowały mi francuskie winogrona, lecz ich cena była prawie trzy razy taka jak w Polsce. W ogóle mam takie spostrzeżenie, że jedzenie w tych okolicach do tanich nie należy. Romańska bazylika Notre Dame du Port w Clermont-Ferrand. 4.jpg Lokalny targ, owoce bardzo smaczne ale drogo. 5.jpg Powrót do hotelu, ekspresowe pakowanie, w drogę. Dzisiaj chciałbym dojechać do Niemiec, a może i zobaczyć coś ekstra. Postanawiam zrobić sobie przerwę w urokliwym zameczku dAulteribe. Niestety zamknięte. Wejścia są o trzy razy na dobę o jakichś dziwnych porach, więc z konieczności muszę zadowolić się kilkoma fotkami z zewnątrz. Zamek dAulteribe (Francja) 6.jpg Zamek dAulteribe. 7.jpg Omijam Lyon od północy i trasą Besancon - Belfort - Miluza zdążam do granicy. Do powyższych miast nie wjeżdżam, gdyż byłem tam w 2013 r. na moim nieodżałowanym skuterze SH300. Co pewien czas przejeżdża się przez wioseczki, w których czają się pułapki. Nie chodzi mi o fotoradary ale o bezsensowne znaki drogowe. Dla przykładu, poruszam się normalnie drogą "główną" przelatującą przez wieś, a tu nagle znak informujący o skrzyżowaniu równorzędnym. Pół biedy jak z mini uliczki po prawej stronie nikt nie jedzie. Gorzej jeśli pojawia się samochód. Zazwyczaj jego kierowca jest niezdecydowany, co dodatkowo pogarsza sytuację. Oczywiście za mną poruszają się sporej wielkości tiry i już nie wiem co gorsze, kolizja z mojej winy, czy zmiażdżenie na placek. W drugim przypadku jestem niewinną ofiarą. Pomimo tego wszystkiego jedzie mi się dobrze. Droga składa się z długich prostych z łagodnymi zakrętami. Jako, że przebiega ona przez tereny rolnicze, po bokach obserwuję głównie wielkie pola. Nie można się jednak zbytnio rozpędzić, a kusi. Na straży prawa czuwają groźne fotoradary. Z reguły pochowano je w szczerym polu lub w zagonach kukurydzy. Pamiętam jak takie ustrojstwo zrobiło mi fotkę 6 lat temu. Fakt, że do dzisiaj nic nie przyszło zadaje jaskrawy kłam różnym wypowiedziom (policjantów, polityków) o rzekomej absolutnej nieuchronności płacenia mandatów w krajach zachodnich. Droga w okolicach Besancon, do jazdy motocyklem świetna ale trzeba uważać na "pułapki" (Francja) 8.jpg Droga w okolicach Belfort (Francja) 9.jpg Pod koniec dnia przekraczam Ren i pojawiam się w Niemczech. Na stacji benzynowej zaopatruje się po kolei w piwo, paliwo oraz winietkę na Szwajcarię. Noclegu wypadło mi szukać po ciemku ale znalazłem go szybko w nadgranicznej miejscowości Lorrach. c.d.n. Ostatnio edytowane przez Freedom : 29.12.2019 o 00:00 |
28.12.2019, 23:48 | #48 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzień 13
Mój plan na dzisiaj to zwiedzić opactwo w Sankt Gallen, które położone jest na wschodnich rubieżach Szwajcarii. Aby do niego dotrzeć muszę przejechać niemal cały kraj z zachodu na wschód. Po chwili okazuje się, że podróż obfituje w nieoczekiwane korekty trasy. Winne są znaki zabraniające wjazdu dla motocykli ustawione nie wiedzieć czemu na licznych odcinkach mojej marszruty. Trzeba z konieczności szukać innej drogi. Pomykam tak około godzinki. Wreszcie zatrzymuje się u stóp potężnej fortecy Aarau. Wypatruję niewielki parking na tyłach i idę ku wejściu. Pomimo tego, że twierdza mieści co najmniej kilka różnych urzędów oraz instytucji to jak na złość dzisiaj jest nieczynne dla zwiedzających. Nie da się nawet zajrzeć na dziedziniec, gdyż trzeba znać kod do drzwi albo meldować się jakiemuś cieciowi. Odpuszczam temat. Potężna twierdza w Aarau nad rzeką Aare (Szwajcaria) 1.jpg Domy w Aarau 2.jpg Nie pozostaje mi nic innego jak tylko włączyć się w sznur aut poruszających się autostradą. Dobrze, że zaopatrzyłem się w winietkę jeszcze w Niemczech, jeden problem z głowy. Do Stankt Gallen docieram około południa. Tu czekały na mnie problemy z poruszaniem się motocyklem po centrum. Parkingi podziemne a jakże są ale nie dla jednośladów. Nawet nie próbuję tam wjechać, bo zaraz pojawi się donosiciel albo strażnik miejski względnie obydwaj. Złośliwe nakazy wykierowują mnie ciągle w odwrotnym kierunku do zamierzonego. Kręcę się bezużytecznie prawie godzinę. Wreszcie udaje mi się odnaleźć coś, co z grubsza przypomina miejsce przeznaczone dla motocykla, taki wąski prostokąt. Przypinam klamoty, a następnie udaję się w stronę opactwa benedyktynów. W przeciwieństwie do odwiedzonych niedawno kościołów francuskich, ten szwajcarski swoją architekturą wcale nie zdradza wyjątkowo starej metryki (założono go w VIII w.). Na zewnątrz, a także w środku dominuje ozdobny barok z XVII stulecia. Najciekawszą częścią kompleksu jest biblioteka przechowująca cenne rękopisy, które można podziwiać za słoną opłatą. Nie spodziewałem się, że w budynkach klasztornych funkcjonuje zwyczajna szkoła. Triumf świeckości nad religią podkreśla boisko sportowe postawione na miejscu dawnego wirydarza. Opactwo benedyktynów w Sankt Gallen (Szwajcaria) 3.jpg Boisko w centrum zabudowań klasztornych w Sankt Gallen 4.jpg Barokowe wnętrze katedry w Sankt Gallen 5.jpg Zdążam z powrotem do motocykla. A niech to zaczyna lać. Postanawiam gdzieś przycupnąć na mały posiłek. Chowam się szybko do pierwszej lepszej knajpy. W zasięgu wzroku była turecka, gdzie zamawiam kebaba z kawą. Czekając, aż przyniosą ten wybitnie szwajcarski specjał rozmyślam nad tym co zaparkowało za oknem. Są to mianowicie rowery elektryczne z tablicami rejestracyjnymi. Dziwne, byłem w Szwajcarii na tygodniowej wycieczce SH-czem w 2016 roku ale czegoś podobnego jeszcze wtedy nie było. Przynajmniej ja nie pamiętam. Dla mnie takie podejście do nowoczesności to masakra. Zdaję sobie sprawę z tego, że ci ludzie nie chodzą na stronę bez kilku zezwoleń ale państwo policyjne też powinno mieć jakieś granice. Oczami wyobraźni już widzę naszych pomysłowych włodarzy, którzy "w trosce o bezpieczeństwo" wprowadzają podobne bzdury: prawo jazdy na hulajnogę oraz wrotki a na koniec kartę pieszego... Obym tego nie dożył. Przyspieszam tempo konsumpcji i chodu stąd. O zgrozo tablice rejestracyjne dla rowerów w Szwajcarii (zdjęcie z internetu ale tak to właśnie wyglądało) 6.jpg Niestety deszcz nie ustaje. W tym miejscu warto pochwalić opony Afryki (Dunlop Trailmax), które wg. mnie spisują się rewelacyjne, zgłasza na mokrym. Pomimo tego uważam. Głupio było by zliczyć niepotrzebnego szlifa. Pojawiam się w znowu w Niemczech, lecz tym razem w innym landzie - Bawarii. Jest już godzina 19, czyli nadeszła pora szukania noclegu. Na szczęście przydrożny hotelik oferował wszystko to, czego turyście potrzeba. Szybko, sprawnie i na temat. Po prostu zjeżdża się z drogi, bez dodatkowych opłat parkingowych, zero formalności. Płatność za pokój oraz kolację przy wyjeździe. Nawet paszportu nie chcieli oglądać. To lubię. Szwajcarskie krajobrazy, bardzo ślisko. 7.jpg W Bawarii też leje. 8.jpg Przydrożny hotel w Niemczech. 9.jpg c.d.n. Ostatnio edytowane przez Freedom : 29.12.2019 o 00:05 |
29.12.2019, 09:13 | #49 |
Ajde Jano
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Rataje Słupskie
Posty: 6,233
Motocykl: Raczej nie będę miał AT
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 6 dni 3 godz 49 min 5 s
|
Dla rowerów to mieli już ponad 20 lat temu te tablice.
Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
__________________
BMW Club Praha 001 1.Nigdy nie polemizuj z idiotą. Sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem. 2.Czasami lepiej milczeć i sprawić wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. |
29.12.2019, 11:21 | #50 |
Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
|
Dzięki za info. Ciekawe kiedy będą u nas?
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
III zlot na SZLAKU WYGASŁYCH WULKANÓW | kwasNIKT | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 6 | 14.05.2015 12:36 |
Krew, pot i łzy czyli moje spotkanie z Czarną Afryką [2012] | Neno | Trochę dalej | 52 | 07.03.2013 14:42 |
Rajd Szlakiem gen. Andersa | zbyszek_africa | Trochę dalej | 92 | 27.03.2011 01:00 |