22.12.2014, 12:11 | #41 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
Leń leniem a napisać coś można bo zima się zaczęła i miło tak poczytać i pooglądać.
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
22.12.2014, 19:20 | #42 |
Zupa rybna w tym samym barze nawet zjadliwa.
|
|
23.12.2014, 00:51 | #43 |
Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Koszalin
Posty: 1,028
Motocykl: LC8 ADV była rd07
Przebieg: do uzgo
Online: 2 tygodni 2 dni 16 godz 17 min 51 s
|
Dzisiaj wstajemy nieco później. Nigdzie nam się nie śpieszy. W końcu to dzień poświęcony na odpoczynek. OD samego rana słońce grzeje jak szalone. Temperatura powietrza oscyluje w okolicach 40 stopni Celsjusza. Dobrze że mamy pokoje z klimą. Można na prawdę się zrelaksować i odpocząć.
Śniadanie standardowo robią nasze kobitki: Śniadanko oczywiście na balkonie z pięknym widokiem na błękitne morze. Po śniadaniu udajemy się na spacer nad morze. Zażywamy kąpieli w mega słonej a zarazem mega ciepłej wodzie morskiej. Sól aż szczypie w oczy. To nie Bałtyk. Pływamy troszeczkę i wygłupiamy się. Tego dnia największego pecha ma niestety Adam. Nadepnął on na jeżowca którego wapienne igły utknęły w jego stopie. Jest to bardzo bolesne. Warto pływać tam w specjalnych utach do pływania. Wracamy do Różowego domku. Adam próbuje wydostać igły jeżowca ze stopy za pomocą szpilki. Niestety igły jeżowca jeszcze bardziej się kruszą i pozostają pod skórą. Rozmawiamy z miejscowymi i zasięgamy informacji jak z tym postępować. Najlepszym sposobem jest chyba stałe nasączanie miejsca ukłuć okładem z oliwą z oliwek. Postanawiamy jechać na zakupy. Potrzebujemy oliwy i coś na obiad. Okazuje się że w Adama kawasaki umarł akumulator. Odpalamy motocykl na pych i jedziemy do miejscowego marketu. Kupujemy składniki na spaghetti , coś do picia na wieczór, owoce na przydrożnym straganie oraz oryginalna regionalna oliwę. Dziewczyny przygotowują obiad. Korzystając z okazji że dzisiaj już nigdzie nie jedziemy, postanawiamy przy okazji awarii akumulatora wypróbować działanie ubezpieczenia asistance w niemieckim ADAC. Justyna dzwoni na infolinię do Niemiec. Na szczęście zna trochę niemiecki. Ciężko, ale próbuje się dogadać. Pani z drugiej strony pyta o coś czego Justyna nie rozumie... W pewnej chwili Justyna przeklina ku...a.... a z drugiej strony słychać w słuchawce... - Polka? - tak - Ja również - odpowiada pani z ADAC w Niemczech. Reszta rozmowy przebiega bezproblemowo. Co prawda trwa to dość długo ale dogadujemy się. Jakiś czas później dzwoni pan z ADAC z Czarnogóry i umawia się na spotkanie z nami. My w tym czasie postanawiamy zjeść jakiś deser. - Scorpi... skąd my wieziemy tego arbuza - pyta Darek... - chyba z Bośni. - faktycznie , kupowaliśmy go zaraz po przekroczeniu granicy z Bośnią i Hercegowiną. - Jedzie z nami od granicy z Chorwacją przez całą Bośnię i Hercegowiną, przez Republikę Serbską oraz całą Czarnogóe aż pod granicę z Albanią... - dawaj go.... Następnie wcinamy soczystego melona. Po kilku godzinach przyjeżdża ADAC. Gość pyta co się stało - baterry kaput - Servisant pyta nas czy odpala na pych? Podłączamy drógi aku na kable i odpalamy kawasaki bez problemu. Pytamy czy ma miernik multimeter by sprawdzić czy jest ładowanie. Niestety pan z ADAC jest kompletnie nie przygotowany. Wyciągamy aku z Kawasaki. Okazuje się że to jeszcze oryginalny akumulator który ma ponad 10 lat. Adam Jedzie ADAC-owozem w poszukiwaniu akumulatora. Jest sobota wieczór. Wszystkie sklepy już pozamykane. NA szczęscie pan servisant ma znajomości i sklepy otwierają się przed nim nawet wieczorem w weekend. Kupują aku nieco innych wymiarów ale pasuje do motocykla. Sprawa generalnie załątwiona pozytywnie. Wieczór znowu zakrapiamy delikatnie jakimiś trunkami. Następnego dnia w końcu wjeżdżamy tam gdzie nasz cel.... ALBANIA... |
30.12.2014, 22:20 | #44 |
Chciałem się przypomnieć, że rok się kończy a tu publika dalszych odcinków oczekuje.
|
|
31.12.2014, 01:02 | #45 |
Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Koszalin
Posty: 1,028
Motocykl: LC8 ADV była rd07
Przebieg: do uzgo
Online: 2 tygodni 2 dni 16 godz 17 min 51 s
|
Dzisiaj wjeżdżamy do kraju który był naszym głównym celem wycieczki na Bałkany. Tyle ciekawych rzeczy słyszeliśmy na temat tego kraju.
Rano standardowo na balkonie wcinamy śniadanko przygotowane przez nasze kobitki, Justyna Chce żebym troszkę przerobił jej koszulkę z jakiegoś tam zlotu na pamiątkową z Bałkanów. W ruch idą nożyczki igła nitka i koraliki znalezione na campie w Czarnogórze. Koszulka mady by KURATECH Scorpi Adventure Performance. Planujemy dalszą trasę. Darek z Justyną postanawiają jechać z nami do miejscowości Shkoder w Albanii. Następnie planują wrócić do różowego domku w Czarnogórze i wracać przez Chorwację zwiedzając przy okazji ominięty przez nas Dubrownik i inne ciekawe miejsca. My w planie na dziś mamy miejscowość Shkoder a następnie wątpliwym asfaltem dojechać do miejscowości Koman gdzie następnego dnia mamy zamiar przepłynąć kajakiem do miejscowości Fierze. Żegnamy się z właścicielami różowego domku i ruszamy w stronę granicy z Albanią. Ledwie przekraczamy granicę , zatrzymujemy się kilkadziesiąt metrów dalej by poczekać na resztę. Po chwili podbiegają do nas ciemno skóre dwie małe dziewczynki które krzyczą ... euro euro.. składając dłonie.... pokazują na bose stopy i żebrają... To pewnie sposób na życie. Z drugiej strony ulicy stoi najnowszy mercedes. Nie mamy wątpliwości za co kupiony. Kudłaty rzuca jakimś bilonem i ruszamy dalej w kierunku miasta Shkoder. Albania - INNY Świat. Tutaj nic nie jest normalne. Autostrady ze skrzyżowaniami, osły z sianem na autostradach prowadzone przez 90letnie babulinki, ryksze porobione z jakichś mopedów na których dziecko wiezie matkę z jakimiś zakupami, Zaraz za riksza lamborghini i takie auta jakich w Polsce nie widziałem. Interesuje się motoryzacja ale wielu modeli nie byłem w stanie rozpoznać. Wszystkie auta czyste jak z salonu mimo że syf i brud na ulicach. Co kilkaset metrów myjnia samochodowa i co kawałek siedzi sobie gościu przy ulicy i polewa wodą asfalt przed domem... w jakim celu? nie mam pojęcia i może nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to że woda mineralna była tam w cenie coca coli. Nikt się nie śpieszy, wszyscy wyglądają jak by wiedli beztroskie życie. Na środku ulicy zatrzymuje się gość autem bo rozmawia sobie przez telefon. Za nim kilku-dziesiecio-metrowy korek się utworzył ale nikt nie trąbi tylko grzecznie omija. Wszyscy zaś trąbią pozdrawiając się nawzajem. Gdzie nie spojrzeć większość ludzi rozmawia lub robi coś na telefonie. Można by tak wymieniać długo ale to po prostu trzeba zobaczyć. Parkujemy gdzieś w centrum miasta i szukamy jakiejś knajpy by coś zjeść. Jakiś gość coś grilluje na chodniku. okazuje się ze to słynne nasze grillowane kutaski miesne. Obok lokal z kanapkami. Darek pokazuje na sklep z częściami do merasia i mówi: - patrz... sklep z częściami do Łady. Ktoś pyta: - Widzieliście gościa na rowerze z Polską flagą? - pewnie... Po chwili podjeżdża do nas. Okazuje się ze to Polak Tomasz Plicht. Chłopak z Kaszub. Wsiadł na rower i pojechał w prawie 3 miesięczna podróż na koniec europy i jeszcze dalej. Wracał właśnie z Turcji. budżet jakim dysponował to 20 pln na dzień czyli jakieś 1600 pln na całą wycieczkę. - Czym się żywisz? - a narwałem sobie winogron 20 kilometrów temu, spotykam wielu życzliwych ludzi którzy pomogą, kupiłem sobie ostatnio arbuza... - A woda? - Nabieram w strumieniu albo od jakichś ludzi. Wszyscy miło mnie przyjmują i pomagają. - ile dziennie robisz kilometrów? - ok 110 km dziennie. - a gdzie śpisz? - jadę sobie i tak około 18 godziny zaczynam się rozglądać za jakimś ustronnym miejscem na dziko, kładę się pod rowerem i śpię. rano się zwijam i jadę dalej. mam namiot ale na razie tylko dwa razy go rozstawiałem bo mi zmókł... A my myśleliśmy że jesteśmy fajni bo przejechaliśmy motocyklami 3000 km. Poczuliśmy się jak pionki przy Tomku pełni podziwu. Gdzieś w środku rodziła się we mnie zazdrość. To musi być przepiękna przygoda która utkwi w pamięci do końca życia. Zapraszam Tomka na jakiś wspólny skromny posiłek. Zamawiam sandwicze po 1 Euro. Kudłaty mówi: - pokazałem gościowi na plakat z grillowanymi kutaskami i pytam ile to? - 1 - 25 centów - no i zamówiłem 8 posiłków za 2 ęuro. No co Ty gadasz.... Po chwili się okazuje * posiłków czyli 8 grillowanych kutasków i bułka Kupa śmiechu. zamawiamy to samo jeszcze kilka razy. Popijamy zimna cola i wcinamy sandwiche. Tomek opowiada o swojej podróży. Obok naszych motocykli parkuje Policyjne Moto Guzzi. Mamy nadzieję że to nie do nas . Wystarczy nam już pamiątek za parkowanie z Chorwacji. Rozmawiamy jeszcze chwilę. Żegnamy się z Tomkiem Justyną i Darkiem. Wyjeżdżamy z miejscowości i jedziemy w kierunku Koman. Droga prowadzi wzdłuż rzeki na której postawiono tamę i elektrownię wodną. W ten sposób powstało głębokie jezioro Komani Lake. Jedyna droga jaką można dotrzeć z Koman do Fierze to pływające łodzie którymi mozna przewieźć motocykle. Widoki stają się coraz bardziej dzikie. W Albanii widać ogromne zróżnicowanie. Mijamy maleńkie wioski w których ludzie utrzymują się ze sprzedaży miodu i innych regionalnych smakołyków. Adam z Iza kupują miód przy drodze. Zatrzymujemy się w ciekawym miejscu na chwilę by zrobić fotkę. Skręcam kierownicą i znowu motocykl mi gaśnie. Kolejny raz spalił się bezpiecznik silnika. Wymieniam bezpiecznik i ruszamy. Wyjeżdżam na asfalt i po kilku metrach kolejny raz spala się bezpiecznik. Skończyły mi się bezpieczniki 10 amperowe. Wyciągam bezpiecznik zabezpieczający gniazdo zapalniczki i wkładam w miejsce ignition. Działa. Zostaje nam jedna sztuka u Kudładego w gnieździe zapalniczki a przed nami góry, przeprawa promowa serpentyny i dziki kraj.... Jedziemy dalej powolutku. staram się zakręty w prawo brać przeciwskrętem by nie narazić się na spalenie przedostatniego bezpiecznika. to meczące na dłuższą metę. Po drodze mijamy masę różnorodnych zwierząt. Naszą uwagę przykuwa rzadko u nas spotykany żółw lądowy z którym robimy sobie małą sesję. Dojeżdżamy na Camping pod mostem nie opodal tamy. Na bramie świetnie dogaduję się po angielsku z właścicielem. wspominam mu że rok temu było dwóch znajomych ( Barwin i Mikelos ) u nich i chwalili to miejsce. Rozbijamy namioty po 2 euro od głowy. Kupujemy miejscowe piwko w barze . Rozbieramy troszkę owiewki w kacie w poszukiwaniu przetartych kabli które mogły by powodować zwarcie podczas skręcania w prawo. Niestety nic nie udaje się nam zlokalizować. Postanawiamy poobcinać wszystkie trytki które przytrzymują wiązki kabli przy ramie, by je troszkę rozluźnić. Rozmawiamy ze Słowakami którzy nocują w namiotach obok nas. Dostaję od nich jeden zapasowy bezpiecznik z auta. Śmieję się: - ile pali Ktm? - 3 i pół bezpiecznika na 100 kilometrów. Po campingu włuczą się miejscowe koty i pies Jest nawet basen. Siedzimy do późnej nocy z mapą i piwkiem planując dalszą trasę. Jutro spróbujemy przeprawić się do Fierze o ile będzie to wykonalne. Jesteśmy pełni obaw. NA campingu rezerwujemy bilety na jutrzejszy prom po 25 euro za motocykl i jedna osobę. 5 euro za osobę bez pojazdu |
08.01.2015, 22:10 | #46 |
Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Koszalin
Posty: 1,028
Motocykl: LC8 ADV była rd07
Przebieg: do uzgo
Online: 2 tygodni 2 dni 16 godz 17 min 51 s
|
Budzimy się rano w naszych namiotach w bardzo komfortowych warunkach biorąc pod uwagę to jakie warunki panują na Albańskim campie. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza. nachodzą ciemne chmury. Jeszcze nie pada. Zwijamy w pośpiechu namioty zanim zacznie lać.
Udajemy się do miejscowej jadłodajni gdzie pijemy herbatkę i kawę. Serwują tam najlepszą kawę parzoną jaką piłem w trakcie naszej wycieczki. NA stole obok rozbiera się swinina i tuszena czy jakieś tam inne mięsiwo. NA zewnątrz leje... Nauczeniu poprzednimi doświadczeniami związanymi z deszczem zakładamy wszystko co tylko mamy by się przed nim uchronić. Od campingu do portu za tamą jest około 1 km. Czas ucieka a bilety zarezerwowane na konkretna godzinę. Prom odpływa tylko raz dziennie. Postanawiamy jechać. Żegnamy się z właścicielami Campu i zostawiamy im polish wodka Żubrówka. Jedziemy. Dziurawa droga pozalewana , przepełniona kałuzami w które strach wjeżdżać gdyż nie wiadomo jakiej są głębokości. Dojeżdżamy do portu. W porcie stoi jakaś osobowa łódź i kilka jakichś wystruganych z kołka kajaków... Czekamy paręnaście minut... nic nie przypływa... Idziemy się zapytać o której będzie prom który ma zabrać nasze motocykle do Fierze oddalonego o 37 km od Koman. Miła pani oznajmia nam że nasz prom właśnie stoi u brzegu. Szczeny lekko nam opadły. Na zdjęciach w innych relacjach widzieliśmy barkę z autobusem na pokładzie a to jakiś drewniany kajak z plandeką... Mnie bardzo szybko pani przekonała Adam mówi: Scorpi... poczekaj... oni na pewno nas robią w balona... pewnie chcą podebrać klientów a prom zaraz przypłynie... Zrobiłem wielkie oczy i sam już nie wiem co robić... Wejście do naszej łodzi jest tak wąskie ze słabo widzę przeciskanie szerokich cyców kudłatego beemy... Pytamy pani : co będzie w razie łódź by zatonęła? Pani odpowiedziała, że motocykle będą bezpieczne a jak by łódź zatonęła, to zwrócą nam koszty biletów. Dobre i to hi hi... Pani zapewniła nas ze wszystko będzie ok. Na dodatek jeden z obsługi zaczyna coś grzebać śrubokrętem przy drzwiach do łodzi... Kudłaty zmartwiony pomyślał ze rozkręcają łódź żeby beema weszła. Kolejny raz pytamy miłej pani czy motocykle się zmieszczą ponieważ BMW Kudłatego jest bardzo szerokie i nie wejdzie przez drzwi a na dodatek bardzo nie lubi wody i nie potrafi pływać. Pani zapewnia nas ze wszystko będzie dobrze i ze ta łódź przewozi na spokojnie 4 motocykle. Stwierdzam że: no cóż to: dawać Kaciora na pierwszy ogień... No i się zaczęło. Czterech Albańczyków zaczęło siłować się z naszymi koniami by upchnąć je na łodzi. Wstawiają kata , opierają go o burtę i uwiązują sznurkiem by dzik nie uciekł z pokładu w popłochu. Łódź przechyliła się na jedną stronę... Dla równowagi wprowadzają KLV na drugą burtę. Całkiem sprawnie idzie to Albańczykom. Motocykle przywiązane do łodzi poprzekładane starymi oponami samochodowymi. W tym momencie podpływa prom ze zdjęć zbudowany ze starej barki i autobusu. Niestety najazd na ten prom był dużo bardziej stromy i blisko burty. Pewnie trudniej było by wprowadzić nań motocykle. NA nasz kajak wsiadają pasażerowie którzy zajmują miejsca również na dachu. Drzwi zostają zabarykadowane Cycatą bawarką kudłatego. Do portu przyjeżdża Włoch na Ktm-ie który również chce się z nami zabrać. BMW jakimś cudem udaje się przepchnąć przez drzwi. Tir jest tak ciężki ze jeden z obsługujących mało stelaża na kufry nie urwał a drugi z jakże wielkim poświeceniem tuptał w kałuży w swoich Najeczkach. Na dodatek na desce po której wchodziliśmy na kajak wstawiają Ktm-a. Powierzchnia kajaka wykorzystana co do centymetra Uwiązujemy sprzęty, dopilnowujemy by nic im się nie stało, robimy delikatne poprawki w ustawieniu motocykli i zasiadamy wygodnie na fotelach. Pogoda poprawia się i przez chmury zaczyna przebijać się słoneczko w którego promieniach widoki stają się jeszcze piękniejsze. Odbijamy od brzegu i eureka... nie nabieramy wody... Odchylamy boki łodzi z plandeki i możemy nacieszyć się zapierającymi dech w piersiach widokami. W cenie biletów było wliczone śniadanie. Dostajemy jakieś regionalne ciasto o smaku jakiejś łeptowiny wędzonej i napój z kawałkami kaktusa w puszce. Napój wyśmienity a po tym cieście strasznie mi się odbijało. Ale dobrze wrzucić coś na ząb. Odbijając od brzegu widzieliśmy że przyjechała jeszcze jakaś Honda Africa Twin która również chciała się przeprawić. Niestety nasza łódź nie miałą już miejsca a autobus odpłynął chwilę wcześniej. Rejs trwa jak dobrze pamiętam około 3 godzin. Czas leci bardzo szybko a takich widoków mogą pozazdrościć włoskie Alpy... Na brzegach widać jakieś wioski i pojedyncze domy odcięte od świata. Można się z nich wydostać tylko drogą wodną. Mijamy nawet jakiś dom na barce. Koniec świata. Jak by czas dawno się tam zatrzymał.... Obsługa promu opowiada nam historię jeziora. Powstało ono po zbudowaniu tamy i elektrowni. Tama spowodowała ze teren miedzy pasmami gór został zalany i powstało jezioro odcinając drogę do domów i wiosek usytuowanych na zboczach gór. Jest tam po prostu pięknie a transport motocykli w takich warunkach wydaje się nieco szalony. Warto przebyć tą trasę. W naszej podróży towarzyszą nam ludzie którzy dostają się tym kajakiem do pracy, turyści, koleżanki z Francji oraz dwoje młodych chłopców którzy zachowywali się dość jednoznacznie. Straszny mieliśmy ubaw z dwóch gejków miziających się za uszkiem klepiących się po karkach itd... Widoki trochę zaburzają masy śmieci które Albańczycy wyrzucają prosto do wody... a szkoda bo jest tam naprawdę pięknie Odpakowujemy paczkę wafli i puszczamy w ruch by każdy mógł się poczęstować... wraca do nas fala uśmiechów i podziękowań w różnorodnych językach... Czas mija nam bardzo szybko. Wyprzedza nas łódź z królową Africa Twin... legenda wymagała osobnego transportu.... Podpływa do nas. Jeden z naszych albańskich marynarzy przeskakuje na kajak z Hondą by pomóc im ją rozładować. Dopływamy do miejsca gdzie stoją stare promy ... osobowy i samochodowy które jeszcze 5 lat temu regularnie pływały ale niestety stan techniczny nie pozwala już na ich użytkowanie... Nie opodal wyładowują afrykę a my płyniemy dalej... Chwilę później widzimy jak czarna królowa sunie serpentynami wzdłuż jeziora wyprzedzając nas.... Dobijamy do portu. Wszyscy zadowoleni że kajak nie zatonął. Jeszcze tylko żeby bez uszkodzeń postawić motocykle na lądzie to będzie pełnia szczęścia. Paręnaście minut później pasażerowie i motocykle w całości lądują na lądzie. Dziękujemy obsłudze za udany rejs. Podczepiamy kufry sakwy i ubieramy się. Zamieniam kilka zdań z Włochem który jedzie Ktm-em. Opowiada o tym że był też w Polsce. Razem z nim śmiejemy się z Bmw i Kawasaki delikatnie szydząc. ORANGE POWER!!! Mówię do Włocha że kawasaki nie jest takie złe... Włoch pyta dlaczego? Bo Jest w jedynym słusznym kolorze Żegnamy się życząc wielu przygód i robimy sobie wspólną fotkę. Ruszamy w drogę. Przed nami ok 100 km serpentyn które na mapie wyglądały bardzo delikatnie. jak się później okazało na google maps po powiększeniu serpentyny wyglądają strasznie. setki zakrętów i nawrotek na asfaltowej drodze różnej albańskiej jakości. Ja niestety muszę cały czas pamiętać że mam przedostatni bezpiecznik a każdy zakręt może być moim ostatnim. Każdy zakręt muszę brać przeciwskrętem co robi się meczące. Po drodze mijamy elektrownię wodną i wjeżdżamy coraz wyżej. Widoki... coś pięknego... Warto było tu przyjechać... Lubię jeździć po górach i serpentynach ale po 3 godzinach stało się to strasznie męczące. Wjeżdżając na górę serpentynami za każdym razem miałem nadzieję ze już za szczytem będzie zjazd i prosta.... niestety za każdą górą ukazywała się następna poprzecinana drogami po których na 100 % będziemy jechać. Nie było widać końca. 100 km Jechaliśmy ponad 4 godziny. Po drodze zatrzymujemy się w Hotelu Alpin na jakiś obiad. Spotykamy tam parę na Hondzie która nas wyprzedzała. Wcinamy na obiad jakiś miks mięs bardziej przypominających podeszwy od buta, nie szło tego ugryźć... oraz pyszne sałatki Ruszamy dalej. Nie jesteśmy do końca pewni gościnności Albańczyków i naszym celem jest jeszcze dziś wydostać się do Kosowa. Ruszamy dalej w drogą. Wyprzedza nas grupa Polaków na Gs-ach. Pozdrawiamy się LWG i jedziemy dalej. Góry w końcu się kończą i wbijamy się na coś w stylu autostrady. Przy granicy z Kosowem postanawiamy się jeszcze zatankować w Albanii. W Czarnogórze motocykliści z Poznania ostrzegali nas przed Albańczykami którzy bardzo często przeliczają jedno Euro jako 100 Albańskich leków kiedy 1 Euro to około 160 leków. Na szczęście na stacji paliw potraktowali nas uczciwie gdyż nawet na dystrybutorze był napisany przelicznik. Inaczej było w miejscowości Shkoder gdzie spotkaliśmy Polskiego rowerzystę. Przekraczamy granicę z Kosowem. Okazuje się że w Kosowie nie obowiązuje Zielona karta i każdy z nas musiał wykupić ubezpieczenie za 25 Euro o ile dobrze pamiętam. Suniemy dalej autostradą... Za dnia zjeżdżamy do przydrożnego marketu na jakieś zakupy kolacyjno-śniadaniowe. Jedziemy dalej. Wjeżdżamy do miejscowości, która przypomina jakiś nadmorski kurort w sezonie. Masa restauracji, dyskotek kawiarni sklepów, na ulicy najnowsze wózki a po chodnikach śmigają skąpo poubierane laski. Można było dostać skrętu karku po tym co można było zobaczyć w Albanii. Mijamy miejscowość i zaczynamy rozglądać się za jakimś hotelem. Zatrzymujemy się przy dwóch hotelach. W jednym brak miejsc a w drugim brak parkingu a jakoś słabo widziało nam się zostawić motocykle na noc w kraju w którym stoją znaki drogowe z symbolami czołgów, w kraju w którym nadal są misje pokojowe a zapach wojny czuć jeszcze w powietrzu. Jakiś gość tłumaczy nam ze dalej będzie taki szary hotel. Jedziemy dalej. okazuje się że to HOTEL SHARRI który leży na zboczu gór tuż przy serpentynach wijących się przez nie. Zatrzymujemy się tam już po zmierzchu. Udaje się nam wynająć tzw small willa , która podobno była dla dzieci. Jest to niewielki wolnostojący domek z sypialnia łazienką salonem i tarasem z widokiem na góry... Jest pięknie. Robimy kolacje jakieś drinki , bierzemy prysznic i siedzimy do późnej nocy w pokoju i na tarasie.... To był naprawdę piękny dzień , a Albania pozostawia za sobą wielki niedosyt. Trzeba by chyba kiedyś pojechać na 3 tygodnie do samej Albanii i Czarnogóry , takie odniosłem wrażenie... Tak minęła połowa naszej trasy. Teoretycznie zdążymy jeszcze zahaczyć Transfogardzką w Rumuni.... zobaczymy... |
09.01.2015, 18:05 | #47 |
Zajebiste widoki na rzece.
|
|
11.01.2015, 11:09 | #48 |
Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 649
Motocykl: RD07
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 42 min 51 s
|
Uch ;] ciekawy jestem czy trafiliście na Transofogarę w dobrych warunkach dajesz wincyj przygód o KTM'mie na bezpieczniki
|
15.01.2015, 18:10 | #49 |
Halo !!! Pobudka !!!
Gdzie następna część? |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rumunia w sierpniu na tydzień | stoner | Umawianie i propozycje wyjazdów | 7 | 20.08.2012 10:49 |
Ubranie na +40 stopni | robinson | Ciuch Afrykańczyka | 7 | 08.06.2010 10:49 |
Festiwal 360 Stopni - Człowiek na krawędzi | endurance | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 1 | 03.03.2009 21:08 |