|
01.09.2011, 16:33 | #1 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
To ja w ramach świętowania swoich n-tych urodzin piszę dalej...
Dzień 9 Wczesnym popołudniem opuszczamy lotnisko w Cancun. Już w hali przylotów jakoś duszno i gorąco, ale wyjście na zewnątrz... Poczułam się jak w saunie. Tylko obłoków pary brak... Mniej więcej po pięciu sekundach zaczyna płynąć pot po plecach i tak już zostaje. Gośka kilka dni wcześniej zarezerwowała shuttle bus do hotelu. mamy nr rezerwacji, ale nie mamy nazwy korporacji. A jest ich z dziesięć... A naganiacz każdej jest głośniejszy od poprzedniego... Po pół godzinie biegania w tej saunie znajdujemy swój busik. W którym dla odmiany panuje temperatura nie wyższa niż 18 st. Przez cały pobyt cierpimy na zmianę: a to duchota niemożebna na dworze, albo lodówka w pomieszczeniach i autach. Bez długiego rękawa ani rusz. Że też oni nie chorują przez te klimy! Na razie jedziemy do naszego burżujskiego hotelu (to nie nasz wybór, tu jest konferencja i już, na szczęście ceny są posezonowe). W Cancun są jakby dwa miasta: jedno to Zona Hotelara, czyli mierzeja o długości 20 km wypełniona szczelnie hotelami, oraz miasto na lądzie, gdzie mieszka obsługa tychże hoteli. A samo miasto założone w latach 70.tych. Trochę szkoda, bo ciężko poczuć tu "prawdziwy" Meksyk. Ale nie zamierzamy spędzić tygodnia siedząc na d... Nim dojdziemy do siebie, robi się wieczór. Pod księżycem na plaży: Rano Gośka i Dana zaczynają konferencję, a zaczynam byczenie się na plaży z ksiązką i empetrójką: Ze słońca uciekam po 3 piosenkach - a ja raczej taka ciepłolubna jestem, wiec naprawdę było gorąco. W cieniu da się wyleżeć, jest tak ciepło i błogo, że zasypiam po 3 stronach. Morze Karaibskie jest obłędnie turkusowe, bialutki piasek składa się prawie wyłącznie z połamanych muszelek. Mimo tego, że hotel ogromny, ludzi prawie brak. Jedyny malutki minusik - spore fale. Po południu wybieram się do miasta, zorientować się w możliwościach wyjazdów poza Cancun. Zamiast cierpliwie czekać na autobus R-1, który według mojego amerykańskiego przewodnika jedzie do downtown, wsiadam w R-2, który też ma downtown napisane na szybie. I pytam się kierowcy, czy do downtown dojadę... Si, si... Przejeżdżam całą mierzeję, wjeżdżam na ląd, ale ulice jakieś inne niż na mojej mapie cetrum. I do tego jestem jedyną turystką w tym pojeździe (bez klimy na szczęście). Pytam się ludzi obok, oni nie znają angielskiego, ja hiszpańskiego. A za oknem coraz bardziej slamsowato się robi. W końcu idę do kierowcy, gdzie to downtown? A kierowca, że nie tu. No tyle, to ja też wiem Wysiadam w końcu na jakimś skrzyżowaniu i podobno mam złapać R-17. Przystanki to są tylko w części hotelowej, w mieście autobusy zatrzymują się głównie tam gdzie się macha. Dookoła mnie rozpadające się szopki, biegające golutkie dzieci i kury samopas. I do tego ja w białej sukieneczce i klapeczkach. Nie widzę żadnego R17, macham w końcu na taxi i po dwudziestu chyba minutach ląduję w downtown. ufff.... Tu już bardziej cywilizowanie: Przed szukaniem dworca muszę nieco ochłonąć, siadam się na małe co nieco w knajpce na rynku. Czas zacząć spotkanie z kuchnią meksykańską! Na początek enchiladas, czyli tortille wypełnione czym się da. Na szczęście wściekle ostre sosy podawane są osobno. Kelnerka pokazuje na ten najmniej pikantny. Nooo... Sosów to my tu jeść na pewno nie będziemy.... Całe piwo poszło na uspokojenie popalonego przełyku... Ale za to dają normalne piwo, nie to co w USA... Posilona udaję się na dworzec, autobusy są taniutkie, wycieczki też połowę tego co w hotelu (jak zwykle), jutro usiądziemy we trzy co poplanujemy gdzie i kiedy. Jeszcze małe zakupy (ćwierć ceny hotelowej), tym razem grzecznie wsiadam w R-1, uprzejmy kierowca pyta się o nazwę hotelu i sam woła, kiedy mam wysiąść. Wieczór spędzamy plażowo - basenowo = zdjęcia cenzurowane
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
01.09.2011, 22:06 | #2 |
Zarejestrowany: Dec 2010
Miasto: linden nj
Posty: 5
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 15 godz 27 min 59 s
|
pozdrowienia z Usa
Witam,sledze wasza wyprawe od poczatku,zaluje,ze zaczalem ja sledzc z
kilkudniowym opoznieniem,gdyz bylem tych okolicach w tym samym czasie i chetnie postawilbym wam zime,dobre amerykanskie piwo (zapewne tak samo dobre jak to w Mexico). Szkoda,ze wybralyscie sie do Mexico latem,wiosna jest tam zajebiscie,chociasz z kolegami wybieramy sie zwykle na Baja a nie mainland. Ciekawy opis,-jakie jest haslo do cenzorowanych fotek?. |
02.09.2011, 10:54 | #3 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 685
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
Cancun...piękne ale...nudne, amerykański kurort który niczym nie rożni się od setek takich kurortów na świecie...to już raczej Acapulco gdzie ciepły ocean bombarduje ciało ciepłymi jak zupa falami z miliardem drobnych kamyczków-wychodząc z wody masz kamyczki wszędzie...dosłownie wszędzie ....szczególnie ekscytująco wygląda to jak osobnicy płci męskiej wynurzają się z fal w kąpielówkach wypełnionych kamyczkami....dziewczyny polecam Acapulco...
|
02.09.2011, 21:43 | #4 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Po popołudniu spędzonym na ogrodzie nastrój mam nieco melancholijny. O 19 zaczyna zapadać zmrok, ogniki i cisy mają już czerwone owoce, dzikie wino całe w purpurze, tulipanowiec zaczyna gubić liście, wszędzie zaczyna powoli wyzierać żółty kolor... Jesień idzie... Niechybnie...
A jeszcze niecałe dwa tygodnie temu grzałam się nad Morzem Karaibskim... Ale zawsze można powspominać: Dzień 10 Dziewczyny mają kolejny pracowity dzień (a w zasadzie pół), a ja znów na plażę z książką. Spotykam rodaków, których poznaję po okładce książki, i usiłuję wypytać o ciekawe okolice. Dostaję odpowiedź: Jesteśmy tu dopiero 5 dzień, jeszcze nie zdążyliśmy wyjść z hotelu... no comments... W południe opuszczamy hotel i udajemy się promem na Isla Mujeres. Jak tu nie odwiedzić Wyspy Kobiet? Cele mamy dwa: podobno najpiękniejszą plażę w okolicy oraz żółwiarnię. Zgadnijcie, którego nie zdążyłyśmy zrealizować... Na promie ciut ochłody: Na powyższym zdjęciu nie bardzo widać, ale siedzę obok mulatki. I z przerażeniem obserwuję, że mój odcień skóry na nogach jest identyczny! Isla Mujeres jest totalnie nastawiona na turystów, ale mimo to coś w sobie ma. No i sprzedawcy na szczęście nie są nachalni. Żadnych "majfrendów" Ciut Meksyku: I ciut turystycznego Meksyku: Docieramy na Playa Norte, faktycznie jest ładnie: Postanawiamy nie wydawać 15$ na leżaki i rozkładamy własne ręczniki. 2/3 z nas mieszka w Poznaniu Plaża jest boska. Fal - brak. W końcu można spokojnie popływać: Albo poleżeć (moja ulubiona czynność): (Dunia: piasek i muszelki ochoczo wpływają do majtek, podobnie jak w Acapulco ) Albo popozować do zdjęć: Kiedy zaczyna nas boleć skóra (mimo filtrów) uciekamy na obiad. Znajdujemy fajną knajpkę z zacienionym patio: I delektujemy się kuchnią meksykańską: No i trzeba wracać, bo zaraz odpływa ostatni prom do Cancun... Na powyższym sytuacja typowa, czyli pot spływający po plecach i mokra koszulka. Ale co ciekawe, nawet siedząc w nieklimatyzowanym autobusie nie czuć "ludzkich" smrodków, w przeciwieństwie do naszego kraju... Inny metabolizm, czy co?
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
12.08.2011, 19:09 | #5 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Rano budzą mnie motocykle (a w zasadzie Harleye) mknące drogą stanową nr 89. Obrót na drugi bok i jeszcze trochę snu. Mamy w końcu niedzielę Udajemy się na śniadanko do jedynej czynnej knajpy. Społeczeństwo totalnie inne niż w LV. Brak ciemnych karnacji, stukają ostrogi w kowbojkach, kapelusze na głowach. Kolejne omlety i naleśniki za nami. I znów zdziwienie, że ktoś zamawia gorącą herbatę. Ale tutejsza kawa…hmmm… nad barem wisi napis: “Our coffee is so good that even we trink it” . Poza tym zaczynamy marzyć o kanapkach I warzywach… Pakujemy się do bialutkiego (jeszcze) Dodge’a I ruszamy do Zion National Park. Jesteśmy na Colorado Plateau, zbudowanego głównie z jurajskich piaskowców. Każda najmniejsza rzeczka tworzy tutaj kaniony, erodując skały. W każdym parku odsłaniają się inne warstwy, każda jedna bardziej interesująca dla nas. Z okazji niedzieli park nieco zatłoczony, ale głównie na drogach i parkingach. Zostawiamy auto i idziemy na krótki spacerek w góry. Pod górę… Chodzenie pod górę przy 38 stopniach nie jest zbyt przyjemne, ale widoki rekompensują wszystko. Co kilkaset metrów spotykamy jakieś dziwne stworki przypominające mini wiewiórki, ale z pręgami na grzbiecie oraz mnóstwo jaszczurek. Wszystko inne śpi w cieniu… A potem jedziemy dalej i jesteśmy na dnie kanionu: IMGP2236a.jpg Stwierdzamy, że dziś jest dzień polski, bo co rusz spotkamy rodaków. Czasem jest to bardzo miłe (pozdrawiamy panią Basię M.). Kupując książki w Visitor Center dostajemy 20% rabatu na piękne oczy. W ogóle po raz n-ty stwierdzamy , że podróżowanie w wersji „3 kobiety” jest baaardzo praktyczne I wszyscy chcą nam robić zdjęcia... Cześć Zion National Park jest zamknięta dla samochodów, ale jeżdżą darmowe busy, zatrzymują się przy każdej większej atrakcji. Wybieramy (cały czas musimy wybierać…) spacer kanionem w górę rzeki (ale do połowy, bo dalej trzeba przechodzić przez rzekę, a wody po pas) oraz do jeziorek, które jednak w sierpniu są prawie całkiem wyschnięte. Wszędzie otaczają nas skały wysokie na kilkaset metrów. Ciągle marzę o motocyklu… Spędzamy w Zion cały dzień, do zachodu słońca, ale można by chyba z tydzień. Wracamy do naszego amerykańskiego motelu, gdzie okazuje się, że mama właścicielki urodzona w Częstochowie. Jakoś nie skutkuje to rabatem, zresztą nocleg i tak taniutki Panguitch strasznie ciche i spokojne, bo jest to typowe miasteczko mormonów. A w Zion widziałyśmy takie fajne rodzinki ubrane jak z XIX wieku, głupio jednak było pstrykać fotki...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
15.08.2011, 05:48 | #6 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Hmm. Fajniej się pisało, jak się widziało że ktoś to czyta
Ale niech tam... Dzien 4 Dzis mamy zaplanowany Bryce Canyon National Park, jedno z dwoch „must see” w Utah. Zeby oszczedzic nieco czasu, wyjezdzamy bez sniadania (ale harleyowcy z pokoju obok i tak sa pierwsi) i ruszamy. Po drodze przejezdzamy jeszcze przez Red Canyon, ktory w porannym swietle wyglada oblednie. Czerwone piaskowce w sloncu.... IMGP2337a.jpg Zatrzymujemy sie na sniadanko w lokalnej knajpce. Nasze zoladki mowia „glosne nie” dla omletow, bekonow, kielbasek i innych ociekających tłuszczem potraw z samego rana. Chleba brak, platki z mlekiem to tylko na filmach. Co by tu zjesc, zeby nie lezalo na zoladku przez pol dnia? Droga zmudnych negocjacji z kelnerem dostajemy tosty z dzemem oraz jajka sadzone. Goska uprosila „some vegetable” i dostała cztery plasterki pomidora. Dana przekonuje sie za to do bekonu. Co nam się bardzo podoba, to bezplatne dolewanie napojow do oporu. Moze troche marudze, ale naprawde amerykanska (albo raczej prowincjonalnie amerykanska) dieta mi nie podeszla... Ale sama knajpa - polecam! Na powyższym zdjęciu widać, jak małym samochodem jeździłyśmy... Oczywiście jak na amerykańskie warunki Docieramy do Bryce, kolejne 25$ za wjazd, zostawiamy naszego coraz mniej białego Dodge’a Caliber na parkingu i ladujemy sie w bezplatny autobus objezdzajacy park. Bryce oferuje glownie widoki z gory na kanion. Jedziemy na ostatni przystanek i wracamy na pieszo. Nie dajemy sie juz zwiesc ostrzeżeniom jakie to hiking jest niebezpieczne i wymagające i idziemy w sandalkach (a niektore w sukienkach) . Glowne szlaki przypominaja nawierzchnia chodnik, dosc czesto sa wybetonowane. Widoki znow zapieraja dech, zaczynamy sie do tego przyzwyczajac Wystepuje tu forma skalna zwana hoodoo, to taki slup skalny czy ostaniec z piaskowca. Wystepuje z reguly stadami i przypomina wtedy organy. Jestesmy dosc wysoko (cos kolo 9000 stop) i jest nieco chlodniej, czyli okolo 35 stopni. A czasem zdarza sie kawalek sciezki w cieniu nawet... IMGP2357a.jpg Dziwi mnie kompletny brak barierek, a mozna bez problemu spasc 1000 m w dol. Jakoś to trochę kłóci mi się z opowieściami, jak to w USA można się o wszystko skarżyć. A o niezabezpieczone szlaki nie? Zatrzymujemy się mniej więcej co 100 m na kolejne „geologiczne” czyli skalne fotki. Ciekawe, czy ktoś zdoła to kiedyś obejrzeć…. IMGP2360a.jpg IMGP2364a.jpg IMGP2380a.jpg IMGP2389a.jpg a to powyżej to właśnie hoodoos IMGP2404a.jpg Po 2-3 godzinach na szlaku i kolejnych (prawie) oparzeniach słonecznych lądujemy w schronisku na kawie, która kończy się regularnym obiadem. Gosia probuje łosiny (czyli mięsa z łosia) ale zachwycona nie jest. Ja za to dostaję tak zimny sorbet, że łyżeczka przymarza mi do języka Wracamy do auta, które jak zwykle po postoju w słońcu (cienia brak, słońce w zasadzie świeci w pionie) przypomina piekarnik. Ciekawe, że amerykanie nie wpadli na pomysł zadaszeń parkingów, jakie można spotkać np. na południu Europy… Punkt drugi na dziś „Kodachrome State Park” . Dziwna nazwa parku pochodzi (może starsi pamiętają) od kliszy marki Kodak, która była tu testowana w latach 30. A jest na czym testować! Przyznam od razu, że skusił mnie opis w przewodniku : w wolnym tłumaczeniu „fallusopodobne formy skalne”. Park jest mały, trochę z boku, no i stanowy, a nie narodowy. Czyli tanio i bezludnie. I dokładnie 67 fallusów Niestety wszystkich na zdęciach nie mam… IMGP2405a.jpg IMGP2413a.jpg IMGP2420a.jpg IMGP2422a.jpg I widzę po raz pierwszy prawdziwego kowboja w pracy, tzn. zaganiającego bydło Wracamy nieco wcześniej do Panguitch, bo jutro rano chcemy ruszyć skoro świt i trzeba się jeszcze dziś spakować. Zasypiam z pięknymi obrazami z Kodachrome State Park przed oczami
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą Ostatnio edytowane przez jagna : 15.08.2011 o 07:07 |
15.08.2011, 09:31 | #7 | |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Cytat:
Nie moge patrzać jak cierpisz z gorąca, ale sie przełamuję. Nie mogłyście jakiegoś Wrongla wypożyczyć? Jazda nim przypominała by bardziej jazdę konną po szutrach plus ten wiatr we włosach. P.S. Aguś, czy mógłbym zamówić takiego prawdziwego kapelusza kowbojskiego? |
|
17.08.2011, 11:35 | #8 |
droga jest celem
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,023
Motocykl: RD07, LC8
Przebieg: X70.000
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 18 godz 34 min 0
|
Jak to czytać, jak w kółko jakiś fotki wklejasz, oczy się od tego moczą, potem literki rozmazują... ehhh Pozdrowienia dla całej trójcy!
__________________
RideNow! |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Drang nach Westen, czyli tym razem wschód jedzie na zachód! | jagna | Trochę dalej | 71 | 09.07.2015 00:52 |
Wyprawa z Polski do Brazylii "Volta ao Mundo" - Trzy pasje, dwóch facetów, jeden cel! [Sierpień 2012] | Jastrap | Kwestie różne, ale podróżne. | 17 | 31.12.2012 13:55 |
Wyprawa na Kołymę [Czerwiec-Wrzesień 2011] | deny1237 | Trochę dalej | 117 | 02.04.2012 11:21 |
ISLANDIA-sierpien 2011 | myku | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 30.03.2011 19:14 |
Wyprawa lipiec / sierpień | juniort | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 02.05.2010 00:08 |