Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09.01.2020, 10:28   #41
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 2 min 36 s
Domyślnie




Bębny c.d

27 grudnia 2019

Na kamiennym chodniku płonie stos. Przechodząc obok ogniska czuję jego ciepło, mimo oddzielających barierek. Musi już długo się palić. Dużo popiołu zalega pod dopiero zajmującymi się ogniem deskami. Bębny przestają dudnić, klaskanie i okrzyki mężczyzn cichną. Teraz mocny, głęboki głos wykrzykuje zniekształcone przez megafon postulaty. To demonstracja.



Jakieś nieszczęście wygoniło tych ludzi z domów. Nie wiem nawet czy mają rację. Nie wiem też czego chcą i od kogo. Wiem, że oprócz samych zainteresowanych jak zwykle nikogo ich problem nie interesuje. Tak jest wszędzie.
Barierki, ogień, wzburzony tłum, choć jak mi się zdaje nie tak duży, to jednak po twarzach większości widać zaciekłą determinację. Sami mężczyźni.



Nie. Jest też kilka kobiet. Kordon służb mundurowych pilnuje tylko jednej strony - przejścia do wielkiego budynku, przed którym zebrali się demonstranci. To chyba nie policjanci. Nie mają broni palnej, tylko pałki. Policjanci stoją w pewnym oddaleniu i jest ich niewielu.







Podchodzę do barierki. Od najbliższego człowieka dzieli mnie może pół metra. Głos z megafonu zaintonował wezwanie. Bębny znów się odezwały. W ich rytm tłum mężczyzn wyskandował wyuczone hasło. Jeszcze raz i jeszcze raz. Klaszczą w rytm okrzyków.
Człowiek przede mną zauważył, że fotografuję. Klepnął swojego kolegę w ramię, ten się odwraca, a ja zdążyłem zrobić mu zdjęcie zanim skrzywił się całkowicie. Nie jestem pewien czy to tylko zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy. Nie chcąc się tego dowiedzieć, odszedłem dalej.



Głosy mężczyzn wciąż wibrowały w powietrzu. Bębny ucichły i znów odezwał się przenikliwy głos z megafonu. Robiłem zdjęcia ale coraz więcej ludzi z tłumu zwracało na mnie uwagę.



Znów bębny i okrzyki. Tym razem wszyscy wznieśli zaciśnięte pięści.











Jeden z protestujących zawołał na człowieka, który czasem dawał wskazówki temu z megafonem. Ich twarze zwróciły się w moją stronę. Rozmawiają. Do rozmowy przyłącza się jeszcze jeden mężczyzna i jeszcze jeden. Chyba czas na mnie.
Odchodząc zdawało mi się, że nie odchodzę sam. Jednak, kiedy zobaczyli przy następnej przecznicy, że jestem zwyczajnym pstrykaczem jakich tu wiele… A może mi się zdawało tylko. Zdawało mi się. Może szli do sklepu.
Trochę dalej życie toczy się swoim tempem.





Na plac między Haga Sofia i Błękitnym Meczetem doszedłem na czas. Kiedy zajmowałem się podglądaniem grubego kota, rozległ się głos muezina. A potem z drugiej strony odpowiedział inny. Mimo, że prawdopodobnie to tylko nagrania, jest w tym porozumiewaniu się coś magicznego. Jakby dwie wielkie budowle zaprojektowane przez geniuszy, powstały właśnie po to, żeby rozmawiać. Codziennie o tej samej porze.



Chyba mało kogo to obchodzi. Ludzie z całego świata przyjeżdżają tu, żeby „zaliczyć” miejsce. Wysłuchać przewodnika powtarzającego dokładnie to co można wyczytać w Internecie i zrobić zdjęcie jakich miliony już zrobiono. Robię takie oczywiście i ja. Czemu nie miałbym mieć swojego własnego identycznego jak tamte.









Możliwe, że żeby zrozumieć to miejsce i co się tu odbywa trzeba zmrużyć oczy, żeby uchwycić to co dzieje się w cieniu turystycznej euforii zwiedzania. A może nie jestem obiektywny. Może każdy z tych ludzi po swojemu to robi. Może nie warto oceniać człowieka, miejsca czy zdarzenia po pozorach.
Największymi wygranymi tej komercjalizacji są zwierzęta. Opasłe i obojętne na wszystko psy, które nie chcą już patrzeć na pełne karmy miski.



Upasione koty chyba z zachłanności żebrzące w swoim mruczando o kawałek pizzy. Ptaki dokarmiane przez ludzi, którzy kupują od specjalnych sprzedawców ptasią karmę. Nie ma tu ani krzty uduchowienia, wyższego celu, pokłonu dla architektów, szacunku dla czasu. Są za to sprzedawcy kukurydzy, drogie restauracje, luksusowe hotele, językowy tygiel, nieprzerwany gwar, policja turystyczna i opancerzone wozy. Rzecz jasna generalizuję. Proszę się nie oburzać. No i papugi też są. Takie same jak przy meczecie Sulejmana.







Napatrzywszy się do woli, wszedłem w jedną z uliczek z zamiarem powrotu do otelu. Budynki są tu tak wysokie, że straciłem dziś orientację po raz drugi. Na domiar złego wszedłem jakimś sposobem na Wielki Bazar. Podobno ma 30 hektarów i ponad 60 ulic. Część jest zadaszona. Schodzi się w dół, podchodzi, skręca. Mój wewnętrzny kompas się popsuł. Błądziłem więc tak sobie, aż przypadkowo trafiłem na wyjście. Dzień, w którym na tych ulicach nie będzie tłoku, będzie chyba ostatnim dniem ludzkości





Kiedy przekroczyłem próg otelu, znów się rozpadało.
CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.01.2020, 11:06   #42
Kornel1


Zarejestrowany: Mar 2012
Posty: 14
Motocykl: RD03
Kornel1 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 41 min 32 s
Domyślnie

Cześć.
Tak. Świetne oko i nie gorszy język. Pisz bracie. Pisz.
Kornel1 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 00:02   #43
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 2 min 36 s
Domyślnie




Najwyższy czas

28 grudnia 2019

Przestało strzykać w plecach. Nadgarstek już nie drętwieje. Oparzenie od kolektora prawie zagojone. Katar odchodzi w zapomnienie. Pesel przestał dawać znać o sobie Jestem tu piaty dzień. Przyzwyczaiłem się do spartańskich warunków. Nie wadzą mi drapiące, porwane koce zamiast kołdry. Polubiłem opancerzonego robaka z wąsami, wieczorami wdrapującego się na karnisz trzymający pogniecione zasłony. Siedem kroków do toalety w korytarzu. Cztery pod prysznic. Dwanaście do schodów na dół. Nie jestem już zły na tego kto ukradł mi żel do kąpieli kupiony w Serbii, chociaż świetnie nadawał się do prania. Wieczorem czekam cierpliwie na ciepłą wodę albo używam lodowatej. Nauczyłem się robić to nie dotykając niczego oprócz kurków od wody Tam zdaje się być najczyściej. Jadam dwa razy dziennie. Na śniadania chodzę zawsze do tego samego baru naprzeciwko otelu. Na kolację też. Znają mnie już. Zawsze dostaję herbatę w małej szklaneczce i dwie kostki cukru. Jak się zasiedzę czytając, dostaję drugą i trzecią. Szybko nauczyłem się żeby wychodzić nie przeciągając.
Patrząc z okna pokoju w dół, widzę tylną część kanapy motocykla. Moja inwestycja życia i ulubieniec. To mechanizm oczywiście ale przecież lubimy rzeczom nadawać ludzkie cechy. To rzecz do której trzeba mieć zaufanie wybierając się w podróż. To przedmiot nad którym przeważnie mamy kontrolę. Wlewając benzynę do baku, mamy nadzieję, że dowiezie nas bezpiecznie do określonego miejsca. Bez motocykla pod sobą i bez drogi przede mną, bez deszczu, słońca, wiatru, pokonywanych kilometrów, wyimaginowanego albo prawdziwego celu i bez tej namiastki swobody czuję, że krew krąży coraz wolniej. Gęstnieje, zamula się i stygnie.
Ten kawał żelastwa sprawił, że od kilku lat kolekcjonuję wspomnienia zarezerwowane dla ludzi patrzących na świat zza szyby kasku.
A teraz stoi tam na dole martwy i zimny póki nie zdecyduję włożyć kluczyk w stacyjkę i nacisnąć starter. Myślałem, że Stambuł ze swoją egzotyką zatrzyma mnie na dłużej. Nie zatrzyma.
Pomijając aspekt „romantyczny" sprawdziłem prognozę pogody. To chyba ostatni dzwonek, żeby nie zostać tu do wiosny. Jednak mam małego pietra przed powrotem. Kiedy przyjdzie białe szaleństwo na dobre a ja będę tu, znów nie obędzie się bez lawety albo wywrotek. A ja wolę na kołach i bez wywracania. No i co może być lepszego od spędzenia sylwestrowej nocy gdzieś w trasie. Chyba czas pomyśleć o drodze. Trochę rozsądku jeszcze nikogo nie zabiło.





Nargile

Jest sześć stopni na plusie i pada. Zaparowane szyby skrywają wnętrze przeszklonej dobudówki. Nad pierwszym wejściem widnieje szyld: OZGEN Cafe. Nie widać nikogo w środku. Chyba będę sam. Przechodzę częścią dla palących papierosy meandrując między pustymi stolikami. Kręcone schodki prowadzą do drzwi na podwyższeniu. Dopiero teraz widzę, że sam nie będę. Chwytam za klamkę i 21 par oczu kieruje spojrzenie na mnie. Zaspokoiwszy ciekawość, wszyscy wracają obojętnie do swoich zajęć.

Zamówiłem fajkę wodną przy kontuarze. Nie po turecku oczywiście ale wystarczyło słowo nargile. Ustaliliśmy że tytoń jabłkowy. No i że kawa. Tu było nieco trudniej. Trzeba dać do zrozumienia czy słaba czy mocniejsza czy słodka i jak bardzo. Skończywszy robić zamówienie zasiadłem na wysłużonej sofie przed metalowym stolikiem pokrytym suknem, wyglądającym jak ze stołu bilardowego ale w szarym kolorze. Dopiero teraz policzyłem ilu mężczyzn tu siedzi. Nie w wejściu. Każdy pali fajkę wodną, przepija wodą, herbatą roznoszoną przez człowieka od noszenia herbaty albo kawą jak ja. Oprócz herbaciarza jest jeszcze człowiek odpowiedzialny za wydawanie kart i gry której nie znam. No i jeszcze jeden który dba o to, żeby węgle tlące się na podziurawionej folii aluminiowej zawsze były odpowiednio świeże. Chodzi więc z rondlem miedzianym i metalowymi szczypcami zrzuca popiół na tacę fajki i zastępuje go czerwono żarzącym się węglem drzewnym.







Zajęcia mężczyzn przy stolikach to granie. Grają kośćmi podobnymi do domino tylko mają one swoje numery i kropki. Część ustawiają na drewnianej podstawce w dwóch rzędach jeden nad drugim. Zapisują w notatniku punktację i kiedy gra się skończy wysypują wszystko na stolik, mieszają kości i gra zaczyna się od nowa. Przy innym stoliku grają w karty. Siedzący pod ścianą patrzą ma mecz wyświetlany na podwieszonym, wielkim telewizorze.



Całe pomieszczenie przesiąknięte jest aromatycznym dymem. Czasem jednak dociera do mnie ostry, tytoniowy zapach. Taki cygarowy. A na tej sali papierosów nie wolno. Kilku z palaczy ma nieco inną fajkę. Różni się tym, że liście tytoniu zawinięte są w kokon i postawione na sztorc. Węgle kładzie się bezpośrednio na ten kokon. Zaciągają się tym ostrożnie i z umiarem jeśli w ogóle. Dymu jest mało ale za to bardzo intensywnie pachnie.





Nie jest to miejsce dla turysty. Takie miejsca są na moście Galata. Ani tu ładnie ani czysto ani ciekawie. Ściany obłożone tapetą udającą cegły klinkierowe. Od podłogi z płytek do około 1,5 metra boazeria z ciemnych desek. Sufit jak w biurowcu. Tam też uwieszona jest blaszana instalacja z wywietrznikiem. Stary kontuar, obok poustawiane jakieś trzydzieści fajek wodnych gotowych do wydania. Na ścianie przy barze dziesiątki rur do tychże fajek. Metalowe stoliki i takie same krzesła obite różnokolorowym materiałem. Między krzesłami przechadza się pasiasty kot, czasem zaczepiając klientów z nadzieją na pieszczoty. Wszyscy się znają, śmieją się albo wykłócają, żeby znów się śmiać. Kłęby dymu wiszą nad całością chociaż wentylator pracuje pełną parą. Tutaj jest spokój mimo hałasu telewizora, rozmów i stukania o siebie mieszanych kości do gry. Ci ludzie tu odpoczywają. I ja razem z nimi. Mogę pisać, zamyślić się, patrzeć na grę której nie rozumiem. Oprócz tego momentu kiedy wszedłem nikt nie zwraca na mnie uwagi. Zniknąłem i wsiąknąłem schowany za dymem z mojego nargile o smaku jabłkowym.
Deszcz nieprzerwanie pada. Późnym już wieczorem, przesiąknięty dymem snuję się po wąskich, opustoszałych uliczkach. Okrężną drogą wracam do otelu.



















Jutro pojadę.

CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 16:00   #44
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 2 min 36 s
Domyślnie




300 metrów strachu


29 grudnia 2019

Coś łomocze... To tylko budzik zadzwonił swoim beznamiętnym dzwonkiem. Długo nie mogłem zasnąć myśląc gdzie mieszkają i co robią na co dzień ludzie, których tu widziałem.
Za oknem już prawie jasno. W barze naprzeciwko pierwsi klienci jedzą śniadanie. Nie pada. Temperatura 5 stopni. Między chmurami widać nawet przejaśnienia. Dobra pogoda na wyjazd. Zbieram się dwie godziny. Wczoraj naprawiłem zamki w kufrze. Nie będę musiał robić prowizorki. Dolałem setkę oleju do silnika. Oddałem klucz i odjechałem. Tak po prostu.







Mam zamiar dojechać dziś do Sofii. To około 600 km autostradą, nie licząc Turcji. W Turcji nie trzeba autostradą. Tak jak kiedy tu przyjechałem, znów nie ma korków. Zadziwiające. Myślałem, że są zawsze.
Jeszcze nie wyjechałem z miasta i zaczęło padać. Na stacji benzynowej założyłem przeciwdeszczówki. Wyjechałem ze stacji i przestało. Za to zaczęło wiać. Niech wystarczy jak napiszę, że bardzo mocno. Dzięki temu asfalt całkowicie wysechł i mogłem rozwijać normalne prędkości, choć cały czas w lekkim przechyle. Motocykl zatankowany ale zatrzymam się przed granicą z Bułgarią bo dalej przez wiele kilometrów nie ma stacji po drodze.


302 km do celu.

Yenikadın. 8km przed granicą Turcja – Bułgaria. Jedna z ostatnich stacji benzynowych. Mam jeszcze sporo Lirów. Tankuję do pełna i idę płacić gotówką. Pytam czy mają kawę. Kasjer zostawia kasę i każe iść za sobą. Przechodzimy do pomieszczenia obok. Pod ścianą wielka grzałka rozjarzona do czerwoności. W środku dwóch mężczyzn z obsługi stacji. Obaj palą. Przy oknie stary telewizor kineskopowy, a w nim amerykański film sensacyjny. Gorąco. Między oknem a ścianą pałka drewniana. Pod ścianą szafa jak rozdzielnia albo inna aparatura. Naprzeciwko stare łózko wysłane kocami. Pomiędzy nimi stół z dykty, a na nim spodek ubrudzony papierosowym popiołem i popielniczka. Człowiek który mnie przyprowadził, wyciąga z metalowej szafki kawę rozpuszczalną i papierowy kubek. A chciałem kupić…
Zasiadam ze swoim kubkiem jak wszyscy na krześle, zapalam papierosa i rozmawiając na migi, przy okazji grzeję się. Mała kawa, jeden papieros. Nie chcę nadużywać gościnności. Dziękuję za poczęstunek i idę do motocykla, który cały czas stoi przy dystrybutorze. Wsuwam kluczyk do stacyjki. Zapinam wszystkie suwaki, zakładam kask, rękawice, przekręcam kluczyk, wciskam starter i… morale spada o połowę. Zamiast grzechotliwej pracy silnika słyszę jęczącą niemoc rozrusznika. Próbuję jeszcze raz i jeszcze raz. Nie odpala. Morale jednak wraca do normy. Mam dużo czasu, jestem na stacji benzynowej, jest wcześnie, nie pada. To nie pusty parking popołudniem przy serbskiej, deszczowej autostradzie. Przestawiam motocykl i idę do pomieszczenia, z którego wyszedłem. W mig chwytają o co chodzi ale ja nie chwytam wcale. Jeden każe wsiadać do swojego samochodu. Konsternacja. Zabieram GPS i kluczyki i wsiadam. Co mi pozostało



Wjeżdżamy na drogę. Za pół kilometra zawracamy na zakazie i jesteśmy na stacji benzynowej tej samej sieci. Tutaj kierowca zostawia mnie na chwilę i wraca z kablami rozruchowymi. Przecież mam. Nic nie mówił że po kable Znów ruszamy, znów zawraca za pół kilometra na zakazie i jesteśmy przy motocyklu. Wyciągam narzędzia, odkręcam osłonę silnika i podpinam przewody. Nie odpalam. Czekam w ciepłym, choć wiem, że to nic nie da… Za 10 minut idę grać o wielką grę. Odpali – pojadę. Nie odpali – muszę znaleźć elektryka i to motocyklowego.






Może to coś z ładowaniem jednak… Z lekkim napięciem znów przekręcam kluczyk i znów wduszam starter. Odpalił jak nowy! Pewnie każdy zna ten rodzaj swoistej ulgi. Rozłączam przewody, dziękuję za pomoc i odjeżdżam. Klucze do odkręcenia osłony silnika od teraz trzymam w kieszeni z tyłu kurtki. Widzę, że przydają się…
Jak już kiedyś w wspominałem, na mechanice słabo się znam, albo bardzo słabo. Skoro nie wiem co jest przyczyną tego, że akumulator słabnie, to nie będę wyłączał silnika wcale, póki będę mógł.


294 km do celu.

Granica. Kolejka na kilkanaście samochodów ale szybko się przesuwa. Zsiadam ale nie wyłączam. Grzeję dłonie od wentylatora i dopycham motor co jakiś czas.



Trzy okienka i jestem w strefie niczyjej. Zostawiam odpalony silnik i idę wymienić Liry na Euro. Teraz każdy grosz w gotówce może się przydać. Po stronie bułgarskiej krucho. Kolejka na jakieś 300 metrów. Idę do pogranicznika pogadać. No i mówię, że motor kaput i czy mogę bez kolejki. Jakby to miało jakieś znaczenie Ale miało. Od razu kazał podjechać. Ośmielony w czasie sprawdzania paszportu pytam czy zna serwis KaTeeMa w Sofii.
- Nie masz Internetu? – pyta zdziwiony.
Ano nie miałem bo i skąd? No to przerywa pracę, bierze swój wielki smartfon i wyszukuje adres, a ja robię swoim smartfonem zdjęcie jego smartfona. Takie smartfonowe selfie
Bardzo miło zaskoczył mnie ten Bułgar-pogranicznik. Już wiem gdzie poszukam hotelu. Gdzieś w pobliżu serwisu. Dziś i tak nieczynne.





Policzyłem, że jadąc oszczędnie, będę musiał tankować tuż przed końcem drogi. Pomyliłem się. W Bułgarii można jechać 140km/h i albo robisz to lewym pasem albo wleczesz się za TIRami. Wymyśliłem też, że skoro jest kłopot z ładowaniem, to kiedy akumulator padnie całkowicie, silnik też zgaśnie. To nie diesel. Wyłączam światła, nie mogę użyć grzanych manetek, nawet nie włączam kierunkowskazów.
Wiem, że to bzdura z tym ładowaniem ale coś musiałem poudawać przed samum sobą. Jadę tak sobie i przypomniał mi się film „Apollo13” Teraz jestem jego tandetną podróbką


117 km do celu.

Prędkość i silny wiatr zrobiły swoje. Żółta lampka pokazała koniec marzeń o dojechaniu na jednym zbiorniku. Mam szczęście. Przede mną stacja Shell. Przy dystrybutorze pytam człowieka z obsługi czy jest tu WiFi. No jest kiwa głową, choć pewien być nie mogę bo Bułgarzy na tak kiwają nie i odwrotnie.
Pomysł godny Napoleona szlag trafił. Jak mam zatankować nie gasząc silnika skoro muszę silnik zgasić, żeby zatankować? Prostota tego logicznego objawienia tak mnie rozbawiła, że przestałem przejmować się tym czy odpali czy nie odpali czy się przewróci, czy zaśnie. Nalałem do pełna i idę płacić. Chcąc odetchnąć od strapienia, zamawiam kawę i szukam hotelu w sieci zasiadając na kręconym, barowym stołku. Na zewnątrz robi się naprawdę zimno. Zakładam dodatkowe rękawiczki. Takie cienkie, sportowe do biegania. Dostałem je od Kaczora ostatniego dnia przed wyjazdem.


67 km do celu.

Autostrada mimo wichru nie chce tu schnąć. Dookoła las. Albo jest poniżej zera albo przemarzłem. Czuję chłód nawet na plecach. Dłonie grabieją. Nie mogę ruszać palcami. Biegi zmieniam bez użycia klamki. Szczypią palce. To znaczy, że jeszcze są.


42 km do celu.

W oddali widać ośnieżone szczyty gór. Pięknie połyskują na żółto, oświetlone chylącym się ku zachodowi słońcem, a wokół pełne zachmurzenie. Trudno oderwać wzrok od takiego widoku. Okoliczne pola przyprószone śniegiem. Ale tak jak posypuje się ciasto cukrem pudrem. Niby jest ale wszystko pod nim widać.


29 km do celu.

Mróz jest. To pewne. Mówi mi to całe ciało. Stopy zmarznięte. Nie założyłem tych cieplejszych skarpet. Wniosek. Motocyklista też człowiek. Zaczyna zamarzać począwszy od kończyn


19 km do celu.

Na poboczu leży śnieg. Wyprzedził mnie van z nartami na dachu. Wydawało mi się, że widzę płatek śniegu.


5 km do celu.

Osiem kilometrów temu zjechałem z autostrady. Jestem na peryferiach Sofii. Na peryferiach też są supermarkety. Jest ślisko. Od dłuższego czasu jak sądzę, regularnie pada tu śnieg. Minąłem samochód wyglądający jakby wyjechał przed chwilą z zaspy.


1,9 km do celu.

Muszę włączyć światła. Nie widzą mnie.


300 m do celu.

GPS poprowadził mnie najszybszą drogą. Wysuwam podmarznięte członki i szorując butami zsuwam się po lodowo-śniegowym zjeździe między zaparkowanymi samochodami. Na półsprzęgle lekko, baaardzo lekko naciskam przedni hamulec. Jak jest uślizg to tylny, odpowietrzony hamulec. Jak nie hamuję to się rozpędzam bo z górki. Więc hamuję trochę tym, trochę tym. To było najbardziej emocjonujące 300 metrów dzisiejszego dnia
Nie. Nie zrobiłem zdjęcia z ześlizgu
W sumie to odetchnąłem głębiej nawet. Nie lubię się przewracać.









Motocykl zostawiłem w blaszano-ceglamym garażu. Przebrałem się, poszedłem na spacer i na wielką pizzę. Teraz siedzę w ciepłym pokoju, popijam gorącą herbatę z metalowego kubka i czekam co będzie jutro. Za oknem regularna zima.



Dystans 559km
Średnia ruchu 89km/h
Czas ruchu 6:16h
CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 18:22   #45
golab
 
golab's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2011
Miasto: Białystok
Posty: 530
Motocykl: nie mam AT jeszcze
golab jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 6 min 28 s
Domyślnie

Napięcie rośnie !
golab jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 20:35   #46
Śwagier
 
Śwagier's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2015
Miasto: DOLNY ŚLĄSK
Posty: 126
Motocykl: nie mam jeszcze AT... jeszcze...
Śwagier jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 3 dni 23 godz 46 min 20 s
Domyślnie


relacja z górnej pułki
Śwagier jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 21:59   #47
muszel72
 
muszel72's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2018
Miasto: GDA
Posty: 2,741
Motocykl: ATAS 1000, 300 Rally, BMW r1100s, Kymco xciting 400
Przebieg: 50000
muszel72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 2 dni 1 godz 25 min 4 s
Domyślnie

Świetnie👍
W takiej pogodzie wracałem z majówki w zeszłym roku z Korsyki. Dziwnie jest mijać pługi sypiące sól
Czekamy na cd👍
muszel72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 23:13   #48
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 2 min 36 s
Domyślnie





Ulga cieplna


30 grudnia 2019

Wczoraj w jakąś grafomanię popadłem niepotrzebnie. Powinienem napisać zwięźle co i jak, zamiast produkować radosne, nikomu niepotrzebne słowotwórstwo. Dziś więc krótko. Nie, że pisać mi się nie chce. To przez ducha. Jestem w restauracji hotelowej i obsługuje mnie duch. Jest niski i pucołowaty i wygląda, jakby połknął balon meteorologiczny. Czarne włosy obcięte na pieczarkę przykrywają pucołowatą twarz dwudziestopięciolatka. Jak idzie, to nie on idzie, tylko brzucho go prowadzi. Na dodatek jest ze swojego brzucha dumny. Spytałem o serbską potrawę. Ten pokazuje w menu i zaraz potem klepie się dłońmi po podstawie brzucha. No… że na tym wychowany. To nie koniec. Każe pokazać mój Luzak.
Restauracja złotem ocieka, kelnerzy z ręcznikami na przedramieniu w tle spokojna dawna muzyka, a przy stolikach sztywno, że tylko sztućce dzwonią i ani mlaśnięcia. A tu taki wesołek. Czemu duch? Bo kiedy skręciłem papierosa i już miałem sięgać po zapalniczkę, znikąd pojawił się brzuch i wyciągnął do mnie rękę kelnera z zapaloną zapalniczką. Szybciej niż zdążyłbym pomyśleć. Do obiadu podał mi małe piwo miejscowe. Zajeczarskie. Nie wiem czy dobrze zapamiętałem. Nie upiłem dwóch łyków, a ten znikąd pojawia się i jeszcze jedno przynosi. Że to od niego. Tak więc czasu nie mam bo rozglądam się skąd wyskoczy brzucho i jakie ze sobą przyniesie tym razem zaskoczenie

Wracam do tematu.



W Sofii motocykl odpalił jakby nigdy nic mu nie było. Mimo to podjechałem do serwisu o 10:30. Pusto, głucho i ani śladu na śniegu przed wejściem. Szklane drzwi zamknięte. Nawet zadzwoniłem telefonem ale przecież nie miał kto odebrać.





Temperatura -1 pochmurnie ale stabilnie. Nie pada. Jak tylko wyjechałem z błotnistej i zszarzałem Sofii, wyszło słońce. Droga sucha, równa i czysta. Śnieg tylko na poboczu i w okolicy. I tak praktycznie całą drogę. Założyłem na siebie wszystko. Łącznie z tajną bronią czyli foliowymi rękawiczkami ze stacji benzynowej. Świetna rzecz. Jest dużo lepiej bo goretex w rękawicach głównych przestał oddychać.
Z czasem ochłodziło się do -3 stopni.
Na granicy Bułgarsko – Serbskiej duże kolejki. Przejechałem między samochodami i tu i tu. Nikt nie protestował. Przeciwnie. Niektórzy z uśmiechem zachęcali do parcia naprzód, przestawiając samochody. Celnicy tylko popatrzyli na paszport.







Że droga dobra, to jechałem zgodnie z przepisami. Czytam właśnie, że przy 130 km/h przy -2st C i wilgotności rzędu 85%, temperatura odczuwalna to -27 st. Dacie wiarę? Zatrzymywałem się na ogrzanie kości co około 100km na stacjach albo na bramkach autostradowych, żeby zapłacić. Już samo zatrzymanie się powoduje, że odczuwa się ulgę cieplną. Tak nazwałem ten stan. Ulga cieplna
Jestem na rogatkach Belgradu w hotelu z restauracją z duchem Jutro tez gdzieś pojadę.



Dystans 404km
Średnia ruchu 71.3km/h
Czas ruchu 5:39h
CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.01.2020, 23:29   #49
Cezar3
 
Cezar3's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Marynino
Posty: 543
Motocykl: NAT`18
Przebieg: rośnie
Cezar3 jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 5 dni 7 godz 17 min 14 s
Domyślnie

Zajefajnie się czyta
Powinieneś książkę sklecić.

Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
__________________
lepiej patrzeć na to, czego nie można puknąć, niż puknąć to, na co nie można patrzeć...
Cezar3 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.01.2020, 07:26   #50
CzarnyEZG
 
CzarnyEZG's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Aug 2013
Posty: 2,665
Motocykl: RD04
CzarnyEZG jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 6 dni 4 godz 11 min 38 s
Domyślnie

Łosz kurde - kapitalna wyprawa i opis
__________________
www.kolejnydzienmija.pl

2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym
2015: Veni Vidi Wypici
2016: Muflon na latającym gobelinie
2017: Garbaty Jednorożec
2018: Czarny Jaszczomp
2019: Rodzina 50ccm plus
2020: Żółwik Tuptuś
2021: Chiński Syndrom
2022: Nie lubię zapierdalać
2023: Statek bezpieczny jest w porcie,
ale nie od tego są statki
2024: Uwaga bo ja fruwam
CzarnyEZG jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Izi Meeting 2020 IZI Meeting Imprezy forum AT i zloty ogólne 60 02.01.2022 17:41
Wyrobisko 2020 24.04-26.04.2020 ŁysyDLE Imprezy forum AT i zloty ogólne 35 27.04.2020 20:41
Meta w Stambule Transglobal Przygotowania do wyjazdów 6 10.02.2012 21:49
Kebab w Stambule - 03.07.2010 do 20.07.2010 Jan van der Saar Umawianie i propozycje wyjazdów 4 13.06.2010 12:45


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:00.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.