07.02.2013, 22:33 | #41 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
Proszszsz.
Pniemy się w góry na żywioł. Szutrówka zmienia się w polną drogę, ta w dróżkę, a potem to już tylko na nos. Nawigacja gada: Zakluczenie ze sputnikami, nie ustanowlieno. No to co, jedziemy. Czasem pytamy o drogę na Song Kul napotkanych pasterzy ale to na nic. Wiedzą, ze to piękne miejsce ale nigdy tam żaden nie był, i nie wie jak tam dojechać. Pytamy więc „Jak za tą górę dojechać” Resztę słyszeliście na pierwszym filmiku. Przed wieczorem przepychamy motki przez rzeczkę która zmoczyła nam jaja. Za rzeczką robi się coraz trudniej. Kamyczki urosły do wielkości telewizora Rubin i jest ich coraz gęściej a my się pniemy. Pierwszą glebę zalicza Grzela. Kolejną Szparag, łamiąc klamkę. Mamy dość, rozbijamy obóz. Ja i Grzela rozrzucamy namioty a Paweł karimatę i kamień pod głowę. Pichcimy żarełko i kimono bo już ciemno. Nocka dość trudna. Zimno, kamieniście, „skośnie” całą noc się zsuwam w kąt. Przed Świtem budzi mnie mikro trzęsienie ziemi. Przeżywam to po raz drugi. (Nie wiem czy opisywałem pierwsze). Mało przyjemne uczucie. Rano herbatka i reanimacja klamki. Nie mamy klamki do DR-ki ale paweł ma od Afryki więc przerabia ją przy pomocy pilniczka do paznokci. Trza mieć samozaparcie. Ze smutkiem stwierdzamy, że czas nam ucieka a my kręcimy się trzeci dzień prawie w miejscu. Jest zajebiście ale czas z gumy nie jest. Przed nami jeszcze cały Kirgistan a jeszcze troszkę wierzymy, że uda nam się wjechać do Tadżykistanu. Spuszczamy się z góry i odnajdujemy właściwą ścieżkę nad Song Kul. Po południu docieramy do jeziora. Jest fantastyczne! Droga nad samo jezioro wiodła serpentynami szutrowymi i dała okazję aby się nieco wyszaleć. Samo jezioro widoczne w oddali, otoczone jest rozległym pasem bagnisk które latem, podeschnięte służą za pastwiska. Z daleka widzimy kilkanaście jurt pasterskich i wiele stad pasących się na żyznych łąkach. Cały ten obszar otoczony jest pasmem poszarpanych górskich szczytów. Ruszamy w stronę jeziora, mijamy jurty i gnamy na strzałę w stronę wody. Trawa robi się coraz gęstsza, pojawiają się spore kępy i bez ostrzeżenia lecę przez kierownicę. W chwili gdy ja twarz pakuję w kępę trawy, Szparag bez schodzenia z motocykla sprawdza łożyska kiwaczki w moim rumaku. Wjechaliśmy w pas wyschniętych bagien, Pomiędzy kępami są niewidoczne, półmetrowe doły. W taki właśnie wpadłem. Robimy pauzę na kontemplację, potem odbijamy nieco od jeziora i walimy wokoło. Gdy słońce chyli się już ku zachodowi znajdujemy jurtę w której bierzemy nocleg i żarełko.
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
07.02.2013, 22:54 | #42 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 49 min 27 s
|
Kurde!
|
08.02.2013, 14:42 | #43 |
Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: RLU
Posty: 959
Motocykl: RD04
Przebieg: niski;)
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 23 godz 45 min 5 s
|
Piknie tam.
|
08.02.2013, 21:40 | #44 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
W ciepełku jurty spało się mega komfortowo. Rankiem znów ruszamy na szlak. Celem jest Jalal Abad. Przed nami piękna, równa, szeroka
szutrówka wzdłuż jeziora i dalej przez góry. Co tu dużo mówić, zapierdalamy. Ja jadę pierwszy. Pogoda fantastyczna, szuter gładki, aż się prosi aby odkręcić. Wylatuję na niewielkie wzniesienie, ptrzę a tu kurna BRAK DROGI. Woda spływająca z gór zabrała drogę. Przede mną jest nagłe obniżenie w poprzek drogi, szerokie na kilka metrów. No, nagłe to ono jest przy 100km/h, przy 15-20 można przejechać nawet samochodem. Na hamowanie już czasu nie było, jedyne co mogłem zrobić, to dodać gazu. Przeżyłem i nawet się nie przewróciłem. Jadący za mną Szparag widział co się dzieje i zwolnił ale śmiał się przez kolejne 15 minut. Do Jalala Bad jest kawałek drogi, ale jakiej drogi. Na którymś rozjeździe wybieramy wybieramy dłóższą ale chyba ciekawszą ściezkę. (Tą drugą też trzeba będzie kiedyś przejechać.) No widzieliście cząstkę tego, co cieszyło nasze oczy. Drogi ubywało ale Grzela jakoś zgłodniał. Zgłodniał to zatrzymalim się, aby kolega się posilił. Ja ze Szparagiem relaksik i kupka, a Grzela zupka. Zemsta Faraona, nie kazała na siebie długo czekać.
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
08.02.2013, 23:32 | #45 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 14 godz 55 min 25 s
|
A niech to suchy pies ściśnie i zimny piorun stuknie, to je to.
|
09.02.2013, 00:54 | #47 |
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
09.02.2013, 17:51 | #48 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
Droga daleka + piękne widoki = spore opóźnienie.
Jak Wspominałem, naszym celem na dziś jest Jalala Bad. W górach łapie nas noc i mocno zwalniamy tempo. Zatrzymujemy się pod jakimś sklepem ze 40km przed miastem na zakupy i wykonujemy SMS-a do przyjaciela, w sprawie lokalizacji jakiegoś lokum. Przychodzi odpowiedź: - Szukajcie w Jalala Bad księdza Krzysztofa. No to fajnie. Trzeba znaleźć kościół. Wracam do sklepu i pytam sprzedawcy, czy wie gdzie jest w Jalala Bad kościół, pokazując paluchami krzyż. Sprzedawca mówi, że nie wie, bo on jest z tych. Tu łapie się za uszy i wali pokłony prawie uderzając czołem w ladę. Po chwili obaj wybuchamy śmiechem. Jedziemy, w Jalala Bad jesteśmy przed północą. Krążymy po mieście które tętni życiem w poszukiwaniu kościoła. Znajdujemy kościół ale prawosławny i od dawna nieczynny, jeśli można tak to ująć. Jest koło pierwszej darujemy sobie księdza i ruszamy w poszukiwaniu jakiegokolwiek łóżka. Grzela znajduje po chwili. Na środku głównej ulicy, nad drzwiami budynku przypominającego nasz komunistyczny hotel robotniczy, wisi dumnie napis: GASTINICA. Grzela robi rekonesans i już wiemy. Są wolne pokoje, cena przystępna. Bierzemy. Parkingu niet ale mila Pani pozwala wjechać na recepcję gdzie będzie całą noc kiblować. Do drzwi prowadzi z dziesięć schodów lecz mamy przeca motocykle ędurro. Szparag pierwszy odkręca i na pełnym gazie wjeżdża pod samą ladę. Po krótkiej chwili wszystkie trzy mustangi prężą się w recepcji. Podchodzimy do Pani a ta zadaje nieco dziwne, jak na okoliczności pytanie: - Czy jesteśmy pewni, że chcemy tu spać? - Tak kurna, jest po pierwszej a my jesteśmy lekko wykończeni. Płacimy i dostajemy trzy klucze. Jakieś śmieszne. Takie małe jak do kłódki walizkowej. Bierzemy i kierujemy się na pięterko. Pokonujemy ciemne, kręte, schody i wychodzimy na długi korytarz. Tu wali już komuną na całego. Obskurne ściany poprzetykane są z lewej i prawej drzwiami wątpliwej urody. Odnajdujemy swoje drzwi. Są zamknięte na skobel i kłódkę. Jak drzwi od chlewika. Z drugiej strony korytarza skrzypnęły drzwi i wysunęła się z nich bardzo młoda i ładna niewiasta chińskiej urody. Z torebką w jednej i butelką plastikową w drugiej ręce kieruje się (chyba) w stronę toalety. Uśmiech – uśmiech i znika. Otwieramy kłódkę, lekkie pchnięcie drzwi i otwierają się z głuchym jękiem obnażając wnętrze naszego lokum. Pokój jest duży, przestronny a całe umeblowanie stanowi duże łoże małżeńskie, stojące na środku dłuższej ściany. Resztę umeblowania stanowi rząd gwoździ wbity w drzwi od strony wewnętrznej. Te gwoździe to pewnie jest garderoba. Korytarzem przemyka kolejna urodziwa dziewoja. Kurwa! (w tym mejscu to właściwe słowo) Jesteśmy w burdelu! Domu uciech! Otwieramy kolejne pokoje i wszystkie są identyczne. Trzeba wyskoczyć po jakieś piwko lub inny zobojętniacz warunków. Na misję zakupową ruszą Grzela i Szparag. Ja mam chęć się wykąpać. Zrzucamy graty. Grzela na środku podłogi zostawia kask, gasi światło i wychodzą. Ja (po zamknięciu kłódki) zabieram ręcznik, przybory toaletowe i idę szukać łazienki. Już w połowie korytarza mój węch potwierdził, że idę we właściwym kierunku. Z każdym krokiem coraz mniej pragnę kąpieli. Są drzwi. Toaleta koedukacyjna ale panienki już gdzieś wsiąkły. Dotarłem do źródła zapachu. Rozglądam się. Dziura w podłodze wiadomego przeznaczenia, obok ze ściany wystaje kawałek rury. To prysznic, pod którym za nic bym nie stanął. Na drugiej ścianie jest umywalka ale mydła bym na niej nie położył. OK. Już wiem. Dziś będzie dzień dziecka. Zresztą po co się myć skoro jutro znów się pobrudzę. No dobra. Zraszam ręce i twarz. To wystarczy, i tak ryzyko było duże. Wychodzę na korytarz i kieruje się w stronę pokoju. Z drugiego końca zmierza w moją stronę Chińczyk. Ubrany jest w klapki i slipki, które już dawno zapomniały, że była w nich gumka. Spod slipek radośnie wygląda gęsta czupryna. Kolo wali centralnie do mnie i z uśmiechem na twarzy zagaduje. - Cześć, ja Kola, jak masz na imię? - Artur. Odpowiadam, szukając wzrokiem drogi ewentualnej ewakuacji. - Jak Ci się podoba Twój pokój? U mnie jest wypas. Jak chcesz możesz do mnie się przenieść. - No nie, dziękuję ale jestem zmęczony, zresztą nie jestem sam. Kąciki jego ust wędrują ku górze, a ja już wiem, że ten uśmieszek wcale mi się nie podoba. Bardzo uprzejmie i szybciutko żegnam mojego nowego „przyjaciela” i spierdzielam do swojego pokoju. Nie wiedziałem, że w butach crossowych można tak szybko chodzić. Zamykam się na cztery spusty, a właściwie na mały suwak i haczyk. Mój pokój, moja oaza, mój bezpieczny azyl. Jaki on teraz piękny. Dżisus. Miałem branie! W dodatku byłem brany przez krótkiego Chińczyka w majtkach bez gumki. Jak ja to opowiem w domu. Czemu to chociaż nie była „Ona” tylko „On” i to taki. Po chwili wracają z zakupów Grzela i Szparag. Wychodzę i otwieramy pokój Grzeli. Coś jednak nie jest tak jak przed chwilą. Kask zostawiony na podłodze zdaje się, żyć własnym życiem. Jakby chciał wyjść z mrocznego pokoju. Zapalamy światło a spod kasku ewakuują się dziesiątki karaluchów. OK. Dziękujemy, idziemy do pokoju Szparaga. Tu wszystko jest tak jak zostawiliśmy. Otwieramy winko, a ja już chyba mam dość butów krosowych. Na boso się nie odważę a klapki są na dole przy motocyklu. -Idę po klapki. I ruszam. Najpierw korytarz, klatka schodowa. Im niżej, tym ciemniej. Na dole, wprost schodów jest pomieszczenie, puste, bez drzwi, z dużym oknem wychodzącym na ulicę. Zaglądam do środka ale jest za ciemno, nie wiele widać. Zapalam latarkę. Jej światło pada bezpośrednio na twarz kobiety śpiącej na betonowej posadzce i przykrytej jakąś derką. - Spierdalaj. Warknęła. Tak naprawdę nie wiem co powiedziała ale w wolnym tłumaczeniu było to na pewno spierdalaj. Światło latarki zgasło zanim zdążyłem dotknąć wyłącznika. Powoli wycofałem się i za moment już w klapeczkach degustowaliśmy wino marki Wino. Nie ma szans, nie śpimy tu! Przebidujemy do rana i spadamy. - Jak chcecie. Ja idę się przespać. Padam z nóg. Jutro mamy kawał drogi. Oświadcza stanowczo Grzela. Szparag przeciągną wzrokiem po naszym przyjacielu i rzekł: - W takim razie Grzela, KARALUCHY POD PODUCHY. Umarłem ze śmiechu. To się nazywa dobrać tekst do miejsca i czasu. Karaluchy pod poduchy. Ze Szparagiem poszliśmy w miasto, sprawdzić czy inne wina są równie wyborne. Nocnych sklepów nie brakowało. Na męskich rozmowach w mieście troszkę nam zeszło i do hotelu dotarliśmy gdzieś 6-7 nad ranem. Grzela jeszcze spał. Zaleliśmy na chwilę na wyrku, aby dać nieco luzu zmęczonym kończynom. - Trzeba obudzić Grze... Resztę usłyszał tylko Morfeusz który wyrwał mnie z rzeczywistości. O godzinie 10 rano zameldowaliśmy się przy motocyklach. Powitała nas uśmiechem pani recepcjonistka i pani trafiona światłem mojej latarki. Krótkie pożegnanie i jazda, walimy dalej, na południe. Ale o tem, potem. Na koniec filmik. Oglądać tylko z dźwiękiem !
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] Ostatnio edytowane przez Cynciu : 09.02.2013 o 23:33 |
09.02.2013, 18:31 | #49 |
wolny strzelec
|
Cynciu-tu nic nie ma.Filmik wcielo.Zadzialaj jeszcze raz zeby stal sie cud.
A mam jedno pytanie:-skad wiedzieliscie gdzie mozna zatankowac benzyne?To bylo planowane czy takie sporadyczne tankowanie?
__________________
Bo do niektorych rzeczy trzeba dorosnac,a do innych jest sie juz po prostu za starym. |
09.02.2013, 18:52 | #50 | |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
Cytat:
Wszystko było spontaniczne. Wjeżdżasz do wioski i pytasz gdzie można kupić benzynę. Pokazują lub prowadzą cię do właściwego miejsca. W każdej wsi w górach jest ktoś, kto handlije paliwem. Czasem na płocie jest reklama - napis
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Kirgistan -Küngej Ałatau | magyar | Przygotowania do wyjazdów | 2 | 02.06.2014 08:24 |
Kirgistan-Uzbekistan | kajman | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 20.03.2014 08:39 |
Kirgistan | Adam | Kwestie różne, ale podróżne. | 81 | 22.03.2009 00:12 |