02.10.2013, 11:14 | #41 |
Ja wiem, jestem wstręty - tylko pstrykam te fotki i pstrykam Ale byłeś Barwin dzielny i bardziej fotogeniczny niż ja Dziś wieczorem cd relacji.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
02.10.2013, 22:04 | #42 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 9, niedziela
Kukes > Vore > Durres > Gjirokastra > Sarande > Ksamil Zapowiada się najnudniejszy dzień z naszej podróży po Albanii. Jednym skokiem chcemy polecieć jak najdalej na południe kraju, sami nie wiemy jak daleko damy radę. Po porannym pływaniu w jeziorze i rytualnym śniadanku, ruszamy na autostradę. To jedyna tego typu droga w Albanii, oddana do użytku kilka lat temu, głównie dlatego by ożywić kontakty z Kosowem. Gdzieś w tle tli się oczywiście koncepcja "Wielkiej Albanii", bo Kosowo jest zamieszkane w 90% przez Albańczyków. Kiedyś te dwa organizmy połączą się, przy okazji zgrzytania zębami Serbów i Rosji z jednej strony i Greków z drugiej. Jak to zwykle bywa w tym regionie, znowu poleje się krew cywilów, jedni będą mordować drugich, wzajemnie oskarżając się o rozpoczęcie konfliktu. Wniosek dla nas jest jeden i dosyć trywialny: podróżujmy teraz wszędzie gdzie się da, bo nie wszędzie się kiedyś da Lecimy autostradą (bezpłatną) na południowy zachód w stronę wybrzeża. Ruch niewielki, wszyscy jadą raczej wolno jak na nasze autostradowe standardy. O ile można powiedzieć, że Albańczycy zapierniczają za szybko starymi gratami po kiepskich drogach, to te same graty na autostradzie czują się wyraźnie obco. Mało co leci powyżej 110 km/h. Droga ładna, wokół górki, jakieś tunele, ogólnie cacy. Kilkadziesiąt km przed wybrzeżem highway się kończy i cały ruch zostaje wtłoczony na jeden pas ruchu. Wolno, korek, trochę poboczem, trochę pod prąd przeciskamy się w upale do przodu po ukochanej SH1. Wokoło pola, domy - nie ma na czym zawiesić wzroku. Dopiero w miejscowości Fushe-Kruje odbijamy na zachód na SH52 by w ten sposób ominąć Tiranę i dostać się do SH2 łączącą stolicę z portem w Durres. Na SH2 duży ruch, niby dwa pasy ale mijamy jakieś zwężenia, korki, ciasno i upał (38-39) dają w kość. Nie zatrzymujemy się, szkoda nam czasu na fotki. Jedyną atrakcją jest gęstniejąca oferta TIRówek, nie skorzystaliśmy. W Durres przebijamy się przez korek. Cholerny GS z kuframi ma szerokość Maryli Rodowicz (Marylka, sorry), Afryka z Rogalem mogłaby iść w korku 60 km między autami, czekam na Barwina mimo, że pot leje mi się prosto z dupska w skarpety.
Jakimś cudem wyjeżdżamy z Durres, pełno tu betonowych hoteli przy samej drodze, kurz, ruch, zgiełk - jak dla mnie - piekło. Gnamy SH4 na południe ile wlezie, w końcu pusty brzuch mówi dość - zatrzymujemy się w dużym zajeździe przy stacji benzynowej. Dobre żarcie, cień - robimy postój na prawie godzinę.
Standardowa temperatura to 38 stopni....
"Zupełnie przez przypadek", tak prowadzę trasę by zahaczyć o Gjirokastra, stare osmańskie miasteczko położone na zboczu wzgórza u stóp twierdzy. Warto się tu zatrzymać, bo wpis na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO nie odbył się zupełnie bezpodstawnie.
Parkujemy przy twierdzy, obok ekipy 4x4 z Czech, płacimy symbolicznie za bilet, zostawiamy bileterce buzery + kaski i chowamy się w chłodnych murach. Barwin lekko zgrzyta zębami na kolejny zabytek, ale grzecznie tłumaczę, że dzień bez foty to dzień stracony - fota musi być i basta. Kiwa smętnie głową i rusza za mną, ale trzymam się w bezpiecznej odległości od niego Wewnątrz twierdzy jest sporo gratów dla wielbicieli armat i innego wojskowego żelastwa. Z murów można za to napatrzeć się do woli na piękną okolicę.
Są też dowody na złych imperialistów z hameryki, co to śledzili "dobrego wujaszka" Envera Hodżę
Upał przepędził nas otwartego dziedzińca, wróciliśmy do ekspozycji armat.
Wyjeżdżając z twierdzy robimy jeszcze parę fotek zabytkowych uliczek i gubimy się w nich oczywiście. Powtarza się zabawa z Sarajewa: za każdym kolejnym zakrętem jest węziej i węziej - miejscami jest na styk dla GSa, Rogal rulez !
Jedziemy jeszcze kilkanaście km na południe by potem odbić w prawo na SH78 w stronę Sarandy. Wyjeżdżamy z szerokiej doliny i powoli pniemy się przez niewysokie góry. Saranda to typowy kurort - szklane hotele, plaża i port. Jednym z nielicznych zabytków jest kupka gruzu w centrum.
Nie chcemy kimać w hotelu, ktoś polecił nam kemping w Ksamilu, małej miejscowości na południe. No to jedziemy. Po drodze mijamy przepiękną zatokę Butrintit.
Ksamil może nie wygląda spektakularnie, ale jest dużo mniejszy niż Saranda. Jeden kemp jest przy samej drodze przy plaży, my szukamy czegoś bardziej ustronnego. Trochę kluczymy po uliczkach, znajdujemy drugi kemp.
Czysto, ładnie i jest w miarę dobre dojście do plaży. W nagrodę pijemy po zimnym piwie. Kto spędził kilkanaście godzin w upale 38 stopni ten wie jak smakuje zimne piwo
Idziemy jeszcze na małe pływanie.... o ile piwo jest nagrodą dla gardła, to dla dupencji nagrodą są morskie fale
Kemping jest super czysty i świetnie zorganizowany, jest miejsce tylko dla kilku kamperów i namiotów, można też wynająć pokój w pawilonie. Dostęp do wody, zlewu i kibelków - super.
Nie, to nie jest kibelek w moim domu - tak wygląda ubikacja na kempingu w Albanii. Papier toaletowy był w misie - żeby dzieciom było fajniej - aż szkoda było używać.
Kemping ma jeszcze jedną wielką zaletę: gospodarz przez kilka lat pracował w Grecji (albo we Włoszech - nie pamiętam) w serwisie Yamahy. Mówi dobrze po angielski i jest bardzo pomocny. Sprawnie poskładał szybę do GS w stylu Rajli - wytrzymała całą trasę powrotną. Grosza nie chciał za to od nas żadnego.
Wieczorem idziemy na kolację do knajpy nad morzem. Wcinamy coś na ciepło, ale małe meszki gryzą nas i zwiewamy na kemp. Parkujemy z zimnym piwem przy namiocie, delektujemy się ciszą i niebem. To był długi dzień, nudny ale z miłym zakończeniem. Przelot dnia: 413 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 02.10.2013 o 23:25 |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
02.10.2013, 22:58 | #43 |
Dzięki, dzięki.
Fajnie się czyta. |
|
04.10.2013, 22:56 | #44 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 10, poniedziałek
Butrintit > Saranda > Vlore > Fier > Lushnje > Durres > Lezhe > Shkoder > Ulcin Dziś jest najsmutniejszy dzień wyjazdu, od teraz będziemy już tylko w drodze powrotnej. Niby jeszcze kilka dni jazdy przed nami, ale codziennie rano budząc się czuję gorzki smak rozczarowania: "to już koniec, tak szybko, ja nie chcę". Gdy jadę jestem szczęśliwy, gdy wracam dopada mnie smutek - tak mam i już. Na dziś zaplanowaliśmy przeskok przez całą Albanię i nocleg w Czarnogórze. Umówiliśmy się na dziś z Tomkiem z ekipy "kamperowców-DLowców" na wspólny powrót chociaż przez kawałek trasy. Zwijamy rano bambetle, żegnamy się z gospodarzami kempu i ruszamy... ale przez moment jeszcze na południe - byle dalej od domu Namówiłem Barwina by na "chwilunie" zajrzeć do muzeum w Butrintit, w którym są świetnie zachowane ruiny z okresu rzymskiego. Jedziemy parę km na południe od Ksamiliu, właściwie pod samą granicę z Grecją. Zostawiam Barwina na ławce w cieniu, sam biegnę do kasy i lecę pstryknąć parę(setek) fotek. Tuż przy wejściu do kompleksu jest słynna przeprawa promowa, jeśli ktoś oglądał odcinek Top Geara z Albanii ten wie o czym mówię
Wpadam na teren muzeum, najpierw idę aleją wzdłuż drzew...
... które są nośnikami wszelkich komunikatów, pewnie głównie w stylu "Kocham Jolkę".
Jest sporo zabytkowego gruzu, czasem nawet uformowanego....
....w kształt amfiteatru.
Jest też łaźnia i kilka innych zabytków. Generalnie - jak ktoś lubi kamienie (ja lubię) to warto tu zajrzeć na 2-3 godziny. Spacer wśród drzew nie męczy, pod warunkiem że nie biega się z aparatem w motocyklowych ciuchach mając przed oczami wizje Barwina, który umiera w słońcu przy wejściu.
Dobra, starczy tego gruzu. Widoki wokoło są piękne, niestety czas goni a temperatura rośnie. Kończymy sesje foto, żegnamy się z południem Albanii i ruszamy na północ.
Mijamy Sarande i wpinamy się w drogę SH8, która biegnie cały czas wzdłuż wybrzeża na północ aż do Vlory. Widoki piękne, mało krzaków, ciepło, dosyć dobry asfalt i mały ruch - jest pięknie. Po drodze mijamy bazę łodzi podwodnych - ponoć można zwiedzać.
Mijamy wsie i wioseczki, wszystkie mniejsze i bardziej przytulne od Sarandy. Gdybym miał szukać miejscówki dla rodziny na wakacje, to właśnie gdzieś w tych okolicach.
W okolicach Orikum droga odbija od brzegu i wspina się po wzgórzach, widoki i zapach piniowców - piękne.
Wśród zalesionych wzgórz rozrzucone są małe knajpki i hotele - to idealne miejsce na popas - jest cień i lekka bryza. My jedziemy dalej, ale w końcu i nas dopada głód. Zatrzymujemy się w małej wiosce tuż nad brzegiem morza. Przy okazji strzelam Barwinowi fotę z warzywnym napletkiem na głowie - będzie miał co wrzucić na fejsbukowy profil ;O)
Przedmieścia Vlory to znowu architektura w stylu bałkańskiego Miami Vice z kontenerami na śmieci w pierwszym planie. Głośno, brudno i tłoczno.
Mijamy bez żalu Vlore i odbijamy od lądu, trasa wiedzie terenami rolniczymi (SH4, potem SH1) wzdłuż morza, ale bez szans na ładne widoki. Teren jest płaski, nudny i nic się nie dzieje. Durres udaje się nam minąć bez korków. W Szkodrze robię jeszcze w czasie jazdy zdjęcie twierdzy - niestety nie był mi dane do niej zajrzeć. Robi się późno a Tomek czeka po drugiej stronie granicy.
Jedziemy przez rolnicze tereny, pola i pola. Na granicy z Czarnogórą wydajemy ostatnie albańskie talary - Tomek prosił o jakieś naklejki.
Do Ulcija docieramy za widoku. Spore miasto, dzwonimy do Tomka. Przyjeżdża po nas na stację benzynową, inaczej byśmy szukali się do dziś. Tomek wynajął pokój w małym hoteliku w samym centrum, mamy nawet do dyspozycji garaż. Wtłaczamy tam trzy motongi, zanosimy graty na górę, prysznic i idziemy zobaczyć miasto by night.
Tłumy ludzi, głośno i kolorowo. Wciągamy po jakimś kebabie i lansujemy się na bulwarze - jakoś tak dziwnie - bez motonga, w szortach i klapkach
Urywam się z aparatem chłopakom i pełznę po małych uliczkach - cisza, pusto
Po północy docieramy do hotelu, nawet nie bardzo pijani. Klima nie działa, gorąco, otwieramy okno i śpimy bez przykrycia. Po stokroć wolę spanie w namiocie, hotel - niezależnie czy obskurny czy luksusowy nie ma dla mnie wartości. Męczę się, zmęczenie pomaga zasnąć. Przelot dnia: 420 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
06.10.2013, 00:18 | #45 |
Dziękuje
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743 Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin...... |
|
06.10.2013, 12:21 | #46 |
22.10.2006, DTN :)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kąty Wrocławskie
Posty: 3,778
Motocykl: RD07
Przebieg: IIszlif
Galeria: Zdjęcia
Online: 7 miesiące 3 tygodni 2 dni 15 godz 53 min 10 s
|
Znaczy, że bazę można już oficjalnie zwiedzać? Bo mmy zwiedzalismy jeszcze "trochę mniej oficjalnie"
__________________
Real adventure starts where road ends... -AT RD07 Big Bore 'Troll Bagnisty, ziejący ogniem z regulatora Diabeł Pustynny' http://www.youtube.com/user/Miszapoland |
06.10.2013, 19:23 | #47 |
Pewności 100% nie mam, ale przy nabrzeżu stały cywilne auta, cumowały łódki - pewnie da się wejść bez ryzyka dostania ołowianej kulki
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
06.10.2013, 20:41 | #48 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 11, wtorek
Ulcinj > Bar > Budva > Kotor > Dubrovnik > Slano Pobudka w naszym "apartamencie" jest równie romantyczna jak pobudka w więziennej celi. Trzech spoconych kolesi, bajzel na kojach, na podłodze walają się wyprawowe graty. Dojście do łazienki wymaga zwinności baletnicy i gibkości wiewiórki. Jeden nieuważny krok i można wpaść na kufer albo jakieś żelastwo.
Widok z okna rekompensuje nam ciasnotę, wielkomiejski tłok - tego nam brakowało
Ulcinj za dnia traci trochę wieczornego uroku. Leziemy głównym deptakiem w poszukiwaniu jakiegoś żarcia na śniadanie.
Jemy jakiegoś hambuksa na śniadanie, popijamy zimną colą - na parę godzin musi wystarczyć. Mieszkanie w hotelu ma ten minus, że trudno odpalić benzynowy palnik po środku pokoju nie powodując pożaru całego budynku. Wracamy do hotelu, pakujemy cierpliwie graty i znosimy z drugiego piętra do garażu. Zbyt ciasno by spakować się w środku, wyciągamy motongi na uliczkę i juczymy.
Wyjeżdżamy z miasta, lecimy jedyną drogą na północ (E851) wzdłuż wybrzeża. Zakręty, widoczki, umiarkowany ruch. Bez zatrzymania mijamy Bar i Budvę. W obu jest sporo do zwiedzania, ale wszystkiego nie mamy szans zobaczyć. Na dziś celem jest zwiedzania Kotoru i Dubrovnika - inne miejsca muszą poczekać. Tankujemy gdzieś po drodze, przy okazji cyka fotkę Tomkowej DL w wersji kamperskiej. Jestem pełen podziwu, że ten motong to wytrzymuje bez marudzenia. Ilość bagaży jest odwrotnie proporcjonalna do doświadczenia - można zabrać połowę tych gratów i mieć większy fun z wycieczki.
Lecimy dalej, tylko na małą sekundę zatrzymuję się by zrobić zdjęcie Świętego Stefana. To bardzo fajna osada z unikalną siatką ulic i starą zabudową.
Docieramy do Kotoru. Tomek już tu był, Barwin woli odpocząć w cieniu. Zrzucam buzer, łapię aparat i biegnę zrobić zdjęcia w trybie turbo, ale i tak znikam na 40 minut.
Mógłbym włóczyć się w takich miasteczkach godzinami, najchętniej wieczorem ze statywem i dużą lustrzanką. Dziś to niestety jest wyścig z czasem - cykam te fotki mocno bezmyślnie. Pakujemy się na motongi i wyjeżdżamy z Kotoru tym samym tunelem (Tunel Vrmac) którym przyjechaliśmy - długim i smrodliwym. Jedziemy szosą wzdłuż wybrzeża, ale zamiast wjechać na prom, jak ostatni idioci jedziemy dalej.
Zanim się zorientowałem, lecimy drogą E65 wzdłuż całej zatoki Kotorskiej. Małe urokliwe drogi prowadzą nas ponownie do Kotoru. Nadkładamy 70 km, widok piękne ale pętla nieco bezsensu.
Ostatni rzut oka na zatokę Kotorską i wracamy na właściwą trasę (E65) w stronę Herceg-Novi.
Bez przeszkód mijamy granicę, drogi w Chorwacji sprawiają wrażenie nieco lepiej oznakowanych i w lepszym stanie, ale różnica nie jest jakaś dramatycznie widoczna. Dojeżdżamy do Dubrovnika, gęsto od autokarów i samochodów, szukamy miejscówki, dopiero na drugim parkingu znajdujemy jakieś wolne szpary. Mury miejskie robią imponujące wrażenie, obleganie takiego miasta musiało być wyjątkowo frustrujące.
Pakujemy motongi na specjalnym parkingu dla dwukołowców. Jest tak ciasno, że musimy nieco poprzestawiać inne motongi by wstawić bemę z kuframi. Po raz kolejny 1:0 dla Rogala. Zrzucamy grube ciuchy i wszyscy idziemy zwiedzać Dubrovnik.
Tłum turystów, kręcą się pod nogami jak mrówki w mrowisku. Trochę odwykliśmy aż od takiej ciżby. Ceny w knajpach już mocno europejskie - nawet aż za bardzo. Szukamy bankomatu, w małym sklepie kupujemy jogurty i banany - to dziś nasz obiad.
Wystarczy jednak odejść od głównego deptaku i można znaleźć miejsca gdzie toczy się normalne życie. Ktoś coś gotuje, ktoś suszy ciuchy - mimo turystów ttrzeba żyć. Wolę takie obrazki niż wersję pocztówkową dla turystów. Czy łatwo jest tu żyć - chyba nie. Wszędzie schody, wszystko trzeba wnieść i znieść.
Idę wzdłuż murów miejskich. Niestety zgapiłem się by na nie wejść, a można to zrobić tylko przy samym wejściu i to płacąc jakąś zupełnie niesymboliczną kwotę.
Nie, to nie Alcatraz - to szkolne boisko w Dubrovniku. Mają dzieciaki niezły widok
Wyjeżdzamy z Dubrovnika, jedziemy nieśpiesznie na północ. Coś dla ekstremalnie starych i bogatych turystów - transport statkiem
W małym miasteczku Slano znajdujemy fajny kemping. Obok nas stoi kilka namiotów Czechów, którzy także wracają na Afrykach z Albanii. Zrobili ponad 1500 km szutrami - podziwiam i zazdroszczę.
Wieczorne zakupy, idziemy jeszcze trochę popływać zanim słońce zrobi pa,pa.
Barwin bawi się jakimś małym robalem, wie wiem czy chce go jeść na surowo, smażyć czy po prostu szuka przyjaciela Ja cieszę się letnim piwem mocząc dupsko w wodzie. Dużo dziś nie ujechaliśmy, ale co napstrykałem fotek to moje
Przebieg dnia: 262 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
07.10.2013, 14:33 | #49 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wawa
Posty: 397
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 dzień 18 godz 5 min 59 s
|
Sie czyta sie! Zeby nie bylo watpliwosci.
__________________
Pzdr Gawron 'Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie.' A. Stasiuk |
07.10.2013, 21:40 | #50 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Gdańsk
Posty: 49
Motocykl: KTM 950 ADV
Online: 2 dni 5 godz 53 min 21 s
|
Nie żebym liczył ale w pojedynku ROGAL VS KUFRY na moje wyszło już 3:1
PKT ROGALA: 1 pkt nie jesteś tak szeroki 2 pkt jedziesz w teren i nogi masz wszystkie a motorem tak nie buja 3 pkt nie jest ciężki jak kufry ze stelażem PKT KUFRÓW 1 pkt pakujesz się jak chcesz i nie musisz myśleć dzień wcześniej co na jutro potrzeba i użerać się jak czegoś zapomnisz :P lub prosić kolegi by coś schował. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Daj mi ten kamień i daj mi ten kamień, czyli jak w maju 2013 byłem w Albanii. | Pils | Trochę dalej | 29 | 25.04.2017 13:52 |
12-15.09.2013 Rumun przez UA/HU/SK asfaltem | giennios | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 02.09.2013 16:18 |
Dominator mały i duży | Pavlo | Inne - dyskusja ogólna | 4 | 29.02.2012 19:30 |
36h w Albanii [2011] | Neno | Trochę dalej | 18 | 30.11.2011 15:21 |