|
Przygotowania do wyjazdów Jak zdobyć wizę? Jaka kuchenka? Brać materac i namiot? Gdzie są ciekawe miejsca? Jakie kufry wybrać do USA? Czy Anakee założyć odwrotnie? Co to CPD? Odpowiedzi znajdziesz w tym dziale. |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
06.03.2009, 15:40 | #41 | |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Cytat:
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
|
06.03.2009, 16:00 | #42 | |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 9 godz 33 min 0
|
Cytat:
-Jeśli ktoś lubi klasyk ukraiński to polecam hotel "Ukraina" z kobietami instytucjami czyli etażowymi. -W samym Kamieńcu polecam spacer dnem wąwozu: - ormiańskie chatki, polskie bramy obronne itp. k2.jpg k1.jpg - Przy katedrze polskiej (ta z minaretem) Ciekawy nagrobek z napisem "cholera umarła" - ogólnie polecam zapuszenie się w Kamienieckie zakamarki. - Z okolic to baaardzo polecam Bakotę. Jest to rozwidlenie Dniestru. Step, step, nagle przepaść gdzie w skale wykute są kaplice i mieszkanka mnichów. k3.jpg - Satanów - Okopy Świętej Trójcy z ruinami kościoła w którym rozgrywa się ostatnia scena Nie Boskiej komedii. Oraz Z babcią której ojciec pochodził z...Myślenic (ma nawet przedwojenne zdjęcie kościoła myślenickiego) - klasyki jak Chocim i tym podobne ale to oczywiste. Więcej grzechów nie pamiętam. Ogólnie piękny region. |
|
06.03.2009, 16:29 | #43 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Garwolin
Posty: 1,638
Motocykl: RD07A
Galeria: Zdjęcia
Online: 6 miesiące 1 tydzień 5 dni 5 godz 20 min 0
|
Od siebie w tym temacie dodam coś dla jadących na Ukrainę po raz pierwszy.
W skrócie - zdecydowanie zalecam obniżyć swoje wymagania, bo satysfakcja jest z tego, co można dostać, a nie z tego, co chce się dostać. Piwo bywa ciepłe, obsługa powolna, a komary agresywne.. |
06.03.2009, 17:16 | #44 | |
Witam
Cytat:
Co do skrobania to nie wiem czy to akurat ciekawe i czy da się wkleić ale UWAGA próbuje: BUM i jest: ..."Pewien francuski historyk napisał kiedyś że najtrudniejszym momentem w każdej podróży jest wstać i wyjść z domu. Takoż i my w końcu nie-lipcowym sobotnim popołudniem pakujemy się i wióra pod granicę. Rano mała kolejka i już Ukraina. Głodni (jedyny bufet w Krościenku otwierają o 10.00) w strasznym upale wbijamy się teren. Miejscami jakieś błoto na plecach i w butach chłodzi przyjemnie. Za pierwszym rozbebranym większym rozlewiskiem zaczyna się droga, a na niej pełgot boxer z gostkiem pilnie studiującym mapę identyczna jak moja. Kreska na mapie mówi jasno: droha je. Pewno oczy kłamią: dorohy ni ma. Tak to jest z tymi kreskami na mapie. Jadąc po wyklikanych na skanach routach wpuszczamy się w jeżyny na tyle, że pół dnia tracimy na pokonanie kolejnych 30 km. Fakt trochę leżymy pod porzuconą bacówką patrząc na północ. Ściemnia się gdy dobijamy asfaltem do Niżnych Worot. Lokalni motocykliści lansują wydumki na zaprawce. Pozdrawiamy towarzystwo, ale oni jakoś tak na dystans, jeden tylko z daleka robi fotkę telefonem. Ech, gdzie te czasy, gdy człek podziwiany był wszędzie jak jaka Ałła Pugaczowa?. Tankowanie, 40-ste pompowanie dziurawej dętki i już, już walimy na browara do Wołowca. Sączymy właśnie pierwszy dzban gdy w latarni migają mi 2 pomarańczowe endurki. Z kuflem wypełzam z ogródka pod sklep. Tiiiaa... .Nie każdy orandż to KTM, nie każda zajebiście wielka blacha jest niemiecka. Umawiamy się na kolacje s strojach wieczorowych bo to co mamy na sobie nie pachnie apetycznie. W knajpie rżnie na całego czeska kapela dęta, za stołami i na parkiecie same laski. Od tego kręcenia oczu nie można oderwać. Coś jest w naszym narodzie, co powoduje że w knajpach to bawić się tak nie umiemy. Zapoznane właśnie ukraińskie młode małżeństwo dopiero zaczyna swoją przygodę na hujsungach. Gadamy o enduro, Ukrainie, mapach o żyzni. Około północy kończy się krymskie suchoje a i kuchnia odmawia dalszej kolaboracji. Znaczyt’ pora. Rano kleimy dętkę a potem podciągam małżonków pod właściwą wylotówkę na Weliki Werh. Mają marne laczki, nogi rozkładają szeroko, po kamieniach pełzną zdecydowanie za wolno. Dłuuuga droga przed nimi i raczej nie spotkamy się na górze. My próbujemy od południa przez Stoj. W błotnisto-kamienistej drodze wyraźne 3 ślady motocyklowych kostek. Po kilku brodach nawadniających skarpetki zaczyna dla równowagi moczyć i z góry. W jakiejś dolinie rozbudowuje się kolejny wielki kompleks wypoczynkowy. Sączymy Staropramen (tak,tak!) i dalej. Gdy wypełzamy z lasu na połoninę deszcz gęstnieje. Szczytówka ginie w ciemnej chmurze, widoczność spada do kilku metrów. Pakujemy się szybko do góry licząc że 400 m wyżej będzie jednak słonko. Słonka nie ma, wpadamy natomiast na 3 endurzystów. Beczki z jagodami na plecach, kostki na tylnich kołach Iży, gęby niebieskie od runa. Wesołe chłopaki, tyle że jak mówią, ręce ich bolą od zjeżdżania (?). Na szczycie atmosfera taniego SF. Rozpiepszone kopuły stacji radarowej, wszędzie śmieci, ciemny tuman. Kręcimy się trochę żeby znaleźć poniżej koszary ale bez skutku. O jeździe Borżawą do Miżgirii nie ma mowy. Nu pogodijjj - myślę, kiedyś się w końcu uda. Powrót w konkretnym deszczu, ablucje i spacerek po uśpionym miasteczku. W jakiejś ulicy znak ograniczenie prędkości do 5 km/h. Pewnie nawet piesi muszą tu zwalniać. Wyżerka i butla świetnego koniaku kończą dzień. Nazajutrz luzik do Kołczawy. Stajemy po prowiant, podjeżdżają czesi z panienkami na potężnie objuczonych DL-ach. Panienki napiepszają zdjęcia jak japońska wycieczka. Pakują się w ludziom w obejścia, do szkoły do sklepu - prosto użas. Jadą do Konsomolska. Długo tłumaczę im że nie tędy (ich) droga. Przeskakujemy rzeczkę i wbijamy się w opłotki. Gdzie! - krzyczy jakaś babina skubiąc drób - rzeką i do góry. I tak po raz kolejny dobrzy ludzie ratują naszą ekipę przed ugrzęźnięciem na dobre w jakimś zafajdanym kurniku. Skąd jednak babina wiedziała gdzie nam potrzeba...?. Dochodzimy ich powyżej lasu. Dwa advenczery konkurujących wzajemnie marek, gustownie objuczone i oklejone nalepkami. Wszystko pięknie ale tymi transatlantykami to już czesi dalej nie mają ani chęci ani sił jechać. Gaworząc widzimy trzy motocykle trawersujące łąkę kilkaset metrów powyżej. Zlot k..wa jaki czy co? Żegnamy się i jak mawiał mój koleś z ogólniaka: ruła (tłumacz: rura). 300 metrów powyżej gaźnik CV amerykańskiej DRZty znów mówi: nie tak szybko. Zamiast przeskoczyć kolejną lochę, z całym impetem nurkuję. Na poziomie trawnika zostaje tylko kierownica a koła kręcą się w powietrzu. Walczymy parę minut żeby wyciągnąć żółtą zarazę i po chwili parkujemy obok rozgogolonych do majtek słowaków. Potrzebują ochłonąć i nie dziwne. Oprócz XRy jest i zabytkowa Tenera i 950ADV. Ten ostatni zapewne w celu dociążenia tylniej łysej gumy objuczony jak osioł. Już mam rzucić że kolesie piętro niżej z zapasem (mieli!) nie dojadą ale gryzę się w język. W końcu gość nie l eszcz jak parkuje w tym miejscu. Pakujemy się na piknik kawałek dalej, pod bujane wiatrem cudo radzieckich budowniczych. I dobrze bo czad rybki z ruskich konserw mógłby zepsuć kolegom czar kontemplacji. Krasna wśród wielu ma opinię miejsca zaczarowanego. Coś w tym jest, bo jak człowiek siada i patrzy tak blisko nieba, to świat staje. Być może to wyjście z rzeki czasu jest właściwe nie tylko czarnym afrykanom jak pisał Kapuściński. Syci posuwamy szczytówkami na Klimową . Tam walimy się na drzemkę. Wkrótce dojeżdżają słowacy. Byli już w tym roku na Enduromani, ale nie poszło chyba najlepiej bo niechętnie opowiadają. Dobrą drogą zjeżdżamy do Ust.’ Czornej. Idzie mi to paskudnie bo kolana poobcierane mam do mięsa przez mokre ochraniacze i zapieranie się nimi o zbiornik koszmarnie dopieka. Poznaję ten ból rąk na zjazdach. Słowacy kupują browar i jadą szukać noclegu w lesie, my w łóżkach. Lądujemy w agroturystyce u popa. Łatamy kolejną dętkę żartując z dzieciarnią. Kocia zaraza próbuje gniazdować na mojej zabawce. Żonka gospodarza serwuje pyszną kolację, potem puszczamy się w miasto po porcję endorfin. Niewinnie wodząc oczami po rzędach flaszek zgaduję diewoczkę w magazynie: a kołhodki u was jest? Jakie kołhodki - pyta patrząc na nas tak jakoś dziwnie. Normalne - odpowiadam - mużskije moj razmier. Wyciąga rajstopy zza toreb z persilem. Tłumacze chłopakom, że nie, bynajmniej, i bez tego jestem przystojny, tylko kolana mam obtarte itd, itp. Jak zaczynają łapać, jeden z nich przełamuje niezręczne milczenie ekspedientki - mnie też dajtie.... einz stuck bite - przypomina sobie śmiało języka i nie całkiem bez sensu bo w pobliskiej Niemieckiej Mokrej po dziś dzień mieszka niemiecka mniejszość z bodajże XVII wiecznego osadnictwa. Zresztą Zakarpatie to ogólnie interesujący kraj, mają tu swój dialekt i kuchnię, czas środkowoeuropejski, 2-u kołowe pół-furki i pewnie z setkę innych czudies o których teraz już nie pamiętam. Pora wracać, więc wojewódzką rzeczką znów do Kołczawy. Na przełęczy odnowiona kapliczka i nie pierwszy napotkany słupek z tabliczkami szlaków. Tiiaaa... kończy się romantyka, zaczyna turystyka. W zadupiu kilka kilometrów dalej stoi całkiem nowa koliba. Diewuszka za szynkwasem mówi że turystów mnoho. Fakt nas jest trzech, miejscowych dwu i chyba widzą nas już podwójnie. Jeden z górali gratuluje koledze tak wyrośniętych synów (znaczy nas) i chce nas wlec w gościnę. Nie, nie, jedziemy. Jakaś papuzia wycieczka z fotoaparatami snuje się miedzy chałupami. I skuczno i grusno. Jakoś mi przykro, że ta ukraińskie parcie europy i dostatku wcale mnie nie cieszy. Daj im Panie wszystkiego. Ścieżki rozpuszczają się w lasach lub nikną w trawch. Już całkiem blisko Sławska spotykamy na płaju samotnego „wielbłąda” z Czech. A jakże, poratujemy go bateryjkami, on w rewanżu puka nam fotkę zbiorczą. Siadamy w jagodach i gaworząc wcinamy madziarskie rodzynki. Spieszony kolega początkowo odmawia Isostara, ulega jednak jego pięciogwiazkowości. Tak tym zjednujemy motocyklizmowi prawdziwych turystów, że nie odstępuje nas aż do dna petówki. Na górnej stacji wyciągu umundurowany kolejarz tłumaczy że nie siezon, że wsio jeszczo zakryto. Może to i dobrze bo góralska herbata pewnie by nas zabiła. I bez niej jakoś tak zbyt szybko spadamy do Wołosianki. Parę km dalej bania, kolacja, lulu.. Nazajutrz tak jakoś zaplątujemy się w lasach i łąkach że do południa nie przybliżamy się do granicy bardziej niż 10 km. Potem ostre już pakowanie szutrówkami, asfaltem i terenem. Pada znów konkretnie. Wiejska sobaka rzuca się za mną z takim impetem, że podcina hulającego za mną kolegę. 60 km/h to nie jest ta prędkość z którą ląduje się dobrze na kamienistej drodze. Jarek łamie plastiki na KTMie i na sobie. Z chłodnicy cieknie tylko trochę więc dobijamy ostatnie kilometry do przejścia. Tym razem tamożniki wymuszają stówkę sztrafu za ominięcie kolejki, ale warto było bo w chwilę po tym jak dopadamy samochodu zaczyna się konkretne oberwanie chmury. Jakoś tak szybko i bezrefleksyjnie kończy się ten wyjazd. Jeszcze tylko nocna jazda dziurawymi szosami wykańcza znieczulającą pieprzówkę ofiary, więc daleko przed domem zapada w aucie cisza. Ale to przecież nie jest jeszcze koniec... Bawcie się dobrze Pozdrawiam rr |
||
06.03.2009, 18:52 | #45 |
tip top
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa / Kraków
Posty: 399
Motocykl: RD07a
Online: 2 dni 1 godz 55 min 55 s
|
Popatrz jaki ze mnie zdolny prowokator
Wyraźnie taka potrzeba w Czarnych Głowach powstała bo jest odzew, jest kilka tekstów, jest temat... Dawaj Podos... ale od poniedziałku. Jutro test porównawczy czyli po 100km na Viadrze, Lc 8 i Gs1200. Rrolek - bardzo dziękuję relacja mniam mniam...
__________________
Ci sono mari e ci sono colline che voglio rivedere Znam Bajrasza. I no Bayrash ( ang ) |
06.03.2009, 18:56 | #46 |
Piast Kołodziej
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Toruń
Posty: 1,892
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 17 godz 44 min 37 s
|
Wow. Ciekaw jestem wrazen
|
06.03.2009, 19:10 | #47 |
tip top
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa / Kraków
Posty: 399
Motocykl: RD07a
Online: 2 dni 1 godz 55 min 55 s
|
Będzie relacja ale w innym dziale. Off top się zrobił... przepraszam
__________________
Ci sono mari e ci sono colline che voglio rivedere Znam Bajrasza. I no Bayrash ( ang ) |
06.03.2009, 20:49 | #48 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Już kiedyś było, ale niech tam. Chciałeś to masz. http://picasaweb.google.pl/felkowski/Zakarpacie
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
21.03.2009, 13:05 | #49 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: wadowice - okolice
Posty: 23
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 4 min 10 s
|
Panowie termin w miarę się wyklarował: 27 czerwiec-8 lipiec - może ciut więcej lub mniej - zależny jak będzie i ile kasy zostanie w portfelu w tym może 2,3 pierwsze dni w Bieszczadach. Nie ma sztywnego planu więc wszystko do negocjacji.
Mam pytanie jeszcze, czy miał ktoś bezpośrednio do czynienia z ich służbami, tzn. jakieś przejścia z leśnikami bądź milicja względem jazdy po lesie , szlakach - czy jest to mocno nielegalne, czy idzie się dogadać? Czy mieliście jakieś nieprzyjemności? |
22.03.2009, 22:23 | #50 |
Hi
Problemów nie miałem. Strażników parku nadodowego spotkałem raz. Sprawdzili papiery, migracjionne kartoczki (może dlatego że byliśmy w pasie przygranicznym z Rumunią). Na wjazd w masyw Czarnohory (nacionalny zapovidnik czy jakoś tak) trzeba wykupić bilet (w 2008 4 hr). To samo nad Sine ozero. Jak nie kupisz przy szlabanie i spotkasz kolesi możesz kupić u nich. Po lasach generalnie pustka. Jak są wycinki warto stanąc i pogadać z leśnikami, ot tak dla poddierżki miezdunarodnoj lubvi. Zawsze jednak zwalniam, pozdrawiam. Jak z policją nie wiem bo zaraz za granicą wyrywam w krzaczory. Parę lat temu zatrzymali mnie na jakieś przełęczy. Tu standard: a vi skind, skolko kubików, skolko pajdiot, skoliko stoit itd, itp, no i zwykle: gdie takie bołoto (otwiet: wiezdie) Raz chcieli nam pokazać drogę, podziękowaliśmy bo na kreskę mieliśmy sporo bliżej. W małych wiochah generalnie policji niet. W miejcowościach turystycznych nie zaczepiają. Dobrze wpisać w migracjinu kartoczku adres gdzieś na samym końcu planowanej trasy. Najlepiej jakiś hotel w Rachowie, Werhowinie lub Czarnowcach (poszukać adresów po sieci - cyrylica konieczna) Szlabany przy wjazdach do lasu mają generalnie po to żeby drewna nie kradli, Jak obok szlabanu stał zakaz wjazdu to pchałem się kilometr dalej. Ważna zasada w całych karpatach: zdażają się w połoninach i łąkach ogrodzenie dla bydła i bramy na drogach. Zawsze można przejechać ale: otwartą bramę zostaw otwartą, zamkniętą zamknij za sobą. Jak pasterze zatrzymują to zwykle by wysępić cigaretku. Czasami silnie najebani cos bełkoczą, życzyć i zdorowia i sczastia i heja dalej. Nie bydłować po uprawach i we wsiach. Uwaga na dzieci wybiegające z podwórek i psy! Jak spotkacie stado najlepiej stanąć i przeczekać aż przejdzie bo bydlęta często bardzo płochliwe. Nie wk...wiać ludzi fotoaparatami! Wiedzą że podle żyją i wsydzą się tej bidy. No i podstawa: Tisze jediesz dalsze budiesz. pozdr rr |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Na Ukrainę z ... psem. | Neno | Kwestie różne, ale podróżne. | 20 | 11.02.2014 12:40 |
Na Ukrainę? Złoczów/Lwów lub podepnę się pod inny wyjazd | jackhammer | Umawianie i propozycje wyjazdów | 4 | 04.10.2013 11:36 |
Z Krakowa do Gdańska to panie najszybciej bedzie jakoś przez Ukrainę. | czosnek | Trochę dalej | 17 | 04.08.2013 20:30 |