05.05.2016, 16:11 | #51 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 1 min 4 s
|
żryć? a co ma Rambo powiedzieć
nie gadamy!!!.... piszemy!!!
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
06.05.2016, 19:25 | #52 |
Szlak Cho Chi Minh czyli wielkie nic...
Po rytualnej porannej zupie i szybkim serwisie pakujemy graty w hotelu i ruszamy na podbój trasy AH17 czyli jednego z elementów szlaku Cho Chi Minh. Oczami wyobraźni widzę zamaszyste zakręty, piękną dżunglę no i ogólnie czuje dreszcz emocji niczym nastolatka przed pierwszą randką. Pierwsze kilometry to asfalt i niekończące się pasmo chałup. Zero dżungli i dzikiej przyrody. Za to przed wieloma domostwami suszą się jakieś kulki, trochę to wygląda jak pieprz ale ma inny smak. Tniemy głównie dwupasmowym asfaltem, nuda jak diabli a widoków ani grama. Znużeni pakujemy się do hamakowni na kawę odreagować frustracje. Jeśli cały szlak ma tak wyglądać to jesteśmy w czarnej ... - no wiadomo w czym I tak zapieprzamy cały dzień na północ po tej AH17 klnąc pod nosem na własną głupotę. Po jaką cholerę my się tu pchaliśmy do dziś nie wiem. Kłania się niedokładne czytanie przewodnika, przerost wyobraźni nad faktami, itd. Po drodze mijamy dwa większe miasta - Pleiku i Kon Tum. Zero widoków, non stop jedna wielka wioska po obu stronach drogi i jakieś pola. No, wtopa na maksa. Docieramy do miasteczka Dak Ha, ruch na ulicach niezbyt upiorny, widzę za sobą Voytasa ale Przemka brak. Stajemy w cieniu - no, nie ma go, chwilę czekamy. Dostajemy SMS: awaria, stoję. Zawracamy i powoli rozglądamy się gdzie nasza zguba. Przemas maszeruje - pierwsza poważna awaria. Znajdujemy serwis, stawiamy grata na centralce i po chwili wszystko jasne. Wałek zdawczy poszedł w pi...u. No to mamy nagrodę za nasze piaskowe harce Mechanik chce wymieniać wałek za 1,2 mln VND czyli mniej więcej 1/3 wartości tego trupa i mówi że zajmie mu to 2 dni. Zgroza. Tłumaczymy mu mniej więcej tak: mowy nie ma - bierz pan spawarkę i dziergaj pan te szlaczki na wałku. Za ok dwie stówy Przemas ma "nowe rowki" - nawet zębatkę da się na to jakoś sensownie nabić. Nie wiedziałem, że afrykańska furia dopadnie nas nawet tu - ale przynajmniej foty wychodzą widowiskowe Pora jest lekko popołudniowa, dzieciaki wyszły ze szkoły i mają z nas atrakcję - mechanik nigdy nie miał tylu widzów. Prewencyjnie wymieniamy zębatki zdawcze we wszystkich szrotach. Na wschód od miasteczka jest jakieś spore jezioro ale nie mamy ochoty na dalszą jazdę. Jesteśmy po całym dniu ujechani i zmęczeni - łapiemy jakiś hotel. Pokój - wiadomo - na ostatnim piętrze a piętra od cholery wysokie a winda nie działa Wnętrza utrzymane w stylu więzienno-agrarnym bo za oknem mamy wybieg dla kaczek i innego ptactwa Temat budzika mamy załatwiony - pierzasta hołota obudzi nas i tak o świcie Wyłazimy na wieczorne żerowanie, nie jest specjalnie późno ale nie chce nam się daleko chodzić. Znajdujemy coś 200 metrów od hotelu i już. Przy okazji odwiedzam lokalnego dilera skuterów. Za ok 850 USD można mieć nową Yamaha Sirius (klon Hondy) a za ok 1050 USD wypasioną Honde Wave RSX czyli wersję na wtrysku i z tarczowymi hamulcami - pełny wypas. Z rejestracją nie ma problemu - zarejestrują na siebie i już. Przy kolejnej wizycie w Wietnamie tak zrobię - kupię nową i nie będę tracił czasu na mechaników Najechane: 208 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
06.05.2016, 21:28 | #54 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: depresja Gdańska
Posty: 505
Motocykl: XL600V
Online: 3 miesiące 6 dni 21 godz 47 min 6 s
|
popijając kawkę w hamakowni zaskoczeni zauważyliśmy sznurek (chyba z osiem sztuk) gieesów prowadzonych przez gieesa na świetlnych sygnałach policyjnych, wszyscy ubrani jak z pewexu plus koalicyjki odblaskowe, pędzili tak koło stówy, zaskok był na maksa,
wcześniej widzieliśmy podobne zjawiska ino skuterowe, za rok może dwa wszędzie będzie pełno białasów psujących naturalność Wietnamczyków PS mam nadzieję że dobrze skojarzyłem miejsce i czas, Mikelos wie lepiej gdyż jest bardziej poukładany
__________________
jak nie teraz to kiedy? |
06.05.2016, 23:20 | #55 |
Potwierdzam miejsce, nie potwierdzam swojego bycia poukładanym - nadal mam 0.3% chaosu w genach
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
08.05.2016, 12:00 | #56 |
Pomysł z zakupem na miejscu "motorynek" bardzo fajny. Koszule baardzo twarzowe no i ten "trójkącik" w nazwie
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743 Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin...... |
|
08.05.2016, 20:08 | #57 |
Zwiewamy nad morze...
Wieczorem robimy naradę wojenną, wizja zapylania nudnym asfaltem nikogo nie rajcuje. Ten fragment szlaku Cho Chi Minh można spokojnie pominąć planując kolejny trip. Wyznaczamy trasę w stronę wody, a jakże - byle bocznymi drogami, rankiem pakujemy graty i w drogę. Moje ulubione zdjęcie z tego wyjazdu. Jak ktoś pyta gdzie byłem na wakacjach, mówię że siedziałem w więzieniu, pokazuję tą fotę i dalsze pytania mam z głowy Po kilkunastu kilometrach za miastem odbijamy z AH17 w boczną drogę, potem w jeszcze mniejszą i zaczyna się robić miło - znika cywilizacja i pojawiają się jakieś górki, może nie bardzo spektakularne - ale są. Miejscami asfalt znika albo dopiero go układają. Tempo jazdy nie jest zawrotne, praktycznie z każdym zakrętem nabieramy wysokości. Mój pierdzipęd jest wyraźnie najsłabszy, tam gdzie muszę dusić go na 2 biegu, Voytas z Przemkiem lecą na 3 z bananem na gębie. Żeby jeszcze mało pił ale gdzie tam. Chla 2,7 l na setę i co 100 km robimy prewencyjne tankowanie. Pola uprawne stopniowo zastępują kępy lasu. Przerwa na siku, zaglądam w krzaczory i widzę spojrzenie pełne zdziwienia. Moja mina pewnie jest równie zdziwiona. Wizja, że będę spieprzał przed tym zwierzakiem z fujarą w ręku jest mało zabawna - robię zdjęcie i grzecznie wracam na drogę. Ale zdarzają się całkiem przyjemnie spotkania z wieprzowiną, która pasie się w rowie. Niestety małe nie chciały dać się złapać - zrobić sobie selfie z czarną świnką - byłby lans na fejsie że ho,ho. Kolejny postój robimy nad rzeczką, niby trochę chłodniej. Woda jest do kostek, odpuszczamy kąpiel Jeśli mijamy wioski, to małe i zbudowane z drewna. Czasem wiosek nie widać i tylko dzieciaki spotkane na drodze są dowodem życia toczącego się gdzieś wokół nas. Nie znajdując hamakowni, lądujemy na kawę w przydrożnym sklepiku. Sklep jest zbudowany w najprostszy sposób - drewniana kratownica obita blachą falistą. Ale za to można kupić żarcie, paliwo i podstawowe produkty przydatne w domu. W roli dostawczaka robi chińska ciężarówka z napędem 4x4 o egzotycznie dla nas brzmiącej nazwie DongFeng. Voytas ogląda i stwierdza że rama i mosty to Merc, silnik pewnie też. Wspinamy się znowu pod górę, pola uprawne prawie znikły, kłębki chmur walają się nam nad kaskami. Opcja sikania po krzakach chwilowo odpada. Co kilka metrów na drzewach widać tabliczki. Napisu nie rozumiem, ale sens tłumaczę sobie tak: "jak wejdziesz, mina urwie ci nogi" Wdrapujemy się na ponad 1600 m npm. W tym klimacie to już wyraźnie powyżej punktu rosy. Woda skrapla się na wszystkim, kapie mi z nosa, mam mokre spodnie i każdy element na sobie. Mokre okulary redukują widoczność na odległość szczania. Zakładamy nasze zajebiste pelerynko-plandeki. Widoczność spada do kilkunastu metrów, Voytas znikł gdzieś przed nami a my toczymy cię wypatrując zakrętów. Wokoło cisza - nie ma ludzi, motocykli, dźwięków cywilizacji. To chyba tak wygląda prawdziwa dżungla. Wokoło strome zbocza, skałki i intensywna zieleń pokrywająca każdy centymetr. Powoli wytracamy wysokość, wilgotność spada, za kolejnym zakrętem dostrzegamy kawałek żółtego pierdzipęda Voytasa. Uff. Niby droga jest prosta, ale wystarczy wykonać ślizg do głębokiego rowu i może być niewesoło. Będziemy szukać ciała tydzień Miejscami droga jest zdemolowana przez błotne osuwiska. O ile chłopaki mają w miarę nowe gumy, moje hardcorowe miejskie slicki tańczą jak pijana emerytka w Ciechocinku - zarzuca nerwowo tyłkiem w poszukiwaniu lepszej przyczepności Im bardziej w dół tym lepsza widoczność, ciągniemy wzdłuż jakiejś doliny, prawie nie ma lokalnego ruchu, nieliczne wioski są pochowane gdzieś wysoko w górach. Nadal chmurzyska wiszą nad głowami, to pierwszy raz gdy słońce nie napieprza nas po głowach. Po południu docieramy do większej wioski (Tra Mai) w której pojawia się szansa na szamanie. Tym razem lokalny serwis omijamy z daleka - nic nam dziś nie odpadło - sami jesteśmy lekko tym zdziwieni. Odbijamy w kolejną szosę (DT616), łapiemy kierunek wzdłuż rzeki, która z każdym kilometrem robi się szersza. Razem z szerokością, rozlewa się leniwie by na końcu przelecieć przez turbiny hydroelektrowni. Z chmur siąpi na nas lekki deszczyk. Pelerynka uszyta na rozmiar lokalesów wymusza jazdę w pozycji garbatego pawiana: kark zgięty, łeb pochylony a łapy na boki. Wszystko dlatego, że na lusterka są wycięte otwory, bez tego kawał plastiku szybko zamienia się w gigantyczny śliniak który trzepocze i przykleja się do mordy. Im bliżej wybrzeża, tym większy ruch na wąskiej drodze. Między palmami migają nam kolejne domostwa, droga wije się między kępami palm i poletek ryżu. Przed nami cisną małe ciężarówki ze żwirem - ani ich wyprzedzić ani jechać za nimi - smutek 9 KM. Zmierzch, pył, jedziemy ostatkiem sił, byle dojechać do miasteczka Kam Ty, stolicy prowincji Quánng Nam. Liczymy, że będzie jakiś hotel choć googiel coś słabo podpowiada. Do miasteczka docieramy po ciemku, lokalizujemy hotel, wygląda na wypasiony ale cenę ma w normie. Wieczorem pełźniemy na żarcie i piwo. Należy się nam jak cholera. Obiecujemy sobie: nigdy więcej jazdy po ciemku ! Najechane 216 km. cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 08.05.2016 o 22:03 |
|
08.05.2016, 23:19 | #59 |
Zarejestrowany: Mar 2010
Posty: 362
Motocykl: Juz nie mam
Online: 1 miesiąc 3 dni 15 godz 1 min 41 s
|
Mikelos ACHA!!! JEDNAK BYŁEŚ W CIECHOCINKU. Relacja super.
|
09.05.2016, 11:12 | #60 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: depresja Gdańska
Posty: 505
Motocykl: XL600V
Online: 3 miesiące 6 dni 21 godz 47 min 6 s
|
odjeżdżając od chłopaków z góry-chmury powiedziałem że sobie popyrkam w dół , po jakimś czasie (powolnej jazdy) zatrzymałem się i czekam czekam , jedna fajka , druga, cisza , klimaty jak z filmu Rambo , miałem wrażenie że zaraz skoczy mi na plecy jakiś partyzant z pepeszą i jak ja wytłumaczę że wojna skończyła się ponad 40 lat temu,
mgła tak tłumi dźwięki że nie słyszałem jak nadjeżdżają , a fajka w gębie? cóż panowie nie palący więc nie chciałem wstrzymywać wycieczki przerwą na jaranie , na wzór lokalesów paliłem podczas jazdy
__________________
jak nie teraz to kiedy? |
Tags |
azja , honda wave , wietnam |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
“LT Enduro season opening 2016”, 2016 April 16-17 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 07.03.2016 16:01 |
Wietnam na 125 ccm - luty/marzec 2016 | mikelos | Umawianie i propozycje wyjazdów | 32 | 31.01.2016 21:16 |
Ale Sajgon... Ho Chi Min trail z północy na południe [Wietnam, 2013] | Hanka | Trochę dalej | 44 | 25.04.2013 15:12 |
Wietnam | Ronin | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 16.06.2011 16:52 |