|
22.12.2018, 19:34 | #1 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,924
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 39 min 28 s
|
Ja narazie przejrzalem watek i cos tam przeczytalem.Tylko nabralem apetytu i ciesze sie ze w kolejnych dniach bede miec wiecej czasu.
|
25.12.2018, 12:16 | #2 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 15 min 16 s
|
5 – 6 sierpnia
Śniadanie mamy w hotelu w cenie noclegu. Jak to w Algierii – w stylu francuskim, tzn. na słodko. W ogóle nam to nie odpowiada. Jakby muffinki czy hałwa była dla nas za mało słodka, zamiast pieczywa dostajemy piernik z dżemem Ubłagałem kelnera, żeby dał nam zwykłe bagietki. Po tych słodkościach marzą nam się warzywa i owoce… Podejmujemy solenne postanowienie, żeby kupić arbuza i melona! Po raz kolejny skończyły nam się czyste ciuchy. Z racji tego, że zostajemy tu na 2 dni, jest czas, żeby zrobić pranie. Dogadałem się z recepcjonistą, że hotel zrobi to za nas. Fajnie, bo wcale nam się nie chciało. W tej temperaturze jakakolwiek aktywność fizyczna wymaga sporego wysiłku… W dzień temperatura dochodzi do 47 stopni, w nocy spada do 37. 249.jpg W Timimoun spędziliśmy 3 dni, a raczej noce. Trochę odespaliśmy i odpoczęliśmy. Połaziliśmy też po miejscowym suku (tj. targu). Uwielbiam ten koloryt. Dużo czarnej ludności, kobiety poubierane w hidżaby, mężczyźni w galabije. Sam suk również ma swój niepowtarzalny klimat. Kupiliśmy warzywa i pyszne, marynowane oliwki nabierane chochlą z wielkich metalowych wiader (niczym po farbie). Są super, nie wytrzymujemy i podjadamy trochę po drodze! Pojeździliśmy również po okolicy, aby nacieszyć oczy pustynią 209.jpg 210.jpg 211.jpg 212.jpg 214.jpg 245.jpg 247.jpg 241.jpg 242.jpg Na obiad szukamy lokalu kierując się starym zwyczajem: gdzie najwięcej ludzi – tam najlepsze jedzenie. Tym sposobem – jak powiedział nam potem recepcjonista w naszym hotelu - znaleźliśmy najlepszą knajpę w „mieście”. Chłopaki nie chcieli nam sprzedać sałatki z lady chłodniczej, bo nie jest wystarczająco świeża. Według nas – wyglądała dobrze. Musieliśmy poczekać, aż zrobią świeżą porcję. W międzyczasie obowiązkowa sesja na motocyklu stojącym przed lokalem Jak to w Algierii – menu brak. W ladzie chłodniczej leży surowe mięso, przyrządzone na kilka sposobów. Wobec tego pokazujemy na dwa rodzaje, mówimy, że chcemy jeszcze zupę i sałatkę i jakoś się udaje. Zasadniczo, w knajpach do wszystkich dań – bez względu na to czy pasują, czy też nie - dostaje się bagietki. Z reguły są one darmowe, tzn. nie doliczane do rachunku. 215.jpg Następnego dnia znów zawitaliśmy na obiad do znajomego lokalu. Pomimo tłumów, znalazło się dla nas miejsce. Algierczycy naprawdę traktują gości bardzo przyjaźnie – „po królewsku”. Znowu nie bardzo wiemy co zjeść… Zaglądamy więc innym gościom do talerzy i pokazujemy kelnerowi Zauważyliśmy, że jedzą tutaj mało warzyw i owoców. Głownie kasze, ryż, mięso i daktyle – jak to na pustyni. Żeby nie było, że jadamy wyłącznie w knajpach – tak też wyglądały nasze posiłki. Musi być jakiś rumuński akcent 244.jpg Z Timimun widać w oddali piękne, czerwone piaskowe wydmy. Niestety, podejmowane w ciągu dnia próby dojechania do nich asfaltem spełzły na niczym. Jedyną możliwością jest jazda po szutrówce, czy raczej „piście”, która z racji dużej ilości piachu na niej i posiadanego przez nas motocykla nie wchodzi w rachubę. Wobec tego, bierzemy taksówkę i jedziemy na zachód słońca. Ma nas to kosztować 1000 dinarów, czyli jakieś 20zł. Daćką Logan - z klimą i świecącą się kontrolką „check engine” dojeżdżamy pod same wydmy. Klima działa, to nasza pierwsza tak komfortowa podróż w Algierii Taksówkarz czeka na nas, a my w tym czasie próbujemy wdrapać się na górę piasku. Niestety, zapomnieliśmy, że słońce zachodzi tu równie szybko jak wschodzi i przyjechaliśmy trochę za późno. Na wydmach jest parę osób: jedni jeżdżą samochodem terenowym, ktoś inny pierdopędem, inni spacerują. Gdy ognista piłka schowała się za horyzontem, ludzie zaczęli się modlić. W oddali widzimy, że nasz taksówkarz także. Po powrocie do hotelu dałem kierowcy umówioną sumę. Chyba jest to duża kwota, bo odnieśliśmy wrażenie, że jest bardzo zadowolony. 217.jpg Z Timimoum zamierzaliśmy wrócić z powrotem do trasy N1, czyli Trans Sahara Highway i kierować się w stronę El Oued by zobaczyć Wielki Erg Wschodni. Harley nadal otwiera niemało drzwi i serc. Ponieważ wiele osób chciało zrobić sobie z nim/na nim zdjęcie, z wieloma osobami dzięki temu zamieniliśmy kilka słów (albo gestów ). Jeden z rozmówców powiedział nam, gdzie jechać, aby przejechać Harleyem w poprzek (!!!) Wielkiego Ergu Zachodniego. Nie wierzyłem własnym uszom. Wszystko ładnie, pięknie, ale na naszej mapie nie ma drogi o której on mówił. Na drugiej, kupionej już w Algierii też nie. Ale od czego jest internet?! Sprawdzę ją na google earth! I co? Nie ma takiej drogi… Pewnie chłopu się coś pomyliło. Perspektywa jednak zbyt kusząca, żeby tak łatwo odpuścić. Następnego dnia skoro świt postanawiamy pojechać na zwiad (i tak nie mamy co robić ). Z mapy wynika, że Wielki Erg Zachodni jest blisko; do obiadu powinniśmy wrócić. Po powrocie decyzja mogła być tylko jedna – zmiana planów. Nie jedziemy Trans Sahara Highway na północ, lecz na Wielki Erg Zachodni, a później się zobaczy! Już nie mogliśmy doczekać się następnego dnia. Zresztą, zobaczcie sami. Żal nam jedynie, że nie spotkamy się z Hulud i z Kadarem, bo mamy do zrobienia dodatkowo 600 -800km, więc na odwiedzenie ich na pewno nie starczy nam czasu. 7 sierpnia Tego poranka nie było grymaszenia ze wstawaniem. Większość bałaganu spakowana w worze, wystarczy tylko wrzucić na motocykl. Jedyny psikus taki, że nasz kanisterek na benzynę trochę przecieka, więc benzynę trzeba przelać do butelek po wodzie mineralnej. Więc zamiast o 5:40 startujemy o 6:20. Śniadanie odpuszczamy, wolimy zjeść własne kanapki na ergu! Niestety, butelki z benzyną zabrały nam miejsce przeznaczone na melona, którego z wielkim żalem musimy zostawić w hotelu. O ironio! My odjeżdżamy, a w naszym hotelu – basen jest napełniany wodą 248.jpg Dzień zapowiadał się ciepło… 250.jpg Zaś wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że czeka nas coś wspaniałego. 251.jpg 220.jpg 219.jpg 221.jpg Liczyliśmy się z taką ewentualnością, że droga będzie zasypana przez piach i trzeba będzie zawracać. Pomimo, że zabraliśmy dodatkowe paliwo, obliczyłem ile kilometrów możemy przejechać bezpiecznie, żeby dać radę wrócić. Mieliśmy do pokonania 350km bez stacji benzynowej, bez osady, bez niczego. Na niewielkie zaspy byliśmy przygotowani – jako saperki mieliśmy mocne, plastikowe talerze 224.jpg 223.jpg 225.jpg 226.jpg 227.jpg Usiedliśmy na jednej z wydm. Milczymy. Wkoło cisza. W zasięgu wzroku żywej duszy. Tylko wiatr delikatnie przesypuje piasek. Słońce świeci tak samo jak dwa tysiące lat temu. Poza maleńką nitką drogi nic się tu nie zmieniło. Widzi nas tylko Bóg… 232.jpg 229.jpg 236.jpg 235.jpg 237.jpg Pustynia. Jej piękno uspokaja, przenosi w dziwne metafizyczne stany świadomości. Myślę, że w tym stwierdzeniu jest sporo racji. Jadę sam na sam ze swoimi myślami. Mijany krajobraz sprzyja kontemplacji. Ktoś mógłby się zapytać: jaka jest przyjemność w jeździe po pustyni i do tego po asfalcie, tzn. nie musząc zmagać się z tym, co pod kołami? Uważam, że jest i to duża. Niewielka ilość rzeczy, na których trzeba skupiać swoją uwagę pozwala na spokojne myślenie. Uważam, że ma to trochę wspólnego z medytacją (choć nigdy jej nie próbowałem na poważnie). Jednak w tym przypadku myśli nie skupiają się na własnym ciele, np. oddechu, lecz na otaczającej rzeczywistości. Ta zaś jest na tyle spokojna i nieruchoma, że nie rozprasza, lecz wprost przeciwnie – pozwala na wyciszenie. 234.jpg A co jak piach całkowicie zasypie drogę? Jak widać, zdarza się to chyba dość często, ale okazało się, że grasują tam ładowarki algierskich służb i przerzucają piach na „pobocze”. 252.jpg Ostatnio edytowane przez Dredd : 01.02.2022 o 21:39 |
02.01.2019, 16:10 | #3 |
Zarejestrowany: Sep 2018
Miasto: Słocina
Posty: 1,203
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 15 godz 27 min 7 s
|
|
02.01.2019, 21:58 | #4 |
Zarejestrowany: Dec 2018
Miasto: Warka
Posty: 103
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 6 dni 17 godz 16 min 53 s
|
Wspaniale się czyta i ogląda,
Widoki pustynne super sprawa, |
04.01.2019, 19:29 | #5 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 282
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 22 godz 21 min 52 s
|
Wspaniały klimat opowieści!
Na tym zdjęciu aż usłyszałem oddalający się bulgot harleya… Rozumiem, że nie mieliście ze sobą namiotu. A czy rozbicie namiotu na noc w Algierii w ogóle jest do pomyślenia? Pod względem bezpieczeństwa od ludzi i zwierząt? Szpilka w piachu pewnie też długo się nie utrzyma… Czytałem gdzieś za to, że przebywając na pustyni (idąc z karawaną), człowiek wbrew pozorom wieczorami wcale nie czuje się brudny i lepki od potu i niedostatek wody do mycia nie jest problemem. |
05.01.2019, 00:18 | #6 | |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 15 min 16 s
|
Widzę odzew czytających, a to znaczy, że moje "męczarnie literackie" nie idą na marne
Cytat:
Co do bezpieczeństwa - nie zagłębiałem tematu, ale wydaje mi się tak: -zwierzęta na pustyni - największym drapieżnikiem Sahary jest fenek, więc tu strach się bać Na wipery rogate i skorpiony powinna wystarczyć moskitiera. - ludzie... To trudny temat. Z naszych doświadczeń oraz relacji wszystkich, którzy byli w Algierii wynika, że mieszkają tam naprawdę dobrzy i serdeczni ludzie. My czuliśmy się bardzo dobrze i nic nas nie zaniepokoiło. Trzeba jednak wiedzieć, że w Algierii ok. 2002r. zakończyła się wojna domowa z radykałami muzułmańskimi. Przy czym zakończyła się tak: rząd nie dawał sobie rady i zdecydowano się na ogłoszenie amnestii pod warunkiem złożenia broni przez bojowników islamskich... Czyli - są tam też ludzie, którzy mają krew na rękach. W tych rejonach, gdzie dostaje się eskortę, raczej nie pozwolono by na spanie samopas pod namiotem. Natomiast słyszałem, że gdy jedzie się z przewodnikiem w pustynię, wszyscy obozują pod namiotami i nie ma z tym problemu (to informacje zasłyszane i przeczytane w necie). Co do karawan wiem tylko tyle: karawany nie chodzą latem, lecz w zimie. Wtedy temperatury potrafią osiągać w południe 30 stopnie, ale nocą bywa nawet około 0. Ale taka wyprawa z karawaną musi być świetna |
|
15.12.2018, 15:38 | #7 |
Kiedyś R.T70
Zarejestrowany: May 2014
Miasto: Częstochowa
Posty: 1,422
Motocykl: Była RD04
Przebieg: 120000+
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 7 godz 47 min 6 s
|
Oj, czyta się i marzy się!
__________________
Serdecznie pozdrawiam. Romek T. |
20.12.2018, 15:08 | #8 |
Kierowca bombowca
|
O kontynuowanie relacji grzecznie proszę
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
20.12.2018, 19:51 | #9 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 15 min 16 s
|
Nie ujechaliśmy daleko, może z 50km. Mijamy drogowy posterunek żandarmerii. Niestety, zatrzymali nas. Sprawdzają dokumenty, dzwonią gdzieś, czekają na instrukcje.
- Dalej nie pojedziecie. Musicie czekać na eskortę, która przyjedzie z Ajn Salah. Wszystko w bardzo miłej atmosferze, ale nie ma żadnej dyskusji. Nie udało się przeforsować opcji, że spotkamy się z eskortą na trasie. Przecież nigdzie nie skręcimy po drodze. Trudno, czekamy. Siedzimy wraz z żandarmami na posterunku przy drodze zbudowanym z palet i plandeki. Siedzimy na jedynej, zbitej z nieheblowanych desek ławce. Ławka trochę się klei, ale położyłem na niej kurtkę. I tak jest brudna jak święta ziemia, a skórę łatwo wyczyścić. Dobrze, że nieco dalej stoją kontenery, bo inaczej to warunki pracy by były nieszczególne. Chłopaki z żandarmerii częstują nas wodą, którą mają w wielkim 30- litrowym termosie, sokiem. Picie odbywa się z jednej szklanki. Na razie grzecznie odmawiany. Dopiero, gdy w szklance zostanie przyniesiona herbata miękniemy. Szklanka krąży między obecnymi, każdy pije po trochu. Trochę klei się do rąk, ale herbata smaczna. Na końcu pije moja żona. Choć bariera językowa duża, jakoś rozmawiamy: - Gdzie dalej jedziecie? - Do Ajn Salah, potem Adrar i Timimun. - A w Ajn Salah na długo? - Nie, prześpimy się i jutro dalej. - A gdzie będziecie spać? - Znajdziemy jakiś hotel. - Tidikelt? (dla informacji czytających – to porządny, drogi hotel) - Nie! Tidikelt jest bardzo drogi! Myśleliśmy o hotelu Badjuda albo Łast Almadina. Na twarzach chłopaków zagościł uśmiech. - Dobrze. Przybijcie piątkę. Tego drugiego już nie ma, został jedynie Badjuda. Widać, że inaczej traktują ludzi, którzy sypiają w normalnych hotelach, niż bogatych, którym nawet nie przyjdzie do głowy, by spać w innym hotelu niż Tidikelt. Mamy okazję obserwować jak wyglądają kontrole przejeżdżających samochodów. Choć czynności służbowe wykonywane są sumiennie, to wszystko odbywa się z uśmiechem, w przyjaznej atmosferze. Z nudów patrzę na termometr: ciepło. Ponad 40 stopni. Jest niewielki wiatr, więc jakoś da się funkcjonować. Na pustyni widać całkiem spore trąby powietrzne. Po półtorej czy dwóch godzinach przyjeżdżają z Ajn Salah 2 samochody żandarmerii. W każdym z nich 4 chłopa z kałachami. Możemy jechać. Od tamtej pory jeden z samochodów jedzie przed nami, drugi z tyłu. Wcale nam się to nie podoba. Psują widok i trochę śmierdzi spalinami, ale co zrobić. Chłopaki z eskorty oczywiście wyluzowani. Często nas nagrywają Nieraz robimy sobie nawzajem zdjęcia, choć generalnie nie pozwalają na to – wiadomo, są na służbie. Ania wzięła się na sposób – jeśli chciała zrobić zdjęcie, wyciągała aparat i wysuwała obiektyw. Samochód żandarmerii oddalał się, żeby im nie pyknąć fotki, a my dzięki temu mieliśmy niezmąconą perspektywę 153.jpg 155.jpg 157.jpg 158.jpg 159.jpg Wreszcie docieramy do Ajn Salah. Wypadałoby zatankować, bo wykorzystałem już rezerwę z kanisterka. Ale na stacji nie ma benzyny. Żadnej. Jedziemy dalej. Żandarmeria odstawia nas na komisariat policji. Tam odbywają się, wydające się nie mieć końca formalności. Gdyby nie czas, który to zajęło, było bardzo sympatycznie. Jeden gość rozmawia z nami po angielsku, dwóch wypełnia jakieś formularze. - Czy to jest twoja siostra? - Nie, to moja żona. - Na pewno? Przecież macie takie samo nazwisko. (W Algierii kobieta nie zmienia nazwiska wychodząc za mąż). - Na pewno. Hija załżati (ona jest moją żoną) - odparłem po arabsku, żeby nie było wątpliwości. - A może to jednak twoja siostra? … Po czym rozpoczęło się wpisywanie danych do komputera. To już nie poszło szybko… Nagle pada pytanie: - Macie dzieci? - Nie!! – prawie wrzasnęliśmy chórem, mając w perspektywie wypełnianie kolejnego formularza. Gość, który mówił po angielsku zapytał czy chcemy wody. Gdy potwierdziliśmy, wyjął pieniądze z kieszeni i wysłał kogoś aby ją dla nas kupił. Przypomniałem sobie, że wypadałoby zatankować. Pytam policjanta czy gdzieś da się kupić benzynę. Po konsultacji telefonicznej z kimś, wysyła kolejnego, aby zaprowadził mnie na stację i przyprowadził z powrotem po zatankowaniu. Żona zostaje na komisariacie. Biorę kask i kurtkę. - Po co to bierzesz? – wskazuje na kurtkę - Przecież jest gorąco. - Zawsze to jakaś ochrona jakbym się wywrócił. - Tu nie musisz tego zakładać. Tu Allah cię chroni. Dojeżdżamy na stację. Benzyny bezołowiowej nie ma. Nawet takiego dystrybutora nie ma. Benzyny super 96-oktanowej też nie ma. Dobrze, że jest chociaż zwykła. Szybko przypominam sobie instrukcję, na jakiej minimalnej liczbie oktanowej pojedzie Harley. Dobra, da radę. Dobrze, że Road King ma w dupie, czy jest to bezołowiowa. Zresztą – jakie mam wyjście? To jedyna stacja z paliwem w promieniu kilkuset kilometrów. Do dystrybutora kolejka kilkunastu samochodów, ale policjant z którym przyjechałem wysiadł z radiowozu, pokazał mi, że mam podjechać między samochodami pod dystrybutor. Pracownik stacji szybko nalał paliwo. Oczywiście na stacji asfaltu nie było, ale zamiast niego był piasek. Ledwo wjechałem, ale o wycofaniu o własnych siłach nie było mowy. Dobrze, że dwóch chłopa wypchnęło mnie „na wstecznym”. Gdy zakończyliśmy formalności na policji było już ciemno. Jedziemy do hotelu. W Ajn Salah są aż dwa. Tidikelt – porządny, z ochroną i parkingiem, ale drogi. Drugi – Badjuda, prawdopodobnie tańszy i bardziej „swojski”. Ponieważ Tidikelt był dosłownie za rogiem komisariatu, decydujemy się pojechać do niego. Jest już ciemno, a my nie mamy już siły i czasu na szukanie Badjudy. Ciekawostką jest, że dostajemy policjanta w cywilu, który ma zadanie chodzić z nami wszędzie – „for your security”. Hotel Tidikelt przygotował nam psikusa – cena, choć i tak przekraczała nasz budżet - okazała się o 1/3 wyższa niż podana na stronie internetowej… Poza tym był naprawdę przyjemny. Za to policjant który nas pilnował okazał się wyluzowany. Nie mówił w żadnym innym języku niż arabski, ale bez problemu nawiązaliśmy kontakt. Zaprowadził nas do fajnej, lokalnej knajpki na obiad, choć pora wskazywałaby raczej na późną kolację – było grubo po 22. W drodze powrotnej do hotelu nie mogliśmy odmówić sobie wypicia herbaty i zakupu lokalnych ciastek. Zaraz potem do łóżek. Byliśmy padnięci, a jutro start skoro świt – z żandarmerią umówiliśmy się na 5:40. 160.jpg 161.jpg 162.jpg 163.jpg 164.jpg Ajn Salah to oaza znana już w X wieku jako… targ niewolników. Nazwa wzięła się od smaku wody, która jest słonawa. Herbata robiona z niej jest niesmaczna, kawę idzie wypić. W osadzie dominuje budownictwo w stylu sudańskim. Zapachniało prawdziwą Afryką. Z tego co zaobserwowaliśmy to ponad 80% ludności miało czarny kolor skóry; Arabowie stanowili ewidentną mniejszość. Jednak poza położeniem na pustyni nie ma tu nic spektakularnego. 4 sierpnia Allah akbar, Allah akbar! Aszhadu ana la illaha il Allah Aszhadu ana Muhammadan rasulu Allah … Wołanie muezina powoli przepędza sen: Bóg jest wielki! Przybywajcie na modlitwę. Modlitwa jest lepsza niż sen… Muszę przyznać, że bardzo lubię to wołanie. O ironio, wcale nie przeszkadza mi też, że nieraz nie pozwala pospać Wstajemy o 4:30. Jesteśmy w sercu Sahary. Aby móc tutaj jakoś funkcjonować dzień rozpoczyna się ze wschodem słońca. Nawet śniadanie w hotelu serwowane jest od godziny 5:00. Gdy zeszliśmy na nie o 5:15 niektórzy goście już skończyli jeść, a niektórzy byli w trakcie. Ludzie tam nocujący także przedstawiali ciekawy dla nas obraz – przykładowo było dwóch mężczyzn, bardzo szykownie ubranych w tradycyjne galabie z chustami a’la arafatki na głowach. Pomimo przyzwoitej klasy hotelu i ceny, śniadanie nie odstaje od standardu: jajko, babka, dżem, margaryna, croissant, mleko, kawa, kakao. Zapraszamy naszego anioła stróża – niech także coś zje. Skoro hotel oszukał nas na cenie noclegu, niech zrewanżuje się chociaż dodatkowym śniadaniem. Żegnamy się z „naszym” policjantem, machamy sobie na pożegnanie. Start zgodnie z planem o 5:40. Żandarmi zjawiają się punktualnie, tak jak się umówiliśmy. Trochę się tego baliśmy. Ponoć zdarzały się takie sytuacje, że żandarmeria potrafiła umówić się na 8, a przyjechać o 9 czy 10. Przypuszczam, że my mieliśmy tę przewagę, że jako jedyni byliśmy latem i nikogo z żandarmerii nie rajcowała jazda w upale w samo południe 165.jpg Piach leżący na ulicach nie pozwala zapomnieć gdzie jesteśmy. 166.jpg Opuszczamy już Trans Sahara Highway i drogą N52 kierujemy się na zachód. 167.jpg 168.jpg 169.jpg 170.jpg To co nam wydaje się mazgajem na ścianie, niesie ze sobą przesłanie, lecz w języku tamazigh… 171.jpg 172.jpg 173.jpg My tymczasem opuszczamy Ajn Salah. Znów jesteśmy na pustyni. Choć w sumie wcale jej nie opuściliśmy… 175.jpg 176.jpg 177.jpg Jedziemy. Otacza nas bezruch. Także krajobraz zmienia się prawie niedostrzegalnie. Jedyne postoje to tankowanie i zmiany eskorty. Kolejne patrole żandarmerii witały się z nami uprzejmie, co bardzo ciekawie wyglądało w przypadku Ani. Niektórzy podawali jej rękę, a inni kładli ją na sercu. ( oczywiście sobie ) Udaje nam się namówić szefa jednej z eskort na wspólne zdjęcie. - Foto? – pytam wskazując na nas i niego. - Turist, normal! – odpowiada z uśmiechem. 174.jpg 178.jpg 179.jpg 180.jpg 181.jpg 182.jpg 183.jpg Stacja benzynowa. Nie jestem zachwycony brakiem asfaltu na wjeździe. Zawsze mam wątpliwości wjeżdżając na piasek moim motocyklem. Pomimo tego, iż bardzo go lubię, to muszę przyznać, że do jazdy po nawierzchni innej niż asfalt, to za bardzo się nie nadaje… W najlepszym wypadku możemy zakopać się, w gorszym – glebnąć. Ale skoro jest paliwo – nie wybrzydzamy. Okazało się, że – jak zawsze – strach ma wielkie oczy. Pod cienką warstwą piachu była jakaś twarda powierzchnia i przejechaliśmy bez problemu. Skoro już się zatrzymaliśmy, pomyślałem, że skorzystam z toalety. To co zastałem w środku przeszło moje wyobrażenie o syfie (a już trochę widziałem ) Dobrze, że kiedyś nurkowałem i potrafię wytrzymać dłuższą chwilę na bezdechu. Widząc, że żona również wybierała się w to samo miejsce, stanowczo jej odradziłem. Na szczęście posłuchała. 184.jpg Pustynia co i rusz pokazuje swoje inne oblicze. Zupełnie martwa skorupa przeplata się z piaskiem w przeróżnych odcieniach, kiedy indziej to kamienie. Nieraz płasko jak okiem sięgnąć, za chwilę pagórki. Każde z tych wcieleń jednakże piękne, inne, fascynujące. Obserwuję ją i myślę sobie: a więc to tak wyglądasz, pustynio? Sahara. Wielu próbowało ją opisać, ale czy komukolwiek to się udało? 185.jpg 186.jpg 187.jpg 188.jpg 189.jpg Przydrożna kawiarnia wygląda zaś tak: 196.jpg A tak przystanek autobusowy 197.jpg Handel przydrożny także kwitnie 198.jpg Natomiast kobiety są zdecydowanie bardziej kolorowe 199.jpg Raz na jakiś czas zatrzymujemy się w przydrożnej knajpce na kawę albo żeby napić się czegoś zimnego. Rzadko kiedy udaje nam się zapłacić – z reguły chłopaki z żandarmerii stawiają nam napoje. Pytają kilka razy, czy nie chcemy zjeść obiadu, ale dziękujemy. W stolicy prowincji Adrar mijamy kampus uniwersytecki: „Universite Africaine”. 200.jpg 190.jpg 191.jpg 192.jpg 193.jpg 194.jpg 195.jpg Za Adrarem mamy pierwszą awarię. Ułamał się uchwyt do GPS-a. Na szczęście mamy pilota w postaci żandarmerii, więc GPS tymczasowo ląduje w sakwie. Po dotarciu do Timimoun blachowkręt załatwia sprawę. Dobrze, że chociaż pogoda dopisuje i jest względnie ciepło, co potwierdza pokładowy termometr W sumie na temperaturę nie możemy narzekać. Jesteśmy wszak w najcieplejszym obszarze Sahary, tzw. trójkącie ognia: Adrar – Timimoum – Ajn Salah, a jakoś żyjemy. Pewnie to zasługa niskiej wilgotności powietrza. Inną sprawą jest, że oboje lubimy ciepło… Choć mamy w planie kontrolę temperatury i odnotowanie jej najwyższego punktu, idzie nam to słabo. Z reguły żadne z nas nie ma siły na zerkanie na termometr. 201.jpg 202.jpg Na przedostatnią zmianę żandarmerii przed Timimoun musieliśmy trochę poczekać, potem nie mogliśmy się z nimi dogadać co do prędkości jazdy. Ja chciałem – tak jak dotychczas - jechać stówką, czy ciut szybciej. Ci uparli się, żeby jechać 70-80 km/h, bo niebezpiecznie. Może miałoby to sens, gdybyśmy nie jechali prostą drogą przez pustynię, na której ruch był praktycznie zerowy… Po kilkunastu kilometrach stanąłem. - Musimy poczekać, aż silnik ostygnie. Zobaczcie na wskaźnik temperatury – prawie 100 stopni… Wskazałem oczywiście na temperaturę oleju. Fabryka mówi, że normalna temperatura pracy to do 110 stopni Trochę im to nie w smak, bo ciepło, a klima w ich samochodzie nie działa. - Co ja na to poradzę? Tak się wleczemy, że silnik mi się nie chłodzi. - It’s your problem! Szczęście nas jednak nie opuściło. Z uwagi na temperaturę nie zdejmujemy kasków ani kurtek. A tu nagle… jak nie walnie mi krew z nosa! - Co ci się stało? – pyta żona. - Nic – zaswędział mnie nos w środku, a ja się nieopatrznie podrapałem. Krwawienie szybko nie ustępowało. Chłopaki z żandarmerii próbowali jakoś pomóc. Dowiedziałem się, że należy ochłodzić kark i to faktycznie zadziałało. - Nie wiem jak wy, ale ja jadę szybko do miasta, na wypadek, gdybym potrzebował pomocy lekarskiej. Nie protestowali, więc pojechaliśmy przodem z prędkością jaka faktycznie nam pasowała. Zostali gdzieś z tyłu. Z drugiej strony wiedzieli, że przecież im nie uciekniemy Krwawienie z nosa to kara za zignorowanie przeze mnie prastarej mądrości ludzi Sahary. Tuaregowie owijają głowę kawałem materiału, robiąc z niego turban, dodatkowo zasłaniając twarz i szyję. Stosowne materiały zakupiliśmy już w Ghardai i moja żona jechała mając zasłoniętą całą twarz i szyję. Ja zaś przycwaniakowałem i gorące i suche powietrze wysuszyło mi śluzówkę nosa. Wystarczyło lekko się podrapać i psikus gotowy – krew lała się jakbym solidnie dostał w pysk. Od tego momentu już zasłaniałem twarz. Okazało się, że para wodna osadzająca się na materiale tworzy specyficzny mikroklimat, powodujący, że wydaje się, że wdychane powietrze jest chłodniejsze. Dodatkowo szyja osłonięta jest od gorących podmuchów wiatru. Jeśli dobrze się zastanowić, to używany w Polsce szalik działa tak samo, z tą różnicą, że chroni szyję od zimna Z kolejną ekipą żandarmerii nie ma już problemów. Zajeżdżamy do Timimoum – czerwonego miasta. Muszą nas odstawić do hotelu. Pod jedynym adresem pensjonatu jaki mieliśmy nikt nie otwiera… Wobec tego muszą zawieźć nas na policję. Tylko nie to!! Prosimy, aby zaprowadzili nas do jakiegokolwiek hotelu. Niestety, droga do jednego jest zasypana piachem. Mówię, że po piachu to nie damy rady. Dobrze byłoby znaleźć hotel do którego da się dojechać asfaltem lub chociaż pistą. - Jest jeden hotel, ale drogi. Ile macie pieniędzy na nocleg? - Pięć, no maksymalnie siedem tysięcy dinarów. - To trochę za mało. Ale spróbujemy coś ponegocjować. Zajechaliśmy. Hotel fajny. Żandarmi poszli gadać z recepcjonistą. - Dobra, możecie zostać za pięć tysięcy za noc. Pasuje? - Pewnie! Dzięki! Jak się później okazało, hotel kosztował 9000 za noc. Fajne chłopaki! Recepcjonista w hotelu został jedynie zobowiązany do informowania służb, gdzie jesteśmy i co robimy. Nie widzę najmniejszego problemu w informowaniu, gdzie jedziemy, o ile możemy jeździć sami! Hotel bardzo przyjemny. Wybudowany w stylu charakterystycznego ksaru – pustynnego „zamku”. Generalnie klimat niezły – na ścianie wisi mapa Afryki z lat 40 czy 50, w holu stoją stylowe regionalne meble z wyrzeźbionymi symbolami różnych religii i kultur. 216.jpg 206.jpg 207.jpg Ostatnio edytowane przez Dredd : 31.01.2022 o 21:37 |
21.12.2018, 16:44 | #10 |
Kierowca bombowca
|
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
(2018) поездка b Памир - czyli opowieść o tym, jak Gienia, Efcia i Słoń Dominik Pamir zdobywali | trolik1 | Trochę dalej | 167 | 05.05.2021 08:26 |
Rumuński Nałęczów czyli wycieczka w Karpaty (sierpień 2018) | Gończy | Trochę dalej | 23 | 27.11.2018 09:35 |
Sama na wyspie ludożerców – czyli Królowa na BMW GS Challenge 2018 | Sierdiukov | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 23 | 14.09.2018 22:56 |
Fireblade na Saharze - tak tez mozna... | sambor1965 | Kwestie różne, ale podróżne. | 26 | 26.02.2010 23:45 |