15.09.2020, 09:44 | #61 |
Banned
Zarejestrowany: Oct 2015
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 350
Motocykl: Lublin Autobus
Online: 2 tygodni 2 dni 12 godz 52 min 56 s
|
Spoko, to żarcik był.
Sporo ekip przejechało z płaskowyżu Arabel do Narynia,w tym z PL, nawet mi znani. Zostawiam temat trolikowi. Pozdro. P.S. Info o permitach zaś na pewno przydatne. |
15.09.2020, 18:44 | #62 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 522
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 18 godz 23 min 55 s
|
jechaliśmy tak jak pisze Emek. Za choinke nie moge odzyskać teraz śladu naszej wyprawy z inreach...:-(
|
15.09.2020, 19:04 | #63 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 522
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 18 godz 23 min 55 s
|
Rano Radzio wygonił nas ze śpiworów o 6-tej rano, bo przed nami była ambitna jazda do jeziora Kol Suu. Ja czułem się już całkiem ok, ale z kolei Radzio zaczął mieć objawy podobne do moich sprzed dwóch dni. On na szczęście był mądrzejszy ode mnie i pochłonął od razu garść nifuroksazydu więc mogliśmy jechać dalej. Na początku była szutrostrada, potem droga zaczęła się pogarszać, ale wciąż była całkiem Ok. Po kontroli granicznej wjechaliśmy na płaskowyż i dalsza droga wyglądała mniej więcej tak:
W odległości ok 40 km od jeziora track zaczął kierować nas skrótem w stronę gór-postanowiliśmy jechać jednak szutrem, bo byliśmy zbyt słabi na ew. walkę w terenie na takim odludziu. Do doliny Kol Suu zajechaliśmy przed południem i zalogowaliśmy się na jurtowisku CBT. Mogę spokojnie polecić to jurtowisko-czysto, schludnie, dobre jedzonko. Zaraz po zalogowaniu się w jurcie zaopiekowała się nami 14-to letnia córka gospodarzy, która wsadziła nas na konie i zawiozła do jeziora. Tu muszę po raz kolejny wyrazić szacun dla Kozaków z Wybrzeża - była to ich pierwsza w życiu jazda konna, a radzili sobie całkiem fajnie:-)!! Radziowi nawet udało się trochę pokłusować :-)!! Wojtek kiepsko sobie radził bez gazu i sprzęgła, dlatego dziewczynka trochę mu pomagała :-) Chłopaki zabrali ze sobą majtki do pływania, okulary, płetwy, ręczniki, płyny do opalania itd. Ja na szczęście nie zabrałem tego jakże ważnego sprzętu. Na szczęście.... :-), bo.... W jeziorze NIE BYŁO WODY!!! :-) Dziewczynka powiedziała nam, że raz na 10 lat jezioro wysycha no i my akurat trafiliśmy w suchy rok. Wrażenia z łażenia po dnie były niesamowite. Dla tego jednego dnia warto było telepać się z Polski tyle kilometrów. |
18.09.2020, 14:32 | #64 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Super
|
22.09.2020, 21:08 | #65 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 522
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 18 godz 23 min 55 s
|
18-go sierpnia ruszyliśmy w dalszą drogę zostawiając za sobą jurtowisko pod jeziorem Kol Suu. Celem tego dnia był dojazd jak najbliżej granicy kirgisko-tadżyckiej w Sary Tasz. Z mapy wynikało, że powinniśmy przejechać ten odcinek w ciągu jednego dnia....
Po wyjeździe z jurtowiska musieliśmy wrócić około 30 km do głównej drogi, która poprowadziła nas na zachód Słowo "główna" użyłem jako synonimu - chodzi oczywiście o to, że główną drogę trzeba było wybierać co chwilę z kilku lub kilkunastu śladów prowadzących w jednym kierunku. Przez następne sto kilkadziesiąt kilometrów jechaliśmy w krajobrazie księżycowym na całkowitym odludziu, co jakiś czas przekraczając rzekę Aksai. Na szczęście nie było zbyt wiele wody, ale brodzenie nawet w tak płytkiej rzece kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego czegokolwiek to przygoda sama w sobie :-) Celem pośrednim był dojazd do przełęczy Torugart, na której znajdowało się przejście graniczne i (podobno) nowo otwarta stacja benzynowa. Gdzieś po drodze miałem bliskie spotkanie 3-go stopnia z orłem - ptaszysko siedziało sobie na jakimś paliku około 2 metrów od drogi. Kiedy byłem jakieś 5 metrów od niego postanowił wystartować, ale podmuch wiatru zepchnął go w moją stronę-minął mój kask może o 20 centymetrów... Po dwóch godzinach pięknej jazdy można w końcu było udać się za potrzebą.... Radzio znalazł też miejsce godne do przylepienia sławnej na cały świat naklejki. Od teraz do naklejki tej będą udawały się pielgrzymki motocyklowe z całego świata. Wzdłuż granicy jechaliśmy jakąś godzinę, po czym znaleźliśmy czynną stację benzynową na przełęczy Torugart. Dojazd z kol Suu do Torugart zajął nam około 4 godzin. Nie byłem nigdy w Chinach i przejazd tak blisko granicy tego kraju był dla mnie prawie mistycznym wydarzeniem. Kolejne z moich marzeń zostało spełnione! |
22.09.2020, 21:30 | #66 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 5 min 47 s
|
Przyznaje, ze tez odlalem sie na to ogrodzenie. Z jakas taka radoscia szczegolna...
|
30.09.2020, 13:43 | #67 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Dalej panie ...
|
03.10.2020, 18:32 | #68 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 522
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 18 godz 23 min 55 s
|
|
04.10.2020, 09:31 | #69 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 522
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 18 godz 23 min 55 s
|
Przełęcz Torugart położona jest na wysokości bodajże 4100 metrów. Po zatankowaniu naszych osiołków zaczął padać deszcz, który w kombinacji z temperaturą (7 stopni na tej wysokości) dał nam się nieźle we znaki aż do karawanseraju Tasz Rabat. Sam karawanseraj raczej nas rozczarował - może dlatego, że była mgła, padał deszcz, a my byliśmy zmarznięci po godzinnej jeździe w deszczu w temperaturze poniżej 10 stopni. Jedynym plusem było to, że mogłem założyć kalesony w suchym miejscu :-)
Po wyjeździe z karawanseraju chcieliśmy przejechać skrótem przez góry do miejscowości Bajetowo, jednak widok "zniszczonych" rowerzystów jadących w odwrotnym kierunku skutecznie nas zniechęcił do tego pomysłu. Szkoda, że nie zrobiłem im zdjęcia, bo mieli na sobie tyle gliny ile sami ważyli.... Nie pozostało nam nic innego, niż skierowąć się do Narynia i następnie dalej przez Kazarman do Dżalalabadu i potem Sary Tasz. Na szczęście za Naryniem przestało padać i nieśmiało wyszło słoneczko, choć gdzieniegdzie czaiły się burzowe chmury. Po kilkudziesięciu kilometrach GPS skierował nas z asfaltowej drogi w szuter-myślałem, że pomyliliśmy drogę i dlatego zapytałem kolesia w przejeżdzającym aucie czy to jest droga na Dżalalabad. Z uśmiechem odpowiedział, że tak. Przed nami było 300 kilometrów szutru... Po kilkudziesięciu kilometrach jazdy na szutrowej tarce jedna z goniących nas chmur burzowych zbliżyła się niebezpiecznie i postanowiliśmy poszukać noclegu pod dachem. Pośrodku niczego znaleźliśmy samotny budynek, w którym gospodarzył Jeseń (to ten Pan drugi od lewej). Jeseń latem zajmował się pracą na gospodarstwie, a zimą dbał o nawierzchnię drogi przebiegającej w pobliżu jego gospodarstwa. Spędziliśmy wspólnie z nim przemiły wieczór i ranek. Po zaparkowaniu mojego osiołka usłyszałem metaliczny dźwięk i po odwróceniu głowy zobaczyłem odpadającą śrubę...:-). Okazało się, że jest to śruba mocowania wydechu, która postanowiła się rozwieść z Gienią po setkach kilometrów szutrowej tarki...Po półgodzinnej walce udało mi się rozkręcić połowę motocykla i umieścić niegrzeczną śrubę na swoim miejscu. Proszę zwrócić uwagę na naklejkę przyklejoną do osiołka. Legenda głosi, że po ceremonii naklejenia osiołek ten stał się świętym graalem wszystkich motocyklistów... Rano zostaliśmy nakarmieni przez Jesenia i z żalem musieliśmy się pożegnać. Zaraz po opuszczeniu gospodarstwa rozpoczęliśmy wspinaczkę na jedną z kilku przełęczy które dane nam było pokona tego dnia. Miałem łzy wzruszenia w oczach kiedy wjechaliśmy na asfalt przed Dżalalabadem. Sam przejazd z Narynia okazał się fajną przygodą, na którą my jednak nie byliśmy mentalnie przygotowani bo w głowach mieliśmy już Pamir... Na biwak rozbiliśmy się jakieś 80 km przed Sary Tasz na skraju jakiejś wioski. Plusem było to, że można było umyć się w strumieniu. Minusem było to, że lokalesi myli samochody w strumieniu... |
04.10.2020, 10:54 | #70 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
W kwestii formalnej żebyś nie myślał, że się nie czyta . Torugart nie ma 4100 tylko 3752 mnp.
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
"Życie to nie bajka, nie głaszcze po jajkach!!!";) Howerla, Svidovets, Закарпатське***** | Pirania | Trochę dalej | 55 | 29.09.2017 22:46 |
Opowieść o Strefie (Рассказ о Зоне)... | chemik | Trochę dalej | 17 | 13.09.2016 21:59 |
Białoruś maj 2014 czyli Пo слядах продкаў | spider2you | Trochę dalej | 28 | 28.11.2015 21:33 |
Мурманск город-герой [2011] | 7Greg | Trochę dalej | 24 | 26.06.2011 00:05 |
«Адреналин 2008»! Zlot w Łucku 22- 25 maja | ltd454 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 4 | 31.05.2008 20:47 |