|
30.04.2024, 17:02 | #1 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Skąd mi się to bierze?
Regeneracja sił i logistyka. Co za pomysły? Potrzebuję przesłać aplikację online, zrobić płatność, wydrukować papiery i pojechać do ambasady. I jeszcze zmiana wizy online na paszportową. To też potrzebne do wniosku wizowego do Nigerii. Proste? Tak, jeśli jest prąd. A prądu nie ma. Technologia jest fajna. Tęsknię za analogiem. Tymczasem. Analizator włączony. Gdzie może być prąd, internet itd? Jest takie miejsce. Lotnisko. Tylko tam. Ruszyliśmy z Abdullayem właśnie tam. Prędkość internetu jest taka, że można spokojnie UFC oglądać i nie przegapić żadnej akcji. To co w WWA zrobiłbym w 10 minut tutaj trwa godzinę. Jednak jest. Mam wszystko. Wydruki, potwierdzenia i inne papiery. Jeszcze tylko ambasada Nigerii. Jazda przez miasto…już pisałem. Chciałem zrobić jakieś foty, ale Abdullay lekko się wystraszył. "Polis. No,no…". Dojazd samochodem zajął nam jakieś dwie godziny. I z tego co pamiętam chyba trafimy na przerwę w pracy. Ambasada wyłoniła się zza innych budynków, a przerwy nie ma na szczęście. Pani sprawdziła moje dokumenty. Jest ok. Zamówiłem wizę w wersji ekspres. Naprawdę już czas nam mnie. Dziwnie się czuję będąc w jednym miejscu. Wiza do Nigerii to chyba mój największy wydatek w tym temacie jak do tej pory. Czekam na telefon.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
30.04.2024, 17:07 | #2 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Czekam na telefon.
Na drugi dzień ruszyliśmy w ciemno do ambasady. Nie wiadomo czy wiza jest, czy jej nie ma. A czas nagli bo czeka na mnie jeszcze wizyta w ambasadzie Liberii. Tutaj też potrzebuję wizę. I dzwoni telefon. Abdullay podniósł kciuk do góry. JEST!!! Mam wizę do Nigerii. Droga otwarta. I w stylu angielskim pozdrawiam ambasadę Nigerii w PL. Nic tam nie załatwiłem pomimo mocnych papierów. Tu papierów miałem mniej i nikt mi dziwnych pytań nie zadawał. W PL zażyczyli sobie nawet zaświadczenie o niekaralności. Odczapione to!!! Później Liberia. Było już popołudnie a czas dojazdu coraz bardziej się wydłużał. Już mnie to zaczęło irytować. Abdullay chciał dobrze. Auto tutaj nie daje rady i koszty samego paliwa robią się absurdalne. Czas na zmianę. Jedyna rozsądna opcja to mototaxi. I tak uczyniłem. Jazda zajęła może 10 minut. Przyznam, że byłem czujny, żeby noga nie została mi na zderzaku jakiegoś autozłomu. Chłopak jednak sprytnie się przemieszczał. Na miejscu byłem około 13.00. Ma bramie strażnik powiedział miło: "Daj kasę, dwa zdjęcia i przyjdź o 16.00". Zapytałem, czy frankami tutejszymi mogę zapłacić. Nic z tego. Tylko USD. Ok. Byłem przygotowany. To idę sobie. Uszedłem kilka kroków. Dzwoni telefon. Strażnik: "Wracaj". Po co? Już wiza? "Daj franki i masz USD z powrotem". Ok. To chyba jednak prywatna wymiana, a nie konsularna. "I przyjdź o14.30". Jasne. To idę sobie. Wymieniłem resztę pieniędzy. Kupiłem banany i je sobie zjadałem. Głodny byłem. Ludzie jakoś tak spode łba na mnie patrzyli. Później załapałem. Telefon: "Przyjdź po paszport. Gotowe". No moment, bo jem banany. Całość operacji zajęła może 45 minut. Mam wizę do Liberii. Mototaxi wróciłem sobie na miejscówkę. To dużo lepsze niż samochód. I poszedłem sobie jeszcze na targ. Próbowałem nagrać metodą partyzancją. Jednak czujność tutaj była duża. "E…filming!?". Nou. I pokazałem telefon. Jest to prawda. W tym momencie nie było "filming". Kupiłem sobie sok i popijam rozglądając się dookoła. Takie targowiska zawsze wydają mi się ciekawe. Ludzka energia. Jakiś tutejszy coś zaczął do mnie mówić. Nic nie rozumiałem oczywiście. "Englisz?". Tak. "Czemu pijesz?" "Bo jestem głodny" Śmiech "U nas w kraju teraz się nie je" Hmmm? Błysk. Zaczął się ramadan. No tak. I tak sobie rozmawiamy. Nie potrafił zrozumieć czemu jadę przez Afrykę. Doszukiwał się jakiegoś powodu. Jakby nie można było robić czegoś z pasji. "A jakie Ty masz hobby?" Cisza. "Kiedyś śpiewanie" Cisza. Wyglądało to jakby wspomnienia wróciły. "Studiowałem prawo. Ale jest jest ciężko. Teraz moje hobby to kupno sprzedaż" Jego miejsce pracy to mały stolik i parasol chroniący przed słońcem. Sprzedaje gotowane jajka, fasolę i coś tam jeszcze. Kupiłem kilka.na drogę jutro i się rozstaliśmy. Każdy do swojego hobby. Oj Abdullay. Ty nie przeginaj. Nawet trochę do rymu. Abdullay bardzo mi pomógł. Szczególnie z całą akcją lotniskową i jazdą do ambasady. Na bookingu znalazłem spanie u niego i ponieważ był lowcost to wziąłem. Mam pokój u niego z domu. Jego żona robi obiady i nawet wdzianko motocyklowe mi wyprała. Jest super. O obiady i całą obsługę nie prosiłem. Abdullay mówił: "Czuj się jak w domu. Pomogę Ci tylko za paliwo do auta. Jesteś moim amigo, a ja twoim. Nic się nie martw. Będę z tobą, bo jesteś biały i będą cię tutaj naciągać ". I jak do tej pory było ok. Tymczasem Abdullay zaczyna się rozprzestrzeniać finansowo. Mimochodem rzuca coś w stylu, że cena za nocleg to za dzień była a nie za trzy chyba. I patrzy na mnie. Pokazuję mu rezerwację i ok, hamuje. Trochę później. "No wiesz, zawiozłem cię, ale to cały dzień pracy. To jakaś zapłata mi się należy". Jedziemy samochodem a on, że trzeba zatankować. Chwila. Dzień wcześniej dostał pieniądze na paliwo. I tak chciałem mu zapłacić ekstra. Mam tu dobrą opiekę i bardzo mi pomógł. Jednak takie podchody mi się nie podobają. Zatem rozpoczynamy negocjacje. Było w sam raz tyle ile chciałem mu dorzucić. Temat zamknięty. Na godzinę. "A jeszcze restaurant?". Chodzi o obiady w domu. To się nazywa "metoda salami" często stosowana w negocjacjach. Ja mówię "all". On wycenia wszystko po plasterku. No nic. Już stoję obiema nogami na gruncie i wiem co dalej. Przecież: "Jesteśmy amigo" "Czy sięgasz mi do kieszeni, bo jestem biały?" "Czy pamiętasz co mi mówiłeś o pomocy?" "Money over amigo" Czuję, że musi poczuć zdecydowane stop. Szkoda. Atmosfera lekko siadła przez to. Z drugiej strony tutaj to normalne. Tylko czasem zapominam. Mototaxi na przykład. "Zawieziesz mnie tam?" "Tak. Wiem gdzie to jest" "Za ile?" "200" Dojeżdżamy na miejsce. "200 to za mało. Było dalej" Cudownie. Był taki gość co słynął z zakrzywiania rzeczywistości. Fakt. Apple to potęga. Tutaj wystarcza to na mototaxi i tylko jak się biały pojawia. Jutro w drogę.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
05.05.2024, 13:49 | #3 |
Kiedyś R.T70
Zarejestrowany: May 2014
Miasto: Częstochowa
Posty: 1,422
Motocykl: Była RD04
Przebieg: 120000+
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 7 godz 47 min 6 s
|
Fajna relacja. Łyknąłem na raz. Pisz dalej!
__________________
Serdecznie pozdrawiam. Romek T. |
05.05.2024, 22:12 | #4 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Sierra Leone jest topem
Uff. Wyjechałem z Conakry. Rano o 07.00 byłem już w siodle. Wszystko tylko, żeby nie wpakować się w ruch uliczny. Jechałem w przeciwną stronę do głównego ciągu porannego i sukces. Wyjechałem sprawnie. Na granicy Sierra Leone jakoś pojaśniało. Energia jakaś inna przyszła. Pogranicznicy uśmiechnięci. Zapraszają z paszportem. Idzie wszystko na miło i z pomocą. Jakbyśmy się znali od dawna i przy kawie załatwiamy jakieś lekkie tematy. Jest bananowo. Pani z immigration mówi: "Hmmm…masz wizę online z miejscem wjazdu airport. No dobra. Przecież robisz tranzyt do Liberii. Have a good journey" Drogi w SL są równe. Bez dziur. Tylko nie ma co się zatrzymywać na "panowie na prawo". Są informacje o minach. To jeszcze pozostałości po wojnie domowej zakończonej w 2002 roku. Są działki do kupienia. Dobra cena. Ruch jest niewielki. Nie wiem jak z przepisami. Sprawdzam. Pewne jest to, że 270 km, które miałem do przejechania przewinęło się tak, że o 11.30 byłem w mojej nowej miejscówce. Bureh Town. Nie wiem skąd Town? To jest totalna wieś. Jest BOSKO!!! To jest TOP!!!! Z dala dużych miejsc. Kilka domów zaledwie. A ludzie ultramili. Gospodarzem jest mega koło. Natural rasta. Tak przynajmniej wygląda. Miejsce nazywa się Robinson's Hat. Budżetowo. Jak dla mnie luksusowo. Nie ma prądu i wody w kranie. To w ogóle nie jest temat. Ocean szumi sobie. Nie huczy, jak to czasami bywa. Lekki, ciepły wiatr sprawia, że temperatura 33 stopnie jest przyjemna. Jest totalna cisza osiągnięć cywilizacji. Radio, TV brak. Woda klarowna i cieplutka. Fale załamują się delikatnie i można mieć frajdę z kąpieli. I oczywiście świeżo zerwany kokos też musiał być. Widziałem jak chłopak wspina się na drzewo, żeby kilka zerwać. I jeden dla mnie poproszę. Ile?". W przeliczeniu 3 PLN'y. Zbieram siły na następne dni w Afryce.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
05.05.2024, 22:25 | #5 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Celnik na moment zastygł w bezruchu
To było wtedy, kiedy przekraczałem granicę Liberii z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Zaczęliśmy zwykłą pogawędkę. On był ciekaw mnie. Skąd jadę? Dokąd i po co jadę? Nie były to pytania z kategorii przesłuchanie. Po prostu ludzkie zaciekawienie inną osobą. Nie wiem w jaki sposób, natomiast przeszliśmy do tematu wojny w Liberii. Działa się w 1999 roku. A w zasadzie to on o tej wojnie przede wszystkim opowiadał. Mówił o tym jak brat zabijał brata. Ile było w tym wszystkim okrucieństwa i śmierci. Całe państwo było pogrążone w chaosie. Widać było że bardzo mocno to przeżywa jeszcze teraz. A Liberia dzisiaj jest bardzo przyjaznym państwem. Wystarczyło że się na chwilę zatrzymam i od razu zbierała się gromadka ludzi. Zostawiałem wszystko na motocyklu. Telefon, kask z kamerą, kurtkę. Nic, kompletnie nic się wokół tego nie działo. Nie miałem poczucia jakiegokolwiek zagrożenia. Wręcz odwrotnie czułem się świetnie. Po Sierra Leone mam poczucie że Liberia jest następnym bardzo przyjaznym krajem. Na obu granicach totalny luz, Wszyscy są bardzo pomocni. Odprawa idzie sprawnie bez żadnych komplikacji. Może chodzi o to że mają tutaj dużo zieleni? Bo rzeczywiście jadąc przez Sierra Leone i Liberię cały czas rozglądam się na boki podziwiając to co jest dookoła. To nie jest Afryka Pustynna. Wręcz odwrotnie. Mnóstwo tutaj zieleni. I może o to chodzi? Jak ludzie mają dużo zieleni to są jacyś tacy bardziej spokojni. Aczkolwiek możliwe że to jest lekko przesadzona koncepcja. Tylko wieczorem straciłem czujność. Wjechałem do pierwszego tzw. hotelu i była wtopa. Szok w każdym wydaniu. Zrobiło się już ciemno i byłem skazany ma to miejsce. Do rana wytrzymam. Za to gospodarz był bardzo zaangażowany. Powiedziałem, że potrzebuję internet. Pojechał do "miasta", kupił slzdrapkę z numerem i dał mi swoją SIM. Bardzo mnie to ujęło. Dzięki Ci Gospodarzu. Szkoda, że internet nie zadziałał. A teraz jestem już w Wybrzeżu Kości Słoniowej. I ludzie tutaj też są super. Zbijamy sobie piątki ze strażnikami na check pointach. Tak samo jak w Liberii w momencie, kiedy się zatrzymuję zawsze znajdzie się jakaś gromadka ciekawskich. Na stacji benzynowej.: "Czy mogę zapłacić w euro?. Ogólnie to nie. Przyjęli jednak ode mnie kasę i wszystko było na spoko. Przy okazji zapytałem człowieka na stacji o to, gdzie jest hotel? Wsiadł do swojego samochodu i zawiózł mnie pod drzwi. Jeszcze mi się takie wspomnienie ze wzruszeniem pojawiło. Jechałem sobie drogą w tym pięknym kraju. Coś mnie tknęło, bo pojawiło mi się jakieś podobieństwo. Coś znanego we mnie ożyło. Przez moment się zastanowiłem i już wpadłem na to o co chodzi. Droga tutaj wygląda dokładnie tak samo, jak droga z Sochaczewa do Kutna. Jest dość szeroka, z wymalowanymi pasami i z poboczami. Oczywiście są też pewne różnice. Czuję, jakby ta droga prowadziła przez środek ogrodu botanicznego. Dookoła palmy, bananowce i inna jeszcze roślinność której nazwy nie znam. Poza tym ruch jest znikomy. Mijam zaledwie po kilka aut. A to oznacza że mogę ustawić sobie manetkę w jednej pozycji. I w zasadzie jechać jak na autopilocie. Różnica też jest taka, że nie ma fotoradarów. Ani w ogóle radarów. Nie przesadzam jakoś specjalnie z prędkością. Natomiast jedzie się bardzo komfortowo. I właśnie dlatego mogę pokonywać też duże odległości. A już wisienką na torcie była restauracja "Pod Palmami". Nie wiem, czy rzeczywiście tak się nazywa? Natomiast było genialnie. Chatka umiejscowiona wśród palm. Klimat odlotowy. Musiałem tam coś zjeść. Właścicielka zrobiła przepyszną rybę. Rzuciłem jeszcze kurtkę na trawę. Słońce delikatnie przebijało się przez liście palm. A ja tymczasem uciąłem sobie delikatną drzemkę. Regeneracja. Pomogło. Następnych 300 km zrobiłem na jednym gazie. Ta Afryka tutaj jest jakaś inna.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
05.05.2024, 22:34 | #6 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Jechałem do Ghany bez wizy.
W ciemno do granicy i zobaczymy. W razie czego mogę jechać do Burkina Faso. Przecież mam wizę. Tylko, że byłoby to dodatkowo pewnie 800km. Trochę dużo a czas ma znaczenie. Mam taką obserwację, że immigration police ma duże możliwości w temacie przepuszczania przez granicę. Na granicy: “A gdzie masz wizę?” “Nie mam. U Ciebie chcę kupić” “U mnie?” “Tak. Słyszałem, że można. Potrzebuję tranzyt. Mam paszport europejski ze strefy Schengen” Skąd ten pomysł i to gadane? Samo przyszło. “A, ok. 50$” Mam wizę. I jadę. Do miejsca, które jest możliwie najbliżej od granicy. Trafiłem do Axim. Złapałem miejscówkę pierwszą jaką spotkałem. Temperatura, niewiadoma na granicy, kilka godzin jazdy. Byłem skonany. Wbijam i…no nie. Znowu rajsko. Przepiękna plaża. Myślałem, że Sierra Leone to już max. Ale tutaj jest max+. Miejsca dla total chillerni. Jest bajkowo i pocztówkowo. Pełen zachwyt okolicznościami. Przepięknie. Smuteczek pojawił mi się na myśl, że jutro wyjeżdżam. Echhh. Ten czas. I rzeczywiście tak się stało. Z samego rana ruszyłem do Lome w Togo. Drogi się pogorszyły. Jest znowu walka. Normalnie to bym szukał jakiegoś objazdu, żeby nie wjeżdżać do miasta. Niestety. Potrzebuję wizę do Kongo. Mógłbym próbować na granicy tyle, że podobno jakieś dziwne stawki dla białych tam proponują. Czyli Togo. Niestety. Przyjechałem tu już po 18.00. Czyli ciemność. Miałem wcześniej rezerwację pokoju, więc na spokojnie. Jechałem na GPS. Jestem w punkt. Tylko tego miejsca nie ma. Mam na myśli guesthousu. Pytam ludzi dookoła i nic. Pół ulicy się zaangażowało w poszukiwania. Dwóch chłopaczków chodziło ze mną od bramy do bramy i nic. Podany telefon nie odpowiada. Nic. Załamka. Jeden z miejscowych powiedział, że w razie czego może mnie przenocować. Tego nie lubię. Totalne zmęczenie po dniu orki i jeszcze taka akcja. Ale, tam mieszka jakiś biały to może coś wie i pomoże. Ok. Trafiłem do misjonarza. To będzie mój nocleg na dwa dni. Idę spać.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
05.05.2024, 22:52 | #7 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Nie w parcianym worze.
Tylko normalnie. W spodniach chodzi. Misjonarz, bo o nim piszę. Kiedy się spotkaliśmy padło magiczne “Where are you from?”. Odpowiedź wiadomo jaka. A on na to “Me to”. Nie no. Żart jakiś. Tak, to był żart. Joe pochodzi z Danii. A Polskę zna z portów głównie. Szczecin, Gdynia, Gdańsk. Tu bywał pracując jako marynarz i miał wtedy 17 lat. Czyli czasy głębokiej komuny. I cały czas pamięta kilka polskich słów. Podstawowe to “na zdrowie”. Długo opowiadał mi swoją historię. Wyrzucili go ze szkoły jak miał 13 lat. Był tam bity, poniżany, nazywany głupkiem. Masakra jakaś. A to dlatego, że było mu trudno przeczytać tekst z książki. Cała klasa się z niego śmiała. Doszło do tego, że pobił go nauczyciel. Krew leciała mu z nosa. Wylądował u dyrektora a ten jeszcze poprawił. Niby, że sobie drwi z nauczyciela i buntuje klasę. Po latach okazało się, że ma dysleksję. Nikt tego nie diagnozował ponad sześćdziesiąt lat temu. To był długi wieczór i można by książkę napisać albo dobry scenariusz na film. Tutaj zajmuje się pomocą. Głównie dla dzieci z dysleksją. Uruchomił program edukacyjny dla nauczycieli. Jak diagnozować i pracować z dysleksją. Robi to wszystko w ramach organizacji pozarządowych ze wsparciem spnsorów i innych organizacji. Mega spotkanie. Może tak właśnie miało być. A tymczasem pracowałem nad wizą do Konga. Miałem dużo czasu więc zrobiłem POM wokół ambasady. I to jest to czego chciałem i mam w tej podróży. W biurach turystycznych tej oferty nie ma. Mały bar gdzieś przy ulicy. Widzę jak trzy kobiety walą drągalami w michę. Oczywiście, że idę zobaczyć. Robią jedzenie. Coś w rodzaju ciasta na makaron. To ja poproszę z sosem. I widelec. Nie ma. Łyżka. Nie ma. A co jest? Ręce. Własne oczywiście. Ale, żeby nie było. Jest też płyn i woda do mycia. Pyszne to było. Oj bardzo. I śmiechy, foty, gadane na anglopółsłówka. Super spotkanie. O potem to już proza podróżowania. Padł mi kabelek od mikrofonu kamery. No to dead end. Objazdowe nieme kino. Zacząłem pytać w różnych miejscach. Ktoś? Coś? Nic. Smuteczek. Jeden taki był co stwierdził “Damy radę”. Albo przyjąłem, że tak jest. To pojechaliśmy motorkiem na stragany. Tam nie ma. W innym miejscu też nie. Znowu smuteczek. Nic. Spadam stąd. Ale. Pojawił się kolega i stwierdził, że naprawi to. Akcja toczyła się do nocy i…mam kablek. Człowiek pół miasta zjeździł, żeby znaleźć mini jack. I jest. I pięknie.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
05.05.2024, 23:21 | #8 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
“I am taking a ride with my best friend”
W kasku leci sobie piosenka Depeche Mode. A ja rano i wieczorem poszukuję mojego best friend w Afryce czyli Ketonal. Coś z plecami. “Jakby mnie ktoś kijem golfowym zajechał”. Szkoda mi było opuszczać Lome. Fajna miejscówka i fajni ludzie. To był dobrze spędzony czas. Pojechałem sobie wzdłuż Togo zamiast od razu do przejścia z Benin.Tak po prostu chciałem zobaczyć jak wygląda to państwo. Kto wie? Może mnie coś zaskoczy? Na straganach można kupić tanie paliwo z Nigerii. Kwitnie tu prywatna inicjatywa związana z importem paliwa zza granicy. Jeśli ktoś ma baniak i motorek wozi paliwo, które można tu kupić za niską cenę. W Nigerii kosztuje jakieś 1,80 zł. Tutaj na stacjach około 6 zł. Jest więc Przestrzeń ma robienie biznesu. Podziwiałem logistykę, pomysłowość i pomysły na zwiększenie “capacity”. Ale maciora na motorku? To już mistrzostwo. Jednak mam poczucie, że zrobiło się powtarzalnie. Mijałem podobne klimaty jak w innych miejscach. Ok. To skręcam w prawo sobie. Do Beninu. Było też dość podobnie. To w takim razie do Nigerii. Już czas. Odległości nie były duże. To zaledwie 60 km. W sam raz, żeby na spokojnie przekroczyć granicę, znaleźć jakiś nocleg i się przespać. Naiwny ja. Jakieś 20 km przed granicą poczułem że wieje mocniejszy wiatr. Dodatkowo był to chłodny wiatr. W oddali widać było chmury. Będzie ulewa. I rzeczywiście ledwo pomyślałem a już zaczęło lecieć z chmur jak z wiadra. Nie ma zmiłuj się. Poszła taka pompa, że nie ma szansy na jazdę. Czekam. A czas sobie płynie. Droga do granicy była dziurawa. Tradycyjnie jechałem za motorkami i podpatrywałem ich ślad jazdy. Dojechałem wreszcie i czułem już presję czasu. Jeszcze trochę zapasu miałem. I tu się zaczęło. Pierwszy posterunek immigration nawet jeszcze okej. Zapytałem o to gdzie mogę podbić papiery celne na motocykl? “A to nie tutaj” “A gdzie?” “Tam w miasteczku” “Żartujesz. Wiem że żartujesz” “Nie nie żartuję. Tam jest celnik” To było dokładnie to miasteczko, w którym przeczekałem ulewę. Rozpocząłem więc drogę powrotną znowu mijając dziury i uważając żeby w żadną z nich nie wpaść. Jechałem już na niezłym wkr… Rzeczywiście. Urząd celny był zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie przeczekałem ulewę. Pieczątka w pięć minut i wracam. Cały czas jechałem na wkr… to chyba właśnie dlatego byłem przy przy niż motorki. Prawie jak na Ahorn (traska narciarska). Gdzie jest immigration Nigerii? Nie ma. Posterunek był wyrzucony gdzieś poza główną drogę. Zacząłem pytać ludzi Gdzie mogę znaleźć biuro. Na szczęście zgłosił się do mnie motorkowy No to dawaj. Jedziemy chłopie bo się ściemnia. Dojechałem wreszcie. Pieczątka. Gdzie jest celnik? Nie ma. To nie tutaj. Nawet motorkowy nie wiedział. Po instrukcjach załapał. Pojechaliśmy w jakieś zupełnie inne jeszcze miejsce. I przyszła ciemność. Bardzo tego nie lubię. Na szczęście mój przewodnik znał hotel tuż obok. A Nigeria? Przede wszystkim kompletnie to nie jest to co można słyszeć o tym miejscu. To nie jest tak, że za każdym rogiem czai się bandyta z gotowym tekstem: “Give me your many or I will kill you”. Czuję się tu normalnie i bezpiecznie. Nic się nie dzieje. Jest wręcz nudno. Jedyna różnica jest taka, że pierwszy raz usłyszałem: “Give me one dollar” “Buy me something” Wcześniej tego nie było. Tutaj jakoś się zaczęło. Poza tym robi się już dość powtarzalnie. Drogi z dziurami, drogi bez dziur. Mijam podobne wioski i miasteczka. Trochę inne są też checkpointy. Tutaj żołnierze są uzbrojeni po zęby. Każdy stoi z kałachem. I rzeczywiście czasami dokładnie przeglądają samochody. Mnie zostawiają w spokoju. Jedyne co można zrobić to po prostu jechać cały czas przed siebie. Myślałem że trochę dłużej zabawię w Nigerii. Okazuje się jednak że chyba niedługo będzie już Kamerun. A...Jeszcze Artemesia. Zioło. Tutaj to podstawowa ochrona przed malarią. W Europie niedostępna i zakazana. Czemu? Bo kosztuje kilkanaście złotych. I można sobie w domu zasiać. A tabletki? To konkretna kaska dla koncernów.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
06.05.2024, 09:51 | #9 |
Pisz pisz
To że nikt nie komentuje, nie oznacza, że nie czytają.
__________________
www.kolejnydzienmija.pl 2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym 2015: Veni Vidi Wypici 2016: Muflon na latającym gobelinie 2017: Garbaty Jednorożec 2018: Czarny Jaszczomp 2019: Rodzina 50ccm plus 2020: Żółwik Tuptuś 2021: Chiński Syndrom 2022: Nie lubię zapierdalać 2023: Statek bezpieczny jest w porcie, ale nie od tego są statki 2024: Uwaga bo ja fruwam |
|
07.05.2024, 07:17 | #10 |
Administrator
|
Jak się czyta to się nie komentuje by piszącemu nie przeszkadzać
__________________
AT03 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Afryka zachodnia - info poszukiwane | adoado0 | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 03.04.2018 18:26 |
Wizy Afryka Zachodnia | Piast | Przygotowania do wyjazdów | 5 | 28.07.2017 06:00 |
Afryka zachodnia marzec | wojxxx1 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 22.12.2014 12:29 |
Afryka Zachodnia z Sahary Z. | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 12 | 17.11.2014 12:06 |