20.11.2011, 10:48 | #61 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Ballynahinch (Irlandia Płn) / Częstochowa
Posty: 630
Motocykl: CRF1100L AS
Przebieg: 7500 km
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 6 dni 21 godz 47 min 42 s
|
Sebol, jak możesz to wrzuć gdzieś to zdjęcie samotnej Afryki na stepie (przedostatnie z posta z 16go listopada) w pełnej rozdzielczości - chciałem na tapete.
Z góry dzieki |
20.11.2011, 12:40 | #62 | ||
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
|
Jak pamiętam z Holandii . Właściciel coś przy pompie paliwa grzebał . Nie wiem czy coś naprawiał , czy profilaktycznie zaglądał .
Cytat:
Cytat:
Ogólnie ze zdjęciami jakaś kicha wyszła . Podaję z fotosika link URL gdzie po kliknięciu na zdjęcie powinno wyświetlić się w wielkości 990 pix. Napisałem nawet do serwisu hostingowego podając linka do relacji . Odpisali , że nie wiedzą dlaczego się większe zdjęcia nie wyświetlają . Według nich na forum może być jakaś blokada lub coś takiego . Nie wiem bo się na tym dokładnie nie znam . Może admin znajdzie ten problem .
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
||
20.11.2011, 16:04 | #63 | |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Białystok
Posty: 39
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 25 min 13 s
|
Cytat:
Mówił poza tym, że wzięli z kraju taką ilość niepotrzebnych rzeczy, że korzystając z pobytu w Jakucku odesłali połowę z powrotem do kraju. W Jakucku miałem okazję posiedzieć w 2010 trzy dni i cholera mnie brała, bo oglądania osobliwości tego miasta jest raptem na intensywne 1-2 dni. Nie wyobrażałem sobie co tam można robić przez ponad pięć tygodni! Hiszpanie rozbrajająco stwierdzili, że zaznawali relaksu siedząc u jakieś jakuckiej rodziny z którą się bardzo zaprzyjaźnili. Wiadomo 5,5 tygodnia potrafi zbliżyć ludzi . Co by nie gadać to południowcy patrafią celebrować czas. Swoją drogą to zazdrość mną targnęła na wiadomość o możliwościu bycia trzy miesiące w podróży. Może kiedyś i mi się to zdarzy. Hiszpanie będąc już w Mongolii dośwadczyli kolejnej przygody z zawieszeniem BMW. Nie, nie, nie to nie tylni amor! Tył był OK. Tym razem sprawa działa się z przodu. Hiszpan mówił coś o kartridżu. Chcąc być jednak sprawiedliwym to trzeba stwierdzić, że motocykl BMW FS 850 robił wrażenie. Maksymalna ilość gadżetów z Touratech'a jak kufry, trzymacz na kamerkę, kanisterki, siekierka, itp. Wyglądał jak jeżdżąca reklama firmy. Nawet mieli na sobie jakieś markowe, żółte sztormiaki i na luzie opowidali jak to dobrze znieśli gradobicie, a potem opad śniegu w dolinie jakieś 150 km przed nami. A ja już rozmawiając z nimi i bez tego szczękałem zębami bo pod kurteczką tylko polarek. |
|
21.11.2011, 12:54 | #64 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
|
Dzień 24 763km. 20.07
Dzisiaj pogoda się pogorszyła. Niebo zasnute chmurami i w zasadzie w każdej chwili może zacząć padać deszcz . Muszę powiedzieć, że i tak do tej pory pogodę mieliśmy bardzo dobrą. Po śniadaniu jedziemy na przejście graniczne. Mijamy sznur stojących samochodów i ładujemy się na początek kolejki . Po kilku minutach podchodzi do nas gość, który okazuje się być Polakiem. Jest kierowcą TIR-a i wiózł towar z Niemiec do Ułan Bator. W Mongolii był już po raz trzeci . Opowiada nam, jak było na granicy jakieś 7-8 lat temu. Trzeba powiedzieć, że z jego relacji wynika, iż od tego czasu mocno się ucywilizowało na przejściu. Celnicy zaczynają odprawę z małym opóźnieniem, jednak cała odprawa poszła zdecydowanie szybciej, jak przy wjeździe do Mongolii. Na granicy Rosyjskiej wypisujemy kwity wpatrując się w niebo. Zaczyna padać deszcz. W momencie gdy mamy opuszczać przejście leje już porządnie. Wciągamy przeciw deszczówki i ruszamy, by zatrzymać się po chwili na stacji benzynowej i zatankować paliwo za 2,5 zł za litr ( oj u nas można tylko pomarzyć o takiej cenie ) . Kolejną przerwę robimy, gdzieś przed Ułan Ude w dworku, gdzie kucharzem jest Ormianin. Kucharz proponuje nam wjazd na zaplecze posesji, gdzie możemy schować motocykle pod wiatę, by następnie wejść do środka, ściągnąć mokre rzeczy i zasiąść przy stole w eleganckiej salce. Jest tu barek, przy którym siedzi dziewczyna i operuje pilotem skacząc po kanałach muzycznych, racząc nas rosyjskim disco polo. Zastanawiamy się przez moment, ile będzie kosztować nas obiad w tym lokalu. Jak się później okazało tragedii nie było. Za dobry obiad zapłaciliśmy 40 zł od osoby. Po konsumpcji leniwie ubieramy się i ruszamy w dalszą drogę. Słońce nadal jest na nas obrażone. Cały czas pada deszcz. W Ułan Ude mieliśmy plan zwiedzania największej w Rosji świątyni buddyjskiej, oraz zobaczenia największej na świecie głowy Lenina. Plan musimy jednak zmienić, bo leje niemiłosiernie. Konsekwentnie kontynuujemy jazdę, ponieważ w przerwie obiadowej umówiliśmy się sms-m z Monahem ( Pawłem ), który mieszka w Irkucku i czeka na nas . Zaoferował nocleg i pomoc w poszukiwaniu akumulatora do KTM-a . Jedziemy mijając wioski, w których na poboczu drogi stoi mnóstwo straganików z owocami, oraz wędzonymi rybami. Na jednym z takich straganów kupujemy wędzone Omuły i truskawki. Niesamowite wrażenie robi na mnie widok potężnego Bajkału. Przejeżdżamy przez dziesiątki mniejszych lub większych rzek wpływających do tego ogromnego jeziora . W sumie wpływa ich 336 natomiast z Bajkału wypływa tylko jedna rzeka Angara. Przy brzegu Bajkału biegnie BAM, czyli bajkalsko amurska Magistrala, która w całości ma ponad 4200 km. No cóż, w Rosji wszystko jest bolsze . Do Irkucka docieramy dosyć późno, bo po 23-ciej. Błądźmy szukając wskazanego przez Pawła miejsca. Nie możemy trafić, więc piszemy, gdzie będziemy czekali. Po chwili Paweł zgarnia nas z ulicy prowadząc do miejsca docelowego. Rozmawiamy jeszcze jakiś czas i kładziemy się do spania. Dzień 25 158km. 21.07 Po śniadaniu jedziemy we czwórkę do centrum. Pawła znajomi z klubu motocyklowego prowadzą tam sklep komputerowy. Nowy akumulator kosztuje 700 zł . Ludzie w Rosji tak, jak i u nas w przeszłości z powodu braku wielu rzeczy zmuszeni zostali do kombinowania. Chłopaki wpadły na pomysł, by zamiast cholernie drogiego akumulatora wstawić baterię od UPS-a . Piotr montuje baterię i…….. ….. po przekręcaniu kluczyka naciska starter. Bateria kręci rozrusznikiem bardzo ładnie. Motocykl szybko odpala. To jest to, o co nam chodziło. Za 90 zł. KTM dostał nowy akumulator żelowy, a my od właściciela sklepu kawę. W mieście w oczy rzuca się mix nowego ze starym. Często przy nowych osiedlach lub nowoczesnych budynkach handlowych stoją stare drewniane chaty . Po krótkiej rozmowie żegnamy się chłopakami ze sklepu, dziękując im serdecznie i wracamy po resztę naszych rzeczy. Pakujemy się, a Paweł odprowadza nas do drogi, która prowadzi do miejscowości Listwianka. Jest to miejscowość nad Bajkałem w pobliżu miejsca, gdzie swój początek bierze rzeka Angara. Żegnamy się z Pawłem, dziękując za nocleg i pomoc w poszukiwaniu akumulatora. Zmierzmy w stronę Bajkału. Po drodze zwiedzamy skansen. Na obrzeżach Listwianki robimy małą sesję foto nad jeziorem. Jest tu również młoda para, która pozuje na pomoście do zdjęć ślubnych . Robert: Po drodze do Listwianki zbaczamy do ślicznego skansenu. Stoją tam bardzo stare drewniane budowle z tamtych okolic. Zostaję na parkingu pilnując motocykli( robiliśmy to zamiennie )Czas umiliła mi rozmowa z Szoferem Pana Architekta, pilnującym służbowej wołgi(oczywiście po liftingu). Dowiedziałem się od niego dosyć sporo o realiach życia na Syberii, wszechobecnej biedzie, zaradności ludzi i dużym rozwarstwieniu społecznym. Powracający koledzy przynieśli wiadomość, że Rosjanie za wstęp płacą 70 rubli, zaś reszta świata 270 rubli. Próbowali co prawda ułożyć zdanie, które brzmiałoby gramatycznie poprawnie , ale pani w kasie się poznała. Idąc sam odliczyłem 70 rubli i dla zabawy udałem Rosjanina rzucając pieniądze pani i mrucząc przez zęby niemiłym tonem „adin” . Zostałem potraktowany jak miejscowy. Heheeh. Planowaliśmy kąpiel w Bajkale, ale jak się okazało nie była to taka prosta rzecz. Zabrakło nam odwagi, aby wejść do wody która ma zaledwie kilka °C. Skończyło się na zagłębieniu tylko do kolan i pamiątkowej fotografii. W międzyczasie okazuje się, że mój scottoiler przestał podawać. Szybka diagnostyka i okazuje się, że przewód podciśnienia jak i rurka, którą spływał olej są poprzecierane w wielu miejscach na wylot. Jest to skutek olbrzymich i długotrwałych drgań w dużym zapyleniu. Krótko mówiąc typowy owoc mongolskich dróg. Do samego domu przy każdym tankowaniu polewam łańcuch olejem ze strzykawki. Sebastian: Jezioro, które ma ponad 630 km długości , ponad 70 km szerokości i jest głębokie na ponad 1600m, przytłacza swoją wielkością. Jest tu 20% zasobów słodkiej wody całego świata. Woda jest czysta, ale chłodna. Sama Listwianka jest kurortem wypoczynkowym z dosyć wysokimi cenami. Przy głównej ulicy stoją stragany z pamiątkami, wśród których kręci się sporo turystów. Można wykupić rejs jednym z wielu promów wycieczkowych . Przy wyjeździe odwiedzamy Muzeum Bajkału. Można w nim podziwiać foki bajkalskie, ryby. Jest wiele ciekawych zdjęć spod wody, a nawet i sala związana z kosmonautyką się znalazła . W drodze powrotnej ponownie zatrzymujemy się w miejscu, gdzie młoda para robiła sobie ślubne zdjęcia. Tu robimy dłuższą przerwę popijając kawę i brodząc po kolana w wodzie, tego pięknego jeziora . Siedzimy napawając się widokiem tego giganta . Ustalamy, że wracamy na nocleg do Irkucka do Pawła. Na miejscu spotykamy Bajrasza Wieczorem siedzimy w garażu i rozmawiamy na różne tematy. Bajrasz opowiada o wyspie Olchon, z której właśnie wrócił, a my o naszej wyprawie. Ustalamy również, że pojedziemy razem z Bajraszem w okolice Kemerova, a następnie rozdzielimy się i my będziemy kontynuować powrót do domu. Bajrasz pojedzie w stronę granicy w Kazachstanem . Do spania kładziemy się dość późno. Dzień 26 639km. 22.07 Rano wstajemy o przyzwoitej godzinie. Troszkę trzeba było odespać wieczorną dyskusję. Po śniadaniu pakujemy motocykle i w asyście Pawła jedziemy do granicy miasta. Tam żegnamy się, dziękując z nocleg . W cztery motocykle kierujemy się w stronę Krasnojarska . Na chwilę zjeżdżamy na lewy pas drogi, która prowadzi w stronę Irkucka, by zrobić zdjęcie pamiątkowe przy tablicy. Pogoda jest kapryśna. Na przemian pada deszcz, by znowu za chwilę było sucho. Zatrzymujemy się co jakiś czas wkładając i zdejmując z siebie przeciw deszczówki . Na wielu odcinkach drogi jest prowadzony remont nawierzchni. Nasza mała grupa rozciąga się. Z przodu jedzie Piotr na KTM-ie, po środku ja i Robert , a z tyłu gdzieś został Bajrasz na Afryce. Jesteśmy jakieś 500 km za Irkuckiem. Leje deszcz. Rozmawiam przez intercom z Robertem. Chcemy zatrzymać się na poboczu, by zaczekać za Bajraszem. Już prawie zatrzymałem motocykl, gdy słyszę w kasku „ o motyla noga leżę !!!” ( patrz regulamin ) . Spoglądam w lewe lusterko i widzę tylko, że jest siwo od padającego deszczu. Nie mogę dostrzec świateł Roberta motocykla. Mając jeszcze przed oczami poprzednią glebę i pamiętając o połamanych żebrach i obojczyku szybko pytam się, czy coś się jemu stało? Na szczęście tym razem wszystko jest ok. Zawracam i zatrzymuje się obok leżącego varadero. Motocykl wygląda dużo gorzej, jak po pierwszej kraksie. Popękane kufry, złamana ponownie przednia szyba, pogięte gmole , owiewki i jeszcze kilka innych drobiazgów. Rzeczy walają się po poboczu. Dobrze, że motocykl zatrzymał się na poboczu, gdyż kawałek dalej była sporej wysokości skarpa. Małe byłyby szanse na jego wyciągnięcie na drogę. Podnosimy Roberta sprzęt i …odpala bez problemu… bo Honda zawsze odpala . Zbieramy rzeczy z drogi i przepakowujemy bagaże. Połowę prawego kufra musimy zostawić, gdyż jest za mocno zniszczona. Szybę upychamy w bagaże. Jutro jak przestanie padać ponownie ją posklejamy. Robert rusza swoim naked bike, a my podążamy za nim . Bajrasz wspominał o zajeździe, do którego nie mamy daleko. Na nocleg zatrzymujemy się w „Pallad”. Są tu ochroniarze pilnujący całą dobę parkingu. Motocykle zostawiamy na parkingu przed wejściem, a my z naszymi tobołami idziemy wynająć pokój. W pokoju rozwieszamy przemoczone rzeczy, by trochę obeschły. Bierzemy prysznice i idziemy na kolację. Po kolacji na rozładowanie emocji piwo i idziemy spać. Robert: Mamy już dość złej pogody. Jedziemy na zjechanych kostkach. Są fragmenty szutrowe. Bałem się zmieniać opony, gdyż nie mieliśmy więcej poksipolu, żeby ewentualnie dorobić nową nakrętkę. Zaczyna lać. Nie widzę jadącego za mną Bajrasza. Proszę więc przez interkom Sebastiana o zwolnienie. Po chwili informuję go, że nadal nic nie widzę, zaś Sebastian mówi „to stajemy” i włącza kierunkowskaz. Mamy tylko 40km/h, ale niebiosa się otworzyły i warunki pogarszają się z każdą sekundą. Zamykam przepustnicę. Najeżdżam na jakąś plamę ropy. Tył łagodnie zaczyna obracać się w lewo. Mam dość czasu by ostrzec Sebastiana i skulić na upadającym motocyklu. Już w locie łapię lewą ręką za łokieć prawej i zwijam się kulkę. Spadam na prawy bok- ten pechowy i uderzam kaskiem o asfalt. Znowu urywam kamerę z kasku. Widzę, jak viaderko sunie na boku, trafia kołami w rozmoknięte pobocze. Wybija je w powietrze. Wykonuje półtora obrotu w powietrzu wyrywając szybę o asfalt, zegary mijają ziemię o milimetry i wali lewym bokiem w ziemię. Bagaże i części fruwają dookoła. Są straty. Mechanicznie jednak tylko lekko kierownica zagięta, poza tym idealnie. Pali bez problemu. W akcji zaginęła pechowa saperka, jak i wiele innych rzeczy. Część z nich z całą pewnością wylądowała w położonym 3m niżej bagnie. Pokrywa kufra z PL–ką zostaje na poboczu. Już nie nada się do niczego. To, co zostało z bocznych kufrów idzie na śmietnik dopiero w Polsce. Na razie zawiązane pasami wiozą to, co dało się pozbierać z jezdni. Konsekwencją tego zdarzenia będzie dwa dni później ułamanie linki sprzęgła. Klamka co prawda wytrzymała uderzenie, ale linka pęknie później, jak obcięta nożem, przy samej zaprasowanej baryłce. Śpimy w zajeździe, który jest koło miejscowości Alzamay N55°33.160’ E98°37.399’ CDN...........
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 21.11.2011 o 13:42 |
21.11.2011, 14:11 | #65 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
|
Ja widziałem to trochę z innej perspektywy. Chłopaki gnali od samego Irkucka, jakby ich diabeł gonił. Po miesiącu samotnej podróży trochę inaczej podchodziłem do tematu prędkości i tempa przemieszczania się. Gdy zaczęło już lać na amen i nie widziałem nawet ciężarówki przed sobą, już nie wspominając o dogonieniu czołówki...dość mocno zwolniłem. Kilka minut później ujrzałem rozbite wiadro na poboczu. Robert stał o własnych siłach, więc kamień spadł mi z serca.
Widok był raczej słaby. Jesteśmy pośrodku niczego, wszędzie daleko i leje jak z cebra. A wyglądało to tak: i już po jako takim skleceniu motocykla: do Pallady zostało chyba około 200-300km i do tego grawiejek w deszczu. Jedziemy zdecydowanie bardziej zachowawczo. Wszystko mokre, mnie boli żołądek z nerwów. W Palladzie ciepłe ciuchy na grzbiet, wódeczka i jedyna w swoim rodzaju wędzona słonina-specjalność Pallady, dają odetchnąć po dzisiejszych wydarzeniach. Rano się wspaniale rozpogadza. Ciąg dalszy reanimacji wiadra: Nie ukrywam, że byłem przerażony tą sytuacją, bo mogło być naprawdę źle.
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz |
21.11.2011, 17:15 | #66 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Gliwice
Posty: 130
Motocykl: RD07
Przebieg: 59000
Online: 3 dni 2 godz 51 min 35 s
|
Jak na 40 kmh to dosyć bardzo rozbity jest ten motocykl - na szczęście to Honda
PS I tak te kufry boczne były strasznie szitowe i szpeciły tylko motonga |
21.11.2011, 18:54 | #67 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Białystok
Posty: 39
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 25 min 13 s
|
Jaikimś dziwnym trafem się składało, że Robert jak i jego Varadero mieli zawsze wszystko co w danej chwili było potrzebne. Kuchenka do gotowania zawsze była na Varadero. Saperka do podłożenia pod stopkę boczną jeździła na Varadero. Chcąć naładować baterie telefonów czy aparatów korzystało się z Varadero. Używanie kompresorka do opon szło z Varadero. Torba obfitości z żarciem też była na Varadero.
Nawet opony, które wiózł Robert na zapasie były szczelnie wypchane papierem toaletowym. Na pytanie po co Robertowi tyle rolek i czy aż tak chorobliwie reaguje na zmianę diety, Robert ze spokojem stwierdził, że w oponach jest bardzo dużo miejsca, a papier waży niewiele, więc go zabrał. Jednak po tej wywrotce w deszczu tak pieczołowicie pielęgnowany zapas paieru toaletowego uległ rozsypaniu po mokrej jedni i bezpowrotnemu zniszczeniu. . Od tej pory w tym względzie trzeba było liczyć tylko na siebie. . Co by nie gadać to Varadero jak i jego właściciel wszelkie próby losu znosili cierpliwie i rzec można z godnością. Nic nie było w stanie ich złamać. Tylko liczne blizny na nich obu świadczyły o nielichych doświadczeniach wycieczki. |
21.11.2011, 23:31 | #68 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 40 min 31 s
|
Szacun!!!
Wyciągneliscie mnie z jesiennej deprechy. Tego mi brakowało!!!! ps. Gdzie ci Niemcy znaleźli te łożysko w tym Mongolskim mieście? |
22.11.2011, 00:12 | #69 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Online: 3 dni 2 godz 31 min 26 s
|
W "Pallad" mam już dość. Odechciało mi się!!!!!!! Ciepły pokój robi swoje. Rozkładamy się. Wchodząc widzę ukradkowe zerknięcia obsługi. Gdyby wiedzieli jak za 10 minut będzie wyglądał pokój, który nam wynajęli,to zdecydowanie byśmy spali pod namiotem. Dodłoga pełna jest kałuż wody. Wszystko ścieka z naszych rozłożonych rzeczy. Chłopaki idą do baru, zaś ja zostaje w pokoju,żeby ochłonąć.Ze środka żółwia wyjmuję dobre 2 garści kamieni i żwiru. To efekt ślizgu po poboczu. Uparci koledzy wloką za mnie prawie siłą za sobą, gdzie przy piwie zapominam o tym,że jestem w mokrych spodniach(i nie było już w co przebrać),że mam już 150kg bagażu i nie wiadomo kiedy wyschnie znowu do 100kg.heeheh. Nie jest wesoło. Rano pobudka i widzimy,że więcej wody jest na szybach wewnątrz pokoju, niż od zewnątrz. Niewiele przeschło. Wilgoć jak w tropikalnej dżunglii. Pakuje mokre rzeczy z powrotem do toreb. Pozostało nadrabiać mią. Żartuję do Bajrasza,że potrzebny jest do posklejania varadero artysta-plastyk.....
Pierwsze kilometry i nastrój mija. Jest OK. Niestety jadę jakoś wolno, bo mam jakiś uraz psychiczny do rozpędzania się. Jestem też nieco zbolały, bo wychodzi wczorajsze obicie. |
22.11.2011, 08:59 | #70 | |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Białystok
Posty: 39
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 25 min 13 s
|
Cytat:
W Ułan Bator nie ma jakiś większych sklepów motoryzacyjnych. Wszystko działa w oparciu o targowiska, gdzie miejscowi mają zwykle tylko zamykany kontener z odpowiednią specjalizacją handlu. Niemcy nie mieli szczęścia, gdyż w momencie ich przyjazdu do UB, akurat zaczęło się czterodniowe święto, a wszystkie targowiska były zamknięte. Czekali przez ten czas cierpliwie w Oasis GuestHouse. Koniec końców łożyska jakiego potrzebowali nie znaleźli. Pożyczyliśmy im suwmiarkę z którą zwiedzili kawał miasta, a znaleźli łożysko zbliżone wymiarami i do tego otwarte. Chyba chińskie. Niemcy mieli plan dostać się do Magadanu lub Władywostoku. Z UB ruszali dzień po nas. Ciekawe na czy tam dotarli i czy łożysko wytrzymało? |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Mongolia samotnie czerwiec/lipiec 2011 | doktorek | Trochę dalej | 44 | 14.02.2012 20:08 |
Mongolia 2011 start przełom lipca sierpnia, motorki już ma miejscu :-) | mnorbi | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 02.07.2011 18:46 |
Mongolia 2011 | sebol | Umawianie i propozycje wyjazdów | 121 | 01.06.2011 22:27 |