02.08.2016, 15:23 | #61 |
Zarejestrowany: Jul 2016
Miasto: Rudnica
Posty: 179
Motocykl: SD04
Przebieg: 30k 25k
Online: 1 tydzień 3 dni 9 godz 28 min 19 s
|
Oczywiście relacja i sposób opowiadania jest rewelacyjny, wielkie dzięki za poświęcenie.
Poza tym, że czyta się Twoje opowieści z uśmiechem i wielkim zainteresowaniem, to też same zdjęcia budzą we mnie ciekawość. No z pewnością nie było to GoPro, czyli co? Czy brałeś lustrzankę ze sobą? |
02.08.2016, 21:39 | #62 |
Moderator
|
Maurosso - czytam i oglądam.... świetne.
__________________
Kiedy jest najciemniej, wtedy błyska znów nadzieja. Tolkien. |
03.08.2016, 14:58 | #63 | ||
Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 649
Motocykl: RD07
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 42 min 51 s
|
tomajkAT - jup, lustrzanka była na pokładzie
----- Na wyjeździe z Doliny Zabójców, robiąc zdjęcie na poboczu, zatrzymuje się koło mnie biały sedan. Wypada poukładany gość z resztą rodziny w aucie i płynną angielszczyzną zagaduje: -Witaj. Moje córki uczą się angielskiego i bardzo chciałyby z tobą porozmawiać. Strasznie chcielibyśmy też cię zaprosić do nas na obiad. -Em, ok. Typ okazuje się inżynierem pracującym w biurze projektowym turbin do silników lotniczych. Żona zajmuje się domem, a córy (niestety trochę młode) zajawione chemią i fizyką. Ambitnie planują studia inżynierskie w Teheranie. Wyedukowana klasa średnia Iranu. Ponoć niezwykle rzadka. Dom pięknie umeblowany, ciepły, rodzinny. Obiad oczywiście pychota. Podczas obiadu, z rozmowy głowy rodziny z szefową rodziny, dochodzi mego ucha słowo: kefir. -Kefir!? -You know what chefir is? Want some homemade chefir? Oto i on. Mój gral. Jeden licznych, niezwykle ważnych powodów wyjazdu. Od wielu lat dla mnie i moich znajomków, była to wielka nierozwikłana zagadka. Kefir można znaleźć praktycznie w każdym kraju na południowy wschód od Polski. Słowacja, Rumunia, Bałkany, nawet Węgry...WĘGRY!!! Gdzie Policja to Rendőrség, Stop to Megállít, hotel to szálloda; gdzie kupując masło, najprawdopodobniej kupimy drożdże...kefir, to kefir. Jedyne takie słowo w całym węgierskim słowniku, które znaczy to samo co u nas. Trend taki sam w Turcji, Gruzji, Armenii. W Grecji też był kefir, pisany po grecku, ale wymawiany fonetycznie: kefir. Strasznie chciałem zobaczyć, gdzie są źródła tego napitku. Ale nigdy nie myślałem, że uda mi się spróbować kefiru robionego metodą domową. Maślanka to jedna sprawa...ale kefir? Zawsze wydawał mi się takim mocno mitycznym tworem, nie do osiągnięcia już domowymi sposobami. A tu proszę, kilka mącznych 'kamyków kefirowych', moczonych w mleku w ciemnym miejscu i voilĂ.. I to w Iranie...mózg rozjebany. Pychota Kolejny przystanek do miasto Qom. Drugie najświętsze miasto w Iranie. Moje szczęście, że wpakowałem się w centrum kiedy akurat odbywały się uroczystości. Wszelkie hostele i gesthausy pełne po brzegi. Nie ma opcji. Podchodzi jakiś typek do mnie: -Problem mister? -Nie wiem gdzie mógłbym rozbić czador sobie na noc -A czemu nie tutaj? -Tutaj? W parku w centrum miasta? -No...a w czym problem? Jak mówi że git, to ok. Rozwalam się praktycznie w centrum miasta na jakimś osiedlu pod drzewem i basta. Klimat błogi. Nikt nie zaczepia. Spokój całą noc. Rano koło 9tej wywlekam się z namiotu, a tam jakiś typek w okolicy 15stu lat, siedzi na murku z talerzem owoców. Dobrym angielskim zagaduje: -Cześć. Widziałem z okna jak przyjechałeś wczoraj. Siedzę tutaj od siódmej, bo bałem się, że wyjedziesz, a strasznie chciałbym pokazać ci moje miasto i pogadać z tobą. Masz tutaj owoce. -[poranny nieogar]Em, ok.[/poranny nieogar] Tak poznaje Soheila, który zaprasza mnie coby poznać jego rodzinę. Jedynak, ojciec biznesmen. Matka pracuje, ale nie pomnę czym się zajmowała. Ojciec też dobrze mówi po angielsku. Prowadzi firmę, która zajmuję się sprawdzaniem i handlem zabawkami z chin. A dokładniej samochodzikami, samolotami, ciufami i innymi atrakcjami jakie można znaleźć w galeriach handlowych. Ponoć zaopatruje cały Iran. Kolejna rodzina klasy średniej. Czy tylko mi się wydawało, że to ewenement? Nigdzie mi nieśpieszno, zostaje z nimi dwa dni. Soheil jest mega zajawiony, bo może pogadać po angielsku i po oprowadzać po mieście. Cytat:
Stary koran Wizja sądu ostatecznego w Islamie. Wydała mi się niezwykle ciekawa Cytat:
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso" Ostatnio edytowane przez Maurosso : 03.08.2016 o 15:01 |
||
03.08.2016, 15:28 | #64 |
Zarejestrowany: Jul 2016
Miasto: Rudnica
Posty: 179
Motocykl: SD04
Przebieg: 30k 25k
Online: 1 tydzień 3 dni 9 godz 28 min 19 s
|
Dobra robota
N D7200? kolory tak coś mi znajome się wydają |
09.08.2016, 01:20 | #65 | ||
Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 649
Motocykl: RD07
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 42 min 51 s
|
@tomajkAT - jestem fanbojem pentaxa i to on jest moim towarzyszem od wielu lat
--------------------------- Z alkoholem w łapie, mądrze lub nie mądrze opiszę jeden dzień, który zapadnie mi w pamięci do końca życia. Po wspaniałych chwilach spędzonych z rodziną Soheil'a i z uwagi na bliskość pustyni, postanowiłem spełnić kolejne marzenie wyjazdowe, czyli zobaczyć prawdziwe wydmy. Namiary jakie dostałem to Caravansarai na brzegu pustyni. Ponoć mega miejsce. No i wyschnięte jezioro solne w okolicy. Na pokładzie z soli, pierwszy raz w życiu odwijam afrze ile wlezie. Na liczniku jakieś chore liczby w stylu 160 lub 170. Zachód słońca po prawej stronie...no kurwa, jest klimat. Wraz z zachodem kieruje się w kierunku tego wspomnianego Caravansarai, które kiedyś było oazą i przystanią dla caravan historycznego szlaku jedwabnego. Docieram na miejsce o zmroku. Ludzi jak kot napłakał. Budynek sprawia wrażenie antycznego. Obok niego, ogrodzone siatką pole na namiotowe, z miejscem na biwak, ognicho itp. Znajduje szefa. Za namiot 15$, ale po miłym uśmiechu i stwierdzeniu, że ja sam i namiot mały, cena spada do 3$. Przy rozpakowaniu, podbija do mnie ekipa czterech Irańczyków w wieku studenckim. Nawiązuje się ciekawa wymiana zdań w dobrym angielskim: -O, cześć! -Hej. -Też przyjechałeś na deszcz meteorytów? -Słucham? -No deszcz perseidów. Dzisiaj jest jego szczyt. Będzie pod 150 spadających gwiazd na godzinę. A to jedno z najciemniejszych miejsc w Iranie. -[mózg rozjebany]Em, tak...jasne, to był mój plan od początku. Fajnie was poznać, jestem Marcin. [/mózg rozjebany] Od słowa do słowa, skumplowałem się ekipą. Zaproszony na wspólny poczęstunek, korzystam. Od słowa do słowa poznaję ekipę. Dwóch informatyków po studiach, dwie dziewczyny na ostatnim roku bankowości. Dwie pary, obie z Teheranu. Wielce pozytywni. Stwierdzamy, że jak tylko mocno się ściemni, idziemy wgłąb pustynie oglądać te całe perseidy. Jednocześnie, gdzieś znów zasłyszałem płynny angielski. Okazuje się, że w tym samym caravansarai, zatrzymało się dwóch studentów z Holandii. Walter i Ian. Na zdjęciu Walter, Ian się nie załapał, ale nie był psem Całą siódemką uderzamy w okolicach północy w głąb pustyni. Pałatka, koce, termosy z herbą, shisha. Rozwalamy się z oczami skierowanymi w górę. I tak zaczyna się jedna z najbardziej niesamowitych nocy ever. Okazuje się, że Ian i Walter, są studentami kierunków Daleko Wschodnich, a w Iranie są coby zebrać info do swoich prac magisterskich. Na prośbę Irańczyków, nie podaję ich imion, ani szczegółów...bo to co się wywiązało...to jedna z najbardziej szczerych rozmów jakie mógłbym sobie wyobrazić. Od słowa do słowa, nasi towarzysze zaczynają się otwierać, na temat prawdziwych reali życia w teraźniejszym Iranie. Ian i Walter mają sporo informacji akademickich, które chcą zweryfikować i zbadać u źródeł. Padają więc odważne pytania. O religię, o status życia, o rodzinę, o politykę. Czuję się jak bierny słuchacz, bo nigdy nie wpadłbym na niektóre pytania, które goście zadawali, a widać było, że trafiały w sedno. Zaczyna rysować się obraz Iranu, który jest mega miły dla przyjezdnego, bo wszyscy mili i chętni do pomocy, ale dla żyjących na miejscu, niezwykle trudny. Cała czwórka opisuje jak wygląda system polityczny Iranu, który na kartce jest przecież demokratyczny. Cytat:
Cytat:
Odpowiedź na to pytanie, utwierdza mnie w przekonaniu, że Irańczycy to cholernie inteligentny naród. -Nie ma takiej możliwości. Wiemy co się dzieje na świecie. Rewolucja w Syrii jak się skończyła? A ta w Egipcie? Ukrainie? U nas jest jeszcze gorzej. Władza ma zbyt dużą władzę. Może sto lat temu...ale teraz? Kiedy mają czołgi, karabiny maszynowe? Jakikolwiek ruch oddolny, skończyłby się bezsensownym rozlewem krwi i ogromnymi represjami. Nie ma możliwości, aby zwykli ludzie odebrali im władzę. Każda jednostka władzy (kapituła, prezydent, głowa kościoła) ma swoją własną tajną policję i jednostki specjalne. To jest ponad siły społeczeństwa. Wooow, widziałeś tą gwiazdę?! Dłuuuuuuugo mógłbym jeszcze opowiadać o tym co usłyszałem tej nocy. Z tym że nie jestem też uczonym w tych tematach. Jedno co czułem to sporą dawkę bólu i poczucia niesprawiedliwości, której nie jestem w stanie zaradzić. A może byłem biernym jej powodem? W końcu to Europejskie układy BP o ropę Irańską, plus inne machlojki zachodniego świata, doprowadziły ten zakątek świata do obecnego stany. W końcu nasza gospodarka musiała się rozwijać, benzyna miała być tania...a to że po otwarciu dróg morskich i olaniu szlaku jedwabnego ten region został w tyle technologicznym i światopoglądowym, było trochę głupim powodem żeby zrobić ich wszystkich w HUJA na złoża mineralne...ale cóż. Kto o tym będzie pamiętał. Ważne że terroryści się wysadzają i nam zagrażają. a nie że my i nasza arogancja ich stworzyliśmy... Pobudka następnego dnia, z głową pełną szumu myśli. Cóż...trza by zobaczyć o co chodzi z tymi całymi wydmami. Sakwy w ziemię. Afra rejli mode. Dakar czas zacząc. A tak wyglądała pierwsza przygoda z głębokim piaskiem: Potem było już trochę fajniej
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso" Ostatnio edytowane przez Maurosso : 09.08.2016 o 01:35 |
||
09.08.2016, 08:10 | #66 |
Pięknie
|
|
09.08.2016, 23:36 | #67 |
Zarejestrowany: Jul 2016
Miasto: Rudnica
Posty: 179
Motocykl: SD04
Przebieg: 30k 25k
Online: 1 tydzień 3 dni 9 godz 28 min 19 s
|
Pentax daje radę jak widać.
Na nic szklarni kupa jak fotograf dupa powiadają, ale w tym przypadku widać fotograf ogarnia temat doskonale. Fotka o zachodzie doświetlona chyba lampą by afrę było widać, hehe no widać wiesz co robisz albo wiesz jak obrobić i robisz to dobrze Nic dziwnego, że fotosy się podobają. PS. Albo nie wiesz, ale masz kliszę w du..e i samo wychodzi Znam i takich |
11.08.2016, 10:20 | #68 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Sanok
Posty: 2,027
Motocykl: EXC, ST 1300
Przebieg: rośnie
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 21 godz 59 min 53 s
|
Marcin bardzo dobrze się czyta Twoje słowa ale jeszcze lepiej się ich słucha
__________________
Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą |
16.08.2016, 13:33 | #69 |
Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 649
Motocykl: RD07
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 42 min 51 s
|
tomakAT, dzięks, choć z tym doskonale to bym polemizował ;]
--- Kolejny większy przystanek to Isfahan. Jedno z miast wielkiego turystycznego trójkąta Iranu: Isfahan, Shiraz, Yazd. Z różnych dziwnych powodów, jest to jedyny wierzchołek tego trójkąta, który odwiedziłem. Udaje się do polecanego przez losowego Irańczyka hostelu, gdzie znów dopisuje mi ciekawe szczęście. Przy rejestracji spotykam Jana i Waltera (ziomków z Holandii poznanych kilka dni wcześniej w caravansaray). Ponieważ oni też dopiero co przyjechali i mają w planach zwiad miasta, postanawiamy połączyć siły. Był to mega strzał w dziesiątkę, bo znów, z uwagi na ich studia, byli mega kopalnią wiedzy. Za free miałem dwóch przewodników z biegłym angielskim, którzy nie szczędzili tłumaczenia i opowiadania wielu aspektów miasta i kultury, o których sam bym się nie dowiedział z byle papierowego przewodnika. Po lewej Walter, po środku sprzedawca dywanów, po prawej Ian Sam Isfahan robi niesamowite wrażenie. Owszem, z uwagi na popularność, jest dużo bardziej turystyczny niż dotychczas zwiedzone miejsca. Na ogromnym bazarze otaczającym główny rynek, ilość cepeliady nastawionej na turystę jest duża, w tym sporo chińskiego szmelcu. Nie zmienia to faktu, że ogromny Niebieski Meczet, czy misternie wykafelkowany Królewski Meczet, wgniatają w glebę wielkością, pięknem i ilością symboliki historyczno-religijnej. W Isfahanie można przekonać się o tym, że Irańczycy to prawdziwi mistrzowie piknikowania. Nawet bardziej od Turków. Piknikują wszędzie gdzie jest choć trochę zieleni. W parkach, centrum miasta, w okolicy słynnych mostów. Najczęściej są to spotkania mocno rodzinne, a rzadziej w towarzystwie kumpli/przyjaciółek. Totalnie naturalne jest, że w centrum miasta, 8śmio osobowa rodzinka, rozwala się na dywanie, rozpala sziszę, grilla i stawia namiot coby schować się przed słońcem. Wieczorami, wzgórza wokół miasta zapełniają się grillującymi Irańczykami. Grają sobie w siatkę, nożną, rozmawiają. Ma się wrażenie, że taki sposób spędzania czasu odpowiada im dużo bardziej, niż siedzenie z browarkiem przy telewizorze lub z chipsami przed konsolą. Isfahan to także jedno z bardziej udywanionych miast. Niedaleko znajduje się jedno z zagłębi manufakturowych, w których ten produkt eksportowy jest wytwarzany. Ogromne sekcje głównego bazaru są poświęcone handlu dywanami. Bardzo widoczny jest podział, pomiędzy składami i sklepami przeznaczonymi na ten 'prawdziwy' handel, a tymi przeznaczonymi dla turystów. Nie zmienia to faktu, że fajnie jest wbić się do takiego stoiska i poudawać, że chce się coś kupić. Sprzedawca zaproponuje herbatę i opowie piękne bajki o niesamowitości swoich produktów, przeplatane negocjacjami o cenę, historią swojej rodziny, kolejnymi negocjacjami o cenę, potem trochę więcej historii miasta, potem kolejna herbata... Tak dobrze z jednym z nich piło mi się herbatkę i gadało, że nawet kupiłem dywan...czy może obrus bardziej...w ciul mi się spodobał, plus transakcja trochę w podzięce za rozmowę i zainteresowanie sprzedawcy. Goście wiedzą co robią ;] Zwiedzając niebieski meczet, w pewnym momencie zagadał nas strażnik szeptem: -Ej...chcecie wejść na minaret? -Em...no kurwa jasne, że chcemy!! -Ok, to dajcie po 10 dolców i idziemy Otworzył jakieś totalne ciemne drzwiczki, i stromymi schodkami, wąskimi tak że musiałem iść bokiem, wyspinaliśmy się na balkon widokowy. Wrażenie nie z tej ziemi, szczególnie że jest to chyba najwyższa budowla w mieście. Największy rynek świata, który kiedyś służył za boisko do gry w polo, którą zostało zresztą opracowane przez Irańczyków. Sport przez nich w większości zapomniany. Po dwa białe słupki na końcach rynku, służyły jako bramki Misternie kafelkowany meczet królewski Wchodząc do meczetu królewskiego, stając na odpowiednio odbarwionej kafelce i patrząc w górę, można zobaczyć piękny snop światła, padający przez idealnie zaprojektowany otwór za naszymi plecami. Snop ten mieni się setkami kolorów i służy za ogon dla pawia w centrum kopuły. Wieczorem korzystamy z zaproszenia losowo poznanego typa, coby wbić się na ściankę wspinaczkową. Mega pozytywne doświadczenie, zobaczyć że w sumie ludzie i kultura zupełnie inna, ale ścianka jakby żywcem wyjęta z europejskiego miasta. Może trochę mniej doinwestowana, ale cel ten sam. Po wspinać się i pobawić w sport. Okazuje się, że typ co nas zaprosił, jest byłym trenerem kadry irańskiej w wspinaczce sportowej. Pogralimy nawet z dzieciakami w piłę trochę Ostatni Isfahański punkt programu to słynne mosty. Piękne konstrukcje, które służą także za niezwykłe miejsce spotkań. W nawach pod głównym deptakiem, wieczorami zbiera się masa ludzi, rozmawiających, bawiących się i co najważniejsze: śpiewających. Nawy te mają niesamowitą akustykę. Do tego Irańczycy są bardzo umuzykalnieni i większość z nich potrafi świetnie śpiewać. Wystarczy dodać do tego ich dziwny orientalny język i inną od naszej rytmikę...a ciary na plecach nie z tej ziemi murowane. Warto jednak zwrócić uwagę...że kobiet w tym towarzystwie niewiele. Co więcej, w pewnym momencie, gdy dziadek na powyższym zdjęciu robił swym głosem show jakiego w życiu nie widziałem, wpadła policja. Kulturalnie zaczęła rozganiać zebranych ludzi. Zagadaliśmy losową osobę o co chodzi. W odpowiedzi dostaliśmy odpowiedź, że często dochodzi tutaj do sprzedaży narkotyków i policja rozgania w obawie przed handlem marihuaniną...ale jakoś mu nie uwierzyłem. Po oczach i niesamowitej ciszy, która panowała wśród obecnych, czuć było, że dziadek śpiewa jakąś mocno patriotyczną pieśń, która nie po drodze władzy...sposób w jaki policja towarzystwo rozgoniła, bardziej na to by wskazywała, niż na jakiś nalot narkotykowy.
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso" Ostatnio edytowane przez Maurosso : 16.08.2016 o 13:39 |
16.08.2016, 14:01 | #70 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,729
Motocykl: AT RD07a; XR600R
Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 11 godz 31 min 26 s
|
kurwa, stary, to jest materiał na książkę....
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Stany !!! Azja Centralna A-R-S | sebol | Trochę dalej | 96 | 28.07.2015 17:13 |
Azja Centralna sierpień/wrzesień 2012 | gancek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 20 | 21.07.2013 22:23 |
Korytarz Wakhański - Azja Centralna czerwiec-lipiec | Piast | Umawianie i propozycje wyjazdów | 51 | 12.01.2013 13:43 |
Sprawy formalno - wizowe Azja Centralna i Mongolia | ydoc | Przygotowania do wyjazdów | 47 | 20.06.2012 00:17 |
Azja Centralna | Magnus | Trochę dalej | 137 | 29.11.2009 09:31 |