Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02.02.2018, 15:53   #71
kris2k


Zarejestrowany: Feb 2012
Posty: 158
Motocykl: GS 1100
kris2k jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 5 godz 29 min 21 s
Domyślnie

To ja też połaskotam trochę
Świetna relacja, lubię takie dokładne opisy. A sama wyprawa, kierunek, cel - po prostu spełnienie marzeń wielu z nas.
Jednym słowem - R E W E L A C J A !
Dziękuję że się z nami dzielisz.
I więcej zdjęć prosimy!!! Te krajobrazy są magiczne, mógłbym się w nie wpatrywać godzinami. A co dopiero zobaczyć to na własne oczy. Jak ja wam zazdroszczę...
kris2k jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03.02.2018, 14:28   #72
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
Domyślnie

Wspomnienia "Sybiraka" Tomasza Klwe
Opracowanie Jolanta Klawe



"Prędzej zostanie wynalezione perpetum mobile lub eliksir życia
niż Zachód zrozumie ducha Rosji i jej charakter."
Fiodor Dostojewski

Słowa te w pełni oddają to co poniżej publikujemy. Powojenne losy wielu polskich rodzin żyjących na terenach po wojnie wcielonych do ZSRR były niezwykle tragiczne. Masowe wywózki, przesiedlenia dotknęły większość z nich. Cztery lata temu spisał swe wspomnienia Tomasz Klawe (1924-1993) . Być może zainteresuje Państwa historia kogoś kto ostatnich 37 lat swego życia związał z Kwilczem.


"PRZEŻYŁEM, ZOBACZYŁEM, PAMIĘTAM"



Tomasz 1951r.



03.05.1948r.

Urodziłem się w Kulbakach koło Grodna. Tam też mieszkałem do momentu aresztowania. W czasie II Wojny byłem żołnierzem Armii Krajowej - 81 PP Ziemi Grodzieńskiej. Oddział nasz działał na terenie pomiędzy Lidą-Grodnem-Augustowem. Mój pseudonim - "Bogdan". Po zakończeniu wojny, w 1944 r. rozpocząłem naukę w Szkole Felczersko - Położniczej w Grodnie. W czasie pełnienia dyżuru w szkole, 7 kwietnia 1946 r. zostałem aresztowany. Pod konwojem przeprowadzono mnie do siedziby MGB gdzie już znajdowali się aresztowani w ciągu dnia koledzy z mojej drużyny. Między innymi aresztowano : Stanisława Panasiuka, braci Stanisława i Wacława Suchockich, Władysława i Klemensa Konopelko, Cypriana i Witka Makarewiczów, Alojzego Kursztaka, Czesława Wojszela, Kazimierza Pogorzelskiego, Władysława Pogorzelskiego, Jana Baranowskiego. Wszystkich nas przeprowadzono do kwatery MGB przy ulicy Howera (przed wojną był to hotel, a w czasie wojny siedziba gestapo). Trzymano nas w piwnicy. Po około 10 dniach przeniesiono nas do ogólnego więzienia w Grodnie, mieszczącego się blisko Fary. Tu spędziliśmy dwa może trzy dni. Był to chyba pierwszy dzień Wielkanocy, kiedy załadowano nas do "stołypinów"(wagony kolejowe) i przewieziono do Mińska.


MIŃSK (Białoruś)


W Mińsku osadzeni zostaliśmy w więzieniu tzw. "okrąglaku". Było to więzienie polityczne. Każdy z nas zajmował oddzielną celę, w której było zamykane na dzień łóżko, stolik, taboret, w.rogu "parasza". Tu też rozpoczęła się udręka przesłuchań, które odbywały się tylko nocą poza budynkiem więzienia. W czasie jednego z takich przesłuchań zostałem dotkliwie pobity. Na znak protestu rozpocząłem głodówkę i w konsekwencji trafiłem na siedem dni do betonowego karceru.
Dni podobne były do siebie jak krople wody:
- pobudka (po krótkim śnie jeśli w nocy było przesłuchanie) o godzinie 6oo - zamykano wówczas łóżko,
- śniadanie: "kipiatok" - wrzątek (ok. 0,5 l)
- obiad - 0,5 l zupy z brukwi lub kapusty,
- kolacja - wrzątek, 150-200 g chleba ( chleb czarny, źle wypieczony), łyżeczka soli i cukru, kawałek ryby.
Raz dziennie mogliśmy korzystać z łazienki.

Po blisko trzech miesiącach pobytu w Mińsku postawiono nas przed Trybunałem Wojskowym i sądzono nas przy drzwiach zamkniętych. My obywatele narodowości polskiej postawieni zostaliśmy przed Trybunałem Wojskowym i osądzeni z artykułu 63-1A: "za bezpośrednią zdradę Ojczyzny", a przecież nie byliśmy obywatelami ZSRR. Nie mogliśmy się z.tym pogodzić.
26 lipca 46 r. ogłoszono wyrok: 10 lat pozbawienia wolności z pozbawieniem praw na pięć lat "za przynależność do AK - wrogiej organizacji wobec ZSRR i chęć przyłączenia zachodniej Białorusi i.Ukrainy do Polski". Moim przeznaczeniem były obozy pracy na dalekiej północy ZSRR. Po wyroku przez około rok wędrowałem z obozu do obozu przybliżając się coraz bardziej do KOŁYMY (obozy Gułagu Kołyma).

Po kilku dniach spędzonych w zwykłym więzieniu przewieziono nas do pierwszego obozu, który znajdował się na terenie spalonej fabryki traktorów w Mińsku. Stopniowo zwożono tu Polaków z.różnych obozów z terenu Białorusi. Było nas około 2-3 tysięcy.
Tutaj też po raz ostatni widziałem moją Matkę. Siedziała przy ogrodzeniu. Niestety, nie pozwolono nam ze sobą porozmawiać, ani nawet pożegnać się.
Po upływie dwóch tygodni przewieziono nas na stację kolejową, załadowano do bydlęcych wagonów i zaprowiantowano na dwa dni. "Jedziemy do Polski" - taka wieść zaczęła krążyć między wagonami. Niestety nadzieje prysły, kiedy przez szpary w wagonie dojrzeliśmy jak budują "wyszki" dla żołnierzy. Tak rozpoczął się marsz na wschód. Pierwszym obozem był :


UGLICZ
Obóz ten składał się z dwóch podobozów położonych po obu stronach Wołgi. W obozie przejściowym - Uglicz I -przechodziliśmy tzw. kwarantannę. Pamiętnym wydarzeniem z pobytu w.tym obozie była ucieczka więźniów. Niestety, wszystkich lub prawie wszystkich złapano i.rozstrzelano, a ich ciała leżały trzy dni przy obozowej bramie. Jedyną cenną pamiątką z Uglicza II jest fotografia przedstawiająca Bronka (Władysława Konopelkę), Jana Grelaka i mnie.

Uglicz 03.05.1947r.





Kolejny obóz to


RYBIŃSK
Stąd po krótkim pobycie przewieziono nas samochodami do JAROSŁAWLA. Tu też nie zagrzaliśmy miejsca. Wkrótce załadowano nas do wagonów z napisem "Zdrajcy Ojczyzny" i wywieziono na daleki wschód. Podróż była długa - trwała około 2 miesięcy. W czasie tej podróży pamiętnym wydarzeniem była "kąpiel" w mieście Czita. Był piękny dzień - prawdopodobnie niedziela. Brudnych i zupełnie nagich (w obawie przed ucieczką) przepędzono nas przez całe miasto do łaźni. Tu nas odwszawiono, ogolono nam głowy, pozwolono wykąpać się i ponownie przepędzono nagich do wagonów.
W wagonie znajdowali się głównie złodzieje. Elitę stanowili tzw. złodzieje czystej rasy - "czesnyj wor". Niżej sklasyfikowani byli ci, którzy zdradzili złodziejski kodeks - nazywani “sukami”. W.każdym wagonie było ok. 80 więźniów. Przy drzwiach wagonu stały dwie beczki - jedna na czystą wodę, druga do zaspokajania potrzeb fizjologicznych. Wodę uzupełniano w czasie każdego postoju. W wagonach był zaduch i smród, trudno było oddychać. Raz dziennie wrzucano do wagonu kosz sucharów lub pajd chleba.
Drugim pamiętnym wydarzeniem był bunt więźniów w Birobidżanie. Nasz transport zatrzymał się na dworcu. Na sąsiednim torze stał drugi transport. Brakowało nam wody. Od kilku dni nie uzupełniono zapasu. Wszyscy więźniowie głośno zaczęli domagać się wody krzycząc "Naczalnik wady". Kiedy to nie dało rezultatu rozkołysały się wagony - przechodziliśmy z boku na bok. Reakcja była natychmiastowa. Poczuliśmy szarpnięcie - wywieziono nas za miasto. Tu.dokonano "przeliczenia" za pomocą drewnianych młotków - bito nas głównie po głowie (na co dzień młotków używano do opukiwania wagonów). Po trzykrotnym przeliczeniu jednak dostaliśmy wodę.

Dalej trasa wiodła przez Komsomolsk, nową linią kolejową. Na poboczu leżały zwalone ogromne drzewa. Cały nasz skład musiały ciągnąć aż dwie lokomotywy. W Komsomolsku przeprawiono nas promem na drugi brzeg Amuru (na promie mieściły się dwa wagony). Stąd przewieziono nas do BUCHTY-WANINO (Port Wanino, położony blisko Sowieckiej Gawni). Tu znów mogliśmy się wykąpać. Była to krwawa kąpiel. Doszło bowiem do wyrównywania porachunków między złodziejami.
W Porcie Wanino byliśmy zamknięci w tzw. obozie przesyłowym. Stąd kierowano więźniów do obozów na dalekiej północy. "Zamknięto" nas w barakach bez ścian (było tylko zadaszenie). Spaliśmy na ziemi, a właściwie porowatym podłożu, prawdopodobnie pochodzenia powulkanicznego. Jako poduszka służył mi węzełek z bielizną, który jakimś cudem dotarł ze mną aż tutaj. Budziłem się często aby sprawdzić czy jeszcze mam swój "dobytek". Kiedy mi go ukradli spałem mocnym snem, tak mocnym, że nie poczułem jak zdjęto mi buty, które były "zasznurowane" drutem. Zostałem więc bosy ale w kożuchu. W czasie apelu zainteresował się moim dziwacznym wyglądem lekarz w randze kapitana. Od niego dostałem buty, a właściwie kalosze. To dzięki niemu trafiłem do obozowej służby medycznej.
Liczba więźniów w obozie stale malała. Powodem była silna biegunka. Każdego dnia sprawdzano stan obozu. Wyczytywany więzień przechodził na drugą stronę apelowego placu zabierając po drodze przydział żywności tzn. porcję chleba 150 - 200 g i wodę prosto z kranu. Obiad to 0,5 l porcja zupy najczęściej z sorgo. Byłem wycieńczony.


PODRÓŻ MORSKA

To kolejny etap mojej tułaczki. Załadowano nas na towarowy statek. Więźniów rozlokowano na trzech pokładach. Podróż "Dżurmą" - tak nazywał się statek - trwała ponad tydzień. Wielu więźniów nie wytrzymywało trudów podróży. Tych, którzy nie przeżyli, zgodnie z morską tradycją grzebano w morskich falach. Miałem możliwość poruszania się między pokładami - byłem bowiem w więziennej służbie medycznej. Codziennie rano sprawdzaliśmy "nary" i wynosiliśmy umarłych na pokład. Płynęliśmy na północ. Kiedy ujrzałem ląd, doznałem uczucia ulgi. Pierwszy rok więzienno-obozowej tułaczki był za mną.

Syberia 1953r.

CDN....
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez ramires : 21.01.2023 o 11:51
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03.02.2018, 14:55   #73
Wojteak
 
Wojteak's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Katowice, Sosnowiec, Душанбе
Posty: 226
Motocykl: RD07a
Wojteak jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 dni 10 godz 40 min 52 s
Domyślnie

Czekam na kolejne...
Dziękuję Sebol
__________________
Wojteak jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.02.2018, 23:56   #74
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
Domyślnie

Początek dnia nie zapowiada się optymistycznie. Rano w deszczu zwijamy obozowisko. Szef zajazdu nie ma ochoty wytknąć nosa za drzwi i obserwuje nas bacznie przez zamknięte okno. Po spakowaniu bagaży siadamy na motocykle, kiwamy szefowi na pożegnanie i ruszamy. Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy drogowskazie. Wczoraj z naszym gospodarzem rozmawialiśmy o wiosce Topolinoje. Przed wyjazdem trafiłem w internecie na artykuł, w którym opisano nietypowy pomysł władz Jakucji. Otóż planowano w kilku gułagach znajdujących się 18 km. od Topolinoje stworzyć atrakcje turystyczne. Co by to miało dokładnie być nie wyjaśniono, liczono jednak na spore zainteresowanie turystów jak i ekspedycji naukowych. W okolicach owej wioski znajdował się również jeden z największych gułagów żeńskich. Choć ochota na odwiedzenie tych miejsc jest spora, a odległość nie wielka, bo raptem jakieś 200 km. na dotarcie tam nie mamy jednak szans. Padające od dłuższego czasu deszcze podniosły poziom wody w rzekach na tyle, że szef powiedział nam, iż w dwóch większych rzekach, przez które będziemy musieli się przeprawić poziom wody dochodzi do 2 metrów, a to dla nas, jak i dla wielu innych pojazdów zdecydowanie za dużo.



Po 50 kilometrach robimy przerwę na śniadanie. Zatrzymujemy się przy "Strumieniu Szamana". To nie tylko parking, ale również miejsce kultu. W intencji szczęśliwej podróży można składać ofiary duchom wrzucając monetę, trochę jedzenia, lub po prostu cokolwiek, co ma się pod ręką.



Podczas gdy Paweł w desce małej wiatki dziarga nożem "kocham Iwonkę", zniecierpliwiony i mocno już osłabiony głodem Robert, czeka na kawałek strawy.



Już ciało z głodu osuwa się w dół, gdy lewa ręka resztką sił bystro chwyta barierkę, prawica sięga suchą kromkę chleba, łapczywie wpycha ją w paszczę, a po kilku sekundach na twarzy Roberta pojawia się zalążek uśmiechu.



Znak informujący, iż do posiłku a może i nawet do samych gości tego miejsca, mogą dołączyć się niedźwiedzie.









Droga jest mokra a przez to bardzo śliska miejscami, więc łatwo "wywinąć orła". Przed nami Góry Wierchojańskie i dosyć niebezpieczne odcinki. Niebezpieczne szczególnie dla dużych aut ciężarowych w warunkach zimowych, gdzie trudno im się minąć na wąskich odcinkach, a na skraju drogi są prawie 500 metrowe urwiska. Szczególnie złą sławą cieszą się odcinki nazywane "Żółty Priżin" i "Czarny Priżin" miejsca , które pochłonęły już dziesiątki ofiar. Motocykle są dosyć małe, toteż nie ma takiego stresu, lecz i tak dla pewności wolimy jednak trzymać się bliżej ściany a niżeli stromego urwiska.













Droga remontowana jest odcinkami. Sporo pracy zajmuje uregulowanie spływu dziesiątek większych i mniejszych strumyków, które przy obfitych opadach, oraz topniejących na wiosnę śniegach rozmywają i tak nie najlepszą już drogę. Pod nawierzchnią wkopuje się rury o wielkiej średnicy, które służą za przepusty i prowadzą wodę tak, by ta nie niszczyła konstrukcji drogi. Przez liczne remonty i związane z tym używanie wielkich, ciężkich pojazdów, w drodze powstają głębokie koleiny, które teraz zalał deszcz. Jedziemy przez kolejny taki odcinek blisko bazy budowlańców. Koła motocykla grzęzną w koleinie wypełnionej deszczem, a ja toczę się na "jedynce" podpierając nogami. Na przeciwko staje wielka wywrotka z rodzaju tych, których się nie rejestruje, bowiem drogi publiczne są dla nich zbyt wąskie. Choć rozsądek podpowiada "ustąp" nie mam możliwości, gdyż koleiny są zbyt głębokie, a na ich dnie jest śliska maź na , której koło nie ma przyczepności. Rozkładam ręce w geście niemocy, pokazując siedzącemu wysoko w szoferce kierowcy, iż ustąpić nie mogę, a jedyne co mi pozostało, to dalsza jazda przed siebie. Zabawny to musi być widok, gdy "Goliat" ustępuje "Dawidowi" i wielka wywrotka powoli wycofuje do tyłu, by przepuścić mały motocykl i jego kierowcę. Dziękujemy sobie wzajemnie gestami i ruszamy każdy w swoją stronę.
Po wyjeździe z promu, którym przeprawiliśmy się przez Ałdan tankowaliśmy paliwo. Robert nie zalał pod przysłowiowy "korek" i jest ryzyko, że nie dojedzie do kolejnej stacji, która znajduje się dopiero w Kjubeme. Ja z Pawłem, też nie mamy nadwyżek, więc profilaktycznie wjeżdżamy na teren bazy, by poprosić o pomoc. Kilka zdań wystarcza, by po chwili, brygadzista powrócił z wypełnioną po korek pięciolitrową bańką wachy. "Weź mu zapłać, później się rozliczymy" słyszę w interkomie. Chwytam za kasę, wyciągam rękę do naszego wybawcy i słyszę "djengów nie nada". Zmieszany trochę jestem, bo u nas paliwa nikt darmo nie rozdaje. "Jak to bez kasy" pytamy ? "Kasa nie jest mi potrzebna, ale jak macie jakieś prezenty, to możecie nam dać". Na szczęście Paweł ma trochę gadżetów reklamowych, więc wychodzimy z tej sytuacji z "twarzą". Żegnamy się serdecznie i ruszamy w dalszą drogę.









Rzeka "Vostocznaja Kandyga" (taką nazwę znalazłem na Google). Choć zaledwie tydzień dzieli nas do lipca, brzegi nadal pokrywa gruba warstwa lodu i śniegu. To co odróżnia go od naszego rodzimego, to kolor, który tutaj na dalekiej i zimnej północy jest miejscami błękitny.







Lasy coraz bardziej przerzedzone, drzewa niezbyt grube, często porośnięte mchem. Przyroda nie ma łatwo w tych surowych warunkach z krótkim okresem wegetacji.





Jedna z nielicznych rzeczek, przez którą trzeba przejechać.



Po godzinie piętnastej jesteśmy przy skrzyżowaniu z "Drogą letnią". W prawo przez nowo wybudowany most, droga prowadzi do Tomtoru i dalej by wyjechać przed Kadyczanem. Tomtor to najzimniejsze stale zamieszkane przez "zwykłą" ludność miejsce na ziemi (nie licząc baz na Antarktydzie). W styczniu 2004r. odnotowano tam -72,2 st. C , przez co wyprzedził leżącą nieopodal wioskę Ojmiakon, ustanawiając nowy rekord zimna. Na drogowskazie znajoma naklejka, świadcząca o tym, że Robin z Adamem też tu zawitali. Chłopaki są już przed Magadanem, a my niestety przejazd tą drogą musimy odpuścić, bowiem ostrzegli nas SMS-em, iż poziom wody w rzekach jest tak wysoki, że nie jesteśmy w stanie ich pokonać, a nadmienić należy, iż do pokonania jest ich ponad 40. Trudno pogodzić się z tą decyzją i obiecujemy sobie, że przejedziemy "Drogę letnią" wracając z Magadanu, by w tym właśnie miejscu wyjechać.







Choć Robin z Adamem całej "Drogi letniej" ostatecznie również nie przejechali, film ten choć trochę opowie Wam o ich przygodach na tym odcinku.

__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 09.02.2018 o 10:26
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Magadan 2016 Brt Umawianie i propozycje wyjazdów 49 15.04.2016 15:32
Magadan 2012 Granda Trochę dalej 90 29.01.2013 23:36
Na Magadan kropek Kwestie różne, ale podróżne. 28 06.01.2011 15:09


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:06.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.