21.02.2023, 20:11 | #71 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 17 min 9 s
|
O ironio nigdy w miastach, ani na przydrożnych parkingach żadnych przygód nie mieliśmy - z reguły psiury były przychylne.
Poza tym moja żona ma niesamowitą sympatię dla psów i one chyba to czują. Kiedyś włożyła przez kratki obie ręce do kojca z akita inu i czochra futro. Jak właściciel psa to zobaczył o mało nie dostał zawału - ponoć ten pies to kawał dziada |
24.02.2023, 18:04 | #72 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 17 min 9 s
|
A my tymczasem jedziemy dalej.
Przed Erzurum czeka nas rutynowa kontrola policyjna. Sprawdzenie paszportów, standardowe pytania: skąd, dokąd. Nie zajęła wiele czasu. Docieramy do miasta. Chwilę szukamy hotelu. Jest ich tu trochę, więc ze znalezieniem czegoś rozsądnego nie powinno być problemu. Finalnie pada na Otel Saltun. Bierzemy pokój jednoosobowy za 175TL ze śniadaniem. Jedynka w zupełności nam wystarczy. Po wniesieniu bagaży idziemy trochę się rozejrzeć. Widać, że miasto jest turystyczne, ale ładne. Ciekawostką jest duża ilość herbaciarni, praktycznie na każdym kroku można natknąć się na miejsce, gdzie można wypić herbatę. Celowo nie używam słowa lokal, bo często to wózek z piecykiem na drewno, w którym przygotowuje się napar i kilka ustawionych na ulicy stolików i krzesełek. Jednak nawet takie miejsca mają swój klimat. Najczęściej w herbaciarniach widywaliśmy starsze osoby, jednak w Erzurum korzystają z nich wszyscy. Przy maleńkiej szklaneczce gorącego napoju grają w coś, rozmawiają, śmieją się. Ta herbata to swoista wizytówka Turcji – jest wszędzie. Często dostajemy ją za darmo, jako wyraz sympatii czy gościnności. Jednak nawet w herbaciarniach kosztuje grosze. Może właśnie dzięki temu życie towarzyskie kwitnie właśnie w tych miejscach. 229.jpg 230.jpg 231.jpg 232.jpg Tradycyjnie szwendamy się po mieście podpatrując życie ludzi, miejscowe zwyczaje, architekturę, okolicę. Stanowi to dla nas zaskoczenie, ale wieczorem zrobiło się zimno. Na ulice zaś wyległy tłumy, chyba jest jakieś święto. Trzeba przyznać też, że w Turcji też jest na kim oko zawiesić… 233.jpg 234.jpg 235.jpg 236.jpg 237.jpg 238.jpg Co rzadko nam się zdarza, ale wstaliśmy późno, tzn. ok. 9. Zasuwamy na śniadanie, żeby się jeszcze na coś załapać. Okazało się, że faktycznie ledwo zdążyliśmy, bo nie zostało za wiele. Dość folklorystycznie, bo trafiliśmy m.in. frytki, ale znalazły się także burki, więc jest ok. Obok przy stoliku siedziała rodzina z szóstką dzieci. Obserwowaliśmy jak dobrze dzieci były wychowane: cicho, kulturalnie, bezproblemowo przynosiły sobie składniki, starsze pomagały młodszym, itd. Były naprawdę samodzielne i jakby to ująć: „nie roszczeniowe”. Ciekawe, czy wynikało to z posiadania licznego rodzeństwa, czy to raczej kwestia kultury i wychowania. Zdecydowaliśmy się zostać jeszcze 2 noce i poszedłem pogadać o tym na recepcji. Nie było problemu, dostaliśmy nawet zniżkę do 150TL za dobę. Niestety nie udało się załatwić prania. Chodząc po mieście weszliśmy z ciekawości do 2 hoteli zorientować się ile kosztują pokoje. Okazało się, że ceny są całkiem przyzwoite – dało się wynająć pokój już za 110 lir. O żadnej zmianie jednak nie myśleliśmy – nasze lokum było naprawdę w porządku – wygodny pokój i dobra miejscówka. Jedynie motocykl musiałem przestawiać 2 razy jak okazało się, że pomimo parkowania na szerokim deptaku, mogą dosięgnąć go samochody W Erzurum są 2 obiekty szczególnie warte zobaczenia: Medresa Yakutiye i Çifte Minareli Medrese, czyli medresa o dwóch minaretach. Pierwszy z nich znajduje się przy ruchliwym placu. Tłum skutecznie zniechęcił nas do oglądania. Trudno, przyjdziemy jutro z rana. Zasuwamy wobec tego do medresy o dwóch minaretach. Okazuje się naprawdę ładna – ajwan w stylu irańskich, zaś minarety obłożone są kolorowymi, glazurowanymi płyteczkami. Jednak przed madrasą trwają prace budowlane, zaś wszystko otoczone jest parkanem, który skutecznie uniemożliwia zrobienia porządnego zdjęcia. Wcięliśmy się wobec tego na plac budowy i na migi pytamy pracujących tam kamieniarzy, czy możemy trochę połazić i zrobić zdjęcia medresie. Oczywiście, problemu żadnego nie ma, natomiast najpierw zostajemy zaproszeni na herbatę. Po tym jak obchodzą się z materiałem i jak idzie im robota, widać, że fachowcy. Do tego życzliwi i uśmiechnięci. Wydają się zadowoleni z życia i z pracy. Patrząc na wiek pracowników, nie widać raczej młodzieży. Ciekawe, czy – tak jak u nas – młodzi nie bardzo garną się do pracy (zwłaszcza fizycznej), czy potrzeba nie lada umiejętności i doświadczenia, żeby wykonywać kamieniarkę? Wracając do herbaty: pierwszy raz spotykamy się z piciem herbaty z cytryną. Do tego zostajemy poinstruowani jak pić herbatę: nie jest ona słodka, zaś kostkę cukru bierze się w zęby i przez niego przesącza czaj. Trochę gadamy, pokazujemy zdjęcia w aparacie. Pytają o nasz język, czy jest podobny do rosyjskiego czy niemieckiego. Mówią, że Rosjanie zniszczyli medresę, bo czegoś tu szukali. Finalnie wypijamy po 3 herbaty W pewnym momencie przychodzi gość na którego mówią „hadżi”, co w kulturze arabskiej oznacza człowieka, który odbył pielgrzymkę do Mekki. Widać, że cieszy się szacunkiem zebranych. Wita się z nami „po europejsku”, tzn. przez uścisk dłoni. Sympatycznie, ale chłopy muszą wracać do pracy, a my zasuwamy obejrzeć budynek. Niestety, w środku nie urzekł nas niczym. Po wyjściu spotkaliśmy sprzedawcę dywanów, który zapraszał nas do siebie: miał sklep z dywanami oraz trochę „pamiątek”. Opowiadał, że obecnie sytuacja gospodarcza w kraju nie jest najlepsza, także turystyka siadła i również jego biznes prosperuje bardzo słabo. Sympatyczny człowiek, więc daliśmy się namówić. Choć było oczywiste, że nie kupimy żadnego dywanu, to czemu nie mielibyśmy kupić u niego jakichś drobiazgów? Niestety, ale, mimo szczerych chęci, nie udało się wybrać niczego. 239.jpg 240.jpg 241.jpg Zasuwamy coś zjeść. Szukamy lokanty, wiedząc, że w takim przybytku zje się tradycyjne dania tureckie, a nie coś w stylu europejskim. Dodatkowym plusem jest ekspozycja części dań niczym w naszych barach bistro, co jest doskonałym ułatwieniem w wyborze potraw. Bierzemy wobec tego 2 dania, w tym jedno z bakłażana i popijamy to sokiem z kiszonej czarnej marchwi. Bardzo specyficzny smak, ale przypadł nam do gustu. Na deser młócimy w pobliskiej lodziarni lody płacąc za nie zdecydowanie przyzwoitą cenę – po 2,5 liry za gałkę. Naprawdę super. Pewnie się powtarzam, ale tureckie lody są rzeczywiście świetne. Mają trochę inną konsystencję od znanych nam – są bardziej gumowate, tzn. ciągnące się. Pyszne są zarówno te robione na miejscu jak i na masową skalę. Z czystym sumieniem polecić mogę markę Gulf, które poznaliśmy trochę z musu, gdy jeszcze starym Harleyem w 2015 r. musieliśmy zatrzymywać się na stacjach benzynowych, aby wystygł silnik. Tymczasem lody Algidy zajmują należne im miejsce w szarym rogu lodówki. Ale, oddając im sprawiedliwość, nawet znane u nas twistery, są o niebo lepsze niż w Polsce. A do tego dużo tańsze niż lody tureckie! Dziś mamy trochę obowiązków: ponieważ jutro odbieramy uszczelniacze do zawieszenia, trzeba umyć motocykl. Poza tym trzeba kupić miarkę, żeby odmierzyć właściwą ilość oleju. Ale najpierw, jak to w Turcji, herbata. Schodzimy do nieraz odwiedzanego przez nas lokalu niedaleko hotelu. Za 4 herbaty płacimy 3 liry (czyli coś ok. 2,40zł). W herbaciarni spotykamy gościa, który przybył ze swoim zwierzątkiem – papugą. Bestia także lubiła przychodzić do herbaciarni – wcinała z cukierniczki cukier. Wieczorem idziemy jeszcze na miasto, aby porobić parę fotek, m.in. medresie. Ale nie tylko – w Erzurum są do tej pory budki telefoniczne – do tego bardzo ciekawe w formie. Na dworze zaś trwa znowu impreza. Jakieś przemówienia oficjeli – wygląda to jak – wypisz, wymaluj – u nas za komuny. W naszej herbaciarni wypijamy 4 czaje – tym razem płacimy 1,5 liry Widać, jako stali klienci, dostaliśmy całkiem inne stawki. Impreza trwa do 1 w nocy. Idziemy spać. 244.jpg Zwlekliśmy się z łóżek o siódmej i o ósmej idziemy na śniadanie, które niestety nas nie zaskoczyło. Idziemy do medresy Yakutiye, pijąc po drodze kawę i jedząc po (ulubionym przez Anię) simicie. Za tę przyjemność zapłaciliśmy śmieszne pieniądze, tj. 14 lir (ok. 11zł). Sama medresa niczego sobie, fotogeniczna i ciut nietypowa – z kolorowym minaretem. W środku znowu słabo – wystawa niczym na polskich zamkach. Dziś wzywają obowiązki każdego harleyowca – trzeba umyć motocykl. Dla niewtajemniczonych informacja: Harleya po umyciu należy wypolerować. Ja robię to nacierając wszystko: zarówno lakier jak i chromy preparatem a’la plastmal i po wyschnięciu poleruję. Cała operacja zajęła więc około 4 godzin. Nie spieszyłem się, bo przecież jesteśmy na wakacjach W międzyczasie koleś z obsługi myjni (jak to w Turcji ) poczęstował nas herbatą. Po umyciu udajemy się pod adres wskazany przez Omara do jego kolegi po odbiór uszczelniaczy do przedniego zawieszenia, które już dotarły do niego. GPS prowadzi nas pod… jednostkę wojskową. Okazuje się, że gość tam pracuje. Odbieramy przesyłkę; o przyjęciu żadnych pieniędzy za przysługę oczywiście nie ma mowy. Możemy jedynie odwdzięczyć się breloczkiem „z orzełkiem”. Ja z wielkim sentymentem i sympatią traktuję wszelkie drobiazgi z zagranicy. Mam nadzieję, że tego rodzaju prezenty sprawiają ludziom choć odrobinę radości. Wieczorem trafiamy do lokanty z pysznym jedzeniem, gdzie pałaszujemy bakłażana i koftę. Od obsługi dostajemy (oczywiście za free) jakieś ciasto. Okazuje się bardzo dobre. Ania chwilę grzebie w telefonie, gdzie ma notatki i okazuje się, że jest to poszukiwane przez nas do tej pory bezskuteczenie, lokalne ciastko kadayif. Rachunek (porównując do innych tutejszych) był spory – 45TL, jednak wszystko naprawdę super. Później idziemy do upatrzonego wcześniej miejsca na kawę: „Sehr i Kahve”. Kawa jest podawana w stylizowanych filiżankach. Smakuje zdecydowanie inaczej niż z plastikowego kubka. A może tak działa magia miejsca i wakacji? 245.jpg 246.jpg 247.jpg |
05.03.2023, 19:05 | #73 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 17 min 9 s
|
17 lipca
Dziś kolejny dzień „techniczny”, tzn. czeka nas wymiana uszczelniaczy do przedniego zawieszenia. Potrzebuję miejsca do pracy i kilku standardowych narzędzi; te bardziej nietypowe jak klucze calowe mam ze sobą. Szukamy „Oto Sanayi” czyli czegoś w rodzaju „auto centrum” z warsztatami, sklepikami itp. GPS nie pomaga gubiąc się na prostej drodze, ale jakoś się udaje. W Sanayi trzeba tylko znaleźć przyzwoicie wyposażony warsztat, co nie jest tu normą. Tym sposobem lądujemy w ASO Opla. Nikt nie mówi po angielsku i trudno nam się dogadać. Wzbudziliśmy jednak niemałe zamieszanie, więc nagle znajduje się jakiś poliglota. Jak wyłuszczyliśmy o co chodzi, chciano nas odesłać do warsztatu motocyklowego. Odnosimy wrażenie, że tu nie do pomyślenia jest, że (bogaty w ich rozumieniu) turysta z Europy może chcieć zrobić coś przy motocyklu samodzielnie. Warsztatowi należą się słowa uznania. Porządek, klucze w szufladach, ogromny przemiał samochodów, ale widać, że fuszerki nie odwalają. Co chwilę ktoś chce pomóc, ale nie ma takiej potrzeby. Roboty mam dość dużo, bo trzeba rozebrać bez mała cały przód, co podstawowymi narzędziami zabiera trochę czasu. Nie miałem całego kompletu naprawczego, lecz tylko nowe uszczelniacze, więc musiałem uszkodzony uszczelniacz „wydłubać” od góry, co wymagało zrobienia „specjalnego przyrządu” czyli zniszczenia dwóch śrubokrętów. W międzyczasie zostajemy zaproszeni na obiad do szefa. Jest pod wrażeniem, że potrafimy zrobić coś sami. Robota na ukończeniu, wystarczy zalać olej i poskładać. Poszedłem z oddelegowanym pracownikiem warsztatu kupić olej do pobliskiego sklepu. Nie przyjęto tam ode mnie pieniędzy, olej dopisano do rachunku serwisu. Podczas pracy Ania kroiła coś nożem, który czas swojej największej ostrości miał dawno za sobą. Zobaczył to jeden z chłopaków, który jak się okazało miał hopla na punkcie noży, więc naprawdę porządnie go naostrzył. Ciekawostką było, że podczas ostrzenia oliwił „osełkę” której używał. Kończę robotę. Zeszło około 8 godzin, ale wreszcie bez obaw możemy jechać dalej. Paradoksalnie okazało się, że oleju prawie nie ubyło. Dziękujemy za wszystko szefowi. Czas uregulować rachunek. - Jesteście moimi gośćmi. Nic nie płacicie. Usiłuję pertraktować: przecież zniszczyłem 2 śrubokręty, kupiłem olej, zająłem cały dzień. Nic to nie dało, jesteśmy gośćmi i już! Wobec tego mogliśmy zrewanżować się ekipie brelokami z Polski, które wozimy. Na odchodnym dostaliśmy jeszcze firmowy długopis, który mamy do dziś. Żeby nie było za łatwo w drodze powrotnej do hotelu GPS głupieje – prowadzi nas w przeciwnym kierunku, gubi drogę, zawraca. Nie wiem co mu się stało. Gdyby nie telefon i google maps byłoby ciężko. W hotelu kąpiel, pranie i … idziemy na jedzenie. Walimy jak w dym do tej samej knajpki co wczoraj. Chłopaki witają nas jak swoich – wychodzą zza lady i podają mi rękę. Dostaliśmy bakłażana i musakę oraz duży talerz warzyw. Bardzo dobre. Na zakończenie jako prezent dostajemy herbatę i deser. Dziś płacimy tylko 35TL. Na koniec chłopaki chcą coś nam powiedzieć, ale nie udaje się porozumieć. Niestety, tym razem bariera językowa nas pokonała. 249.jpg 250.jpg 251.jpg Już wieczór - żegnamy się i do hotelu. To był pracowity dzień! W Erzurum dbają o porządek; widać dużo policji i tylko 1 bezdomny pies. Kobiety ubrane bardzo różnie: albo konserwatywnie, albo „roznegliżowane”. Oczywiście, Erzurum to nie tylko centrum i piękne, zabytkowe budowle sakralne. Tam toczy się przecież zwykłe życie, zaś meczecik na przedmieściach wygląda zgoła inaczej. 248.jpg 18 VII Plany na dziś niezbyt ambitne, bo mamy do pokonania około 490km. Jedziemy do Divrigi zobaczyć piękny XIII wieczny meczet połączony ze szpitalem psychiatrycznym. Rano szybkie pakowanie i po śniadaniu startujemy. Decydujemy się na przejazd dłuższą drogą, ale za to lepszej jakości. Lepiej dobrze przetestować nowe uszczelnienie przedniego zawieszenia, zanim zaprzęgnie się je do cięższej pracy. Mimo to droga po raz kolejny okazuje się malownicza. Cały czas jesteśmy w górach – mijane tablice pokazują wysokości blisko lub powyżej 2000 n.p.m. Gdzieniegdzie na okolicznych górkach widać białe łachy śniegu. 252.jpg 253.jpg 254.jpg We wschodniej Turcji niektóre (raczej podrzędne) drogi remontowane są w ten sposób, że jako nawierzchnię sypany jest żwir, a następnie zalewany przez wielkie polewaczki czymś w rodzaju roztopionej smoły. Powoduje to związanie kamyków i tworzy się coś w rodzaju asfaltu. Na wierzch sypana jest znowu warstwa żwirku, który przez koła samochodów wkleja się w nawierzchnię, dzięki czemu opony nie kleją się do smoły. Ogólnie jazda po takiej drodze jest ok, gorzej jak trafiamy na dopiero co wysypany żwir, który nie jest nijak utwardzony. Na Harleyu jazda po takiej nawierzchni nie należy do wielkiej przyjemności 255.jpg 256.jpg Po drodze trafiamy trochę posterunków policyjnych, ale udaje się je przejechać bez kontroli. Mijamy również piechurów w mniejszych bądź większych grupach 257.jpg 258.jpg 259.jpg Spotykamy także swojsko brzmiące nazwy miejscowości 260.jpg Po drodze przekraczamy Eufrat. Rzeka jak rzeka, ale sama nazwa brzmi trochę magicznie. Na niej zbudowana całkiem pokaźna tama, zamykająca zbiornik wodny. Przekroczenie tak ważnej rzeki uczciliśmy zjedzonymi na jej brzegu simitami. 261.jpg 262.jpg Kilkukrotnie mijamy ludzi, którzy zdają się mieszkać w namiotach. Należy mieć tylko nadzieję, że tego rodzaju styl życia wynika z ich wyboru, nie zaś zmusiła ich do tego sytuacja ekonomiczna… 263.jpg 264.jpg 265.jpg |
10.03.2023, 21:53 | #74 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 17 min 9 s
|
Docieramy do Divrigi i od razu kierujemy się do meczetu Ahmeda Szacha oraz przylegającego do niego szpitala Melika Turan Melek. Jeśli wierzyć tablicy z opisem stojącej obok budynku, podobnej budowli nie ma w całej Turcji ani nawet w całym muzułmańskim świecie. Niestety, budynek jest w trakcie renowacji i nie da się do niego wejść, zaś najgorsze jest to, że przykryty jest czymś w rodzaju namiotu. Jedyne co udaje się zobaczyć, to niezwykle piękne portale drzwiowe.
267.jpg 268.jpg 269.jpg 270.jpg 271.jpg Samo miasteczko Divrigi to maleńka, ale bardzo klimatyczna mieścina. Poruszamy się starymi, brukowanymi uliczkami z rynsztokiem. Wydaje się, że czas zatrzymał się tu kilkadziesiąt lat temu. Widzimy dużo pustostanów. Z jednej strony żal, ale może trochę z tego powodu mieścina jest klimatyczna, brak zaś w niej nowych bezdusznych budynków z betonu i szkła… 272.jpg 273.jpg 274.jpg 278.jpg Znaleźliśmy także budynek w którym zadaje się kiedyś była kancelaria adwokacka, ale zdaje się splajtowała… 275.jpg 276.jpg Poszwendaliśmy się trochę po okolicy i okazało się, że w miasteczku jest hammam, czyli turecka łaźnia. Nie skorzystaliśmy jednak z jej usług, bo zbyt serio potraktowałem żart żony, że najlepsze co mnie tam czeka to wąsaty Turek, który będzie mydlił mi plecy 277.jpg 279.jpg W jednym z pustostanów zastaliśmy takiego oto mieszkańca: Niestety bał się nas i za nic w świecie nie chciał podejść. 280.jpg 281.jpg Rozpoczęliśmy poszukiwania hotelu na nocleg. Hotel Kosu ma komplet, wobec tego śpimy w hotelu obok. Warunki raczej skromne, ale cena niewielka – 65TL. Z okna widok na maleńki meczet z minaretem oraz widniejącą w oddali na górce twierdzę. Pokój co prawda nie ma klimy, ale na zewnątrz nie było tragedii, więc powinno dać się wytrzymać. Pokój niestety nagrzany niemiłosiernie i mimo otwartych okien trudno zasnąć. Próbujemy przykryć się samym prześcieradłem, ale nadal to nic nie daje. Powietrze z zewnątrz wcale nie chłodzi, wręcz przeciwnie od okna leci cieplejsze. Po godzinie mam dość. Wychylam się przez okno, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. I wtedy ze zdziwieniem odkrywam, że na dworze jest całkiem chłodno, a gorące powietrze wali z… kaloryferów! Oczywiście kurki pourywane i nie da się ich zakręcić. Poszedłem więc do recepcji i na migi przekazałem gościowi w czym jest problem. Także na migi obiecał załatwić sprawę. Ponieważ przez kolejne pół godziny nic się nie zmieniło, do recepcji poszła żona. Po jej interwencji kaloryfery zostały wyłączone, ale wraz z nim ciepła woda w całym hotelu Trudno, rano umyjemy się w zimniej. Ważne, że da się spać! 283.jpg 282.jpg Znów łagodne pasmo drogi wzięło nas w swoje objęcia. Pomykamy spokojnie pośród łagodnie pofalowanych, wyglądających na pluszowe górek. Słonko pięknie świeci, temperatura idealna do jazdy, bo ok. 19 -20 stopni. Postanowiliśmy napić się kawy, więc wdrapaliśmy się na górki, aby w skałkach schować przed wiatrem kocher. Pomimo dobrej osłony, woda nie chce się zagotować. Gazu jest sporo, więc o co chodzi? Może to wysokość robi swoje i gaz słabiej się pali? Nieważne! Jest pięknie! 284.jpg 285.jpg 286.jpg 287.jpg 288.jpg Jedziemy w kierunku Hasankeyf, miasta zamieszkanego od tysięcy lat, kolebki cywilizacji. Na naszej drodze mamy duże miasto Diyarbakir. Nie lubię dużych miast, bo w gorącym klimacie (jak tutaj) prawdopodobnym jest, że w korkach silnik zagrzeje się i trzeba będzie czekać aż ostygnie. Dokonane przeze mnie jeszcze przed wyjazdem do Algierii modyfikacje motocykla na razie pozwalają tego uniknąć, więc mam nadzieję, że będzie dobrze. Poza tym miasta i tak nie da się ominąć. Nie jest warte zatrzymania się w nim, nie znalazłem na jego temat nic dobrego. Ponoć (zupełnie jak nie w Turcji) jest tam dość niebezpiecznie. 289.jpg 290.jpg Choć droga mija spokojnie i sielsko, niektóre obrazy nachalnie przypominają, że tu – we wschodniej Turcji, coś dzieje się pod skórą. Nie bez kozery mijamy tyle punktów kontrolnych z workami z piaskiem, tankietkami i wojskiem czy policją z długą bronią. 291.jpg Przez Diyarbakir droga idzie średnio – ruch duży, co rusz stoimy, nie ma jak ominąć stojących na światłach samochodów. Wjeżdżając do miasta uruchomiłem wiatrak chłodnicy, żeby już chłodził olej, zanim staniemy w korkach. Powoli przesuwamy się do przodu. Niestety na tyle powoli, że temperatura oleju osiąga magiczną cyfrę 115 stopni. Musimy stanąć i poczekać aż silnik ostygnie. Przy 120 stopniach olej traci swoje właściwości, więc nie możemy pozwolić, żeby ją osiągnął. Parkujemy przy sklepie i robimy postój. Może nasze miejsce przy ruchliwej, głośnej drodze w środku nagrzanego miasta nie jest najszczęśliwszym wyborem na piknik, ale nie ma wyjścia. Aby trochę się ratować pijemy zimną colę i młócimy lody. Szczęśliwie te ostatnie w Turcji są pyszne! Po wystartowaniu ze świateł mam wrażenie, że gość za skrzyżowaniem chce się wciąć do ruchu jeszcze przed nami, ale oceniam, że bardzo trudno będzie mu zdążyć. Myślę sobie: spokojnie, jesteś kilka tysięcy kilometrów od domu. Odpuść gaz, przecież nigdzie się nie spieszysz. W razie czego lekko zahamujesz i gość wjedzie. Ale miałem nosa! Facet wpasowuje się przede mnie zupełnie jakby nie widział motocykla. Naciskam hamulce, motocykl zwalnia. Nagle wstrząs, zamiast zwalniać – przyspieszamy, wpadamy w bok wjeżdżającego przed nas samochodu. Usiłuję mimo wszystko utrzymać motocykl w pionie i wytracić prędkość. Odpycham się od samochodu przed nami, upadamy. |
10.03.2023, 22:06 | #75 |
Lubię Cię czytać.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
10.03.2023, 22:28 | #76 |
Sędzia znaczy Dred zmieniasz moto do wycieczek czy dalej lubisz Harleya ?
Ja każdego szanuje czym chce jeździć na wytrysku czy gaźniku.
__________________
kto smaruje ten jedzie |
|
13.03.2023, 21:12 | #77 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 17 min 9 s
|
Dzięki za miłe słowa!
Fajnie widzieć, że ktoś czyta to co napisałem, zaś jeszcze przyjemniej usłyszeć, że własna pisanina sprawia przyjemność Bardzo rozsądne pytanie! Ale pozwól, że odpowiem na nie pod koniec opowieści. |
13.03.2023, 21:51 | #78 | |
Cytat:
Ten Twój Harry ma standardowe zawiechy , za twardy nie jest ?
__________________
kto smaruje ten jedzie |
||
14.03.2023, 21:08 | #79 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 17 min 9 s
|
Zawieszenie standard. Na normalne, przyzwoitej jakości asfaltowe drogi jest super wygodne. Nie jest twardy, ale też nie "kanapowy".
Tył ma możliwość pewnej regulacji, bo są to amortyzatory olejowo- gazowe. Zwykły zawór jak w kołach i można powietrza dać ciut mniej lub więcej. Jednak do tego jest specjalna malutka pompka (mniejsza od rowerowej), bo samochodową istnieje ryzyko wydmuchania uszczelniaczy. Ja ustawiłem na wartość średnią i nie widzę potrzeby zmiany. Z przodu jedyna możliwość regulacji to zmiana oleju na gęstszy. Kiedyś spróbowałem i szybko zmieniłem na standardowy - H-D Fork Oil E. Jednak skok zawieszeń jest raczej niewielki, więc na drogach gorszej jakości jazda jest po prostu mordęgą. |
14.03.2023, 21:58 | #80 |
Dredd - to są te mniej pozytywne wibracje po prostu
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Iran 2019 | rumpel | Trochę dalej | 154 | 06.11.2023 00:03 |
Ostatnia taka podróż, czyli zima w Andaluzji [marzec 2020] | jagna | Trochę dalej | 61 | 22.12.2021 13:11 |
Kirgistany czyli podróż puszką za motkami. [sierpień 2019] | Emek | Trochę dalej | 68 | 13.11.2019 00:07 |
Coś na deszcz czyli mała, długa podroż z Krakowa nad morze | Dunia | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 15.05.2013 07:19 |
Zobaczyć Iran - czyli 4 dni w Armenii. [Czerwiec 2012] | majek | Trochę dalej | 104 | 26.02.2013 15:33 |