03.05.2020, 08:24 | #71 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 538
Motocykl: Brak
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 2 dni 11 godz 36 min 12 s
|
Bardzo klimatycznie pisana relacja. W zasadzie, to chciałbym abyście stamtąd nie wracali i cały czas nadawali aby karmić nasze marzenia.
Dziękuję |
18.05.2020, 01:23 | #72 |
Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 32 min 44 s
|
Dzięki.
Ale niestety już powoli toczymy się do cywilizacji. 21.01 Rano pakowanie, jest chłodno! Składam codzienną ofiarę z pół litra oleju i zlewam wszystkie baniaczki benzyny do baku. Tenera wróciła na spalanie 8,5 a i nie będzie już problemu ze stacjami. Cele na dzisiaj: poza dystansem dwa wraki promów osiadłe przy brzegu oceanu. Ruszamy, zimno…..Łapie nas kilka kropel deszczu, ale główny front jest ciągle z lewej. DSC02588.jpg Znowu przejazd przez czyściutki i doinwestowany Al-Ujun i robimy skrętkę na pierwszy wrak, prom Que Sera Sera („co będzie to będzie”). Jest większy niż się spodziewałem, naprawdę robi wrażenie! DSC02591.JPG Potem kierunek na miasteczko Tarfaya, całkiem ciekawe. Najpierw docieramy do starej brytyjskiej twierdzy Casa Mar, zbudowanej wręcz na oceanie, która pomimo upływu stu-iluś lat, ciągle stoi obmywana falami oceanu i ani myśli się rozpaść. DSC02617.jpg W miasteczku znajduje się Muzeum Poczty Lotniczej poświęcone Anoine de Saint-Exupery, temu od „Małego Księcia”, ale już tam nie zachodzimy. Christian aż podskakuje gdy dowiaduje się, że nie tylko znamy „Małego Księcia”, ale również jest lekturą w polskich szkołach. Przynajmniej był. Jedziemy na jedzonko, plan aby zjeść na zewnątrz obok motorków, ale….zaczyna padać. Zamawiam kalmara. Całkiem dobry. (Oczywiście posiłek spożywamy pod bacznym okiem króla). IMG_20200121_153220.jpg Gdy ruszamy, deszcz już przeszedł, ale chmury już nas nie opuszczą. Szukamy wraku promu Assalama (Armas), trzeba się cofnąć 4 km wzdłuż plaży. I też jest na co popatrzeć! DSC02625.jpg Hm, chętnie bym sobie usiadł na białym sedesie, no ale to na stacji. … Jedyna stacja na wyjeździe z miasteczka jest w remoncie! Jedziemy dalej. …. Teraz już bym chętnie nawet kucnął, ale niech się znajdzie jakaś stacja! … Jest stacja. Tankuję pierwszy, gość guzdra się z wydaniem reszty, więc ustalam szybko priorytet. Jak hazardzista zmierzający do kasyna, tak ja z radością biegnę do toalety. Kilkanaście metrów a dłuży się jak cała wieczność. Jest skocznia, ale w tym momencie wystarczyłby mi krzaczek i patyk. Chłopaki się śmieją, może tytuł relacji powinien brzmieć „Z pełnymi gaciami przez Afrykę”, no ale na szczęście kończy się na jednorazowym zrzucie. Widocznie mój plebejski żołądek przyzwyczajony do kapusty, kartofli i świniny nie spodziewał się kalmara. Tutaj już znowu sól zbiera się na nas i na motocyklach. Znowu się kleimy, znowu mamy ufajdane szybki kasków. Mijamy okolicę, w której zgubiłem kamerkę. Oczywiście nie ma szansy, aby ja znaleźć, ale i tak się rozglądam. IMG_20200121_124811.jpg Jedzie się przyjemnie, dość sennie, tym razem ze słońcem w plecy. Monotonne krajobrazy pustynne, brak żywego człowieka. Mało samochodów na drodze. No i tu chyba miała najbardziej niebezpieczna sytuacja drogowa, mianowicie na skręcie w prawo wypływam motorkiem na lewy pas, bo przecież nikogo nie ma więc dlaczego miałbym się cisnąć na prawym. Ale nie zauważyłem, że akurat wyprzedzał mnie radiowóz. Zobaczyłem jego cień gdy już byłem na lewym pasie, i wiedziałem, że tego cienia nie powinno tam być, albo nie powinno być mnie przed tym cieniem. Michał mówił, że ledwo wyhamowali. W sumie strachu nie poczułem, bo gdy się zorientowałem, już właściwie było po wszystkim. No ale takie rzeczy się tez zdarzają. Dzisiaj mieliśmy dość spory dystans jak na te warunki, chyba z 500 km. Jest zimno i wilgotno, łapiemy kolejny kemping, dostajemy pokój 3-osobowy za 300 MAD. I do tego pan z obsługi prowadzi nas do tajnego pokoju, tam spod tajnego łóżka wyciąga tajną skrzynkę z piwem. Oczywiście że bierzemy, ale smutny to kraj, gdzie z wypiciem piwa trzeba się tak gimnastykować. W naszym Christianie budzi się zmysł francuskiego kucharza. Na kuchence gotuje garniec ryżu z tuńczykiem i oliwą. Nie musze mówić, że po całym dniu smakuje to wybornie. Christian w ogóle jest dusza człowiek. Radosny, skromny. Ale i doświadczony. Nie musi się przechwalać, nie musi nikomu nic udowadniać. Gdy ustalamy plan na kolejny dzień, Christian mówi tylko z uśmiechem - No problem, you go, I go. You stay, I stay. Jest „prezydentem” harleyowego klubu motocyklowego, a jego syn „kapitanem drogi” czy jakoś tak. Wraca do domu przez Ceutę do Hiszpanii, a potem na kołach przez Awinion. Czyli przed nim jeszcze kawał drogi na kołach. Ale już dostał z domu i od kumpli z klubu informację, aby czasem nie ważył się wrócić przed piątkiem! Bo szykowali dla niego imprezę powitalną. IMG_20200121_191433.jpg |
19.05.2020, 01:36 | #73 |
Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 32 min 44 s
|
22.01
Rano widzimy, że w nocy padało, i to konkretnie. Pakujemy się i schodzą się mieszkańcy kamperów, to para starszych Holendrów daje nam namiary na kolejne kempingi, to jakiś starszy Francuz zadziwiająco płynnie mówiący po polsku. Zakładaliśmy po drodze odwiedzić znajdująca się na wzgórzu na pustyni byłą twierdzę Legii Cudzoziemskiej, ale trochę daleko i droga może być ciężka, więc asfaltami do Guelmin. Znowu zimno, znowu korki w mieście. Ale też znowu oszałamiająco piękna droga przez góry za miastem. DSC02630.JPG DSC02631.jpg Na nasze nieszczęście wbijamy się w Agadir w godzinach szczytu. IMG_20200122_124229.jpg IMG_20200122_151015.jpg Czyste, ładne miasto, dziewczyny ubrane po europejsku. Trochę trwa zanim się przebijamy, no ale teraz czeka nas chyba najpiękniejszy odcinek całego wyjazdu…. Kręta trasa po górach nad samiutkim oceanem, potem odbijająca w głąb lądu, gdzie serpentyny tylko się zagęszczają, a widoki stają się jeszcze piękniejsze. Wiekowa już kamerka oczywiście nie nagrywa, siadła bateria albo się zawiesiła, nie mam czasu z nią walczyć, trudno. Asfalt przeważnie doskonałej jakości, ruch niezbyt gęsty. Jedzie się wyśmienicie, jednak musimy trochę się spieszyć aby zdążyć na kemping. IMG_20200122_184721.jpg Dojeżdżamy już po ciemku. Są trzy kempingi, na jednym nie ma obsługi, na drugim tylko miejsca namiotowe, a na trzecim tylko całe ogromne domki z tarasami i balkonami, wręcz posiadłości, no i nietanie niestety. Ale Christian targuje na całkiem znośne pieniądze i dostajemy hawirę Pablo Escobara, z salonem, kuchnią, pokojem, tarasem na parterze i drugim tarasem na dachu. Super, ale nam trzeba tylko łazienki i kawałka dachu. IMG_20200122_201445.jpg Tym razem my przyrządzamy dla Christiana danie dnia: z potrawy w puszce, makaronu z zupki chińskiej i czegoś tam jeszcze. Dobre, tylko mało! Wieczorem już solidnie pada…. |
31.05.2020, 12:25 | #74 |
Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 32 min 44 s
|
23.01
Ostre światło porannego słońca nie daje za wygraną i przebija się tu i ówdzie przez grube deszczowe chmury Mamy też basen, ale jakoś nikt nie przejawia chęci na kąpiel. 2kem bas.jpg Ale mamy też tęczę, nad samym oceanem, z racji położenia słońca przeogromną i podwójną. 1kem.JPG Pakujemy się i oczywiście od razu ubieramy w gumiaki. Najpierw Essaouira, ponoć piękne plaże i antyczna medyna, czyli taka starówka. Ale akurat konkretnie się rozpaduje, to tylko szybka fota pod bramą, niezbędne zakupy i nazad. 3ess.JPG 4essa.JPG Średnio przyjemnie się jedzie, ale nie ma co marudzić. Dzisiaj celem jest Casablanca. Nie oczekujemy filmowych klimatów, bo film był ponoć kręcony w całkiem innym miejscu, a według relacji świadków Casablanca to blokowiska. No ale mają też największy meczet na Zachód od Mekki. Więc jedziemy. Przejeżdżamy przez miasteczka niczym z Dzikiego Zachodu. Jedna główna ulica i przy niej wszystko się dzieje. Stragany, załadunki ciężarówek, jadłodajnie, herbaciarnie, stada kóz, wozy zaprzężone w osiołki. Nikt nie pomyśli, aby zrobić 3 km obwodnicy. Często bywa, że między asfaltową ulicą a utwardzonym chodnikiem jest 3-4 metry piachu, który podczas opadów zmienia się w rzekę błota. I wszystko i wszyscy w tym błocie się babrają. Moim pobocznym celem na ten dzień jest upolowanie Mitsubishi Fuso. Jest to ciężarówka takiej bardziej średniej ładowności, zdecydowanie wiodąca prym wśród samochodów ciężarowych w środkowym i południowym Maroko. 7mits.jpg Mitsubishi Fuso ma wysoki prześwit, występuje w wersjach z napędem na obie osie, szeroki wachlarz silników obejmuje widocznie same dobre jednostki, bo te auta jeżdżą permanentnie przeładowane i nie są oszczędzane przez marokańskich kierowców. I jeśli jakaś ciężarówka może się podobać, to taką jest właśnie Fuso. Wysokie zawieszenie, pochylony przód i podwójne światła dają mu kozacki wygląd. Poza tym posiada nieskończone możliwości personalizacji wyglądu pod gusta kierowcy, praktycznie nie spotkaliśmy dwóch takich samych Fuso. Moim zdaniem idealna baza na wyprawówkę jako niedoceniona alternatywa dla MANa. Casablanca nie tylko z powodu meczetu Hassana II. Christian chce odebrać dwie opony od znajomego, który pracuje na lotnisku. No to najpierw decydujemy się na meczet, a potem lotnisko. Łatwo powiedzieć. Casablanca to zakorkowany moloch, i nawet jeśli GPS pokazywał 6 km, to trzeba było wtedy się wycofać. Ba, wycofać się należało również gdy pokazywał 1,8 km, a droga była zamknięta i trzeba było szukać objazdu, również zakorkowanego. 5casa.JPG Czyli wyszło byle jak. Dojazd na parking pod meczetem, szybka fotka zanim nas wywalą za brak opłaty, i zawrotka, bo na lotnisko jeszcze kawał. A szkoda, bo trzeba by poświęcić tam więcej czasu, wejść, obejrzeć, posłuchać. 6cas me.JPG Przejazd przez Casablankę to jakiś koszmar. Nie wiem czy myślenie tak bardzo boli tamtejszych kierowców, czy może też mają mądrą książkę ze zbiorem zakazów i nakazów. Jeśli na zwykłym skrzyżowaniu przeciwległe pasy chcą skręcać w lewo, mogą to przecież zrobić bezkolizyjnie. Ale tam mijają się Z PRAWEJ, tak jakby mieli sobie przybić piątkę lewymi dłońmi. I wyjeżdża trzech gości z jednej, trzech z drugiej, i blokują siebie nawzajem i przy okazji całe skrzyżowanie. Czerwone światło to późne zielone, więc gdy jedni jadą, inni na zielonym czekają. Ale potem zamiana, bo przecież tyle czekali to teraz oni pojadą na czerwonym. Brak wyobraźni, brak takiego sprytu i przewidywania, jakie obserwowałem w Nawakszut. W końcu wyrywamy się na trasę w kierunku lotniska. Jest już ciemno i pada. Kumpel Christiana obiecał dać nam namiary na nocleg blisko lotniska. Ale jak widzimy same Sheratony i Hiltony, to mina nam rzednie…. Podjeżdżamy pod terminal, Christian wita się i przedstawia nas Jabadowi. Jabad jest jakąś policyjna albo żandarmską szychą na tym lotnisku. No i nie chce nawet słyszeć, abyśmy mieli szukać jakiegoś hotelu! Wsiada w auto i pilotuje nas do swojego mieszkania, jakieś 4 km może. Motorki chowamy do garażu, który jest warsztatem stolarskim, i na górę. garaż 1.jpg No i mamy legendarną arabską gościnność i typowe marokańskie mieszkanie. Ładnie urządzone, oczywiście z mnóstwem miejsc do siedzenia, i w przedpokoju, i w pokoju dla mężczyzn, i w pokoju dla kobiet. Na ścianach wersety z Koranu oprawione w ramki, bo tam obrazków nie uznają. Tysiące poduch z frędzelkami, kryształowe żyrandole, generalnie arabski szyk. 8dom oo.jpg 8dom.jpg 8domp.jpg Ale nie ma ogrzewania, jak w większości domów na tej szerokości geograficznej. Jabad zostawia nas, facetów których widzi pierwszy raz w życiu, w swoim mieszkaniu, przynosi cały talerz shawarmy z frytkami, stawia na stół jeszcze jakieś frykasy z lodówki, po czym zabiera się z powrotem do pracy. Na nasze gorące podziękowania odpowiada skromnym ukłonem. Zostawiliśmy mu na lodówce magnes z flagą Polski i napisem „Merci”. Christian się przepakowuje, wyciąga prześcieradło z podziękowaniem, które otrzymał od dzieci talibańskich, które jakoś tam wyratowali z ulicy i żyją sobie w takim domu dziecka. I Christian zebrał we Francji jakieś środki i jechał do tych dzieci na TDMce przez pustynię. 8dom ch.jpg Poczciwy chłop, złote serce. Prosi, aby nauczyć go kilka słów po polsku, podczas przywitania ze swoim klubem powiem im że nauczył się polskiego, a jak zapytają aby coś powiedział, to on powie: „Jestem samotnym motocyklistą i w podróży spotykam tylko dobrych ludzi”. Nawet go nagrałem, ma dobry akcent, no ale w końcu dziadek spod Katowic. Christian ma dziurawy kombinezon przeciwdeszczowy, a jeszcze przed nim długa trasa przez zimną Europę, a poza tym motocyklowe ciepłe spodnie czekają na niego dopiero w Hiszpanii, teraz jedzie tylko na dżinsach. Bardzo podobają mu się nasze biało-czerwone gumiaki Hein Gericke Tuareg. Zaskoczony dowiaduje się, że można je u nas wyłapać na OLX za 30 euro. Chce aby mu taki znaleźć, a on potem odda pieniądze. Ale teraz pyta, czy nie pożyczymy mu jednego stroju. My mamy praktycznie jeden dzień drogi do promu, rozbity na kilka etapów. I postanawiamy , że damy mu jeden strój, bo nie ma sensu żonglować przesyłkami, a poza tym Christian podarował mi wcześniej litr oleju, bo jego TDMka nic nie brała. Więc Christian przymierza strój, zakłada sam, wszystko pasuje, szczęśliwy jak dziecko. I robimy zamiankę, ja biorę jego gumiaka bez zamka, z kangurem z Decathlonu na górę aby nie podciekało. |
31.05.2020, 13:11 | #75 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 1,117
Motocykl: RD07a
Online: 4 tygodni 15 godz 26 min 4 s
|
Dzieki za super relacje
Szerokosci w drodze powrotnej Panowie ! |
15.06.2020, 22:33 | #76 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Halo. Co to za opie...szałość. Czekam najbardziej na całościowe podsumowanie.
|
18.10.2020, 22:11 | #77 |
Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 32 min 44 s
|
Wyjazd generalnie udany, bo udało się pojechać, i co ważniejsze – wrócić.
Już w Afryce w wiadomościach telewizyjnych czasami widzieliśmy Chińczyków w maseczkach, a na promie do Włoch kartki A4 z informacjami na temat „wirusa z Wuhan”. Na styk. Wniosek na przyszłość: chcesz jechać? Jedź! Póki granica otwarta, póki masz dwie ręce i ważną kartę debetową. Osobiście pierwszy raz widziałem pustynię i ten wyjazd tylko pogłębił mój apetyt ma Afrykę Subsaharyjską. „Ja tu jeszcze wrócę”, ale na pewno nie ciężkim enduro. Natomiast Czarnej Afryki wystarczy mi do końca życia. Dakar zaliczony, ale dzisiaj ten czas, który poświęciliśmy na gonitwę za kolejnym mirażem, wolałbym poświęcić na eksplorację Maroka, Sahary Zachodniej lub tym bardziej Mauretanii skoro już tam wjechaliśmy. Szkoda traktować Mauretanię wyłącznie jako tranzyt. Napotkani ludzie są solą każdej podróży, uwielbiam te interakcje, nawet jeśli nie wspominam ich pozytywnie. Kolekcja ludzkich zachowań jest cenniejsza niż kamyków i kawałków murów. POLICJA W każdym napotkanym kraju funkcjonariusze służb mundurowych odnosili się do nas przychylnie. Wiadomo, turisty, wiozą kasę. W Maroku ponoć nawet istnieje coś takiego jak policja turystyczna, która ma pilnować, aby nikt za bardzo nie kantował naiwnych Europejczyków na rynku w Marakeszu. Ponoć się przydaje, ale nie potrzebowaliśmy korzystać. Raz natknęliśmy się na fotoradar. rad.png W Mauretanii podobnie, checkpointy dla białego są raczej po to, aby go „nie zgubić”, niż aby go kontrolować czy grabić. W Senegalu prawdziwa policja chodzi w odblaskowych kamizelkach, i średnie zainteresowanie przejawia kolejnymi świrami, którzy jadą nad jezioro. Granice to odrębna historia. BEZPIECZEŃSTWO Bez większych obaw, nawet (a może zwłaszcza) na pustkowiach Sahary Zachodniej oraz Mauretanii jest świadomość, że można liczyć jeszcze na pomoc, chociażby interesowną. Niejedno się słyszało o skubaniu białego, ilekroć zdarzały problemy z pojazdem, ale te doniesienia równoważą nasze własne przeżycia. Nie da się ukryć, jechaliśmy z pewnymi obawami oraz stereotypami, niektóre się potwierdziły, inne nie. I w Senegalu doświadczyliśmy życzliwości i otwartości. Chcę wierzyć, że również Bebea po godzinach pracy nie zostawiłby nas w potrzebie. Jednak ciągła czujność bezwzględnie zalecana. PIENIĄDZE Obowiązkowo gotówka pochowana w skarpetach, w motocyklu, zaszyta w odzieży, w kilku portfelach. Główny portfel to tylko trochę drobniaków na najbliższy dzień plus karta, którą i tak rzadko jest sposobność płacić. Musi być jakaś grubsza waluta na czarną godzinę, bo gość na hiluksie raczej nie będzie skłonny ewakuować motocykla wraz Europejczykiem za latarkę i scyzoryk. Bankomatów również tam mało i nie zawsze są załadowane. Oczywiście w cenie jest euro. UBEZPIECZENIE Od forumowego kolegi Onufrego. Wynalazł nam odpowiednie pakiety. Szybko , sprawnie, przyjemnie. Polecam, bo trzeba wspierać swoich. Niemniej jadąc w tamte rejony trzeba być gotowym na dodatkowe opłaty ubezpieczeniowe na granicy. ZDROWIE Znajomy medyk Michała zaopatrzył nas w dwie walizko-apteczki. Dzięki nim byliśmy przygotowani na każdą ewentualność, włącznie z trepanacją czaszki i operacją na otwartym sercu. Ale tak na serio absolutnie nie lekceważyłbym aspektu szczodrze wyposażonej apteczki w tamtych rejonach ani prewencyjnych szczepień. Codziennie wzbogacaliśmy naszą florę jelitową, chyba pomogło. GIFTY Raz - jako wspomożenie waluty, dwa - jako prezent/pamiątka dla napotkanych po drodze. Wszystko ma swoją wartość, każdy długopis, notes, scyzoryk czy najlichszy zegarek. Zabawki. A także lekarstwa. JĘZYK W tamtych rejonach obowiązkowo francuski, chociażby kilka podstawowych słów i zwrotów, można wykuć. Naprawdę są miejsca, w których ludzie nie mają nawet pojęcia o istnieniu języka angielskiego. Jeśli kto operuje hiszpańskim, ma szansę porozumieć się na terenie Sahary Zachodniej, i to nawet po marokańskiej stronie. AWARIE Jakichś poważniejszych brakowało, ale też motocykle przygotowaliśmy najlepiej jak potrafiliśmy. U Tenery nie obyło się bez foszków na niesmaczne paliwo, musiała to bardziej zapijać olejem. Dzięki bogom nie dostąpiliśmy też zaszczytu łatania dętki na środku pustyni. Filtry powietrza następnym razem uszczelniłbym towotem. Jednak trzeba pamiętać o niesionej wiatrem soli. Każdy stalowy element uprzednio wypiaskowany podczas jazdy przez pustynię, na powrocie zakwitał wszystkimi odcieniami rdzy. WYPOSAŻENIE Takie, aby być jak najbardziej niezależnym w każdej sytuacji. Dzisiaj jednak trochę bym okroił listę wyposażenia, głównie jeśli chodzi o namiot i dmuchaną karimatę. Namiot na plaży nad oceanem ma swój klimat, ale codziennie bez większego trudu można znaleźć niedrogi nocleg. Części zapasowych było sporo, ale na taki trip bym z nich nie rezygnował. MICHU Nie zdążył ruszyć z nami do Dakaru, ani samotnie dokoła świata. Kiedyś wszyscy spotkamy się na tej najdłuższej podróży. A póki co to Michowi dedykuję tę relację. Dziękuję za zainteresowanie, cieszę się, że się podobało. Przy czasie (he he) może pojawią się linki do filmów. Sklep Madou to Mad Bikes Dakar. |
18.10.2020, 22:35 | #78 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Pycha! Super, że Ci się chciało (jechać, pisać)!
|
18.10.2020, 22:45 | #79 |
Zajebiaszcze
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743 Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin...... |
|
18.10.2020, 22:55 | #80 |
Gratuluję i zazdroszczę Wojtku wyprawy oraz relacji. Super się czytało.
Życzę więcej takich przygód, jak rozumiem apetyt jest... |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Japonia 2020 przygotowania do wyjazdu | Grzechu2012 | Kwestie różne, ale podróżne. | 71 | 20.03.2021 15:58 |
Kobitki w Dakarze 2012 | Ola | Lejdis | 7 | 16.01.2012 13:33 |