15.01.2020, 11:14 | #71 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Jako, że pomalutku zbliżamy się do końca kaukaskiej części naszej podróży to poglądowa mapka z punkcikami, które odwiedzaliśmy. Taki zarys trasy.
Jak widac pomiędzy niektórymi punktami są dziury, które ominęliśmy. Częściowo wynika to z faktu ominięcia całkowitego Inguszetii i znacznej części Czeczenii a częściowo z faktu, że nie przygotowaliśmy się idealnie i co najmniej kilka fajnych punktów nam wypadło a w sumie byliśmy tuż obok. Jednym z takich punktów jest tzw. ruska Szwajcaria czyli Dombai. Byliśmy dosłownie kilka kroków obok. Jak pamiętacie piękną trasę z Karaczajewska w kierunku Kisłowodska przez przełęcz Gumbashi to właśnie w Karaczajewsku odbija się na Dombai i to około 60 km na południe. na koniec relacji postaram się wydłubać te miejsca które opuściliśmy celowo lub przypadkowo tak aby przyszłościowo można było tą wiedzę wykorzystać. Tracka wrzuciłem na poczatku i można sobie pociągnąć tylko proszę pamiętać że to taki zlepek różnych tras w oparciu o klikanie Michała, rady Iwana i własna inwencję twórczą więc nie wszytkie trasy objechaliśmy i wiemy, że są przejezdne lub możliwe do zrobienia czyli gdyby ktos chciał lecieć po tracku to może mieć zonka. Jest tam też kilka przebitek możliwych do realizacji omijających pogranzonę co pozwala na podróżowanie offem i znaczne skrócenie trasy kosztem zysku w postaci fajnych tras i widoków. Dość powiedziec że z Sochi można podobno dolecieć do Arkhyz. Niestety nie wiem jak ale to możliwe bo nasz gospodarz w Arkhyz pokonał ja konno i mówił że motocyklem się przeleci. Dodatkowo rada dla tych co wybierają się na Krym. Nie wolno tam jeździć offem poza dostępnymi trasami. Za jazdę w terenie na Krymie na krzywy ryj przepisy przewidują dotkliwe kary łącznie z konfiskatą pojazdu i te kary są egzekwowane. Inna sprawa to ruskie przepisy drogowe, które w wielu przypadkach zakładają przepadek prawa jazdy na zasadzie mandat lub zabrane lejce. Niestety doświadczyliśmy tego i ruscy policjanci chętnie korzystają z tego "lub" w wiadomych celach. Ale o tym później. CDN... Ostatnio edytowane przez Emek : 15.01.2020 o 11:20 |
15.01.2020, 11:18 | #72 |
Stary (P)iernik
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Świeradów Zdrój
Posty: 3,769
Motocykl: XR400 , XR650L XL600V
Online: 4 miesiące 2 tygodni 6 dni 9 godz 39 min 10 s
|
Malownicza droga do wodospadu
Przyjazd do wioski pod opisywanym wodospadem Kto chce może zerknąć, ktomu się ogladanie nudzi jedzie za Emkiem dalej "Lecimy i po krętych drogach mija nas autobus pełen ludzi, w większości kobiet z których co najmniej połowa wystaje przez szyby i macha nam wesoło. Nam już tak wesoło nie jest bo pojazd wzbija tumany tego co właśnie spadło i jest jeszcze bardziej mokro. Z perspektywy okna autobusu wyglądało to tak
__________________
Ostatnio edytowane przez Franz : 15.01.2020 o 12:14 |
15.01.2020, 19:02 | #73 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Ranek.
Wstaję zgodnie z planem. Wybijam z namiotu i nieśmiało cicho wołam pod namiotami chłopaków. Cisza. Śpią. Nie chcę ich budzić więc atak szczytowy pokonam w samotności. Jeszcze tylko dwójeczka w krzakach i można ruszać. Jest rześko ale wiem że dziś będzie ładny dzionek. Pomału pnę się pod górę zgodnie z sugestią przewodnika ekipy wczorajszej trzymam się prawej strony zbocza. Dla pewności odpalam jeszcze maps me. Droga jest fajna , dość szybka i niezbyt trudna. Słonko jeszcze za horyzontem. Mam czas, zanim wyjdzie zza gór. Zakładam że w 40 minut zrobię to co dziewczętom zajęło godzinę ale sobie też daję godzinę żeby nie przegapić wschodu słońca. Wzdłuż drogi leci rura z wodą. Chyba zasila kilka domostw na dole. Wydawały się zamieszkałe. Wreszcie zza winkla wyłaniają się jakieś budowle. Dolatuję w końcu do wioski. Fajne nadproża. Mury niektórych domów w całkiem niezłym stanie. Idzie się trochę pogubić w zakamarkach. Szukam właściwej ścieżki aby wbić się na szczyt. W końcu się udaje. Czas w sam raz. Idealnie doskonale. Na górze jeszcze fajeczka na ławeczce z widokiem na wioskę. Pięknie jest. No ale trzeba spadać , przeca chłopaki pewnie już wstały i też będą chciały podejść więc znów stracimy ze 2 godziny a trzeba będzie jechać dalej. Jeszcze tylko obsikam tu kamień 😉 . I spadam na dół. Postanawiam wrócić okrężną drogą. Na tyłach jakby cmentarz. Widać niebieskie nagrobki. Dostrzegam jeszcze jakieś pozostałości zabudowań z jakby płytą nagrobną. Idę oblukać. Wychodząc rano postanowiłem rozniecić ognisko aby chłopaki mogły się zagrzać i napić kawki w ciepełku i widzę że dymi. Chyba już są na nogach. Dolatuję na bazę. To Juras wstał, Miszka też się zbiera. W nagrodę dostaję pyszną kawę. Zabieram się za śniadanie z chłopakami bo oni też postanawiają zaatakować szczyt. Zamieniamy się rolami. Ja pilnuję oni w górę. To jeszcze kilka ujęć Michała z jego perspektywy. Chłopcy wreszcie schodzą z góry. Ja w międzyczasie zwinąłem obóz i zapakowałem się na motocykl bo co tu robić. Widzę że w dole Franek też się krząta i pakuje bety. Zbieramy się na dół. Znaczy chłopcy jeszcze się pakują a ja podjeżdżam do Franza. On też jeszcze nie gotowy to lecę na dół do zjazdu z asfaltu. Droga do doopy ale nie pada, podeschło i jedzie się dobrze. Podjazd pod wczorajsze grzęzawisko jest dziś bezproblemowy. Siedzę i obserwuję otoczenie. Ktoś podjeżdża ale w sumie nie ma ruchu. Po jakimś czasie wszyscy się pojawiają i ruszamy w dalszą trasę. Nie pada ale jest pochmurno i mało ciekawie. W końcu nadchodzi pora obiadowa i zatrzymujemy się na popas w jakiejś mieścinie. W knajpie oczywiści można jarać. Więc kawa i faja. Czas ruszać. Dziś plan dotrzeć do Derbentu i tam się zalogować w lokalu polecanym przez Tatianę i Żenię. Ale po drodze Michał zaplanował jeszcze offik. No to lecimy. Droga z doopy, błoto, woda, grząsko i mokro. Wydaje mi się cały czas że się zgubiliśmy ale Michał leci po tracku i ja też go widzę więc chyba jesteśmy na ścieżce. W końcu dolatujemy do rozwidlenia i droga się poprawia. Jakieś skrzyżowanie rzeczułek. Droga w końcu doprowadza nas do cywilizacji. Jest wiocha. We wsi lądujemy pod sklepem na łyka kwasa. Odpoczywamy a lokalesi dają nam wskazówki co do dalszej drogi. Mamy się wrócić kawałek i za miastem na prawo a potem prosto na Pierwomajskoje. No to jedziemy. Pochmurne niebo zastępuje palące słońce jak tylko zjeżdżamy z gór. Od razu jesteśmy na spalonej słońcem patelni. Dojeżdżamy do głównej drogi Machaczkała-Derbent. Ruch gęstnieje. Mamy do Derbentu około 60 kilometrów. Przy tym ruchu robimy to w ponad godzinę. Szukamy gdzie ten hotel i w końcu łapiemy namiar i lecimy na miejsce. Dojazd bezproblemowy i stawiamy się w hotelu Fregata. Idę zapytać o pokoje i bezproblemowo się logujemy. Planujemy zostać tu 2 dni. Ładujemy się do pokoi, zmieniamy bety, kąpiel i schodzimy do hotelowej restauracji na pifffko i zagrychę. Jako że ponoć mamy minutę na plażę to bierzemy pokale i idziemy zobaczyć jeziorko. Jest fajnie. Nie ma gorąca, leci lekka bryza od wody. Git. Wieczorkiem siadamy do kolacji i jakież było nasze zdziwienie jak w drzwiach hotelu pokazują się nasi znajomi z Krymu. Żenia i Tatiana dołączają do nas i ten wieczór spędzamy razem. Ustalamy co tutaj jest do zobaczenia i z rańca chcemy ruszyć pod granicę z Azerbejdżanem gdzie leży Samurskij Lies. To podobno najdalej na północ wysunięty fragment noszący cechy lasu tropikalnego. Na dziś już dość wrażeń. |
16.01.2020, 08:04 | #74 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Rankiem udajemy się na śniadanie i pakujemy na motocykle. Nie zabieram nic. Jest upalnie więc biorę bluzę offową, dresik i trampki. DO celu mamy kawałek ale jak nie ma offa to spokojnie. Nie będziemy się wygłupiać.
Ruszamy z rana. Żenia wyprowadza swój krążownik, Taszka z tyłu i ruszamy na południe. Droga jest asfaltowa a częściowo szutrowa. Mijamy jeden post, chyba w pogranzonę jednak my odbijamy na lewo. Nikt nas nie sprawdza ani nie zatrzymuje. Wreszcie docieramy do lasu. Las jak las, choć faktycznie jak wjechałem do środka to nie był taki typowy. Zarośla gęste, na drodze leży wąż, którego rozjeżdżam bo zauważyłem go w ostatniej chwili, podrzuca go w górę co zauważam kątem oka w lusterku a po chwili prawie rozjechałem żólwia wielkości sporej miski. Zatrzymałem się żeby mu się przyjrzeć ale zanim stanąłem i zawróciłem już zniknął. Żółw po prostu zniknął. Znajdujemy sobie miejscówkę w lesie. Większość zostaje a ja z Michałem wracamy kawałek do wsi i robimy zakupy w sklepie dla wszystkich bo postanawiamy zrobić sobie tutaj pikniczek. Tak też robimy. Fajnie, chłodno i miło ale czas wracać. Wracamy na przedmieścia Drebentu i zatrzymujemy się na popas w knajpie. Michałowi przy okazji wywala paliwo z baniaka z racji temperatury. Przy tej okazji mamy szansę się przekonać jaka jest różnica w temperaturze baniaka w kolorze czarnym i białym. Biały jest chłodny i czuć pod łapą chłód paliwa a czarnego dotknąć się nie da. Nagrzany jak piekarnik Wpadamy do knajpy a przed nią stoi kilka wypucowanych maszyn typu beemwe i katełem. W środku ich kierownicy z Portugalii. Nikt nawet nie odpowiedział na nasze powitanie co niezmiernie zdziwiło Żenię. Dopytywał potem o co kaman i w końcu streścił to słowami o właścicielach BMW, których nie zacytuję. Oczekiwanie na żarcie trwa cholernie długo. Do tego kelner coś pochrzanił a dania są wydawane na raty. Michał już pakuszał i postanawia poszukać sklepu bo mu padło światło z tyłu. Michał idzie na poszukiwania a my tymczasem kończymy jedzenie. Jak wrócił to minę miał grobową i zeznał tylko, że zgubił tablicę i jedzie szukać. To był moment i już go nie było. Pozostało nam czekanie. Nie wiem ile godzin tam czekaliśmy ale długo. Kontaktu z Michałem nie było i zaczęły się domysły. Już mieliśmy akcję zaginionej blachy na UA i skończyło się stratą czasu, zerowym efektem i łapówką dla pograncznika. Teraz jest gorzej. Nie martwię się zbytnio bo idzie to ogarnąć ale bardziej mnie niepokoi post , który mijaliśmy po drodze bo jak go tam zatrzymają to kibel. Żenia zeznaje że u nich mogą każdego zatrzymać na 72H do wyjaśnienia. Kombinujemy zatem jak to ogarnąć i postanawiamy ruszyć w miasto, znaleźć poligrafię i dorobić taką tablicę. Podjeżdżamy do agencji reklamowej, odkręcam moją blachę na wzór. I po niedługim czasie dostaję takie coś. Oczywiście za free. Jesteś gościem brat. Nawet nie mogłem mu nic wcisnąć. W tzw międzyczasie Michał się odzywa że blachę znalazł i wraca na bazę. Uffff Dobra to my tymczasem aby nie tracić czasu lecimy zobaczyć miejscową twierdzę. Podjeżdżamy pod same wrota. Widok z góry całkiem niezły. Zwiedzamy a przewodnikiem jest Tatiana, która bardzo interesuje się historią. Twierdza jest spora , wewnątrz muzeum. Muzeum bez szału. Twierdza dużo lepiej prezentuje się na zewnątrz i wewnątrz na dziedzińcu. Panoramix Fajna twierdza w sumie. Warto ją zobaczyć bo robi wrażenie. Wracamy na bazę a tymczasem Miszka zabrał się za robotę. Blacha wygląda słabo. Ale i tak lepszy oryginał niż podróbka. Michał mocuje tak aby już nigdy nie odpadła. Chyba mu się udało. Dość emocji na dziś. Siadamy do kolacji. Zimne bro to jest to Rozchodzimy się na pokoje a że nie jest jeszcze tak późno to z Jurasem postanawiamy zażyć jeszcze kąpieli w jeziorku. Woda super. Jutro ruszamy w kierunku domu. Jurek jeszcze ma w planie pojechać do miasta kupić młodemu szachy. Dziś już dość emocji. |
16.01.2020, 08:31 | #75 |
Stary (P)iernik
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Świeradów Zdrój
Posty: 3,769
Motocykl: XR400 , XR650L XL600V
Online: 4 miesiące 2 tygodni 6 dni 9 godz 39 min 10 s
|
Twierdza Derbent
Żenia ( imię męskie) i Tatiana oraz stylizowany na Harleya Yamaha Dragstar 1100
__________________
Ostatnio edytowane przez Franz : 16.01.2020 o 09:20 |
16.01.2020, 17:55 | #76 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Wstajemy z rana , pakujemy się we dwóch na Jurkową Hondzinę i gonimy na miasto. Znajdujemy dzielnicę handlową i szukamy szachów i drobnych upominków dla bliskich. W ciul czasu to zajmuje bo jeszcze musieliśmy odszukać bankomat. Jako, że zgłodnieliśmy to idziemy na śniadanie w centrum handlowym. Bardzo miły gość, knajpa jakaś speluna ale robi nam omlety, które pałaszujemy ze smakiem.
Szachy udaje się kupić ale są wielkie i zastanawiam się jak on to będzie wiózł. Czeka nas kolejne 5 dni drogi powrotnej a ustaliliśmy, że chcemy polecieć przez Elistę a nie drogą Kawkaz żeby nie wracać choć częściowo po śladach. Mamy już za sobą 24 dni drogi, jakieś 3 dni do granicy i kolejne 2 przez UA do domu. Nie znoszę tego uczucia gdzie już trzeba wracać. Znaczy wracam z przyjemnością do mojej rodziny, zwierzaków i na znajome śmieci ale gonitwa po minimum 5 stów dziennie nie jest tym co lubię najbardziej. Wracamy do hotelu i zaczynamy pakowanie. W tym czasie Michał i Franz idą na śniadanie. Jakoś udało się upchać szachy do torby na dno i jeszcze ją zamknąć. Wreszcie ruszamy. Tatiana z Żenią chcą pojechać z nami i wyprowadzić nas na główny trakt. Jeszcze musimy zatankować. Opuszczamy Derbent. Droga nie jest najlepsza. Sporo remontów w okolicach Machaczkały i palące słońce. Zatrzymujemy się na szybki popas w lokalu po drodze. wpadamy na drogę E119 prowadzącą na Kizylar i dalej na Artezjan. Droga wkrótce robi się do dupy. Pofalowana w taki sposób, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Przelatujemy przez jakieś miasteczko, bodaj Babajurt. W mieście ciasno , jedziemy jeden za drugim za sznurem aut. Wreszcie znajduję jakąś lukę i gonię dalej. Tracę z oczu chłopaków. Wreszcie wylatujemy z miasta , droga cię ciut poprawia ale do gorąca dochodzi wiatr i sfalowana droga. Widzę w oddali światła chłopaków. Mam dość. Muszę się wylać, napić i chwilę odpocząć. Zatrzymuję się na poboczu, chłopcy dojeżdżają. Pijemy wodę, sikamy, palimy faję. Wnet za nami podjeżdża policja. Początkowo mi się wydaje że to taka przyjacielska pogawędka ale jednak nie. Jeden z nich cały czas podsuwa mi pod nos telefon, na który nie zwracam uwagi. W końcu drugi prosi mnie na bok i pokazuje nagranie najpierw mówiąć że jestem niewinny. Ku chu, skoro niewinny to czego? Okazuje się że w korku w mieście jak zacząłem wyprzedzać jechał komendant policji. Ja wykonałem manewr prawidłowo (stąd ja niewinny) ale chłopcy pocięli już na ciągłej. No i wracamy do tematu ruskich przepisów. Mają nagranie, wszystko jak na dłoni. Mandat 5000 rubli lub przepadają lejce. Cóż pozostaje. Trzeba zapłacić, bez kwitu. Na odjazd żegnają się z nami sygnałami dźwiękowymi. Mówi się trudno i zapierdziela dalej. Wyjechaliśmy późno i mamy już najechane sporo. Jesteśmy zmęczeni bo od ostatnich prawie 3 tygodni nie pokonywaliśmy aż takich dystansów. Szukamy bazy ale nie jest łatwo bo wokół niewiele miejscowości jak przy Kawkazie i raczej pola i pustka. Słońce już zaczyna zachodzić więc nie ma co wybrzydzać. Wreszcie jakiś zajazd dla Tirów. Ale słabiutko. Łapę lokalesa i pytam czy jest gdzieś jakiś nocleg coby motki za bramą postawić i było bezpiecznie . Wskazuje gdzie mamy jechać i docieramy do bazy. Otwiera jakiś zarośnięty dziwny koleś, prowadzi mnie pokazać pokój. No jest pokój, bez okna ale spoko i mamy fajne podwórze. Cena śmiech, bodaj 200 rubli za łeb. Płacę i się logujemy. Parkujemy za bramą. Franzowi udało się nawet błyskawicznie zmienić olej. Kupujemy jakieś piwko i siadamy przy stoliku na dworze. Niestety za długo posiedzieć się nie da. Mikrokomary tną tak że siedzimy w przeciwdeszczówkach. Lepiej się schować. Jako, że mamy rano ruszyć idę do baru na tyłach zapytać o której otwierają żeby zjeść śniadanie. Kobitka mówi że o 8 ale zaraz dopytuje, o której bym chciał. O 7 mówię, nie chcąc nadużywać jej dobrej woli. Zgadza się i mówi żebyśmy wpadli o 7 to ona nam przygotuje posiłek. Fantasycznie. Do łóżek. Zmordował mnie ten dzień. Jutro będzie gorzej bo jesteśmy na granicy z Kałmucją a tam zaczną się stepy i pewnie 40 stopni bez opcji schowania się w cieniu. |
16.01.2020, 22:10 | #77 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reszel
Posty: 681
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 4 miesiące 4 dni 6 godz 27 min 0
|
Emek. Pytanie techniczne.
Komu becelowaliście? Kaukaskim "fuszom" (śniadym), czy bardziej skośnookim (Kałmukom)? Co do stawki. Zgodnie z taryfikatorem FR. Oferta była szczera, aczkolwiek warto próbować się potargować. Na wschodzie charakter dalej w cenie. Ostatnio edytowane przez Luti : 16.01.2020 o 22:30 |
16.01.2020, 22:54 | #78 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Dagestańcy. Wina ewidentna i nagrana. Próby były ale przy układzie штраф либо ciężko się negocjuje.
|
17.01.2020, 17:56 | #79 |
Zarejestrowany: Nov 2019
Miasto: Beskidy
Posty: 228
Motocykl: CRF1000
Online: 5 dni 15 godz 9 min 37 s
|
|
17.01.2020, 18:45 | #80 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Z rana po śniadaniu ruszamy. Pani jak obiecała o 6 już była w kafe. Zauważyłem ją z daleka jak szła z odległych zabudowań w moim kierunku.
Dolatujemy do granicy Dagestanu z Kałmucją i tam oczywiście post. Szybka odprawa paszporty spisane i lecimy dalej. Krajobraz już był płaski a teraz to już naleśnik w zasadzie. Wokół drogi pojawiają się słone jeziorka znane mi już z Kazachstanu i stepowa roślinność. Zatrzymujemy się w tym upale na lody i napitki. Potem po raz kolejny na tankowanie. Droga się dłuży niesamowicie. Jedzie się kiepsko ale wreszcie udaje się dojechać do Elisty. W sumie to nic mnie tam nie porwało. Wbiliśmy się do centrum, zjedliśmy europejskie jedzenie smakujące podle i wyjechaliśmy. Droga wiedzie nas w kierunku Wołgodońska. Od startu mamy do pokanania nudne 500 km. Droga do Elisty była mało ciekawa ale ta za nią w kierunku Wołgodońska jest już znacznie przyjemniejsza. Stepy ustąpiły miejsce ogromnym polom uprawnym, wszędzie jak okiem sięgnąć widać pola na których pracują kombajny. Na drodze ruchu nie ma wielkiego a większość pojazdów stanowią tiry, które zwożą ziarno z pól. W oddali widać unoszący się w niebo pył po koszeniu. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia satelitarne żeby przekonać się o czym jest mowa. Pola zaczynają się tuż za Elistą i ciągną się do Wołgodońska około 250 km. Nie ma tam nic innego. Nuda , nuda i jeszcze raz nuda. Nie lubię takich tras gdzie nie ma na czym oka zawiesić, nie ma ruchu (to akurat dobrze) ani wielu zabudowań. Z perspektywy czasu nie wybrałbym tej trasy po raz drugi choć trzeba przyznać że z Artezjan prawie do Wołgodońska pomijając Elistę jazda mimo , że nudna idzie dość sprawnie. Sam Wołgodońsk też jest ciekawym miastem bo jednym z najmłodszych w Rosji. Powstał przy okazji budowy Cymlańskiego Węzła Wodnego. Brzydko tam jak cholera a jedyne co zapamiętałem to gigantyczna elektrownia atomowa ale ja akurat lubię takie industrialne konstrukcje. Do miasta wjeżdżamy w poszukiwaniu noclegu ale jakoś nie możemy nic namierzyć. Miasto nie jest duże jak na Rosję to raczej miasteczko. Znajdujemy coś na wylocie i postanawiamy tam dojechać. Jakaś zona oddycha Czajka. Nie chce nam się bo jesteśmy zmęczeni ale łatwo nie będzie. Mamy zjazd z głównej trasy ale jeszcze postanawiamy zatankować żeby nie robić tego jutro tylko ruszyć z kopyta. Dojeżdżamy pod obiekt ale nie ma wjazdu. Kręcimy się po okolicy i ktoś nam tam wskazuje wreszcie którędy tam wjechać. Oczywiście płot z blachy i brama takiej samej konstrukcji. Domofon, dzwonię i brama się otwiera na nowy inny świat. Fajny komunistyczny ośrodek nad rzeką. Pokój a w zasadzie apartament też spoko. Mamy 2 pokoje z kuchnią i łazienką. Jest OK. Zalogowani, poprani walimy piwko na tarasie przed ośrodkiem. Po ciemku idziemy jeszcze sprawdzić gdzie tu jest rzeka i w sumie po tułaczce po krzaczorach do dziś nie wiem czy do wody udało się dojść czy też nie. W każdym razie wrócić się udało. Walimy w kimę, zmęczeni dzisiejszą trasą. Zrobiliśmy ok 6 stówek ale upał stepów wyssał z nas życie. Jutro dalsza droga. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Północny Pakistan na przełomie września i października 2019 | trolik1 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 17 | 21.12.2018 10:13 |
Kaukaz Północny. Ktoś był? Wszelkie info mile widziane. | Emek | Przygotowania do wyjazdów | 23 | 20.06.2017 17:27 |