Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09.11.2010, 15:04   #1
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,965
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 6 dni 20 godz 1 min 33 s
Domyślnie

Pięknie tam..
Przypomina mi się taki oto obraz z takiej jednej pięknej i magicznej książeczki:
27a.jpg
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.11.2010, 01:01   #2
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,671
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 7 godz 30 min 48 s
Domyślnie

Jarek, Asia i nasi polscy Niemcy w prawo, a my w lewo. Tankujemy jeszcze w Merzoudze pod korek. Powinno wystarczyć do Tagounite, ale i tak wiem że dolejemy w Ramlii - jeśli tylko paliwo tam będzie. A jeśli nie będzie to pojedziemy krótszą drogą do Zagory. Nie mówię o moich wątpliwościach chłopakom. Oni kupują wodę i są trochę tą zbliżającą się pustynią podnieceni. Najbardziej Ci, dla których to "pierwszy raz". Bo pierwsze razy nie zawsze są udane...







Podniecony wydaje się być również Puszek, który swój "pierwszy raz" z Saharą miał pół roku wcześniej i zepsuł się jakieś 30 kilometrów stąd. Na samym początku pustynnej trasy, którą on uważa za najfajniejszą.
Różnimy się w tej ocenie pustyni. Mnie ona nie zachwyca. Nie podoba mi się ani kamienista droga prowadząca przez hamadę, ani ponawiewane piachy, a już na pewno nie podoba mi się to pozbawione wody koryto rzeki za Ramlią. Wiem, że ta szeroka na kilka kilometrów piaszczysta przeszkoda będzie dla niektórych z nas nie lada wyzwaniem. Trochę pod nosem marudzę, bo wiem że wolałbym być w Atlasie albo nawet i w Jebel Sahro. Na pustyni najbardziej podobają mi się widoczne na horyzoncie góry, bo właśnie tam wolałbym być. No, ale przygoda ma swoje prawa. Jesteśmy w Maroko i Sahara musi być. No to jedziemy...







Podobno żaden szanujący się Berber nie wyrusza na Saharę bez powodu? A my? Po cholerę się tu pchamy? Czy ja naprawdę lubię te adrenalinkę gdy na 4 biegu Afryka ma 6 tys obrotów? Scott pisał, że 80 km/h to maksymalna rozsądna prędkość na pustyni. Ale co on tam wie? Czasem fajnie jest się rozbujać, ale pod warunkiem że jesteś z przodu. To łykanie cudzego kurzu wcale nie jest fajne.










A propos Berberów i innych nomadów: odróżniacie Beduinów, Tuaregów i Berberów? Ten znaczek dakarowski co wielu z Was go ma to Beduin? A może jakiś inny nomada? W każdym razie raczej nie Beduin. Ci żyją raczej w Egipcie i okolicy. Ta Sahara przez którą będziemy jechać to ziemia Berberów, a Tuaregowie to jeden z berberskich ludów. Jakby mniej pokojowy. A Berberów jest całkiem dużo, więcej niż Polaków. W samej Francji żyje ich... prawie 2 miliony.
No, ale jedziemy. Nic się nie dzieje, trochę kurzu, jakieś fotki. Wszystkim się śmieją gęby jaka ta Sahara łatwa. Nie widać ani żadnych motorków, ani zwierza, nie krążą też nad nami sępy. W ogóle miód malina. Planuję dotrzeć przed zmierzchem przed Ramlię i przespać się przy jednej z oberży.
Puszek prowadzi, trochę się z tym swoim nowo nabytym GPSem miota. Jak wielu z Was wie nie jestem zwolennikiem tego urządzenia. Wiem, że na pustyni jest nader przydatne, ale ja jechałem tędy 5 lat temu i dobrze tę trasę pamiętam. Ułomność technologiczną kompensuję sobie takim właśnie zmysłem. Robię Puszkowi sesję zdjęciową na jakiejś wydmie. Przejeżdża ją kilkanaście razy, widać że naprawdę lubi ten piach.



Ale chwilę później kolejny raz ruszamy nie w tę stronę i już mam dość jechania w tumanie kurzu tam i z powrotem. Wydzieram do przodu, za mną Zbychu i Pekaes. Robimy razem ze 30 kilometrów, słońce kładzie coraz dłuższe cienie, za godzinę będzie zachód. Ramlia już niedaleko - widać już drzewa oazy. Po prawej oberża, zatrzymujemy się.







Wkrótce nadjeżdżają Marek i Artek. Puszka i Franza nie ma. Marek mówi, że Franz nagle zawrócił, zatrzymał się przy Puszku i pojechali razem z powrotem. Trochę się dziwię, ale zakładam że sytuacja się wyjaśni. Zamawiamy coś do jedzenia, jesteśmy tu jedynymi gośćmi więc syn właściciela najpierw musi rowerem przywieźć produkty ze wsi. Nadjeżdżają Puszek i Franz. Szczęśliwi. Franz na krótkim popasie na pustyni zostawił swój pas. I było faktycznie "popasie". A miał do niego przypiętą kieszeń zawierającą portfel.



Puszek nie słynie wśród Afrykańczyków z sokolego wzroku. Ale po przejechaniu kilkunastu kilometrów to on wypatrzył ów pas leżący gdzieś obok drogi. Nie zbadane są wyroki boskie. Szkoda, że nie znalazł swojego portfela na plaży...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 13.11.2010 o 10:24
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.11.2010, 11:14   #3
jacoo
 
jacoo's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Zakopane / Kraków
Posty: 400
Motocykl: Tenere T700
Przebieg: rośnie
Galeria: Zdjęcia
jacoo jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 godz 43 min 41 s
Domyślnie



more more more........
jacoo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16.11.2010, 17:41   #4
jochen
Kierowca bombowca
 
jochen's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kraków
Posty: 2,566
Motocykl: RD07a
jochen jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 18 godz 13 min 45 s
Domyślnie

Panie kierowniku wycieczki, czy możemy uznać że czasospowalniacz przestał już działać i do akcji wkracza czasowyzwalacz? Jeśli tak, to wrzucaj dalszy ciąg pliz
__________________
AT RD07A, '98, HRC
jochen jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16.11.2010, 17:42   #5
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,671
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 7 godz 30 min 48 s
Domyślnie

A Bajraszowe pstrągi? Miałem czekać...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.11.2010, 00:23   #6
fundriver
 
fundriver's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
fundriver jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał sambor1965 Zobacz post
A Bajraszowe pstrągi? Miałem czekać...
Sorry za ignorancje, ale nowy tu jestem, o co chodzi z tymi pstragami

A co do dalszej cześci - Krzysiek, nikt tego od Ciebie lepiej nie zrobi

Ja co najwyzej moge Vasi pomęczyc aby fajny filmik zrobila - materialu jest pod dostatkiem!
__________________
http://endurak.pl
fundriver jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.11.2010, 02:29   #7
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,671
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 7 godz 30 min 48 s
Domyślnie

Następny dzień z założenia miał być fajny. Wiadomo, Sahara, piachy i te rzeczy. Niestety nie było różowo. Zaczął Franz, który poprzedniego wieczoru, wydawałoby się, że spowolniony w reakcjach, nagle przyspieszył i poszedł spać o... 19. Puszek doczekał tarzinu, ale usnął chwilę później. Miało to konsekwencje nocne. Obaj wstali o 4 i zaczęli przygotowywać sobie żarcie doktoryzując się przy okazji na okoliczność obsługi kuchenki MSR. W Puszku dodatkowo obudziła się żyłka fotograficzna i zapragnął mi zrobić fotę, naturalnie z fleszem, z odległości pół metra. Podobnie jak i wielu Marokańczyków nie przepadam, gdy mnie fotografują. Wytrącony ze snu powiedziałem więc Puszkowi, by odszedł szybko.









Wyruszyliśmy tuż po śniadaniu. Nieprzesadnie obfitym, ale na pustyni i rak ryba, czy jakoś tak... Po paru kilometrach dojechaliśmy do Ramlii, zatankowaliśmy z beczki i wyruszyliśmy na odcinek, o którym 7greg, by powiedział, że oddziela chłopców od mężczyzn. Tzw. sucha rzeka ma w tym miejscu około 5 kilometrów szerokości. Wystarczy pojechać parę kilometrów w jedną albo drugą stronę, by skrócić te męki, ale w końcu przyjechaliśmy tu, by się czegoś nauczyć. Podziękowaliśmy więc za sugestie, że tędy się nie da, odrzuciliśmy propozycje skrótu i wjechaliśmy między na piachy.





Nie było aż tak źle, ale Ci z nas, którym do tej pory piasek na drodze kojarzył się z pozostałościami zimy na asfaltowych zakrętach zwolnili tempo i szerzej rozstawili nogi. Pekaes i Artek, ciągnęli się z tyłu asekurowani przez Puszka, ja ze Zbychem i Franzem szukaliśmy drogi. Marek był raz z przodu, raz z tyłu. Nie było bardzo gorąco, ale na czołach perlił się pot, z wysiłku zaczęły drżeć ręce, a z nerwów poniektórym i nogi...
Kiedy Pekaes dwunasty raz podniósł tego dnia Afrykę (a nie jest przesadnie wielki, oceniam go na 65 kg) zaczął wątpić w sens tego co robi i rozglądał się za jakąś ciężarówką, która wybawiłaby go z tego kłopotu, w który dał się wmanewrować. My też zauważyliśmy, że pije więcej niż jego Afryka pali i nieco zwolniliśmy tempa.









Jakoś po 3 godzinach byliśmy 6 kilometrów dalej. Trochę czasu zajęła reanimacja Pekaesa i niewiele mniej reanimacja KTMa, który chciał mieszankę wzbogacić saharyjskim piaskiem. Wyjechaliśmy w końcu z tej nieszczęsnej rzeki i trochę sobie z Puszkiem powiedzieliśmy przykrych słów różniąc się w ocenie zaistniałej sytuacji.



Przejąłem Pekaesa i twierdzę, że dzięki mnie stał się on Pekaesem pospiesznym, takim który do końca wyjazdu nie zwalniał na piachach. Czy w tym więcej zasługi Puszka czy mojej można dyskutować, na pewno najwięcej Pekaesa, który uwierzył, że można...



Po kolejnej gumie Pekaesa (znów Franz naprawiał, brawo ten Pan!), ustaliliśmy, że szukamy czegoś do picia. Wyrwałem do przodu wiedząc, że jesteśmy w pobliżu wsi. Za mną pognał Pekaes i Zbychu. Po 15 kilometrach droga się rozwidliła niedaleko knajpy. Skręciliśmy i zamówiliśmy coś do picia. Po 5 minutach 50 metrów od nas przejechał Franz. Nie zauważył nas, mało nie umarliśmy ze śmiechu! Chwilę później Marek – również nas nie zauważył... W końcu również Artek i Puszek przejechali nie słysząc ani naszych krzyków ani nie widząc jak skaczemy próbując zwrócić na siebie uwagę. My tu pijemy i mamy ich gonić? Niech przyjeżdżają; wysłannikiem do centrum wsi uczyniliśmy oberżystę. Odpalił komarka i pomknął w niebieskim dwusuwowym obłoczku. Nie minęło i 10 minut kiedy wrócił. Sam.
Pojechali? Bez nas? Dogonimy; ruszyliśmy natychmiast. Jeszcze na horyzoncie widać było podniesiony przez nich kurz. Kwadrans i ich dojdziemy. Bylibyśmy doszli, gdyby nie kilkudziesięciometrowa łacha piachu. Zbychu zaatakował ją zbyt szybko, motocykl wypluł go i daleko i wysoko. Beemka po altonenie została niemal w miejscu, ale obrócona o 180 stopni. Zbyszek leżał blady, w dodatku marudził że nogę złamał. Tempo w jakim puchła faktycznie potwierdzało jego obawy.
Pół godziny później, wsiadł jednak na motorek i był w stanie kontynuować jazdę. Byłem pewien, że nasi koledzy poczekają na nas przy rozjeździe na Tagounite i Zagorę. Nie czekali. Zrobił się problem, nie byłem w stanie sobie wyobrazić dlaczego pojechali bez nas. Zapewne sądzili, że jesteśmy z przodu, ale minęły już ze 2 godziny od kiedy się nie widzieliśmy. Umówieni jesteśmy wieczorem w Zagorze. A z tego rozjazdu do Zagory bliżej...





Nie jestem pewien, którędy pojechali, czy w ogóle zauważyli rozjazd. Obserwując Puszkowe problemy z navi miałem podstawy, by sądzić że pojechali prosto. (Jak się okazało myliłem się jednak.) Mimo wszystko uznałem, że będzie bezpieczniej jeśli nasza trójka pojedzie krótszą, i znaną mi drogą do Zagory.







Traska zrobiła się gładka jak stół i pozwalaliśmy sobie na te 80-100 km/h. Do momentu gdy mój motocykl zaczął się prowadzić trochę gorzej, a w końcu całkiem źle. Od kilkunastu kilometrów wiedziałem, że schodzi powietrze z przedniego koła. Mieliśmy ze sobą wszystko co trzeba do naprawy, prócz pompki oczywiście. No, ale nie planowaliśmy dziś podziału. Po 20 kilometrach na flaku znajdujemy jakąś wiochę i warsztat. Facet chce za nową dętkę 200 euro, ale ostatecznie dogadujemy się na 10 wraz z usługą wymiany. Później droga trochę się podnosi i staje się coraz bardziej kamienista. Zapada zmrok, uruchamiamy GPS, mamy jeszcze ze 30 km do Zagory. Damy radę.





Nawet nie bardzo wiem jak to się stało, ziemia po prostu mnie nagle zaatakowała. Uderzyłem daszkiem o planetę kilka razy zanim się zatrzymałem. Z babci lało się na zielono. Koniec jazdy? Reanimacja przebiegła dość szybko, straty w sprzęcie nie były wielkie, odpadł błotnik, kamień zerwał korek z chłodnicy. Jak cholera bolały natomiast żebra i ambicja. No i trochę noga.
Złapaliśmy z drugą grupą kontakt telefoniczny. Byli w Tagounite, a Gali z germańskim najeźdźcą w golfie zbliżali się od północy. Wszystko więc dobrze...
Zlot gwiaździsty urządziliśmy sobie w centrum Zagory, tuż obok hotelu w którym zamieszkaliśmy. Tam, przy kebabie ustalaliśmy kto dziś narozrabiał. Wiedziałem, że popełniłem błąd ustawiając się tak, że nikt nas nie zauważył. Drugim naszym błędem było to, że wysłaliśmy oberżystę by sholował grupę. I tu nasze błędy się kończyły, a zaczynały błędy drugiej grupy. Koledzy jednak uważali, że są bez winy, w wiosce pojechali za tumanem kurzu wznieconym, jak się okazało później, przez hiszpańskich motocyklistów.
Wieczór był więc burzliwy, nikt oczywiście nikogo nie przekonał, ale co się nagadaliśmy to nasze...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 17.11.2010 o 11:18
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.11.2010, 02:39   #8
Jaro-Ino
 
Jaro-Ino's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2010
Miasto: Inowrocław
Posty: 896
Motocykl: RD07a
Jaro-Ino jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 2 godz 5 min 52 s
Domyślnie

Bosko się to czyta, scenariusz na komedie idealny, choć wiem, że czasem do śmiechu nie było. Dawaj dalej
Jaro-Ino jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.11.2010, 09:30   #9
bukowski
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Sambor, chyle czola, dramaturgia, styl, tylko pozazdroscic
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.11.2010, 13:16   #10
fundriver
 
fundriver's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
fundriver jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał sneer Zobacz post
Sambor, chyle czola, dramaturgia, styl, tylko pozazdroscic
Dokladnie, czyta sie doskonale
__________________
http://endurak.pl
fundriver jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Hiszpańska Słowacja, czyli Wypad na Czarny Ląd - Maroko [Kwiecień 2010] podos Trochę dalej 313 29.08.2011 16:55
Maroko z łapanki II, marzec/kwiecień 2011 sambor1965 Kwestie różne, ale podróżne. 12 29.04.2011 19:57
Maroko - XI.2010 Neno Umawianie i propozycje wyjazdów 0 30.08.2010 19:16
Krym-mołdawia-rumunia 6,08,2010-15,08,2010 joker Umawianie i propozycje wyjazdów 6 10.08.2010 08:01


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:46.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.