11.05.2024, 13:04 | #81 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Zlało mnie konkretnie
Kamerun to jednak zaskoczenie. Inaczej się tu jechało w porównaniu do innych miejsc. Przede wszystkim nie istniało przeciskanie się przez zatłoczone wioski, czy miasteczka. Zupełnie nie rozgryzłem tego systemu. Może wiąże się to z tym, że droga, którą jechałem była totalnie pusta. Nawet miałem taką myśl: “Może jadę do nikąd? Może droga kończy się przepaścią?”. Nawierzchnia gładka jak stół. Ruch, żaden. Minęło mnie może pięć samochodów. Nic nie rozumiałem. GPS obstawał przy swoim. Ok. Słucham grzecznie choć podejrzliwie. Piękna jazda i piękna zieleń wokół. Pełen zachwyt. Pusta świetna droga, cudne okoliczności przyrody. Pełen relaks. Trans i luz. Jednak bang! Obrazek daje do myślenia. Zobaczyłem ciężarówkę przewróconą na środku drogi. Czy driver też jechał jak w transie? Brrr. Koncentracja mi niechętnie wróciła. Później druga ciężarówka w rowie. Trzecia i czwarta. A może to przeklęta droga? Dlatego nikt nie jeździ tędy? Hmmm. Smutny to był widok. Ktoś stracił być może dorobek życia. Wątpię, żeby ubezpieczenie wypłaciło kasę. Oj! Teraz mi się połączyło. A ja mam również swoją rocznicę samochodową. To już rok czasu minął od kiedy na A2 płonęło ognisko z mojego auta. 😀😀😀 Było minęło. I jestem w KONGO. A w Kongo jest zajebongo. Totalny zaskok. Myślałem, że zacznie się za granicą jazda off po dziurach i dołach. Nic z tego. Podobnie jak Kamerunie. Droga gładka i przyjemna. Zieleń bije po oczach. Pięknie po prostu. Widać jednak jak natura upomina się o swoje i wbija się zielenią na drogę. Ma to swój urok. Wjeżdżam właśnie w tę część Afryki, gdzie zaczyna być mokro. Opady deszczu są tu częste i rzeczywiście widziałem, że coś zaraz będzie grane. Pomyślałem, że będę szybki i ucieknę przed burzą. Na początku nawet mi to nieźle wychodziło. Owszem kilka kropli na mnie spadło. Nie robi to na mnie wrażenia. Ale kiedy pojawiła się przede mną zapora deszczowa to już było za dużo. Zlało mnie po prostu. Jeszcze zdążyłem wbić do jakiejś wioski pod dach i to mnie po części uratowało. A w wiosce, jak w wiosce. Dzieciaki i inni ciekawscy. “OIBOU przyjechał. Chodźcie zobaczyć cudaka”. Chyba zacznę sprzedawać bilety. Kongo. I zajebongo!
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 13:12 | #82 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Kiedyś to się musiało wydarzyć
Kongo niezmiennie mnie czaruje. Myślałem, że będzie jakaś orka na motocyklu. Doły i przeprawy drogowe. Tymczasem nic. Pięknie się jedzie po prostu. Jak po szynie. I cały czas zielono. Jest bajkowo. Samochodów i ruchu drogowego brak. Taka transowa jazda. Zgubna czasami. Owszem czujność musi być. Kilka razy zdarzyło mi się awaryjnie ominąć dziurę. Wszystko jednak jest pod kontrolą. Minąłem po drodze kilka wiosek a jedna z nich mnie w jakiś sposób zauroczyła. Tak po prostu. Bez jakiegoś większego powodu. Zatrzymałem i zaczęła się rozmowa. Śmieszna taka. Franko-anglo-migowy. Dogadaliśmy się jednak. Mi chodziło o zdjęcia a jemu, że spoko. Minimum chęci i da się. 😀 Oczywiście przybiegły wszystkie dzieci. Wrzawa, śmiechy, pozy do zdjęć. Była zabawa i frajda. Mogłem też swobodnie poruszać się po ich domach. Ciekawe są te konstrukcje. Stelaż z drągów i lian wypełniony w środku gliną. Prostota konstrukcji. Ciekawe ile czasu zajmuje im postawienie czegoś takiego. W domu jest tylko klepisko i ono właśnie służy do spania. Nie było tam, żadnego lóżka czy innego posłania. I mam wrażenie, że dom to raczej schronisko na noc i przed deszczem. Życie toczy się na zewnątrz. Szef wioski zaczął mnie po niej oprowadzać i jednocześnie pokazywał co tu mają. “Z tego drzewa mamy owoce do jedzenia”. Coś jak daktyle. “Tu mamy trzcinę cukrową. A tam citron”. Niesamowity ekosystem. Kilka roślin wokół wioski daje im możliwość przeżycia na poziomie minimum. Nie widziałem tam nikogo głodującego. Towarzystwo wesołe i uśmiechnięte. Czy tak jest zawsze? Tego już się nie dowiem. Czysta przyjemność to spotkanie. Ruszyłem sobie beztrosko dalej. Wokół cały czas pusto. Mijałem pojedyncze zabudowania. I tak przewijały się kilometry. A, no właśnie. Nic tu nie ma. Paliwa też. Przejechałem już ponad 500 km i nic. Owszem, miałem jeszcze zapas w baku. Jednak zwolniłem, żeby zmniejszyć spalanie. Człowiek jednak potrafi wymyśleć różne strategie dostosowawcze. Zatrzymałem się przy pierwszych z brzegu zabudowaniach i zapytałem o benzynę. Po francusku 😀😀😀 A jak!!! Akurat tego słowa jako użytecznego się nauczyłem. I jest. W butelkach oczywiście. Przyszedł ten moment. Tankuję paliwo, ze straganu. Woda chyba się nie miesza z benzyną i nic w butelce nie pływało. Czyli gra. I myślę, że paliwo kupują tutejsi. Jeśli byłoby coś nie tak to zareagowałby lokalny sąd. Mam na myśli obrzucenie handlarzy kamieniami. Może jakiś kałach, czy coś takiego. To się nazywa gwarancja jakości.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 13:22 | #83 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
A było tak miło
Zgadza się. Było i zmieniło się na moje własne życzenie. Jechałem świetną drogą. Dwupasmową, równą i gładką. W głowie układał mi się plan. Aha, to może jeszcze będę w Angoli dzisiaj. Jest dobrze. I google fajnie mi podpowiada drogę. To tylko 300 km. A jest dopiero 12.00. Luz. Skoro google mówi, że droga jest płatna to pewnie dobrej jakości. Tak się nastawiłem. Dojechałem do skrętu w drogę “dobrej jakości”. Dziwne. To droga szutrowa z dziurami. Ale, może zaraz będzie ta właściwa. A to taka dojazdówka. Jadę dalej i nic. Ale, za 20 km skręt w prawo. To może tam? Coś mi nie pasowało. Jadę jednak. Robi się coraz gorzej. Droga jeszcze bardziej zmasakrowana. Taka droga rynnowa. Poprzecinana rynnami, którymi spływa woda, gdy pada deszcz. Zaczynają się rozlewiska i błoto. Czyli całe tafle wody, a w zasadzie brei której nie da się ominąć. Gdzie ta droga? Google cały czas się upiera, że to tutaj. Przebrnąłem tak 50 km. Nic. Żadnej drogi i lepiej już nie będzie. Pozostał mi tylko powrót. Dużo dowiedziałem się o motocyklu. Okazuje się, że jest także przeprawowy. Wjeżdżałem w to błoto na ostro. Buty, spodnie, wszystko było oblepione błotem i gliną. GS wszystko wytrzymał. Zuch. I dźwigałem to żelastwo, kiedy leżałem w błocku. Nie było nikogo a jechać trzeba. To była przeprawa. Na początku się wściekałem na całą historię z google. Później coś mi kliknęło. Jakby zwrotnica się przestawiła. Walka z drogą i wszystkimi przeciwnościami. Zacząłem mieć nawet po części frajdę z tego wszystkiego. Pomyślę o tym. Ciężarówka na drodze. Tego jeszcze nie było. Nie dość, że jazda jest przeprawowa, to jeszcze to. Auto zablokowało przejazd. Został tylko mały przesmyk po głazach. Ok. Do przodu. Nie ma odwrotu. Trwało to trochę i motocykl oporował. Jednak przedostałem się. Przejazd 100 km zajął mi kilka konkretnych godzin. A teraz pojadę do Porte Noire, żeby tam przekroczyć granicę. I tak zrobiłem sobie dzień.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 13:31 | #84 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Idzie jak po grudzie
Coś się popsuło w tej trasie. Jakby Kongo i teraz Cabinda nie chciały mnie puścić dalej. Teraz myślę, że mogłem jechać przez Kinszasę. Pewnie byłaby tam trudna przeprawa, ale kilometrowo dużo mniej. Teraz mam poczucie, że mielę kilometry i tracę niepotrzebnie czas. Choć przyznam, że część przeprawową będę wspominał dobrze. To była całkiem fajna jazda. Taki sprawdzian tego co w głowie i w sprawności ogólnie. Było warto. Bardzo. Dojechałem do granicy z Cabindą. To taka enklawa Angoli pomiędzy Kongo i DRK. Angola trzyma ten kawałek ziemi dla ropy. Przejście przez granicę to jakaś porażka. Ilość pieczątek, papierów jakaś odjechana. Każdy chce być ważny. I jeszcze kolejka do banku, żeby zapłacić za temporary import moto. Carnet tutaj nie działa. I jeszcze ksero paszportu i książeczki szczepień. Wszystko to trwa i trwa. I zdziwienie. Myślałem, że Cabinda będzie jak Las Vegas. W końcu jest tu ropa i Angola na tu swoje interesy. Nic z tego. Nawet paliwa tu brakuje. Kolejki do stacji benzynowych. O 19 pstryk. Nie ma prądu. A ja mam sprzęty do naładowania. Nic. Ciemność i koniec. Jakieś jedzenie? Zapytałem w “restauracji”, czy mają ryż. Jakby kosmitę zobaczyli. “A co macie?” Odpowiedź: “Banany”. Ok. Banany. Na szczęście był sklep. Na dzisiaj bułka i tuńczyk z puszki będą w sam raz. Fakt. Ludzie są życzliwi. Do tego stopnia, że mój motocykl wjechał na noc centralnie do recepcji. “Tutaj nic się nie stanie”. Nie sądzę, żeby ktoś chciał go ukraść. Natomiast jest tu trochę nocnych pijaczków. I raczej mogliby chcieć na nim siadać i mógłby się przewrócić. Różne takie. Myślę, że Cabinda jest totalnie opuszczona. Tylko ropa się liczy. Nic więcej. Inwestycji tutaj brak. Rano o 6 ruszyłem do granicy. To tylko 18 km. Może jakoś sprawnie się odprawię i jadę dalej przez DRK do Angoli. Pewnie już dzisiaj będę. Takie miałem myśli. Dojechałem dość szybko i łatwo. Nie ma ruchu, czyli jest dobrze. Taaa. Brama zamknięta. Co jest? Strażnicy coś mi tam po portugalsku tłumaczą. Chyba rozumiem, choć trudno mi to przyjąć. Jednak tak jest jak mówią. Otwierają o 8. Mam zaczekać na parkingu. Dżizas. No nie wyjadę stąd. Co robić? Napiszę post. Ten właśnie. “A wtedy zaczął padać deszcz”. Q…a 😀
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 13:43 | #85 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Dalej się działo
Wreszcie wjechałem na granicę. Ten co miał być w immigration o 08.00 to go nie ma. Nic się nie dzieje. Czekam i nic. Poszedłem sobie dograć papiery motocykla. Jest człowiek. I nic, bo ksero nie może odpalić. Zmowa jakaś. Już nie będę wchodził w szczegóły. W końcu wydobyłem się z Cabindy do DRK. I fajnie jest, bo od razu przekierowano mnie do immigration. I kolega z immigration przekierował mnie do celników. A miły celnik na to: “Przyjdź jak już będziesz miał pieczątkę w paszporcie”. Patrzę na kolegę z immigratiom. “Nie ma boss’a. Będzie za 45 min”. Czuję jak energia ze mnie schodzi. Czekam, czekam, czekam. W końcu jest pieczątka. To celnicy jeszcze. “Nie ma boss’a. Będzie za 45 min”. No nie. To samo!!! W momencie, kiedy to piszę minęły trzy godziny. I dalej nic się nie dzieje. Mam przynajmniej kumpla niedoli. Jest tu Sebastian z Monachium. Czekamy sobie razem. Spoks gość. Wymieniliśmy sobie różne informacje o drodze. I już wiem, że w Angoli nie będzie stacji benzynowej przez około 600 km. A Sebastian zajmuje się produkcją filmową i ma na koncie kilka filmów Netflixa. I jest też polski akcent w jego dorobku. Czy ktoś pamięta reklamę MC.D z Szycem i Żmijewskim? Taka ma stoku narciarskim. Była kręcona w Austrii przez ekipę z Niemiec. Sebastian Brał udział w kręceniu klipu. I jeszcze inny polski akcent na granicy DRK-Angola. Sebastian mówi: “Hej, Polacy jadą”. Spojrzałem na auto i rzeczywiście. Toyota na blachach OST. Szok! Patrzę sobie dalej. Sami czarni ci Polacy. Ja do nich w ojczystym. Prozą i basem. A oni….duże oczy i w zasadzie to czego ja chcę? Było trochę śmiechu jak zobaczyli moją rejestrację. Zabawne. Wreszcie jest człowiek od pieczątki. Załatwił wszystko w dziesięć minut i mogłem pojechać. Nie ma lekko. Jakbym przeżywał od nowa to samo co kilka dni temu w Kongo. Droga to piach poprzecinany od czasu do czasu taflami wody. Znowu przeprawa. Mijamy się z Sebastianem. I w ten sposób się pożegnaliśmy. Było już późne popołudnie a do Matadi 270 km. Na wjazd do Angoli nie miałem szans. Kupiłem jeszcze SIM. Stałem się już ekspertem od instalki. Jest chellendżu. Sprint do Matadi. I tak właśnie było. Jeżdżę tu już jak zawodowiec. I na tym zwierzeniu poprzestanę. I znowu lało po drodze, ale nie. Kongo mnie nie pokona. Jechałem w zaparte i prawie dojechałem. Prawie, bo jeszcze fotkę panoramy miasta chciałem zrobić. I nie tylko ja. Jest Sebastian. Mieliśmy następne pogaduchy przy grillu w jednym z lokalnych barów. Spoko kolo. I znowu nie przebiłem się do Angoli. Ale jutro to już na bank.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 13:48 | #86 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Jednak. Stało się! 😀
Jestem w Angoli. Niedaleko Luandy. Później coś jeszcze napiszę. Powoli się zbieram I jadę dalej. Ale się cieszę, że w końcu się przebiłem przez te wszystkie granice. To jest Kakuakos Camp. Luis & Juliet dziękuję za wspaniałą atmosferę.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 14:04 | #87 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Jest BOSKO. Sorry 😀
Mam jakiś niespodziewany strzał energetyczny. Ultra przypływ energii. Trudno mi to jeszcze pojąć. Pomyślę o tym sobie. Porozmawiam z kimś o tym może? Z towarzyszem podróży, czyli że swoim alter ego. Ok. Starczy. Bo się rozkręcam w opowieściach bez treści. Jestem już w Benguela. Baaardzo przyjemne miejsce. Trochę taki Sopot może? Są tu pozostałości kolonialne w postaci urokliwych budynków. Kościoły mają się dobrze. A w Sopocie stare kamienice. I jest też plaża a dzisiaj jest niedziela przecież. mnóstwo Ludzi dookoła I generalnie chill klimat. Wieje ciepły przyjemny wiatr od oceanu. Echhh. Ta moja miejscówka. 😀 TIA dialog style: Ja: “Czy tu jest hostel?” “Nie ma” “Mapa pokazuję, że tu. Expat hostel” Pokazuję na mapie. “Nie nie ma” “A pokoje są?” “Tak, pokoje są” “To ja chcę” “Ok. To pokażę” Tak jak kiedyś w Afryce. “Czy jest w pokoju prysznic?” “Jest” Odkręcam kran i nic. Spoglądam na człowieka. “Prysznic jest. Wody nie ma” TIA This Is Africa 😀😀😀 Czuję, że jestem trochę zmęczony. Tylko to takie dobre zmęczenie. Inne niż wyczerpanie. Coś się zmieniło. Bywałem tutaj już kompletnie wykończony. Może ciało się adoptowało? Może świadomość tego, że jestem bliżej celu daje jakiś dodatkowy napęd? I nawet rzeka, która przelewała się przez drogę mnie rozbawiła. Bez sensu. Ale tak było. Padają ostatnio w Angoli deszcze. Do tego stopnia, że przede mną pojawiło rozlewisko przewalające się przez jezdnię. Rzeka płynie sobie. Jest normalny nurt. Były dwa takie momenty. Pierwszy przejazd to luz. Drugi jednak…Woda zakryła silnik w całości. Fala, którą sam stworzyłem wystrzeliła metr nad szybą przednią i centralnie spadła na mnie. I tak cały czas dopóki nie wyjechałem z tego po około stu metrach. Zatrzymanie moto byłoby surowo ukarane przez prąd rzeki, który pewnie by mnie zabrał z sobą. Pozostawał tylko jeden kierunek i ciągły ruch. Echhh, ale wesoło. No boki zrywać po prostu. Jakąś strategię na granicę z Namibią będę jeszcze obmyślał. Off sto kilometrów? Dłuższa droga i trochę lepsza? Myślę właśnie o tym.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 14:16 | #88 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
T34 z kumplem
Namibia jest już tuż za rogiem prawie. Zostało mi około 140 km. To bardzo mało. Miałem w planie tylko jazdę i przekroczenie granicy. Jakby się udało to jeszcze przyjazd do Opuwo. Zobaczymy. TIA i nigdy nic nie wiadomo. Zimno się zrobiło. Spojrzałem na temperaturę i było 21 st. Czyli zimno. 😀 To była przyjemna jazda. Piękne widoczki, mało samochodów, trochę dziur. Ogólnie przyjemnie. Mijałem checkpointy ze spokojem. Nic się nie działo specjalnego. Chociaż…? Coś zamajaczyło w oddali i nie przystawało do otoczenia. Czołg. Ruski T34 jak nic. Stał tam od lat. Pewnie tylko dlatego, że nasi złomiarze go jeszcze nie namierzyli. Stoi tutaj pewnie dwadzieścia kilka lat. Pozostałość po wojnie domowej. Taka średnio domowa, bo ruscy chcieli tu komunizm wprowadzać. Taki ruski mir z czołgowym wsparciem. Nie tylko oni tu byli. Kubańczycy też. Jak zaczęli się podlizywać ruskim, ponieważ amerykanie nałożyli sankcje na Kubę. A Kuba i tak zbankrutowała, kiedy ruscy zalali świat cukrem z buraka. Nikt nie potrzebował cukru z Kuby. Nawet z Agą spotkaliśmy w Hawanie weterana tej wojny. To był bardzo lokalny bar. Spodnie kleiły się do drewnianych ławek. Dosiadł się do nas człowiek i opowiadał swoją historię. Najbardziej zrozumiałem: “Angola. Dadadadadada”. I pokazuje jak strzelał z karabinu. Wracając jednak. Wojna skończyła się w 2002 roku i pozostały takie pamiątki. Kawałek dalej brat T34. Wóz opancerzony. Też widać, że z czasów wojny. Ogólnie w Afryce Zachodniej panuje w miarę spokój od jakichś może 20 lat. Wcześniej rzeczywiście było tu słabo. Wrzucam focie z widoczkami. Ładnie jest po prostu. Bardzo ładnie. Dojechałem już do granicy i bardzo chciałem jeszcze zatankować moto w Angoli. Paliwo kosztuje tu 1,54 zł. To jednak warto się zatrzymać. Zobaczyłem jedną stację. Jeszcze nie otwarta i sznur samochodów i motorków. Następna stacja tak samo. Następna podobnie. Ale koniec z tym. Zatrzymałem się jako ostatni i tak dumałem co by tu zrobić. Nic nie wymyśliłem. Fart za mnie popracował. Na stacji była policja. Zaczęli do mnie machać. Chyba, żebym podjechał. Uczyniłem manewr. Patrzę a człowiek przebija się przez kolejkę motorków. Każe im się rozstąpić niczym Morze Czerwone i daje sygnał, że mam jechać. Klepie w ramię zucha od, jak to było (?), intrudytora 😀 i jestem pierwszy w kolejce. Ale mi głupio było. Czułem na plecach ciężki chemicznie wzrok motorkowców. Jak nic zaraz dostanę bananem w kask. Zatankowałem na full i jeszcze na chwilę podjechałem do policjanta. Wzrok motorkowców był skupiony na mnie. Jeden coś zaczął wymachiwać rękami. Banana brak. Chyba chciał podejść. To ok. Podchodź chłopie. Tak się stało. Podszedł i…”Czy mogę fotkę?”. Jasne, że tak. Zrobił się festyn. Coraz więcej chętnych się zbierało. A jak zdjąłem kask do zdjęć tłum oszalał z zachwytu. Normalnie czułem się jak Russel Crowe w Gladiatorze. W końcu policjant zainterweniował i nakazał mi odjechać. Szalony szał po prostu.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 14:29 | #89 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 33 s
|
Chyba to Himba
Jestem w Namibii. Niby taki porządek a tu takie…”No gdzie jedziesz?!”. Prosto na mnie. I następny też. Zawzięli się czy co? O shit! Zmiana pasów ruchu. To ja jadę pod prąd. Oj! Sorki dla Pana. Dla Pani też się należą. Już się naprawiam. Spojrzałem na mapę i tak mi się ckliwie zrobiło. Nostalgiczne z nutą melancholii w okrasie emocjonalnego poruszenia. 😀 No bierze mnie czasami ten odjazd. To już Namibia. Zbliżam się do finału. Echh. Te marzenia i zanurzanie się w nich. Jednak dojechałem do Opuwo. Zatrzymałem się na pierwszej stacji benzynowej i idzie kobieta. Chyba to Himba. Przedstawicielka plemienia, które chcę odwiedzić. Miałem kilka opcji, żeby to zrobić. Po konsultacjach z Bartkiem chciałem zobaczyć, czy to jest ok miejsce. Można jeszcze jechać do wodospadów Epupa. Tymczasem Himba sama przyszła. Zapytałem o wioskę Himba. Gdzie, co i jak? A ten, co go pytałem zaczął pytać innych. Finalnie po kilkunastu minutach znalazł się tutejszy, który powiedział, że pokaże mi gdzie to jest. To jedziemy. Od terenówką a ja na moto. Wyjechaliśmy za miasteczko kilkanaście kilometrów w góry. I jest. Wioska. Bardzo skromna a w niej ludzie Himba żyjący od pokoleń w taki sam sposób. Himba można rozpoznać po kilku elementach. Włosy są splecione i sklejone mieszanką z czerwonej ziemi Afryki i wody. Stroje są starannie wykonane ze skóry i metalu. Widać, że nie ma tutaj przypadku. Ma to swój ład i porządek. Akurat trafiłem na moment, kiedy zaczęły się tańce. Pięknie to wyglądało. Rytm i ruch. Plemienna wspólnota. Jest w tym jakiś czar. Nie sądziłem, że tak szybko to się zdarzy. Jednak się zdarzyło. To był jeden z najważniejszych punktów całej podróży. A w Namibii to już szczególnie. Jestem oszalały z radości.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
11.05.2024, 14:38 | #90 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Czołg to T54/55 czyli młodszy krewniak T34 Ale to w sumie nie ma znaczenia w tej opowieści
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Afryka zachodnia - info poszukiwane | adoado0 | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 03.04.2018 18:26 |
Wizy Afryka Zachodnia | Piast | Przygotowania do wyjazdów | 5 | 28.07.2017 06:00 |
Afryka zachodnia marzec | wojxxx1 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 22.12.2014 12:29 |
Afryka Zachodnia z Sahary Z. | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 12 | 17.11.2014 12:06 |