18.02.2013, 20:02 | #81 | |
Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Wrocław
Posty: 886
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 3 miesiące 6 dni 23 godz 32 min 34 s
|
Cytat:
Tak to jest jak się czyta te same relacje na różnych forach |
|
18.02.2013, 20:18 | #82 | |
Cytat:
się da i to bez wielkiego problemu. na odcinki gdzie siedzisz obsuwasz temat na siedzenie a jak się zaczyna prawdziwe ęduro to stajesz i jazda. oczywiście - w pewnym sensie dźwigasz to na ramionach ale kontrola nad motocyklem nieporównywalna z maszyną objuczoną kuframi = mniej gleb i jednak znacznie większa przyjemność z jazdy. w temacie prowadzenia motocykla w zasadzie EOT. matjas
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
||
18.02.2013, 21:09 | #83 | |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
To kwestia szybkich zmian wysokości. W offie nie miałem żadnych problemów ze względu na mniejsze prędkości i częstsze postoje. Organizm ma czas aby się przystosować. Tu jechaliśmy dość szybko asfaltem non stop. Góra, dół, góra dół. U kumpli nie było żadnych odchyleń ale każdy organizm reaguje na swój sposób.
Nie będę się wymądrzał dalej bo nie jestem lekarzem. Cytat:
Grzela na początku miał plecak przytroczony do fotela. Za radą Szparaga spróbował wrzucić go na plecy i już tak jeździł do końca. A plecak miał znacznie cięższy od Szparagowego. Sam stwierdził, że z plecakiem ma lepszą kontrolę nad motocyklem. Początkowo tak. Później tak Dobrze jak plecak ma wentylację pleców i można go dobrze wyregulować, i spiąć szelki na piersi.
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
|
23.02.2013, 15:11 | #84 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
|
tak się składa , że dzisiaj sobota i jest czas na czytanie .....
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
23.02.2013, 23:10 | #85 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
Do Biszkeku dobijamy wieczorem gdzie znajdujemy miejsce na namioty w bazie turystycznej.
Dwa dni przeznaczamy na serwis i odświeżenie naszego busika, który będzie naszym domem przez kolejny tydzień. Na kolejny wieczór jesteśmy zaproszeni przez miejscowych bikerów, do knajpy w której Oni się spotykają. Biorąc pod uwagę, że motocykle są w Kirgistanie zjawiskiem nader rzadkim, oczywiście z radością przyjmujemy zaproszenie. Jako środek transportu wybieramy taryfę. Telefon na taxi i czekamy. Po chwili pojawia się wehikuł . Był to o ile dobrze pamiętam golf jedynka. Samochód który lata świetności zostawił już dawno za sobą, pewnie gdzieś na niemieckich autobanach. Ja siadam z przodu. Ot tak wypadło. Pan wbił adres w nawigację która była jednocześnie taxometrem. Siedzimy, gość wbija jedynkę i dzida. Jesteśmy w stolicy. Jest późny wieczór i ruch spory a gość prezentuje nam jak się jeździ w Azji. Ograniczenie prędkości jego nie dotyczy. Wyprzedza lewą i prawą jednocześnie omijając czarne dziury, czyli studzienki kanalizacyjne z których klapa się komuś przydała. Tii Tid i wyprzedza z prawej, ti tit i z lewej. Oczywiście bez kierunkowskazów. Tak jeździ większość ti did oznacza patrz w lusterko jadę. Dojeżdżamy na miejsce z emocjami ale żyjemy. Chłopaki już na nas czekają. Są szaszłyki, jest piwko, jest fajnie. Po kilku piwkach jeden z bajkerów oświadcza, że wujek, dziadka, ze stony teścia ma przodków w Polsce. Robi się rodzinnie więc pytamy ich o korzenie. Tu moje zdziwko. Wśród kilkunastu osób przy stole, nie ma żadnego Kirgiza. Wszyscy są potomkami zesłańców z różnych ston imperium. W całym Biszkeku większość stanowią innostrańce. Kirgizi żyją raczej poza wielkimi miastami. Rozmawiamy o wszystkim do późnych godzin. Dla Tych którzy wybierają się do Kirgistanu, istotną może być informacja, że nie obowiązuje tam ubezpieczenie od pojazdów OC. Po drogach Kirgistanu poruszają się dwa typy pojazdów. Stare trupy, (jak nasza taksówka) i super wypasione krążowniki. Auta, które jeszcze nie zdążyły otrzeć się o polski rynek. Wyobraźcie sobie teraz, ze w korku przeciągniecie kufrem bo boku takiego Mybacha albo innej S klassy. Oj bolało by. Przyjeżdża policja, wskazuje winnego i trzeba płacić na miejscu. Nie ma innej opcji. Wartość motka razem z kuframi może nie wystarczyć. Kirgizi między sobą załatwiają takie tematy na dwa sposoby. Albo zawijają rękawy i napierdzielają się, albo przyjeżdża policja orzeka winę i uboższy Kirgiz może taka stłuczkę spłacać latami. Dla obcokrajowca nie ma takich możliwości i warto o tym wiedzieć odwiedzając gościnny Kirgistan. Właściwie na tym mógłbym spokojnie zakończyć tę opowieść. Motki już na lawecie, śmierdzące ciuchy motocyklowe spakowane w czeluściach busika. Pozostała tylko droga do domu. Tylko..... Hmmm. Nic to. Nie jestem pewien czy męczyć Was nudną trasą na czterech kołach. Jak jednak chcecie to dajcie znać J To jeszcze orientacyjna traska
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
23.02.2013, 23:48 | #86 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 49 min 27 s
|
Męczyć prosimy.
|
24.02.2013, 11:09 | #87 |
Zarejestrowany: Dec 2010
Miasto: Olsztyn
Posty: 139
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 4 dni 10 godz 7 s
|
pisz pisz dalej. moze jeszcze podsumowanie, ile km zrobiliście, jakie spalanie, koszt i dostępność paliwa, ceny i czas wiz, czyli wszystko co potrzebne dla planującego podobny wyjazd
|
24.02.2013, 11:18 | #88 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
|
dołączę się do prośby magrafb
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
24.02.2013, 18:56 | #89 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 4 min 15 s
|
Na podsumowanie przyjdzie czas, teraz ...
Karawana rusza. Spoglądam na mapę i widzę nieco krótszą ścieżkę. Jedziemy Droga wiedzie przez inne przejście graniczne i to jest początek problemów, oops, chciałem powiedzieć przygody. Kirgistan opuszczamy sprawnie i stajemy w kolejce oczekując na wjazd do Kazachstanu. Przy szlabanie stoi młody wojak co jakiś czas wpuszczając na przejście jeden pojazd. W przerwach pomiędzy podnoszeniem szlabanu siada na murku i na legalu wali browara. Gdy podjeżdżamy pod szlaban spostrzegamy, że wojak ma już nieźle w czubie a na jego ramieniu dynda kałach. Źle mu z oczu patrzy. Gdy przychodzi na nas kolej i mijamy pijanego, uzbrojonego wajaka, czuję ulgę. Na samym przejściu ta sama piosenka co poprzednio – jeden kierowca jeden pojazd. Jest problem z waszymi motocyklami. Oczywiście gdybyśmy mieli wolną kasę to by bardzo pomogło. W końcu po długich tłumaczeniach (bez kasy) wyciągają jakiś druk i dają do wypisania. Jest to zupełnie inny wriemiennyj wwoz niż wypełniane w tamtą stronę. Tłumaczenie – druki się zmieniły. Wypisać i jechać. Ok., wypisujemy i wjeżdżamy do Kazachstanu. Moja krótsza droga okazuje się masakrycznym czołgowiskiem częściowo w remoncie. Pokonanie 300km skrótu zajmuje nam prawie dobę. Przeskakuje akapit gdyż długo zastanawiam się czy ten fragment nadaje się opisania. Jesteśmy gdzieś w centrum Kazachstanu, na jednopasmowej wąskiej krajówce. Gnamy naszą strzałą około setki, będąc co jakiś wyprzedzani przez szalone autokary. Te, to tam gnają na złamanie karku. Ruch jest spory ale cały czas jedziemy. W pewnym momencie wyprzedza mnie Bochanka na kogutach i minutę później dojeżdżamy do koreczka. Przyczyna jest jakieś 100 m przed nami bo widzimy koguty policyjne. Stajemy grzecznie a Szparag idzie na zwiady. W tym czasie ja siedzę w aucie obserwując azjatycką gorączkę i przemożną chęć jazdy się do przodu. Stoję za wielką ciężarówą zgodnie z azjatyckimi zwyczajami 50cm od jego zderzaka. Gdyby było ciut więcej ktoś by mi się na bank wpierdzielił przed maskę. Stoję więc i obserwuję. Z przeciwka nic nie jedzie, droga zablokowana całkowicie. Korek za mną się wyciąga i wyciąga. Komuś jednak szybko nudzi się stanie w tym korku, wjeżdża na pobocze i prze do przodu. Jak tylko zrobił kilka metrów z naszego rzędu wyłamuje się następny i wali poboczem. Tym sposobem posuwam się nieco do przodu a na jednopasmowej drodze mamy dwa rzędy pojazdów. Lewym pasem nic nie jedzie więc ktoś musi to wykorzystać. Wyprzedza mnie jeden, drugi, trzecia i po chwili mamy już trzy rzędy pojazdów w tym samym kierunku. Wydawało by się, że droga jest już całkowicie zablokowana ale nie, jest jeszcze lewe pobocze na którym właśnie tworzy się czwarty rząd pojazdów. Puszka przy puszce, blacha przy blasze. Ktokolwiek się ruszy o kilkanaście centymetrów, zaraz następny wisi mu na zderzaku. Totalny paraliż. Ale nie, to wszystko żyje i cały czas usiłuje przesunąć się choć o centymetr do przodu. Na poboczu z prawej znów poruszenie. Wszechobecna w tych stronach Łada Niva stwierdza, że nie dla niej czekanie. Zjeżdża z pobocza, pokonując rów, łąkę i wbija się w lasek i przedziera się wzdłuż drogi. Wszyscy obserwują desperata a gdy jego światła się nieco oddalają rozpoczyna się szturm. Najpierw wszystko co jest terenowo podobne, a każdy szuka swojej najlepszej drogi. Znów przesuwam się parę metrów do przodu. Terenówki poszły a wszystkie luki zostały szczelnie wypełnione. Teraz próbę pokonania fosy chce podjąć jakieś kombi. Nieśmiało wysuwa nosek poza krawędź rowu i ... cholera może być ciężko. Na nic jednak jego cholera. Na zderzaku ma już kolejne auto. Nie ma odwrotu. Teraz może tylko jechać przez rów. No i jedzie. To jest off road. To jest jakaś rzeźnia. ryje brzuchem krawędź rowu, nosem wybiera trawę na dole ale jedzie. Znów działa metoda domina. Puszczają się za nim co odważniejsze osobówki. Jedni przejeżdżają inni zostają w rowie lub się przepychają. Nikt nikomu nie pomaga. Każdy sobie rzepkę skrobie. My znów parę metrów do przodu. Znów blacha przy blasze, że przejść ciężko. Idę za szparagiem zobaczyć co zaszło. MASAKRA. Autokar wyładowany Chińczykami wali na czołówkę w Kamaza. Siła jest tak wielka, że wyrzuca go w powietrze i spada na osobówkę której marki już nie da się rozpoznać. Ciała leżą rozrzucone bezładnie na ulicy i poboczu częściowo przykryte czymkolwiek. Porwaną podsófitką, fotelem,... masakra. Do obsługi tego bałaganu jest tylko dwóch policjantów. Cała ulica jest zasłana szkłem i fragmentami pojazdów. Po tym wsztstkim usiłują przejechać kierowcy zmierzając w swoim kierunku. Inni chodzą między tym wszystkim, robią zdjęcia, komentują. Patrząc z zewnątrz, totalna znieczulica albo gorzej, ATRAKCJA. Całość usiłuje opanować jakoś tych dwóch policjantów. Chcemy wracać do wozu, patrzę na to całe kłębowisko samochodów i przez myśl mi przeszło, że zostaniemy tu już na wieki. Tego korka chyba już nie da się rozładować. W tym momencie wkracza pan władza i wykrzykuje: (tłumaczenie bardzo luźne, wyczytane z mowy ciała) - Wypierdalać! Droga będzie zamknięta! Nikt tędy nie przejedzie! Tu otwieram oczy ze zdziwienia. Znów nie doceniłem azjatyckich kierowców. Ta zbita masa stali w mgnieniu oka zaczęła się rozluźniać. Wszystko w tym ścisku zawraca i odjeżdża. Obrazki nie do opowiedzenia. Wielka wywrotka zaczyna zawracać na wąskiej drodze. Kręci w lewo nad samą krawędź rowu, wbija wsteczny i dupa. Już ktoś wjechał za jego tylny zderzak. Wymiana zdań między kierowcami i osobówka by nawet się wycofała ale za nią już stoją kolejne samochody. Tak, w Azji można jechać tylko do przodu. To co dla mnie jest totalnym chaosem, tam jakoś działa. Nie wiem jak, ale działa. To wielkie kłębowisko samochodów na wąskiej ścieżce rozjeżdża się w kilka minut. Na drodze zostaje kilka tirów i my. Po kilku kolejnych minutach jeden pas drogi zostaje oczyszczony i jedziemy dalej. Kilkaset metrów wzdłuż drogi widzimy światła długich rzędów pojazdów które zdecydowały się na wariant off road. One się gdzieś tam powoli telepią a my jedziemy do przodu. Później dowiedzieliśmy się, że z całej kraksy ocalały trzy osoby. Masakra. Jedziemy pokonując bezkresne przestrzenie Kazachskich stepów. Naokoło płasko, pustynnie i potwornie nudno. Droga prosta jak strzała sięga horyzontu. Z nieba leje się żar. Wydawało by się bardzo bezpiecznie. Prosto, ruch minimalny, żadnych drzew i tylko częste przydrożne nagrobki przypominają aby mieć się na baczności. Nuda aż prosi kierowcę o małą drzemkę. Droga jest na nasypie który chroni ją przed zasypywaniem i zalewaniem, ale jest śmiertelną pułapką przy zjechaniu z drogi. Jedziemy takim highway’em, nawijamy czas, kilometry uciekają. Jakieś 500 m przede mną widzę busa jadącego w moją stronę. Powili ale stanowczo bus zaczyna zjeżdżać na mój pas więc zdejmuje nogę z gazu i źrenice mi się rozszerzają. Dwieście metrów przede mną kierowiec orientuje się w sytuacji i gwałtownie odbija na swój pas. Zaczepia jednak o pobocze po swojej stronie i wali kozły już poza drogą. Przy pierwszym fiflaku przez okno boczne wylatuje młoda pasażerka. Zatrzymujemy się. Młody chłopak jechał z dwoma dziewczynami i chyba zasypia. Dziewczyny są trochę poobdzierane ale nikomu nic więcej się nie stało. Nie chcemy już więcej takich przygód, ale droga ma swoje prawa. Docieramy do granicy Kazachskiej przed wieczorem. Dzień dobry, dzień dobry, papiery. -Co to jest? - Wriemiennyj wwoz. - to nie jest właściwy dokument. - Taki nam dali Wasi celnicy i powiedzieli, że jest ok. - Nie jest ok., Musicie wrócić na tamtą granicę i poprosic o inny druk. - 2 000 km. Nie mamy na paliwo, nie pojedziemy, to wasi celnicy źle....... Przepychanki trwają z godzinę po czym celnik wychodzi do nas i informuje, że nie przejedziemy, a jak nie opuścimy granicy za chwilę to on dzwoni po policję. Chcemy naczelika. Będzie rano. To zaczekamy. Ok. ale poza przejściem. Zawracać i odjazd bo on dzwoni po policję. Kurwa, totalny pat. Robi się bardzo nieprzyjemnie. Opuszczamy przejście i mamy zamiar czekać do rana na naczelnika. Po jakimś czasie decydujemy, ze jedziemy na kolejne, główniejsze przejście. Jest koło północy. Ruszamy. Jeszcze przed świtem dojeżdżamy w okolice przejścia. Ciemno jak u przysłowiowego murzyna. Jestem zmęczony i na wpółśnięty. Przede mną post policyjny. Nie pali się żadna lampa ale zwalniam. Nagle wyłania się facet w moro, kamizelce odblaskowej i macha. W mordę jeszcze to! Zatrzymuję się, otwieram okno i nie rozumiem co on tam bełkocze do mnie. Robię nieprzytomne oczy a on swoje powtarza. Z za moich pleców wychyla się Szparag. - Spierdalaj! Nie chcemy żadnego ubezpieczenia! Do mnie - Jedź. Gość robi biznes na nieczynnym poście. Zatrzymuje auta udając policjanta i naciąga na ubezpieczenia. Skubaniec, podniósł mi ciśnienie. Po wszystkim jednak pozostała tylko kupa śmiechu. Robi się jasno. Na granicy znów problem ale może coś wskóramy. Musimy czekać do 10 na naczelnika. Celnik twierdzi, że tamci nie mieli prawa nas wyrzucić z granicy i oberwie im się za to. Przed południem wjeżdżamy na teren mateczki Rasiji. Przeprawę przez Ural, Rosję przelatujemy sprawnie, bez większych przygód. Granica z Ukrainą też jakoś przechodzi. Do domu pozostaje jakieś półtora tysiąca kilometrów. Rogal na twarz i należy zadzwonić do domu z radosną nowiną. - Halo. - Strzałka, zbliżam się, wyjechaliśmy z Rosji, jesteśmy na Ukrainie. - To co Ci zrobić na kolację? Kobiety mają jakieś inne postrzeganie czasu i przestrzeni. Jest koło południa. Przede mną 1 500 km. A Ona mnie pyta Co chce na kolację? Miłe, tylko trochę nieracjonalne. Droga równa, ruch mały, kilometry uciekają i jedzie się bardzo dobrze. Właśnie sobie uświadomiłem, że dwa dni temu skończył mi się urlop i powinienem uwijać się w szczurzym labiryncie. Trzeba dać znać szefowi, że nieco się spóźnię. Już miałem sięgać po telefon, gdy silnik zamruczał ochryple a auto raptownie zaczęło wytracać impet. Sprzęgło! Sprzęgło spawane przez rosyjskich miszczuf, wytrzymało dwa razy Ural, korki Astany, Biszkeku, Almaty. Wytrzymało ponad 8 000 kilometrów korków, dziur, chopek i innych pułapek, by poddać się na gładkiej, równej, ukraińskiej trasie. Jesteśmy kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego miasta na pustej drodze. No tak. Teraz to już trzeba zadzwonić do szefa. Zrzucamy jeden motocykl i Grzela jedzie szukać ratunku. Wraca po dwóch godzinach z informacją, że załatwił kanał i pojazd który nas doholuje. Po jakimś czasie pojawia się........, Tjaktoj. Zapinamy sprzęt i z zawrotną prędkością 5km/h pokonujemy 20km do kowchozu w którym możemy skorzystać z kanału. Zrzucamy skrzynię, rozbieramy sprzęgło i powtarzamy spawanie, sprawdzone już podczas poprzedniej naprawy. Mamy świadomość, że kondycja tarczy jest z każdą naprawą gorsza, ale do domu już tak blisko. Późnym wieczorem znów jesteśmy w trasie. Obieramy kierunek na Kraków. Mijamy polską granicę i mkniemy jak strzała z lawetą. Jakieś 60km przed Krakowem sprzęgło pada po raz kolejny. Już nie ma co kleić ale skrzynię i tak trzeba zrzucić. Ruszamy ze Szparagiem na poszukiwania kanału. To już Unia niestety. Tu nic nie ma za darmo. Ale po kolei. Mamy za sobą dobrze ponad 6 000km jazdy non stop. Jestem zarośnięty, zmęczony i pachnę pewnie też specyficznie. W tym momencie nie zastanawiam się jednak nad takimi bzdetami. Jest po piątej rano i żywego ducha w tym śpiącym miasteczku. Kogo tu pytać o kanał. Wchodzimy na ryneczek i widzę mężczyznę i kobietę zdążających do samochodu na parkingu. Przyspieszam kroku i ruszam w ich stronę. Cholera, już wsiadają do samochodu i zaraz mi uciekną. Szybciej. Gość już siedzi, ona ma wsiadać i w tym momencie dostrzega mnie. Wskakuje do auta i błyskawicznie blokuje wszystkie drzwi wciskając po kolei guziki w drzwiach. -Jedź!, jedź! Niemal krzyczy do swojego kierowcy. -Chciałem tylko zapytać... dostrzegam jeszcze wielkie przerażone oczy kobiety i już ich nie ma. W mordę! Poczułem się jak Yeti albo Kuba Rozpruwacz. Że też moja kobieta się mnie tak nie boi. Znajdujemy kanał, wykonujemy telefon do przyjaciela, ściągamy busa i po dwóch godzinach mamy skrzynię na dole. Około południa przyjeżdża do nas na motocyklu Sambor i przywozi nowiutką, pachnącą i śliczną tarczę sprzęgłową. W tym miejscu, prawie kończy się opowieść.
__________________
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] |
24.02.2013, 23:07 | #90 |
Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: RLU
Posty: 959
Motocykl: RD04
Przebieg: niski;)
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 23 godz 47 min 47 s
|
Prawie? To jeszcze jakieś przygody mieliście?
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Kirgistan -Küngej Ałatau | magyar | Przygotowania do wyjazdów | 2 | 02.06.2014 08:24 |
Kirgistan-Uzbekistan | kajman | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 20.03.2014 08:39 |
Kirgistan | Adam | Kwestie różne, ale podróżne. | 81 | 22.03.2009 00:12 |