Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18.01.2019, 18:31   #81
Dredd


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 15 min 16 s
Domyślnie

Wrzucam kolejny odcinek.

8 sierpnia.
Wstajemy o 4:30. Jest zimno – tylko 22 stopnie. Żona zakłada na siebie kilka warstw ubrań – oprócz swojej skórzanej kurtki z dziurkami - „ortalion” na wierzch i bluzę pod spód. Mnie trochę telepie, ale lenistwo zwycięża – i tak za chwilę trzeba będzie się rozbierać. Jedyne co robię to zakładam osłonę na chłodnicę oleju. Miasto jest jeszcze opustoszałe, z rzadka spotykamy ludzi czy samochody. Pracę zaczynają już sprzątacze i dostawcy pieczywa. Pomimo, że jadę spokojnie pokonujemy bokiem w pięknym uślizgu skrzyżowanie, co pozwala mi uświadomić sobie, że bywa tu bardzo śliski asfalt i należy mieć to na uwadze.
Kolejny nasz dzień w Algierii. A skoro tak – kolejny przepiękny wschód słońca. Tego dnia jedziemy na wschód i zamierzamy dotrzeć do oazy El Oued położonej na Wielkim Ergu Wschodnim. Do pokonania mamy około 700km, a to dużo jak na warunki algierskie. Szczęście, że to nie gęsto zaludniona północ kraju i na trasie nie mamy do pokonania wiele miejscowości, lecz duża część drogi to pustynia. Dziś planujemy dojechać do Wielkiego Ergu Wschodniego. Po wrażeniach z ergu zachodniego moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach i już nie mogę się doczekać tych wspaniałych, ogromnych formacji piachu stworzonych przez wiatr i Boga. Nadzieję na niesamowite widoki podsyca fakt, że droga wiedzie przez erg, zaś – jak wskazuje nasza mapa - w pewnym momencie w poprzek drogi przebiegają Grandes Dunes (Duże Wydmy). Na razie jednak towarzyszy nam pasmo górskie.



286.jpg



Mijamy kolejne, typowe miasto algierskie. Dominuje kolorystyka ziemi, „pudełkowe” domy podobne do poprzednio widzianych, są bardzo często niewykończone, lub wręcz niedokończone – z wystającymi drutami zbrojeniowymi kolejnej kondygnacji.
Właśnie w tym mieście pierwszy raz mamy możliwość na własne oczy doświadczyć, że tu także pada deszcz! Sądząc jednak po bawiących się w kałuży dzieciach, nie jest to zjawisko częste.



291.jpg



292.jpg



Deszcz, deszczem, ale cień nadal jest na wagę złota
Ludzie nauczyli się wykorzystywać każdy jego skrawek.



293.jpg



W mijanej, bardzo ładnie utrzymanej wiosce zatrzymujemy się na kawę i ciastko. Wypijamy po dwie „cafe au lait” (kawa rozpuszczalna robiona na mleku) i po tutejszej, mocnej „espresso”. Do kawy – ciastko. Od właściciela dostajemy sok w prezencie. Rachunek to około 3,20zł.



288.jpg



289.jpg



Przy wjeździe na tereny pustynne zostajemy zatrzymani do kontroli. Żandarmeria ewidentnie nie jest zadowolona, że chcemy jechać dalej. Dopytują co mówię żonie, szarpią gps do tego stopnia, że zastanawia mnie, czy uchwyt wytrzyma, macają nasze bagaże. Mój stoicki spokój chyba ich przekonuje i w końcu nas puszczają.
Otaczająca przyroda nie pozwala wątpić, że jesteśmy na Saharze.
Jeśli tylko taką możliwość to na postój obieramy zacienione miejsce.



294.jpg



295.jpg



297.jpg



299.jpg



300.jpg



Nagle w interkomie słyszę:
- Zatrzymaj się jak możesz. Za dużo wody wypiłam i muszę do toalety. Najlepiej, jakby była jakaś górka, żebym mogła się za nią schować.
Weź teraz i górkę wyczaruj Płasko jak na stole.
- Musisz jeszcze chwilę wytrzymać.
I po 100 km... Udało się. Jest górka. Trzeba było do niej dojść jakieś 10 minut od drogi, ale jest. Żaba poszła, a tu nagle zbliża się bus. Podejrzanie wolno jedzie. W środku dwóch chłopa. Z busa wychyla się facet i pyta, czy wszystko w porządku. Tak, w porządku. Pojechali. Po kilkunastu minutach bus znowu podjeżdża do mnie, jednak z przeciwnego kierunku. Z tego wniosek, że zawrócił. Trochę mi się to nie podoba. O co chodzi? Jeśli chłopaki chcieli pogadać, czy zdjęcie, mogli to zrobić od razu.
Tymczasem z busa wyskoczył gość i… wręczył mi wodę i daktyle
To nie pierwszy nasz dzień w tym kraju, a ja ciągle czuję się zaskoczony zachowaniem miejscowych. Witamy w Algierii!
Pyszne! Obżarliśmy się już tych owoców od początku podróży, ale te były wyjątkowe. Dopiero w Algierii dowiedziałem się, że jest ok. 60 gatunków daktyli. W Ghardai mieliśmy okazję jeść je zanim zdążyły się całkowicie skarmelizować. Smakują zupełnie inaczej. A wyglądają tak:



300a.jpg



Na mijanej po drodze na budzie a’la przystanek autobusowy dostrzegłem mazgaj. Napis sprayem głosi: Czcijcie Allaha (jeśli dobrze przetłumaczyłem pierwszy wyraz). Myślę sobie: jak bardzo ci ludzie muszą wierzyć w Boga, że wypisują sprayem takie rzeczy? Jak widać, tu kwestie wiary traktowane są bardzo poważnie.



296.jpg



Pustynia po raz kolejny zmienia swoje oblicze, aż w końcu wjeżdżamy w Wielki Erg Wschodni. Mijamy studnię.
Niestety, wydmy nie są tu zbyt wysokie, zaś zabudowa dość intensywna. Miałem nadzieję, że znowu spotkamy widoki podobne do tych na Wielkim Ergu Zachodnim, a tu rozczarowanie. Żałuję tym bardziej, że po szumnych zapowiedziach na mapie „Grandes Dunes” napaliłem się jak szczerbaty na suchary. Może są one na tyle daleko, że po prostu nie widać ich z drogi? Piach ma tu zdecydowanie jaśniejszy kolor – na zdjęciach wydaje się on nawet intensywniejszy niż w rzeczywistości. Do tego stopnia odbijał słońce, że blenda w kasku okazała się niewystarczająca i musiałem dodatkowo założyć ciemne okulary.



301.jpg



302.jpg



303.jpg



304.jpg



307.jpg



Gorąco, jak zwykle. Fakt faktem, nie mogę narzekać, bo sam wybrałem najgorętszą porę roku na odwiedzenie najcieplejszego miejsca Sahary. W sumie to lubię ciepło. I – o dziwo – zupełnie dobrze je znoszę, choć przed wyjazdem zdecydowanie się go obawiałem. W ostatnim roku przybrałem parę kilogramów i w maju dotarła do mnie myśl: przecież ja sczeznę w tej Algierii taki gruby. Próbowałem zrzucić zbędne kilogramy, ale co można zrobić przez 2 miesiące
Nie do końca wiemy, jaki był rekord temperatury, bo w krytycznych momentach żadnemu z nas nie chciało się patrzeć na termometr.
Zauważyłem natomiast pewną prawidłowość odnośnie temperatury. Organizm zaskakująco szybko potrafi się do niej przyzwyczaić. Ponieważ jechaliśmy do Algierii na kołach, powolutku, z każdym dniem temperatury rosły. Nie był to dla organizmu szok, że z 10 czy 15 stopni w Polsce przenosimy się w 30 czy więcej, lecz każdego dnia zwyżka o 2-3 stopnie. Przy tym punktem początkowym było gorące lato w Polsce. Dlatego też moje obawy okazały się nieuzasadnione – dawałem radę funkcjonować także na południu Algierii.
Natomiast nadspodziewanie dobrze temperaturę znosił Harley. Co prawda dokonałem dość konkretnych modyfikacji w silniku (konkrety na końcu relacji), ale nie byłem pewien czy będą one wystarczające. Inna sprawa, że nic więcej zrobić się nie dało Tymczasem, temperatura oleju bardzo rzadko osiągała 110 stopni, czyli normalną temperaturę pracy.



305.jpg



306.jpg



308.jpg



309.jpg



310.jpg



311.jpg



A teraz ciekawostka: piękne, duże diuny za ogrodzeniem luksusowego ośrodka.



311.jpg



Jesteśmy już w El – Oued. Hotel jaki udało nam się znaleźć okazał się bardzo sympatyczny. Przed wejściem rośnie krzew z bawełną. Wyjątkowo motocykl parkuje na zewnątrz, bo… krawężnik był za wysoki, żeby go pokonać Za to stoi zaraz obok budki dozorcy.
Jestem trochę zmęczony, ale klima działa, jeszcze tylko kąpiel w chłodnej wodzie i za pół godziny będę jak nowonarodzony. Odkręciłem kran i o mało się nie poparzyłem! Pewnie odkręciłem ciepłą wodę. Ale nie… kurek właściwy – powinna lecieć zimna. Pewnie jest odwrotnie podłączony. Jednak zawór „z czerwoną kropką” także podaje gorącą. Ponieważ rury są puszczone po ścianach upewniam się, że ta do „zimnej wody” zasila również WC. A tymczasem w kranie leci z niej wrzątek !? !? !?
Zasuwam do recepcji, bo nie wiem o co tu chodzi… Może rury w całym hotelu są źle podłączone?
- Jesteście na pustyni. Tu woda w rurach się nagrzewa. Obok prysznica stoi kubeł. Wlejcie do niego wodę i poczekajcie aż się ochłodzi. Później można jej używać.



314.jpg



315.jpg



317.jpg



Widoczne na zdjęciu budynki to charakterystyczne dla saharyjskiej zabudowy tzw. domy kopułowe. Ponoć taka konstrukcja powoduje, że mniej się nagrzewają.



312.jpg



Idziemy jeszcze przejść się po mieście, wymienić pieniądze i oczywiście coś zjeść.



313.jpg



318.jpg



319.jpg



Tak wygląda brama do miejscowego suku.



320.jpg



Po powrocie do hotelu - zimne piwko i padamy na twarz.
To zimne piwko to oczywiście żart

Ostatnio edytowane przez Dredd : 13.02.2022 o 11:45
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.01.2019, 21:47   #82
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,028
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 14 godz 18 min 25 s
Domyślnie

Kurde bez browara po takim dniu ciężko

Co do tych domów kopułowych to w sumie racja jak się zastanowić - promieniowanie pada prostopadle /najefektywniej/ na bardzo niwieilki procent powierzchni w danym momencie. Jak zwykle w takich przypadkach - genialne w swej prostocie.

Każdy odcinek zaciągam jak koń nosem dropsy

M
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.01.2019, 21:59   #83
RAVkopytko
 
RAVkopytko's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kamieniec Wrocławski
Posty: 3,149
Motocykl: XT660Z-konik garbusek
Przebieg: Ł
RAVkopytko jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 5 dni 20 godz 12 min 59 s
Domyślnie

Ale że co? 22 stopnie i zimno ?
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743
Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin......
RAVkopytko jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.01.2019, 22:13   #84
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,028
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 14 godz 18 min 25 s
Domyślnie

czytałem kiedyś wywiad z Kaminskim, który mówił ze musiał się w pizdiec porozpinac jak się nagle po paru dniach naprawdę ciężkich warunków zrobiło -35.

M
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.01.2019, 23:32   #85
Dredd


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 15 min 16 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał matjas Zobacz post
Kurde bez browara po takim dniu ciężko

Co do tych domów kopułowych to w sumie racja jak się zastanowić - promieniowanie pada prostopadle /najefektywniej/ na bardzo niwieilki procent powierzchni w danym momencie. Jak zwykle w takich przypadkach - genialne w swej prostocie.
M
Browara...
Nigdy wcześniej nie wyobrażałem sobie, jak smaczna może być zwykła chłodna woda!

Co do zasady działania domów kopułowych -mała dygresja. W dolinie M'Zab przewodnik mówił nam, że domy dlatego są obrzucone tynkiem a'la baranek, żeby zwiększyć powierzchnię, na którą nie pada bezpośredni słońce, a która może oddawać ciepło. Choć akurat Twoje wytłumaczenie bardziej do mnie przemawia.

Cytat:
Napisał matjas Zobacz post
Każdy odcinek zaciągam jak koń nosem dropsy
M
Skoro tak, to postaram się coś wymyślić jak skończą mi się historie z naszej podróży. Jako, że aktualnie czytam relację Emilio Scotto z 10-letniej podróży dookoła świata, najwyżej coś spapuguję
Ale dzięki.

Cytat:
Napisał Raviking Zobacz post
Ale że co? 22 stopnie i zimno ?
O matko, jak było zimno! Miałem nawet napisać - jak ujęła to żona - że przeżyliśmy szok termiczny, ale bałem się, że pojedziecie mnie jak małe dzieci kota...
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.01.2019, 09:05   #86
Rychu72
 
Rychu72's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,551
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 5 godz 39 min 49 s
Domyślnie

Z temperaturą miałem podobnie na Węgrzech wracając do Polski gdzie było ok. 20 stopni, a parawie całe wakacje na bałkanach było powyżej 40. Wszystko co było w kufrach wylądowało na mnie i żonie. Pamiętam, że nawet kłuciliśmy się kto ubierze jedną ze szmatek, a że była damska to odpuściłem.
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.01.2019, 08:59   #87
puntek
 
puntek's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Raczyce/Wrocław
Posty: 2,015
Motocykl: RD04
Przebieg: 3 ....
puntek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 53 min 22 s
Domyślnie

ło Boże .... PISZ!
__________________
AKTUALNIE SZUKAM PRACY!!! ale nadaję się tylko na szefa
puntek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.01.2019, 18:17   #88
Dredd


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 15 min 16 s
Domyślnie

9 sierpnia

Startujemy. Rano, jak zwykle życie kwitnie. Handel. Baranek właśnie został sprzedany…


321.jpg



322.jpg



323.jpg



Znak wskazujący „Tunezję” uświadomił nam, że właśnie złamaliśmy kolejne z ostrzeżeń naszego MSZ odradzające podróżowanie po obszarach przygranicznych m.in. z Tunezją. Pozostałe kategorycznie zakazane rejony to: tereny na południe od miasta Adrar i miasto Konstantyna. Czyli do złamania został nam już tylko ostatni z zakazów…
Skoro już tu jesteśmy, to jedziemy przez chwilę w stronę Tunezji w poszukiwaniu bardziej spektakularnych wydm. Nic specjalnego tam nie zobaczyliśmy, wydm także nie było.



326.jpg



Celem na ten dzień był Timgad, zaś atrakcjami po drodze - tzw. tarasy Ghoufiego, czyli malowniczy kanion oraz tzw. szoty, czyli słone jeziora: Chott Felhrir oraz Chott Melghir.
Tymczasem zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę pochodzić po diunach i poczuć klimat pustyni. I tu rozpoczęła się nasza przygoda z „prawdziwymi piochami”
Zjechałem z drogi ze 20 cm za daleko i czuję, że motocykl zwalnia, mimo, że nie odjąłem gazu. Spod tylnego koła leci piach. Harley stanął o własnych siłach bez rozkładania stopki.
Nazwijmy rzecz po imieniu: eksplorowaliśmy Harleyem piachy Wielkiego Ergu Wschodniego
Mówiłem przecież, że Harleyem też się da, tylko trzeba umić
Po raz pierwszy przydały się nasze saperki (tzn. plastikowe talerzyki). Odgarnąłem piach spod kół, zaś Żabsko przyniosło znalezione nieopodal kawałki asfaltu i kamienie. Podłożyłem je pod koła, żona pchnęła motocykl i udało się wyjechać.
Zadowoleni poszliśmy sobie zrobić zdjęcie, siedząc na wydmie. Tym razem psikus spotkał moją małżonkę. Odgięły jej się spodnie z tyłu i wstając nasypał jej się wspaniały saharyjski piaseczek…
Problem byłby żaden, gdyby nie to, że jesteśmy w kraju muzułmańskim, droga biegnie zaraz obok nas, a wydmy jak okiem sięgnąć malutkie, oj malutkie…
A z racji ciepełka człek cały czas lekko spocony i wytrzepać piach nogawką nie było tak łatwo. Jak sama wspomina: „oj miałam peeling
Ale zdjęcie jest



324.jpg



327.jpg



328.jpg



329.jpg



Stanęliśmy cos zjeść i napić się kawy w przydrożnym lokalu w stylu bistro. Byliśmy trochę za wcześnie i jedzenie jeszcze nie było gotowe. Ale Algierczycy nie pozwolą podróżnemu odjechać głodnym. Kelner skoczył na kuchnię i specjalnie dla nas przyniósł te dania, które już były gotowe. Jedzenie tradycyjnie – super, choć bezimienne. Wypiliśmy kawę i pogadaliśmy chwilę z kelnerem, ponieważ bardzo dobrze mówił po angielsku (i jeszcze w 2 innych językach). Skończył studia i wyjechał do Emiratów Arabskich, żeby znaleźć pracę. Niestety, nie udało mu się i wrócił w rodzinne strony. Pracuje w restauracji. W międzyczasie – tradycyjne zdjęcia na motocyklu – z nami i bez nas. W tym listonosz, który pożyczał czapkę i torbę chłopakom do zdjęć. Chyba zdjęcie w „umundurowaniu” będzie lepsze.
Gdy przyszło do uregulowania rachunku usłyszeliśmy znane nam już:
- Ale wy nic nie płacicie. Jesteście gośćmi w Algierii.
Mogliśmy zrewanżować się skromnymi suwenirkami, których jeszcze kilka nam zostało. Na koniec w drzwiach stanął szef z dwoma ogromnymi ciastkami z kremem – oczywiście dla nas. Szczęśliwie, udało się wymigać, bo byliśmy już pełni po brzegi. Szef się uśmiechnął, po czym pochłonął sam jedno ciastko.
Fota z całą obsługą lokalu, w tym z szefem.



336.jpg



335.jpg



337.jpg



Zapomniane u nas zajęcie pastuszka, tu nadal jest praktykowane.



338.jpg



Ciekawe nazwy miejscowości to nie tylko nasza specjalność. Algierczycy także mają poczucie humoru.
W napisie arabskim też dodana została pierwsza litera. Z racji tego, że w alfabecie tym nie ma „p”, zapisano „b”.
Na marginesie Polska po arabsku to „Bulanda” (w arabskim brak także litery „o”).



341.jpg



Krajobraz znowu się zmienia – robi się coraz bardziej górzyście.



342.jpg



343.jpg



344.jpg



Tymczasem dojeżdżamy do Tarasów Ghoufiego. Od samozwańczego przewodnika, będącego jednocześnie sprzedawcą pamiątek, dowiadujemy się co nieco o tym miejscu.
W dolinie kiedyś płynęła rzeka i żyli Berberowie. Ponieważ dolina jest długa na kilkadziesiąt kilometrów, woda tworzyła w niej specyficzny mikroklimat umożliwiający uprawę roślin śródziemnomorskich. Z powodów - których nie poznaliśmy z uwagi na nasz słaby francuski - rzeka już nie płynie i ludzie wynieśli się z doliny. Pozostały po nich jedynie zabudowania opuszczonych wiosek. Obecnie przy „tarasach” jest kilka sklepików z pamiątkami. Algieria jest krajem nieturystycznym i niekomercyjnym, wobec tego znalezienie ciekawej pamiątki, a do tego takiej, która przetrwa trudy podróży motocyklem jest nie lada wyzwaniem. Kupiliśmy jakiś kamień z minerałami, zaś sprzedawca chciał nam dorzucić w gratisie ogromną różę pustyni. Pomijając, że jej wywóz jest zabroniony, była ona o wiele za duża i problematyczna do przewiezienia. Z żalem odmówiliśmy. Za to Ania została ubrana w tradycyjny strój z tamtego rejonu. Zostaliśmy także poczęstowani kawą z termosu oraz herbatą gotowaną na miejscu. W herbacie było kilka niespodzianek w postaci mrówek, ale cedzenie przez zęby okazało się dobrą metodą i herbata okazała się całkiem smaczna



345.jpg



347.jpg



348.jpg



Jedziem dalej.
Ponieważ jesteśmy w całkiem wysokich górkach, przyroda bardziej przypomina naszą, polską – zielono, pola uprawne, jeziorka. Klimat też bardziej znośny. Nawet w oddali widać burzowe chmury, ale nam nie tęskni się za deszczem. Tymczasem nasz „żepees” (jak nazywają go Algierczycy) zrobił nas w balona i wyprowadził w jakąś boczną, mocno podrzędną drogę, która śmiało mogłaby nazywać się trasą 1000 garbów zwalniających. Żabsko jak na złość czuje się nietęgo i chyba nie symuluje, bo lata do toalety, a co najbardziej przekonujące - nie chce jeść… Z tego też powodu brak zdjęć z tego fragmentu trasy.



350.jpg



351.jpg



Osiągamy cel podróży – Timgad. Gdzieś tu, niedaleko ruin ma być jedyny w mieście hotel Al - Kahina. Dobrze, bo Żabę faktycznie trapią sensacje żołądkowe i bliskość toalety wskazana. Tymczasem hotel nieczynny - w remoncie… Ale we wsi oprócz tego jest hostel. Poszedłem zobaczyć pokój. Są tylko 6-osobowe, z podziałem na płeć (damskie lub męskie). Standard średni, ale do przeżycia. Cena taka, że możemy pozwolić sobie na wynajęcie całego pokoju, więc damy radę. Po raz pierwszy problemem okazał się motocykl…
Gość z hostelu za nic nie chciał zgodzić się, żeby stał na ulicy. Wjechanie do budynku z racji schodów nie wchodziło w grę. Nie mam jednak do Harleya żalu, bo tu jedynie lekka, trialowa maszyna dałaby radę
Stoimy na ulicy, debatujemy. Zaraz zjawia się lokalny policjant, który popiera całym sercem recepcjonistę. Uradzili, żebyśmy pojechali do pobliskiej miejscowości Hmora, gdzie jest hostel tej samej sieci, dodatkowo stojący blisko komisariatu. GPS takiej miejscowości nie znajduje, ale dostajemy bardzo szczegółowe wskazówki, z których rozumiemy wyłącznie pokazany ręką kierunek. Azymut obrany. Jedziemy.
Hostel w Hmorze okazał się całkiem, całkiem. Mieli nawet pokoje 2-osobowe. Mamy wrażenie, że jesteśmy tam jedynymi gośćmi. Różnice pomiędzy tym hostelem, a większością odwiedzanych przez nas hoteli są następujące: brak ręczników, klima ustawiona na 25 stopni bez możliwości regulacji i cena – coś około 20zł.
Ania zostaje w pokoju, ja zaś ruszam z misją zdobycia czegoś do jedzenia i zrobienia zakupów. Pytam recepcjonistę stojącego przed hostelem, a ten zatrzymuje jakiegoś przechodnia, który prowadzi mnie do knajpki. Tam zostałem przedstawiony obsłudze i kupiłem jedzenie na wynos. Gość odprowadził mnie z powrotem, żebym nie zgubił drogi i dopiero wtedy poszedł w swoją stronę…
Obiad spożyłem sam, bo żona nie chciała ryzykować. Gdy… hmm… no, tego, ten… „powiedziała co miała do powiedzenia” poszliśmy się przejść. Usiedliśmy na ławce obserwując codzienne życie mieszkańców miasteczka. To bardzo ciekawe doświadczenie. Odnieśliśmy wrażenie, że ludzie są tam dla siebie bliscy i serdeczni. Starsi mężczyźni w wieku naszych dziadków siedzieli na ławeczkach i grali w jakąś grę… Wiele osób przychodziło, witało się, chwilę porozmawiało. Do nas też ktoś zagadał, ale niestety bariera językowa nas pokonała.



352.jpg



353.jpg



10 sierpnia

Tym razem niespodzianka. Nie wyruszany o świcie Do Timgadu mamy ok. 40km, a muzeum otwierają o 9:00, więc możemy trochę poleniuchować. Przyjeżdżamy chwilę przed otwarciem i penetrujemy jedne z bardzo nielicznych w Algierii stoisk z pamiątkami, ale dominują w nich tandetne gipsowe odlewy łuku triumfalnego. Część z nich już jest poobijana. Nie sposób kupić niczego sensownego.
Czekając na otwarcie kasy zostaliśmy skontrolowani przez tajniaka, który niesamowicie ucieszył się z fiszek, które mu wręczyłem. Taka kontrola wygląda o tyle nietypowo, że… trzeba dać wiarę, że kontrolujący faktycznie jest policjantem. O sprawowanej funkcji świadczy wyłącznie władczy ton i żądanie dokumentów, bo nie okazuje nigdy żadnej legitymacji. Mieliśmy dwa wyjścia: albo żądać wylegitymowania się, ryzykując, że zabierze nas na komisariat, gdzie ktoś zaświadczy jego funkcję, albo – nie tracąc czasu - dać kserówki naszych paszportów fałszywemu policjantowi. Wybraliśmy to drugie rozwiązanie.

Timgad to ogromne ruiny rzymskie, figurujące od 1982 na liście dziedzictwa Unesco. Choć brak jest zachowanych kompletnych lub dobrze zachowanych budowli, ogrom ruin robi wrażenie. Zachowane toalety świadczą o poziomie rozwoju cywilizacyjnego rzymskiego społeczeństwa.



355.jpg



356.jpg



357.jpg



358.jpg



359.jpg



Po obejrzeniu ruin walimy do Konstantyny. Znana już od starożytności nazywana jest również miastem mostów. Położone na dwóch brzegach zjawiskowego wąwozu pospinane jest wieloma mostami. Jeśli wierzyć naszemu MSZ w 2015r. właśnie w tym mieście miały miejsce ataki terrorystyczne, dlatego podróż tam jest odradzana.
Nasz plan to przede wszystkim: odpocząć! Jesteśmy koszmarnie zmęczeni. Wstawanie przed świtem, duże przebiegi dzienne, temperatura i garby zwalniające (!) dały nam solidnie w kość. Nazywając rzeczy po imieniu: mamy mały kryzys. Dlatego postanawiamy wynająć pokój w czyściutkim, komfortowym hotelu i trochę poleniuchować. Pomimo niezbyt życzliwego przyjęcia w Ibisie, decydujemy się na nocleg w tym hotelu. Cena przekracza założony budżet, ale co tam!
Docieramy do Konstantyny wczesny popołudniem i od razu walimy do Ibisa. Niestety – jak mówi recepcjonista – w mieście jest awaria wodociągu i do 18 nie będzie wody. Za tę niedogodność oferuje nam 2 butelki wody. Cóż zrobić – w innym hotelu byłoby to samo, więc zostajemy. Chętnie wskoczylibyśmy pod prysznic, a potem na godzinną drzemkę… Zamiast tego idziemy poszwendać się po medynie i okolicach. Jest piątek (dzień wolny w Algierii) więc większość sklepów i suk pozamykane, ludzi na ulicach niewielu.
Gdy przechodzimy obok banku, wychodzi z niego strażnik i wręcza nam butelkę wody. Jest gorąco, a wy bez wody! Wydaje nam się, że już trochę poznaliśmy Algierczyków, a ja ciągle nie mogę się im nadziwić! Z czego wynika to zachowanie? Czy to tylko dla nas Europejczyków (lub nie daj Boże – Polaków) jest takie dziwne, zaś ludzie w reszcie świata są dla siebie po prostu bardziej życzliwi? Nie wiem…
Wróciliśmy do hotelu kilka minut po 18 i hops do łazienki. A tam - lipa! Wody cały czas nie ma… Zdecydowaliśmy: pakujemy się. Znalazłem niedaleko 4- gwiazdkowy hotel z sieci Marriott – Protea w cenie o 40% niższej niż Ibis (była jakaś proma). Za różnicę w cenie kupimy w 200 butelek wody i się wykąpiemy! Zeszliśmy do recepcji, a tam tłum. Ludzie „pyszczą” na obsługę ile wlezie. Na ladzie pojawiła się kartka (z wczorajszą datą), że wody ma nie być do jutra rana do godziny 9:00. Jak meldowaliśmy się kilka godzin wcześniej na pewno jej nie było, recepcjonista też mówił co innego. Dostajemy zwrot pieniędzy, lecz o 1000 dinarów mniej niż zapłaciliśmy.
- Proszę pana brakuje 1000 dinarów.
- Ale tyle kosztuje pokój, proszę zobaczyć na cennik.
- Zgadza się, lecz podczas meldowania się zapłaciliśmy więcej, łącznie z podatkiem. Proszę o zwrot pełnej zapłaconej kwoty.
Wtedy recepcjonista sięgnął do swojej kieszeni, a nie do kasetki z pieniędzmi i dołożył brakujące 1000 DA. Muszę jednak powiedzieć, że to był jedyny taki przypadek w Algierii i wcale nie zepsuł nam obrazu tego kraju. Natomiast Ibisa w Konstantynie zalecam omijać szerokim łukiem!



361.jpg



362.jpg



363.jpg



364.jpg



365.jpg



366.jpg



367.jpg



368.jpg



370.jpg



Po dotarciu do nowego hotelu okazało się, że nie było żadnych problemów z bieżącą wodą…
Tutaj obsługa była wyśmienita i pomocna. Dostaliśmy świetny pokój z widokiem na mosty Konstantyny.

Ostatnio edytowane przez Dredd : 13.02.2022 o 12:33
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.01.2019, 18:46   #89
Novy
Moderator
 
Novy's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Niemcownia
Posty: 3,412
Motocykl: CRF 1000D/DCT
Przebieg: 48k+
Novy jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 4 tygodni 1 dzień 2 godz 8 min 40 s
Domyślnie

Sieci Ibis, jak widzę, to wszędzie należy unikać.

Most wiszący - piękny! Masz może jeszcze jakieś jego zdjęcie z bliska?
Trochę przypomina mi Most Grunwaldzki we Wrocławiu.
__________________
Wreszcie mam swój kawałek szczęścia w całym tym gównie dookoła
Novy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.01.2019, 21:03   #90
Cynciu
 
Cynciu's Avatar


Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Cynciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 10 godz 58 min 24 s
Domyślnie

Oj, dzięki. Najadłem się znów twojej opowieści. Teraz muszę wytrwać do cd.
__________________
Wlóczęga:
człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..

[ Julian Tuwim ]
Cynciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
(2018) поездка b Памир - czyli opowieść o tym, jak Gienia, Efcia i Słoń Dominik Pamir zdobywali trolik1 Trochę dalej 167 05.05.2021 08:26
Rumuński Nałęczów czyli wycieczka w Karpaty (sierpień 2018) Gończy Trochę dalej 23 27.11.2018 09:35
Sama na wyspie ludożerców – czyli Królowa na BMW GS Challenge 2018 Sierdiukov Imprezy forum AT i zloty ogólne 23 14.09.2018 22:56
Fireblade na Saharze - tak tez mozna... sambor1965 Kwestie różne, ale podróżne. 26 26.02.2010 23:45


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:39.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.