|
Imprezy forum AT i zloty ogólne Imprezy forum AT i zloty ogólne. Spotkania użytkowników naszego forum. Mają one charakter otwarty: obecność AT wskazana, ale nie jest wymogiem. Piszemy również o imprezach motocyklowych, na które wybierają się nasi forumowicze. |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
26.12.2010, 13:10 | #1 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Z pamiętnika złombolisty
W sumie są święta i jakoś nudno się robi. Motury na zimę w piramidę złożone. Ruszyć w garażu się nie da. Coś trzeba robić. Tylko co? Do Świata M nie napiszę bo od Wiecznego znów opierdol dostanę. Sambor na wódkę już w życiu do mnie nie przyjedzie. Elutka chyba też. O prawdziwej historii wyjazdu do Marokoka chyba też już nie napiszę dalej bo wątroba mi nie wytrzyma. Na jaką wycieczkę, choćby do Małkini, nikt też mnie weźmie. Nie daj boże coś napisze. I co ? Jak w domu powiedzą, że w delegacji byli ? Normalnie szambo bez otwieranego wieka. Można próbować wypłynąć, ale i tak gówno. Wieko się nie otwiera. Jedynie smród rurką na wierzch wychodzi. I wiecie co? Jeszcze jest Miron. Ten to zawsze znajdzie coś. Nie, akurat to coś. To jest Coś. Przez duże C. Wiecie co ten cholernik zrobił ? Ten to zawsze coś znajdzie. Morda jedna, ten to ma oko. Skurczybyk wszystko przez niego. Afryka, Feroza i wszystkie plagi mego życia. No dobra, nie wszystkie. Żone sam se znalazłem. A może to ona mnie znalazła? Sam już nie wiem jak to było. Może lepiej na to spuścić pomroczność jasną, ciemna albo jakąkolwiek. Wracamy do Mirona. Ten diabeł zawsze coś znajdzie.
Człowiek spokojny, nie wadzi nikomu. Jak biały człowiek tydzień na flaku sobie jeżdżę i nic. A ten czort wcielony żuci okiem i od razu widzi. Ty felek a powietrze w kole masz ? Nadawałby się do drogówki. Na każdego znalazł by powód do nałożenia kary pieniężnej. Ad rem. Otworzył pralkę. Moja pralkę. Zajrzał do środka. I wyciągnął 5 złotych. Normalnie szczęka mi opadła. I wiecie co postanowiłem? Postanowiłem z tego znaleziska w imię niebios uczynić pożytek. Ale nie tak normalnie po świńsku, ludzku. Niepotrzebne można skreślić. Ale to i tak synonimy. Skreślanie i tak zmieni jedynie stylistykę, ale nie zmieni sytuacji. Otóż normalnie po świńsku można by za to kupić ekskluzywną prytkę i się po ludzku nastukać. Ale nie. To nie po chrześcijańsku byłoby. Ktoś jeszcze na ziemi pamięta Pismo Święte. Słowa w nim tkwią niepojęte. I choć różni szarlatani znad Wisły próbują go użyć na własną chwałę, to należy czytać i umieć rozumieć co w nim jest napisane. Księżyc wisi prawie obok bez powodu nie chce spaść obojętnie ruszam głową żeby zerknąć w jego twarz księżycowy pył wiruje co się dzieje dobrze wiem człowiek stawia swoją nogę a to wróży raczej źle To znaaak Pismo należy taktować wprost, tak jak jest napisane. A co tam jest napisane ? No kto wie? Dzień święty święcić. No więc pobiegłem do pobliskiej biedronki, żabki czy jak jej tam na imię i świętuję. Aby uświęcić dzień święty pracą jak mawia czerwona książeczka postanowiłem się połączyć z Wami wszystkimi ponad podziałami i ….sam już nie wiem co dalej. A miałem taki plan, on ziści się wam, więc uwierz za dwóch, Ty i twój duch z nadzieją Ci bardziej do twarzy. Miałem jakieś takie niejakie wyrzuty. Nie żeby zaraz sumienia, bo takich rzeczy jak i wielu innych w sobie nie posiadam. Ale tak jakoś mnie naszło, żeby się z wami podzielić historiami ze złombola. W końcu jechałem w barwach i pod szyldem foruma. I mimo, że jakoś coś tam pisałem to jednak to było na obcej ziemi i nie wiem czy godzi się ani słowa tu nie napisać. Więc chyba zanim ostygnę to jeszcze coś napiszę…
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne Ostatnio edytowane przez felkowski : 27.12.2010 o 10:57 |
26.12.2010, 14:02 | #2 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
|
Za 5zyla, to pewnie jakieś wypaśne winiunio, a może nawet dwa, można kupic w takiej biedronce co?
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz |
26.12.2010, 14:15 | #3 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
preludium
W sobote po Rajdzie Bobrowym siedzimy sobie przy ognisku i jest strasznie błogo. Wspominamy sobie zdarzenia z trasy rajdu. Jest fajnie i fajnie.
- Wiesz felek, startuje w Złombolu. - A co to takiego? - Kupujesz furę za maks tysiaka i próbujesz tym dotrzeć do Stambułu masz na to cztery dni. Pojazd z komuny i wyprodukowany przed zburzeniem muru berlińskiego. Reszta to twoja fantazja. Wchodzisz ? - No nie wiem. Tu jak zwykle w życiu wyłaniają się stada ograniczeń trzymających ludzi przy ziemi. No coż, anioły w swetrach nie są ulotne. W niedzielę wracam do domu. Czterysta kilomerów polskimi bocznymi drogami to wycieczka na cały dzień. Mam sporo czasu do rozmyślań. Jakoś jeden temat kłębi mi się po głowie i co chwilę powraca. Możeby tak pojechać? No ale ..... tu nadal pojawia się cały szereg barier nie do pokonania. Z Jawora do Wrocławia jest koło setki. Tu jeszcze bariery są nie do przejścia. A w nosie przecież nie wykupie wczasów w Grecji i nie polecę samolotem. To latanie samolotem jest chyba niebezpieczne . Wyjeżdżając z Wrocka niema już rzeczy niemożliwych. To, że jadę jest pewne. Niemal natychmiast, wiem czym. Trabi to sprzęt stworzony do takich rzeczy. Nie żadna tania podróba z silnikiem Volkswagena. Tylko i wyłącznie dwusuwowy oryginał. Kombi byłby idealny. Można by tam zaimprowizować jakieś spanie w razie niepogody. Jakby był skwar da się wyjąć dach i mamy kabrioleta. Nie ma już tak fajnych samochodów. W dodatku nie trzeba niewiadomo jakich komputerów aby to naprawić. Pojazd niemal idelany. Wszystko czysty, święty, analog. W drodze do Łodzi nie myślę już o niczym innym tylko z kąd znaleźć Trampka. Pierwsze podejście Wpadam do domu. Zamiast się rozpakować z podróży odpalam internet. Szukam sprzętu. Sporo po północy zasypiam bez rezultatu. Tymi poniżej tysiąca raczej nie da się jechać. Jeżdżące to wydatek sporo powyżej limitu. W robocie jestem jakoś strasznie rozkojarzony. Efekty pracy marne. Ale chodzę jak nakręcony. Kolejny wieczór i noc spędzam podobnie. Efekt jest nieco lepszy. Mam dwa potencjalne adresy. Jeden niedaleko. Gites majones na chodzie z papierami. Umawiam się ze sprzedawcą na środę. Na miejscu okazuje się, że nie jest tak różowo. Sprzęt nie ruszany od pięciu a może siedmiu lat. Wrasta w podwórze. Drzwi nie da się otworzyć. Ba nawet nie da rady wcisnąć kluczyka w zamek. Z pokrzyw porastających cudo nie bardzo daje się go wyciągnąć. Z kół dawno już zeszło powietrze i wrosły w ziemie tak, że przy próbie wyciągnięcia urywamy zderzak. W sumie dobrze, że nie przyjechałem PKeSem. Mam przynajmniej jak wrócić do domu. Druga sztuka Internet to potęga. Znajduje jeżdżącą sztukę. Od pasjonata. Jeździ nim na zloty. Ponoć nie tak dawno był nim w Berlinie. To jest chyba to czego potrzebuje. Zadbany sprzęt. Od właściciela dostaję całą kupę zdjęć. Z solidnym zapewnieniem o idealnym stanie auta. - Panie nawet chamuje. To dość solidny argument. Z właszcza na górskich drogach. W dwusuwie wolne koło włącza się niczym sprzęglo gdy próbuje się hamować silnikiem. Oglądam zdjęcia. Nalepki ze zlotów. Horągiewki. Kurde nawet dwa radia. Safari i wspólczesne. Oraz CB. Wszystko na pokładzie. Na jednym ze zdjęć coś mi nie pasi. Wygląda jakby akumulator był w bagażniku. Gadam z gościem. - Umarła mi bateria i nie chciałem inwestować w nową to włożyłem taki jak miałem. - Wygląda tak jakby zajmował pół bagażnika. - Ta, to od ciągnika jest. Jak pan chcesz to zrobie jak było. Pod maską. Tylko akumlator trzeba. Dogaduje się z kolegą. Może jechać w piątek. Do Włodawy nie jeżdżą chyba pociągi. Trzeba się dostać autobusem. Potem już klapa, rąsia, buźka, goździk, kasa na stół i można wracać. Cały dzień chodzę jak nakręcony. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Już wysłałem zgłoszenie do rajdu. Znów od początku Wieczorem wyczytałem, że jeszcze nikt nie próbował startować w złombolu moturem. Kurza twarz, jak to możliwe. Znowu nie mam spokojnej nocy. Budzę się w środku nocy. Zaczynam szukać na allegro jakiegoś pasującego motoru. Prawie wszystkie poniżej tysiąca to albo niekompletne rozpierduchy albo nie mają dokumentów. Zasypiam gdy zaczynało się już rozjaśniać. Rano znowu się budzę z nowym postanowieniem. Co ja jakiś trabanciarz jestem, kapelusznik czy co ? Nie ujmując niczego ani jednym ani drugim, ja jednak wolałbym jechać moturem. W nocy wypatrzyłem jednocylindrową cezete 175. Dość rzadka sztuka. Jakoś się najarałem. Jadąc do pracy dzwonie do Mirelki. - Ty a może by tak motorami. - Wiesz, mialem do Ciebie dzwonić. Tylko się nie śmiej. Chciałem zaproponować to samo. -No dobra, to olewamy trampka. - Daj spokój z Cezetą. To ciągnik jest. Jeszcze jednocylindrówka Nie utrzymasz siedemdziesiątki w trasie. - Wiesz mi marzy się WueSKa. - Zamilcz, albo się rozłączam. Jak mamy jechać moturami to tylko MZka. - Wiesz mam kosz do Jawy może byśmy zbudowali sajdkara. - Nie ma mowy tylko MZka i o niczym innym nie gadam. Dość twardo postawione warunki. Zastanawiam się z kąd tu znaleźć MZke i to jeszcze do tysiaka. Jeżdżącą zarejestrowaną. Masakra. Cały dzień mam do dupy. W sumie to motur wypada korzystniej finansowo. Do samochodu OC cztery stówy, przegląd stówa to wychodzi półtora tysiąca. Za motor oc 50 i przegląd też chyba mniej niż w aucie. Jeszcze koszty przerejestrowania. W miedzy czasie przypominam sobie Bartek kiedyś jeździł mzetką. Wreszcie konkrety - Halo Bart, weż mi powiedz ile pali Mzetka, a nie wiesz kto miałby do sprzedania ? - Dzwoń do Misiaczka. - A ona sprzedaje? - Próbowała, ze trzy lata temu sprzedawać, ale jej nie wyszło. - Halo, sprzedajesz mzetkę ? - No chyba tak. - Ile chcesz? - No nie wiem. Mogę się zastanowić ? - Nie. Gadaj ile chcesz, bo nie mam czasu i nerwowy jestem. "Ręce latają i nic nie mogę zrobić. Czuję, że stan ten zaczyna mi szkodzić" Pracować nie mogę. PKB leci na łeb na szyję przez te moje nerwy. Tu i teraz. - No dobra, biorę. Kurde, ale jestem szczęściwy - Felek, a po co Ci MZetka? - Chcę jechać do Stambułu - Z czymś się zderzyłeś ? Nie masz lepszego motoru. Tu wyłuszczyłem tajniki planu. Czuję się jakby ktoś dodał mi skrzydeł. Ciekawe, że nigdy nie miałem podobnych wrażeń po red bulu. Euforia wylewa mi się uszami. - Halo, Mirelka mam emzete. - Jaką? - Nie wiem. - Z którego roku. - Nie wiem. - Jeździ - Nie - Daleko? - W Ursusie. - Ja pitole. Ty to farciaż jesteś. Ja też mam, ale w Szczecinie. Wieczorem nie udaje mi się spotkać z Misiaczkiem. Cały kolejny dzień chodzę w napięciu. Żeby się tylko nie rozmyśliła. Dzwoni Lesor - Felek, wiesz może bym z wami pojechał na tego złombola? - Zarąbiście. Mam namierzonego trampka, jak chcesz jest do wzięcia. - Nie wiesz jabym chciał Poldka.. Gadamy jeszcze trochę. Gość się coraz bardziej nakręca. Koło południa mam spotkanie z Panią księgową. Zawsze spokojna, rzeczowa i konkretna. Poważna i z dystansem do otaczającego świata. Wypisz wymaluj Pani Księgowa. Nie wytrzymałem, musiałem komuś powiedzieć. Wygadałem się. O Stambule, planach z Trabantem i o emzecie. Widzę, jak z każdym zdaniem oczy jej rosną niemal do wielkości szklanek. - A co będzie jak się to Panu rozsypie? - To, że się coś posypie to pewne. Niewiadomo tylko co i kiedy. - No i co wtedy? - Albo naprawiam, albo wracam pociągiem. - To niesamowite. - A, co jedzie Pani ? - No co Pan ? Nie mam czym i z Kim. - Trabant chyba nadal jest do wzięcia. - Halo Lesor, Bierz tego trampka. Masz już załogę. - To pewne? Mogę już się nastawiać? - Pewne. - Hura. Mam po co żyć!! Teraz to ja mam oczy jak arbuzy. Taka spokojna i stonowana kobitka. A tu taki numer? Wieczorem spotkałem się ze znajomymi. Pół wieczoru gadamy o złombolu, szukaniu i zakupach pojazdów. W ciągu następnego dnia dostaje wiadomość; Felek! To nie przestawiony zegar w moim kompie, tylko przestawione klepki w mojej głowie - po wczorajszym spotkaniu. Wykonałam wpis ok 3.30, tak mi podniosłeś ciśnienie. Dziś od 13.30 mam już przyklepanego Trabiego. Jak reszta pójdzie w takim tempie, będę stała w blokach startowych już pod koniec lipca. Moje dziecko, patrząc na mnie o poranku, kiedy z worami pod oczami i uśmiechem zwycięstwa na gębie, triumfalnie oświadczyłam "kupuję Trabanta!" nieśmiało poprosiło: "Mamuś nie spotykaj się już z tym Panem"
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne Ostatnio edytowane przez felkowski : 27.12.2010 o 10:47 |
26.12.2010, 18:01 | #5 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Białystok
Posty: 180
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 3 dni 23 godz 14 min 40 s
|
Felek za 5 zeta to możesz kupić szampana ruskiego Ostatnio modny w afrykańskim światku się zrobił
|
27.12.2010, 00:29 | #6 | |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Cytat:
Felek, Ty pisz. To że kładziesz się szybciej niż o 4 rano nie upoważnia Cię do stwierdzeń, że masz mnie z głowy. Do zobaczenia wkrótce
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
|
27.12.2010, 09:38 | #7 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 6 min 2 s
|
Feleh, piiiisz, nie daj się prosić.
|
27.12.2010, 10:50 | #8 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Białystok
Posty: 180
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 3 dni 23 godz 14 min 40 s
|
|
27.12.2010, 18:48 | #9 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Przygotowań noc pierwsza
Zamiast jak kto normalny, o godzinie dziewiątej oddać się toalecie, ablucjom i nakładać sypialną szlafmyce, felek przyodziewa co gorsze szaty i cichcem, kuchennymi drzwiami z chałupy się wymyka. Opłotkami podąża w stronę ościennej dzielnicy, aby tam w zaciszu pracowni oddawać się harcom ze swej nową wybranką. No nie żadną tam nową młódką. Przechodziła ona już przez ręce wielu. A w życiu swem niejednego zaznała i nie z jednego GSu paliwa zażywała. Sztuka ona już i nie młoda. Zburzenie słynnego muru w Berlinie nawet pamięta. Jednym słowem maszyna po przejściach. Ostatnimi laty w opuszczeniu i sromocie w czeluściach ciemnicy złożona była. Tam też ostatnia właścicielka za garść srebrników ją w jego ręce wydała. No niby sztuka porządna, bo przez kobite niepalącą ujeżdżana była. Nie wiem wszakże czy lekarza. W każdym razie jazdy to ona dawno już nie pamięta. W każdym razie grubą kołderką kurzu i pajęczyn pokryta była. Kurz na tyle wredny a tłusty, że łatwo nie schodził. Ale nieco agresji i środków magicznych stan ten zmienił. I tak nawet kolor ujrzeć się dało. To było w Piątek. Taka retrospekcja mała. Dziś zaś pierwsze poważniejsze oględziny wypadły. Rzut oka do zbiornika. Czy oby jakoweś paliwo w nim się ostało. Bak i owszem pełny. Jednak paliwa w nim nie było. Syf masakryczny jakoby w syfonie zlewu starego w domu nieporządnem. Rdza płatami się łuszczy i wyglądem masakrycznym oko widza hańbi. "No nie porządzimy" sobie myśli felek. Ten jednak nie kiep i byle czym głowy se nie zaprząta. Chwycił obcęgi i joł kanapę ze skórą obdzierać. Odarta z kanapy, wnętrze swe ukazała. Gnaty nieraz przetrącone elektrodą wiejskiego kowala spawane obraz nędzny przedstawiały. Nic to se felek z tego nie robił i dalejże z wnętrzności sztukę odzierać począł. Gaźnik niegdyś okazały z zazdrością wielką przez Wueskarzy darzony za przymioty jego wielkie był czasach zamierzchłych chwalony. Czasy te, świetności wielkiej dawno już przeminęły i między karty baśni złożone zostały. Dziś po rozbiórce jego gnojem i brudem wnętrze wypełnione. Przeto dysz i innych gratów wnętrza nijak ujrzeć się nie dało. Jedynie śrubsztak dzielnego felka z gnoju na światło dzienne znów je wygrzebał. Zabiegów i czarów wielkich użyć trzeba było aby pierwotnym wyglądom a i funkcjom właściwym przywrócić je można było. Cóż to dla felka. Magii i sztuczek kuglarskich po jarmarkach uczył się lat wiele. A i z niejedną trupą po świecie wędrował. Przeto i takim dziwactwom radę dał. Wężyk i strzykawka jak u ćpuna za zbiornik robiła a on czarował i magi używał. Linki po zębach i łokciami ciągał gdyż dźwigni i rolek właściwych nie miał. Ale sztuki takie nie obce mu były i radę dał, gdyż za nie jednym mistrzem chadzał i nie takie rzeczy po świecie widywał. Serce jego szybciej zabiło gdy jego niemłoda i sterana trudami życia Etka głos z siebie po latach wydała. Grubo po północy z zadymionej pracowni do alkierza udał się szczęśliwy i spełniony. No to jedziemy dalej noc druga Teraz czas na resztę układu paliwowego. Rzut oka do zbiornika. Uuuuuuaa, masakrija. We wnętrzu kupa rudego syfu. Walka nie będzie łatwa. W sumie najłatwiejszym rozwiązaniem jest kupno nowego zbiornika i zapominamy o temacie. Jednak idea i nazwa rajdu 'Złombol" zobowiązuje. Właściwie to można kupić cały nowy pojazd i jest spoko. W zasadzie mógłbym pojechać Afryką i byłby luzik. Ale nie w tym rzecz. Skoro ma to być rajd złomków to niech tak będzie. Reaktywuje mojego złomka wykorzystując jak najmniej nowych części. Wszak jak mawia stare polskie przysłowie 'Sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwiznę". Do naprawy sprzęta postanawiam wykorzystywać w maksymalnym zakresie techniki garażowe, domowe oraz osławioną technologie rejli. Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Wracajmy jednak do etkowego zbiornika. Widok wnętrza oświetlonego latarką, na tyle ile się da, ukazuje głębię masakry. Wszystko rude a dno wygląda jakby ktoś je pokrył "barankiem". Wewnątrz jest jeszcze trochę paliwa. Od czegoś trzeba zacząć. Kranika nie daje się przekręcić. Stoi na dębowo. Jak się nie da otworzyć to trzeba go wykręcić całego. Wykręcam na kuwetą. Cały czas trochę walcząc ze zbyt mała ilością rąk. W jednej ręce trzymam zbiornik nad kuwetą. Drugą ręką zaś odkręcam kranik. Każdy kto kiedyś trzymał zdemontowany zbiornik w ręku wie, że jedna ręka to za mało aby go utrzymać. Wszystko to na pograniczu stabilności. No i proszę jeszcze pamiętać, że to trzeba mieć nad kuwetą aby nie skąpać się w bajorze, albo wylać zawartość na nogi. Odkręcam kranik i ......nic. Jak to? W zbiorniku jest paliwo, kranik zdjęty i nic nie leci ? Chwiejnej równowagi starcza mi na tyle aby czubkami palców zgarnąć ze stołu śrubokręt. Wbijam we wnętrze otworu po kraniku. Majdruje i wyciągam. Leci. Niestety krótko. Powtórka z rozrywki; wbijam śrubokręt, majdruje, leci, nie leci. I tak jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Wreszcie zbiornik jest pusty. Paliwo zlane do kuwety jest mętną, burawą cieczą. Dopiero teraz w świetle latarki zaczynam dostrzegać fragmenty dna zbiornika. To co mówiłem o baranku do zabezpieczania podwozi w samochodach to jedyne co widzę. Postanawiam odcedzić to co wylałem z wnętrza i powtórzyć operację. Trochę się ta zupa ustała gdy zaglądałem do zbiornika. Zaczynam powoli wlewać zawartość kuwety do zbiornika. Na dnie zostaje mi około centymetra czegoś na kształt piachu, mułu czy czegoś w tym stylu. Jest tego na tyle dużo, że wybieram to szpachelką z kuwety. Bełtam zalany zbiornik i po jakimś czasie znowu zlewam pomagając sobie co chwilę wkrętakiem. Tu historia powtarza się kilka razy. Wlewam, bełtam, spuszczam coraz rzadziej pomagając sobie śrubokrętem. Po którymś tam razie coś zaczyna w środku latać. Przewracam zbiornik do góry dnem i wyciągam z jego wnętrza siatkę filtra. Ciekawe, że uwolniła się z mułu dopiero po którymś tam razie. Koniec końców z wnętrza baku wydobyłem około pół może trzy czwarte kilo mułu. W każdym razie uzbierało się tego niezła torba. Na koniec wrzucam nakrętki i robię dogrywkę. Znowu udaje się wydobyć dodatkowe porcje mułu. Po kilku godzinach nierównej walki, wlana do wnętrza czysta ropa wypływa czysta. Pora zająć się kranikiem. Jak już wspominałem wcześniej sitko od dawna opuściło kranik i spoczywało na dnie zbiornika. Odkręcam pokrywkę zaworu kranika. Wyjaśnia się dlaczego nie można go było odkręcić. Przyrósł on do korpusu. Uszczelka gumowa jest w takim stanie ze strugam ją śrubokrętem. Inaczej się nie da. Rozłazi się wiórkami. To dobry wstęp do strugania kebabu. Wszak wybieram się do Turcji. Choć i tak wiadomo, że najlepszy turecki kebab jest na Saskiej Kępie w Warszawie. Wracajmy jednak do kranika. Drożny to on nie jest wcale. Wszystkie kanały są tak pozapychane, że nie da się ich udrożnic żadną cywilizowaną metodą. Mały śrubokręcik robi za dłutko rzeźbiarza i wiertło wiertarki jednocześnie. Ten parszywy muł przechodząc przez kanałek przyrósł do gałeczki kranika niczym stalagmit. Czyżbyśmy mieli do czynienia ze zjawiskami krasowymi jak w jaskiniach ?;-). Tyle, że etka nie stała tysiące lat a max dziesięć. Wyciągam rureczkę z kranika. Wygląda jakby była zrobiona z wkładu do długopisu. Niestety kanał jest zarośnięty. Kilkadziesiąt minut dłubania kanale śrubokrętem daje efekty. Dowierciłem się do drugiego końca. Jest nieźle. Ale gdzie do cholery jest drugi kanał do rezerwy? Nie ma ? Mało prawdopodobne. Gdzieś musi być. Od czasów gdy ostatni raz grzebałem w kraniku od motura minęło już dużo czasu. Obecne moje sprzęty mnie w tym zakresie rozpieszczają. Kiedyś zapchany kranik był tak oczywistą sprawą, że się dmuchało i jechało dalej. Kombinuje i kombinuje. Czuje się trochę jak dentysta szukający w zębie próchnicy. Tyle, że ja mam wszędzie twardo. Chyba nastąpiła remineralizacja ubytku czy jak to się tam nazywa. Po kanale rezerwy ani śladu. Nie przestaję dłubać. Coś jednak się udaje wydłubać. Niestety jest to tak twarde i zbite, że wydzióbuje tylko maleńkie odpryski. Wygląda to jakby ktoś pozaklejał to distalem. Przy głównym przelocie miałem ślad w postaci rurki i widziałem gdzie grzebać. Tu wszystko po omacku. Koniec końców okazało się, że szukałem małego okrągłego otworu, a był trzy razy większy i prostokątny. Koniec końców udrożniłem oba. Do zmontowania potrzebne byłyby uszczelki i siatka filtra. Wychodzę z garażu wsiadam na motura i jadę na Nowolipki do sklepu. Sklep nie zmienił się od trzydziestu lat. Wygląda jak zawsze. Tyle, że otwierają go o dziewiątej. Jest ósma. Ucałowałem klamkę i odwrót. 'Nu pagadi" jeszcze tu wrócę. Ze zwieszonym nosem jadę do domu. Może dostanę śniadanie. Na kolacje chyba nie mam co liczyć. Wczoraj był dzień klęski. Zaczeło się od wizyty w sklepie. Co uszczelka do kranika? Do MZetki? Nigdy czegoś takiego nie było. Tylko cały kranik. No cóż cała moja dentystyczna robota, z taką wielką pasją, psu na budę się zdała. Normalnie czułem się jak archeolog, który odkrywał nowe korytarze we wnętrzu piramidy. Całę moją przyjemność szlag trafił. Kupiłem nowy kranik i wróciłem do mojej jamy. Zmontowałem to w całość i ...nie udało mi się etki odpalić. Smutno mi. Następne podejścia nieco zmieniły sytuację. Odpala, ale tylko ze ssania. Pracuje, nie wchodzi na obroty i za chwilę gaśnie. Udaje się utrzymać pracę tylko na ssaniu. Tak nawet do Katowic nie dojadę Godzina zero - przelom Przyczyna chodzenia tylko na ssaniu odkryta. Po 64 zaglądaniu do gaźnika, postanowiłem rozebrać na atomy i poddać go szczegółowej autopsji. No możnaby powiedzieć taka sekcja zwłok. W końcu i tak nie dycha. W Życiu Mariana nie widziałem gaźnika ETeZetki od środka. Jakiś dziwny taki. Ani to śruby do regulacji uchylenia przepustnicy nie ma i wogóle jakiś taki do WSKi niepodobny. Ale do sprawy. Rozebrałem cholerę na atomy i dmucham i dmucham w różne dziury, ale nic nie wyleciało. Myślę sobie przełomu raczej nie będzie. Składam to do kupy i ziu. Nic nie wymyślę. Do tej pory z braku lepszego pomysłu wkładałem wszystko tam gdzie było. Tak trochę bez szczególnej wiary składam, ale przyglądam się każdemu kawałkowi z osobna. W pewnej chwili patrzę sobie na dysze główną z rozpylacza i tę od przejścia. Niby takie same, ale otworki w nich jakby różne. No na oko tak, odróżnić 1 mm od 1.3mm jest jakby trochę trudno. Ale po chwili kalibracji oka zaczyna być widać jednak pewną różnicę. One siedziały na odwrót. Z zewnątrz wyglądają identiko. Zazwyczaj chyba robi się je różnej wielkości i na różne gwinty, aby ich nie pomylić. Ale może tylko mi się tak zdaje. Mamy Cię. Chyba wiem czemu etka stała nie ruszana 10 lat. Wiekszą wkładam w rozpylacz. Wkladam gaźnik na miejsce. Kopie i wszystko gra. Chodzi reaguje na gaz. No życie nabiera barw jak w serialu "M jak milołść Mariana".
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
27.12.2010, 20:46 | #10 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Łódź / Farmington CT
Posty: 590
Motocykl: RD07->990R, 950SE, 1090R
Online: 2 tygodni 4 dni 18 godz 59 min 58 s
|
Nie daj sie prosic! Czekam/y na kolejne erotyki z Edka w szopie. Jak tylko czas pozwoli i nie bedzie kolidowal z czasem jej poswiecanym. Opisuj wszystko w szczegolach.
Zaczoles, jak sam zauwazyles, troche jak dentysta. Schodzac w dol sprawiles,ze wszystkim robi sie cieplo. Pokaz ja cala, pobudz nasza wyobraznie.. _______________________ Pozdrawiam - powodzenia Ostatnio edytowane przez tedix86 : 27.12.2010 o 20:49 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Uwagi do Pamiętnika | dr Madeyski | Pamiętnik | 10 | 10.03.2021 18:45 |