23.09.2012, 22:55 | #1 |
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Nowa Wieś k/Pruszkowa
Posty: 11
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 1 min 16 s
|
Albania 2012
Sobota, 9 września, godzina 8.45. Wyjeżdżamy do Albanii!!!
Kiedy kilka tygodni temu dopiero co poznany M zaproponował udział w wyprawie do Albanii, od razu potwierdziłem swoją chęć. Wyprawa życia! Z Warszawy mamy wyruszyć we dwóch. M na CBF1000, ja na CBF600. Na południu Polski miało do nas dołączyć jeszcze dwóch – trzech kolegów a w samej Albanii kolejni. W końcu jednak wyprawa była jedynie w duecie… Ruszamy! Dziś mamy dojechać do Szeged. M zarezerwował hotel. Planowana trasa wiedzie przez Cieszyn, Żilinę i Budapeszt do Szeged. Po kilkudziesięciu kilometrach pada mi nawigacja. Jak się później okazało, zbyt dużym prądem potraktowałem baterię ładując ją z sieci poprzez ładowarkę telefoniczną… Mam na szczęście papierowe mapy. Muszą wystarczyć, zwłaszcza, że mapy wgrane na nawigacji M kończą się na Węgrzech… A bateria w jego nawigacji pada na 300 metrów przed hotelem. Do Szeged dojechaliśmy bez przygód na 22. Pierwszy etap miał 900,00 km. To mój nowy rekord dziennego przelotu (poprzednio na Białorusi „tylko” 654). Rano śniadanie w hotelowej restauracji. Jakiś Francuz (w koszulce z dumnym napisem „FRANCE”) blokuje ekspres do kawy… Za chwilę pojawia się drugi w takiej samej koszulce. Potem trzeci i kolejni. Hmm, ale tego czwartego znam! To Pierre Pujol – rozgrywający reprezentacji Francji w siatkówkę. Zaraz też pojawiają się na śniadaniu drugi rozgrywający – Toniutti, przyjmujący – Ngapeth i Marechal. Zdobywam się na odwagę i zamieniam parę słów z Pujolem. W tym sezonie już nie będzie grać w Polsce… A szkoda, bo to dobry rozgrywający – choć ma dużą zmienność formy. Dalej w drogę! Mój plan zakładał wjazd do Albanii od granicy z Grecją – na samym południu Albanii w miejscowości Kakavija. M jednak upiera się, aby jechać najpierw do Tirany. Zatem miejscem przekraczania granicy będzie Struga po stronie macedońskiej. Wjazd do Serbii przynosi pierwszy powiew specyfiki bałkańskiej: ruch na drogach większy, bardziej agresywny. Przy drogach śmieci. Mijamy Novi Sad, Belgrad. Za Belgradem obiad w restauracji przy stacji benzynowej – tej samej, w której jedliśmy kilka lat temu jadąc całą rodzinką do Grecji. Nastawiałem się na baraninę, ale nie było. Pozostaje namiastka – kebabcici… Do Skopje dojeżdżamy już po zmroku. Bez planu miasta i bez nawigacji – prowadzę „na czuja” do centrum. Musimy znaleźć jakiś hotel! Jest! Tuż przy skopijskiej starówce! (Hotel „Super 8”, Bulwar Krste Misirkov no. 57-3/1, Tel. +389 2 3212 225). Po negocjacjach z doskonale mówiącą po angielsku recepcjonistką i wykorzystując udział Polaków w odbudowie Skopje po trzęsieniu ziemi w 1963 roku – udaje się obniżyć cenę za pokoje o ok. 10%. 20120910_090930.jpg Idziemy na piwo na starówkę – Starą Czarsziję! Jest do niej przysłowiowy rzut beretem. Za chwilę łazimy po uroczych w świetle latarni uliczkach starego miasta. Dochodzi 22. Jest bardzo ciepło. Na uliczkach mało ludzi. W restauracjach sporo wolnych stolików. Po pierwszym piwie zauważam, że żadnych wolnych miejsc już nie ma, że na uliczkach są tłumy! Rano idę znowu na starówkę zrobić kilka zdjęć. Obraz 037.jpg Obraz 041.jpg Obraz 043.jpg Obraz 049.jpg Obraz 021.jpg Jest też nieśmiertelny (?) Pewex Obraz 047.jpg W świetle dnia – wczorajszy czar Starego Miasta pryska. Domki są odrapane, z oblazłymi tynkami, popękanymi ścianami. Ruiny… Obraz 027.jpg Obraz 030.jpg Nad uliczkami zwieszają się wszechobecne spaghetti kabli… Obraz 038.jpg Z każdego miejsca widać jeden z kilku meczetów zlokalizowanych na starówce. Minarety górują nad miastem. Wieżyczka dzwonnicy kościoła wydaje się być przy nich miniaturką. Obraz 023.jpg Obraz 025.jpg Rankiem sprzątanie po wieczornych i nocnych imprezach idzie na całego. Wszędzie wyzbierane śmieci, uliczki polewane wodą. Kilkunastoletnie dziewczyny – całe okutane w czadory, hidżaby i inne takie. Idą do szkoły. Obraz 044.jpg Pełno kotów! Obraz 032.jpg Na koń! Wjeżdżamy głębiej w Macedonię. Za Gostivarerm autostrada się kończy i jedziemy jednopasmówką. Wioski. Miasteczka. Wszędzie – nawet w najmniejszej wiosce – meczet. Wjeżdżamy w góry. Winkle w prawo, w lewo. Za Kicevem przełęcz na 1080 mnpm – ale widok! Już widoczne jest Jezioro Ochrydzkie otoczone górami. Tankujemy w Ochrydzie i jedziemy zobaczyć miasto. Drogowskazy pokazują nam Dolną Bramę. Jedziemy. Cały czas pod górę po śliskich kamieniach, którymi wyłożone są uliczki. Jest i Dolna Brama! Ślisko potwornie – zwłaszcza, że miejscowi polewają ulice, aby się nie kurzyło. Kończy się droga – a zaczyna teren wykopalisk archeologicznych, odbudowanych i odkopanych zabytków. Plaośnik. Kręcimy się trochę po tym wzgórzu oglądając odbudowaną cerkiew Św. Klimenta i Św. Pantalejmona, amfiteatr. Sporo turystów. Słychać Amerykanów, słychać Polaków… Obraz 052.jpg Obraz 056.jpg Obraz 063.jpg Obraz 064.jpg Obraz 058.jpg Jedziemy dalej. To już parę kilometrów do granicy. Jeszcze po stronie macedońskiej – w lichym barze – zamawiamy lunch. To ostatni posiłek przed nieznanym. Spaghetti bolognese jest strasznie przesolone… Zaraz granica, a pasterz i jego stado przechodzą sobie granicę wte i we wte.. Obraz 066.jpg Obraz 068.jpg Słyszymy jakieś motocykle. Wyglądamy na zewnątrz baru i widzimy jak dukat i jakiś choper zatrzymują się przy naszych motocyklach. Zaraz do nich podjeżdża renault megane i Gold Wing – biały na moskiewskich blachach (dukat i choper są na tablicach czarnogórskich). Koledzy motorzyści z Rosji. Żenia Strogow i jego wesoła i wytatuowana kompania. Obraz 071.jpg Kupili dwa moto w Czarnogórze (dukat i choper). W Czarnogórze dojechał do nich trzeci motorzysta na kredensie i z samochodem „technicznym” wracają do Rosji. Wyciągamy trochę informacji o drogach w Albanii. Żenia twierdzi, że są dobre i że przejedziemy bez żadnego problemu. (Ewgenij Strogow, Motocykletnaja Federacja Rossii, +792 611 91 423, wolfnomads@mail.ru ; mfr.su 125430 Moskwa, Mitinskaja 30 str. 6, ofis 61-03) Parę pożegnalnych fotek całej naszej polsko-rosyjskiej ekipy i rozjeżdżamy się w przeciwnych kierunkach. My – całe 100 m – na przejście graniczne z Albanią. Już w Albanii!!! 20120910_151608.jpg W kantorze wymieniamy po 10 euro (kurs 120 leków za 1 euro) – warto mieć trochę lokalnej waluty… i w drogę. Przez Librazhd i Elbasan do Tirany. Najpierw super serpentyny przez prawie kilkanaście kilometrów od samej granicy. Widoki niesamowite! Obraz 079.jpg Obraz 080.jpg Obraz 086.jpg Do Elbasan droga jak u nas – równy asfalt, dość szeroko, ruch niewielki. Przy drodze liczne symboliczne nagrobki osób, które zginęły na drodze. Obraz 081.jpg W Elbasan skręcamy na Tiranę. Cały czas pod górę. Droga znacznie węższa, a ruch większy. Stajemy na kawę i mamy takie widoczki… Obraz 090.jpg Asfalt dalej pnie się pod górę. Zakręt w lewo, zakręt w prawo. Z jednej strony skała, z drugie niczym nie zabezpieczona krawędź drogi i przepaść. Lokalesi grzeją w swoich SUV-ach lub wypasionych brykach znacznie szybciej niż my. Po pokonaniu przełęczy – to samo, tylko w dół. Nawierzchnia nadal dobra/bardzo dobra. Już za kilkanaście kilometrów powinna być Tirana. Wjeżdżamy do Petrele. W ostatniej chwili widzę drogowskaz (brązowy) do warowni w Petrele. Skręcamy. Na dystansie ok. 1,5 km podjeżdżamy w górę ponad 200 metrów!!! Same serpentyny! Już jesteśmy przy warowni Skanderbega. Obraz 096.jpg To podobno w tej warowni, w czasie powstania przeciwko Turkom w połowie XV w., broniła się jego siostra, Petrela – stąd nazwa miejscowości. Sama warownia jest podobno najlepiej zachowanym zamkiem obronnym w Albanii. Jej centralna wieża pochodzi z V wieku. Forteca jest dzisiaj gruntownie odrestaurowana. Nie dane nam było tego sprawdzić, bo było już późno i robił się zmierzch, a do Tirany jeszcze kawałek drogi i konieczność szukania noclegu… aby nie szwędać się po Petrele jak te owce... Obraz 098.jpg Szczęście nas nie opuszcza: znajdujemy hotel(ik) w niemal samym Centrum Tirany (Hotel One; Rruga: Dervish Hima – obok stadionu „Qemal Stafa”, Tel. +042 249986, komórka: +068 36 45 081). Bierzemy pokój trzyosobowy za 20 euro. Kolejne 4 euro dajemy za pilnowanie motocykli – i tak się to na nic zdało, bo w czasie nocy wyparował mi termometr i od tej pory mniej się stresowaliśmy pozostając w niewiedzy o wysokości słupka rtęci… Wieczorno-nocne szwędanie się po Tiranie dało odczuć, że jest to normalne europejskie miasto. W samym Centrum Tirany tabuny ludzi w kawiarniach i restauracjach, ruch o nieziemskim natężeniu, same wypasione bryki. Ulice może trochę słabo oświetlone, ale wszędzie pełno ludzi – nawet trudno znaleźć miejsce w kafejce, żeby usiąść i wypić lokalne piwo Tirana (polecam!). [tu miał być filmik z Tirany, ale nie wchodzi... http://africatwin.com.pl/images/smilies/mad.gif) Jak to mam w zwyczaju, wstaję rano by zrobić trochę fotek i poczuć klimat budzącego się do życia miasta. Idę w przeciwną niż poprzedniego wieczora stronę – w kierunku dzielnic mieszkalnych. Dzieci idą do szkoły, lokalesi tłoczą się w kolejce do okienka na poczcie (wypłata emerytur?), ochroniarze z kałachami, policjanci na każdym skrzyżowaniu kierują ruchem, mimo że są też światła. Obraz 102.jpg Obraz 104.jpg Na początek dnia espresso w lokalnej kafejce (50 leków, ca. 1,50pln). Wracam do hotelu. M już wstał. Szukamy knajpy, aby zjeść śniadanie. Jest ich kilka w okolicy hotelu, ale można zjeść raczej danie obiadowe… Po kolejnej kawie idziemy zatem dalej – zwiedzać Tiranę. Teatr. Pozostałości Zamku. Obraz 109.jpg Budowane nowe wieżowce-biurowce. Obraz 101.jpg [ATTACH]Obraz 110.jpg[/ATTACH] Jest jakiś fastfood. Bierzemy po kanapce i pepsi. Wymieniamy walutę w oficjalnym kantorze (kurs 137 leków za 1 euro). Jedna z głównych ulic Tirany okazuje się być też targiem pracy. Przy krawężnikach stoją robotnicy oferujący swoją pracę i własne narzędzia. Obraz 111.jpg Obraz 113.jpg Meczet Ethem Beja z przełomu 18 i 19 wieku. Obok wieża zegarowa z 1830 roku. Załącznik 34194 Załącznik 34195 Plac Skanderbega – a przy nim Opera, muzea, dwa uniwersytety, siedziba Banku Albanii, kilku ministerstw, ławeczki dla dziadków i pomniki. Obraz 114.jpg Załącznik 34189 Na środku pomnik bohatera narodowego – Skanderbega, przywódcy powstania przeciwko Turkom w połowie XV wieku. Siedzi dumny i groźny na koniu. Trawnik jest podlewany i koszony. Załącznik 34190 Załącznik 34191 Duch rewolucji socjalistycznej jest miejscami nadal żywy... Załącznik 34192 Załącznik 34193 Spotykamy rodaków z Gliwic. Wybrali się na południe Europy starym VW Transporterem. Mam nadzieję, że wrócili szczęśliwie, bo auto im się trochę psuło (coś im źle rozrząd złożyli w Grecji i silnik brał ponad litr oleju na 100 km…). W głębi uliczki odchodzącej od Placu widoczny kościół. Załącznik 34196 Ciekawa i nowoczesna architektura. Chcę zrobić zdjęcie – zwłaszcza dzwonnicy – ale żołnierz chroniący jakieś ministerstwo stanowczo zabrania. Kałach na jego ramieniu jest wystarczającym argumentem, aby nie dyskutować. Wracamy do hotelu. Pakowanie. Ostatnia kawa z właścicielem (?) hotelu. Zostawiamy mu na pamiątkę szalik kibica i w drogę! Kierunek Durres – główne portowe miasto Albanii. Wreszcie Morze! Palmy na bulwarze. Gorąco – zapewne ponad 35 stopni. Przejeżdżając przez miasto widzimy trochę zabytków. Uwaga nasza jednak jest skupiona na bezpiecznym przejechaniu przez zatłoczone ulice. Siedząc na bulwarze i słuchając szumu fal ustalamy, co dalej. M koniecznie chce gdzieś nad morze. Popływać. Wymoczyć się. Poddaję się presji i szukamy na mapie dojazdu do brzegu morza. Ruszamy na południe. W Kavaje drogowskaz: „Kamping”. Jedziemy dalej – trzeba zatankować. Szukamy stacji przyjmującej płatności kartą. Jest! Wracamy kilka kilometrów do drogowskazu i zjeżdżamy z głównej drogi. Jedziemy po asfalcie poprzetykanym pasami tłucznia. Rolnicy z pól zwożą plony. Wyładowane do granic pojemności małe, dwukołowe wózki ciągnięte są przez osiołki. A na tych wózkach tubylcy – dwa razy więksi od osiołka… Ostatnie kilkaset metrów tłucznia i docieramy nad morze – „cumujemy” w takim oto hotelu: Po negocjacjach udaje się wynająć królewskie apartamenty po 40 euro (ze śniadaniem) – zapewne taryfa była 1 euro za 1 mkw powierzchni pokoju... Sąsiedni kamping oferuje gorsze warunki po 35 euro… Oddajemy się słodkiemu lenistwu… Na kolację idziemy na kamping. Dorada. Jeszcze godzinę temu była w morzu. Ojciec właściciela kampingu właśnie wrócił z połowu… Przy rybce i piwie ustalamy plan na kolejny dzień. Kierunek nadal południe: Sarande. Start rano po sutym śniadaniu. Za Vlore krajobraz z niemal płaskiego zmienia się. Znowu góry. Winkle, winkle, winkle! Wspinamy się na przełęcz na 1055 mnpm. Potem zaczynamy zjeżdżać w dół. Widoki jednak zatrzymują nas i każą się uwiecznić na kilku fotkach: Zajeżdżamy do Palermo. Zawsze chciałem pojechać do Palermo… Ale to sycylijskie będzie przy innej okazji. W Palermo jest udostępniona do zwiedzania baza łodzi podwodnych (na Forum AT była już relacja z bazy) i twierdza Ali Paszy Tepeleny. Oraz sałatka grecka. Do Sarande wpadamy jeszcze za dnia. Szybkie poszukiwanie hotelu i za 15 euro (bez śniadania) nie tylko mamy hotel nad samym bulwarem nadmorskim, ale też do 1 w nocy darmową muzykę live na pełen regulator. Wieczorny spacer po nabrzeżu pozwala ocenić miasto jako typowy kurort wakacyjny. Stragany, muszelki, podróbki zegarków. W sklepikach z pamiątkami słychać różne języki. Głównie …. Polski! Jak zwykle ok. 7 rano ruszam podglądać budzące się po nocy miasto. Ruch już duży. Hałas. Klaksony. Jedna z ulic zamieniona na targowisko. Przy ulicy też zadaszona hala, w której lokalni rolnicy sprzedają owoce (dosłownie i w przenośni) swojej pracy i żyzności ziemi. Pomarańcze, winogrona, papryka, kukurydza, arbuzy i melony… Przed pocztą znowu kolejka (znowu, bo w Tiranie też tak było). Trudno się przecisnąć przez ten tłum. Policjanci piją kawę z lokalesami w kafejkach. Na środku ulicy rozkraczony Mietek… (czyli mercedes). Namawiam M do pojechania do Butrint. Trochę kwęka. Zamiast śladów historii woli szukać współczesności, a co najwyżej – niezbyt odległej historii: bunkrów. Udaje się jednak go namówić i jedziemy niemal nad grecką granicę do Butrint. Jest tam całe miasto z budowlami pochodzącymi z wielu epok: od amfiteatru z epoki hellenistycznej, przez łaźnie, baptysterium (V wiek), bazylikę z IV wieku, po widoczne na drugim brzegu kanału warownie z XIV wieku. 20 lat temu cały obszar starożytnego miasta został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Wejściówka: 5 euro, parkowanie motocykla: 2 euro. I trochę natrętne dzieci sprzedające bransoletki z muszelek (od 1 do 2 euro za sztukę; można negocjować!!!). Ruszamy dalej. Koniecznie chcę zobaczyć Gjirokaster i Tepelene. Wracamy do Sarande i szukamy drogi w kierunku Gjirokaster. Jest! Kolejna super trasa dla motocyklistów; pełno winkli i przez góry. Po przejechaniu przełęczy karkołomny zjazd na dół – w szeroką dolinę, którą poprowadzono drogę z Grecji do Tirany. Dojeżdżamy do Gjirokaster. Szybka kawa i cola w kafejce na głównym placu starego miasta. Ruszamy poszwędać się uliczkami Gjirokastry. M zostaje. Ja pnę się dalej w górę do zamku. Po kilku minutach jestem w bramie wejściowej. 200 leków do zapłaty i już jestem w warowni z XIV wieku. Jeżeli ktoś jest zainteresowany militariami (armaty, moździerze, i inne tego typu wynalazki z lat I i II wojny światowej) niech weźmie bardzo dobrą latarkę!!! Cała ekspozycja pogrążona jest w „albańskich” ciemnościach, tylko kilka słabych żarówek pozwala znaleźć drogę przez pierwszy budynek warowni. Pierwszy dziedziniec, drugi dziedziniec, wieża zegarowa, mury zewnętrzne. I widok na otaczające góry oraz miasto leżące „pod” twierdzą. Robi wrażenie! Przy wyjściu z zamku słyszę polską mowę. Dwóch amatorów podróży z plecakiem rozmawia o warowni. Są lekko wkur… gdy mówię, że trzeba zapłacić prawie 2 euro za wejście… W drodze powrotnej do moto spotykam kolejnych dwoje Polaków sączących piwo przy stolikach ustawionych niemal wprost na uliczce starej Gjirokastry. Jadą autem ze Szczecina do Grecji. Polecają kamping w Czarnogórze – parę kilometrów za granicą z Albanią. Ruszamy dalej. Krótki skok do Tepelene (30 km). Patrzę jednak na zegarek – jest późno (ciemno robiło się już ok. 7 wieczorem). Prawie 100 km do Fier, gdzie jest szansa na znalezienie noclegu. Twierdzę Ali Paszy oglądamy więc tylko z siodeł. Kilka minut jedziemy wzdłuż jej murów. OGROMNA! (I trzeba będzie ją zobaczyć w czasie kolejnej wyprawy!!!) Do Fier wjeżdżamy tuż po 7.30. Jest już ciemno. Burza goni nas od kilku godzin. Na pierwszym rondzie w Fier – jak niemal wszędzie – ruchem kierują policjanci. Trzej! Zatrzymujemy się. Pytamy o drogę do jakiegoś hotelu. Robią lekko zdziwione miny. Do hotelu? Jakby nie wiedzieli czy jest jakiś hotel w tym niemal stutysięcznym mieście? Jeden z nich dzwoni z komórki. Mówi, że za chwilę przyjedzie właściciel i poprowadzi nas do swojego hotelu. Faktycznie. Po ok. 10 minutach podjeżdża srebrny Mietek i jesteśmy prowadzeni do hotelu (Hotel „GJELI”, 15th October District, Near the Train Station; Tel. +355 34 22 1684; kom. +69 403 1001; email: hotelgjeli@yahoo.com ). Burza już tuż, tuż!!!... Motocykle parkujemy na dziedzińcu hotelu. Rozkulbaczamy z kufrów i – zanim cokolwiek innego – PIWO! A właściwie – po dwa. Hotelowa „restauracja” już nie działa. Młody człowiek z obsługi – w bardzo dobrym angielkim – proponuje zamówić coś z fastfoodu. Wybieramy spaghetti karbonara. Dostawa po ok. 10 minutach. Trochę to odchorowaliśmy… Może zamiast piwa potrzebne było coś mocniejszego?... W nocy burza, nad ranem koguty i pociąg. Noc mało przespana. Ale za to od 6 rano mogłem z okna patrzeć na rozpoczynający się dzień w okolicach stacji kolejowej Fier. Po śniadanku (rogalik i kawa…) ruszamy do Berat – miasta tysiąca okien.Do pokonania mamy 30 km do Lushnje i kolejne 40 do samego Berat. Ostatnie 20 kilometrów jedziemy już w deszczu. Wiatr szarpie i miota po drodze. Wreszcie wjeżdżamy do Berat. Przejazd przez centrum miasteczka i zakręt w lewo – wzdłuż rzeki – pomiędzy dwa wzgórza. Zatrzymuję się. Wiatr jest tak silny i porywisty, że mam starcha dalej jechać. M podjechał jeszcze kawałek. Zawracam. Byle za górę – tam będzie mniej wiało! M zaraz podjeżdża do mnie. Mówi, że ten tysiąc okien jest tylko 200 m od miejsca, w którym zawróciłem. Zatem wracamy! Było warto! To kolejne miejsce zostawione na kolejną wyprawę! Pogoda i upływający czas każą jechać dalej. Widzimy tysiąc okien, ale reszta musi poczekać… Tak samo poczekać musi Kruje, Shkoder i Lezhe, które widzimy tylko z daleka – z trasy do granicy z Czarnogórą. Na szczęście pogoda się poprawia i ostatnie kilkadziesiąt kilometrów po drogach Albanii jedziemy już w słońcu – rzadko tylko przesłanianym przez chmury. Polecany przez Rodaków kamping znajdujemy dzięki pomocy policji. (Camping [Autokamp] OLIVA, nalazi se na 12-om kilometru magistralno puta Bar-Ulcinj u uvali Maslina; GPS: 42”00’37.73N 19”09’04.44E – Pećurice; Tel. +382 69 331 150) Meldujemy się o 21. Ciemno. Grzmi i błyska. W ostatniej otwartej knajpie wypijamy jeszcze po piwie i spać! W nocy ULEWA! Również i w moim pokoju… Rano M do mnie się dobija gotowy do wyjazdu. Informuje, że musi wcześniej wracać do Polski – dostał niepokojący telefon… A więc dalej już wracam sam. Przez Czarnogórę przelatuję szybko. Już granica z Chorwacją. Pierwsze 15 km – tłuczeń. Prędkość nie większa niż 10 km/godz. A Litwin (ten sam, który był ze mną na promie przez zalew w Tivat) w olbrzymim, wypasionym i z czarnymi szybami Mietku grzeje dobrze ponad setką! Chyba chce wywrzeć wrażenie na lasce, którą wiezie…. Jadę wzdłuż wybrzeża i wreszcie dojeżdżam do Dubrownika! Włóczę się prawie godzinę po starym Dubrowniku. Tłum. Słychać niemal wszystkie języki świata. W Slano znajduję hotel. Rano ruszam do Medjugorie (BiH). Jest niedziela. Po Mszy Św. w kościele Św. Jakuba jadę przez miasto w poszukiwaniu miejsca objawień. Jest i ścieżka na Górę Objawień! Nie ma jednak gdzie zostawić moto w bezpiecznym miejscu. Wokół jarmarczne stragany i „przemysł pamiątkarski”… Brak jakiegokolwiek uroku i oczekiwanej niesamowitości miejsca… Wracam więc do Chorwacji. BiH wydaje się biedniejsza niż nawet Albania… I dalej wzdłuż wybrzeża – droga doskonała, widoki powalające… W Sibeniku szukam hotelu. Same wielogwiazdkowe… Jadę więc dalej i trochę mylę drogę. Zatrzymuję się pod jakąś knajpą, aby w świetle latarni popatrzeć na mapę. Patrzę też na knajpę i neon nad wejściem: „Apartmani”. Wioska nazywa się Lozovac. Do domu jeszcze prawie 1500 km , więc w drogę! Na wieczór dojechałem do Baden pod Wiedniem. Kolega, Austriak z którym kiedyś pracowałem, ma tam pensjonat. Nie uprzedziłem telefonicznie – wszystkie pokoje wynajęte, więc nocuję u jego „konkurencji”. Prawie do północy gadaliśmy z Andreasem, pijąc piwo w greckiej knajpie – jedynej otwartej po 21… Ostatnie niespełna 800 km i dojechałem do domu. Mapka z jakością dróg w Albanii. Kilka uwag na temat ruchu i sposobu korzystania przez Albańczyków z dróg: znaki drogowe są po to, aby były; autostrada nie oznacza brak skrzyżowań z lewo- i prawoskrętami; wtedy jest tylko ograniczenie prędkości do 60 km/h; jazda pod prąd: proszę bardzo! Nawet na autostradzie! I to nie tylko auta. Furmanki, bydło, rowerzyści – jak komu wygodniej! Parkowanie i zatrzymywanie się: w dowolnym miejscu! Na środku ronda? Tak, bo wsiada znajomy! Na drugim od prawej pasie drogi czteropasmowej? Nie ma problemu! Idę na zakupy! Albo chcę pogadać z kimś… Na zakręcie? Oczywiście, bo tu mam czekać na kogoś!... Włączanie się do ruchu bez patrzenia w lusterka! (i oczywiście bez kierunkowskazów!) Uwaga trąbię! Będę cię wyprzedzał! Lub robił coś innego – może nawet i głupiego – na drodze… A poza tym, to JUŻ NORMALNY EUROPEJSKI KRAJ polany bałkańskim sosem... Ostatnio edytowane przez kocur : 28.09.2012 o 21:52 Powód: Dodanie fotek... Kolejna proba... |
24.09.2012, 00:37 | #2 |
Jeśli dobrze wnoszę to załączałeś jakieś fotki/linki ale nic nie widać
|
|
24.09.2012, 01:45 | #3 |
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Nowa Wieś k/Pruszkowa
Posty: 11
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 1 min 16 s
|
Fotki w następnym pliku - slabo się jeszcze poruszam po Forum....
|
24.09.2012, 16:44 | #4 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Warszawa/Kraków
Posty: 235
Motocykl: RD03
Online: 1 miesiąc 3 dni 11 godz 30 min 11 s
|
|
25.09.2012, 20:44 | #5 |
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Nowa Wieś k/Pruszkowa
Posty: 11
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 1 min 16 s
|
No i gdzieś mi wcięło wszystkie fotki!... Znowu pare godzin na wklejanie... A może jest jakiś szybszy sposób, aby dodać fotki do relacji?
|
25.09.2012, 23:06 | #6 | |
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Nowa Wieś k/Pruszkowa
Posty: 11
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 1 min 16 s
|
Cytat:
Jest i mapka. Trwało trochę zanim nabrałem jako takiej wprawy we wklejaniu zdjęć itp... (Zastanawia mnie też dlaczego nie można wkleić pliku z rozszerzeniem .bmp...?) trasa ALBANIA 2012 v3 JPEG.JPG I legenda: niebieskie: - nawierzchnia dobra; droga jednopasmowa (po masakrze przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów z Tepelene w kierunku Fier [oznaczone jako przerywana czerwona/niebieska] - napotykamy supernową - trasa szybkiego ruchu w standardzie PL, tj. szeroki jeden pas w każdą stronę, pobocze, wyraźne linie rozdzielające, nówka RÓWNY asfalt; zielone cienkie: dwa pasy w każdą stronę (+ kilka szykan w postaci pasów tłucznia np. pod wiaduktami; brak znaków poziomych [pasów], pobocza nieistniejące); tak somo powinna być też oznaczona trasa z Tirany do Durres, ale mi się "omskło" zielone grubsze: AUTOSTRADA (klasy PL/Europa) czerwone: FATALNE (na motocykl typu CBF), tj. tłuczeń i dziury! Na większości trasy na południe od Vlore - nowy asfalt; również na trasie z Sarande do Butrint (a w przewodnikach była opisana jako fatalna). Spora część trasy do Gjirokaster (po zjeździe z gór=ostry skęt w lewo na mapce) - to kilkuletnia trasa szybkiego ruchu (w standardzie bliskim standardu PL). |
|
25.09.2012, 23:17 | #7 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Dąbrowa Górnicza
Posty: 521
Motocykl: miałem 10 lat RD07a teraz CRF DCT 1100L
Online: 1 miesiąc 5 godz 29 s
|
ile km zrobiłeś i w jakim czasie? Czy Albania w 9 dni w maju to dobry pomysł?
|
26.09.2012, 00:21 | #8 |
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Nowa Wieś k/Pruszkowa
Posty: 11
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 1 min 16 s
|
Zrobilem 4826 km (z Nowej Wsi k/Pruszkowa). 9 dni razem z dojazdem powinno wystarczyc, aby zobaczyc kilka najciekawdzyvh miejsc. Ja bylem 11 dni - razem z dojazdem. W samej Al 4 noce. To jest maly kraj - ok 9% powierzchni Pl.
Zalezy tez, jaki masz cel podrozy. Na plazowanie (koniecznie na poludniu - polnoc jest plaska) z pewnoscia wystarczy. Zwiedzanie zabytkow - moze byc malo. Koniecznie Butrint (fotki wstawie w tym tygodniu), Berat , Gijokastra i troche po drodze na poludnie (zabraklo mi czasu by pojechac do np. Apollonii, Oricum, Kruja. |
26.09.2012, 07:01 | #9 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 40 min 31 s
|
Sa foty, jest mapka od razu mi lepiej!!!!
|
26.09.2012, 20:45 | #10 |
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Nowa Wieś k/Pruszkowa
Posty: 11
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 dzień 1 min 16 s
|
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rajdowo przez Albanię - czyli Rally Albania 2012 od kuchni | Ola | Trochę dalej | 76 | 23.06.2013 16:36 |
Kosowo Macedonia Albania - SZARPANINA 2012 (lipiec) | sowizdrzal | Trochę dalej | 10 | 18.01.2013 10:21 |
Qłick review ze Szcziperija [Albania, 2012] | Misza | Trochę dalej | 28 | 08.07.2012 09:38 |
Rally Albania 8-15 czerwca 2012 | Macek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 02.04.2012 17:31 |