Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27.10.2011, 14:24   #1
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
Domyślnie Mongolia 2011 P-R-S

Najpierw był pomysł ……później radosna realizacja

Nie wszystko jednak poszło tak szybko. Mam VFR-kę. Świetny motocykl na asfalt . Nie nadaje się za to kompletnie na bezdroża. Studiuję internet w poszukiwaniu odpowiedniej maszyny na wyjazd do dalekiej Mongilii. Po przeczytaniu niezliczonej ilości stron potwierdzam słuszność pierwszej koncepcji. Kupuję Afrykę ( stan bdb od kogo …. domyślcie się ). Z punktu widzenia ekonomicznego interes kiepski. Motocykl starszy o 3 lata, a ja muszę jeszcze do tego dopłacić !!! Daję sobie jeden sezon na opanowanie nowego nabytku . Początki są kiepskie. Ani to nie przyspiesza, ani nie hamuje w porównaniu do poprzedniego motocykla. Po przejechaniu ok 3 tys. km stwierdzam .... da się tym jeździć

Następnym krokiem jest umieszczenie na forach ogłoszenia w dziale umawianie wypraw.



Dostaję sporo dobrych rad o ilości kilometrów do pokonania, o murzynach pod prysznicem … itp. Za wszystkie oczywiście dziękuję, bez krzty sarkazmu. Odpisuję na odpowiedzi „ chętnych” , z których jako pierwszy najbardziej konkretny i chętny do wyjazdu okazuje się Robert. Po kilku tygodniach do ekipy dołącza Piotr.

Pierwsze nasze spotkanie odbywa się pod Sejnami na rozpoczęciu sezonu 2011 Klubu Varadero .
Przeglądamy mapy , omawiamy co chcemy zobaczyć i ustalamy termin wyjazdu .



Z przyczyn niezależnych ode mnie wyjazd o kilka dni opóźnia się . W tym miejscu chcę podziękować chłopakom, że poczekali za mną .


Nadszedł dzień wyjazdu……… CDN…
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez Ola : 28.10.2011 o 15:38 Powód: problemy ze zdjęciami
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.10.2011, 16:34   #2
maryś


Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Brodźce
Posty: 150
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: x 2
Galeria: Zdjęcia
maryś jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 10 godz 18 s
Domyślnie

nie ociągaj się, pisz dalej i zamieszczaj foty.
__________________
Jade jade na motorze wiater mi owiewa twarz...
maryś jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.10.2011, 16:43   #3
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
Domyślnie

od rana opanowuję wklejanie fotek z fotosika by to wszystko wyglądało ok .
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.10.2011, 20:30   #4
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
Domyślnie

Dzień 1 677 km. 27.06

Rano przed godziną szóstą pobudka, śniadanie, szybkie pożegnanie z rodzinką i w drogę.






Dojazd do Roberta na Mazury.
Wymiana oleju w Afryce i wyruszamy dalej do Piotra pod Sejny, gdzie jest punkt zborny.






Po dotarciu do Piotra grill, piwko , ustalenie godziny wyjazdu i do spania.


Robert:
Motocykl spakowałem słusznie. Miałem wszystko, co trzeba i co nie trzeba. Na drugi raz będę ostrożniejszy z ilością ładunku.







Pożegnanie z rodziną i znajomymi. Dostajemy od mojej żony trzy bochenki swojskiego chlebka na drogę (pomarańczowa reklamówka na samej górze). Jest bardzo syty i starcza nam, aż do Uralu. Już snujemy plany, co będziemy robić w Mongolii. Sebastian napala się (ja zresztą też) na picie kumysu.
Wyjazd zaczyna się dla mnie boleśnie. Naderwałem kilka dni wcześniej przyczep mięśnia podnośnika w prawym ramieniu. Nie było strasznie- do momentu, kiedy podczas próby pakowania dwa dni przed wyjazdem nie podniosłem na wyprostowanych rękach dwóch opon napchanych nabojami do kuchenki, a w środku miski z jedzeniem. Ogromny ból. Ręka funkcjonuje niby normalnie, ale nawet z zaciśniętymi zębami nie jestem w stanie podnieść jej wyprostowanej powyżej pępka…..
Moja kochana żona sugeruje mi delikatnie, żebym nie jechał. Ja jednak za bardzo marzyłem, przygotowywałem, planowałem… O nie!!! Bandaż elastyczny, tablety i jedziemy. Prawą rękę kładę na kierownicy lewą. Głupio to wygląda, ale potem już daje się jechać. Ból znika po tygodniu sam, ale jak się okazuje nie na długo… ale to już nieco inna historia.





Sebastian:

Dzień 2 924 km. 28.06

Rano ok. 5:30 pobudka. Jemy pyszne śniadanie popijając kawą i pakujemy się na motocykle. W końcu początek wyprawy !!!




po prawej Robert , środek kadru Piotr , Sebastian po drugiej stronie ...... aparatu







Płynnie przekraczamy granicę z Litwą, następnie prawie niezauważenie granicę z Łotwą. Nawigacja prowadzi nas przez miasta. Albo nie mają obwodnic, albo nawigacja chce byśmy poznali architekturę litewskich i łotewskich miast. Sprawnie dojeżdżamy do granicy z Rosją.







W miłej atmosferze przekraczamy granicę wielkiej Rosji. Formalności trwają ok. 40 min, czym jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Za granicą tankujemy za 2,5zł za litr benzyny J i jedziemy w stronę Moskwy. Po drodze żadnych miast, tylko stacje benzynowe i drogowskazy z nazwami miasteczek, do których można dojechać zjeżdżając z głównej drogi. Stan drogi momentami kiepski, ale są i odcinki, gdzie asfalt jest bardzo dobry. Inwestują w nowe nawierzchnie, co widać po licznych remontach. Chcemy podsunąć się w miarę blisko Moskwy, żeby w dniu następnym dostać się szybko do centrum. Śpimy ok. 200 km od miasta. Namioty rozbijamy zjeżdżając z głównej drogi w jakieś krzaczory, tak by nie było nas widać.. Zaczynają się wakacje z komarami .








Robert:

Jedzie się nam dobrze. Humory dopisują, a czekająca przygoda nastraja optymistycznie.
W pewnym momencie wyjeżdżając zza jednego z litewskich zakrętów dostrzegamy zaskakujący widok:
Na naszym pasie stoi sama naczepa.Oś mocująca w siodle wyryła z 15metrów asfaltu. Ślad wyglądał tak, jakby pijany traktorzysta opuścił pług. Przy lewym poboczu stoi ciągnik siodłowy, a z kabiny wyskakuje właśnie przestraszony kierowca. Ślady wskazują, że TIR wyjeżdżał z bocznej drogi z dużą prędkością i odpięła mu się naczepa, która orząc asfalt sunęła naszym pasem na spotkanie wszystkiego, co jechało jej z naprzeciwka…..
W naszych głowach kłębią się myśli… A gdybyśmy tu byli z 10 sekund wcześniej……
Moje przeładowane viaderko wyraźnie pali powyżej 10 l. na setkę. Nie przejmuję się tym zbytnio. Już niedługo będziemy kupowali paliwko po 2,5zł. Jak się potem okazało przełożenie opon z gmoli na tył i wypalenie silnika i wydechu na dłuuuugiej trasie pozwoliło zejść mido akceptowalnej ósemki.
Dojeżdżamy do granicy z Rosją, kolejkę osobówek oczywiście objeżdżamy, Rosja stoi otworem. Jak się potem okaże na wszystkich granicach, które przekraczaliśmy motocykle przepuszczane są bez kolejki i nawet Mongoł nie każe nam czekać za samochodami. Celnicy przypominają nam, żebyśmy nie zapomnieli wrócić za 3 miesiące, bo potem będą duże kary za samowolne przedłużenie dokumentów wwozowych na motocykle. Opowiadają o zeszłorocznych kłopotach polskiej ekipy, która zapuściła się w okolice Magadanu i nie zdążyła wrócić na czas. Śmiejemy się, że nie planujemy aż tak długiego pobytu.



Miejsce spania N56.19553 E33.97177





Dzień 3 776 km. 29.06

Pobudka wcześnie rano i po śniadaniu atakujemy Moskwę. W mieście straszne korki. Można określić, że komunikacyjnie niezły „ Meksyk” w tej Moskwie J. Zdjęcie pamiątkowe przy Placu Czerwonym, chwila odpoczynku i szukamy wyjazdu z miasta.







Trochę błądzimy, przez co nadplanowo zwiedzamy miasto, jednak jak już znajdujemy właściwą drogę to okazuje się, że wspomniane wcześniej korki to pikuś w porównaniu do tego, co dzieje się na drodze wyjazdowej. Przeciskamy się pomiędzy samochodami, jak tylko to możliwe. Kierowcy są bardzo wyrozumiali dla motocyklistów i często ustępują miejsca. Żar leje się z nieba, a z nas strugi potu. Jest +34 °C. Chwilowa wizyta w Moskwie
i bezcenne zdjęcie z Cerkwią Wasyla Błogosławionego, oraz Placem Czerwonym w tle zajęło nam dobre kilka godzin. Przed końcem dnia kupujemy piwo, by na miejscu biwakowania trochę się zrelaksować. Odbijamy z głównej drogi i szukamy miejsca do spania. Zatrzymujemy się przed jakąś wioską na wykoszonej łące, . Dosłownie po kilku minutach jedzie stary ZIŁ, a w nim „obczaja” nas trzech młodzieńców. W moim odczuciu są jacyś nabuzowani. Wpatrują się tępym wzrokiem w nasze obozowisko zniechęcając do dalszego rozkładania namiotów. Zero uśmiechu tylko mijają nas, by po chwili znowu wrócić, i ponownie nas obserwować. Pamiętam, jak przed wyjazdem od ludzi będących w Rosji dostałem radę, by w podobnych sytuacjach zmienić miejsce biwakowania. Piotr widzi moją niechęć do pozostania w tym miejscu i jedziemy kilka kilometrów dalej. Rozbijamy się na skraju lasu.

Robert:

Jazda przez Rosję jest dziwna. Wiele godzin- znużenie i nagle potrzeba nagłej reakcji. Nieoczekiwane zwroty akcji są jakby specjalnością rosyjskich kierowców. O tym, że trzeba być zawsze czujnym przekonaliśmy się bardzo szybko dojeżdżając do końca potężnego korka na dwupasmówce za Moskwą.
Zaczęliśmy mozolnie przeciskać się pomiędzy samochodami i po kilku kilometrach dojechaliśmy do miejsca zdarzenia. Na tył TIR-a najechał rozpędzony autobus i wbił się lewą stroną przodu w naczepę, aż po dwa rzędy foteli za kierowcą…………… Co to znaczy chwila nieuwagi.
Staramy się jechać jeszcze ostrożniej. Upał i wielogodzinna jazda to marne połączenie.
W zasadzie stajemy tylko na tankowanie i szybkie posiłki. Gonimy kilometry. Mongolia na nas czeka.
Jak zwykle dobór miejsca noclegu zwalamy (choć się konsultujemy)na Piotra. Ma on dar tropienia i znajdowania fajnych miejscówek do spania. Komary nas zjadają wieczorami, ale to już urok Rosji. Im bardziej na wschód to wydają nam się większe. Nie możemy się do nich w żaden sposób przyzwyczaić. Zabawne były sytuacje, kiedy przychodziło do wyjmowania jedzenia na posiłek. Każdy z nas krzyczał wtedy: „moje ! zjemy moje! -heheheh- każdy chciał mieć jak najlżejszy motocykl.







Sebastian:

Jemy kolację popijając piwem i walcząc z komarami. Jutro wcześnie pobudka, więc do spania marsz....

Miejsce spania N56.02991 E44.28426





Dzień 4 761 km 30.06

Jak co dzień, wcześnie rano pobudka i ruszamy w dalszą podróż. Jest ciepło. Po drodze rozglądamy się za miejscem, gdzie będzie można pozbyć się kilkudniowego brudu. Piotr zauważa z mostu miejsce na kąpiel. Zjeżdżamy więc z drogi i pozwalamy sobie na chwilę relaksu, kąpiąc się w rzece i odpoczywając na brzegu .










Wieczorem jesteśmy w Republice Baszkirii. Piotr, jako główny tropiciel miejsc do spania tej wyprawy, prowadzi nas na wzgórze, z którego rozciąga się widok na miasteczko. Po zachodzie słońca widać potok świateł pojazdów przewijający się przez główną drogę. Po kilku minutach od rozbicia namiotów pojawia się miejscowy biker, który w moment dowozi do nas swoich kolegów.








Oglądają nasze motocykle. Pytamy ich o wakacje i takie tam …. Jednak nie są zbyt rozmowni. Przed snem jakiś rozluźniacz , już nie pamiętam jaki …i dobranoc .

Miejsce spania N54.34163 E54.34163





Dzień 5 820 km. 01.07

Rano zwijamy obozowisko i jedziemy dalej szukając knajpki, gdzie będzie można wypić kawę i zjeść śniadanie w bardziej cywilizowanych warunkach .







Ludzie zagadują nas- Skąd? Dokąd? itd…Dzisiaj przekraczamy granicę Europa - Azja. Zatrzymujemy się na pamiątkowe zdjęcie przy tablicy oznaczającej wspomnianą granicę .







Góry Ural przypominają trochę Bieszczady i nie powalają mnie urokiem ( bynajmniej to, co widzieliśmy z naszej trasy ). Na drodze korki powodowane przez stare wolno wlokące się ciężarówki produkcji jeszcze ZSRR. Staramy się wszystko wyprzedzać w miarę możliwości
i prawie zgodnie z przepisami. Dodam przy okazji, że zapas wdychanych spalin po tej wyprawie mam na następne 3 lata, a może i więcej. Na jakimś zatłoczonym odcinku mijamy dwóch rodaków jadących w stronę Polski. Kiwnąłem ręką pozdrawiając, ale nie jestem pewien, czy zauważyli. Jechali w odstępie od siebie. Na stacji robimy zdjęcie specyficznego dla Rosji przeprowadzania transakcji zakupu paliwa. Wpierw płacisz później lejesz. Kasę wkładasz w przesuwne korytko. Jeśli dałeś kwotę za którą nie zmieściłeś całego paliwa w zbiorniku dostajesz resztę , jeśli zaś dałeś kwotę mniejszą automat wyłącza pompę .






Dzisiaj pierwszy kontakt z policją ( często oznakowaną jeszcze jako DPC w cyrylicy ma się rozumieć ). Mnie i Piotra zatrzymuje młody policjant . Następnie prowadzi nas do starszego kolegi, który siedzi w radiowozie na tylnej kanapie. Obok niego laptop z pięknymi zdjęciami naszych motocykli. Radar stał jakieś 100 m od radiowozu robił zdjęcia, a te przekazywane były bezprzewodowo do laptopa. Co za technika!!! Przekroczenie prędkości o 50 km/h ,
w porównaniu z dozwoloną. Ja robię idiotyczne miny i udaję greka, że nic nie rozumiem po rosyjsku ( warto w niektórych sytuacjach przyjąć strategię „ ich weiss nich „- ze znanego filmu ), a Piotr opowiada, że jedziemy do Mongolii, to początek wyprawy i inne bajery, które mają zmiękczyć naszego „stróża prawa”. Policjant w radiowozie to stary wyżeracz wiedzący, czego chce od życia. W efekcie płacimy po 10 USD od głowy i jedziemy dalej.
Za 10 USD zapisałem w głowie w swoim ubogim słowniku rosyjskiego nowe słowo, które pamiętam do dzisiaj „ sztraf”, czyli mandat. Nocleg to kontynuacja wakacji z komarami
w oddaleniu od drogi głównej. Smarowanie od wewnątrz płynami z małym procentem i do spania .

Robert:

Droga ciągnie się niemiłosiernie. Jest nudnawo. Kilometry uciekają. W zasadzie nic się nie dzieje. Nagle nasza droga zamienia się w dwupasmówkę z super nawierzchnią. Zaczynamy jechać 120-130km/h. Mnie jednak z nudów przychodzi pomysł, by spróbować, ileż to na godzinę da się rozpędzić tak objuczony motocykl. Odkręcam manetkę i wskazówka zaczyna piąć się do góry. Chłopaki pozostają nieco w tyle, ale decyduję się, że po próbie zatrzymam się i poczekam na nich. Motocykl osiągnął 170km/h i to był jego totalny max. Przejechałem tak ok dwudziestu kilometrów i zwolniłem do osiemdziesiątki licząc, że towarzysze mnie dojdą. Droga nagle przeszła znowu w wąską i nierówną, a ja na dodatek dogoniłem ziła-autobus. Jechałem za nim, minąłem patrol drogówki i za zakrętem zatrzymałem się.
Niecierpliwiłem się ponad 20 minut( tyle nie było odstępu), kiedy nadjechali koledzy ubożsi o 20 dolarów.
Jak się potem okazało, był to nasz jedyny kontakt z policją.


Miejsce noclegu N55.39359 E64.41367
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 28.05.2014 o 14:55
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.10.2011, 21:17   #5
tomekc
 
tomekc's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Tuchów / Redditch
Posty: 615
Motocykl: nie mam AT jeszcze
tomekc jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 17 godz 29 min 17 s
Domyślnie

Dawac dalej, nie odpoczwac pisac!!!!!!! Pamietam pierwszy post o checi zrealizowania tej wyprawy, fajnie ze daliscie rady!
__________________

tomekc jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.10.2011, 11:41   #6
jacoo
 
jacoo's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Zakopane / Kraków
Posty: 400
Motocykl: Tenere T700
Przebieg: rośnie
Galeria: Zdjęcia
jacoo jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 godz 43 min 41 s
Domyślnie

Super...weekend powinien obrodzić w kolejne odcinki opowieści !!

Go on
jacoo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.11.2011, 14:37   #7
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
Domyślnie

Dzień 6 905 km. 02.07

Rano … jak w poprzednich dniach.
Mijamy kolejne wioski z malowniczymi chatkami, zbudowanymi ze starych ciemno brązowych desek i bali, które zdobione są rzeźbami wokół okien i drzwiami malowanymi na różne kolory z przewagą niebieskiego. Niewątpliwie miało to swój urok. Kobiety ubierają się tradycyjnie. Często na głowie noszą zapominane już nawet na wielu naszych wioskach chusty. Na postoju gość przygląda się z zainteresowaniem i pyta ile kosztują nasze motocykle. Czyżby to znaczyło, że mamy jeszcze dalej odjeżdżać od głównej drogi szukając noclegu ?







Zakończenie dnia jak poprzednio. Komary, coś do picia i do namiotu. Jadąc na wschód skraca się nam czas spania o przekroczone kolejne strefy czasowe. W efekcie śpimy coraz mniej chcąc wstawać wcześnie rano zgodnie z czasem lokalnym. Przesuwając czas do przodu w pewnym momencie wychodzą nam 4 godz snu.

Śpimy tutaj N55.12628 E75.37070






Dzień 7 893 km. 03.07

Przemy dalej na wschód . Mijamy Omsk, Nowosybirsk.







W Nowosybirsku zatrzymujemy się przed kościelnym kompleksem, zabudowanym piękną cerkwią. Chcemy wejść na teren posesji, jednak brama jest zamknięta.







Okolice Omska i Nowosybirska są płaskie jak naleśnik. W zasadzie nic ciekawego.
Po południu wjeżdżamy w Ałtajskij Kraj.







W knajpce zatrzymujemy się na szaszłyka i kawę. Smakowo jest ok, ale są kawałki mięsa, które mógłbym żuć do dziś. Chcemy dzisiaj dojechać do Bijska. Znajduje się tam polska parafia, którą prowadzi Ks. Andrzej, u którego mamy plan przenocować. Na miejscu spotykamy pieszą ekipę wrocławsko – poznańską, z którą następnego dnia Ksiądz ma wyruszyć w góry. Wieczorem kulturalnie siedzimy przy stole rozmawiając o różnych sprawach, między innymi życia codziennego w tych stronach









Rosyjska bania







Śpimy tutaj : N52.52598 E85.23898


Dzień 8 564 km. 04.07

Rano śniadanko, mała sesja foto okolicy, pożegnanie z Ks. Andrzejem i ruszamy na Tashantę, przejście graniczne z Mongolią !!








Zdjęcie jednej z zagród wykonane nad płotem . Wódz wciąż uwielbiany









Jedziemy przez Ałtaj. Mijamy pomniki i tablice wychwalające Gieroji Wielkiej Wojny Ojczyźnianej ( jak ją nazywają w Rosji ) .




Im jedziemy wyżej tym pogoda staje się bardziej kapryśna. Temperatura spada 10 ,8 , 4°C . Zaczyna padać deszcz. Z lenistwa nie zakładamy przeciw deszczówek. Temperatura dalej spada, a przy +1°C stopniu jedziemy już w padającym śniegu .
Jesteśmy na przełęczy i postanawiamy zatrzymać się w zajeździe, by zjeść i wypić coś ciepłego, i przeczekać chwilę pogarszającą się pogodę.





Ludzie zadają pytania skąd, dokąd itp..., więc odpowiadamy, że jedziemy z Polski do Mongolii. Słyszymy odpowiedzi gieroje, maładcy, ale w głosie ich też można wyczuć inne pytanie, które bezpośrednio nie padło „ na cholerę jechać taki kawał motocyklami i po co do Mongolii ? „ Z przemoczonych kurtek woda kapie na podłogę . Opuszczając knajpkę jest już pokaźnych rozmiarów kałuża. Pomimo, że nie zapowiada się na szybką zmianę pogody jedziemy dalej. Kiedyś musimy wyjechać z tych chmur, a po drugiej stronie gór może być ładnie. Po przejechaniu przełęczy pogoda zmienia się diametralnie i możemy delektować się widokami pięknego Ałtaju. Robimy sporo przystanków na fotografowanie.


























Wieczorem docieramy do miejsca, z którego mamy już tylko 40 km do przejścia granicznego z Mongolią. Postanawiamy, iż dalej nie ma sensu jechać, gdyż granica jest już zamknięta . Rozbijamy namioty w krzakach, zza których rozciągają się piękne widoki na ośnieżone góry.
Piwo , jedzenie i do śpiworów .

Miejsce spania: N49.95130 E88.74953










Dzień 9 206km. 05.07

Nad ranem bardzo się ochłodziło. Dodatkowo na śpiwór narzucam kurtkę motocyklową .
W momencie, gdy wschodzi słonko i świeci na namiot, robi się ciepło. Wygramoliłem się
z namiotu i na kanapie afryki widzę szron .








Robert wspomniał, że nad ranem, gdy szedł wydalić produkt przemiany materii po piwie, to namioty były oblodzone, a jego termometr wyświetlał -3,5°C. Jemy śniadanie, popijając ciepłą herbatą na rozgrzewkę i jedziemy na granicę







Po drodze mijamy cmentarz.







Po stronie rosyjskiej odprawa poszła sprawnie. Po stronie mongolskiej jaśnie państwo
z obsługi mają przerwę na lunch, więc czekamy grzecznie przed bramą. Za nami ustawia się ekipa składająca się z pięciu wylizanych, wychuchanych i oklejonych Mitsubishi Pajero.
Jak się okazało, była to ekspedycja z Kazachstanu, której przewodził nijaki Gżingis Sit, który podobno jest potomkiem wielkiego Dzingis Hana ( tak stwierdzono jego pokrewieństwo w badaniu genetycznym, podobnie jak co u siódmego mieszkańca Azji ). Starszy Pan
odzywa się do nas „ wojsko polskie” i od tego czasu prowadzimy z nimi miłą rozmowę. Kręcą z nami materiał filmowy do swojej wyprawy, choć pewnie tego i tak nie zobaczymy. Po przerwie i otwarciu granicy część ekipy z Kazachstanu wyciąga rządowe pisma, które podobno uprawniają ich do przekraczania granicy bez kolejki. Atmosfera gęstnieje. Dajemy wyraz swojego niezadowolenia. Po przejechaniu ( jak pamiętam ) 3 Pajero z ekipy Kazachskiej szef Dżingis Sit widząc, iż strasznie nas to wkurza, że władowali się przed nas, pokazuje klasę i puszcza nas przed pozostałymi swoimi pojazdami. Dziękujemy grzecznie i jedziemy na zderzenie
z mongolską biurokracją.











Od Annasza do Kajfasza . Wypełnianie druków, jakieś numerki na pleksi na której zbieramy pieczątki. Czuję się jak harcerz, który przez uzbieranie kompletu pieczątek ma dostać jakąś sprawność . Ogólnie przerost formy nad treścią. Niech żyją urzędnicy i biurokracja. Na koniec przyszedł pan z chusteczką na twarzy, siknął na koła motocykli jakiś cudowny środek, który miał oczyścić felgi z chorób i innych złych duchów i wykasował nas, - jak pamiętam - na równowartość 30 PLN. Na przejściu spotkamy Niemca, który po przejechaniu mongolskimi drogami 200 km poddał się i pozostawiając swoją ekipę wrócił BMW do Rosji. Z jego mowy można wywnioskować, że troszkę przeszkadzała jemu tarka na drodze .. Nie wiem, jak ten naród przejmując się byle dziurkami w drodze podbił kiedyś połowę Europy Wstyd dla narodu Panie Niemiec.
My postanowiliśmy, że trzeba być twardym, a nie „miętkim” .
Po uporaniu się z dokumentami ruszamy w drogę . Od odprawy prowadzi ok
20 kilometrowy odcinek drogi do bramy, którą po ponownym sprawdzeniu dokumentów uroczyście wpuszczają nas do Mongolii. Już na odcinku pierwszych 20 km można odczuć dzikość przyrody oraz przestrzeń. Asfaltu nie ma, a na poboczu widać biegające susły i tarpagany (gobbijskie świstaki). Po wjeździe przez drugą wspomnianą bramę wpadamy w ręce Pani agenta ubezpieczeniowego, która kasuje nas po 30 USD za miesięczną polisę OC.







Teraz to już prawdziwy koniec biurokracji. Jedziemy do Bajn Olgii rasowym szuterkiem. Kilkanaście km przed miastem jest asfalt, co nas zadziwiło .Chyba bardzo powoli cywilizacja zaczyna jednak zmieniać ten kraj. Jednym z celów w Bajan Olgi jest wymiana waluty. Zatrzymujemy się przed budynkiem, który wygląda jak dom do rozbiórki. Na budynku wisi szyld „ Bank ….” Okazuje się, że jest już zamknięty. W momencie, kiedy mamy odpalić motocykle podjeżdża do nas dosyć szybko samochód. Hamuje wzbijając kurz .W moment wyskakuje z niego gość, który nawija do nas po rosyjsku. Mówi, że nocują u niego motocykliści - miał też osoby z Polski - i proponuje nam nocleg. Zaprasza nas byśmy ocenili warunki noclegowe. Po dotarciu na miejsce pytamy, czy możemy zrobić mały serwis naszych motocykli i pranie. Ustalamy cenę i zostajemy na noc. Z Piotrem wymieniamy olej, a Robert jedzie na wymianę opon. Wspólnie z rodziną jemy kolację i rozmawiamy o życiu w Mongolii








Nasz gospodarz jest Kazachem. Śpiewa nam i gra na czymś, co przypomina gitarę z dwoma strunami. Rozmawiamy o życiu w tym trudnym klimacie. W momencie, gdy reszta kazachskiej rodziny poszła do swojej części budynku, Kazach półszeptem pyta nas- „ Macie może na telefonie jakieś filmy, no sjex , porno? „ Mamy sporo sprzętu do biwakowania, części zamienne do motocykli, klucze, śrubokręty, ale o tej tak podstawowej rzeczy zapominamy L. Musieliśmy strasznie rozczarować gospodarza, gdyż nie byliśmy w tym temacie przygotowani. Dzisiaj śpimy na bogato …. w łóżkach .

Robert:

Nocleg w domu u kazachskiej rodziny(te tereny zamieszkują Kazachowie i stanowią 10% populacji Mongolii) był dla nas bardzo orientalny. Ludzie ci inaczej żyją. Są biedni, ale cieszą się życiem. Choć wiedzieliśmy, że gospodarz nieco przesadził z niektórymi kosztami i troszkę nas doił z dolarów, nie protestowaliśmy mając świadomość, że to pomoże tej biednej rodzinie egzystować. Z całej rodziny pracę miał tylko dziadek, który był górnikiem. Gospodarz władający płynnie językiem rosyjskim opowiada nam o realiach życia w tym miejscu. Mówi o bezśnieżnych zimach, gdzie temperatura powietrza w dzień wynosi -45°C - o ile nie przyciśnie mróz… Srogość klimatu widać na twarzach mijanych później dzieci. Praktycznie wszystkie noszą ślady lekkich odmrożeń na twarzy.







Twierdzi, że jego łada staruszka zalana specjalnym olejem i zadbanym akumulatorem nie ma problemu z porannym rozruchem. Niechętnie odnosi się do samochodów japońskich, twierdząc, że są za delikatne i tylko lada lub UAZ radzą sobie w tym klimacie.
Nocą motocykle były pilnowane przez śpiącego w swej starutkiej ładzie gospodarza.
Rano, kiedy wstaliśmy miałem nieodparte wrażenie, że to co dzieje się wokół nas jest jakby żywcem przeniesione z epoki, gdy Jezus chodził po ziemi… Budownictwo, stara zadymiona kuchnia opalana jakimiś patykami, niesamowita toaleta, dawało to jakiś nieokreślony realizm tamtych czasów.
Właśnie wtedy poczułem, że jesteśmy już baaardzo daleko od domu, możemy polegać tylko na sobie i swoich motocyklach. Na szczęście motocykle były solidnie przygotowane, zaś już na tym etapie wiedziałem, że i koledzy są ludźmi o niekonfliktowym usposobieniu i wielu pozytywnych cechach.

Miejsce noclegu : N48.98718 E89.94872


CDN........










__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 28.05.2014 o 15:12
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.11.2011, 17:27   #8
Elwood
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Zuchy!
Nic dodać, nic ująć.
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.11.2011, 17:31   #9
sawy
mam dwie lewe ręce
 
sawy's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2009
Miasto: Radzymin
Posty: 104
Motocykl: RD07
sawy jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 dzień 21 godz 53 min 37 s
Domyślnie

bardzo bardzo
czekam na wiecej...
__________________
Twój podpis to zwykły banan, mój to Chiquita!
sawy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.11.2011, 22:17   #10
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,163
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 1 min 4 s
Domyślnie

Na razie to asfalty były . Przygoda z przestrzenią i szutrami dopiero się zaczyna
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Mongolia samotnie czerwiec/lipiec 2011 doktorek Trochę dalej 44 14.02.2012 20:08
Mongolia 2011 start przełom lipca sierpnia, motorki już ma miejscu :-) mnorbi Umawianie i propozycje wyjazdów 0 02.07.2011 18:46
Mongolia 2011 sebol Umawianie i propozycje wyjazdów 121 01.06.2011 22:27


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:08.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.