18.05.2014, 12:33 | #1 |
trampkarz emeryt
|
Kawa z parmezanem czyli zimni w kraju pizzy i makaronu
Zastanawiałem się czy wogóle wypada tu wrzucać relację z takiego wyjazdu no ale...najwyżej nikt nie przeczyta lub się pobłażliwie pośmiejecie bo czymże jest jazda autobanami do Włoch .
Przez ostatnie lata sporo jeździłem, ale raczej po Polsce i wkoło komina. W 2011 była Chorwacja, pierwszy wyjazd poza kraj, na ówczesnej Afryce i kiedyś może o tym napiszę. Po tym bardziej zajmowałem się zmienianiem motocykli niż jeżdżeniem dalej. Wreszcie dotarłem do punktu kiedy okazało się że na świetny tygodniowy wypad można pojechać i skuterem. Bo nie ważne czym jedziemy. Ale to nie o tym miało być. Wszak miło będzie wspomnieć ten wyjazd za jakiś czas gdy detale już w pamięci się zatrą. Do rzeczy. KAWA Z PARMEZANEM CZYLI ZIMNI W KRAJU PIZZY I MAKARONU :-) Relacja z wyjazdu 99% asfaltowego do cywilizowanego kraju, autostradami więc miejcie to na uwadze i zastanówcie się czy czytać to dalej. W rolach głównych: Zimny, Monika i Trampek. W rolach pozostałych: Koty. Wszelakie. Dlaczego? Wyjaśnię później. Już 2 lata temu obiecałem żonie że zabiorę ją do Toskanii. Ona o tym marzyła a ja lubię makaron, lubię pizzę, zatem nie miałem przeciwwskazań. A i też byłem ciekaw tych widoków, jedzenia i ogólnie wszystkiego co odmienne od tego co mam na co dzień. Planowanie odbyło się zimą, z założenia wyjazd miał być nie namiotowy tylko kwaterowy, z jednym miejscem wypadowym. Od siebie dodałem do wyjazdu Słowenię, co okazało się strzałem w dziesiątkę ale o tym później. Dzień 1 - 23 kwietnia 2014. - Monia, wstawaj, musimy jechać. - Daj mi spać, jest środek nocy... - Mieliśmy ruszyć o 6:30! - No juuuż...a gdzie kawa?!? Leniwie ogarnęliśmy się, i wypchnęliśmy Trampa z garażu. Taki to był widok: Pogoda dobra, nastroje dopisują - ruszamy. Garwolin - Kołbiel - Góra Kalwaria - Grójec - Mszczonów i gierkówka na Częstochowę i dalej Katowice. Trasa mija leniwie, trochę popaduje ale nie jest źle. Przed wjazdem na autostradę którą w ogóle nie planowałem jechać bo Garmin nakazywał co innego, Monika potrzebuje trochę przerwy, napoju typu redbull -lub jak ona to nazywa "rzyga". No może niezupełnie, to ja ją przymusiłem do wypicia co by nie przysypiała :-) Trampek miewa się dobrze: Wjechaliśmy na autostradę (w Polsce!), nawet nie wiedziałem że takie mamy. W sumie nie ma co opisywać bo gaz był w pozycji otwartej, prędkość w zasadzie cały czas około 120km/h, czasem minimalnie więcej, czasem mniej. Tak dojechaliśmy do Ostravy, Brna i na czeskie morawy bo tam mieliśmy nocleg - jakieś 50km od granicy z Austrią. Zrobiliśmy 675km. No i tam zaczął się coś jakby czeski film Zajechaliśmy do miejsca naszego spoczynku w miejscowości Rakvice. W opisie na booking.com pensjonat jest położony w pięknej morawskiej okolicy, na łonie natury. Jak to bywa..rzeczywistość trochę od tego odstawała ale mniejsza o to. Skład budowlany po drugiej stronie ulicy także miał swój urok. Pewien drobny problem leżał gdzie indziej. - Marcin, to tu? - Garmin twierdzi że tak. - Ale przecież to jest kompletnie pozamykane, tak przynajmniej wygląda. - Hmm...zobaczmy... Brama zamknięta, recepcja zamknięta, nr telefonu nie odpowiada. Po kilku próbach po dłuższej chwili dodzwoniłem sie i z tego co zrozumiałem z czeskiego Pani jest w Brnie i co prawda będzie za dwie godziny ale nie kojarzy żadnej rezerwacji. Nastąpiły nieco nerwowe chwile, wszak nie mieliśmy ze sobą namiotu i nie planowaliśmy noclegów na łonie natury. Pytanie brzmiało - czy szukać czegoś innego czy liczyć że jednak faktycznie ktoś dobytek otworzy. Szukanie czegoś innego wyszło tak sobie, zatem przekonałem Monikę że poczekamy - bo nie było jakoś bardzo późno. Ostatecznie wszystko wyszło pozytywnie bo jakiejś 1,5 godziny Pani się pojawiła, dużo mówiła po czesku z czego niewiele kumaliśmy ale wywnioskowałem że była u lekarza, przeprasza itd. itp. W ramach rekompensaty za zamieszanie dostałem nawet garaż dla Trampka: Ośrodek w środku był zupełnie OK, choć dziwnie bo był kompletnie pusty. Nie wiem czemu przypominał mi się film "Lśnienie" :smile: Dzień zakończyliśmy godnie, z piwem w ręku na tyłach ośrodka gdzie był zupełnie przyjemny staw i dobry klimat na odpoczynek: Cdn. |
18.05.2014, 13:15 | #2 |
Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: kraków
Posty: 20
Motocykl: Tenere 1VJ
Online: 6 dni 16 godz 29 min 59 s
|
Zimny znajdziesz czytelnikow nie boj nic!
Brak napinki zawsze sie obroni P.S. Pięknie ogarnałes tego trampka! Tomek w sierpniu mi go pokazywal i sam wiesz, ze wtedy na swoj rocznik wygladal raczej srednio, a teraz... Brawo. |
18.05.2014, 13:38 | #3 |
trampkarz emeryt
|
Kupowałem go ze świadomością że wygląda jak wygląda, taki trochę zapyziały był - jednak przez zimę sporo udało się ogarnąć Ale liczba garażogodzin była spora bo chciałem wszystko tip-top zrobić - np. na lagach jest 5 warstw srebrnego lakieru i 7 bezbarwnego :-)
Kluczem do tego że go kupiłem była całkiem dobra cena i stan techniczny który jest bez zarzutu |
18.05.2014, 13:46 | #4 |
Dawaj, dawaj. Rejon docelowy bardzo fajny a dojazd i jazda asfaltami to nic złego. Ja z miłą chęcią poczytam.
|
|
18.05.2014, 16:42 | #5 |
trampkarz emeryt
|
Dzień 2 - 24 kwietnia 2014
W cenę pokoju mieliśmy wliczone śniadanie. Nie spodziewaliśmy się szału ale biorąc pod uwagę że kolacją było puree ziemniaczane i zupka chińska a sklepów w okolicy nie szukaliśmy - perspektywa odjazdu z pełnym żołądkiem była fajna. Umówiliśmy się z Panią zarządzającą obiektem, że śniadanie będzie o 6:30 bo o 7 chcieliśmy ruszać (wolimy zawsze wcześniej wyruszyć żeby mieć zapas czasu wieczorem). Gdy już koło 7 chcieliśmy ruszać pojawił się człowiek który potwierdził że śniadanie będzie. Cóż, Czechy - pewne rzeczy zaczynałem już rozumieć. Czas jaki miałem wykorzystałem na dokarmienie Trampka drobną porcją oliwy. Co warte odnotowania - zostaliśmy nakarmieni solidnie, jednak pierwszy raz jadłem jajecznicę....nie przepraszam - cebulę z dodatkiem jajecznicy. Myślę że było to 60% cebuli i 40% jajek. Iście niezapomniane przeżycie, czułem to danie chyba aż do Grazu a może do okolic Klagenfurtu. No i dzięki temu upewniłem się że mam w ciuchach odwrotnie wszytą membranę - i do tego całkiem szczelną! Austria robi przyjemne wrażenie, szczególnie nieduży ruch na przelotowych autostradach. W wiedniu nieco postaliśmy w korkach ale bez tragedii, pogoda wymuszała założenie kurtek przeciwdeszczowych ale bardziej jako ocieplaczy - padało sporadycznie i przelotnie. Za Grazem widoki stawały się coraz ciekawsze - jak na autostradę. No powiedzmy...dla mnie każde górskie widoki są piękne i nie jestem obiektywny. Zatrzymaliśmy się w przydrożnej knajpie przed Klagenfurtem. Podjąłem się zamówienia kawy i jakiegoś jedzenia. - Good afternoon, I'd like to order two coffee's, spaghetti and chips. - Hallo, zwei Kaffee und Würstchen! - ..... two coffees, spaghetti, and chips - french fries - Ja! Kaffee, Spaghetti und Würstchen - Whatever.. Pokazywałem jak mogłem że chodzi mi o same frytki (zestaw składał się z frytek i kiełbaski) ale poniosłem porażkę. Natomiast później dotarło do mnie - że to przecież oczywiste i że to ja byłem stroną oporną! To przecież było tak jak w "Misiu" - Dwie kawy i dwie wuzetki… I co jeszcze?! - Dlaczego „dwie kawy i dwie wuzetki”? - Kawa i wuzetka są obowiązkowe dla każdego! Pogodziłem się z tym że zestaw jest zestaw i nie ma odstępstw. Bariera językowa także robiła swoje. Później wynikła sytuacja która była przebojem wyjazdu ale o tym opowiem na samym końcu relacji bo i zdaliśmy sobie z niej sprawę dopiero po paru dniach. Śmiejemy się z tego cały czas Jadąc dalej trafiliśmy do Włoch - dużo tuneli, diametralna zmiana jeśli chodzi o ilość samochodów i styl jazdy kierowców. Licząc od okolic Udine zrobiło się zdecydowanie dynamicznie, przepisy z tego co widziałem są traktowane raczej jako sugestia niż obowiązek. Zrobiło się też zdecydowanie cieplej i słonecznie. Po pomyleniu zjazdu z autostrady, przejechaniu zaskakującej ilości rond (ulubiony chyba typ skrzyżowania w Italii) dotarliśmy na półwysep pod Wenecją, zwie się chyba Jesolo, a nasz camping z bungalowami zwał się Ca'Berton Village. Zdecydowanie polecam, czysto, schludnie, klimat fajny. Na wieczór i odpoczynek zamówiliśmy...to chyba oczywiste Pizza miała być na 4 osoby, do czego zawsze podchodzę z lekceważeniem. Tym razem jednak przerosła nasze możliwości, chyba z 1/3 się ostała. Szybki wypad po piwo i relaks bo jutro atakujemy właściwą Wenecję. Zrobiliśmy tego dnia 720km. CDN. |
18.05.2014, 18:09 | #6 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 9 min 47 s
|
Czytam z uwagą!
|
18.05.2014, 21:54 | #8 |
Zimny,Dawaj,Dawaj
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743 Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin...... |
|
18.05.2014, 23:24 | #9 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Frankfurt/M
Posty: 987
Motocykl: Elefant 944ie
Przebieg: 54420
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 2 dni 12 godz 4 min 21 s
|
Również jestem ciekaw dalszych części. Co do stylu jazdy to ja tak śmigałem do tej pory, ale autostrady zaczęły mnie męczyć i 2 razy nawet przysnąłem jadąc.
Tylko dopisałbym jeszcze: więcej zdjęciów!
__________________
Cagiva Elefant 944ie - jedyne co się może popsuć podczas jazdy to pogoda! |
18.05.2014, 23:31 | #10 |
trampkarz emeryt
|
Autostrady były takim kompromisem - chcieliśmy jak najwięcej pojeździć po zalej Italii i Słowenii. A więcej zdjęciów? Proszę bardzo
Dzień 3 - 25 kwietnia 2014 Po lepszym zapoznaniu się z browarem Peroni (jestem miłośnikiem piwa) wyspaliśmy się porządnie w naszym mini domku. Poranek zaczął się tradycyjnie.. - Monia, wstawaj! - Chcę kawy! -.... Leniwie zaczęliśmy się ogarniać przy pięknych warunkach pogodowych: Dzięki poradom obsługi kempingu (naprawdę świetni ludzie) wiedzieliśmy dokładnie że mamy pojechać na motocyklu do Punta Sabbioni, zaparkować na parkingu za 5 E do końca dnia i iść na kurs łajbą do Wenecji właściwej za jedyne 14 E od osoby, za to w cenie podróż w obie strony w ciągu 12 godzin. W sumie to jadąc kolejny raz do Wenecji na pewno nocowałbym na tym półwyspie i na tym samym kempingu - jest naprawdę fajnie a kurs łajbą jest przyjemny i widokowy - wszystkie wysepki się mija i jest na czym oko zawiesić. Dopłynęliśmy na miejsce... Tu nastąpi wybór zdjęć z Wenecji. Pierwszy szok to była ilość turystów, drugi to całokształt. Naprawdę ciekawe miejsce, można poczuć te wszystkie lata historii jakie skrywają mury tego miasta. Mimo turystów - bo przecież sami nimi jesteśmy. Zbyt mało wiem o architekturze, sztuce żeby Wam opisywać poszczególne miejsca. Moim zdaniem w takiej Wenecji najlepiej iść przed siebie i się zwyczajnie zgubić. Tak zrobiliśmy i pomógł nam w tym garmin który notorycznie gubił sygnał w wąskich uliczkach pośród wysokich murów Jak widać poniżej plac Św. Marka na brak ludziów nie narzeka Most westchnień... naprawdę wzdychałem gdy przeciskaliśmy się na drugą stronę Stwierdziliśmy że są też mniej oblegane miejsca: Powrót do bardziej turystycznej rzeczywistości: I mój faworyt - przebijanie się przez ten mostek przypomniało mi przystanek woodstock w Żarach w 2003 roku i zbliżone zagęszczenie ludziów: Późne popołudnie, czas odpływać: Po powrocie na kemping mój instynkt podpowiadał mi że gdzieś w pobliżu jest morze! Po ustaleniu naszych współrzędnych GPS i określeniu kierunku do plaży - wyruszyliśmy. 200m od kempingu zastaliśmy taki oto widok: Chyba nie muszę mówić że piwo, mimo że marnej jakości to na tym kamiennym molo smakowało doskonale? Monika nie złowiła dziś żadnego kota ale wracała z pełnymi garściami muszli które miałem za zadanie dowieźć do Polski w stanie nienaruszonym.. dzień niniejszym zakończył się jak poniżej: Dodatkowo, siędząc przed mini domkiem stwierdziłem że zostałem "włatcą móch"! Na zakończenie dodam tylko że jadłem w Wenecji chyba najlepszy w życiu makaron z pesto Ciąg dalszy wkrótce... |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Włóczęga po kraju 15-30 Lipca | KML | Umawianie i propozycje wyjazdów | 13 | 14.07.2011 23:46 |