|
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
23.12.2020, 15:39 | #1 |
[Alpy Zachodnie, 2020] Jak nieszczęśliwe złożenie przypadków, w zakochanie się obróciło
W tym roku niedostatek wyjazdów i relacji, co oczywiście jest podyktowane świrusem, ale powoduje ogólne wk@#!§&nie narodu i dyskusje idą w złym kierunku.
Mam nadzieję, że moje bazgroły rozgrzeją serca braci wyprawowej i nakierują myśli na właściwe tory:-) PROLOG: Z małego nieszczęścia, wielkie plany i ... kolejne nieszczęścia Planowałem wypad do mojej destynacji od conajmniej dwóch lat. Ale jak to w życiu, zawsze coś. W Październiku zeszłego roku, tj. AD 2019, wszystko już było dopięte na ostatni guzik, ale ... no właśnie coś. Wywaliłem się, połamałem żebra. Koniec końców, skończyło się ponad 2 miesięcznym rozbratem z motocyklami. Szczęście w nieszczęściu, ubezpiecznie zapłaciło za naprawę moto i zwróciło za ciuchy. Tyle dobrze. Ja wydobrzałem po około 8 tygodniach. Mając dużo czasu i trochę wolnej kasy + ta z ubezpieczenia, zacząłem ćmić o azjatyckich stanach. Z uwagi na ograniczenia czasowe, raczej planowałem przelot, niż jazdę na kołach. Pozostała kwestia czy transport motocykla czy wynajem. Dla mnie taniej, wychodził wynajem z uwagi na dodatkowe koszty transportu do PL + koszt T1. Dogadałem się wstępnie z Dragonami i spokojnie kompletowałem sprzęt, trochę pisałem tutaj o sprzęcie i eksperymentach z bagażem, i ciuchy. Zacząłem przygotowania kondycyjne i zaplanowałem podszkolenie się z jazdy Enduro w marcu. Jeszcze w maju wyjazd kontrolny na TET na Sardynię, żeby sprawdzić sprzęt i w lecie wio Przyszły ferie zimowe, wyjazd na narty, jednak ja już żyłem szkoleniem Enduro, ale... no właśnie, znowu peszek. Wywaliłem się na nartach jadąc z dziećmi po śmiesznie łatwym stoku przy idealnych warunkach. Jeżdżąc na nartach kilkanaście lat, do tego momentu, nie miałem poważniejszej kontuzji. Tym razem, złamana ręka w nadgarstku. Nosz, ku#@a! Na granicy obłędu dzwonię i mówię, że na szkolenie nie przyjadę. Szukam, pytam czy ktoś nie chce wziąć terminu. Jest początek marca, problem świrusa właśnie nabrzmiewa, czego będąc zaaferowany swoją sytuacją, zupełnie nie odnotowałem. Nic dziwnego, że nikt nie chce przejąć terminu! Myślałem, no nic kasa pójdzie w błoto. Życie jest dziwne, i czasem wróg twój, zdaje się twoim przyjacielem, ale w tym momencie moje myśli zbyt jasne nie były. Od tego momentu sytuacja ze świrusem poleciała jak z bicza. Miałem lecieć do Andaluzji w poniedziałek, w niedzielę zdaje się, Hiszpania zamknęła przestrzeń powietrzną, loty anulowane, szkolenie przesunięte na następny rok. Myśle: przynajmniej kasa, nie pójdzie zupełnie w kanał, co sprawiło, że trochę lepiej mi się zrobiło na duchu. W środku swirusa po 6 tygodniach od wypadku, zdejmują mi gips. Prawa ręka jak kołek. Prawie 0 ugięcia. W międzyczasie podreperowałem się trochę mentalnie, wiec chcę walczyć ... ale fizjo zamknięte przez swirusa. Sprawdzam, i o dziwo, jeszcze tydzień i mogę startować z fizjo. Maseczki obowiązkowe, ale mogę działać. Umawiam się do pobliskiego zakładu na 1 wizytę. Ma dobre oceny w googlu. Idę, a tam fizjoterapeutką okazała się przepiękną dziewczyną. Jej bałkańskie geny sprawiają, że jest bardzo w moim typie. Myślę, przynajmniej będę przychodził chętnie. Tutaj nieskończenie się myliłem. Pierwsza sesja luz, od drugiej do ostatniej, na każdej z 18 wyłem z bólu,z epizodami, że w trakcie fizjo nie mogłem się zdecydować czy zesrać się w gacie czy zgrzygać na moją atrakcyjna fizjoterapeutkę. Chyba dzięki konsternacji, utrzymuję wszelkie płyny w środku. Z ręka jest lepiej. Dziewczyna jest dobra w tym co robi, ale po ostatniej sesji, bez żalu się żegnam z nadzieją, że nie będę musiał ponownie oglądać jej, bądź co bądź, przyjemnej aparycji. Jest 2 połowa maja. Oczywiście Sardynia anulowana, ale kasa nie przepadła. Powoli zaczynam jeździć na moto. Nawet po szosie nie jest łatwo. W ręce odzyskałem około 70% zakresu ruchu i jest ciagle dość słaba. Awaryjnego hamowania bym nie wytrzymał i po 4h jazdy, czuje wyraźny ból. Ale wraca pomysł, z września poprzedniego roku, żeby w końcu pojechać w zachodnie Alpy. Jest już data otwarcia granic i nic nie wskazuje żeby się nie dało. Urlop zaklepany od 4 lipca 3 tygodnie, bo przecież miałem do stanów lecieć. Czasu na Włochy i trochę Francji jest dość. Zapowiada się niespieszny wyjazd. Czad. Przed wyjazdem postanowiłem dać jeszcze szansę NATce w terenie. Po obuciu jej w bojowe opony i wyjeździe na pobliski TET, doszedłem do wniosku, że przyspieszę moje poszukiwania lżejszego moto. Rozważania na ten temat, opisałem tutaj. Tak czy inaczej 2 dniowy wyjazd, po długich miesiącach siedzenia w domu, był przyjemną odmianą. 7B5F3E60-1710-42CA-9891-978022811EAB.jpg 78F4795E-B40B-4560-860B-69D681D56364.jpg Trochę popróbowałem różnych duali i po próbach, wyszło mi, że poszukiwania zawężam do 701 albo 690 od 2019. Nie bardzo chciałem nowe moto, z uwagi na utratę wartości, ale silnik w tych maszynach jest jedwabny jak na singla. Husqa wydaje się trochę gładsza, w sposobie oddawania mocy. Była nawet u pobliskiego dilera 701 demo z nalotem 50km. Myślałem, wezmę ja na dzień i zobaczę jak się sprawuje w terenie. Z ręka w międzyczasie było lepiej, a kalendarz wskazywał połowę czerwca. Defacto otworzyli granice w międzyczasie. Diler się zgodził na wynajęcie, a jak ją wezmę to cena wynajmu pomniejsza cenę zakupu, która jak na praktycznie nowe moto, nie jest zła. Fajnie. Diler uczula mnie, żeby nie pałować, bo moto na dotarciu. Słuchając prośby dilera, grzecznie pojechałem polatać trochę na okoliczny odcinek TET, ten sam co objechałem na NATce. Niezbyt to trudny teren z duża ilością odcinków po czarnym. Było za to dość gorąco. Motor petarda. Po około 200km, nic mi nie przeszkadza, tak żebym go nie chciał. W porównaniu do NATki w lesie, jak sarenka przeskakuje po korzeniach. Motorka nie wykładam nawet raz, nawet jednej ryski nie nabył. Myślę: w razie âWâ mogę oddać z czystym sumieniem dilerowi. Bliżej końca dnia, na podjazdach jakaś taka słaba mi się wydaje, no i wentylator chodzi jak szalony, ale jest gorąco, ja też spocony jak mops. Nic, dzień się kończy, pora wracać do domu, a jutro podjechać do dilera i powiedzieć ze biorę! W drodze powrotnej na 1 napotkanym czerwonym świetle, odpuszczam gaz a motocykl sam hamuje. WTF!? Zatrzymuje się i w końcu czuje woń spalonego sprzęgła albo hamulców. Zsiadam z moto i próbuje zepchnąć na chodnik, żeby oblukać co się spiermandoliło. Motocykl ledwo się toczy. Odpalam i z ledwością podjeżdżamy pod krawężnik. Szybki lookens. Tylny hamulec ugotowany. Tarcza filetowa. Śruba regulacyjna od dźwigni, nie była skontrowana poprawnie. Śruba wykręciła się na wertepach i hamulec coraz bardziej się zaciskał. No nic, czekam aż wszystko przestygnie. Wkręcam śrubę ręką i wracam do domu. W domu łączę w głowie kropki. Nowy motocykl na dotarciu, obciążony ponad miarę ciągłym hamowaniem. Tylna tarcza do wymiany, klocki i pewnie płyn. Może łożysko od strony tarczy tez dostało. Zacisk był tak gorący, że ślina się gotowała. Zapada decyzja, nie chce tej sztuki, za duże ryzyko. Trochę niezręczna sytuacja! Jadę do dilera z duszą na ramieniu. Mówię, że moto zajebiste, ale jest problem z hamulcem. O dziwo Panowie podchodzą profesjonalnie. Przepraszają, za kłopot. Pytają czy biorę, mówię że nie tę sztukę. Pytam czy mogą nowe mi sprowadzić, co oznacza, że zapłacę cenę z cennika. Jestem już pewny że chcę ten motocykl i jestem podjarany perspektywą alpejskich szutrów, wiec przeboleję pełną cenę. Dzwonią dnia następnego i informują, że nowe będą mieli dopiero z rocznika 2021. Nosz ... wiadomo co! Dzwonię, ślę maile, po okolicznych dilerach. Nikt nie ma! Pogodzony, że pojadę na NATce, na początku lipca dzwoni do mnie diler, oddalony około 70km od mojego domu, że rezerwacja się zwolniła i mają wolną sztukę. Szybka negocjacja, oczywiście już tak korzystnie nie jest, ale... przynajmniej trochę akcesoriów dostaję w cenie. Ubezpieczenie, rejestracja. W międzyczasie kupuję wszystko co miałem zaplanowane jako akcesoria, bo po sytuacji z brakiem moto nie zamawiałem niczego, żeby mnie nie wkurwiało walając się po regałach. Moto do odbioru dopiero 11 lipca. W sumie miałem dużo roboty, więc luz. Dwa tygodnie, na pobliskie Włochy powinno ciagle wystarczyć. No i jest.. 1D80A1A3-373D-4180-82F8-E76FCAFAED80.jpg Ostatnio edytowane przez wojtekk : 26.12.2020 o 19:03 Powód: Dodane na prośbę autora: [Alpy Zachodnie, 2020] |
|