18.03.2024, 21:42 | #1 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 2 min 26 s
|
Iran 2022 – tym razem naprawdę!
- Ty jednak byłeś w poprzednim wcieleniu kotem i dlatego cię tak ciągnie do tej wielkiej kuwety!
Tak oto najukochańsza małżonka podsumowała moje wysiłki, aby w naszą podróż po Iranie wpleść jak najwięcej pustyni Ja tymczasem siedziałem nad modyfikacją planu naszej podróży z 2019 roku do Iranu. Allah po raz kolejny dał nam (oraz niestety chyba całemu światu) lekcję pokory. Znów uświadomiliśmy sobie, jak niewiele w gruncie rzeczy zależy od nas. Mało tego, że – z racji covidu – podróż trzeba było odłożyć na 2 lata, to przez wybuch wojny na Ukrainie droga powrotna nie będzie przebiegać, jak planowałem pierwotnie: przez Azerbejdżan, Rosję i Ukrainę. Nie zobaczymy Baku, stepów po drodze do Elisty czy też ogromnego posągu Buddy w churule w Eliście. Nie będzie romantycznie – nie jedziemy już Harleyem. Będzie za to… jakby to ująć: „praktisch” czyli po prostu praktycznie. Nasz motocykl to wybrany trochę mniej sercem, a w większej części rozumem - BMW GejeS 1250. Nadaje się do dalekiej jazdy we dwoje, pokona lekki teren, da się go wygodnie zapakować. Choć podczas jazdy nie czuć tego charakterystycznego bicia mechanicznego serca (jakie było w Harleyu), potrafi pokonywać kilometry, przenosić nas do innych ludzi, miejsc i krajów. Towarzyszy nam w podróżach (a może to my – jemu?) od jakiegoś czasu – we wrześniu będzie to już 3 lata, zaś za nami już ponad 38.000 wspólnych kilometrów. Trochę zdążyliśmy się więc polubić. Formalności w stylu: zaproszenie, wiza, carnet de passage załatwione. Było o tyle łatwiej, że tę drogę już przechodziliśmy 3 lata temu: wystarczyło powtórzyć. Wielkimi krokami nadchodzi dzień wyjazdu. W piątek robimy pakowanie, żeby w sobotę z samego rana wystartować. Robię jeszcze pamiątkowe zdjęcie przebiegu, który – mam nadzieję już jutro – przyzwoicie wzrośnie. 1.jpg Ponieważ jedziemy we dwoje, także relacja naszej wycieczki powstała dzięki 2 osobom: oprócz mnie część tekstu napisała Ania, a całość nie powstałaby gdyby nie jej zdjęcia oraz oczywiście notatki. Dzień 1 – sobota, 16 lipca 2.jpg Wstajemy o 5:30. Wyglądając za okno szału nie ma – na termometrze raptem 13 stopni. Ale słonko świeci! Na szczęście nie przytrafiły nam się żadne plagi egipskie w stylu zapalenie spojówek czy przeziębienie; psie zdrowie także nie spłatało żadnego figla Tradycyjnie już wybierając wschodnie kierunki rozpoczynamy naszą podróż słowami: Bi ismi Allahi ar-rachmani ar-rachim, oddając się pod Boską opiekę. Bez bicia przyznaję się, że tym razem nie przygotowałem się do podróży jak należy – ze słów po Irańsku znam zaledwie kilka w stylu: dzień dobry, dziękuję, Polska czy do widzenia. No dobra, jeszcze dwa: hoda – Bóg i kos – cipa. Nie jestem przekonany, czy tego ostatniego użyję na wakacjach Pierwszy raz od dłuższego czasu, wyjazd rozpoczyna się zgodnie z planem. No prawie... Start był zaplanowany na godzinę 6, ale finalnie wyruszyliśmy o 6:30. Przez Polskę droga idzie szybko, jedziemy prawie cały czas 140 km/h, a motocykl spala ok. ok. 8 litrów. Ojczyzna żegna nas jednak szarością nieba i chmurami. Zimno; Żabie z nosa lecą gile: „Przewidywałam taki scenariusz, więc mam na sobie merynosy, skórzane portki i dodatkowo pełny zestaw kondomów, ale i tak mogłoby być cieplej, cóż … ogrzewa nas nadzieja dotarcia do najcieplejszego miejsca na ziemi – na pustynię Lut.”. Granicę z Czechami przekraczamy ok. godz. 10. Zielono. Witają nas bunkry i PGRy. Temperatura trochę wzrosła - 20 stopni. 3.jpg 4.jpg W Czechach remonty autostrady, mijanki przy robotach. Jazda jest słaba, ponieważ nie ma wyznaczonych i oznaczonych żadnych objazdów. Jesteśmy zdani na GPS. Na Słowację wjeżdżamy ok. godziny 11 i pokonanie tego niebagatelnego kraju zajmuje prawie 4 godziny… Szczęśliwie na niebie słońce i 22 stopnie. 5.jpg Jakieś 50 kilometrów przed Budapesztem ruch na autostradzie znacznie się zagęścił i zrobiły się straszne korki. Przekrój współtowarzyszy drogi jest naprawę światowy: Niemcy, Holendrzy, Belgowie, Anglicy, choć w 99 % twarze ciemne z wąsem, zaś samochodowa moda stawia na burki i chusty. Przy drodze bardzo mało drapieżnych ptaków, które lubię obserwować podczas jazdy i na które tutaj liczyłam (zawsze były), ale może dzisiaj to nie jest ich dzień. Krótko przed serbską granicą, na jednym z postojów dla rozprostowania kości, zagaduje nas kierowca tureckiego tira. Pyta czy mamy ochotę na herbatę. Cóż to za pytanie – zawsze mamy! Nie ma popeliny, jest czajniczek z prawdziwego zdarzenia. Tak mnie ucieszyła ta herbata, iż finalnie chwytam szklaneczkę, z której poprzednio pił pan tirowiec . Na pytanie jak obecnie żyje się w Turcji, mówi że dobrze, że jest praca i jakoś wiele się nie zmieniło pomimo inflacji. Wypijamy dwie kolejki herbaty, dziękujemy i lecimy dalej. Jazda idzie pięknie, temperatura rośnie. O porannym chłodku już prawie zapomnieliśmy 6.jpg Na kilka kilometrów przed granicą z Serbią korek jak cholera. Pech chciał, że to kolejka do granicy. Jeśli staniemy na jej końcu, to może rano ujrzymy Serbię. 7.jpg Co robić? Przepychamy się środkiem, bokiem, poboczem, rowem, potem znowu środkiem i rowem. Jak to dobrze, że jedziemy Gejesem! Rozlega się dźwięk klaksonów; czy to na nas? Chyba niestety tak... Blisko granicy do kolejki wpuszczają nas 2 babeczki w chuście. Mamy 3 kolejki do wyboru, ale jak to bywa – obstawiamy tę złą. Bus tarasuje drogę. Chłopaki z samochodu obok pokazują aby wpychać się na pierwszego. Cóż robić, skoro tak nalegają ? Celnik wziął paszporty, podbił i oddał – całość 40 sekund. Jedna wspólna granica. Serbio witaj! Jest godzina 19. Śpimy już w Serbii, zaraz za granicą, w miejscowości Horgos. Meta u prywatnej osoby. Cena 2500 RDS, ale nasza pani gospodyni mówi, że nie ma jak wydać i bierze 2000. Finalnie po rozmienieniu pieniędzy zostawiamy jej rano na stoliczku 500 zgodnie z pierwotnymi ustaleniami. Miasteczko bardzo ładne. Są tu ponoć termy i jest duże jezioro – ale nie sprawdzaliśmy. Dużo pięknej, starej drewnianej zabudowy; domy z rzeźbionymi gankami, drewniana brama do parku. Tankujemy naszego osiołka po 199 dinarów za litr. W miasteczku duży market – ceny jak w Polsce, no może trochę wyższe. Ogólnie jest trochę knajpek. Siedzi w nich dużo ludzi. Jedzą, piją, śmieją się – pełny tryb wakacyjny. Zasiadamy w lokalu, w którym nie ma tłumów, ale za to zacnie pachnie pieczonym mięsem. Nos nas nie zawiódł. Jemy przepyszną plejskavicę i cevapy, pijemy dużo schweppsa (nigdzie nie smakuje tak, jak na wakacjach). Płacimy za wszytsko 1200 RSD. Nie dajemy rady zjeść bułek, które otrzymaliśmy do mięsa – będą idealne na jutrzejsze śniadanie. Ok 22 idziemy spać. Za oknem świerszcze i gwiazdy. Podsumowanie dnia to: pełne brzuchy i pryszcze na tyłku oraz 1070 pokonanych kilometrów. 8.jpg 9.jpg |
18.03.2024, 23:00 | #3 |
Zarejestrowany: Mar 2018
Miasto: KLI
Posty: 240
Motocykl: RD07, CRF1000
Online: 4 tygodni 1 dzień 10 godz 28 min 20 s
|
nieźle się zapowiada, dajesz Panie...
PS. 8L/ 140km/h nie mało |
19.03.2024, 10:03 | #4 |
Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,684
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Online: 2 miesiące 2 tygodni 4 dni 3 godz 13 min 0
|
zasiadam do czytania
|
19.03.2024, 13:25 | #5 |
Czyta się
|
|
19.03.2024, 16:33 | #6 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Posty: 560
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 1 dzień 20 godz 52 min 22 s
|
Tragedii nie ma. Przy takim przelocie miałem taki spalanie transalpem sześćsetnym, ale co to była za jazda Do tego 1l oleju na 1000km
Będę czytał
__________________
Kto prędko daje, ten dwa razy daje. |
19.03.2024, 21:57 | #7 | |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 2 min 26 s
|
Cytat:
Kiedyś próbowaliśmy (oczywiście na niemieckich autostradach) jechać ciut szybciej, aby zaoszczędzić trochę czasu na przelotach. Okazało się, że jest to zupełnie bez sensu, bo spalanie poszybowało ostro (10-12l), a czas zaoszczędzony przez szybką jazdę, traciliśmy na częstych postojach na tankowanie. |
|
22.03.2024, 20:40 | #8 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 godz 2 min 26 s
|
Dzień 2 - niedziela, 17 lipca
Pobudka o 5. Trochę nie możemy się zebrać, ale udaje się wystartować o 6. Zostawiamy senny o tej porze Horgos za sobą i kierujemy się w stronę autostrady, którą zamierzamy pokonać całą Serbię, Bułgarię i dotrzeć do Turcji. Naszą uwagę przykuły poparkowane jak popadnie wzdłuż drogi samochody, w których spali ludzie. Pewnie czekali ładnych kilka godzin na granicy, a do Serbii wjechali nad ranem i usiłowali złapać choć kilka godzin snu. 10.jpg Na chwilę obecną pusto na drodze, 20 stopni, trochę leniwego słońca i chmury. Wreszcie widzimy wesołe pola pełne słoneczników - te zawsze będą nam się kojarzyć z wakacjami ! 11.jpg Ruch jednak dość szybko robi się duży. Ciekawe czy na granicy przyspieszyli tempo, czy jednak wystartowali ci, którzy spali w samochodach na poboczach dróg. Po drodze tylko tankowanie - za paliwo płacimy prawie 9 zł za litr. Pijemy 2 kawy za 490 RDS. Droga jakoś idzie. Wreszcie widzę moje ulubione drapieżne ptaki, na które tak czekałam. Siedzą dumnie na słupkach lub na ziemi pośród skoszonych zbóż. Na kolejnej stacji benzynowej podchodzi do nas rudy piesek. Jest łasy na głaskanie i przytulanki. Gdy sięgam do kufra po kiełbasę już macha ogonem. Na drodze mijamy gościa w łaziku, który na miejscu pasażera wiezie cielaka. Później widzimy upchane warstwowo w wózku ciągniętym za samochodem pokaleczone świnki - nie da się na to patrzeć. Domy przy autostradzie wyglądają strasznie biednie. Wydaje się, patrząc na ceny produktów w sklepie i noclegów, że jest tu duże rozwarstwienie społeczne. Niedaleko Belgradu mijamy brązowy znak. Wskazuje on na wzgórze Avala na którym stoi mierząca 204 metrów wieża telekomunikacyjna o tej samej nazwie. Oryginalna wieża została zniszczona w czasie nalotów NATO w czasie wojny kosowskiej w kwietniu 1999 i była o 2 metry niższa. Ta, którą widać obecnie, została zrekonstruowana w latach 2006 -2009. Obecnie na jej 122 metrze znajduje się punkt widokowy, a na 119 kawiarnia. Tyle razy już ją mijaliśmy - może kiedyś uda się na nią wjechać oczywiście windą 12.jpg Na trasie spotykamy Janka na... NAT, który jedzie do Gruzji (pozdrawiamy). Na razie samotnie, bo na miejscu ma dołączyć do niego żona, która leci samolotem. My jedziemy trochę szybciej, więc rozdzielamy się. 13.jpg Z Jankiem ponownie spotykamy się przed granicą z Bułgarią. Duży korek, lecz jest tak gęsto, że nie można się przecisnąć motocyklem. Najpierw tankujemy. Finalnie, dzięki uprzejmości ludzi, po 100 uśmiechach i podziękowaniach, wciskamy się na klika samochodów przed granicą. Przed godziną 14 wjeżdżamy do Bułgarii. Doliczamy do aktualnego czasu godzinę. Tu jazda autostradą jest o wiele szybsza, ale nie może być za dobrze. Znowu trafiamy na remonty, więc trochę szutrów zaliczonych. Zrobiło się ciepło - 36 stopni. Zatem mnie, nadal ubraną we wszystko co mam, morzy sen. Większość drogi przez Bułgarię przesypiam. Przez przebłyski świadomości widzę, że bułgarskie służby drogowe trochę się ogarnęły z krzakami, które kiedyś były tak bujne, że wchodziły na drogę. Dzięki temu widać też trochę pól uprawnych, słoneczniki. Dużo pustostanów, ruder, opuszczonych wielkich fabryk. 14.jpg Przed granicą z Turcją (Płovdiv) kolejkowa powtórka z rozrywki: przecież w końcu wszyscy jedziemy w tym samym kierunku. Tu już stoimy karnie razem z samochodami. Granice są dwie: na bułgarskiej celnik rzucił okiem na rejestrację i nas puścił. Turecka z racji bardzo wielu otwartych stanowisk poszła także sprawne. Zaraz za przejściem witają nas znane nam już minarety białego meczetu. 15.jpg Fajnie jest tu wracać. W pierwszym możliwym punkcie - czyli niedaleko od granicy, zatrzymujemy się aby zapytać o naszą winietkę na autostrady. Okazało się, że można ją bez problemu "przenieść" ze starego motocykla na nowy. Tak też robimy. Dodatkowo ładujemy ją maksymalną możliwą kwotą 100 lir tureckich. Plan jest taki aby spać na przedmieściach Edirne, które już z daleka wita nas wieloma minaretami. Pierwszy hotel, który wypatrzyłam zastrzelił nas ceną - 120 euro. Drugi APlus kosztuje 32 euro. I tu zostajemy Meta całkiem zacna. Są 2 pokoje - jeden dzienny, drugi - sypialnia oraz kuchnia i łazienka. Na stanie mamy również kota Pamuka. Pamuk z liczymi ranami poniesionymi zapewne w ulicznych bojach jest "kotem nadwornym". Śpi na hotelowych kanapach i ma hotelową wyżerkę. 16.jpg 17.jpg W drodze do sklepu po wodę spotykamy kolejnego psa, który zamiast kiełbasy wolał głaskanie. Wciągamy po lodziku i o ok 21:30 idziemy spać. Siadanie zaczyna się o 7, wcześniej nie ma szans. Wyłączamy klimę, otwieramy okno i do łóżka. Ten dzień zamykamy wynikiem 898km. |
22.03.2024, 20:59 | #9 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 13 godz 49 min 29 s
|
Czyta się, pisz
|
22.03.2024, 21:04 | #10 |
Ten dzień zamykamy wynikiem 898km.
Nieźle dajesz, mnie upały powyżej 30 zabijają albo to pesel.
__________________
kto smaruje ten jedzie |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
IRAN wiosna 2022 | syncronizator | Azja | 18 | 20.10.2022 23:53 |
"PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND" | adamsluk | Polska | 36 | 18.03.2016 19:48 |
Ile naprawdę kosztuje SHOEI Hornet ?:) | MChmiel | Kaski | 7 | 27.01.2010 11:38 |