10.01.2013, 18:42 | #1 | |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Rodopy offem. Długa relacja z krótkiego wypadu. [Czerwiec, 2012]
Udało mi się po raz pierwszy spisać jakąś relację od początku do końca. Pisałem ją "na bieżąco" na forum ADV ale nie wszystkie czarnuchy mają tam konto, a myślę, że obszar opisany w relacji może być dla wielu ciekawą propozycją w nadchodzącym sezonie "wycieczkowym", no i tradycyjnie chciałem pochwalić się swoim niezwykłym męstwem
Cytat:
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. Ostatnio edytowane przez JARU : 06.02.2013 o 09:00 Powód: dodanie daty wyjazdu w tytule tematu |
|
10.01.2013, 18:52 | #2 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Na miejscu Krzysztofowi udzieliliśmy krótkiego instruktażu, siląc się na znawców tematu, zachowując mentorski ton i nonszalancki wyraz twarzy, co akurat mnie przychodzi najłatwiej. Już pierwsze kilometry rozwiały złudzenia co do lajtowości trasy. Górska serpentyna pięła się stromo wzwyż i była usłana kamieniami. Krzysiek radził sobie nad podziw dobrze od razu załapał jazdę na stojąco i pozycję. Myślę, ze to dzięki temu ze sporo i dobrze jeździ na nartach. Trochę odetchnęliśmy. Niestety na którymś z ostrych zakrętów złapał uślizg w kałuży z błotem i wylądował na poboczu. Solidnie gruchnął barkiem. Znam go od lat i wiem jak bardzo jest odporny na ból ale trwało chwilę nim się pozbierał i pojechaliśmy dalej. Kamieni na drodze przybywało i stawały się coraz większe. Nikt się nie nudził, było co robić. Krzysiek upadł po raz drugi. Stwierdził że ręka od strony stłuczonego barku mu drętwieje i nie może trzymać kierownicy. Praktycznie używa tylko jednej dłoni. Ból mógł jakoś ignorować ale na drętwiejącą rękę trudno coś poradzić. Stało się jasne, że dalej jechać nie może. Tyle że powrót to minimum godzina wymagającego zjazdu. Ta opcja odpadała. Pieszo to kilka godzin z czego większość po zmroku. Ta opcja była jeszcze bardziej odpadająca. Z moich obliczeń wynikało, że kilkaset metrów dalej powinno być schronisko górskie. Nie wiedzielismy jednak czy jest czynne, czy moze jest to juz tylko ruina i czy w ogóle jest. Postanowiliśmy jednak spróbować podjechać. Lekko nie było ale Baca (taką ksywe dostał Krzysztof jeszcze na studia za jego umiłowanie gór) dał radę. Schronisko stało. Wygladało na opuszczone. Na 1000% nieczynne od bardzo dawna. Był to zespół kilku budynków. “Hotel”, jadalnia i budynki gospodarcze. Pomiędzy nimi stał stary klimatyczny czteronapędowy minibus UAZ 452. Wyglądał na porzuconego a z pewnoscia niesprawnego. Szyby, oprócz przednich miał zasłonięte przed ciekawskimi spojrzeniami z zewnątrz. Być może kiedyś woził coś intrygującego. Na 25-letniej radzieckiej mapie wojskowej był zaznaczony jeszcze jeden, ostatni już obiekt w pobliżu. Mogło to być schronisko lub drewniany szałas. 3-4 kilometry dalej. Zdecydowalismy, że Ex z Bartkiem sprawdzą to, a ja zostanę z Krzyśkiem na miejscu. Jak sprawdzą to wrócą po nas , bo od dawna nie mamy już zasięgu GSM. Ledwie odjechali, a z zarośli wyłonił się jakiś gość, żywcem wyjęty z “Bazy ludzi umarłych” Petelskiego (na podstawie noweli Hłaski oczywiście). Próbujemy się dogadać po rosyjsku, bo sądząc po wieku rozmówcy, kiedyś ten język był dla niego obowiązkowy w szkole. Chyba rozumie ale mówi, ze trzeba czekać na szefa. Chwile potem pojawił się szef. Chociaż jegomość raczej wypełnił definicje herszta. Kilkudniowy zarost, fryzura na jeża i poobijana twarz z kreskami zaschniętej krwi. Pochodzimy bliżej, a na twarzy nieznajomego rozlewa się serdeczny, chyba, uśmiech. Jakże on kontrastuje z przypiętym do paska pistoletem wojskowym TT kaliber 7,62mm, najpopularniejszej po Kałasznikowie broni na Bałkanach.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
10.01.2013, 18:58 | #3 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Generalnie jestem ufny wobec ludzi i nie spodziewam się z ich strony nawet w obcych górach, zagrożenia większego niż np. na warszawskiej Pradze (której klimat, na marginesie, uwielbiam). Jednak broń u cywila mnie rozprasza. To jak rozmowa z kobietą z przepastnym dekoltem, człowiek napina się żeby nie zerknąć, a oczy jakoś same.. Z tą różnicą może, że taka kobieta z reguły czuje się dowartościowana w tym momencie, nawet gdy udaje oburzenie, przecież po to w ten dekolt się właśnie wbiła. Z uzbrojonym cywilem może być jednak inaczej. No więc napięty nieco, wykładam ocalałymi resztkami rosyjskiego pozostałymi w mej głowie o co chodzi, że kolega, że gleba, że kontuzja, że trzeba denata wraz z motocyklem zwieźć na dół. Herszt chyba załapał ale mówi że musimy poczekać na “Małego”. Trochę mi wyobraźnia zaczęła pracować. We wszystkich filmach, które obejrzałem i nielicznych książkach które czytałem, “Mały” ma ok 200cm wzrostu i tyleż kg wagi. A po cholerę nam tu jeszcze “Mały”? Chwilę trwało zanim od strony potoku wdrapał się wyżej wspomniany. Mały miał ok 10 lat i był Hersztem-Juniorem, dziedzicem całej ewentualnej ojcowskiej fortuny z TT kaliber 7,62 na czele ma się rozumieć. Chłopak wracał z łupem, całą torba lśniących pstrągów. Atmosfera się rozluźniła, szef ma rodzinę, czyli ktoś oprócz matki musi go kochać, więc nie może być do końca zły. Z czasem do “bandy” dołączyło jeszcze kilku członków, którzy byli gdzieś w okolicy. Wrócił też Ex z Bartkiem. Mówią że dalej droga trochę trudniejsza. Pytamy miejscowych czy damy rade na motocyklach pokonać ten masyw przed nami. Niestety możemy co najwyżej dotrzec do tego szałasu 4-6km stąd. Dalej śnieg po pas, nawet pieszo się nie da. Ustalamy szczegóły transportu Krzyska. Zostanie on zwieziony do Borowca tym Uazem, który okazuje się być na chodzie. Próbujemy uwierzyć na słowo. Pozostaje kwestia DRZ-ty. W busie juz ciasno od ludzi. Herszt mówi, że to nie problem. Herszt sam zjedzie motocyklem za Uazem. Prywatnie jest posiadaczem Suzuki RMZ 250, a świeże rany na twarzy to wynik jazdy bez gogli, dostał liscia w twarz od gałezi. Iglastej. No to w tym momencie wszelki lody puściły. Motocyklista z rodziną! Swój chłop. Gadka zaczęła sie kleić, nawet Krzysztof się włączył, który poczuł się już lepiej. Okazuje się ze facet nabył to schronisko i próbuje swoimi skromnymi środkami je uruchomić. Jest albo był tez członkiem tamtejszego GOPR-u. No to Baca będzie w dobrych rękach. Prosimy aby go zawieźli do jakiegoś hotelu w Borowcu gdzie odpocznie. My natomiast zaatakujemy ten szałas, przenocujemy w górach i rano pojedziemy do Borowca sprawdzić co z Krzysztofem. Skoro wszystko się wyjaśniło i było tak miło, postanowiłem w końcu spytać po co mu ta broń. Już chwilę poźniej żałowałem, że zadałem to pytanie...
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
10.01.2013, 19:05 | #4 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Niedźwiedzie. Ta broń jest na niedźwiedzie. Nie żeby zabić, bo po pierwsze trudno z takiego kalibru niedźwiedzia uśmiercić, choć to możliwe, po drugie nikt tu nie chce misia skrzywdzić. To atrakcja turystyczna, a przecież po to schronisko remontują, żeby kiedyś zarabiać na turystach. Oczywiście w krytycznej sytuacji, gdyby np. niedźwiedź zaatakował Juniora, to nie nie byłoby wyjscia. Generalnie jednak to spokojne i płochliwe zwierzęta. Unikają ludzi. Zaatakują gdy człowiek zagraża ich młodym lub gdy przypadkowo odetnie im drogę ucieczki. Lecz raz na jakiś czas trafi się taka niedźwiedź-łajza, który ma wszelkie zasady głęboko pod futrem, i takiego właśnie mają sąsiada. Kręci się tu nocą, myszkuje (misiuje?) i rano trzeba go przeganiać, żeby coś w spokoju zrobić. Dodatkowo Łajza chodzi tą jedyną drogą do schroniska i niechętnie przepuszcza nawet samochód. Dźwięk silnika nie robi na nim wrażenia. Klaskson (kiedy jeszcze był) spłoszył go tylko pierwszy raz. TT-ka na razie daję radę. Skąd ją ma postanowiłem już nie pytać. Herszt wsiadł na DRZ-tę, kasku nie chciał, a nawet wydawał się lekko zaskoczony tą propozycją. Faktycznie w rejonie w którym się poruszaliśmy, nawet na asfaltowych drogach publicznych, motocyklista w kasku to rzadkość. Odpalił motocykl i potoczył się w dół drogi. Za nim ruszył UAZ z Krzyskiem na pokładzie.. My pojechaliśmy w przeciwnym kierunku, w górę, na poszukiwanie szałasu. Otoczenie robiło się coraz piękniejsze ale droga coraz gorsza. Kamienie konkretniejsze. Po kilku kilometrach stanęlismy przed naprawde trudnym kamienistym podjazdem. Ex zaatakował go z powodzeniem z rozpędu i zniknął za zakrętem. Ja z Bartkiem przemieszczalismy sie odcinkami po kilka metrów. Na szczęscie Ex szybko wrócił powiedział że dalej sie jechac nie da, bo tam juz leżą, jakto zgrabnie ujął, same telewizory. Specjalnie nas z Bartkiem to nie zmartwiło. Pozostała kwestia noclegu. Bylismy na wysokości prawie 2000 m, odsłonięci, a nadciągała burza. Dokładnie rok temu w podobnych okolicznościach spędzilismy noc w górach Rumunii i nie było to basniowe przeżycie. Do tego ciekawski miś-łajza w okolicy budził mieszane uczucia. Szczególne wrażenie zrobił na Bartku. Bartek ma traumę z jeszcze z niemowlectwa, kiedy to podarowany przez chrzestnego pod choinkę, monstrualnej wielkości pluszo-szmaciany Kubuś Puchatek przygniótł małego Bartusia do kaloryfera. Od tamtego czasu na dźwięk słowa “niedźwiedź” robi mu się gorąco. Podjęliśmy decyzję od odwrocie z gór na noc. By zachować odrobinę godnosci zgodnie stwierdziliśmy, ze nasza decyzja jest wynikiem wyłącznie troski o naszego kolegę, który kontuzjowany wygrzewał się w saunie w górskim kurorcie. Z pewnością jest mu źle i doskwiera mu samotność.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
10.01.2013, 19:35 | #5 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Zjazd trwał ponad godzinę ale nie był szczególnie wyczerpujący. Podobno 2 lata temu zginął tu rumuński motocyklista. Jest klika winkli tuż nad urwiskiem ale trzeba mieć szczególnego pecha, żeby sie nie zmieścić tam w zakręcie, właśnie w takim miejscu. Może lał deszcz. Może była mgła. Może...
Docieramy do Borowca, gdzie nasz kolega po rozgrzewce w saunie wyraźnie wraca do formy, a piękna dziewczyna z tatuażem dopieszcza go kulinarnie. Biedak. Nie wypadło się nie przysiąsć. Jedzenie w Bułgarii jest smaczne, wysokokaloryczne i tanie. Solidny obiad można juz dostać za 8zł. Niedrogie są też hotele, ok 40-50 zł na osobę za dobę ze śniadaniem. Jako najlepszy alkohol Bułgarzy polecają “Sobieskiego”. Rano Krzysztof stwierdził, że jest w stanie jechać. Nie wnikamy czy to zasługa sauny czy wytatuowanej panny. Jest dobrze. Mając już pewne motogórskie doświadczenie, bo to nie pierwsze góry, które były uprzejme nas przeczołgać, mieliśmy w zanadrzu plan B. Przed wyjazdem przygotowaliśmy trasę alternatywną dla odcinka, który wczoraj okazał się nieprzejezdny. Trasa omijała Musałę tym razem do zachodu, biegnąc dużo niżej i po wąskiej drodze “kiedyśasfaltowej”, malowniczo przeplatając się z wartkim, pieniącym się strumieniem. Strumień wyrzeźbił głęboka bruzdę w masywie, skutkiem czego droga wije się w zwartym wąwozie o wysokich, stromych ścianach porośniętych jednak różnorodną roślinnością. Jako jedyny członek grupy, obdarzony kobiecą wrażliwością, delektuję się pięknem otoczenia porównywalnym jedynie z pulipitem Windows. Reszta konduktu nie wydaje się zainteresowana lokalną florą i geologią. Ex sunie przed siebie jak zawsze, Krzysztof stara się nie wyglebić, a Bartek nerwowo wypatruje niedźwiedzi. W pewnym momencie wąwóz się rozszerza, a jego dnie ścieli się kilka polan, na których stoi kilka budynków, pomiędzy którymi przebiega nasza droga. Wygląda to na duże schronisko lub nawet jakiś ośrodek wypoczynkowy, tradycyjnie nieczynny. Sprawia wrażenie porzuconego aczkolwiek w całkiem niezłej kondycji. Trudno to zrozumieć. Jak można było to wszystko zostawić i to w takim miejscu? Polany, wąwóz, strumień z pstrągami i droga dostępna nawet dla samochodów osobowych. Zmysł przedsiębiorcy natychmiast zajmuje miejsce kobiecej wrażliwości. A może to kupić? Zrobić tu polską bazę wypadową dla motocykli, quadów, rowerów i zwykłych dreptaków? Jeszcze do niedawna można było w bułgarskich górach kupić zapuszczone gospodarstwo rolne za ok. 100 euro. Znajomy znajomego kupił całą wieś za dwa tysiące. W sumie jedenaście domów. Ciekawy jest tu system potwierdzania własności. W bałkańskich górach niewiele osób miało akty notarialne, czy wpisy do ksiąg wieczystych. Rząd więc wprowadził przepis, że wystarczy oświadczenie dwóch osób z tej samej wsi, że aktualny posiadacz gospodarstwa jest jego prawowitym właścicielem. Zrobił się ruch w nieruchomościach. Dzisiaj już trudno o prawdziwe okazje ale i tak jest tanio w porównaniu do Polski. Robimy krótki rekonesans, po czym odpalamy maszyny i opuszczamy niezwykłe miejsce. 300m dalej odkrywamy przyczynę jego zapaści.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
10.01.2013, 19:41 | #6 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Szlaban. W poprzek asfaltowej drogi. Obok szlabanu umundurowany strażnik uzbrojony w agonalnie znudzonego psa. Dalej nie pojedziemy. Krótkie negocjacje. Krótka odpowiedź. Nie. Strefa ochronna ujęcia wody. Sratatata. Chyba ciężkiej wody. Od kiedy takie strefy są tak strzeżone i zamykane są dla nich drogi asfaltowe przez przełęcz? Mało to wody w okolicy? Riła w języku tutejszych Indian znaczy Mokre Góry albo Góry Pełne Wody. Ponad 100m nad ziemią widzimy w bite w skały jakieś instalacje. Coś jakby instalacja elektorwni wodnej. W każdym razie jakiś obiekt strategiczny. Poracha. Plan B wziął w łeb. Mamy w nawigacji radzieckie mapy sztabowe. Spontanicznie tworzymy plan C. Nie chcemy po raz kolejny wracać do Borowca. Chcemy w końcu przejechać te góry i dotrzeć do Rodopów, głównego celu naszego wypadu. Jest opcja. Wrócimy kilka kilometrów do wsi Bieli-Iskyr i odbijemy jeszcze bardziej na zachód tamtędy objedziemy Musłałę. Docieramy do wsi. wszystko się zgadza. Jest droga. Asfaltowa. Trudno. jedziemy. Kilkanaście kilometrów serpentyn. Zatrzymujemy się na jakimś rozjeździe. Dwie drogi, z mapy wynika, że obie nam pasują. Klęska urodzaju normalnie. Jedna pasuje bardziej ze względu na kierunek, druga kusi gruntową nawierzchnią. I bądź tu mądry. Z pomocą przychodzą miejscowi. Lesnicy chyba, w dwóch samochodach. Objaśniają nam, że żadna z dróg nie jest przejezdna. Na pierwszej jest dalej śnieg po pas, a druga prowadzi przez głęboki o tej porze roku, potok. Po szyję, tzn. moją szyję, bo facet pokazuje ręką trochę nad swoim pasem. To nie koniec złych wieści. Musimy wrócić przez Borowiec innej drogi nie ma. Po raz trzeci przejeżdżamy przez Bieli-Iskir i czwarty raz odwiedzamy Borowiec. Nie ma rady musimy nadłozyć 50-70km asfaltem i objechać Riłę od Wschodu. I dobrze, po niecałych dwóch godzinach docieramy do naszej zaplanowej trasy. Tu zaczynają się Rodopy. Gruntowe drogi, jary, lasy, górki. O to chodziło.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
10.01.2013, 19:49 | #7 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Rodopy to piękne góry, wciąż słabo zaludnione i wolne od turystów, co za pewnie szybko się zmieni. Przy odrobinie złej woli mogą przypominać Bieszczady ale są wyższe i bardziej zwarte, więc teren jest bardzo zróżnicowany, szczególnie tyczy się to Rodopów Zachodnich, gdzie się właśnie wybieraliśmy. Tu wysokie góry sa gęsto poprzecinane głebokimi i wąskimi wąwozami rzadziej szerszymi dolinami. To efekt aktywności tektonicznej jeszcze z czasów kiedy Australia z Antarktydą stanowiła całość, więc nie każdy pewnie pamięta. I właśnie to dla off-roadu jest bardzo korzystne. Teren jest trudny, więc w poprzek gór prowadzi zaledwie kilka dróg asfaltowych, reszta wije się wzdłuż potoków, wąwozami i dolinami. W górach pomiędzy wioskami istnieją tylko drogi gruntowe wyjeżdżone przez miejscowych przeróżnymi wynalazkami, od ciężarówko-traktorów po furmanki. Siec tych dróg jest dosyc bogata bo chyba przez nikogo niekontrolowana. Oczywiście wszystkie drogi są dostępne dla ruchu kołowego. Co w zasadzie nie powinno dziwić skoro w Parku Narodowym Riła, zakaz poruszania się pojazdami mechanicznymi był dopiero powyżej 2000m wysokości i ustanowiony był raczej ze względu na bezpieczeństwo samych podróżujących oraz zagrożenie lawinowe niż na ochronę przyrody, która mimo tego ma się tam świetnie. Te trakty czasem bywają bardzo szerokie, wręcz wielopasmowe. Kierowcy walcząc z wodą stojącą po ulewach na drogach, wyjezdżaja wciąż nowe nitki. Gdy jest sucho wszystkie one sa oczywiscie przejezdne więc wybór pasów ruchu porównywalny z obwodnicą Berlina. W lasach i na wzgórzach jest nieco inaczej tu drogi wygladają jak szerokie rynny poprzecinane głebokimi bruzdami po deszczu. Tu chcąc ominąć wodę, kierowcy leciwych Ład raz Ziłów (niewykluczone, że wyprodukowanych właśnie wtedy gdy Australia z Antarktydą stanowiła całość), jadą z rozpędu po bandach tych rynien. Nam takie drogi akurat pasują, można poćwiczyć techniczna jazdę. Dla Krzyśka to wyzwanie ale i tak radzi sobie doskonale. Wskazana jest wzmożona czujność. Zza każdego zakrętu może wylecieć jakiś pojazd. Niekoniecznie z trzeciorzędu. Trafić można na żwawe Audi, Mesia czy Niemiecki Pojazd Ludowy. Ruch prawostronny istnieje w zasadzie na nielicznych płaskich prostych odcinkach. Dominuje ruch “naprzeciwdziurostronny”, to bardzo wzbogaca każdy manewr wymijania się z lokalsami. Ruch nie jest duży ale średnio trafia się jeden pojazd na kilka kilometrów.. Mimo że w Bułgarii wszystkie zegarki śpieszą się dokładnie o godzinę, zmierzcha się o tej samej porze co u nas. Wyszukaliśmy więc miejscówkę na nocleg pod namiotami. Urokliwą polankę z pakietem kilku drzew po środku. Na mój wniosek przenieśliśmy się za ten drzewny parawan, żeby się nie rzucać w oczy od strony drogi. Widok business class. Rozległa dolina, a za nią przez chmury przebijają się ośnieżone szczyty Riły. Jeszcze wczoraj tam właśnie byliśmy. Wróciły wspomnienia. Ex głęboko westchnął, Krzyśka zakuło w barku, a Bartkowi zrobiło się gorąco.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
10.01.2013, 20:18 | #8 |
ładnie piszesz.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
10.01.2013, 20:35 | #9 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: B Y D G O S Z C Z
Posty: 604
Motocykl: KTM ADV 990 "S"
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 21 godz 38 min 4 s
|
Ech, kurde -to jest to !!!
Jestem w stanie uwierzyć, że było fajnie. Bez dwóch zdań! Louis,fajnie napisane. Więc podpytuję, czy coś jeszcze będzie do poczytania z waszej wycieczki? POZDR |
10.01.2013, 21:02 | #10 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 40 min 40 s
|
Dziś lub jutro zamieszczę ciąg dalszy, chwilowo nieletni blokują mi dostęp do kompa
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Relacja z podróży dookoła świata MXT 2012-2013 | mirek | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 1 | 05.05.2014 11:09 |
Szkocja 2012 - tam podobno pada deszcz... - relacja | Tymon | Trochę dalej | 132 | 11.04.2014 13:20 |