12.08.2012, 17:14 | #1 |
Turysta DualSport
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chorzów
Posty: 584
Motocykl: KTM 1200 6T
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 17 min 43 s
|
Kosowo Macedonia Albania - SZARPANINA 2012 (lipiec)
Po półrocznych intensywnych i całkiem sprawnie idących przygotowaniach, od 14 lipca (dnia startu) wyprawie SZARPANINA 2012 - Kosowo Macedonia Albania - zaczął towarzyszyć pech. Pech. Starannie przygotowane motocykle zaczęły, niby niedopieszczone pannice, stroić srogie fochy (zerwane gwinty, zatkane pompy hamulcowe, szwankująca elektryka, przepalone od wydechów bagaże, cieknące simmeringi, itd.).
Przemyślane i wytrenowane rozstawienie motocykli w szyku okazało się bezsilne na serbskich i kosowskich trajektoriach i przy tamtejszsym temperamentnym jeżdżeniu. Tracki i mapy, te papierowe i te elektroniczne, kompletnie pogubiły się w bałkańskich realiach i wyprowadzały całą naszą szóstkę już to na urwiska, już to na drogi, które ,,so wremieni rata'' (niedokł. z serb.: z czasów wojny) prowadziły wyłącznie do byłych posterunków, okopów, stanowisk strzelniczych, czy innnych transzei (spróbujcie w nich zawrócić motocykl!). Różne żądliste owady wpadały pod kurtki i nierzadko zostawiały tam swoje, jak nie żądła, to przynajmniej odnóża przyprawiające o paskudne swędzenie. Do tego Kosowo, wyśniona kraina dzikości, swobody i bezludzia okazała się dynamicznie rozwijającym krajem, zorganizowanym, zagospodarowanym i czystym (!), gdzie przy stojących choćby minutę motocyklistach natychmiast zatrzymywali się miejscowi mówiący po polsku lub też policjanci (z pytaniem, czy czegoś nam czasem nie potrzeba?), a górskich szutrówek doszukiwać trzeba się było nierzadko po wielogodzinnym krążeniu i wypytywaniu lokalesów w łamanej niemczyźnie ,,schotter? schotter? dort?''. Jakby tego wszystkiego było mało, trzy drobne gleby, połamany handbar, ,,paciak'' w przednim kole, zerwany paznokieć przygnieciony 240-kilogramową Yamahą ST, połamany namiot oraz gremialny półdniowy niezły kac (to - wbrew pozorom - też wina kosowkich realiów, gdzie za nocleg na półdziko płaci się... przymusowym porannym spożyciem rakiji z gościnnymi lokalesami) sprawiły, że nasza grupka, po cichu coraz częściej zwąca się ,,Poszarpańcami'', upragnioną stolicę kosowskiej Gory - miasto Dragash i pobliską wieś Brod, leżące u podnóża Szar Płanina, osiągnęła nie trzeciego ale dopiero piątego dnia wyjazdu, po przejechaniu 1500km... Przy okazji jednej z napraw, koło niewielkiego warsztatu typu ,,Gumiserwis'' czy też ,,Pneuserwis'', wymieniliśmy niektóre zębatki i opony na nieco bardziej górskie. Kilkadziesiąt kilometrów dalej nadmiarowe opony zostały skrzętnie ukryte w krzakach i przyrzucone sporą warstwą trawy i gałęzi (no bo po co to wozić, a jeszcze mogą się przydać, np. w drodze powrotnej). Pomoc dużego kompresora przy układaniu nowych gum na felgach okazała się nieoceniona. Przy okazji reanimowaliśmy kulejącą pompę i zacisk tylnego hamulca w super tenerze. Okazało się też, że uklepany gwint na wałku zdawczym w xt600 uniemożliwia wymianę zębatki. Jakby tego było mało na najbliższej stacji babcia Teresa nieopatrznie zostaje zatankowana... olejem napędowym. Na szczęście dzięki szybkiej reakcji obsługi (krzyki "eurodiesel! eurodiesel!) jest to tylko 2.5l, więc po domieszce kolejnych 17.5l zielonej benzyny (ile to ma oktanów) spokojnie ruszamy w dalszą trasę. Tak więc chwilowo mamy w szyku XT 600D Ténére, zostawiającą za sobą smród niczym stary Ikarus. Granica z Kosowem przekroczona została nieco późno, więc obóz rozbity został przy jeziorze Gazivode, przypadkowo niemal na czyimś podwórku. Następny dzień, można powiedzieć tradycyjnie , zaczęliśmy od usuwania usterek w motocyklach Obóz w Brodzie, rozbity tego dnia nie o zmroku, ale już wczesnym popołudniem mocno poprawił humory - co tu duzo gadać - trochę już zszarpanym jeźdźcom. Górski potok, w którym kąpiel była czystą (dosłownie) przyjemnością, świeża woda z górskiego źródełka oraz pachnące ,,piffko-i-pieczyffko" z pobliskiego sklepu to główne czynniki motywujące pozytywnie, których większość z nas, mieszczuchów na co dzień nie docenia.... Pranie, suszenie i ognisko, a przede wszystkim upragnione dwie godziny leżenia na zielonej trawce w cieniu dwu-i-pół-tysięcznych szczytów... ... no i w końcu (niestety/nareszcie* - niepotrzebne skreślić) trzeba jechać w góry! SZARPANINĘ czas zacząć! I to jeszcze tego samego dnia! Przecież ze względu na opóźnienia w Brodzie spędzić można było tylko dwa (z zamierzonych trzech lub czterech) dni, a celów do zaliczenia było całkiem sporo. Tegoż popołudnia, spośród poszarpanych zwłok zalegających gorańskie cudne manowce (których nie powstydziłby się sam E.Stachura, manowców znaczy się, nie zwłok), udało się wykroić i poskładać trzy względnie żywe organizmy, z których dwa (trzeci poległ już po paru kilometrach od kolejnego żądła czegoś dużego żółto-czarnego oraz od bezpieczników we własnym motocyklu), udały się na wycieczkę do wsi Restelica i leżący za nią punkt styku trzech granic: Kosowa, Albanii i Macedonii. Niekończące się kręte szuterki wśród połonin, zachód słońca i wjazd na blisko 2000 m npm. to było dokładnie to, na co liczyliśmy planując tę wyprawę... ... może oprócz kolejnego paciaka, który ,,prawem nieszczęść i jastrzębi'' spadł na nas dokładnie na pół godziny przed zmrokiem i to w tzw. czarnej d... Ale tu akurat pech zaczął się wycofywać ze swoich umocnionych i porządnie okopanych pozycji, więc wymiana dętki zajęła nam mniej niż 10 min. Co presja, to presja, a co trening to trening; najlepszy zatem jest trening pod presją Zjazd do okolic - nazwijmy to ,,cywilizowanych'' - udał się jeszcze przed zapadnięciem zmroku, a jedynym problemem tego dnia okazał się... brak piwa w miasteczku, zdaje się ze względu na rozpoczynający się muzułmański post ,,Ramadan'' (lub jak wymawiają to w Albanii - ,,Ramazan''). Ale obyśmy do końca życia tylko takie problemy mieli Zwłaszcza że po tym zdarzeniu pech nie odważył się już do nas powrócić... Szósty dzień wyprawy oprócz gwoździa w jednym z tylnych kół (z samego rana, tradycyjnie), odkrył wreszcie przed nami to, co pasmo Szar Płanina ma w sobie najlepszego. Po 3-godzinnym błądzeniu wśród lokalnych wiosek po bocznych drogach, które okazały się dobrze zaasfaltowane, i po głównych drogach, które okazały się zapomnianymi wysypanymi tłuczniem traktami, trafiliśmy w końcu do Parku Narodowego Szar Płanina. Wyjazd z wioski Zapluzje, do pobliskiej Struzhje szybko zaprowadził nas pod tablicę informującą, że w tym miejscu zaczyna się teren Parku Narodowego. Ale jak to - nie ma kas z biletami? ogrodzeń i szlabanów? służby leśnej? parkowej? lokalnej organizacji przewodników i fiakrów? opłat za parking? Jakoś tak nie ,,pa polski''.... I BARDZO DOBRZE! W końcu po to wyprawa doszarpała się aż tutaj. W tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnej, znalezienie drogi, pełnej piaszczystych winkli i paskudnych kamieni, która wyprowadzała na główną grań Szar Płanina - granicę Kosowa i Macedonii było już tylko kwestią czasu. O godz. 14.30, po podjeździe na prawie 2500 m.npm. czterech z nas stanęło na szczycie Skarpa (wg innych map - na szycie Maja). Porównanie z wjazdem na tatrzańskie Rysy nasuwało się samo, ale o ileż przyjemniej i spokojniej, no i przede wszystkim motocyklem! Ostatni odcinek podjazdu: https://www.youtube.com/watch?v=3heSGUG3umU Dwie godziny później zmordowani ale szczęśliwi popijaliśmy kawę i pogryzali arbuzy w towarzystwie kosowskich motocyklistów, którym jazda w kaskach i na zarejestrowanych maszynach wydawała się czymś - delikatnie mówiąc - niecodziennym... Z ich opowieści wynikało, że nasza ekipa przypadkiem tylko uniknęła problemów z częstymi w tych rejonach watahami zdziczałych i głodnych psów, brrr..... Może pomińmy ten fragment... Obóz w Brodzie żegnaliśmy z lekkim deszczem żalu na twarzach, ale jak to mawiał Sancho, giermek Don Kichota: ,,naprzód w drogę po nowe guzy!''. Zostawiając Brod za plecami, w Dragash wprosiliśmy się jeszcze do pewnej firmy komputerowej, gdzie zrobiliśmy zapasowe kopie zdjęć i filmów. Szybka kawa i znów siodła motocykli odciskały wzorki na naszych... spodniach. Droga do Prizren zabijała upałem, przeciskanie się przez zatłoczone miasto też do przyjemności nie należało. Krótki postój w centrum, kilka zdjęć pod obiektami najbardziej charakterystycznymi dla Kosowa, tj. meczetem i pomnikiem bojownika UCK, drobne zakupy. W północną część gór Szar Płanina, tym razem asfaltowymi serpentynami przez kurort Brezowica, wjeżdżaliśmy chłonąc każdą coraz to chłodniejszą cząstkę tlenu. Granica Kosowa i Macedonii w okolicy Globocica i Jazince jest wyjątkowo niewyraźnie oznaczona. Na efekt nie trzeba było długo czekać; jeden z jeźdźców zapragnąwszy w krzaki na sikundę wrócił w towarzystwie radiowozu kosowskich pograniczników pod zarzutem próby nielegalnego przekroczenia granicy (!) Jakby tego było mało, policjant zaczął sprawdzać nasze dokumenty. Tutaj pojawił się temat znany z kilku for internetowych pt. "dodatkowe ubezpicznienie OC w Kosowie". Nam na granicy kazano jechać dalej, więc przekonani słusznością słów agentki PZU (tłumaczyła, że na 100% nasze OC tam działa) nawet nie podejmowaliśmy prób szukania agencji ubezpieczeniowej. Niestety "pomysłodawca akcji" z policją, w gorączce pakowania, zapomniał ze sobą zabrać zielonej karty. Udało się jednak przekonać pograniczników, że ubezpieczenia nie trzeba. Ba! Nawet zielonej karty nie trzeba! A tak serio to liczyliśmy na litość i mieliśmy kupę szczęścia - skończyło się na upomnieniu, więc już przez grzeczność nie pytaliśmy, którą część ciała nasz bohater wystawił za granicę jako pierwszą.... Szczęście naszego bohatera zakończyła się wraz z przekroczeniem granicy - Macedońscy urzędnicy nie dali już sobie wmówić, że bez zielonej karty można. Krótka przechadzka w towarzystwie policjanta do pobliskiej kanciapy (niby agencji ubezp.) obsadzonej przez dwóch młodych cwaniaczków i portfel chudszy o 50 ojrasków :-/. Po noclegu w okolicach wioski Strezimir w Parku Narodowym Mavrovo, spotkał nas jeden smutny, niestety, moment - Tomasz, który od kilku dni narzekał na stłuczony palec u nogi (powoli przestał się mieścić w obuwiu), zdecydował się wracać do domu. Szkoda, ale cóż, bez obsługi tylnego hamulca trudno byłoby mu zjechać z asfaltu... Na szczęście droga powrotna do Polski zajęła mu tylko półtorej doby. A reszta z nas tymczasem odmeldowała się w przygranicznej strażnicy, zostawiła tam część sprzętu i dalej, już na lekko rozpoczęła podjazd pod Golem Korab, najwyższy szczyt Albanii i Macedonii. 25 km górskiej drogi, w trakcie których pokonaliśmy różnicę wysokości ok. 1000m, dostarczyło nam sporo wrażeń, z kilkoma glebami i złamaną klamka włącznie. Na niewielkim plateau, na wysokości 2150m.npm. pozostawiliśmy motocykle, ubraliśmy górskie buty i ruszyliśmy w stronę szczytu. Właściwie ,,w stronę szczytu'', bo rychło okazało się że nie do końca wiadomo, który z wierzchołków jest ten ,,naj''. Grupa macedońskich turystów ruszająca z tego samego plateau uparcie wskazywała jeden z nich, zaś ze zdjęć i prowadzących szlaków wynikało, że to zupełnie inny wierzchołek. Podzieliliśmy się zatem na dwa zespoły i w wyniku pomyłki, zamiast jednego szczytu Golem Korab, wyprawa SZARPANINA 2012 zdobyła... dwa szczyty, ten właściwy - 2763m, oraz tzw. Mały Korab, niewiele niższy i odrobinę bardziej urwisty. Zejście do motocykli (nie obyło się bez drobnych awarii sprzętu ;-) ) pozostawionych na plateau oraz zjazd nad jezioro Mavrovo były przy tym relaksem i odpoczynkiem . Kąpiel w jeziorze i sączenie piwa o zachodzie słońca - tym bardziej. cdn. -----------------------------------------------------------------------
__________________
Sowizdrzał KTM 750 6T Nie wierz, nie bój się, nie proś! Ostatnio edytowane przez sowizdrzal : 13.08.2012 o 11:24 |
13.08.2012, 10:34 | #2 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
|
No i, no i?
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz |
14.08.2012, 22:47 | #4 |
Turysta DualSport
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chorzów
Posty: 584
Motocykl: KTM 1200 6T
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 17 min 43 s
|
Na pożegnanie z Macedonią zapuściliśmy się w okolice wsi Galicnik i Lazaropolje, w rejonie Mavrova, aby zakosztować jazdy malowniczymi połoninami, pośród pastwisk i bacówek. Po dwóch godzinach spokojnego toczenia się przez nieźle utrzymane i oznaczone szlaki turystyczne, asfalt pod kołami prowadzący do przejścia granicznego w Debar okazał się niemiłym zgrzytem estetycznym. Na pocieszenie powiedzieliśmy sobie, że Albania i jej ,,asfaltowe bezdroża'' są już bardzo blisko.
Po wjeździe do Albanii szybko skończył się asfalt, a trasa prowadząca tuż przy zboczu, w pierwszych chwilach, mimo pięknych widoków, kazała się nam mocno skupić na odpowiednim torze jazdy. Film: http://www.youtube.com/watch?v=z5tSOlT6DhY Ostatnim punktem, w którym na dłużej rozbiliśmy obóz, była przełęcz Qafe Murres (czyt. Ciaf Mur). Jest to ponoć dogodny punkt wypadowy do Parku Narodowego Jezior Lura - kilkunastu polodowcowych ok i oczek wodnych, leżących blisko 2000m npm., ponadto - jak wieść gminna niesie - pilnie strzeżonych przez rysie i niedźwiedzie. Po przekroczeniu granicy oraz po krótkim i niespecjalnie męczącym przejeździe przez Peshkopi, rozbiliśmy obóz w niewielkim sadzie, opodal równie niewielkiego strumyczka. Niestety, zaplanowany na kolejny dzień 45-kilometrowy podjazd pod zjawiskowe jeziora Lura przerósł umiejętności i możliwości Poszarpańców, zarówno ze względu na fatalną orientację w tamtejszej plątaninie dróg i ścieżek, jak i na ciężki teren, w którym ryzyko ciężkiego uszkodzenia maszyn lub ich kierowników okazało się zbyt znaczne. Miłym przerywnikiem tej nomen omen ,,szarpaniny'' była kawa zaserwowana przez gościnnych baców w dolinie, której uroda przewyższa nawet te z plenerów Władcy Pierścieni. Innych przerywników było wiele - to prostowanie gmoli, czy handbarów, to na złapanie oddechu, to spoglądając w kilka map jednocześnie na naradę z serii "którędy teraz?". Tego dnia powracaliśmy bez tarczy, po pokonaniu jedynie 18-u kilometrów, co więcej z dolegliwościami żołądkowymi, które - ot ironia! - wywołały jedyne zakupione w Albanii konserwy produkcji polskiej.... Dzień później, ponownie zostawiając namioty w obozie na Qafe Murres i jadąc ,,na lekko'' odwiedziliśmy miasteczko Burrel, w którym uzupełnili zapasy żywności i paliwa. Ponadto trójce z nas (reszta zaległa w krzakach zmożona polskimi konserwami) udało się wjechać na pobliską przełęcz Qafe Shtame, skąd roztaczać miał się piękny widok na Tiranę - stolicę Albanii. Zamiast widoku na miasto, naszym oczom ukazał się... las, a za nim przecudny widok na chłodny i pełen opadów front atmosferyczny, który rychło całą ekipę dogonił i porządnie zmoczył, nie odpuszczając aż do samego obozu. Tego samego wieczoru gospodarz naszego niewielkiego sadu - pan Bajran - delikatnie dał nam do zrozumienia, że wyjeżdża nazajutrz do rodziny, więc i my powinniśmy... Do tego spod namiotu zginęła nam jedna menażka, niby nic poważnego, ale jednak w Albanii to dość niecodzienne, więc wszyscy jeźdźcy uznali, iż ,,już do odwrotu głos trąbki wzywa'', bo nadużyta gościnność Albańczyków może się rychło obrócić w coś zgoła przeciwnego.... Tak naprawdę dopiero po zjechaniu z Qafe Murres, kraj Skipetarów ukazał nam swoje obłędne i surowe piękno. Przedostani dzień w Albanii upłynął nam na przemierzaniu okolic Bulqize i Burrel, z począku przez góry, później przez świeżo zabetonowane drogi wzdłuż przepięknych dolin i brzegów sztucznych jezior (nie od dziś wiadomo, że Albania od długiego czasu utrzymuje się ze sprzedaży prądu, który produkuje w elektrowniach wodnych). Pizza w mijanym nadmorskim kurorcie jeszcze bardziej poprawiła wszystkim nastroje. Szybki przelot nad kolejny sztuczny zbiornik w rejonie Vau i Dejes, po drodze do przystani promowej w Koman oraz obóz w cudownej scenerii i w towarzystwie parki Słowaków podróżujacych leciwą Toyotą LandCruiser, zakończyły ten piękny dzień. Dużo śmiechu, troszkę wina i opowieści, oczywiście ognisko, a do tego cykady i... maleńkie skorpiony W końcu - powrót, zaplanowane na 3 dni 1400 km do samego domu. Podczas porannego pakowania motocykli uwidacznia się (na szczęście) problem z zawieszeniem "pomarańczy". Próby dodzwonienia się do najbliższego serwisu KTM kończą się fiaskiem (być może numer był niepoprawny), więc korzystamy z pomocy miejscowego ślusarza. Z tego też powodu zapada decyzja rozbicia się na dwie grupy. Nie ma co kusić losu - KTM powinien asfaltem ominąć kolejne kilkadziesiąt km offroadu. Ustalamy wspólny punkt spotkania już w Serbii. Dla drugiej grupy, pierwsza nieomal setka kilometrów powrotu prowadziła przez budzące grozę samą swą nazwą Góry Przeklęte (serb. Prokletje, alb. Alpet Shqiptare), ściślej przez dolinę Vermosh, w którą wjeżdża się przy samym przejściu granicznym w Hani i Hotit, a wyjeżdża dopiero na granicy z Czarnogórą koło Gusinje. Pokonanie tej drogi zajmuje nawet doświadczonym motocyklistom 3-4 godziny wytężonej jazdy. Nie obyło się bez małych awarii, to w wyniku gleby, to z elektryką, na szczęście wszystko do usunięcia w kilka minut.. Niemałym zaskoczeniem okazało się spotkanie grupy polskich turystów. Mało tego, dobrze nam znanych! W wesołego polskiego busika wyskoczyła m.in. Kate z forum xtzclub.pl Film: http://www.youtube.com/watch?v=zhpkivn-5Bw Otaczające półtorakilometrowe ściany, niemal zupełny brak roślinności, półpustynne krajobrazy i deszcz dały nam do zrozumienia, że albański dwugłowy orzeł nie wypuści nas tak łatwo ze swych szponów; wbiły się one w nasze myśli i serca bardzo głęboko, zostawiły tam drzazgi i zadziory, niby rybackie haczyki, ale po stokroć trwalsze i bardziej dokuczliwe, tak bardzo, że - jeszcze po cichu, po wielkiemu cichu, ale już konsekwentnie - planujemy jak i kiedy wrócić i zakosztować znów tego magicznego, mocno p o s z a r p a n e g o smaku przygody...
__________________
Sowizdrzał KTM 750 6T Nie wierz, nie bój się, nie proś! |
14.08.2012, 23:28 | #5 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Podkarpacie
Posty: 401
Motocykl: raczej juz nie bede mial
Online: 4 tygodni 7 godz 9 min 12 s
|
Pytanie o tego mini skorpiona. Czy to naprawdę jest skorpion (taki który może być niebezpieczny) czy są jakieś nazwijmy to podróbki Kilka lat temu spotkałem takiego w garażu (prawdopodobnie dostał się tam razem z motocyklem z USA) i do dziś się zastanawiam czy to był prawdziwy skorpion.
|
15.08.2012, 09:30 | #6 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Zabrze
Posty: 918
Motocykl: Yama XT614Z Terefere, Husq. TE610ie
Przebieg: x14tys
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 6 godz 7 min 23 s
|
Z gógla wyszperałem, że te albańskie należą do gatunku euscorpius beroni.
Cyt: Siła jadu produkowana przez te skorpiony porównywana jest z siłą ukłucia pszczoły lub osy. Samo ukłucie do którego dochodzi niezmiernie rzadko powoduje lekkie swędzenie, zaczerwienienie miejsca ukłucia, lokalne odrętwienie okolicy miejsca ukłucia. Z USA na pewno inna gadzina. |
16.01.2013, 12:38 | #7 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Zabrze
Posty: 918
Motocykl: Yama XT614Z Terefere, Husq. TE610ie
Przebieg: x14tys
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 6 godz 7 min 23 s
|
Zlepę popełniłem, to się podzielę. Słaby ze mnie montażysta, laptok też ledwo zipi przy full-hd z gopro, to też na razie tylko skrót
|
16.01.2013, 14:15 | #8 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Zielona Góra
Posty: 216
Motocykl: 950 SE
Online: 3 tygodni 4 dni 9 godz 36 min 30 s
|
Dobra robota Artur
Fajnie się wspomina. Czekamy na c.d. |
16.01.2013, 17:40 | #9 |
Fajne przejście na 3:00 !
Podoba mi się pierwszy stromy podjazd, duże kamienie, skały... motocykl jedzie i tu pojawia się mój komentarz - "ja bym już leżał" ...i bach moto też leży! Super ciekawe tereny, widać, że było ciężko, że to nie zabawa w piaskownicy. Czuć przygodę, czuć moc! Dobra robota!
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Przejścia graniczne Czarnogóra-Kosowo-Macedonia | Navaja | Przygotowania do wyjazdów | 25 | 27.06.2018 10:00 |
Macedonia i Albania by Mazeno | Bies13 | Kwestie różne, ale podróżne. | 0 | 19.03.2014 20:45 |
Mapy papierowe Czarnogóra, Macedonia, Albania. | Dubel | Przygotowania do wyjazdów | 13 | 01.07.2013 22:00 |
Szarpanina 2012 | sowizdrzal | Kwestie różne, ale podróżne. | 28 | 13.08.2012 18:29 |
Mapy - ALBANIA, MACEDONIA, GRECJA | coppi | Przygotowania do wyjazdów | 21 | 30.11.2010 18:35 |