|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
20.11.2012, 10:45 | #1 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Wielkopolska
Posty: 186
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 22 godz 14 min 48 s
|
Artykuł "Niebezpieczne podróże: polscy podróżnicy opowiadają czego unikać"
Niby oczywiste rzeczy piszą, ale fajnie się czyta:
http://przewodnik.onet.pl/reportaze/...7,artykul.html "W podróżach szukamy adrenaliny, która potrafi zaprowadzić do tajskiego więzienia, przesłuchań bezlitosnych żołnierzy czy wielkiej awantury. Czasem konsekwencje są tragiczne. Jak o dramatycznych przygodach opowiadają znani podróżnicy? Warto wyciągnąć wnioski z ich doświadczeń. W podróży jeden mały błąd może równać się wielkim kłopotom. Czasem kosztuje życie. Przykłady można mnożyć. We wrześniu nieopodal Mestii w gruzińskiej Swanetii znaleziono ciało młodej turystki z Polski. Przed rokiem Celina Mróz i Jarosław Frąckiewicz, podróżnicy zakochani w Amazonii, zginęli w Peru zamordowani przez Indianina. Niekiedy konsekwencje mają zupełnie inny wymiar. Janusz Strzelecki-River, który od 12 lat podróżuje dookoła świata rowerem chciał przeprawić się z rosyjskiej wyspy Sachalin na japońską Hokkaido. Spór o terytorium między państwami trwa od II wojny światowej, a Polak postawił na równe nogi służby konsularne obu krajów. Jakie niebezpieczeństwa czyhały na innych polskich podróżników? Czego unikać, by nie najeść się strachu, jak oni? Podróże dla hazardzistów Czasem powodem problemów jest głupota. Michał Pauli podczas pobytu w Tajlandii za namową znajomej zgodził się przewieźć narkotyki schowane w piance do golenia. Na kilka lat trafił do więzienia Bang Kwang o zaostrzonym rygorze. Polak dostał dwunastokrotną karę śmierci, ale po kilku latach ułaskawił go król Tajlandii. Pauli napisał o dramatycznych latach spędzonych w lochach z kryminalistami książkę pt. "12 x śmierć". Przyznaje jednak, że poza dramatycznymi chwilami w więzieniu w podróży przydarzały mu się też niebezpieczne sytuacje. Często wynikały z… potrzeby adrenaliny. Pewnego razu w Bangkoku grał w karty na pieniądze z lokalnymi hazardzistami. - W puli było już grubo ponad pięćdziesiąt tysięcy bahtów, czyli jakieś 5000 zł. Właśnie następowało kolejne rozdanie, gdy lekko podirytowany przegraną Chińczyk, wyciągnął drugie tyle i z impetem rzucił na stół. Nastąpiła konsternacja. Kolega zaczął tłumaczyć, że muszę wyciągnąć tyle samo, by dalej grać. Inaczej straciłbym wszystko. Nastąpiła niezręczna cisza – wspomina polski podróżnik. Pauli zapewnia, że w Tajlandii ludzie giną z bardziej błahych powodów. - Kto wie, czy ci krętacze nie mieli nawet układów z policją. Chińczyk mógł prawdopodobnie złamać mi kark jednym ciosem. Wtedy przypomniałem sobie o moje karcie bankowej – opowiada podróżnik, który udał się do bankomatu i… uciekł do taksówki. Przesłuchanie w krainie rubinów Jacek Pałkiewicz, autor książki "Sztuka podróżowania" wspomina 1993 rok. Przemierzał wówczas tereny Kambodży kontrolowane przez Czerwonych Khmerów. Wylądował w Pailinie, miasteczku, w którym mieści się kwatera główna ekstremistów. Nieopodal wiódł trakt, po którym kursowali przemytnicy rubinów do Tajlandii. Niespodziewanie Pałkiewicz trafił do komendy żołnierzy Kambodży. Sceneria nie była zbyt miła. Podróżnik próbował sfotografować ukradkiem arsenał: chińskie wyrzutnie pocisków rakietowych, rosyjskie AK 47, moździerze, bazooki, miotacze granatów i kwintale amunicji. Wówczas drogę zastąpił mu żołnierz z karabinem maszynowym w ręku. - Zamknęli mnie w obskurnym pomieszczeniu, w którym znajdował się tylko stół i jedno rozwalone krzesło. Nie mogłem mieć powodów do zadowolenia. Przyszły mi na myśl makabryczne narzędzia tortur, które oglądałem w ohydnym muzeum w Phnom Penh – wspomina Pałkiewicz, który w Pailinie był przesłuchiwany przez dwa dni. Życie uratowała mu chińska wiza. - Nigdy jej nie wykorzystałem, ale blefowałem, że kiedy przyjeżdżam do Pekinu, to zawsze oczekują na mnie "pewni" panowie, którzy biorą mnie pod swoją kuratelę. Khmer koniecznie chciał wiedzieć, jacy to ludzie czekają na mnie na lotnisku – uśmiecha się Pałkiewicz. Ostatecznie zostaje odtransportowany śmigłowcem. Tym razem opowieść kończy się z westchnieniem ulgi. Ola Dzik, alpinistka i skialpinistka, która zdobyła m.in. pięć siedmiotysięczników byłego ZSRR zapewnia, że w Azji czuje się bezpiecznej niż w Polsce. Posiadaczka prestiżowego tytułu Śnieżnej Pantery przekonuje, że przyczyną wielu niebezpiecznych sytuacji w górach jest rutyna i brak koncentracji, jednak są i takie zagrożenia, których nie sposób uniknąć. Na Piku Pobiedy (7439 m n.p.m.), na granicy Kirgistanu i Chin, razem z współtowarzyszami wyprawy przeżyła załamanie pogody. Dwa dni i trzy noce tkwili uwięzieni na grani na wys. ok. 7000 m n.p.m. Wiał tak silny wiatr, że wyjście z namiotu mogło skończyć się tragedią. - Choroba wysokościowa bywa podstępna. Łatwo przegapić moment, gdy brak powietrza zaczyna podduszać. Człowiek robi się wówczas senny, brak mu motywacji. Dużo zależy wówczas od ekipy. Akurat w tym przypadku kolega zmotywował nas do zmiany miejsca obozu i rozstawienia namiotu na nowo i być może ta decyzja uratowała nam życie. Jeden z kolegów stracił palce u nóg - opowiada Dzik. Kobiety w podróży narażone są na większe ryzyko. Dzik zapewnia, że rzadko podróżuje samotnie. Zna jednak kilka przykładów, że podróżniczki były nagabywane przez np. Pakistańczyków. - Często dziewczyny ubierają się po europejsku, co może budzić niepożądane przez kobiety reakcje wśród miejscowej ludności. Sama nigdy bym takiego błędu nie popełniła – opowiada. Wskazuje, że chociażby Pakistańczycy są bardzo szarmanccy, a kobiety z Zachodu ulegają ich urokowi, zapominając, że flirtowanie z nieodpowiednią osobą może skończyć się problemami. - Znam przypadek, że kobiety uwodziły kilku miejscowych i to oficerów armii czy osoby obsługujące wyprawę z ramienia agencji turystycznych. Kiedy ci panowie staną się zazdrośni o siebie nawzajem, może to rodzić problemy tak dla dziewczyny, jak i całej wyprawy. Ktoś wówczas może się obrazić, a zna wpływową osobę: policjanta, żołnierza, czy celnika i kłopoty gwarantowane - uśmiecha się skialpinistka. Fałszywy krok i… grzechotnik Tomasz Michniewicz, dziennikarz, backpacker, autor m.in. bestsellerowej książki "Samsara. Na drogach, których nie ma", przez wiele miesięcy podróżował po świecie z poszukiwaczami skarbów. – Zazwyczaj problemy rodzą się, gdy nie znamy danej kultury. W Maroko dostałem po głowie od osób, którym próbowałem zrobić zdjęcie, a nie zdawałem sobie sprawy, że mogą sobie ze względów kulturowych tego nie życzyć – opowiada. Innym razem w Tunezji na jednym z targów próbował kupić masę orzechową, a sprzedawca widząc przed sobą białego turystę zaproponował cenę z kosmosu. – Zamiast negocjować, szybko podziękowałem i popełniłem faux-pas. I nagle stanęło przede mną 12 mężczyzn. Tym razem nie oberwałem – uśmiecha się Michniewicz, którego w jednym z krajów Azji zatrzymała też policja turystyczna. Jego zdaniem podróżnicy często mają problemy, bo nie są w stanie zrozumieć sytuacji kulturowej lub politycznej w danym kraju. – W Zimbabwe każdy posterunek policji musi na siebie zarabiać. I na drodze stoją raz po raz policjanci, którzy biorą łapówki. Obowiązuje krajowy taryfikator. Kierowcy busów płacą 4 dolary, a np. przejazd samochodu z obcokrajowcem to już koszt 100 dolarów. Czasem lepiej pogodzić się z opłatą, niż negocjować – dodaje Michniewicz. Czasem problemy potrafią się… same przyplątać. Wojciech Cejrowski wspominał w jednym z wywiadów wyprawę do Teksasu. - Podziwiam wschód słońca. Jest zimno jak cholera, ale pięknie. Rozglądam się dookoła, a tuż koło mnie leży zwinięty grzechotnik. Ja głupi, zamiast delikatnie wstać i odejść, bo one są zmiennocieplne, więc kiedy jest zimno nic by mi nie zrobił, cap za głowę. Tak widziałem na filmach - trzymaj za łeb, to nie ugryzie – opowiadał podróżnik. Cejrowski, autor wielu książek podróżniczych, niejednokrotnie miał ciekawe przygody z Indianami, celnikami, rabusiami. Największe wrażenie zrobiła jednak na nim historia z wężem w Teksasie. - W końcu dałem mu sandał, dziabnął go ze dwa razy i poszedł sobie – uśmiechał się Cejrowski. Wszyscy rozmówcy radzą, by w podróży zachować… umiejętność trzeźwego spojrzenia. I nie pakować się w problemy. Ale czy to możliwe, gdy pulsuje podróżnicza żyłka?" |
20.11.2012, 11:12 | #2 |
Zwykły przechodzień...
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: DW
Posty: 1,794
Motocykl: GS12y
Online: 2 miesiące 3 dni 11 godz 45 min 7 s
|
...myślałem, że w linku będzie więcej opisu
Czyta się rzeczywiście
__________________
-- Nie wzywaj imienia Pana bOrzepa nadaremno-- -- Trudno jest powiedzieć NIE, gdy wszyscy mówią TAK --
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
"Oranżada"dla przyszłego "zdrajcy". | MOTOMYSZA | Wszystko dla Afrykańczyka | 7 | 29.10.2012 20:21 |
Polscy podróżnicy zamordowani w Peru | Cynciu | Kwestie różne, ale podróżne. | 10 | 11.07.2011 13:52 |