01.02.2014, 23:57 | #72 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
|
No dobra Karola. Jeśli czekałaś aż napiszę, że czytam to czytam przecie . Pisz już dalej bo cierpliwości nie staje. Fajnie się to wszystko plącze Wilczku.
|
02.02.2014, 03:13 | #73 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Pewnie że czekałam
Wiele moich poglądów zostało zweryfikowanych Tam. Intensywność bycia motocyklistą, a może nawet motocyklistką w owym czasie i tym specyficznym miejscu przyprawiała o matrixowe poczucie czasoprzestrzeni. Ruszam rano do pracy. Ubieram się bardzo starannie, każdy element ma swoje miejsce i kolej w uzbrajaniu. Kolejne warstwy następują po sobie, w zależności od pory roku i stanu świeżości. Ostatnim elementem jest warkocz. Jeśli go nie zdążę zrobić, albo nie zdecyduję się na przekazanie paru minut tej czynności, moje włosy będą protestować przy następnym myciu włosów. Skołtunią się przez dzień, mimo ukrycia pod szalem i kaskiem, nie będą zadowolone. A ja będę musiała walczyć z gąszczem. Dodatkowo będą chciały mi się wczesać w każde słowo, a na autostradzie pewniakiem będą się znęcać i łaskotać po nosie do momentu, kiedy pokonana postanowię zjechać na stację benzynową i zrobić z nimi porządek. A wiedzą doskonale, że bardzo nie będzie mi się chciało przerywać podróży tylko dla nich, ściągać rękawiczek, kasku, kominiary…. Pleść warkocza zmarzniętymi paluchami [z malej litery, proszę Pana]. Wiedzą, że mogą bezkarnie się znęcać nade mną. Testować moją psychikę. I mimikę. Kręcenie nosem, próby wypluwania i wyciągania językiem z gardła… maska na nosie nie pomaga, jest ciężko, siła charakteru zostaje wystawiona na próbę. Jedną z wielu. Taki niepozorny włosek… Kiedy było ciepło, latem, mój ubiór nie stanowił większego problemu. Cienkie geterki, dżinsy, ochraniacze. Górskie, pancerne buty. Jakaś koszulka, T-shirt lub długi rękaw i kurtka. Polar do kufra. Wełniany buffowy szalik, kask i zwykłe, szosowe skórzane rękawiczki. Włala. Nawet wtedy człowiek wyglądał jak człowiek trochę, prawda? W razie deszczu goreteksowe spodenki wojskowe i tyle. Ale membrana w kilkuletniej kurtce wkrótce się skończyła i o nieprzemakalności trzeba było zapomnieć. Nadeszły zimne i deszczowe dni. Poranny rytuał ubierania się wydłużył się o kilka warstw. Ciepłe geterki, dżinsy, spodnie dresowo-goreteksowe. Ochraniacze na kolana, spodnie wojskowe nieprzemakalne. Wełniana koszulka z długim rękawem, sweter wełniany, polar, kurtka. Na to kurtka żeglarska – gumowana: nieprzewiewna, nieprzemakalna. Szal z windstoperem. Wełniany szal na głowę, kask. Rękawiczki zimowe. Druga para do kufra, bo na pewno przemokną mimo mufek na kierze. Druga para spodni nieprzemakalnych [żeglarskie do kompletu, 100% waterproof] do kufra. Stuptuty megawypasione z osłoną na całego buta, sięgające pod kolano [dziękuję, Banditosie, ratowały mi życie] do kufra. I gorąca herbata w termosie do kufra…. Biedny kufer, widzieliście, jak był dopakowywany jeszcze zanim ruszyłam w trasę I tak, w ekstremalną pogodę poubierana jak strażak [zestaw żeglarski był w kolorze czerwonym… teraz przybrał barwę czarności, próbuję go właśnie wskrzesić odrobinę…] poruszałam się momentami jak astronauta… Nie zdejmując kasku, bo groziło to obtarciem twarzy i rozszczelnieniem misternie ułożonych warstw podkaskowych, przemieszczałam się chodem interesującym z motura do loading bayów i z powrotem. Pakowanie się na motura i złażenie z niego musiało przyprawiać przypadkowych widzów o radość Na zdrowie im Ale wiecie co? Było mi sucho. I było mi w miarę ciepło. Najbardziej cierpiały ręce. Brak grzanych manetek i mój wewnętrzny protest wobec inwestycji w cudze moto rzutowały okrutnym uczuciem zimności i bólu w moich paluchach [znowu!]. Miałam ciepłe, choć za duże [rozmiar XL] rukkowe rękawice zimowe. Ale po długotrwałym deszczu, kiedy jeszcze nie miałam mufek, nabierały w końcu wody, jak wszystko, i dawały ciała… Takie ważące sporo nawodnione rękawice zwalniały czas reakcji na hamowanie. Za to używane już w mufach także przyprawiały mnie o dodatkową adrenalinę przy hamowaniu, bo mufy pod wpływem oporu powietrza przywierały do klamek [czasem robiąc nawet nieprzyjemne kuku w postaci ślizgającego się sprzęgła i przyhomowywania na autostradzie], a kiedy przyszło nagle hamować, trudno się było tymi rękawiczkami wbić między klamki a mufki. Kupiłam więc zimówki w mniejszym rozmiarze, ale brak przestrzeni między paluchami [o zgrozo!] a materiałem nie sprzyjał ocieplaniu atmosfery. I tak trzeba było kombinować… Każdorazowe ściąganie rękawic [niestety trzeba było przy każdym postoju to uczynić – obsługa komputerka] wiązało się przy deszczowej pogodzie z sukcesywnym nawilżaniem rękawiczek od środka. I stawała się mokrość. Abstrahując od mojego ubioru… Wielu kurierów dawało radę innymi sposobami. Niektórzy jeździli w kompletach goreteksowych z army-shopów, ale moje spodnie z tego segmentu były wodoodporne jedynie do pewnego czasu, później się poddawały. Inni próbowali docieplać się ubiorem płetwonurka… pianka pod ubranko motocyklowe jeszcze inni mieli pogodę w dupie i jeździli w poprutych skórach. Bywali też tacy, którzy zakupywali systemy grzewcze… podgrzewana kurtka, spodnie, buty, rękawice… Reszta knuła z pseudo-nieprzemakalnymi ortalionami różnego rodzaju. Najbardziej przerażali mnie wyznawcy ubierania gumowców w deszczową pogodę… Wyobraźnia działa… Pokaz mody, sezon 2013 – Londyn… Po letniemu... Włosy nie będą zadowolone. 1.JPG 2.JPG Standard. 3.JPG Testy nieprzemakalności. 4.JPG Obuwie i warstwy dolne. 5.JPG Weryfikacja trwałości materiałów. 6.JPG Ciepłoszczelność... 7.JPG 8.JPG Kurierki po godzinach... 9.JPG kszyyy kszyyyy fajf bul łan bul sewen kszyyy kszyyyy kszyyy kszyyyyy bul bul bul kszyyy kszyyyyykszyyyyyyy
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
02.02.2014, 12:02 | #74 |
Zarejestrowany: May 2013
Miasto: Katowice
Posty: 4
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 14 godz 14 min 28 s
|
Szacuneczek!
|
02.02.2014, 17:52 | #75 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Do wyobrazni prxemawia mi zdiecie pierwsze i ostatnie.
Pierwsze-te w windzie,verrry sexi Ostanie-bezbronne ,zwiewne"wilczatka" w swej naturze Reszta fotek-jak to w pracy Przeczytalem wszystko z uwaga.Rozumiem juz chyba dlaczego tylki kilka mcy. Teraz juz wiesz,ze Londyn zyje na krawedzi a jego krwiobieg (ludzie jak Ty) po tygodniu w takiej pracy nie potrzebuja juz off road-owych zabaw hmm? Znaczy...ci ,ktorzy juz nie wiedza jak powiedziec"dosc" Londyn meczy.Wysysa soki i dzisiaj cie podkrecajac,jutro wypija twoja witalnosc niczym vampir. Liczysz sie tylko wtedy,gdy podazasz co najmniej z pradem,lub szybcie. Poczytac o tym w relacji to jedno.Przezyc to samemu to cos innego. Jestem pewien,ze deszcz wyspiewal @Wilczycy niezapomniana piosenke w pamieci. Ale jest cos co pociaga ludzi z calego swiata,by dolaczyc do tego szalenstwa- To mozliwosc spotkania Wszystkich Innych Wedrowcow w czasie i przestrzeni. To taki "assembly point" dla wielu niespokojnych dusz w ludzkiej skorze... Wyrazy uznania I ps ..no verry,very.. |
02.02.2014, 18:35 | #76 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Frankfurt/M
Posty: 987
Motocykl: Elefant 944ie
Przebieg: 54420
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 2 dni 12 godz 4 min 21 s
|
Super się czyta..
Kolejna runda pytań: masz zamiar jeszcze raz taki wypad zrobić? Koniec końców wspominasz tą pracę jako coś miłego/fajnego, czy raczej ?
__________________
Cagiva Elefant 944ie - jedyne co się może popsuć podczas jazdy to pogoda! |
02.02.2014, 23:10 | #77 |
Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Łódź
Posty: 196
Motocykl: GS
Przebieg: 8000
Online: 5 dni 2 godz 17 min 7 s
|
Tak, czytaczy wiecej niż pisaczy
__________________
Tel: 502656674 |
02.02.2014, 23:38 | #78 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Tak, Londyn jest londyński. Żałuję, że nie dane mi było poznać Anglii… Anglików, w końcu… angielskiego :P Zipo, masz sporo racji, długo tam siedzisz A może po prostu masz dar obserwacji. Jestem wilkiem, ciągnie mnie do lasu. Gąszcz londyński nie umywa się dla mnie do zielonego. Może to jedna z przyczyn mojego powrotu.
Oczywiście, że dobrze wspominam ten czas. Było dużo adrenaliny, dużo nowego, dużo doświadczeń i zabawy. Było przycieranie podnóżkami i jazda bez trzymanki. Było ściganie się i jazda na krawędzi. Była zabawa w labirynt z celem pod światłami. Były próby jazdy na kole i klaksony we wstecznym lusterku … Fajnie, nie? Dobrze jest powspominać, bo siedząc na motocyklu 15-tą godzinę i mając do domu jeszcze co najmniej jedną, będąc permanentnie mokrym i zmarzniętym, bojąc się zatrzymać na światłach, żeby się nie przewrócić [czy moje nogi zadziałają? Czy kolano się rozprostuje?], pędząc autostradą w strugach deszczu, po ciemku, nie widząc prawie nic przez zamazaną szybę kasku, prując w takich warunkach jakieś 80-90 mil/h, bo jest ci w zasadzie już wszystko jedno, i tak mijany setny tir nie zmoczy cię mniej, niż 94-ty. Odpychasz myśli co by było gdyby… gdyby zaskoczyły cię zwłoki tragicznie poległego pod czyimiś kołami lisa, plama oleju, ostry kawałek rozpruwający ci znienacka oponę. Wracasz do domu, ale jednak nie do końca. Nie zastałam kogoś w domu odległym od stolicy 100 mil. Więc nie wracam do domu, muszę najpierw skoczyć do biura. Jak się czuję? Oj… jestem naładowana. Dojadę do biura o 22, wejdę, pozostawiając po sobie kałużę złości przed okienkiem zdawczym. Wejdę, nie zdejmę kasku. Nie powiem prawie nic. Słaba znajomość języka angielskiego uczy pokory. Ktoś z biura odbierze ode mnie zmoczoną moimi rękawiczkami kopertę. Może powie senkju. Pędzę tam, żeby tym mokrym i zimnym milczeniem/spojrzeniem zmiażdżyć zawartość pokoju pełnego komputerów i map. Tak, to mnie trzyma przy życiu, przy kierownicy. Dobrze brzmi? Dobrze się pisze. Niedobrze się w tym jest tu i teraz. Czy takie udowadnianie sobie, innym, komu? coś mi daje? Wolę jednak off-road: tam mogę być zła tylko na siebie, udowodnić sobie, że dam radę wygrzebać się z piaskownicy. Nabyć kilka siniaków i spocić się przy kolejnym podnoszeniu motocykla. Co mi to daje? To, że następnym razem podniosę motura może dwa razy mniej, że wyjdę z sytuacji ostatnim-razem-bez-wyjścia. Że, w końcu, lecąc najszybszym pasem autostrady 150km/h i łąpiąc niespodziewanie kapcia z tyłu nie spanikuję i przeżyję, bo będę wiedziała jak zachować się z tańczącym motocyklem. Tak. Jak jest sucho, jest dużo lepiej. Kiedy zamiast 3-ch pasów w jedną stronę jest jeden w obie, jest dużo lepiej. Kiedy dzień był udany, a ostatni klient czekał wesoło na ostatnią paczkę w chatce na końcu świata, jest dużo lepiej. Można włączyć na chwilę dobrą muzykę, nabrać świeższego powietrza w nozdrza, ucieszyć się ciemnością i krzakami na poboczu, wiecie co można? Można nawet zatańczyć na motorku! Czyżbym trochę przymroczyła? Może kilka fotek z pracy… Tu z paczką dla Robina… Nottingham. kszyyykszyyyy 5-1-7-5-1-7 kszyyykszyyyy kszyyykszyyy 5-1-7 I know, I know, sorry about that kszyyykszyyyyyyy
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
04.02.2014, 16:49 | #80 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chwałowice/Wrocław
Posty: 457
Motocykl: RD07
Przebieg: 99 000
Online: 1 miesiąc 6 dni 22 godz 11 min 52 s
|
Ja bym nie chciał tu wazeliny jakoś uskuteczniać ale ze szczerym podziwem twierdzę iż trzeba mieć nieźle pod sufitem żeby sobie znaleźć robotę związaną z pasją, w diabelskim mieście, dobrze ją wykonać i jeszcze tak to opisać żeby czarnuchy chcieli to czytać i mlaskali przy tym !
Widać wilczy ród tajne umiejętności opanował ! |