14.12.2013, 20:03 | #24 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 26 min 56 s
|
Korzystając z L4 nadrabiam zaległości Dzisiaj odcinek o zwierzątkach
__________________________________________________ ______ Coś wytrąca mnie z bezświadomości i bezruchu. Jeszcze zanim całkowicie uprzytomnię sobie, że ja to ja, że są wakacje, że śpię pod namiotem, doskonale czuję jakąś obecność. Ale nie jest to Naczelny, który obok mnie delikatnie posapuje przez sen. To moment w którym sobie uświadmiam, że mój siódmy zmysł [bo szóstym jest moja cholerna intuicja] działa bezbłędnie. Wiedzieliście, że kobiety mają lżejszy sen, bo w czasach prehistorycznych to one w nocy były “alarmami”, śpiącymi na obrzeżach obozowisk? Mężczyźni w nocy mieli po prostu odpoczywać, aby rano znów wstać pełni sił i iść zdobywać jedzenie. Kobieta albo miała wyczulony słuch i to “coś” co pozwalało jej szybko rozpoznać niebezpieczeństwo, albo została prędko zjadana - ewolucja jest nieubłagana. Przetrwały najlepsze. Tak więc fakty są takie - śpimy na odludziu, w namiocie, w górach. Jakieś 100m od nas jest “szałas”, ale za cholerę tam się nie dostaniemy. Psy śpią. Pod ręką nie mam nawet noża. Taaa - nóż do obrony przed dzikim zwierzem - rotfl! [mówi racjonalny umysł] Zastygam w bezruchu. Prawie bezgłośnie szepczę do Naczelnego - “Jakieś zwierzę jest koło namiotu!”. On nie słyszy nic. W tym momencie w oddali rozlega się wycie… Racjonalny umysł od razu analizuje - wilk toto nie jest raczej, bo wycie zakończone jest poszczekiwaniem. To pewnie półwilk, albo zdziczały pies. W sumie tym gorzej dla nas, bo wilki nie atakują ludzi, a z mieszańcami jest różnie… Słyszę, że “obecność” koło namiotu delikatnie się przesuwa wzdłuż krótszego boku. Tuż koło naszych głów. Właściwie to nie słyszę, bo “Obecność” nie wydaje dźwięku. To raczej przerwa, dziura nicości w lekko rozedrganej ciszy. Nie słyszę nic, a jednak jestem w stanie dokładnie określić gdzie to coś jest. Psy z szałasu przy każdej dziurze w ciszy zanoszą się szczekaniem. One mają lepszy słuch/węch, niż biedni ułomni ludzie. Nie wiem, która godzina. Ale na pewno przed 3.00, bo o tej porze ma zadzwonic alarm przypominający o zażyciu antybiotyku. “Coś” powoli idzie jeszcze kawałek wzdłuż dłuższej ściany, po czym czuję, że napięcie w powietrzu zelżało - “Coś” oddala się. Oddala się prosto w kierunku szałasu, gdzie psy prawie dostają szału, aż w końcu ktoś je ucisza wrzeszcząc po rumuńsku. Która może być godzina…? Zapadam w płytki sen. Nagle tuż koło namiotu rozlega się znajome wycie ze szczekaniem na końcu - takie normalne, ordynarne, bez finezji i bez tajemniczości. Prawie parskam śmiechem i spoglądam na zegarek. 3.00 - pora na antybiotyk. _____________________________________________ Zwierzęta w Rumuni. Psy. Psy domowe, wpółdzikie i zdziczałe są wszędzie. W wioskach pojedynczo pałętają się przy obejściach, czasem z ożywieniem startując w kierunku jadącego motocykla. W lesie stadami wyskakują pod koła i agresywnie rzucają się do łydek. Na zakurzonych poboczach głównych dróg bawią się mioty ruchliwych szczeniaków, podczas gdy ich wychudzone matki niewzruszenie trwają w pobliżu. Po prostu są wszędzie. Przedziwny ewolucyjny zbitek genów sprytu, odwagi, smukłości oraz czającego sie w ich oczach kamiennego spokoju. A może obojętności? Niezależności? Wolności? Wszystkie one stanowią cudownie niejednolitą populację podobnych do siebie istot. Jednak oprócz nadawania kolorytu lokalnemu folklorowi, zdziczałe stada psów stanowią niebezpieczny problem w kraju. Kilka dni przed naszymi wakacjami był przypadek zagryzienia kilkuletniego dziecka w Bukareszcie. Pogryzienia są na porządku dziennym [turystom zaleca się szczepienia na wściekliznę]. Co mnie uderzyło, po kilku dniach w Rumuni, to brak dzikich zwierząt. U nas w kraju, nawet nie musimy za bardzo zbaczać z głównych dróg, aby zobaczyć a to stado saren, a to zajęcy [coraz częściej], zdarzają nawet jelenie, czy tez dziki, a widok myszołowa, albo innego drapola polującego na gryzonie nie jest rzadkością. A w Rumuni - pustynia. Raz widziałam jastrzębia. Raz jakiegoś zająca. Sądzę, że za taki stan rzeczy również odpowiadają zdziczałe, wiecznie nienajedzone stada psów - wystarczy, że naruszą delikatną równowagę i od razu widac fatalny skutek w całym ekosystemie. Dzikiej zwierzyny nie spotyka się nawet w formie rozjechanych trucheł na asfalcie - te nieliczne które trafią pod koła aut są szybko “utylizowane” przez psy. Rumunia wydała walkę z dzikimi psami - mają one być odławiane, a te które nie znajdą właściciela będą po 2 tygodniach usypiane. W UE podniosło się larmo, że to nieludzkie i że należy psy sterylizowac, a nie zabijać [i co potem? wypuszczac z powrotem na ulicę?]. Eutanazja na pewno nie jest dobrym wyjściem. Ale więzienie przyzwyczajonych do nieskrępowanej wolności zwierząt też nie. Adopcja takich wyłapanych psów, to w ogóle jak zabawa z brzytwą. Nie widzę osobiście dobrego rozwiązania tej sytuacji. Psy zawsze przegrają.' Inne zwierzęta Owce - pałętają się po swoich wąskich ścieżkach, wydeptanych przez pokolenia owczych raciczek Czasem tamują ruch w miasteczkach Naczelny “opływany” rzeką owiec Kuzynki owiec, czyli kozy. Chów alkierzowy i chów pastwiskowy Powszechne są również krowy Ciekawskie i towarzystkie zwierzaki Zabezpieczenie przystanku autobusowego przed krowami Bawoły - nieco mniej powszechne Kotków widzieliśmy może ze 4 sztuki. Za to wszystkie śliczne. No i konie - ciągle bardzo popularny środek transportu. Co ciekawe - część furmanek jest w Rumuni zarejestrowana - mają swoje tablice rejestracyje Wąska mijanka na górskiej drodze |
Tags |
naczelny i mygosia , rumunia |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
CompeGPS (TwoNav & Land 7) | cheniek | Zastosowanie praktyczne | 57 | 18.08.2019 14:42 |