09.09.2011, 15:47 | #11 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Krk-NH
Posty: 381
Motocykl: XT 600E stage 2
Online: 2 tygodni 1 dzień 10 godz 32 min 11 s
|
siemka Rychu
ciesze sie ze moglem pomóc, mam nadzieje ze pogoda Wam dopisze. na czym leci Jagienka?
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany. z wrogami poradzę sobie sam...Przykładnie. ------------------------------------------------------------------ chroń mnie Boże przed przyjaciółmi, ------------------------------------------------------ Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca, Moja wreszcie groza ducha, Gdy Kostucha rwie do tańca! |
10.09.2011, 16:32 | #12 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Raczyce/Wrocław
Posty: 2,015
Motocykl: RD04
Przebieg: 3 ....
Online: 1 miesiąc 21 godz 53 min 22 s
|
Rychu bez kostek nie pchaj się w teren ! Szkoda nerwów ... a to przyjemność z jazdy ma być nie ?
__________________
AKTUALNIE SZUKAM PRACY!!! ale nadaję się tylko na szefa |
11.09.2011, 10:53 | #13 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Łódź
Posty: 312
Motocykl: DRZ
Online: 4 tygodni 20 godz 52 min 39 s
|
Hans i Cleo
Jak sprawują się wasze kaski ? Szyba paruję , łatwo się rysuję czy dosyć odporna na zadrapania ? Oglądałem taki wczoraj na bajzlu i bardzo mi się spodobał ale nie mieli mojego rozmiaru . W Łodzi niestety nie spotkałem ich w żadnym sklepie , zresztą to jest miasto najgorszych sklepów motocyklowych ... najmniejszą pierdółkę trzeba zamawiać . ps. Twój wzrost Cleo napawa mnie optymizmem w związku z rozpoczęciem przygody z moto przez moją Bogusię |
11.09.2011, 11:09 | #14 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Krk-NH
Posty: 381
Motocykl: XT 600E stage 2
Online: 2 tygodni 1 dzień 10 godz 32 min 11 s
|
Ruszamy w deszczu, ale potem się ocipeczkę rozpogadza, lecimy, zatem przez Mizeriję i dalej na Syniewirską Polianę.
Przelatujemy ostatni przysiołek o nazwie Svoboda i przez kamieniste błoto pniemy się dalej – bez celu, ot tak, jak tylko daleko się da. Fantazja kończy nam się przy stanowczo zbyt głębokim potoku (padało i wezbrał). Rozpoznanie bojem potwierdza decyzje. Wrócimy tu jutro, na lekko. Załatwiamy jaki taki nocleg, jemy półsurową rybę z piwem i robię serwis moto, bo kiera ciut krzywa. Dygresja – nawet w najbardziej zabitym dechami wiejskim sklepiku, można dostać dobre espresso, w stylu iście włoskim. Rewelka. Z ranka, jako iż akurat nie leje, lecimy dziś na lekko, tam, gdzie zawróciliśmy wczoraj. Po drodze znajdujemy przedwojenną granicę polsko – czechosłowacką. Dziś strumyk znacznie niższy, wiec bierzemy go z marszu. Znaczy ja. Cleo uczy się jeździć po wodzie. Potem jest kolejny strumyk, i znowu i znowu. I błoto i strumyk i błoto. Pchamy się tak daleko, jak Cleo da radę. Dziewczyna szybko się uczy, choć chwilowo - widząc jak jedzie (a raczej jak ją chwilami XT wiezie tam, gdzie on chce) - dostaję szału. Ale – przypominam – do tamtej chwili przejechała w życiu 2500 km, a wyrypa była nawet jak na sporego faceta spora. Gleb nie liczę, bo, po co. Z - jednakże znacznym zadowoleniem - konstatuje iż postępy jakie laska czyni są z minuty na minutę zauważalne. Jest bosko, jesteśmy przemoczeni (od tego dnia do końca wycieczki jedziemy już w mokrych butach), styrani. I o to chodziło. A ponieważ zaczyna mżyć a potem lać, kończymy na dziś. Następnego dnia nie ma co opisywać – tyle że calutki dzionek w ulewie, z widocznością 1000-1200m przewaliliśmy się z Syniwirskiej Poliany, przez Kołodne, Welka Uhorke (pod połoniną Krasna, której z racji ulewy i deszczy nie zobaczyliśmy, do turbazy Tarasiwka. Było błoto, dziury, szuter i Cleo, która prowadziła po szutrach chwilami w takim tempie, że aż kazałem jej zwolnic (SIC!). Przed Turbaza Tarasiwka zapytałem o drogę. Chłopaki miejscowe, dzielnie znieśli moją odmowę wypicia z nimi bani wyjaśnili, co i jak. A potem, jeden za drugim poszli obejrzeć Cleo na motocyklu, bo takiego czegoś „…patamu, szto mnoho widieli, uże żienki na motocykle uże nie widieli…”. W ogóle Paulina, jako kobieta jadąca sama na terenowym motocyklu, była wszędzie lokalną atrakcją turystyczną (cholera, mogłem pobierać opłaty za oglądanie). I to by było na tyle – jak mawia mój serdeczny kolega Bubu. O moich błędach w nawigacji, przez które nadrobiliśmy ok. 100km nie pisze, bo wstyd. Gleb nie odnotowano. Usypiamy kołysani łagodnym szumem napier****ającego deszczu......
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany. z wrogami poradzę sobie sam...Przykładnie. ------------------------------------------------------------------ chroń mnie Boże przed przyjaciółmi, ------------------------------------------------------ Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca, Moja wreszcie groza ducha, Gdy Kostucha rwie do tańca! |
11.09.2011, 14:51 | #15 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Łódź
Posty: 312
Motocykl: DRZ
Online: 4 tygodni 20 godz 52 min 39 s
|
rewelacja !
Na 4 kołach o wiele lepiej we dwoje |
15.09.2011, 21:09 | #16 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Krk-NH
Posty: 381
Motocykl: XT 600E stage 2
Online: 2 tygodni 1 dzień 10 godz 32 min 11 s
|
Z ranka prawie nie pada (znaczy pada i mży, ale jakoś tak bez przekonania) wyruszamy w kierunku na Neresnytsia – Wodytsia – Dubove, a z tamtąd na Kobyliecka Poliane. Jakbyśmy wiedzieli….
W Dubowym lekko błądzimy, ale szybko odnajdujemy drogę na Wodytsię. Droga szybko robi się szutrem – kamienistym szutrem + błoto i pnie się lasem w górę ostro. Robi się pusto, bezludnie i dziko. Słowem w pytkę. Przebijamy się błotem pod kapliczkę na szczycie, gdzie przejeżdżamy wielką wodę – wygląda to prawie, jak przejście żydów przez Morze Czerwone. Nic to, że leje, (choć na chwilę przestało) i jest ciężko, (tu szacun dla Cleo, która wszystko przejechała sama. No, ma laska ambicję), jechać się jeszcze jakoś da i humory dopisują. O, zaczęło lać. Zjeżdżamy do Wodytsia w prawie słońcu. Nawet pojawia się jaki asfalt. Jeszcze z 10km prosto, potem z 12km drogą trawersująca masyw Opets’ – Nezydli i już jesteśmy w Krasnej Polianie. Brzmi prosto, nie? Trawers składał się z 2 części – przez górkę do strumyka, i przez drugą górkę, do Poliany. Walimy ostrym podjazdem, wyszło słonko, jest kamieniście błota zatem brak. Jest idealnie. 1, 2, gaz, ostra jazda na stojąco, oby tak więcej. Zjeżdżamy do strumyka, przelatujemy go, podnosimy moto Cleo i…zaczyna lać. Z drogi robi się z lekki dramat – wielkie koleiny, wielkie kamienie. Gdyby nie to, że oba moto maja opancerzone spody, a najniższym punktem jest stalowa rama, było by źle. Chwilami rozwalamy kamienie spodami motocykli. Niestety kamienie i kamieniste koleiny kończą się i zaczyna się…….jakby błoto. Śliska kleista maź na 10-15 cm, koleiny takie, że wchodzi w nie 21 calowe kolo, za to całe wypełnione błotem i wodą. Szaro, zimno (9st.C na termometrze), mocno leje, a droga taka, ze ciężko przejść z buta, nie mówiąc o jechaniu. Teraz uważam, ze gdybyśmy wiedzieli jak będzie – nie pojechaliśmy. Zaczynam mieć wrażenie, że jesteśmy w pułapce na szczury – miejscu, w które wjeżdżasz, ale, z którego już nie wyjdziesz. Zaczynam jechać na 2 moto – 500m moim, powrót z buta, 500m motocyklem Cleo. Dość powiedzieć, że 6km jechaliśmy z 6 godzin. Sorry - ale spory deszcz i walka z materią i własną słabością uniemożliwiły nam robienie zdjęć. BTW - dobre buty ratują przygniecione motocyklem kostki przed połamaniem. Wreszcie docieramy na skraj lasu – teraz tylko ze 4 km zjazdu i jesteśmy w domu. He, he, he:"...jedyną matką jaką masz, jest nadzieja - głupią matke masz....". Na skraju lasu spotykamy pasterzy z owcami i Szatanem. Dlaczego Szatanem – odpowiedz na zdjęciach. Niestety, zjazd okazuje się taki sam jak droga, a mokra glina ma przyczepność lodu. W pewnym momencie, Cleo kładzie moto tak skutecznie, że wykonana z solidnej 5mm blachy dźwignia hamulca tylnego zwija się banana... Chwytam wtedy mega wkurwa – i wściekam się za nią – bardzo mocno i bardzo bez sensu. Zabieram jej moto i mówię, że oddam jak się nauczy jeździć. Wiem ,że zachowanie idiotyczne, ale przy deszczu, przemoczeniu, zmęczeniu i napięciu jakoś tak wyszło….. Potem mi przeszło, przeprosiłem (co czynię i niniejszym) i po 2 km zjazdu na 2 motocykle oddałem jej kluczyki. W końcu – jest schronisko. W życiu nie czułem takiej ulgi. Cleo nas rozpakowuje, a ja biorę od właściciela 5 kg młot, demontuje dźwignię i tak długo tłukę w nią młotkiem, aż się wyprostowała. A - najpierw przez pół godziny myłem motocykl bo usyfiony był tak, że tylko z patykiem podejdź. Ot, stare dobre enduro, wykonane ze stali, a nie z alu (aluminium by pękło przy odginaniu). Nazwaliśmy to KSM (Karpacki Serwis Motocyklowy). BTW – dźwignia działa do dziś, i nawet automat stopu działa ; ). A potem sielanka – piffko, kiełbaski z kominka, podziwianie mgły skrywającej góry…… I absolutny pad na ryj. A z panoram górskich ostało się tyle:
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany. z wrogami poradzę sobie sam...Przykładnie. ------------------------------------------------------------------ chroń mnie Boże przed przyjaciółmi, ------------------------------------------------------ Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca, Moja wreszcie groza ducha, Gdy Kostucha rwie do tańca! Ostatnio edytowane przez hans : 18.01.2012 o 09:56 |
18.09.2011, 19:20 | #17 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Krk-NH
Posty: 381
Motocykl: XT 600E stage 2
Online: 2 tygodni 1 dzień 10 godz 32 min 11 s
|
Wiemy już, że będzie dalej lalo i tam gdzie planowaliśmy nie pojedziemy, bo nie wjedziemy. Że resztki planów szlag trafił, że dupa, dupa, dupa.... Rozgoryczeni i zrezygnowanie, planujemy odbić na Polskę, i z takim planem ruszamy w deszczu, ale na skrzyżowaniu, tak mi się jakoś skręca nie na Polskę, a na Czarnohorę….
Wpadamy w masyw, drogą do końca i szutrami w lewo. Ta droga prowadzi na Howerle (google) i za opłatą można tam wjechać. Po suchym. Z żalem zawracamy i lecimy drogą na Stih (google). Z tym samym rezultatem, z tym, że jechać można za darmo. Po suchym. Za to ubłociliśmy się i styrali. Nocleg w ponurej odosobnionej 3 piętrowej turbazie w Bohdan, do której prowadzi tylko leśny – za to stromy podjazd. Dzięki Bogu jest kamienisty. Biorę go z marszu na jeden strzał (inaczej się nie da bo gleba murowana), a Cleo też na jeden strzał, z tym że po namyśle. Ale jak już się namyśliła, to wzięła go jak stary zawodowiec – jedynka i ogień. Moja szkoła, a i uczennica zdolna. Tam czekamy na właścicielkę (jesteśmy jedynymi gośćmi), a czas umilamy sobie pogawędką z Jurą (12 latek z okolicy – fantastyczny chłopak). Turbaza wygląda środku jak skrzyżowanie lokalizacji z Piły 1, 2 i 3. Ciemno, pusto, wilgotno, a na ścianach martwe zwierzęta i lalki, wodzące za nami pustym szklanym wzrokiem……………… W deszczu – dla odmiany – zaczynamy powrót. Plan – do Dubovego a potem via UstCzorna, przełęcz Przysłop, do Koloczawy. Lecimy trochę w deszczu, trochę nie, drogi trochę pozrywane przez wezbrane rzeki….. Przed Konsomolskiem kończy się asfalt, a zaczynają dziury w szutrze i błocie, ale adv nie pęka. Zostaje mam tylko 14km przez Synewirski Park narodowy i przełęcz i jesteśmy u celu. Strażnik parku przepuszcza nas przez bramki, ale…… kupa. Zostajemy poinformowani, że tędy na Koloczawę nie przejdziemy, bo w górach wezbrane rzeki zabrały drogę. A parę dni temu jechali tedy Polacy, na enduro i ściągano ich w nocy cięgnikami (ciężarówkami terenowymi?). W pytę – z 14km zrobiło się 140 km. Hurra. W końcu docieramy do Kolochawy, stajemy na noc (pada) kolo Czeskiej stanicy, jemy fajny obiad, spotykamy zajebiaszczych Czechow (dużo ich tam), pijemy z nimi wódkę, a Cleo wpada w oko jednemu z nich. Standard : ) Dziś odwrót na Krościenko – nie ma o czym pisać, bo i lało przez cały czas, i suche mieliśmy wyłącznie dokumenty (a i to nie wszystakie), i pogranicznicy stanowczo odmówili rewidowania nas (zaleta uczciwych twarzy). Z ciekawych rzeczy, to zaczął mi się kończyć napęd. Długi dzień w mocnym deszczu. Stajemy w Ustrzykach w miejscówce wskazanej przez kolegę z Forum Africa Twin - dzięki ci Strażaku z Bieszczad. I tak to się odbyło – było super, choć diametralnie inaczej, niż miało być. Bóg się obśmiał z naszych planów. Była wyrypa, a widoków i panoram nie. Był deszcz, a nie słońce. Cleo poczyniła niewiarygodne postępy - jestem z niej bardzo dumny. amen.
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany. z wrogami poradzę sobie sam...Przykładnie. ------------------------------------------------------------------ chroń mnie Boże przed przyjaciółmi, ------------------------------------------------------ Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca, Moja wreszcie groza ducha, Gdy Kostucha rwie do tańca! |
18.09.2011, 21:16 | #18 | |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Cytat:
wyrazy uznania dla Cleo
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
|
19.09.2011, 22:22 | #19 | |
Witam
Cytat:
Pozdr rr |
||
20.09.2011, 08:52 | #20 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Krk-NH
Posty: 381
Motocykl: XT 600E stage 2
Online: 2 tygodni 1 dzień 10 godz 32 min 11 s
|
właśnie caly problem polegal na tym, ze tam lało od paru tygodni......
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany. z wrogami poradzę sobie sam...Przykładnie. ------------------------------------------------------------------ chroń mnie Boże przed przyjaciółmi, ------------------------------------------------------ Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca, Moja wreszcie groza ducha, Gdy Kostucha rwie do tańca! Ostatnio edytowane przez hans : 20.09.2011 o 09:20 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Lwów/Zakarpacie 26/6 do 1/7. | Jaca GDA | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 20.05.2013 12:34 |
Plan B, czyli przed siebie na luzie | kiub | Trochę dalej | 42 | 12.11.2008 01:02 |
łikiend lamerów - zakarpacie | felkowski | Trochę dalej | 11 | 01.09.2008 22:20 |