12.02.2014, 01:30 | #111 | |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Pewnie, że przyjmuję zamówienia na malowanie klamek Priv-atnie Za opłatą w końcu bezrobotna jestem.
Fish&Chips były rzeczywiście niesmaczne... Ale morze było, zrekompensowało straty... Banditosie, jakoś nigdy mi przez myśl mi nie przeszło, że mogliby mi prawko odebrać No jak... grzecznie się jeździ A dziś dla Was urywek z pamiętnika FajfŁanSewen... Cytat:
Dzień jak co dzień.
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
|
12.02.2014, 10:20 | #112 |
....OLEJ....
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 24 min 54 s
|
Ooo... Beda cycki
Ps. Naszemu wspolnemu koldedze Pussiemu tez nie przyszlo do glowy ze straci prawko... Ostatnio edytowane przez banditos : 12.02.2014 o 10:24 |
12.02.2014, 16:13 | #113 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Aleosochodzi?
W Londynie jest bardzo dużo firm kurierskich, które mają swoich zmotoryzowanych jednośladowców. Zazwyczaj oprócz tych na „big bajkach” mają też skuterkowców, rowerzystów, wanowców, busistów, itd…. Jest też pewna wiodąca firma – adison lee – która swoją flotę ma naprawdę mocno rozbudowaną. Do usług kurierowych dochodzą taksówkarskie… widziałam też taksówkę motocyklową w ich barwach Ciekawa jestem kto z Was by się pokusił na taki środek transportu? Wsiąść z obcą osobą na moto i dać się dostarczyć na miejsce w wielkim mieście… Ktoś chętny? Ja tylko [aż?!] dwa razy dałam się namówić na przejażdżkę jako plecak z obcą osobą Dwukrotnie powoziła mnie africa twin Teraz już się znamy, ja żyję, a oba te ludzkie egzemplarze prawdopodobnie zaglądają do tego wątku Wszystkie firmy kurierskie rozstawiają swoich pracowników w strategicznych punktach Lądka. Jednym z nich jest Canary Wharf, w miarę świeże miasteczko biznesowe zbudowane w miejsce dawnych doków nad Tamizą. fr20131014183959.jpg Miasteczko zabezpieczone przez „bramy” na wjazdach – zdarzało mi się, że panowie/panie przy szlabanie zaglądnęli mi do kufra bądź pobrali odrobinę brudu z manetki na ściereczkę w celu sprawdzenia, czy nie majstrowałam przy jakiś środkach wybuchowych, czy innych, cholera wie jakich… Zazwyczaj jednak kurierzy byli puszczali bez spowolnień – w końcu czekały na nas przesyłki z wielkich banków: Bank of America, Citi group, Barclays… Bramki wyglądały groźnie – w asfalcie zatopione wielkie metalowe „kliny”, aby móc zatrzymać w razie ataku nawet pancerne pojazdy… Takie kliny znajdowały się też często przed wjazdami do loading bay’ów. Przyzwyczaiłam się do tego, z czasem stało się to dla mnie zupełnie normalnym zjawiskiem… Bardziej trzeba było się skupić na ulicach wewnątrz. Nie wiem dlaczego, ale usiane były mnóstwem studzienek kanalizacyjnych w postaci lekko perforowanych blach wielkości mniej więcej metra na 70cm.. [powinnam posługiwać się jednostkami imperialnymi? ] Tak więc każdy deszczyk to 100% uwagi na to, co biorę pod koło ślizgawka!!! Oczywiście kurier nigdy nie kieruje się do przeszklonych drzwi wejściowych… Wjeżdża do podziemi, tam czekają na niego koperty i paczki. Postroomowcy i ochrona. Z tymi z Canary Wharf znałam się całkiem nieźle. Był Ricky – chyba najsympatyczniejszy i najmłodszy, był mało sympatyczny Platt, który czasem znienacka zapytał o Identyfikator i potrafił nie wydać przesyłki z powodu jego braku, chociaż widywaliśmy się codziennie… Zasady trzeba mieć I był Hawlett, gdzieś pomiędzy nimi. Chociaż… Kiedyś Platt, widząc, że jestem mocno zmarznięta, zaproponował, żebym posiedziała parę minut w środku, zagrzała się i dopiero ruszyła dalej z JEGO wysyłkami… Niesamowite to było, tak się przejęłam, że aż podziękowałam i odmówiłam… Do tego pocztowego pokoiku wchodziło się akurat bocznym wejściem [parkowanie wzdłuż żółtej linii na zewnątrz] – dzwoniło videofonem i czekało na dziwny okrzyk powrotny… wtedy szklane drzwi ustępowały i należało zejść schodami do podziemi, skręcić w lewo i tam, po prawej, znajdowały się drzwi do świata podziemnych ludków, karmionych jedynie światłem jarzeniówek. Miałam się lepiej Po pewnym czasie zaczęłam rozumieć, że okrzyk domofonowy oznaczający dla mojego mózgu moment walki z ciężkimi drzwiami tak naprawdę ma swój sens i znaczy: drzwi otwarte Wiele było takich zaśpiewek angielskich, których znaczenia po pewnym czasie się domyślałam, wiele było też takich, których znaczenia nigdy nie odkryłam. Szczególnie mój kontroler Bill miał takie swoje stałe zwrotki, na przykład na koniec jakiegoś wywodu… Intuicja uspokajała mnie, że nie mają one żadnego znaczenia. Po prostu są takim dopełnieniem gadki, żeby nie było zbyt zwięźle. Mogłabym je zanucić, ale nie powtórzyć… Łooooo-eja-fenkju… Czasem siedząc przed tym właśnie mcDonald’sem i słuchając co Bill ma do powiedzenia innym przez radio pytałam Polaków, czy rozumieją, co on teraz powiedział? Czasem przetłumaczyli, czasem się tylko uśmiechnęli altAsYk26OSvkr5M2kCPppfpB3FZ1wWho0TXnZHhhLVpiW9_jpg-001.jpg Ale miałam napisać coś o takich posiadówach porannych w McDonald’sie Normalnie siedzieliśmy na trawniczku lub na skrzynce rozdzielczej, z której perspektywy to zdjęcie jest zrobione. O, tu mam nawet uchwyconą tę sławną skrzynkę... Pusta, bo pan sprzątający nawilża NASZ trawnik... Eh, musieliśmy zmienić miejscówkę... 21082013654.jpg Tak było latem. Platany nad nami, kawałek trawki pod nami. Na resztę można było przymknąć oko. To był punkt początkowy mojej pracy, najbliższy mojego miejsca zamieszkania, jakieś 7 mil od domu, raptem 15-20 minut… Tam spotykało się wielu podobnych mi – CYCów, eCourierów, Courier Systemsów, Excelów i innych „czubków”. Tam oczekiwało się na pierwsze zlecenia danego dnia. Było to dobre miejsce, jeszcze nie w „miasteczku”, ale o rzut kamieniem. Dosyć neutralne, nie wywalali nas stamtąd… Pan sprzątający przyzwyczaił się do naszej obecności i zamiatał liście spomiędzy szprych motocyklowych. Największą jednak zaletą tego miejsca był… dostęp do toalety O tak. Drugą w kolejności – dach, który kafejka oferowała. Kiedy zaczynało padać przenosiliśmy się najpierw pod daszek zewnętrzny – na fotce widać kilka osób w tle, z prawej, o właśnie tam – stoją i kurzą papierosy. Ale na głowy im nie pada. Kiedy jednak deszcz nie ustępował i naszymi kurierskimi kamizelkami zaczynał szarpać wiatr… Wtedy chowało się do środka. A tam… m… kawa, herbata, wi-fi… tylko radio nie chciało odbierać, a maszynki czasem traciły zasięg i wtedy wkurzony kontroler dzwonił z biura: gdzie jesteś?! Tak więc siedziałam któregoś zimno-ulewnego poranka w środku, na wypasie, popijając obrzydliwą czarną herbatę z mlekiem [nie mieli alternatywy] i czekając na pracę, wyjątkowo ciesząc się, że tego dnia długo na tę pierwszą czekam… 07082013633.jpg kszyyykszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyyy I have job for you. kszyyykszyyyyykszyyyyyy
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
14.02.2014, 01:43 | #114 | |
....OLEJ....
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 24 min 54 s
|
Czytamy, czytamy....
Cytat:
Przez chwile nawet myślałem że ktoś rzucił jakiś urok na Olge, ale kto zrobiłby coś takiego Białej Strzale Ps. Musisz przyznać że ta robota nieźle podnosi umiejetności jezdzieckie. Jako ciekawostke dodam, że kurierzy wymieniaja olej w silniku raz na miesiac. Osobiście daje mi to jako taki obraz ile mil są w stanie wykrecić "dostawcy ludzkich serc". |
|
15.02.2014, 00:20 | #115 | |
Cytat:
"Ludzki egzemplarz" numer dwa się melduje Jakkolwiek to zabrzmi dziwnie: byłaś pierwszą, którą wiozłem -moje kompetencje są nikczemnie niskie, ale bardzo się starałem Ps. Czytam ale milczę - po przesiadce na DR wolę siedzieć cicho, bo mnie do reszty oskalpują...
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
||
15.02.2014, 02:28 | #116 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
hehe, fajnie, że żeście się odezwali, Egzemplarze...
Mikelosie, było A gościnność pełną parą Dzięki. Bandito - Olga po prostu była zazdrosna i strzeliła focha, nic do siebie nie mamy przecież, lubimy się Spójrzcie na ten pełen profesjonalizm. Aż mnie zatkało, jak Banditos wyjął z czeluści Afryki osłonki na felgę, żeby się nie porysowała... DSC08918.JPG DSC08916.JPG DSC08919.JPG Obowiązkowy serwis co 5000 mil. Nie należy do przyjemnych, bo traci się cenny czas na dotarcie na miejsce, naczekanie się na swoją kolej mimo umówionej godziny i wykłócanie się o swoje. Normalnie: wymiana oleju i filtra, wymiana klocków hamulcowych. Do widzenia. Rzut oka na stan opon i ewentualna wymiana [zdarzyło się kilka razy], rzut oka na łańcuch i zębatki [chyba też ze dwa razy co najmniej mi wymieniali, ale w różnych motocyklach], czasem padnie łożysko, kiedyś ślizg łańcucha mi się skończył i łańcuch wydawał straszliwe dźwięki przy redukcji biegów uderzając w goły wahacz... Wymiana filtra powietrza. Niekiedy wymiana sprzęgła/linki sprzęgła. Albo całego motocykla Sporadycznie wymiana przepalonej żarówki. Przypomniało mi się, że była jeszcze jedna jazda na stopa z prawie-nieznajomym, czyli już trochę znajomym, kurierem na dodatek. Myślałam, że w korku stracę nogi, kolanami muskałam pojazdy mijane z... konkretną prędkością, ale też pewnością Ale to się nie liczy, bo później nastąpił abordaż i devilka wylądowała w rękach wilka 2013-08-23 13.50.34.jpg ... przyznam, że przesiadka ze "świeżej", zeszłorocznej hondy nc700 na styraną już kuriersko daeuville nie była wielkim przeżyciem... ale ciekawym na pewno
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
19.02.2014, 00:56 | #117 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Poranek jak co dzień. Zostało mi jakieś 2 tygodnie pracy w jUKej. Zdecydowałam się już, że wracam do Polski na dobre. I na złe. Zaczynam patrzeć na wszystko trochę inaczej. Trochę się delektuję, trochę więcej uwagi poświęcam na rozglądanie się. Trochę bardziej się angażuję w życie tu. Ale ze wstawaniem rano coraz gorzej. Już od dawna nie jeżdżę do pracy na 8-mą, ale na 9-tą. Na tą późniejszą też czasem ciężko jest mi się wyrobić. Uwielbiam spać, niezależnie, czy to moje łóżko, czy to łóżko tymczasowe, czy po prostu mój puchowy śpiworek. Jestem zakokoniona – jestem szczęśliwa. Mam się wykokonić – jestem nieszczęśliwa.
Magda wyjeżdżała dziś wcześnie – miała jakiegoś prebooka – wczoraj oznajmili jej, że ma odebrać paczkę o 8-mej z danego miejsca i zawieźć ją tam a tam. Zdarzało się tak. Czasem była to fajna praca, odległa od zgiełku londyńskiego. Czasami ch.. hkhym-owa – jakieś 5 mil z centrum do centrum. Ale zawsze jakaś motywacja do powstania wraz z pierwszym lub drugim pobudkowym dzwonkiem telefonu… Bez czekania w mcDonalds na pierwszą pracę… Dziś wcześniej wstawała tylko Eva, nasza współlokatorka, wychodzi z domu koło 4-tej, czy 5-tej… No nic. Zwlekam się z łóżka, śniadanko, herbatka do termosu, uzbrajanie… Wychodzę jak zwykle trochę z poślizgiem czasowym. Wychodzę… jak co rano podobny widok, ale coś jednak nie tak, jak zostawiłam wieczorem… Co rano patrzy na mnie DRacula, z lekkim wyrzutem, że wsiadam na NC, ale też drapieżnym i wyzywającym spojrzeniem – a może gdzieś pojedziemy? Jestem tu i czekam na Twoje wezwanie! Ale on na mnie nie patrzy dziś rano. Nie patrzy! Nie ma czym! Reflektor zniknął, ubłocony, spokojny błotnik zniknął. Troszkę zużyta już kosteczka przedniej opony wyparowała. Nie ma felgi, linek, żadnego kierunkowskazu… Gdzie podział się bak I gaźnik? Dokąd uciekła kanapa i dlaczego to zrobiła? A tylne koło z mitasem-obieżymarokiem? A wydech, który przypalał mi paski od worka i boczek? Zdezerterowali? Dokąd? Dlaczego? Gdzie 16-letni jednocylindrowy silnik o pojemności 650? I olej i filtr powietrza? Gdzie moje kolorowe klamki i czerwone i żółte trytytki? Gdzie do cholery jest mój motocykl?! Odczuwam zjeżenie, a po chwili miękkość kolan… Fuck, a może kurwa wyrywa się z moich ust… Ale to tylko bezwarunkowy odruch ciała. Chwila emocjonalnego zachwiania. Zaraz, zaraz… przecież to tylko motor… Nikomu się nic nie stało, po prostu ten przedmiot zniknął, ktoś go podpieprzył, mogło się tak stać – w końcu pewnie kusiłam los trzymając DRaculę przed domem, przypiętego do słupka łańcuchem… Trzeba było znaleźć mu garaż i płacić za niego cotygodniowy haracz… Kurcze, to mój DRacula... Gula podchodzi do gardła… Nie, to tylko kawałek materii. Daj spokój, nie pękaj. Może to będzie motywacja, żeby wypróbować coś nowego. W końcu miałam suzukę rok, może to wystarczy… Może teraz spróbować DR350? Albo DRZ400? Może coś mniejszodzikszego? A może jednak jeszcze raz DR650? Może uda się upolować jakąś ciekawą sztukę z niemcowni? Jeeeesssuuuu, ależ zdradzieckie myśli w mojej głowie, a stoję jak wryta przed drzwiami domu zaledwie 3 minuty z kaskiem usadowionym na kiepele, gotowa do wylotu do pracy… Nic to. Nieważne co, muszę zostać w Londynie dłużej i zarobić na motura. Innej opcji nie ma. Trzeba zadzwonić na policję… Nie dogadam się z nimi swobodnie, pewnie Ania jest w domu, poproszę ją o pomoc, bo bardzo z niej konkretna i uczynna babka. Doskonale mówi po angielsku i z pewnością mi pomoże. Wracam do środka, idę do Ani i pukam do drzwi… - Aniu? Jesteś? Pomogłabyś mi? Mogę wejść? – pytam stukając do drzwi na piętrze. - Jasne, co się stało? – wchodząc widzę zaspaną Anię unoszącą się na poduszkach w łóżku. -yyy, wiesz, ukradli mi motocykl. Mogłabyś w moim imieniu zadzwonić na policję? Zaraz dam Ci dowód rejestracyjny – mówię jednym tchem, starając się opanować emocje. O dziwo idzie mi całkiem nieźle. Chwila ciszy przerywanej jedynie metafizycznym dźwiękiem rozkręcających się trybek w nienagrzanym jeszcze porannie płynie mózgowym… - Poważnie? Kiedy? Który motorek? Twój? Serio? – mnóstwo skumulowanych, retorycznych właściwie pytań wypada z ust trzeźwiejącej szybko Ani. – Ojej, przykro mi… - Nic się nie stało… bla bla bla – zaczynam tłumaczyć się Ani nie wiadomo dlaczego, pewnie zabijając przytłaczającą mnie wizję świata, który lubi przejmować kontrolę należącą mu się przecież bezsprzecznie. – Zdarza się, trudno. – Kończę optymistycznie. Wykręcam numer i podaję telefon Ance. Płynną angielszczyzną porozumiewa się z gościem po drugiej stronie phonowodu. Wsłuchuję się w pierwsze słowa, ale po chwili odpływam myślami w niedaleką przyszłość – Transport do Polski na święta, powrót… Tyle razy pod naszym domem podjeżdżały wielkie wany na rumuńskich tablicach i tylu chłopa stało obok i raźno dyskutowało o czymśtam… Przecież mogli spokojnie podnieść 150-160-kilogramowe moto i zapakować je do budy. Cóż to jest przeciąć ogniwo łańcucha… Nie robili tego, ale mogliby. Ufać ludziom, czy nie? Jak się nastawić do życia, żeby mimo progów, dziur i przepaści podnosić się z gleby z uśmiechem? Jakoś trzeba, to nie może być trudne. Po chwili widzę rozszerzające się aniowe oczy i lasso porozumienia łapie mnie za szyje – Anka bezgłośnie przekazuje mi jedno, krótkie zdanie: - Chyba mają Twój motocykl! Hę? Jak to? Chyba? E… Nie może być. Przecież to krótka piłka, nie ma Draculi przed domem, NIE MA GO. Ania rozmawia jeszcze chwilę zapisując numer sprawy na karteczce. Ciągle leży w łóżku, a ja już rozebrana z karoserii, zrobiło mi się naprawdę gorąco mimo zimnego poranka… W końcu oddaje mi telefon. - Mają Twój motocykl. Tu jest numer sprawy. Będzie odwieziony na parking policyjny, tu napisałam Ci na który. Ale masz szczęście! – uśmiecha się do mnie. Jacieeeee. Ale jestem szczęściarą! c.d.n. Tu sobie parkujemy służbówki... tyłem do wejścia do domu... Ślepa uliczka. DSC08977.JPG A tu, po drugiej stronie, parkuję DRaculę. Ma swój specjalny słupek do przykluczania. Czasem obok zaparkuje któraś Honda. WP_20131020_001.JPG A tu widać nawet czerwony łańcuch Abusa trzymający DeeRkę na uwięzi. WP_20131124_002.JPG kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyykszyyyyyyyy kszyykszyyy łot? Ukradli Ci twój pryłatny motosykl? Oh noł! Ajm łrili sory… kszyyyskszyyyy
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
19.02.2014, 02:05 | #118 |
....OLEJ....
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 24 min 54 s
|
To był cios! Ale zarazem jakie ogromne szczeście a to wszystko za sprawa małej usterki... Zgadnie ktoś co uratowało DRakule ze złodziejskich łap?
Czy moze sam Carlos opowie? |
19.02.2014, 02:49 | #119 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
No więc co dalej? Parking policyjny czynny od 9 do 15… Nic to, skoro motur jeszcze tam nie dotarł, musiałam sobie tego dnia odpuścić oglądanie Draculi po drapnięciu. A byłam bardzo ciekawa na ile zniszczenia dadzą mi w kość. Ktoś coś powiedział mojej współlokatorce, że jest jakieś damage… Nie bardzo się tym przejęłam, wiem przecież, jak prostą konstrukcją jest DR-ka. Co mogło się stać? Mogli urwać blokadę kierownicy, mogli zniszczyć stacyjkę, mogli przeciąć kable… Mogli go porzucając obedrzeć… Ale niewiele, przecież to chudy endurak, obedrzeć co? Kierownicę? Rurę? Jakiś plastik? Najbardziej martwiła mnie stacyjka – jeśli w niej zamotali, mogę mieć problem z doprowadzeniem tego do porządku, przecież muszę się jeszcze przez pół Europy dokulać do domu nie strasząc po drodze ludzi… nocując gdzieś w czasie podróży i zostawiając moto pod chmurką… Druga sprawa – nie mam już zabezpieczeń. Jak zostawię DRaculka przed drzwiami? Z łańcucha zostało pół ogniwa. Co zastanę na parkingu? Będę mogła wsiąść i odjechać? Ewentualnie zewrzeć kabelki i jechać? Jak się tam dostanę i kiedy? Ile czasu zajmą mi formalności? Czy wyrobię się z tym do świąt? Ten dzień był z jednej strony wyjątkowo szczęśliwy – poczucie, że jest się dzieckiem szczęścia… z drugiej strony pełen problemów do przemyślenia i rozwiązania…
Chciało mi się śmiać z mojej 5-8-8 [Magdy], która tej nocy zaparkowała swoją nowiutką, tegoroczną hondę nc700 zaraz obok DeeRki. Oczywiście bez żadnych zabezpieczeń, jak od ponad roku… Rano wsiadła na nią i pojechała do pracy Nie zauważając braku Draculi Miałam chyba 3 podejścia do policyjnego parkingu. Bynajmniej sprawa nie wynikała z zawiłości prawnych! Okazało się bowiem, że godziny otwarcia posterunku policji to jedno, a godziny dostępu do placu, na którym stał DRacula to drugie. Dopiero następnego dnia udało mi się zobaczyć mój motorek… Pierwsze podejście było bezowocne w widzenie – zabrałam ze sobą tłumacza przysięgłego, Banditosa, i pojechaliśmy na zwiady… Pani policjantka – o dziwo! – nie była za bardzo podatna na wdzięki Artura i nie chciała nas wpuścić na zamknięty już na noc parking, ale poinformowała nas jak to mniej więcej było… No właśnie… Macie jakieś pomysły? Parę osób słyszało tę historię na żywca [przy żywcu?], więc na ich odpowiedzi nie liczę Kolejnego dnia po pracy podjechałam obejrzeć Draculę i zastałam takiego boroka… DSC00368.JPG Ucałowałam, podmuchałam, żeby go nie bolało, opatrzyłam taśmą izolacyjną i obiecałam wrócić wkrótce… c.d.n.
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
19.02.2014, 05:55 | #120 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 51 min 11 s
|
Biedny drakula.
|