06.12.2011, 00:10 | #121 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 15 min 47 s
|
Początkowo staramy się omijać włoskie autostrady - przerabialiśmy ten temat już 2 lata temu : 14-17 E za 150 km . Po mniej więcej godzinie dociera do nas,że w ten sposób tę trasę będziemy przebywać 3 dni - jest ciemno, a boczne drogi bardzo kręte. Decyzja o nocnej jeździe przesądza sprawę. Kierujemy się na Genuę, potem na Trydent, dalej na Bolzano. Jakieś 25 km na północ za tym ostatnim zaczyna padać. Kasjer przy zjeździe z autostrady radzi nam przeczekać w pobliskim S. Martino in Pass. Jest 1.30 w nocy. Chronimy się wraz z motorem na przystanku autobusowym, na którym jak czas pokaże będziemy zmuszeni spędzić 6 godzin .Burza, która się rozpętała przeszła nasze najśmielsze oczekiwania - wichura, pioruny, deszcz nawalny... Juz wiem co znaczy nocleg w pełnym rynsztunku, z kaskiem na głowie włącznie - przynajmniej deszcz nie smaga po twarzy .
IMG_4166.jpg Około 8 rano na przystanku zaczyna gromadzić się młodzież szkolna. Niektórych rodzice zapewne nie obejrzeli przed wyjściem z domu, bo szczękając zębami paradują w krótkich spodenkach, podczas gdy wiatr łamie innym przechodniom parasole. Pod dachem robi się tłoczno, wypychamy wię królową na zewnątrz. Wojtek mimo wciąż trwającej ulewy idzie na rekonesans i przynosi dobrą nowinę - nieopodal jest hotel i pokoje gościnne. Docieramy na miejsce i dzięki uprzejmości gospodarzy zajmujemy pokój na poddaszu, gdzie liżemy rany i odsypiamy trudy fatalnej nocy. Ponoć jutro ma nie padać . I fucktycznie nie pada, ale jest lodowato. Udaje nam się przejechać około 50 km i musimy się zatrzymać. Grzane manetki nie rabotajut, ręce zgrabiały więc ogrzewamy je na szklance caffe latte. Pytamy obsługę o temperaturę na zewnątrz - nie przekracza dwóch stopni . Na pobliskich wzgórzach i szczytach gór pojawia się śnieg. Zimowa inicjacja jest więc za nami . IMG_4173.jpg IMG_4178.jpg IMG_4182.jpg Na granicy włosko - austriackiej niewiele się zmienia (poza zdecydowanie niższą ceną przejazdu ) - temperatura nie rośnie a śniegu nie ubywa. IMG_4185.jpg Mijamy wesołą austriacką ekipę produkującą ser. Chłopaki też się rozgrzewają . IMG_4191.jpg IMG_4190.jpg IMG_4189.jpg Wojtek zakupuje stylowe rękawice, które umożliwiają nam dalszą podróż. IMG_4192.jpg Od Grossglockner dzieli nas około 70 km. Nasze wahania przerywa właściciel restauracji, w której zatrzymujemy się na obiad. Spadł śnieg i od tygodnia trasa jest zamknięta . Cóż, może innym razem. IMG_4193.jpg |
06.12.2011, 00:37 | #122 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 15 min 47 s
|
Takiego zakończenia naszej podróży się nie spodziewaliśmy. Tak, tak, wiedzieliśmy że "jesień idzie, nie ma na to rady"..., ale żeby tak od razu grudniowo się zrobiło ? Co to, to nie.
Napawamy się zimowym pejzażem i ruszamy dalej, mając nadzieję, że dalej będzie lepiej, ...znaczy cieplej . IMG_4196.jpg IMG_4197.jpg A tu surprise . GPS miał nas zaprowadzić na najbliższą autostradę, ...już, zaraz, zaruteńko... Jak zwykle strzelił focha i nawinęliśmy sporo kilosów okrężną, lokalną, zaśnieżoną drogą . IMG_4198.jpg IMG_4202.jpg IMG_4205.jpg Jak to się robi? To proste - zakłada się opony zimowe i dzidaaaa . Dopadamy noclegu gdzieś w okolicach Bratysławy, gdzie w ramach relaksu oglądamy ichnią wersję "Tańca z Gwiazdami". Szczególnie intryguje nas jedna z par : męsko - męska. Patrzymy na siebie z uśmiechem i pada hasło : "Jakby Greg z Calgonem" . Chłopcy byli bezkonkurencyjni ! Rankiem na koń i galopem przez Słowację do domu (jakieś 800 km), z postojem na dociążenie takbaga tuż przed granicą - czekolady Studenckie, Becherovka, kilka nowych ponad 40-voltowych smakołyków do przetestowania, etc. Do domu docieramy 9 października, wieczorem . Podsumowanie: * Przez 30 dni przejechaliśmy 11 500 km. * Jedyna awaria to przypalona wtyczka reglera (u Kiciego padł regler). * Większość planu zrealizowana. * Pogoda dopisała częściowo - wniosek : nie odkładać na wrzesień tego, co możesz zrobić już w czerwcu. *Ceny paliw - wyższe niż się spodziewaliśmy, ceny noclegów (zwłaszcza we Francji) - poniżej oczekiwań i kalkulacji (poza kilkoma wyjątkami ). KONIEC |
06.12.2011, 03:48 | #123 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 52 min 48 s
|
Jak po raz pierwszy byłem z Azją w Norwegii, to nasz zaprzęg wyglądał równie imponująco, a końcowe kilometry były równie chłodne. Wtedy było źle i niedobrze, ale wspomnienia pozostały tylko w ciepłych barwach. Dzięki za umilenie kilku wieczorów. Jeśli jedziemy gdzieś z pasażerkami, to one powinny pisać relacje. Umiejętność zwracania uwagi na niuanse nie jest naszą zaletą. Tylko reglery, srery i jakieś giepeesy...nuda. Wojtkowi się chyba trochę przytyło, po tych sałatkach
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz |
06.12.2011, 10:23 | #124 | |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 15 min 47 s
|
Cytat:
Bardzo proszę, się rozpisałam , a miało być krótko i na temat . Przytyło się mnie, a nie jemu - On ma ten gen po mamusi = "z tyłu liceum...". |
|
06.12.2011, 10:26 | #125 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 15 godz 44 min 15 s
|
Najważniejsze, że wróciliście cało. Już dawno się ogrzaliście więc całe zimno poszlo w niepamięć. Tak jak pisze Bajrasz - wspomnienia pozostaną.
|
06.12.2011, 10:29 | #126 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 15 min 47 s
|
Nawet jak było zimno, to nie jęczeliśmy, tylko staraliśmy brać temat na wesoło. W końcu nie po to brałam piersiówkę,żeby być" miękką fają" .
|
06.12.2011, 13:17 | #128 |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 760
Motocykl: RD07a
Online: 4 miesiące 6 dni 20 godz 59 min 59 s
|
I nie tylko ty, parę rzeczy muszę sprostować lub pokazać oczami degustatora win, tylko czasu brak.
__________________
Pas zieleni to także pas |
23.12.2011, 12:51 | #129 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 31
Motocykl: Dominator 250
Online: 6 dni 2 godz 18 min 48 s
|
Obaj panowie obiecali, że coś dodadzą, ale jak widać milczą Korzystając z przerwy wklejam tekst, który napisałam zaraz po powrocie z "wycieczki". Obiecałam sobie, że nie będę tego przerabiać, ani nawet czytać przed wklejeniem, tak więc macie okazję poznać trochę nieoszlifowaną wersję wydarzeń.
Zdjęcia Francja: https://picasaweb.google.com/jautta/Porto2011Francja 10.09 - początek podróży. Warszawa - Poznań - Noc z Duchami (nocleg na zlocie pod granicą niemiecką, wspólne *****zenie i chrapanie w jednej dużej sali. Szczęśliwa, bo w kufrach zmieściło się więcej niż myślałam i wreszcie ulga, że po tylu tygodniach przygotowań nic już nie muszę załatwiać. 11.09 - przejście graniczne w Zgorzelcu, spotkanie z Leną i Wojtkiem, Niemcy. Pozytywne zaskoczenie, że Niemcy nie są tak nudne jak słyszałam, małe miasteczka, poszukiwania noclegu w deszczu i ciemności 12.09 - Francja - katedra w Metz, piękne witraże i magiczny spokój w środku. Panowie nawet okiem nie rzucili Nocleg na campingu nad jeziorem, spacery wieczorne z miejscowym psem i winem. 13.09 - Fr - Reims - katedra Notre Dame, nawet się Wojtkowi i Kiciemu podobała, w środku kicz turystyczny, na zewnątrz monumentalne i wzniosłe. Wieczorem spacer po Rouen, miejscowa kuchnia i powrót nocą przez wsie na Camping. 14.09 - Fr - Mont Saint-Michel - z całej Fr najbardziej sprawiło mi radość łażenie właśnie po mt st michel. Piękne miasteczko średniowieczne z zamkiem i klasztorem na wyspie. Przypływy i odpływy, skały na około, labirynt tajemniczych uliczek, małych sklepików i kawiarenek. Zajrzeliśmy jeszcze raz tam wieczorem, miasteczko wymiera, ale dzięki temu można odkryć bez-turystyczny urok. Oczywiście się zgubiłam zaglądając w coraz to nowe zakamarki i biegnąc za kotem z gołębiem w paszczy, ale Kici mnie znalazł. Jeśli się ktoś zastanawia co we Fr zobaczyć to właśnie to!!! 15.09 - Fr - Carnac - megality, największe skupisko, po irlandzkich widoczkach nie zrobiło wrażenia. Sceneria zbyt piękna, mało mgły i deszczu jak na oglądanie megalitów Załatwianie we Francji wszystkiego na migi lub rysunki, angielski się nie przydaje. 16, 17.09 - Fr - zamki nad Loarą - miło było usłyszeć po tygodniu migowego język polski od babci Branickiej w jednym z zamków. Pranie, dwa dni siedzimy w tym samym miejscu. Nie mogę się już Hiszpanii doczekać. 18.09 - Fr - Saint-Emilion - winnice, miasteczko, katakumby. Kłótnia o fasolkę, zgubiony telefon Zdjęcia Hiszpania Pn i Portugalia: https://picasaweb.google.com/jautta/...aPnIPortugalia 19.09 - Hiszpania!!! Trochę dojazd nam zajął, ale nie żałuję, kilka pięknych rzeczy we Francji zobaczyłam. W Hiszpanii witają nas Pireneje, autostrady poprowadzone przez góry za pomocą tuneli i wysokich wiaduktów - kunszt budownictwa drogowego. Góry budowniczym zupełnie nie przeszkadzały, a za to widoki na około zapierające dech w piersiach. Fascynująco brzydkie robotnicze i "nowoczesne" Bilbao z muzeum Gugenheima (Lena pewnie ma zdjęcia), a zaraz potem ocean i palmy. Radość kierowców - tanie paliwo Nocleg: "Kici, gdzie jesteśmy? - Coś na T...., sprawdza z gps - A, Laredo". Kuchnia hiszpańska - Platos Qombinatos (ziemniak, jajko, mięso wołowina chyba, sałata = lechuga, nowe słówko i piwo. Niechiszpańska teqila na plaży 20.09 - H - Altamira i okolice - rysunki naskalne w pięknych krasowych jaskiniach. Przewodnik, który mieszanką hiszpańskiego i angielskiego ożywiał historię sprzed 25000 lat, niestety nie wolno było robić zdjęć... Z tego co widziałam w Hiszpanii północnej, to najbardziej jest warte zobaczenia. Jaskinie na wzgórzach, drapieżne ptaki kołujące nad naszymi głowami, pierwszy wjazd po serpentynach na motorze. Nocleg - gdzieś nad oceanem, dzikie klify, kozy i sosny. Hałasujące przez całą noc fale. Mój ulubiony kemping, chociaż lenie i wojtkowi kojarzy się z zapachem krów, który nie chciał odczepić się od nich przez kolejne 300 km i kocimi sikami Z jednej ocean z drugiej góry Picos de Europa, tak trasa prowadzi nas na zachód. 300 km dziennie. Znów wiadukty, widok rzek wpadających do oceanu wśród gór, Ribadeo z daleka. 21.09 - H - Santiago de Compostella - piesi pielgrzymi po drodze, wariaci Muszelki. Obserwowałam z ukrycia jak na plac w Santiago przybywają kolejne osoby, patrzyłam na ulgę jaka się maluje na ich wykończonych, opalonych twarzach, na bose opuchnięte od pęcherzy stopy, na to jak się wzajemnie ściskają i płaczą ze szczęścia. Dla nas nie był to jednak cel i koniec podróży, trochę im zazdrościłam tego spokoju i ulgi, i tego, że im się udało. A przed nami kilka ciężkich dni. Kuchnia lokalna - tortilla = omlet, nie dajcie się nabrać, to nie Meksyk. My się daliśmy i na obiad jedliśmy omlety Galicja smutna i szara. Mrówki i obleśny camping przy Vigo. Marzenie o plaży i kąpieli w oceanie nie spełnione. Piwo i oliwki poprawiają na chwilę humor. 22.09 - Portugalia - zawód, brzydko, zimno, mgła. Domki niebieskie z kafelkami, drzewka cytrusowe, ale ogólnie mało przyjaźnie i mało wakacyjnie. Zwiedzanie nie bardzo nam idzie. 23.09 - P - jeszcze przed Porto, motor kaput, warsztat w portugalskiej wiosce, lokalesi. Nadrabianie czasu, więc ja i Kici Porto widzieliśmy przelatując przez nie w korkach Nie żałuję, bo wiem, że dalej było lepiej, ale wtedy ogólna szarość. Nocleg pod gołym niebem w okolicach Lizbony z szumem wiatraków współczesnych obok. Chyba stare wysypisko śmieci. Wyspałam się tam jak nigdy wcześniej. Radość. Nawet deszcz mnie nie obudził. Nalewka z wiśni z zamku w Obidos nas ogrzewała Wprawdzie to tylko 50 ml na 4 osoby, ale jakoś dało radę 24.09 - P - Sintra - pałace, zamki, trochę klimatu arabskiego wreszcie. Potem ciach autostradą na dół Portugalii z Lizbony do Albufeiry. Prosta kreska, ale może za mało snu, za dużo jechania i grupa się rozpada. Ja i Kici marzenie o plaży i jednym dniu bez moto, Wojtek i Lena marzenie o domku. Od tej chwili dwie różne wycieczki. Meldowanie sobie wieczorem gdzie śpimy. Pierwsza noc we dwoje samotnie, smutek, pustka. Strasznie śmierdzimy, ale brak energii na cokolwiek. Ciemno i strasznie. 25.9 - P - PLAŻA !!!!!!! Marzenie spełnione, to co w nocy wydawało się straszne okazało się rano pięknym kempingiem, rzut beretem od plaży, w przyjaznym małym miasteczku. Turystycznym, ale nie w stylu Sopot, tylko w stylu Bieszczady, Dębki itd. Jedzenie krabów. Ogólny relaks i spłukanie nieprzyjemności szarej Portugalii powyżej. Radość. Ale i poczucie porażki po rozłamie. 26.09 - P - PLAŻA no i klify Sagres, ale to tam taki szczegół Przystojni surferzy 27.09 - P - PLAŻA Skały, kraby żywe. Może jeszcze zostać na trochę? Ale nie, przygoda wzywa, dupa na moto i Hiszpania. Zdjęcia Hiszpania PD i środkowa, Andora i powrót https://picasaweb.google.com/jautta/...aAndoraIPowrot 28.09 – H - Zostawiliśmy plażę w Alvor w Portugali i pomknęliśmy na wschód do granicy z Hiszpanią. Tam wjechaliśmy w piękne góry i kręte drogi w okolicach Rondy. Adrenalina, serpentyny, zdjęcia z tylnego siedzenia. Po drodze przypadkowo znaleziony zamek mauretański. Wspólny nocleg w okolicach Rondy. Ronda – miasto położne nad urwistym wąwozem, muzeum corridy. Potem poszukiwania wąwozu El Chorro. Polecane na forum kładki niedostępne dla zwiedzających. Puste wymarłe miasteczko, tylko babcia sprzedająca kawę w szklankach na stacji śpiewająca coś po Hiszpańsku, nielegalne przekradanie się tunelem pociągowym jak najbliżej kładek. Giblartar – odmiana kompletna, ruch, hałas, zwariowane ulice, meczet, lotnisko na ulicy, Afryki nie widaćJ Dalej jednak decyzja, że jedziemy osobno. Lena i Wojtek wzdłuż wybrzeża do Barcelony, my środkiem Hiszpanii do Andory 29.09 – H – Grenada – kolejki do Alhambry, odpuszczamy, miasto, gorąco, tłok, korki, masakra. Wybieramy pusty środek Hiszpanii. Po drodze niższe góry, lasy, cisza, spokój. Camping w gaju oliwnym. Na migi poznajemy co tubylcy lubią pić. Anis np. (35 % przezroczyste i gęste, anyżkowe, piją w szklankach do brandy). Barman ogólnie brandy i whisky preferował 30.09 – H – okolice Bailen - ten sam camping w środku niczego, spokój, wypoczywamy, spacer nad wodospad, basen, Anis. Rozmowy na temat gości campingu. Z migowo Hiszpańskiego zrozumiałam, że jakiś polski polityk tu nocował, upił się i go policja w kajdanach zamknęła Traktują nas jak szalonych, że na moto tyle km robimy, gość jakąś małą Hondą śmiga po okolicy, zazdrości nam troszkęJ 01.10 – H – Calzada de Calatrava, zamek zbudowany przez zakon, który w tych rejonach najzacieklej z Maurami walczył. Dalej na Północ w poszukiwaniu wiatraków DonQuichota. Przypadkiem odkrywamy Alarcon, miasto na wzgórzu otoczone przepaściami i płynącą w dole rzeką. Decydujemy, że jedziemy do oporu. Szkoda nam czasu na nocleg. Wjeżdżamy nocą w góry i trochę się strasznie robi. Po drodze dziwne miasto Teruel, w środku pustkowi, tętniące życiem. Jednak stacje benzynowe okazują się już zamknięte. Opuszczamy miasto z nadzieją, że gdzieś po drodze coś się znajdzie. Znów pustkowia i góry. 1 w nocy i nic. W końcu niebieskie światełko mówi, że daleko nie pojedziemy. Decyzja śpimy w krzakach, a rano się pokombinuje. Wybraliśmy jednak złe miejsce, a ja złą porę na robienie sobie kolacji. Grzebałam przy motorze jeszcze, a nagle ciemności dobiegł krzyk Piotrka. Myślałam, że go jakiś człowiek napadł, ale chodziło na szczęście tylko o lisa, który się zawziął na moją kanapkę, a Kici go chciał odstraszyć. „Tylko lis” był na tyle uparty, że stwierdziliśmy, na pewno wściekły i się wycofaliśmy z jego rejonu na najbliższą stację benzynową, oczywiście zamkniętą (motor cudem dojechał, prawie widziałam jak Kici dmucha w przednią szybkę, żeby się tylko te 5 km jeszcze udało przejechać). Niespokojna noc na stacji, znaczy Kici chrapie, a ja wpatruję się w ciemność. 02.10 – H- Wschód słońca odkrywa przed nami ciepłe i oświetlone i zamykane od wewnąrz kible – sieroty z nas, ale na spanie jest już za późno. Odkrywamy też automat do tankowania, ale nie akceptujący naszych kart płatniczych. Masakra. Czekamy. Kici biega po okolicy szuka człowieków. Koło 8.00 zaczęli podjeżdżać lokalesi żeby zatankować, ale tak samo wściekli odjeżdżali, bo automat wybredny. Czekamy. Jest Niedziela. Jesteśmy w dupie pośrodku niczego. 10.00 nadal nikt się nie pojawia. No dobra, czas się przyznać, wzywamy ASS PZU. Zanim jednak zaczęli działać, pojawił się spóźniony właściciel stacji ze swoim ojcem, który rozstawił sobie krzesełko przed stacją, jak na filmach i małym pieskiem. Uffff, udało się . Andora. Usypiam z tyłu, Piotrek chyba się wyspał. Jedziemy przez Mordor, a wszędzie motocykliści, wreszcie robi mi się ciepło. Andora warta obejrzenia, kosmiczne górskie pomieszane językowo miasto i państwo. Pireneje. Ponad 2000 wysokości serpentyny. 03.10 – przeprawa przez Pireneje, Francja. Jak tylko góry się skończyły i przywitała nas widoki rodem jak z ojczyzny wiedziałam, że to już koniec wakacji. Smutno się zrobiło, ale byłam też dumna z siebie, że tyle widziałam, tyle zobaczyłam, że przetrwałam tyle kilometrów (Kici oczywiście zawiedziony, że za mało błota i masakryJ Millau, zdjęcie z dedykacją dla Jorga (wysłał ci Kici już?) 04.10 –Fr - powrót, jak bym przez Raszyn jechała, nuda,,, zwiedzamy stacje benzynowe 05.10 – niemcy – autostrada, nuda, liczę martwe zwierzęta, z 800 km na raz, bleeee, małe miasteczko chwila radości 06.10 - czechy, korony i wcale nie tańsze paliwo, noc w Szklarskiej Porębie, zimno i deszcz nagle 7.10 – DOMJ euforia spotkani z rodziną, opowieści, prezenty, a potem pustka, skończyło się, dupa, dupa, dupa, chcę jeszcze... |
28.12.2011, 19:28 | #130 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 18 min 10 s
|
Zabierałem się kilka razy aby ogarnąć wątek w całości.Zawsze coś mi przeszkadzało.
Lena Wasza wycieczka może być wielka inspiracja.Ogarnęliście dużo podczas tej wyprawy. Podobało mi się i szacun zarówno dla kierujących jak i plecaków. Po przeczytaniu można zdać sobie sprawę ile się nie widziało! ps.Podkolanówki sa ok! |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Krym po raz pierwszy, wrzesień 2011 | mikelos | Trochę dalej | 50 | 04.12.2013 15:58 |
Dookoła Morza Czarnego by Złom [Wrzesień 2011] | Złom | Trochę dalej | 88 | 24.04.2013 22:30 |
Wyprawa na Kołymę [Czerwiec-Wrzesień 2011] | deny1237 | Trochę dalej | 117 | 02.04.2012 11:21 |
Maroko kameralnie [Wrzesień 2011] | kajman | Trochę dalej | 3 | 21.09.2011 23:14 |