12.02.2015, 23:25 | #31 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 26 min 9 s
|
W ciągu kilku kolejnych dni, opanowując już do perfekcji usuwanie awarii, realizując wcześniej założony plan: oddalamy się od granicy Nigeryjskiej. Teraz jedzie się nam lepiej, pozostawiamy za sobą miejsca, które nie budzą zaufania. W pamięci mamy historię niedawno porwanej czteroosobowej rodziny francuskiej.
Święto młodzieży, które odbywała się w tym czasie w całym Kamerunie pozwala nam na chwilę zapomnieć o naszych problemach. Święto nie może obejść się bez spektakularnych parad młodzieży, którym przyglądają się notable, politycy, zwykli gapie. Pobocza zapełniają się straganami, zewsząd ściągają obnośni sprzedawcy wszelkich dóbr. Szkoły organizują pokazy, wystawy rękodzieła i zawody sportowe. To widowiskowy, barwny festyn, prawdziwa uczta dla naszych oczu, naturalnie wkomponowana w krajobraz, prawdziwy, nie pod turystę. Późnym popołudniem zatrzymujemy się w kameruńskiej misji katolickiej. Przemierzając tę część kraju łatwiej znajdujemy misje katolickie, w przeciwieństwie do północy, gdzie panuje islam. Mimo różnic rasowych czujemy się tu dobrze, bezpiecznie…jak u siebie.
__________________
*INCA RIDE 2024* |
12.02.2015, 23:39 | #32 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Tarnowskie Góry
Posty: 241
Motocykl: RD07
Przebieg: 90000
Online: 3 tygodni 5 dni 1 godz 43 min 41 s
|
Zajebiste foty Czuję piasek z zębach i strzepuję kurz z ubrania...
|
13.02.2015, 00:01 | #33 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,729
Motocykl: AT RD07a; XR600R
Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 11 godz 29 min 57 s
|
|
23.02.2015, 08:35 | #34 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 26 min 9 s
|
W kolejnym dniu pokonujemy odcinek 320 km z Garoua do Ngaundere, kierując się na południe. Upał dokucza w tym rejonie jak nigdy dotąd. Wjeżdżamy do Parku Narodowego Benue, gdzie przez kilkadziesiąt kilometrów towarzyszy nam wypalona przez słońce ziemia i buszujące po skromnej roślinności małpy.
Kolejną noc spędzamy w katolickiej misji u polskich sióstr: Piotry i Nikoli. Siostry opowiadają o swojej pracy, wspominają swoje rodzinne strony, zastawiają stół smakołykami. My opowiadamy o tym, co spotkało nas dzisiaj w drodze, o planach na jutro, o wieściach od Darka. Następnego dnia w moim motocyklu zauważam znaczny wzrost zapotrzebowania na olej. Zaczyna nas to niepokoić. Miejmy nadzieję, że to nie zapowiedź poważnych problemów. Przy drodze kupuję litr jakiegoś oleju - powinno wystarczyć na dziś. Przed nami całodniowy fragment zabawy w terenie: jedziemy w kierunku Tibati (220 km). Tibati. Miasto wyjątkowo smutne i ponure. Dookoła brud i jakoś nie nastraja do siebie przychylnie. Mimo to spędzamy wieczór w pobliskim barze racząc się lokalnym browarem "33". W mieście nie ma prądu, co nadaje mu jeszcze większej ponurości. Wracamy na misję, gdzie w nocy jesteśmy oprowadzani po kościele przez miejscowego proboszcza. Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy... Kolejny dzień - droga do Foumban. Cała trasa OFF (320 km). Niby teren nie jest ciężki, ale upał, czerwony pył, kolejne awarie dają się nam we znaki. Zmęczenie. Nazajutrz nie mogę uruchomić swojego motocykla. Od tej pory będziemy go uruchamiać na linie. Ot taka poranna, codzienna atrakcja. Kręci ale nie pali. Sprawdziliśmy wszystko co możliwe i na co pozwalały nam nasze skromne, mechaniczne umiejętności. Glód prowadzi nas do restauracji "La confiance" (franc. zaufanie) - no jak taka nazwa przydrożnej jadłodajni mogła nas nie zachęcić do skosztowania w tej restauracji popisowego dania mistrza kuchni czyli makaronu z fasolą? Pomimo wątpliwych walorów estetycznych wnętrza nie oparliśmy się degustacji, czego gastryczne konsekwencje dały o sobie znać w kolejnych dniach naszej podróży. Obsługa miła, gramatura pełna - dwie gwiazdki w/g przewodnika Michelin. Po drodze w autoryzowanym warsztacie Kawasaki naprawiamy drobne uszkodzenia motocykla. Nie zważają tu na zasady bezpieczeństwa i higieny pracy. Póki działają skutecznie, nam również to nie przeszkadza. Fuzja doświadczeń kilku specjalistów od procesu spawania metali kolorowych. Klimatyzowana poczekalnia dla stałych klientów serwisu. Akurat nie było kawy i świeżych bułeczek. Od teraz już będzie tylko gorzej. Jedziemy w kierunku Zatoki Gwinejskiej - tego dnia dojeżdżamy do Mbanga (260 km). To z pewnością najważniejsze dni naszego pobytu na pomarańczowym lądzie, które na zawsze pozostają w pamięci. Po licznych awariach, wywrotkach, odcinkach specjalnych, kopaniu się w piachu o zmroku trafiamy do kolejnej kameruńskiej misji, którą prowadzi ojciec Alexis. Zaskoczony naszą wizytą robi wszystko, aby przyjąć nas godnie. Życzliwość i troska z jaką tam się spotykamy urzeka nas. Otrzymujemy dach nad głową i wyżywienie. Następnego dnia niedziela - uczestniczymy we Mszy św., na której zostajemy przedstawieni wszystkim jako rodacy Papieża Jana II. Kilkuset zgromadzonych wiernych entuzjastycznie wita nas radosnymi okrzykami. Zdarzenie to wywołuje w nas ogromne wzruszenie.
__________________
*INCA RIDE 2024* Ostatnio edytowane przez Sub : 23.02.2015 o 09:20 |
23.02.2015, 12:01 | #36 |
Cyt.:"Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy..."
Poniżej obraz z Częstochowy. |
|
23.02.2015, 15:34 | #37 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 40 min 31 s
|
Świetne foty ludzi! Zazwyczaj je olewam,ale Twoje przypadły mi do gustu.
Sama opowieść z fajnym dreszczykiem. Pisz Waść!
__________________
Agent 0,7 |
01.03.2015, 00:14 | #38 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 26 min 9 s
|
Już tylko 250 km dzieli nas od Zatoki Gwinejskiej i wypoczynkowej miejscowości Kribi. Tam zamierzamy odpocząć trochę, nacieszyć się kąpielą w Atlantyku i lutowym, afrykańskim słońcu. Po drodze mijamy gaje palmowe. Cieszy nas taka egzotyka.
Jeszcze przed dotarciem na wybrzeże zatrzymują nas kolejne, pijane patrole na rogatkach próbując wyłudzić trochę grosza. "Jesteśmy spłukani" - tym razem mówimy prawdę. "Możemy ofiarować modlitwę za ciebie i twoją rodzinę" - żandarm wyraźnie się ucieszył, że dostanie cośw gratisie. Docieramy do kompleksu wypoczynkowego rekomendowanego przez Darka - Tara Plage. Mili ludzie lokują nas w 2-osobowym, klimatyzowanym pokoju. Po 12 dniach jazdy taki exclusive prawdziwie rozpieszcza... Zamawiamy kilka buteleczek naszego ulubionego trunku i do końca dnia leżymy w pełnym zachwycie na opustoszałej plaży. Zimna substancja przyjemnie rozchodzi się po całym ciele... Jest na prawdę błogo Nazajutrz wybieramy się z naszym przewodnikiem do osady pigmejów. Docieramy tam jego czółnem płynąc po Lobe River. Po drodze wypatrujemy małp buszujących w gęstym, tropikalnym lesie. Sama osada robi na nas raczej smutne wrażenie. Jej mieszkańcy przyzwyczajeni do przywożonych turystów próbują odczytać i zaspokoić nasze oczekiwania. Wódz odśpiewuje pieśń plemienia łagodząc ból swojej egzystencji. To czym uraczył się rano jeszcze nieźle go trzyma. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się czegoś innego. Nazajutrz dopada mnie gorączka i cały wachlarz innych dolegliwości. Być w takim miejscu i przeleżeć cały dzień w pokoju? Nie tego się spodziewałem. Reakcja organizmu na skutek lekkomyślnej decyzji o zjedzeniu makaronu z fasolą poprzedniego dnia, jest bezwzględna i przywołuje do porządku umysł, który najwyraźniej stracił na moment swoją czujność. Herbata ziołowa Marcina, Guiness i zimne okłady zbijają gorączkę i przywracają siły. Czas się pożegnać z oceanem i ruszyć w kierunku misji w Yaounde. Ten etap podróży pozwala na ułożenie sobie w głowie tego, co w ostatnich dniach doświadczyliśmy. Dolewam już 1 litr oleju na 100-150 km. Jakaś masakra. Oby tylko bezpiecznie dojechać do misji i nie zarżnąć motocykla. W końcu za kilka dni przylatuje kolejna ekipa z Polski. Po dotarciu do Yaounde gorących powitań nie ma końca. Najbardziej cieszą się dzieciaki. Nazajutrz, w pobliskiej przychodni robimy testy na nosicielstwo wirusa malarii. Mamy nadzieję, że jesteśmy "czyści". "Wielorazowe", gumowe rękawiczki chronią głownie pielęgniarkę, która sprawnie pobiera krew do badań. Izolatka odbiega w sposób znaczny od standardów europejskich. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli tu "leżakować". Nie marudzimy. Czekamy do popołudnia na wyniki badania.
__________________
*INCA RIDE 2024* |
01.03.2015, 20:11 | #39 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Bielsk Podlaski
Posty: 152
Motocykl: ktm 990 Adventure
Online: 2 tygodni 5 dni 4 godz 32 min 33 s
|
Plaża w Kribi niezapomniana! Cena piwa również . Dobrze się czyta i ogląda. Gratulacje!
|
01.03.2015, 23:50 | #40 |
Fantastyczne zdjęcia, zwłaszcza wiosek i ludzi, kolory których nie umiem nazwać. Naprawdę mega wyjazd...
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
XIX Mazowiecki Rajd Weteranów szos "MAGNET 2014" | Marcel | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 2 | 01.06.2014 16:12 |
"Cameroon challenge 2014" | Sub | Przygotowania do wyjazdów | 25 | 09.04.2014 20:45 |
Slajdowiska Wagadugu_2012 czyli moja "Odyseja po Czarnym Lądzie" - Zaproszenie | Neno | Kwestie różne, ale podróżne. | 35 | 10.03.2014 08:09 |
Wyprawa z Polski do Brazylii "Volta ao Mundo" - Trzy pasje, dwóch facetów, jeden cel! [Sierpień 2012] | Jastrap | Kwestie różne, ale podróżne. | 17 | 31.12.2012 13:55 |