01.04.2012, 19:02 | #41 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
|
DZIEŃ XIII 03.09.2011r Pauza
Zwlekam się z łóżka. Głowa ciężka, jeszcze szumi ciomnoje piwo. Pierwsze kroki oczywiście do naszej knajpki, trzeba coś przegryźć, oczywiście coś narodowego. Anki i Krzyśka już nie ma. Na Afri znajduje kartkę z pozdrowieniami, pociągnęli dalej. Wchodzimy do knajpki jak do siebie, obsługa już nas zna i witamy się radośnie. Na dzień dobry barman proponuje gruzińskie piwo ale tym razem „swietłyje” Oczywiście zgadzamy się. Zimne, pszeniczne piwo dobre jest, szczególnie po długiej nocy a na dodatek Chaczapuri. 772.JPG Placek wielkości pizzy z zapieczonym w środku słonym aromatycznym serem i baraniną i dużą ilością warzyw i wspaniałych gruzińskich przypraw i ziół podany na gorąco o wspaniałym zapachu i jeszcze lepszym smaku. Oj pociekło mi na samo wspomnienie. Niebo w gębie. Od razu lepiej i ciężar wczorajszego dnia znika. Idziemy w miasto. Łazimy po Rustaveli. Wzdłuż wielkie majestatyczne gmachy, budownictwo charakteru rosyjskiego, bolsze i surowe ale piękne. 798.JPG Masa małych i większych sklepików z różnościami. Co ciekawe w każdym umundurowany ochraniarz, zresztą policji też jest dużo ale nie jest upierdliwa. Po prostu są. Wydaje się jakby chcieli pokazać, że tutaj jest bezpiecznie. A bezpiecznie jest na pewno. Na schodach jednego z gmachów rozłożył się pchli targ. Masa pamiątek, wyroby rękodzieła, obrazy i ikony. Wyroby z wełny, czapki szaliki i skarpety. 827.jpg Można kupić też rogi, krowie rogi, z których Gruzini piją wino. Niektóre surowe, a niektóre już obrobione, oprawione w złoto i kamienie. Faktycznie dzieła sztuki. Ludzie chodzą tu leniwie, czas płynie jakby wolniej, spokojniej. Zresztą Gruzini w naturze się nie śpieszą a lubią się bawić i biesiadować. Gorąco. 38 gradusów ale wśród majestatycznych gmachów temperatura mocno nie doskwiera, zresztą co jakiś czas napotykamy fontanny gdzie można się ochłodzić i odsapnąć nie wspominając o ogródkach piwnych, z których gościnności nie omieszkaliśmy skorzystać. Pociągając zimne piwko w cieniu wielkiego parasola zaobserwowałem gruziński narodowy sport ekstremalny. Widać tutaj jest on uprawiany przez niektóre osoby a jest to… przejście przez jezdnię. Zresztą w całej Azji zaobserwowałem, że pieszy to jest jakiś intruz, który nie ma na drodze żadnych praw, więc w Tbilisi skwapliwie korzystaliśmy z przejść podziemnych, których na szczęście jest tutaj sporo i proponuję Wam czynić tak samo. Co jakiś czas napotykamy maleńkie sklepiki, wielkości naszych kiosków a wewnątrz wspaniałe bułeczki, pierożki, krokieciki ale z ciasta jakby francuskiego, wypełnione różnymi rodzajami mięsa z białym słonym serem we wspaniałych ziołach do wyboru na zimno i ciepło. O jej kulinarny raj. Żeby to się chciało zmieścić w brzuchu to bym tam tylko żarł i żarł – wspaniała odmiana po dwóch tygodniach zupek w proszku. 825.JPG No ale żeby nie było, że tylko żarcie i żarcie to jest tu również raj dla miłośników kultury, tej bardzo starej kultury i architektury. Jest tu naprawdę wiele świątyń i kościołów z pogranicza naszej ery, które warto zobaczyć ale o tym przeczytacie w przewodnikach więc nie będę Wam przynudzał. Dodam tylko, że Tbilisi jest określane jako jedno z najstarszych miast świata i ma w sobie coś co trafia do głębi serca. Włócząc się po tym wspaniałym mieście szybko uciekł nam dzień i nogi zaczęły mówić wystarczy choć to miła odmiana od bolącej dupy. Wieczorkiem nasze kroki oczywiście poprowadziły na znanej knajpki. Wewnątrz kojący chłód, wspaniała gruzińska cicha muzyka i zaprzyjaźniona już obsługa. - Więc co byście zjedli? – miła uśmiechnięta kelnerka - No oczywiście coś Waszego, regionalnego - O to musisz skosztować Mewadi - No to Mewadi i chciałbym jakieś wino, dobre wino, nie wytrawne i nie słodkie - Spróbuj Chateau Mukhrani Po chwili wjechało wino, czerwone, półsłodkie. Winiarzem nie jestem ale powiem Wam, że czegoś tak dobrego jeszcze w życiu nie piłem. Wspaniały bukiet a smak niebiański. Po pierwszym kieliszku wjechał Mewadi 838.JPG wspaniały szaszłyk, z delikatnego soczystego mięska zaprawionego ziołami, które rozpływało się w ustach, przegryzane pszenicznym delikatnym podpłomykiem i podlewane delikatnym winkiem,,, oj żołądkowy orgazm. Zanim Mewadi zginął w naszych czeluściach skończyło się wino. Cóż było robić – wzięliśmy jeszcze jedno. Kurde to jest kulinarny raj, chyba tu zostanę. Cdn... |
01.04.2012, 20:16 | #42 |
Zarejestrowany: Sep 2009
Miasto: Kuźnica Kiedrzyńska /Czestochowa
Posty: 370
Motocykl: ADV 990, SXF 250
Online: 4 tygodni 1 dzień 2 godz 49 min 49 s
|
Miętus jak wszystko ułoży się po myśli to w sierpniu z oresco popróbujemy tych smakołyków.
Pisz, pisz...
__________________
Cała nuta trwa dwa razy dłużej niż półnuta, ta z kolei dwa razy dłużej niż ćwierćnuta itd. |
02.04.2012, 11:04 | #43 |
|
|
03.04.2012, 00:22 | #44 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
|
Nosz Dzizus k....wa mać ja tu chleb z kiełbasą i musztardą popijam czajem. Pisz więcej!
|
07.04.2012, 13:21 | #45 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
|
DZIEŃ XIV 04.09.2011r 485km
Niestety nadszedł nieubłaganie ten czas gdy trzeba pożegnać miasto gdzie ręką można dotknąć gwiazd, choć już ciągnie mnie na szlak. Żegnamy się z poznanymi wczoraj włóczęgami. Jeszcze pan ze sklepiku obok rysuje nam plan jak się wydostać z Tbilisi i odpalamy ślicznotki. Podjeżdżamy do naszej knajpki żeby się pożegnać. Serdeczne uściski, życzenia na drogę – ale jeszcze przyjedziecie? – tak, mam nadzieję, że tak. Barmanowi i kelnerce daję na pamiątkę znaczki Blue Knights Poland, naszego klubu. Byli uradowani. Barman popatrzył na motokonia na biało-czerwonym tle i powiedział „będę go strzegł”. Wylatujemy z miasta. Idziemy na Tskhneti, Toneti, Manglisi, Nardevani drogą A303. Piękna górska droga, znów serpentyny, podjazdy i zjazdy a wokół żywa i dzika przyroda. Na zboczach skąpych w trawę pasą się stada szczęśliwych krów i owiec, które łażą gdzie i jak chcą a wygląda na to, że to tutaj podstawa rolnictwa. Niestety takie obejścia nie są tu rzadkością. 853.jpg Pogoda się załamuje i zaczyna się dzień mokrego podkoszulka, choć to miła odmiana po dwóch tygodniach skwaru. Dopada nas burza. Robi się trochę nie fajnie więc wskakujemy w kondony. Leje jak cholera, drogą płynie potok wody, błota i krowich gówien, więc jedziemy bardzo delikatnie. Przejeżdżamy obok wielkiego jeziora, którego wody wkomponowane są w wielkie skalne przestrzenie a ich kolor jest jedyny w swoim rodzaju. Wokół cisza i spokój. Na widnokręgu żadnych ludzi. Czasem tylko mijamy małe osady. Stare domy zbudowane z kamienia wyrwanego skale, dachy najczęściej pokryte darnią a przed domami suszą się prostokątne bobki wielkości cegły utworzone ze słomy zmieszanej z krowim gównem a służące zimą jako opał. Bardzo ekologiczny zresztą. Lub osiedla powstałe z kontenerów, takie jakby tymczasowe. 876.jpg Mijamy uśpione w kotlinie górskiej Akhaliki i wchodzimy na przepiękną krętą drogę ciągnącą się u stóp potężnego wąwozu. Wokół pną się przepiękne surowe skały powstałe z tufu wulkanicznego. To niechybny znak, że zbliżamy się do skalnego miasta Vardzia. Dostępu do bocznej drogi dojazdowej broni majestatyczna Twierdza Chertwisi, której powstanie datuje się na początek naszej ery . 913.jpg Chertwisi było twierdzą królewską, wielokrotnie niszczona i odbudowywana. Od wschodu do twierdzy prowadzą dwa tajemne przejścia służące do zaopatrywania się w wodę i do łączności ze światem podczas oblężenia twierdzy. Na jej terenie znajduje się mała cerkiew i ruiny najprawdopodobniej zabudowań gospodarczych. Kilka kilometrów za Twierdzą wyłaniają się pionowe skały wyglądające jak plaster miodu. Jest to miasto-klasztor VARDZIA, wydrążone w skale wulkanicznej o wysokości 1300mnpm. Jaskinie wydrążone są na stromym skalnym zboczu w rzędach. Znajduje się tu cała masa tuneli, ukrytych ścieżek i schronień stanowiących jeden wielki system mieszkalny. Całość składa się z dużej świątyni, licznych jadalni, sali balowej, piwnic na wino oraz wielu pomieszczeń sypialnych i magazynowych. Vardzia powstała na przełomie XII i XIII w, jako twierdza wojskowa. Kompleks mógł pomieścić od 20 do 60 tyś ludzi. Po pewnym czasie skalne miasto zasiedlili mnisi. Stanowiła ona również schronienie dla zwykłej ludności podczas licznych na tym terenie wojen. Kompleks pierwotnie całkowicie ukryty w skale został zniszczony na skutek wielu trzęsień ziemi. W XVI wieku szach perski splądrował miasto, a to co pozostało zostało do końca rozgrabione, część mnichów została zabita natomiast reszta uciekła. 932.jpg Stojąc u stóp, miasto skalne robi niesamowite wrażenie. Po prostu przytłacza swoim ogromem i karze się pochylić nad trudem włożonym w wydrążenie tego obiektu. Dzień niestety chyli się ku zachodowi. Czas znaleźć miejsce do spania. W okolicach Skalnego Miasta jest kilka pasjonatów ale nie koniecznie mamy kasę, żeby ją tak łatwo oddać. Kierujemy się w stronę granicy, na drogę A306, mijamy Akhaltsikhe i idziemy małą, wąską dróżką na południe. Mijamy Pamadzhi i Tskaltbi, droga nie wygląda jakby miała doprowadzić gdziekolwiek a już na pewno nie do granicy. Mijane wioski sprawiają wrażenie filmu mafijnego pogranicza. Faceci z zarośniętymi gębami i małymi świdrującymi oczkami, dzieci w potarganych, brudnych ubrankach, kobiet nie widziałem ale na pewno miały długie czarne paznokcie i potargane włosy. Pomimo, że się ściemniało i co chwilę pieścił nas deszczyk było to ostatnie miejsce gdzie chciałbym spędzić noc. Horrorowa wizja dopełniła się gdy w jednej z wiosek przed domem ujrzeliśmy grupkę mężczyzn, którzy oprawiali cielaka leżącego bezpośrednio na chodniku. Kurde i te ich długie zakrwawione noże, i to ich głębokie, spode łba spojrzenie, które nas odprowadziło, i te ich zarośnięte zacięte gęby. Wyobraziłem sobie siebie leżącego na miejscu tego cielaka i automatycznie odkręciłem manetkę nie zważając na śliskość spowodowaną płynącymi strugami wody z krowim gównem, nie dam się żywcem! Pomyślałem, że jeżeli ta droga prowadzi do nikąd, bo na taką wyglądała, to tędy na pewno nie wrócę! Faktycznie byliśmy chyba na końcu świata. Pniemy się cały czas w górę, droga szerokości jednego auta osobowego. Mijamy kolejną wioskę Dzhakismani. Tu już tubylców nie widać, tylko zasłonki w oknach lekko się ruszają. Zrobiło się ciemno. Cały czas pod górę i kręto. I nagle widać mocne światła. Znaczy chyba jakaś cywilizacja. Podjeżdżamy bliżej. Widać na masztach flagi Gruzji i Turcji i jakieś budynki ale krajobraz księżycowy. Hałdy piachu i jedna wielka budowa. Zdaje się remont na granicy. Zresztą ruchu tu nie ma. Ucinamy miłą pogawędkę z policjantami Gruzińskimi. Pytam czy możemy tu „zdiełać pałatku” bo już ciemno ale nie bardzo, w końcu to granica. U Turków też bez problemowo. Pani celnik pyta po angielsku co mam do oclenie, oczywiście nie rozumiem więc macha ręką, przystawia stempel i jesteśmy znów w Turcji. Cóż, że pada i jest ciemno a droga kręta i albo skała albo przepaść. Jechać trzeba. Owszem można na boczek i rozłożyć namioty ale tak przemoczony w mokrej szmacie spać to jakoś nie koniecznie. Wjeżdżamy do jakiejś wioski. Jest Otel, tylko jakoś w nim ciemno ale w recepcji się świeci. Stajemy. Many idzie negocjować. Facet chce 50 dolków, chyba zdurniał. Damy 30. On 40. My 35. Nie, chce 40 i już. Więc tłumaczymy mu żeby się bodnął i jedziemy dalej. Z drugiej strony wiochy, jakaś speluna ale ma klimat, muzyka tubylcza - fajnie. Idę pytać. Facet za barem mówi w wielu językach pod warunkiem, że to języki tureckie. Pytam głośno czy ktoś mówi po rusku. Podchodzi do mnie pani o bardzo obfitych kształtach (jak się potem okazało przewodnik małego kobiecego stadka świadczącego usługi bawiącym w knajpie panów) - da, ja gawarim - skarzy mnie nia skolko dieniek budiet adna kwartira na adna noć na dwa czeławieka - dwatcat doliar No i pięknie. Właściciel prowadzi nas do pokoju wyglądającego jak internat z lat 70, ale jest sucho, ciepło a w prysznicu nawet ciepła woda. Po zmyciu z siebie trudów ostatniego dnia schodzimy do knajpki. Jakby nie patrzeć Efez nas woła. W Sali pełno, siwo od dymu, turecki gwar ale klimatycznie. Gdy weszliśmy towarzystwo ucichło i zaczęły nas świdrować małe oczka. Mimo wielkiego pragnienia poczułem się trochę nieswojo i zacząłem się zastanawiać czy zejście tutaj to był dobry pomysł gdy od jednego stolika doszło głośne POLONEZ MOTOCYKLIST i odezwał się gwar jakby uznania, a oczka zaczęły na nas patrzeć przyjaźnie. Uff napięcie minęło. Pozdrowiliśmy wszystkich (oczywiście w esperanto) i już byliśmy swoi. I te pierwsze łyki zimnego Efeza – bezcenne. Po pewnym czasie przysiadł się do nas około 30-to letni chłopak. Łamaną niemczyzną dogadaliśmy się, że pracuje w Holandi z Polakami. Pochwalił mi się znajomością polskiego: Dzien dobly, Jak się mas, Dobzie dobzie, O ja piel dole. No faktycznie dobrze mówił. Po chwili daje mi telefon a z telefonu: Cześć a co ty od niego chcesz? Okazało się, że zadzwonił do swojego kolegi, naszego rodaka pochwalić się, że spotkał Polaków na końcu świata, a w dowód przyjaźni postawił nam po szklaneczce narodowej tureckiej wódki. Fakt, była co najmniej błeee, słodka i anyżowa ale łyknęliśmy z uśmiechem i bardzo ją chwaliliśmy żeby nie obrazić naszego nowego kolegi. Co jakiś czas bywalcy lokalu grupkami wymykali się na dwór i ukradkiem oglądali nasze sprzęty. Po czym wracali na salę i po ich delikatnym kiwnięciu barman stawiał nam na stoliku po kolejce Browarka, po czym obdarowujący nas krzyczał toast Polonez motocyklist i pociągaliśmy ze smakiem. Szczerze mówiąc bardzo mi się podoba turecka gościnność. Z głośników płynęła bardzo głośna, wesoła turecka muzyka, która naprawdę idealnie pasowała do otoczenia. Po pewnym czasie wstało około dwudziestu facetów, rozsunęli stoły, jeden powiedział wskazując nas „to dla was” i zaczęli tańczyć. Gromada facetów trzymających się za ręce, pierwszy i ostatni w wolnej dłoni trzymał białą chusteczkę, i falujących jednakowo przy wspaniałej tureckiej melodii robi naprawdę wielkie wrażenie. Po tańcu wygłosiłem kwieciste podziękowanie, po którym z ich strony nastąpiła seria mniej lub bardziej zrozumiałych toastów, a na naszym stoliku pojawiła się nowa bateria butelek ze srebrzystym płynem. Oczywiście wg islamskiego zwyczaju w knajpie gdzie pije się alkohol (oczywiście tylko po zmierzchu) nie mogą przebywać żadne kobiety, toteż była to zabawa we wspaniałym męskim gronie. No, za wyjątkiem stolika w rogu Sali (powiedzmy służbowego stolika) przy, którym siedziało małe stadko pań, zabawiających panów, którzy musieli zostawić swoje panie w domu bo tak karze obyczaj, a dowodzonych przez poznaną przeze mnie na wstępie panią ruskojęzyczną, jak już wspomniałem o bardzo obfitych kształtach. Po jakimś czasie panowie znowu wstali, ustawili się w krąg, muzyka płynęła a jeden z nich wyciągnął rękę w geście zaproszenia i krzyknął „Polonez motocyklist”. Ja tancor nie jestem ale poczuliśmy się tym zaproszeniem bardzo uhonorowani więc wykonaliśmy razem ze wszystkimi pląs. Powiem szczerze nawet nam to wychodziło ale był to pewnie skutek wlanych w siebie Efezów. Około drugiej, może trzeciej, towarzystwo zaczęło się przerzedzać ale każdy wychodzący machał nam na pożegnanie, a ponieważ Many już zaczynał mi się podobać udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Do dzisiaj mam ogromny szacunek do Turków za to jak nas przyjęli, bo wszędzie są wspaniali ludzie tylko czasem boją się być dobrzy, a ja nie potrafię opisać wdzięczności za to jak nas przyjęli. CDN…… |
10.04.2012, 12:01 | #46 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
|
Rewelacja . Świetnie się czyta. Balety w knajpie pełnej Turków... bezcenne . Przy niektórych nazwach wiosek Google wymięka
|
10.04.2012, 14:59 | #48 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
|
Dzień XV 05.09.2011r 518km
Rano oczywiście znów wita nas zapomniany głos z rakiety. Już mi go trochę brakowało. Zwlekamy się z wyra. Wczorajsza noc jeszcze dudni w kościach. Pogoda nie fajna, ciągle ciapie, ale wolę wilgoć z wierzchu niż od środka więc rezygnuje z gumy. Odpalamy ślicznotki i dalej w góry. Droga pnie się coraz wyżej. Ruch na szczęście znikomy, winkiel za winklem a widoki bajeczne. Niestety po pewnym czasie wjeżdżamy w chmurę. Widoczność spada do 10 – 15 metrów. Nie dość, że wilgotno to robi się cholernie zimno. Termometr pokazuje 2 Celcjusze. Kurde jeszcze nam tu brakuje śniegu. Oczywiście prędkość też spada, trzymamy się dwójki bo nie chciałbym się spotkać tutaj z tureckim kierowcą, a droga niestety pomieści tylko jednego. 972.jpg Jazda na czuja, serce w żołądku, pośladki ściśnięte, z lewej ściana, z prawej przepaść. Na szczęście nie widać jaka głęboka. Z wrażenia robi mi się ciepło. Wreszcie droga się wypłaszcza i po chwili czuć spadek. Po minięciu nie wiem ilu winkli, po około 12km wychodzimy wreszcie z chmury. Ulga i szok. Wokół potężne góry i przełęcze oświetlone słońcem. W dole zagubione wśród skał małe wioseczki skąpane w słońcu. Bajka, tego się nie da opisać. Trzeba to po prostu przeżyć. Stajemy na fajeczkę, żeby dłużej się upajać tym widokiem. Słońce delikatnie rozgrzewa nasze zmarznięte gnaty bo z wrażenia nawet nie pomyśleliśmy, żeby się na górze cieplej ubrać. Ruszamy w dół. Góry mienią się w słońcu, robią się białe, czerwone, szare. Trasa kręta i wymagająca ale ile radości z jazdy. Nawierzchnia różna, czasami prawie gładka jak stół, czasem dziura na dziurze a miejscami brakuje kilkaset metrów asfaltu jakby ktoś go zwinął i zabrał a drogę wypełnia skalny tłuczeń. 999.jpg Zresztą zaobserwowałem ciekawy sposób łatania tutejszych dziur, a o drogi tutaj się dba. Gdy powstanie w jezdni dziura (a niektóre mogły by pomieścić ciężarówkę) przyjeżdża fadroma i leżące o podnóża odłamki skalne ładuje w łychę, wsypuje w drogową dziurę a następnie kilkakrotnie przejeżdża po niej, ubijając tłuczeń swoimi wielkimi kołami. No cóż, można i tak, można i tak. Zawsze to lepsze niż wielka jama, a że motocykielom nieprzyjazna? Przecież nikt nam nie kazał się tutaj pchać. Przechodzimy przez wiele wiosek zagubionych w górach. Na skąpo pokrytych trawą zboczach pasą się bydlątka z przewagą krów i osłów. Owiec jakoś tu nie widać. Teren powoli się wypłaszcza, tzn skaliste szczyty ustępują miejsca górom bardziej rozległym i łagodniejszym. Ciągniemy drogą 955 a potem 010. Kierunek państwo Kurdów, potem Kapadocja. Przechodzimy w drogę 080, potem w 100. Idziemy przez cały czas przepięknym kanionem, z prawej i lewej wysokie kolorowe skały. Niestety temperatura Znów normalna czyli powyżej 40 stopni i znów marzę o wysokogórskim chłodzie. 1020.jpg Po około 300km wychodzimy z gór, tzn. ciągną się one jeszcze z prawej i lewej ale droga robi się trochę prostsza i szybsza. Gnamy więc znów do przodu połykając odważniej kilometry. Znów African Expres. Gdy słoneczko zaczęło dotykać szczytów zjeżdżamy z drogi i rozkładamy się obok jakiejś wysychającej rzeczki. Dzisiejszy dzień dał mi trochę w kość więc nie mam ochoty nawet rozbijać namiotu. Zeżeramy ostatnie zupki w proszku przegryzając resztką domaćnego chleba. Hurra mamy jeszcze gruzińskie piwo i tym miłym akcentem kończymy następny dzień włóczęgi. 1096.jpg CDN... |
15.04.2012, 22:29 | #50 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: ŁÓDŹ
Posty: 24
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 5 dni 10 godz 59 min 31 s
|
__________________
BMW R1150RT POLICE POLSKI FIAT 125p1300 MILICJA Nysa 522 WRD MILICJA UAZ469 B MILICJA MZ ES250/2 TROPHY MILICJA MZ TS 250/1 MILICJA MZ ETZ 251e MILICJA |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] | bukowski | Trochę dalej | 21 | 08.01.2014 14:15 |
Bałkan trip, prawie solo. [Sierpień 2011] | majki | Trochę dalej | 129 | 18.01.2012 17:52 |
Albania/Czarnogóra 6-21 Sierpień 2011 | Jaca GDA | Umawianie i propozycje wyjazdów | 24 | 02.08.2011 22:59 |
ISLANDIA-sierpien 2011 | myku | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 30.03.2011 19:14 |
Maroko sierpień/wrzesień 2011 - wybiera się ktoś...? | Joseph | Umawianie i propozycje wyjazdów | 12 | 18.02.2011 21:01 |